Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Dylematy etyczne dotyczące informowania o zdradzie |
Autor |
Wiadomość |
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 12:12
|
|
|
Grzegorz
Cytat: | Mare
W tej teorii "namiętność" to nie tylko seks. To po prostu zakochanie, "romantyczne początki", fascynacją drugą osobą itp... Bez tej fazy, bez idealizowania obiektu miłości mało kto wchodziłby w małżeństwo. Małżeństwa aranżowane, na chłodno to przeszłość. Natomiast prawdziwą bliskość można zbudować przechodząc łagodnie z fazy 1 do 2, zastępując romantyczne początku głęboką intymną relacją. Nie ma innej drogi.
Tak nawiasem nie odnosząc się do nauki KK (bo to nie kościół katolicki wymyślił) teoria przedślubnej czystości z punktu widzenia społeczno-kulturowego jest trudna do spełnienia. Przez setki, ba tysiące lat kobiety wychodziły za mąż mając 16-18 lat. Utrzymanie dziewictwa do wieku 17 lat, w sytuacji mieszkania z rodzicami, pod ich czujnym okiem nie było łatwe, ale na pewno to zupełnie inna sytuacja niż XXI wiek, czas w którym ludzie czekają ze ślubem nierzadko do 30ki. |
Grzegorz ,
wyrażnie tam pisze , że dopiero po fazie namiętności ( w tym po współzyciu w domyśle )
następują decyzje co do podtrzymania związku i nastepnie budowana jest poważniejsza bliskość .
Zdecydowanie nie taka kolejność powinna być .
To podpowiada psychologia i zwykła logika , wreszcie doświadczenie .
Fascynacja czym ?
Ciałem głównie , nie Osobą .
Do poznania i fasynacji , zachwytu potrzebne jest poznanie o wiele bardziej gruntowne , a do tego potrzeba bliskosci innej niż fizyczne zauroczenie .
Związek , jak każdą budowlę buduwać warto na fundamencie .
Fizyczność nią nie bedzie .
Do budowy potrzeba wiedzy i czasu , a nie spontaniczności .
A najlepiej zaczać od badań gruntu czyli rodziny .
Ty to nazwiesz , że to nieromantyczne ,
a ja to nazwę że to mądre za to .
Ale oczywiste jest także , że i bez pociągu fizycznego , akceptacji conajmniej
nie ma co się angazować .
Tylko , ze nie on powienien tu grać pierwszoplanową rolę .
Ludzie byli i są tacy sami .
Zmieniły sie tylko warunki i otoczenie .
Jeżeli ktoś wie DLACZEGO zachowuje czystość
i ma w tym przekonanie to wytrwa .
To nie moja wina , że czeka do 30 czy 40 nawet .
Wygłaszasz trochę teorię , że człowiek nie panuje nad swoim ciałem .
A skoro tak , to jak można potem winić kogoś za zdradę choćby ?
Cóż się bowiem zmieniło ?
To , że wszedł w związek ?
Ciało jest ciało , nie ?
Przed czy po ślubie . |
|
|
|
|
renta11 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 13:08
|
|
|
Lustro
A wiesz Renta11, że to nie miłosc tylko postawa...i to na domiar złego "nieszczera postawa"
Ale ja zmierzam do tego, że od postawy można przejść do miłości. I o takim wzbudzaniu uczucia mówię. Nie zawsze się to udaje.
A nawet gdyby to się nie udało (co jest także prawdopodobne), to małżeństwo z ponad 20-letnim stażem można opierać na innych bliskich uczuciach. Dla mnie moja rodzina była tego warta. |
|
|
|
|
moc nadziei [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 13:21
|
|
|
gdyby iść torem który tu proponujecie, np. grzegorz i jego wykresy nieuchronnego obumierania uczucia, to jaki byłby sens w ogóle wchodzić w związek małżeński i ślubować miłość do końca życia?
mam wrażenie, że dyskutując zupełnie pomijacie obecność Boga w Sakramencie Małżeństwa
nie wiem, nie modne podejście? nieciekawe? zbytnie spłycenie, czy za duża głębia?
ale przecież to jest sensem tego forum, wiara, że Bóg jest z nami w małżeństwie!
że łaska Sakramentu to niepojęty i niewytłumaczalny dar, dzięki któremu małżeństwo ma sens nawet w trudnych chwilach
przecież te trójkątne grafiki w ogóle nie odnoszą się do tak pojmowanej tajemnicy małżeństwa
dla mnie osobiście, po moich doświadczeniach i w trakcie ich, cały czas inny symbol jest ważny:
trójkąt o trzech wierzchołkach Bóg-ja-mój mąż, gdzie każdy wierzchołek jest mocno połączony z każdym.
łaska sakramentu jest i już teraz nie dam się przekonać że jej nie ma
kiedyś bym sie pukała w głowę...
teraz już nie
i to co się może dziać w sercu niekochającego męza powtarzającego słowa "moja żona cenniejsza niż perły" to raczej nie proces psychologiczny wytłumaczalny, i do odszukania w prasie fachowej
to łaska
coś nieuchwytnego, co zmienia nas |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 13:51
|
|
|
moc nadziei napisał/a: | gdyby iść torem który tu proponujecie, np. grzegorz i jego wykresy nieuchronnego obumierania uczucia, to jaki byłby sens w ogóle wchodzić w związek małżeński i ślubować miłość do końca życia?
|
Sens w tym, że :
1. każdy dobrze przeżyty dzień to dar
(podobnie , to że kiedyś umrzemy nie odbiera nam tego, że możemy teraz być szcześliwi)
2. związek to także wychowanie dzieci
3. większość i tak nie dożyje do tego punktu na osi czasu w którym krzywa uczucia spadnie do wartości minimalnych
|
|
|
|
|
lustro [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 15:00
|
|
|
Myślę, ze przyszła pora się pożegnać.
Wróciłam tu poszukując odpowiedzi, wskazówek...
Ale nie znajdę ich z prostej przyczyny – jesteśmy w zupełnie innej sytuacji.
Ja pytam o „praktykę” Wy mówicie o „teorii”.
To po prostu miejsce nie dla mnie, nie dla moich rozterek, odczuć, dylematów.
Pomyliłam miejsca.
Wróciłam do męża po blisko 4 latach wielkiej burzy, kiedy nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam patrzeć nawet w jego stronę, a już tym bardziej z nim dłużej żyć.
Jestem od dwóch lat dobrą, wierną, troskliwą i czułą żoną (tak, to moja ocena sytuacji, ale patrząc na mojego męża – mogę tak twierdzić).
Powrót, to trudny proces dla obu stron.
Każdy ma coś do wybaczenia i zapomnienia. Każdy ma coś do naprawienia. Do zmiany.
Póki obie strony nie zobaczą tego, co się działo złego, jako swoje wspólne dzieło, nie da się zrobić kompletnie nic.
Wiem, że na mój powrót złożyło się wiele rzeczy. Ale mam wewnętrzną pewności, ze zawróciła mnie modlitwa...myślę, że nawet wiem czyja.
Czyli zostałam zawrócona z drogi Boską Ręką. Złapana w ostatnim momencie i z lekka „zawleczona za włosy” na właściwe szlaki.
Ale tam, na tym „szlaku” czekał mój mąż, który przestał zachowywać się jak mazgaj a zaczął jak facet. Który nie zatrzasnął drzwi i nie wymienił zamków. Który uśmiechał się na mój widok. Który zaczął ze mną rozmawiać o tym co trudne.
Mój mąż nie stał się ideałem, ani ja nim nie jestem.
Pewnie zrozumiałam sporo przez czas kryzysu...właściwie sporo aż do dziś. I zapewne nadal będę robić w tym małe postępy szukając odpowiedzi i wskazówek.
Z dyskusji na wątku Asx4 wyłączono ten wątek.
Jak widać dość dynamiczny i rozrastający się stale o nowe dylematy. O nowe rozważania.
Szkoda tylko, że to takie rozważania teoretyczne ludzi stojących nieco „obok” tematu.
Mówi się o miłości...rozkładając ją na czynniki pierwsze.
Mówi się o uczuciu, najpiękniejszym jakim obdarzył nas Stwórca, sprowadzając go do postawy lub trywializując jako romantyczne popędy.
To wszystko takie bardzo mądre i tak bardzo odczłowieczone, że czuje się jak na wykładzie z mechaniki połączonej z biochemią.
Macie bardzo mądre teorie, wykłady, referaty, wykładnie i reguły na to jak być powinno...co to tak naprawdę zmienia? Czy współmałżonkowie wrócili pod wpływem tych teorii?
Kompletnie nie rozumiem dlaczego nie interesuje Was „mechanika działania” i sposób myślenia tej drugiej strony?
Można zanegować wszystko, co powiem, co mówiłam...to przecież takie proste.
Nie mam doktoratu z psychologii, ani nawet magistra z filozofii.
Jest tylko jedno – byłam po tej drugiej stronie, tam gdzie teraz są wasze żony, mężowie...
Wiem co myślałam, czułam, czym się kierowałam i co pomogło mi wrócić.
Miałam cichą nadzieję, że ktoś zrozumie, to co mowie, właśnie w taki sposób.
Nie jako obronę tamtej mnie, ale poradę...co i jak może zadziałać na tą drugą stronę, która teraz mówi Wam NIE!
Można krzyczeć i upierać się, ze to jest źle i tak być nie powinno...ale tak jest. Ważne co można zrobić w tej sytuacji i jak uniknąć błędów.
Kenya – wróciłam do męża, min dlatego, że nie oczekiwał ode mnie powrotu na kolanach. Przebłagalnych kajań. Gdyby tego ode mnie wtedy chciał, nie wróciła bym.
GregAN – skoro nie rozumiesz dlaczego szukanie oparcia lub sprzymierzeńca w żonie kochanka ma powodować utratę szacunku do męża, to choć uwierz, że tak jest.
Facet ma być facetem i zachowywać się jak facet, czyli dawać żonie poczucie bezpieczeństwa i sam załatwiać swoje sprawy, tym przypadku z innym facetem. Nie rękami innych, a już tym bardziej innej kobiety.
Pozdrawiam Was wszystkich.
I jak najmniej dylematów, wtedy świat staje się prostszy.
PS
polecam wszystkim to, co napisał Wilkoo w swoim wątku na Siawdectwach.
Jego postawa daje wielkie szanse na to, że wszystko bedzie juz tak jak powinno. |
|
|
|
|
GregAN [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 15:49
|
|
|
kenya napisał/a: |
Myślę, że pytanie należy odwrócić, szczególnie że to zdradzający powinien zrobić największy wysiłek by zostać przyjętym na powrót po swoim tournee.
1. Jak zdradzony mąż ma przyjąć żonę do której w wyniku jej zdrady mógł stracić szacunek?
i najbardziej kluczowe,
2. Co powinna zrobić żona by ten szacunek odzyskać?
|
Przypuszczam, że lustro starała się podpowiedzieć jak "jeszcze bardziej nie podpaść" zdradzającemu,
jak jeszcze bardziej nie zaszkodzić możliwości uratowania małzeństwa.
Tylko czy o to chodzi ?
Specyficzne podejście "cel uświęca środki".
Jaką wartość, trwałość, sens miałoby w taki sposób "uratowane" małżeństwo, w którym zupełnie zostało pomieszane pojecie szacunku. Kto i komu powinien okazywać i dlaczego.
Małżeństwo bez szacunku, potem szczerości i zaufania, trwające w "postawie nieszczerej", w którym na zewnątrz będzie okazywana "przyzwoitość" ale tak wewnętrzne pełna obłuda, może nawet przyzwolenie do otwartego związku.
Czy takie małżeństwo to też "ogromna wartość" ?
Raczej jego karykatura.
mare1966 napisał/a: | Grzegorz ,
wyrażnie tam pisze , że dopiero po fazie namiętności ( w tym po współzyciu w domyśle )
następują decyzje co do podtrzymania związku i nastepnie budowana jest poważniejsza bliskość .
Zdecydowanie nie taka kolejność powinna być . |
mare, teoria Sternberga nie zakłada, ze najpierw trzeba skonsumować fizyczność, żeby rozpoczęłay się następne fazy miłości.
Nie zakłada równie nieuchronności zanikania wszystkich trzech składowych miłości.
Stwierdza jedynie, ze w przypadku gdy bliskość i namiętność spadną do zera, a zostanie tylko zaangażowanie... to najprawdopodobniej kwestią czasu jest jego redukcja do zera. I brak miłości.
To tylko przesłanka, ze o miłość trzeba dbać.
Trzeba dbać nie tylko o namiętność ale i o bliskość.
A nawet głównie o bliskość.
W tej teorii, pojecie "bliskość" jest bliskie
,pojęciu "postawa". |
|
|
|
|
Jacek-sychar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 21:09
|
|
|
Lustro
Czyżby nasze dyskusje odstraszyły Ciebie?
Byłaś tutaj Inna. To trzeba przyznać. Rzeczywiście chciałaś nam pokazać drugą stronę medalu, której nie chcieliśmy zobaczyć. Dlaczego? Możliwe, że w swoim wzburzeniu, rozpaczy, złości, ... zdobyliśmy jakąś tam kruchą stabilizację. Uczepiliśmy się jej wątłymi korzonkami ze wszystkich sił i baliśmy się odczepić, aby znowu nie spaść. Czy Ty Lustro byłaś porzucona? Wiesz co wtedy przeżywa porzucony? Myślę, że nie. W nas, porzuconych, jest tyle obawy przed kolejnym wstrząsem. Każdy z nas próbuje usprawiedliwić i uzasadnić swoje postępowanie. Często spotyka się tutaj wzniosłe słowa, które (może) są tylko uzasadnianiem swojego trwania. Wielu z nas boi się iść dalej przez życie. Wielu boi się znaleźć kogoś innego. Wielu przez wierność zasadom (przykazaniom), ale i wielu przez obawę przed kolejnym zranieniem, nieszczęśliwym kolejnym związkiem. Ale spójrz i na siebie. Czy nie wiesz, że w Twoich listach ciągle pojawiał się motyw usprawiedliwia się. Ciągle tłumaczyłaś, że zrobiłaś coś, bo już dalej nie mogłaś wytrzymać. Dlatego może często się różniliśmy.
Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób poranieni. Byłaś kiedyś skaleczona? Miałaś operację? Miałaś większą ranę? Po czasie rana zarasta się. Ale zostaje mniejsza lub większa blizna. Szpeci, ale też często ogranicza pewne ruchy. Możemy się ruszać, ale jesteśmy trochę jak "z recyklingu". Podobnie jak z naszymi ciałami dzieje się z naszymi duszami. Pół roku temu miałem operację kręgosłupa. Przed nią przestałem chodzić. Obecnie już chodzę, ale nie wszystko mogę robić. Podobnie jest z moją duszą/psychiką. Krótko po odejściu żony przestałem chodzić (funkcjonować). Byłem jak po "operacji na kręgosłupie moralnym". Rana powoli się zasklepiła. Już wiele mogę robić. Ale nie wszystko. Dalej boję się spotkać z żoną. Jak nie noszę ciężarów, żeby kręgosłup mi znowu nie wysiadł, tak nie spotykam się z żoną, bo boję się, że mój kręgosłup moralny mógłby tego nie unieść. Czasami czuję moje plecy. Czuję, gdzie miałem rozcinany kręgosłup. Podobnie czuję mój kręgosłup moralny. Nie mogę oglądać zdjęć z żoną. Boję się wspominać przeszłości, gdyż od razu czuję ranę. Zabliźnioną, ale wiem, gdzie było cięcie.
Czemu o tym piszę?
Będzie Ciebie brakowało. Tak ładnie się różniliśmy. Wnosiłaś dużo ognia do dyskusji. Może wypaliłaś się w przekonywaniu nas? Może znudziło Ci się? Nie wiem. Ja proponuję - nie odchodź całkowicie. Zajrzyj czasami. Nigdy się nie zgodzimy. Nasze blizny są zbyt różne. Nigdy nie znikną. Z czasem tylko o nich zapomnimy. Ale odpowiednia "pozycja" o nich przypomina bólem.
Jak Ci już pisałem, podziwiam i Ciebie i Twojego męża. Ze względu na to, że podjęliście heroiczną próbę (mam nadzieję, że udaną) powrotu do siebie. Ja się boję tej chwili, gdy moja żona może będzie chciała wrócić. Czy udało mi się jej przebaczyć. Nie wiem. Wiem, że przebaczam jej codziennie, ale czasami upadam na tej drodze przebaczania. Może coraz rzadziej. Coraz więcej czasu mija od "operacji odejścia". Rana się zabliźnia. Ale jest. Ciągle ją czuję. Boję się ślubów moich dzieci. Będziemy musieli się tam spotkać. Może uda mi się znaleźć jakąś maść, która prawie usunie bliznę. Oby jak najszybciej. Znalazłem radość z bycia ze sobą. Niestety ciągle pojawiają się kolejne problemy. Ostatnio najmłodszy syn ("prawie 18 lat") pokazuje mi jak jest dorosły. Nie wiem, jak do niego dotrzeć. A zostałem z tym sam. Brak mu wzorców. Środkowy syn często mi mówi, że: "Mama miała prawo tak zrobić". Czy wiesz, co wtedy czuję? Jakby mi ktoś napluł w twarz. Boli tym bardziej, że to mówi mi mój syn. Dobrze, że już do mnie przychodzi. Przez dwa lata nie chciał mnie prawie widzieć. Najstarsza córka ciągle ma do mnie pretensje, że żona odeszła. Ale to ona odeszła, nie ja. Czemu ma pretensje do mnie?
Jak widzisz nasze poranienia są różne. Ty bardziej zwracałaś uwagę, na przyczyny odejść, my na same odejścia i ból po nim.
Dlatego się tak różnimy.
Jeżeli odejdziesz, życzę Ci wszystkiego najlepszego. Jeżeli zostaniesz, będę się cieszył (chociaż może czasami denerwował na Twoje wpisy).
Pozdrawiam
Jacek |
|
|
|
|
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 21:37
|
|
|
moc nadziei
Cytat: | łaska sakramentu jest i już teraz nie dam się przekonać że jej nie ma
kiedyś bym sie pukała w głowę...
teraz już nie |
Sama widzisz .
Ci co podczytują forum czy piszą też sa "kiedyś" lub "teraz" .
Świat jet stworzony przez Boga w sposób mądry i logiczny .
Zatem nawet będąc niewierzącym można drogą empiryczną
dość do prawdy , np. niewspółzycia przed ślubem .
Tych naturalnych przeciwskazań jest całe mnóstwo .
Poczynając od szkód psychicznych , przez choroby i nieplanowane ciąże .
Grzegorz
tak podejrzewam
chciałby właśnie takich uzasadnień "naturalnych" ,
nie tłumaczac wszystkiego Bogiem .
( tak naprawdę ta natura jest przecież jego dziełem )
ale niech mu bedzie .
GregAn
umiem czytać wykresy .
Pierwsza faza - namiętność .
Wiadomo z praktyki jak to się kończy .
Jedyne co tu tłukę to nst prawdę : Zdecydowanie nie warto podejmować współżycia przed ślubem .
Z mnóstwa przyczyn ( nawet będąc całkowicie niewierzącym )
---------------------------------------------------
Jacek - sychar
........... jak ładnie napisał .
Za dyskusją stoja czasem niewidoczne a duże emocje i czucia .
Czasem mniej ważne czy "właściwe" , ważne że są . |
|
|
|
|
GregAN [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 23:14
|
|
|
lustro, po tym jak Jacek-Sychar pięknie napisał, nie bedę silił się na dłuższe wywody, żeby nie wypaść za blado.
Powiem jedno, nie poddawaj się, nie uciekaj.
Pięknie się różnimy w swoich poglądach,
Może za bardzo Ciebie próbujemy uszczypnąć.
Wiesz, praktyka a teoria podobno się rozmijają.
Ale, nie można rozwinąć praktyki na nowy, lepszy poziom nie rozważając teorii.
A do tego wystarczy odrobina cierpliwości.
Wpadaj, napisz coś, może się pokłócimy, może nie.
Może skorzystamy na tym.
Głupio mi tak pisać, skoro czuję że jestem w grupie większościowej.
Może kojarzyć się z protekcjonalizmem. Nie jest nim.
P.S.
lustro napisał/a: | Ale tam, na tym „szlaku” czekał mój mąż, który przestał zachowywać się jak mazgaj a zaczął jak facet. Który nie zatrzasnął drzwi i nie wymienił zamków. Który uśmiechał się na mój widok |
Podziwiam go, trafił Ci się facet jeden na milion.
Dlaczego :
lustro napisał/a: | Facet ma być facetem i zachowywać się jak facet, czyli dawać żonie poczucie bezpieczeństwa i sam załatwiać swoje sprawy, tym przypadku z innym facetem. Nie rękami innych, a już tym bardziej innej kobiety. |
Facet, którego żona wybrała innego faceta, zazwyczaj nie ma ochoty dawać jej poczucia bezpieczeństwa.
Skoro wybrała innego..niech się on jej je daje.
Trzeba mieć za sobą nieziemską siłę, by być takim "naiwniakiem" i troszczyć się o żonę, która woli by troszczył się o nią inny facet. Który z tej jego troski, może ma niezły ubaw... |
Ostatnio zmieniony przez 2014-11-22, 00:01, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
GregAN [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 23:48
|
|
|
Zróżnicowanie dynamiki trzech podstawowych składników miłości i wynikająca
z niego typowa sekwencja faz związku miłosnego rozpoczynającego
się miłością od pierwszego wejrzenia: 1 - zakochanie; 2 - romantyczne początki;
3 - związek kompletny; 4 - związek przyjacielski; 5 - związek pusty.
Mare, gdzie na tym wykresie jest pokazane "pójście do łózka" ?
Faza 5 raczej odpada, ale czy koniecznie musi nastąpić w fazie 1 ?
Zależy od ludzi...
Kiedy intymność (bliskość) przecina się z zaangażowaniem powinno być już po ślubie, a namiętność dalej jest blisko maksimum. |
|
|
|
|
kenya [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-22, 00:10
|
|
|
Panta rhei, (wszystko płynie )jak mawiał Heraklit z Efezu.
Widać z prezentowanego wykresu, że miał rację, nie ma we Wszechświecie rzeczy o stałych właściwościach, zasada zmienności i względności dotyczy wszystkiego bez wyjątku.
Lustro - nie wymiękaj. Ochłoń i wracaj....To są tylko poglądy, one są tak zmienne jak wszystko. |
|
|
|
|
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-22, 12:35
|
|
|
GregAN
Cytat: | Mare, gdzie na tym wykresie jest pokazane "pójście do łózka" ? |
W opisie , najkrócej mówiąc :
Cytat: | Namiętność to przeżywanie silnych emocji zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Gdy intensywność namiętności jest wysoka, przeżywa się takie emocje jak pożądanie, radość, podniecenie, tęsknotę, zazdrość, niepokój. Stanom tym towarzyszy silna motywacja do połączenia się z obiektem miłości, fizycznej bliskości, kontaktów seksualnych. Często miłość utożsamiana jest z namiętnością. |
Cytat: | Punktem wyjścia w miłości jest – zdaniem B. Wojciszke – najczęściej nagły przypływ erotycznego zainteresowania jakąś osobą, czyli zakochanie. |
No jeżeli zakochanie to "przypływ erotycznych zainteresowań"
to ja dziękuję .
Szczęście , że tam napisano : "najczęściej" .
Jeżeli tak się definiuje miłość , to nie ma co się dziwić temu
co się dzieje naokoło .
Następna sprawa .
Nie wspomniano o pewnych różnicach w tym "zakochaniu" .
Nieco inaczej angazuja się męzczyźni a inaczej kobiety .
( istotny jest też wiek obojga ) |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-22, 12:45
|
|
|
Mare
Czy wyobrażasz sobie zakochanie (tę 1 fazę miłości) bez erotycznego zainteresowania?
Czym taka znajomość różniłaby się od przyjaźni czy koleżeństwa? |
|
|
|
|
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-22, 18:59
|
|
|
Grzegorz ,
najpierw trzeba by sprecyzować pojęcia które użyłeś w pytaniach .
Bo co znaczy erotyczne zainteresowanie niby ?
Prawdopodobnie pytasz o rzecz następujacą .
Czy możliwe jest zakochanie się bez podobania , pociągu fizycznego ?
Owszem .
Przykład 1 : Osoby poznają się przez Internet , dochodzi do coraz większej bliskości emocjonalnej , intelektualnej , duchoowej , stopniowo dochodzi do jakiejś fascynacji , zachwytu czyli zakochania .
Przykład 2 : Osoby się znają fizycznie lata nawet , stosumki koleżeńskie przeradzają się w przyjaźń .
I nagle ni skąd ni z owąd uswiadamiaja sobie , że łączy ich coś wiecej .
Jest natomiast rzeczą oczywistą , że bez także i pociągu fizycznego
małżeństwa nie ma co tworzyć . No już co najmniej akceptacji .
Zalecany najlepiej pełny zachwyt i także w tej sferze , ważnej .
Ważnej , ale nie najważniejszej .
Koleżeństwo to wspólne jakieś sprawy , lubienie sie conajwyżej .
Przyjaźń jest zobowiązaniem do traktowania drugiej osoby bardzo poważnie ,
jest wymagajaca , w sumie to też forma miłości ,
dbania o czyjeś dobro .
To przyjaźń a nie namiętność powinna stanowić fundament małżeństwa .
Przyjaźń + ......fizyczny pociąg ( ale nie pendolino )
Co komu po Pendolino , jak torów nimo .
A te tory - to dwie szyny , ona i on .
I te szyny muszą trzymać jeden kierunek wartości .
Bo inaczej to się kończy tylko na pociagu .
Albo się zaraz wykolei , albo nawet nie ruszy .
I co z tego , że piękny . |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|