To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Byłam zagubiona

Anonymous - 2014-01-29, 22:24

Nutka,

przecież wiesz, że to ironicznie napisałem :-)

Anonymous - 2014-01-29, 22:54

no wiem ... wyjaśniam tylko z babskiego punktu widzenia jak nawet takie starania na nic się zdają...
ale najbardziej liczę na te moje dylematy, że ktoś mi w głowie rozjaśni.... nawet ironicznie... co ja robiłam źle z męskiego punktu widzenia :) i co dzieje się w moim mężu, skąd ta zatwardziałość serca, to zapatrzenie w jeden cel - tylko rozwód ! ... i jak go skruszyć? gadać, nie gadać, pisać, nie pisać, co pisać, jak odpowiadać, co robić, czego nie robić... co może faceta zmobilizować do zmiany zdania?
i jak te jego zachowania rozumieć?

Anonymous - 2014-01-29, 23:19

no cóż Nutko....kiedyś sam poszukiwałem podobnych odpowiedzi......jak to jest z kobietami.
Czas (niestety)- zazwyczaj pokazuje zgoła cos innego.
Że bezsensowne są wszelkie działania -gdy ktoś czegoś sam nie zechce.
A to zechce ma tez wielu ojców i matek :mrgreen:
-jedni wracają bo im nie wyszło to cos za czym gonili
-inni wracają w przekonaniu że im się to należało bo sami byli nijak traktowani
- a jeszcze inni faktycznie chcą wrócić i wszystko zmienić

I chyba nie podlega dyskusji w której grupie czekających małżonków każdy by chciał być....

Anonymous - 2014-01-30, 00:07

chyba jestem na etapie, że wszystko jedno z jakiego powodu mój mąż zechciałby wrócić, byleby wrócił :) ... Nie umiem zaakceptować bólu syna i tego co i jak przeżywa ... Serce mi pęka !
Anonymous - 2014-01-30, 09:04

Nutka...pytasz skąd ta zatwardziałość serca...ja jestem w podobnej sytuacji...Będzie ze mną rozmawiał tylko jeśli zgodzę się na rozwód...Teraz tydzień temu w końcu nastąpiła cisza z mojej strony... Nie chcę znowu słyszeć, że nie kocha, że nie obchodzi go co czuję, że nigdy nie da nam szansy...że tylko rozwód!!!a każda próba rozmowy i jakiegokolwiek kontaktu z mojej strony kończyła się właśnie w ten sposób...więc powiedziałam Sobie dość...i wiesz co, żyję...jasne że bym chciała napisać, więc piszę w zeszycie...zadzwonić...więc dzwonię do koleżanki...i zapanował spokój u mnie...bo nie zastanawiam się codziennie nad każdym jego słowem...Nie mam pojęcia co będzie, wiem, że tak jest lepiej... nie czuję się codziennie odrzucona po raz kolejny...
Anonymous - 2014-01-30, 12:30

Asienqa - to jest właśnie to :-)
Przytulam!

Anonymous - 2014-01-30, 20:55

asienqa napisał/a:
Nutka...pytasz skąd ta zatwardziałość serca...ja jestem w podobnej sytuacji...Będzie ze mną rozmawiał tylko jeśli zgodzę się na rozwód...Teraz tydzień temu w końcu nastąpiła cisza z mojej strony... Nie chcę znowu słyszeć, że nie kocha, że nie obchodzi go co czuję, że nigdy nie da nam szansy...że tylko rozwód!!!a każda próba rozmowy i jakiegokolwiek kontaktu z mojej strony kończyła się właśnie w ten sposób...więc powiedziałam Sobie dość...i wiesz co, żyję...jasne że bym chciała napisać, więc piszę w zeszycie...zadzwonić...więc dzwonię do koleżanki...i zapanował spokój u mnie...bo nie zastanawiam się codziennie nad każdym jego słowem...Nie mam pojęcia co będzie, wiem, że tak jest lepiej... nie czuję się codziennie odrzucona po raz kolejny...


no i też ja doszedłem do takiego wniosku, ale to strasznie ciężkie..... wytrzymać z buzią na kłódkę bo żona sama się nie odezwie.... a ja tak marzę o rozmowach o wszystkim i o niczym, o uśmiechu, miłym geście, o przytuleniu nie wspominając..... :-(

Anonymous - 2014-01-30, 23:27

Piękne świadectwo męża Julci.
Gratuluje takiego faceta.


Nutko.....nie wzoruj sie na sytuacji Julci,bo ta zupełnie inna.
Jedyne co zasugerowadź mogę.....odpuść....sobą i synem sie zajmij.

Anonymous - 2014-01-31, 00:25

lena napisał/a:
Piękne świadectwo męża Julci.

A Ja gratuluje mu wytrwałości i uporu......

sam uczestniczę od lat w tej bajce........ :mrgreen:

Zatem wiem co to jest zostawić daleko za sobą coś co zwane dumą męską....

ale czego się nie robi...........dla..... ;-) ;-)

Anonymous - 2014-01-31, 09:54

miodzio63 napisał/a:
lena napisał/a:
Piękne świadectwo męża Julci.

A Ja gratuluje mu wytrwałości i uporu......

sam uczestniczę od lat w tej bajce........ :mrgreen:

Zatem wiem co to jest zostawić daleko za sobą coś co zwane dumą męską....

ale czego się nie robi...........dla..... ;-) ;-)


No tak, a czy taka wytrwałość powinna mieć swój punkt zwrotny jeśli nie ma efektu? Bo u mnie to mój upór i wytrwałość są moimi wrogami a odnoszę wrażenie, że jak się wycofuję to o to własnie żonie chodziło "święty spokój". Wszyscy piszemy- nie mamy wpływu na małżonke/a. Ale nawet jak się zajmujemy sobą to nasza obecność, działanie, codzienne czynności zdecydowania oddziaływają na drugą osobę. Wystarczy, że "zostawię kubek nie w tym miejscu" albo odezwe się nie tak, jak rozmówca chciałby, mimo najlepszych intencji.
Przypadek Julci jest przykładem opamiętania Julci w odpowiednim momencie. A nie wiemy co by było gdyby ta sytuacja trwała "o jeden dzień za długo".



ALBO JA JESTEM ZA GŁUPI NA TO FORUM.....I MOŻE ŻONA MA RACJĘ, ŻE NIE CHCE BYĆ Z TAKIM DEBILEM JAK JA.....NIE UMIEM ŻYĆ NORMALNIE, "NORMALNIE" GADAĆ O KORKACH NA DRODZE" ZE ŚWIADOMOŚCIĄ TEGO, CO SIE STAŁO. A właśnie tego, zona ode mnie oczekuje. Żyć, jakby nic sie nie stało. Rano wstać, przeciągnąć sie, i od niechęcią zapytać, co dzis jemy na śniadanie jak za starych dobrych czasów? Kurcze, nie potrafię tak.... A żona twierdzi, ze wkrecilem sobie film, nic nie chce mi wyjaśniać i te smsy to tylko słowa.....wkrecilem sobie? Nie wiem.

Anonymous - 2014-01-31, 11:02

silverado napisał/a:

NIE UMIEM ŻYĆ "NORMALNIE" GADAJĄC O KORKACH NA DRODZE" ZE ŚWIADOMOŚCIĄ TEGO, CO SIE STAŁO.


Rozumiem co czujesz. To naturalne.
Ale uważam, że musisz - my wszyscy musimy - uczyć się normalnie żyć mimo tego co się stało.

W przypadku każdego z nas stało się coś trudnego. Odejście, zdrada, złamanie dotychczasowego życia, rozczarowanie, kłamstwo, ból, krzywda, rozwód, dziecko małżonka z obcą osobą. To są rzeczy trudne, ale ich się nie da wymazać! One z nami będą do końca naszego życia.

Musisz jakoś nauczyć się czerpać z życia mając z tyłu głowy to co się stało/dzieje/będzie się działo - inaczej nie dasz rady funkcjonować, zniszczysz siebie samego! Chyba że lobotomia.. wielu o tym marzy...

Co więcej: to co się STAŁO implikuje w naszym życiu kolejne zmiany, w dużej mierze niezależne od nas! I nie wiemy jeszcze jakie.
Jeśli nie nauczymy się żyć z tym wszystkim co BYŁO , i z tym wszystkim co BĘDZIE lub NIE, to nie damy rady.

Wzmacniaj siebie, uniezależniaj siebie od drugiej osoby w pozytywnym sensie. Uzależniaj siebie od Boga.
To jest trudne ale to chyba jedyna droga.

Anonymous - 2014-01-31, 11:18

Uderz w stół a nożyce się odezwą. No tak, parę słów i atak. Jakie to powierzchowne. A może zamiast idealizować się, warto uderzyć się w pierś i uczciwiej przeanalizować to, co zrobiliśmy złego? Nic chyba na mnie nie miało tak zbawiennego wpływu, jak sytuacje, w których był prawdziwie świadectwem .... POKORY? Bo tylko tak to mogę nazwać. Nie szukał winy we mnie, ale w sobie. Owszem, na początku bardzo to wykorzystywałam, by dopiec. Ale po czasie przyznaję, bardzo mocno ruszyło to moje sumienie. Jego wkład i poświęcenie zdemaskował mój grzech. A myślę, że największym było zwykłe kłamstwo. To, co widzę w wypowiedziach zgromadzonych tu panów, po latach doświadczenia, wcale nie dziwię się, że nie dotarli do serc swoich małżonek. I nie mówię tego po złośliwości. Po ostatnich wpisach i popisach panów, mam ochotę odejść z tego forum. Źle się czuję w towarzystwie takich osób. Zwłaszcza, gdy widzę, że jeden z panów tu założył ... drugie konto, tylko po to, by potwierdzić swoje racje? Na litość boską, po co? By sztucznie się dowartościować?
Anonymous - 2014-01-31, 11:21

julcia80 napisał/a:
Uderz w stół a nożyce się odezwą. No tak, parę słów i atak. Jakie to powierzchowne. A może zamiast idealizować się, warto uderzyć się w pierś i uczciwiej przeanalizować to, co zrobiliśmy złego? Nic chyba na mnie nie miało tak zbawiennego wpływu, jak sytuacje, w których był prawdziwie świadectwem .... POKORY? Bo tylko tak to mogę nazwać. Nie szukał winy we mnie, ale w sobie. Owszem, na początku bardzo to wykorzystywałam, by dopiec. Ale po czasie przyznaję, bardzo mocno ruszyło to moje sumienie. Jego wkład i poświęcenie zdemaskował mój grzech. A myślę, że największym było zwykłe kłamstwo. To, co widzę w wypowiedziach zgromadzonych tu panów, po latach doświadczenia, wcale nie dziwię się, że nie dotarli do serc swoich małżonek. I nie mówię tego po złośliwości. Po ostatnich wpisach i popisach panów, mam ochotę odejść z tego forum. Źle się czuję w towarzystwie takich osób. Zwłaszcza, gdy widzę, że jeden z panów tu założył ... drugie konto, tylko po to, by potwierdzić swoje racje? Na litość boską, po co? By sztucznie się dowartościować?


A który to Pan?

Anonymous - 2014-01-31, 11:25

julcia80 napisał/a:
Zwłaszcza, gdy widzę, że jeden z panów tu założył ... drugie konto, tylko po to, by potwierdzić swoje racje? Na litość boską, po co? By sztucznie się dowartościować?


Cześć WIKO..... :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group