Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa?
Autor Wiadomość
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-14, 13:44   

przeczytaj wątek eplk (chyba nie przekręciłam), u niej też mąż zaczął zachowywać się bardzo "dziwnie", spowodował u niej huśtawki nastroju i niepokój, daj Panie Boże żeby finał u Was był też pomyślny (mam nadzieję, że u nich pomalutku wszystko się układa), podobne dylamaty i pytania zadawała jak Ty, może warto żebyś tam zajrzała??
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-14, 14:05   

Angeliko

Bardzo fajnie, że zaczął się tak zachowywać. Ale czy to o czymś świadczy?
Może być to zasłona dymna, przed czymś co szykuje, a chce uśpić Twoją czujność. Może zrozumiał, że robi źle. Może dopadły go wyrzuty sumienia i próbuje się w ten sposób usprawiedliwić. Może ...

Rób swoje i nie podejmuj pochopnych decyzji na podstawie tej zmiany w jego zachowaniu. Jak nie będzie to chwilowa zmiana, to jest na nadzieja na poprawę. Czas pokaże.

Pozdrawiam
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-14, 19:59   

katalotka72 napisał/a:
przeczytaj wątek eplk (chyba nie przekręciłam), u niej też mąż zaczął zachowywać się bardzo "dziwnie", spowodował u niej huśtawki nastroju i niepokój, daj Panie Boże żeby finał u Was był też pomyślny (mam nadzieję, że u nich pomalutku wszystko się układa), podobne dylamaty i pytania zadawała jak Ty, może warto żebyś tam zajrzała??


Dzięki Katalotka za podpowiedź. Wątek przeczytałam i faktycznie znajduję wiele podobieństw, choć myślę, że w moim przypadku to dopiero są przebłyski takich zachowań jak męża eplk. I tak jak przeczytałam w jakieś odpowiedzi, mogą wynikać z wielu pobudek - chce być kolegą lub chce być miły bo ma wyrzuty sumienia.

Dlatego też nie chciałabym oczekiwać, że z tego coś będzie choć pewnie byłoby fajnie :-)
Boję się tylko, że to niepotrzebnie namąci mi w głowie (tak jak eplk miała przez jakiś czas) a ja naprawdę chcę skupić się na swoich potrzebach i swoim rozwoju. Przez ostatnie lata strasznie siebie od tej strony zaniedbałam - tak długo tłamsiłam emocje i je gdzieś tak w środku "zakopywałam", że jak się dowiedziałam jestem mocno niespójna a moje ja wewnętrzne jest inne niż na ja zewnętrzne.

Zaczynam nawet podejrzewać siebie o to (czytając to forum), że przed kryzysem byłam w depresji, bo miałam wiele jej objawów. Jak stwierdził mój mąż stałam się niesamodzielna:-( a ja sama zauważyłam, że miałam problemy z wyjściem do ludzi, do świata, podjęcie jakiejkolwiek decyzji było dla mnie ogromnym problemem, funkcjonowałam jak w automacie, byłam strasznie zestresowana sytuacją finansową a w dodatku fizycznie miałam wiele problemów. Powoli z tego wychodzę i nie chcę teraz znowu wpaść w huśtawkę emocjonalną, taką samą jaką zafundował mi mąż :-(
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-14, 20:40   

Jacek-sychar napisał/a:


Rób swoje i nie podejmuj pochopnych decyzji na podstawie tej zmiany w jego zachowaniu. Jak nie będzie to chwilowa zmiana, to jest na nadzieja na poprawę. Czas pokaże.


Właśnie tak zamierzam uczynić. Żadnych decyzji na podstawie tak krótkotrwałej zmiany :-)

Robię swoje - u mnie to znaczy, że próbuję odbudować poczucie własnej wartości, które to niestety w ostatnich latach, nie tylko z powodu kryzysu i odejścia męża bardzo spadło. Trudno w to uwierzyć, ale doprowadziłam się przez ostatnie lata do takiego stanu, że czułam się nikim przy osobach młodszych, o znacznie mniejszych kompetencjach zawodowych czy doświadczeniu niż ja :-( Przestałam wierzyć we własne siły i umiejętności i teraz dopiero zaczynam to wszystko sobie układać. Po raz pierwszy od wielu lat skupiam się na sobie w takim pozytywnym znaczeniu i bardzo mnie to cieszy i daje satysfakcję:-)

A mąż... Niech się zachowuje jak chce. Chciałabym wierzyć, że jest to jakaś zmiana na stałe i promyczek nadziei w naszych relacjach, ale z drugiej strony wierzyłam wcześniej, że nasz kryzys dotyczy tylko nas i się przeliczyłam, wierzyłam, że mąż jest uczciwy i lojalny w stosunku do mnie:-( a tak nie było. Dlatego teraz nie chcę nic na wiarę. Zobaczymy co będzie dalej...
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-17, 11:38   

A dalej niestety po staremu ...

Mąż ciągle się spotyka z inną kobietą. Ponieważ nie mieszka ona w naszym mieście, to co jakiś czas znajduje powód w postaci "delegacji służbowej" do tego miasta. Teraz właśnie jest w takiej delegacji :-( Czyli te miłe zachowanie raczej nic nie znaczyło :-(
Na szczęście to już nie boli tak mocno. Mogę o tym myśleć bez rozpaczy, gniewu, złości. Chyba mogę, bo czasami te uczucia się pojawiają:-(

Choć ból w sercu jest, że ta kobieta liczy się dla niego tak mocno, że do niej jeździ i znajduje preteksty w tym celu.

Zastanawiam się, zwłaszcza przed Świętami, czy jest sens trwać i wierzyć w to małżeństwo:-( Czy może sobie odpuścić? Dlaczego ja mam trwać, cierpieć, gdy mój mąż przeżywa "motylki w brzuchu" i nie widzi w tym nic złego, że tyle osób wokół niego cierpi (bo to nie tylko ja, ale i jego i moja rodzina). Gdy on mówi, że teraz nie będzie "układny", "grzeczny", "miły", bo zawsze taki według siebie był i teraz chce być "egoistą" i myśleć o sobie:-(

A u mnie ... Ostatnio próbuję pracować nas swoimi emocjami i problemami z sobą, które zaczęły się długo przed kryzysem. Wiele rzeczy się dowiaduję od osób z którymi nad tym pracuję i do wielu wniosków też sama dochodzę. Na jednej z sesji dowiedziałam się, że jest "niesamowite", że po tylu przeżyciach (długotrwałe problemy w firmie, starania o dziecko, kryzys małżeński) i tak nieźle sobie daję radę:-) - co było bardzo pocieszające. Ale też usłyszałam, że całkowicie zaniedbałam własne potrzeby, że nie myślałam i nie myślę o sobie a tylko o tym co powie/zrobi/pomyśli mój mąż i że zamiast mówić ciągle o nim powinnam zacząć mówić o sobie:-) i dbać o siebie od strony psychicznej i fizycznej. To też strasznie zaniedbałam. I jest w tym wiele mojej winy, bo gdy mąż wyciągał mnie na jakieś aktywności fizyczne to ja nie chciałam (jestem typem, który woli siedzieć z książką). I zemściło się to na mnie podwójnie, problemy ze zdrowiem i przekonanie męża, że nie chcę z nim spędzać czasu:-( Teraz to nadrabiam, ale sama:-(

To tyle.. Dzisiaj jakoś musiałam sobie podsumować mój stan, bo ciężko jakoś przed Świętami i ze świadomością, że mąż wybiera kogoś innego...
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-18, 15:42   

Ostatnio często piszę... ale codziennie dopadają mnie jakieś przemyślenia.
Przepraszam wszystkich za te słowotoki, ale dzięki nim udaje mi się uspokoić emocje i uczucia...

Dzisiaj chciałoby się powiedzieć "chol...ra"... Z prostej rozmowy z mężem, zeszliśmy na sprawy osobiste (niestety z mojej winy). Powiedziałam mu, że nie podoba mi się, że te Święta nie spędzamy jako rodzina, że jedzie spędzać je z inną kobietą, że nie zamierzam naciskać (ale chyba naciskałam samą rozmową), ale dla mnie jest mężem i to z naszym synem tworzymy rodzinę. Staram się postępować zgodnie z Dobsonem, ale nie wiem czy nie przesadzam. Ale mężowi nie podobają się takie słowa i się na nie "obrusza":-(

I tak od słowa do słowa znowu zeszło na nasz kryzys i jego powody. I znowu usłyszałam, że to on od 5 lat scalał naszą rodzinę i się starał, że zaciskał zęby i dawał się kopać:-( Usłyszałam, że nawet nasz syn był niespokojny, bo nie wiedział co się dzieje w naszym małżeństwie i dopiero kiedy on odszedł to syn się uspokoił... bo odzyskał oboje rodziców.
Nie wiem co siedzi w głowie mojego męża, co on ma na myśli, dlaczego tak mówi. To tak jakby nasza rodzina była patologiczna. A ja na palcach jednej ręki mogłabym policzyć nasze kłótnie w okresie ostatnich 5 lat. I znowu, chociaż to mąż odszedł i związał się z inną kobietą, to tylko ja się czuje winna tej sytuacji, jakbym była jakimś potworem w małżeństwie z którym nie mógł wytrzymać :-( To jest taki ciągle powracający temat, że to mój mąż był biedny i nieszczęśliwy w małżeństwie (nigdy nie dał mi tego bezpośrednio odczuć!!) a to we mnie wzbudza ogromne poczucie winy, że ja nie dość się starałam, że nie widziałam jego potrzeb (choć wydaje mi się, że starałam się jak mogłam).

Mąż stwierdził też, że ma dość poniżania, kopania, nie dbania o siebie i własne potrzeby... Mam wrażenie, że między nami ciągle nie ma słuchania drugiej osoby, że mąż nie widzi w ogóle tego jak mi też było ciężko przez ostatnie 5 lat z powodu problemów finansowych.

Ciągle chyba stoimy po przeciwnych stronach barykady. Bo ja dostrzegam swoje błędy w małżeństwie i się do nich przyznaję i podaję powody dla których tak a nie inaczej się zachowywałam. Wiem, że byłam skierowana do siebie i w pewnych sytuacjach bierna (gdy np.: nie chciałam z mężem pójść na spacer).
Mój mąż nie miał dobrego kontaktu z ojcem, a wręcz często powtarzał, że dla niego ojciec może nie istnieć i dlatego bardzo mocno jest związany z synem, który jest dla niego na pierwszym miejscu.
Ja to widziałam i akceptowałam, chociaż czasami było ciężko widzieć jak jestem pomijana w tej relacji i może z tego powodu czasami się dystansowałam (czułam się czasami tak jak mąż, gdy żona urodzi dziecko i się jemu całkowicie poświęca).
Ale ciężko jest ciągle słyszeć takie oskarżenia ze strony męża. Tyle spotkać na terapii i ciągle to ja jestem "winna" i to ja spowodowałam rozpad naszego małżeństwa:-( Obawiam sie, że dopóki mąż tkwi w takim stanie, nie jesteśmy w stanie się porozumieć.

Staram się zrozumieć, że nie mam wpływu na zachowanie męża, na jego myśli, na to co robi, że nie powinnam oglądać się na niego i zadbać o siebie, o swoje potrzeby i nie uzależniać swojego życia od męża. Ale jest ciężko podchodzić do tego spokojnie. Odnawiam NP - nie w intencji powrotu, ale nawrócenia męża i zrozumienia, że za kryzys odpowiadają dwie osoby. Przez większość czasu wierzę, że możemy jeszcze być razem, że Bóg pozwoli nam na to, że teraz musimy po prostu odnaleźć siebie, ale po takich rozmowach moja wiara upada :-(
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-18, 18:22   

Angelika

Smutna prawda jest raczej taka, że Twój mąż zmniejsza sobie poczucie winy przerzucając winę za rozpad małżeństwa na Ciebie. A Ty wchodzisz jak w masło.
A gdyby tak bardzo kochał swojego syna, to nie rozwalałby mu rodziny. I jeszcze bezczelnie twierdzi, że dziecko odżyło.

Nie jest w tym oryginalny.

Mój mąż np. mówił, że "g...łaś mnie 20 lat, a ja trwałem". A na pytanie, gdzie w tym jego: alkoholizm, agresja i chamstwo usłyszałam "Byłem taki, bo z Tobą byłem". Piękne wielopietrowe kontrukcje "to wszystko Twoja wina".

Nie daj się w to wrobić.
Bo jemu tylko ułatwisz życie w matriksie, jaki to on jest fajny i dobry. I jak wszyscy zyskali. A sama wpędzisz się w totalny spadek wartości.
Wiem, bo to przerabiałam.
Skoro rozmowy nic nie dają, to nie rozmawiaj.
Wcześniej czy później on sam dojdzie do swojej winy. Bo sam przed sobą nie ucieknie. Choć bardzo będzie się starał. :evil:
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-18, 21:40   

renta11 napisał/a:

Smutna prawda jest raczej taka, że Twój mąż zmniejsza sobie poczucie winy przerzucając winę za rozpad małżeństwa na Ciebie. A Ty wchodzisz jak w masło.
A gdyby tak bardzo kochał swojego syna, to nie rozwalałby mu rodziny. I jeszcze bezczelnie twierdzi, że dziecko odżyło.

Nie jest w tym oryginalny.


Renta, dzielna kobieto, masz rację, że to jest zrzucenie odpowiedzialności za jego odejście i romans na mnie. Rozumowo to wiem, zwłaszcza, że historie z tego forum to potwierdzają. Sztuka ciągle ta sama, tylko aktorzy inni :-( Ale dlaczego to tak boli....

Cytat:

Nie daj się w to wrobić.
Bo jemu tylko ułatwisz życie w matriksie, jaki to on jest fajny i dobry. I jak wszyscy zyskali. A sama wpędzisz się w totalny spadek wartości.
Wiem, bo to przerabiałam.
Skoro rozmowy nic nie dają, to nie rozmawiaj.


Wiem, że się wpędzam :-( Rozumowo, wiem. Ale niestety daje się wciągnąć w to, jak w bagno. Przed kryzysem już ciężko było z moim poczuciem wartości, z oceną samej siebie, byłam pełna lęków, strachu przed światem a przez ten kryzys to wszystko się pogłębiło. Od pół roku bowiem ciągle słyszę, że to moja wina i że to ja odeszłam pierwsza z małżeństwa. Najgorsze jest to, że nie pomogła nam uporać się z tym tematem nawet terapia...

I zgadzam się, że chyba powinnam zaprzestać rozmów. Nie są one często i raczej pojawiają się przy okazji innych spraw. Ale ja chyba zaczynam wtedy nieświadomie naciskać na męża, choć tego nie chcę a on wtedy ucieka się do takich stwierdzeń. I sam siebie nakręca, że to prawda.

Cytat:

Wcześniej czy później on sam dojdzie do swojej winy. Bo sam przed sobą nie ucieknie. Choć bardzo będzie się starał. :evil:


Czasami, gdy patrzę na mojego męża podczas takich rozmów odnoszę wrażenie, że on doskonale wie, co robi złego (wtedy jego oczy stają się "szkliste"), że dręczą go wyrzuty sumienia, ale za chwilę są one zagłuszane przez jego stwierdzenia, że to moja wina. W takich sytuacjach mam wrażenie jakby walczył sam z sobą, ale niestety przegrywał walkę ze swoim "ego" :-( , z tym że zawsze musi mieć rację, że wie najlepiej. Po ludzku jest mi go nawet w takich momentach żal. I znowu ja się użalam nad nim a nie myślę o sobie :-(
Koniecznie muszę to zmienić :-)
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-19, 10:16   

Angelika

U mnie podobnie żona tłumaczyła, że po naszym rozstaniu dzieciom poprawiło się. Dlaczego? Bo mają więcej miejsca. To, że są rozbite emocjonalnie, to dla niej nie istnieje. Ona się przecież nimi interesuje. Jak kochanek nie ma dla niej czasu, to wydzwania do najmłodszego, który mieszka ze mną, żeby ją odwiedził, bo ona tęskni. Raz nawet zrobiła młodemu test na narkotyki, bo doszły do niej informacje, że coś z nim nie tak.

A teraz najciekawsze. Dlaczego tamtego nie zostawi i nie wróci do rodziny? Bo by go skrzywdziła. Jego tak. Mnie i dzieci nie krzywdzi.

Jednym słowem tłumaczenia małego Jasia, którego złapali na kradzieży zielonych jabłek. Po prostu usprawiedliwia się. Wmawia sobie, że nie jest winna.
Wszystko to oczywiście moja wina.

Nie patrz na to. Patrz na siebie.

Pozdrawiam
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-19, 14:50   

Jacek-sychar napisał/a:
Angelika

U mnie podobnie żona tłumaczyła, że po naszym rozstaniu dzieciom poprawiło się. Dlaczego? Bo mają więcej miejsca. To, że są rozbite emocjonalnie, to dla niej nie istnieje. Ona się przecież nimi interesuje. Jak kochanek nie ma dla niej czasu, to wydzwania do najmłodszego, który mieszka ze mną, żeby ją odwiedził, bo ona tęskni.


No ale jak tak można argumentować? Ja słyszę od męża, że dziecko jest szczęśliwsze bo ma teraz dwóch 100% rodziców. W domyśle - wcześniej nie miał. I z pewnością to nie ja byłam tym 100% rodzicem, bo od męża usłyszałam, że dopiero on nauczyć mnie być dobrym rodzicem a wcześniej, znowu w domyśle, byłam złym... To strasznie godzi we mnie jako matkę, kobietę - bo przecież matki z natury wiedzą jak być matkami :-)

Cytat:
Nie patrz na to. Patrz na siebie.


Staram się :-) Codziennie staram się skupiać na sobie i na tym czego ja potrzebuję. I tak jak pisała Renta w jakimś innym wątku, muszę przejść na całkowity DETOKS od męża. Tylko w ten sposób chyba mogę stanąć na nogi. Muszę myśleć o sobie, ale w głowie jest wiele negatywnych myśli, które dołują, ciągną w dół.

Ostatnio myślałam też o terapii, ale trochę jestem zawiedziona wspólną terapią z mężem. Na niej wszystko podporządkowane było temu z czym mąż miał problemy w naszym małżeństwe, bardzo niewiele mówiliśmy o moich problemach, o tym z czego wynikało moje zachowanie. A jak tak sobie analizuję je krok po kroku i czytam inne historie na forum to zastanawiam się czy przypadkiem nie miałam/mam jakieś formy depresji :-( Tak powoli sobie zaczynam uświadamiać, że mój stan przed kryzysem - izolowania się, tłumienia emocji, lęku i strachu przed wszystkim mógł być jej wynikiem :-(
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-20, 09:28   

Angelika21k napisał/a:
Ostatnio myślałam też o terapii, ale trochę jestem zawiedziona wspólną terapią z mężem. Na niej wszystko podporządkowane było temu z czym mąż miał problemy w naszym małżeństwe, bardzo niewiele mówiliśmy o moich problemach, o tym z czego wynikało moje zachowanie. A jak tak sobie analizuję je krok po kroku i czytam inne historie na forum to zastanawiam się czy przypadkiem nie miałam/mam jakieś formy depresji :-( Tak powoli sobie zaczynam uświadamiać, że mój stan przed kryzysem - izolowania się, tłumienia emocji, lęku i strachu przed wszystkim mógł być jej wynikiem :-(

Angelika21k, jeśli widzisz w sobie potrzebę terapii, to skorzystaj. (przy okazji - myślałaś nad krokami? Może w następnej edycji, co?)

To, że terapia małżeńska, którą mieliście była jaka była, może, naprawdę może, powodować niechęć w nas (ja tak miałam bo i nasza, małżeńska, terapia ... no, szkoda słów...) ale dobry terapeuta potrafi bardzo pomóc - jeśli to pomoże Tobie, to warto, dla siebie, co ?

Ja korzystałam z terapii przez rok, potem przeszłam warsztat 12K tu, w sycharze i ja, ze swojego doświadczenia, bardzo polecam. I terapię i 12K :-)
 
     
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-20, 15:58   

Angeliko ,twoja historia jest bardzo podobna do mojej, ale ja nie umiem ubrać tych moich przeżyć ,tak ładnie w słowa jak Ty.Te odczucia, dylematy,to też moje ... Ja już ponad rok borykam się z tym, i widzę ,że żadne prośby ,groźby, czy morały nic nie dają :cry: .I podziwiam Cię, bo Twoje przemyślenia po tak krótkim czasie są bardziej dojrzałe niż moje po ponad roku..... :-( ..Trzymaj się .z Bogiem.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-20, 16:37   

Fuksjo, wydzieliłam temat dla Ciebie tutaj

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=12330
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-20, 20:48   

GosiaH napisał/a:

Angelika21k, jeśli widzisz w sobie potrzebę terapii, to skorzystaj. (przy okazji - myślałaś nad krokami? Może w następnej edycji, co?)


Gosia,
tak myślałam, niestety spóźniłam się z zapisaniem :-( Więc poczekam do następnej edycji.. Tylko kiedy ona będzie? Pewnie wiesz?

Cytat:

To, że terapia małżeńska, którą mieliście była jaka była, może, naprawdę może, powodować niechęć w nas (ja tak miałam bo i nasza, małżeńska, terapia ... no, szkoda słów...) ale dobry terapeuta potrafi bardzo pomóc - jeśli to pomoże Tobie, to warto, dla siebie, co ?


Masz rację, że warto. Ja to wiem i wiem, że potrzebna jest mi pomoc. Ale po doświadczeniach wspólnej terapii, trochę straciłam zaufanie do tych terapeutów z którymi się spotykaliśmy z mężem...

Ogólnie nasi terapeuci nie byli "źli", bo jednak pomogli nam komunikować się ze sobą, w zasadzie nauczyli jak rozmawiać bez "nigdy", "zawsze", "bo Ty" :-) Ale ... terapia została zdominowana przez mojego męża i wszystkie problemy były poruszane z tej perspektywy (nawet jeden z terapeutów na sesjach oddzielnych to przyznał). Czasami czułam się tak, jakbym została zepchnięta do narożnika i mogła tylko się bronić ....
Czułam, że w tej terapii jest bardzo mało mnie, tego co się ze mną działo, co było dla mnie problemem. Wielokrotnie wspominałam o tym, że przed kryzysem było ciężko ze mną, że miałam lęki, problemy, że fizycznie i psychicznie nie dawałam rady, że się stresowałam tym, że nie mogę zajść w ciążę, pracą, problemami finansowymi, ale jakoś to nikło w obliczu kolejnych zarzutów mojego męża :-(
Zauważyłam przy okazji, że mam tendencję do tego, aby skupiać się na innych nie na sobie. I nawet na sesjach nie potrafiłam tego przełamać, w jakiś sposób wymusić więcej tematów z mojej perspektywy. Jak ja czułam, myślałam, co mi się nie podobało, z czym miałam problemy w małżeństwie.

Z drugiej strony od 2 osób niezależnie (i to nie terapeutów!) usłyszałam, że mam problem z inteligencją emocjonalną, że zbyt długo spychałam emocje i je tłamsiłam. Poza tym podobno jestem typem analitycznym, co powoduje, że wszystko muszę przeanalizować, przemyśleć, nad wszystkim się zastanowić i nie biorę pod uwagę tego co podpowiada mi intuicja.

Także wydaje mi się, że chyba muszę nad tym z kimś popracować, bo sama raczej nie dam rady. Zrobiłam sobie nawet prosty test i też mi wyszło, że coś z moimi emocjami "nie gra". Więc jeśli chcę zadbać o siebie to chyba muszę o tym pomyśleć. Swoją drogą te 2 osoby widziały mnie bardzo krótko i słabo znały, a potrafiły trafnie określić co się dzieje ze mną w środku. Terapeuci z którymi mieliśmy wiele sesji nawet do tego tematu nie doszli...

Więc plan na następny rok jest - pracować nad sobą:-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10