Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa?
Autor Wiadomość
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-23, 09:58   Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa?

Witam wszystkich forumowiczów,

przeglądam to forum od dłuższego czasu. W zasadzie od momentu gdy moje małżeństwo znalazło się w kryzysie. Wiele razy chciałam napisać o swojej sytuacji, ale ciągle mnie coś powstrzymywało. Teraz chyba nadszedł ten czas, kiedy muszę komuś o tym opowiedzieć.

Jestem mężatką od 10 lat. Wyszłam za mąż za tego jedynego, wyśnionego faceta. Przez cały czas małżeństwa uważałam, że jestem szczęśliwą żoną. Kilka lat temu wspólnie z mężem otworzyliśmy firmę, był to pomysł męża, do któreg on bardzo mocno dążył. W tym samym czasie urodziło nam się dziecko i dodatkowo w międzyczasie przeprowadziliśmy się do większego mieszkania. Niestety firma nie działała tak jakbyśmy chcieli, co skończyło się problemami finansowymi i ciągłą walką o przetrwanie. Mąż wspinał się na szczyty, żeby to wszystko jakoś poskładać. Starałam się pomagać mu tak jak umiałam, ale w dużej części pracowałam na rzecz firmy bez żadnego wynagrodzenia. Było bardzo ciężko.

To wszystko spowodowało, że coraz gorzej się ze wszystkim czułam. Ostatnie 1,5 roku siadłam fizycznie (notorycznie na wielu kawach dziennie) i psychicznie. Nie dawałam rady z oczekiwaniami męża, pracą w firmie, samą sobą. W dodatku zaczęłam mieć stany lękowe i bać się kontaktów ze światem zewnętrznym, wykonanie telefonu do kogoś zaczęło być dla mnie problemem nie do przeskoczenia. Wycofałam się bardzo mocno, zamknęłam w kokonie a najlepiej czułam się w domu, "na kanapie" - odgrodzona od świata zewnętrznego. A w międzyczasie oszczędzałam na potęgę, żeby nie powiększać naszych długów. Robiłam to kosztem siebie - nowych ciuchów, kosmetyczki, fryzjera, wyjść na miasto... Bezpieczeństwo finansowe to była moja obsesja. No i jeszcze podjęliśmy starania o drugie dziecko. W tym stresie niestety nic nie wychodziło. Jednym słowem byłam na skraju załamania i o wszystko obwiniałam siebie.

Myślałam jednak, że mam przy sobie kochającego męża, który pomoże mi przejść ten trudny okres. Niestety mąż z dnia na dzień powiedział, że już nie może tak żyć i ma dość. To było mniej więcej w połowie maja. Od tego momentu jesteśmy w kryzysie. Poszliśmy na terapię dla par i na początku myślałam, że ona coś nam da. Dała nam tylko tyle, że nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, bez przerzucania się oskarżeniami. Mąż od początku zaznaczał, że nie wie po co chodzi na terapię, ja że chcę naprawić małżeństwo. Na terapii jednak rozmawialiśmy przede wszystkim o mężu i skupialiśmy się na tym, co jemu nie odpowiadało w małżeństwie. Dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie, często bardzo przykrych. Najbardziej bolało jednak to, że mąż wcześniej nie mówił mi o tym co go boli w małżeństwie, bo uważał, że skoro kocha, to nie może mnie ranić.

Na terapię chodzimy od końca czerwca. Ale zamiast przynosić jakieś pozytywne efekty, jest coraz gorzej. Mąż w połowie wakacji wyprowadził się z domu a jego dystans do mnie ciągle się zwiększał. Wyprowadzka została nie zauważona przez dziecko, bo akurat był na wakacjach. We wrześniu mąż wrócił do domu, ale na krótki czas i znowu się wyprowadził. Ukrywamy to przed dzieckiem, rano mąż przyjeżdża przed pobudką syna a wieczorem zostaje aż syn zaśnie. I tak to trwa.

Dowiedziałam się, że w trakcie naszego chodzenia na terapię, w wakacje zaczął się spotykać z inną kobietą. Wyszło to na jaw przez przypadek, bo dostał smsa, akurat wtedy gdy stałam przy jego telefonie. Ja przez ten czas nawet nie próbowałam go śledzić, kontrolować, sprawdzać poczty, telefonu - bo uważałam, że w małżeństwie trzeba uczciwie podchodzić do tej drugiej strony. Ufałam mężowi a on mnie w tym zaufaniu zawiódł. Najbardziej boli, że mąż oszukiwał mnie i terapeutów. Gdy robił "wiwisekcję" mojej osoby na terapii i obarczał mnie winą o wszystko co się stało w naszym małżeństwie, równocześnie potajemnie sobie romansował. Gdy oskarżał mnie, że nie dość starałam się o dziecko, że nie czuł się kochany przeze mnie w małżeństwie, równocześnie się spotykał z inną kobietą. Nie wiem jaki więc był cel tej terapii. Stwierdził później nawet, że ta osoba pomogła mu przejść przez koszmar kryzysu i go pocieszała. To po co chodził na terapię? W dodatku na samym początku naszego kryzysu poprosił mnie, żebym nikomu o naszych problemach nie mówić. Ja, choć było mi ciężko, dostosowałam się do jego prośby. Byłam lojalna i nie mówiłam o tym nikomu, nawet mojej rodzinie. A on nie potrafił się równie lojalnie w stosunku do mnie zachować i opowiedział o naszych problemach osobie zupełnie obcej:-(

Ja ze swojej strony starałam się uczciwie przejść terapię i to co się na niej dowiedziałam, wcielać w życie. Niektóre, a nawet wiele, z zarzutów męża uznałam od razu za słuszne i starałam się od razu to naprawić. Dla mnie terapia była i jest szansą na poradzenie sobie z problemami, które miałam już przed kryzysem. Staram się zmieniać i brać życie w swoje ręce. Robię to dla siebie, ale czytając forum, wiem też, że aby naprawić małżeństwo trzeba zacząć od siebie. Niestety mąż tak nie myśli. Uważa, że zmienianie siebie jest sztuczne i że jest to udawanie. Idzie też coraz dalej w dystansowaniu się ode mnie mówiąc, że już nic do mnie czuje, że mnie nie kocha. Podejrzewam, że to emocje i uczucia związane z tą trzecią, każą tak mu mówić. Ale może się mylę.

Gdy odkryłam tego smsa, mieliśmy dużo rozmów, i o dziwo, w tym momencie mąż prawie się zgodził na to aby spróbować naprawiać małżeństwo. Zmniejszył się dystans, zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości i o tym co musimy zrobić, aby poukładać nasze życie na nowo. Ja byłam skłonna wybaczyć mu to co zrobił i zrozumieć jego postępowanie. Niestety ta chęć z jego strony przetrwała kilka dni, po kilku dniach doszedł do wniosku, że chciał, ale się źle czuje bo nic nie czuje i znowu czuje się zmasakrowany, bo nie chce udawać.

Jednym słowem nie wiem co będzie z naszym małżeństwem. Nie wiem co robić. Kocham męża i zależy mi na nim. Ale mąż chyba jest teraz w takim stanie, w którym mnie nie kocha i nie chce być ze mną. Choć jeszcze w maju było całkiem inaczej bo realnie staraliśmy się o dziecko:-( Nie widzi też szansy na naprawę naszego małżeństwa, zresztą widać to po terapii, z której chyba tylko ja wynoszę jakieś wnioski a mąż znajduje ciągle na niej jakieś moje przewinienia i raczej nie widzi, że współodpowiedzialność za nasze problemy w małżeństwie ponosimy oboje. Boję się, że jednak odejdzie, że nie liczy się dla niego nasze małżeństwo i rodzina, a także to jak całą sytuację przeżyje nasz synek. Znając jeszcze charakter męża, jest bardzo uparty, musi postawić na swoim i nawet jak podejmie błędne decyzje, to ich nie cofa, mam wrażenie, że wszystko jest już "pozamiatane".

Staram się zrozumieć całą tą sytuację. Wiem, że ten kryzys był mi potrzebny, bo gdyby nie on to chyba całkowicie bym się poddała i załamała nerwowo. Co prawda prawie mnie "dobił", ale bez osiągnięcia dna nie można się odbić. Teraz próbuję powoli siebie wyprostowywać - począwszy od kwestii zdrowotnych, po zajęcie się sobą i zadbanie o siebie.

Niestety trochę czasu mi to zajęło, na początku kryzysu i nawet w trakcie starałam się nie zamęczać męża rozmowami, ale nie zawsze to wychodziło. W dodatku atakowałam go w miejscach do tego nie odpowiednich, jak w samochodzie. Mam wrażenie, że za mocno naciskałam, drążyłam, chciałam się dowiedzieć dlaczego ma dość. Nie próbowałam go zrozumieć. W trakcie terapii to się zmieniło, ale czy nie za późno? Może tak go do siebie zniechęciłam, że wszystkie resztki uczucia wyparowały i stąd to szukanie pocieszenia.

Kilka dni temu mąż pojechał na kilkudniową delegację na której miał sobie wszystko przemyśleć. Dałam mu list napisany przeze mnie (epistoła na kilka kartek) do przeczytania w podróży. Miałam świadomość tego, że raczej on niewiele zmieni, bo widziałam po mężu, że jego decyzja jest na "nie". Po powrocie rozmawialiśmy. Niestety tak jak przypuszczałam, powiedział mi że jego uczucie się wypaliło, świeczka zgasła, a on już nie chce zapalić jej ponownie. I chce odejść. Nie chciałam i nie chcę zatrzymywać go na siłę, więc powiedziałam, że skoro jest taka jego decyzja to ją uszanuję. Powiedziałam też, że zostawiam uchylone drzwi i jeśli będzie chciał to ja je otworzę, pod warunkiem jednak, że zrezygnuje z kontaktów z tą trzecią i naprawdę będzie chciał walczyć o nasze małżeństwo.
Powiedziałam też o tym jak odbieram całą sytuację z jego romansem, że dla mnie jest to brak szacunku do mnie i uczciwości małżeńskiej, że nie zgadzam się na oszukiwanie i okłamywanie mnie. Notabene mąż nadal się kontaktuje z tą osobą:-(, bo uważa, że jest to temat całkowicie oddzielny i odrębny w stosunku do naszych problemów w małżeństwie, że to jest skutek kryzysu i nie wpływa na jego decyzję na to czy pozostanie w małżeństwie czy nie:-(

Na tym forum piszecie dużo dobrych porad dla małżeństw w kryzysie. Wiele z nich przeczytałam i próbowałam się do nich dostosować. Ale nie wiem czy nie za późno zaczęłam walkę. Bardzo żałuję, że wcześniej nie zobaczyłam oznak problemów w małżeństwie i tego, że nie wszystko "grało" tak jak powinno. Ale trudno było je zauważyć, skoro myśleliśmy o powiększeniu rodziny, a od męża słyszałam często, że mnie kocha i ja też go o tym zapewniałam. A nasze kłótnie czy sprzeczki, traktowałam jako "standardowe" kłótnie w małżeństwie. Teraz powoli dociera do mnie, że mąż w trakcie nich przemycał to co go boli, ale nie zawsze go słyszałam. Niestety robił to też niezgodnie z zasadami komunikacji, których uczyliśmy się na terapii - często w tych rozmowach słyszałam słowa "musisz", "ty musisz", co powodowało, że się bardzo usztywniałam i uciekałam od tematu.

Zastanawiam się czy jeszcze to wszystko można uratować? Patrząc się na męża mam wrażenie, że nie jest to już możliwe:-( A mi jest strasznie trudno się z tym pogodzić.
 
     
Rubin
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-23, 11:51   

Bardzo Cię podziwiam. Zachowałaś się w tak trudnej sytuacji z taką godnością i mądrością. Chciałbym móc powiedzieć o sobie to samo. :oops:

Hasło tego zgromadzenia to "każde małżeństwo jest do odratowania". Nie upadaj na duchu. Jeżeli choć jedna osoba chce walczyć o małżeństwo, a swoją siłę bierze od Boga to każde niemożliwe jest możliwe.
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-23, 12:36   

Witaj.
bardzo wiele punktów z Twojej historii brzmi podobnie do tego co stało się moim udziałem. Oczywiście nie ma co zestawiać tego ze sobą, bo to nieporównywalne.
Ale jakoś tak czuję powinowactwo dusz.

Ja też zorientowałam się za późno, dużo za późno, później niż Ty. Zanim to się stało, zdążyłam więcej poranić, i więcej otrzymać ran.
Też słyszałam te słowa: nie wiem. Wracały one bardzo długo.
Potem wszystko się zmieniło, ale po drodze komplikacje osiągnęły poziom przerastający ludzkie siły.
Jednak pokładając nadzieję w Bogu, można więcej niż byśmy się kiedykolwiek spodziewali.


Nie wiadomo jak się to potoczy u Ciebie. Bóg tylko to wie.

Jednak zaryzykuję stwierdzenie: cokolwiek by się nie zdarzyło, Ty jesteś u progu zmian na lepsze swojego życia. Już samo to, że jesteś tu z nami, ma ogromne znaczenie.

Do tamtego życia sprzed kryzysu nie ma już powrotu.
Natomiast są otwarte drzwi do nowego życia, które może być lepsze. Niezależnie od tego jaką drogę i kiedy zdoła wybrać Twój mąż.


Ufaj Bogu i tylko Bogu, więcej niż ludziom, więcej niż własnym siłom.
Jestem z modlitwą.
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-23, 14:07   

Rubin napisał/a:
Bardzo Cię podziwiam. Zachowałaś się w tak trudnej sytuacji z taką godnością i mądrością. Chciałbym móc powiedzieć o sobie to samo. :oops:
.


Dzięki za te słowa. Wiesz na początku nie było łatwo. Decyzja męża w maju to było dla mnie jak trzęsienie ziemi. Nie spodziewałam się tego w zupełności. Ale tak często zaczynają się kryzysy, gdy jedna strona nagle, jak grom z jasnego nieba, oznajmia, że ma dość. Ja zareagowałam ze wszystkimi błędami, które można popełnić. Wyparciem, żalem, gniewem, złością i niedowierzaniem. Było wiele ciężkich rozmów, które nic nie dały a chyba tylko pogarszały sprawę. Dopiero rozpoczęcie terapii pozwoliło nam normalnie rozmawiać i słuchać tego co mówi druga strona.

Teraz po kilku miesiącach i przeczytaniu wielu postów na tym forum i książek po prostu nie widziałam innego sposobu na zachowanie w tej sytuacji. To strasznie boli, ale nikogo na siłę się nie zatrzyma. A jeśli ten ktoś w dodatku nie chce i stracił wiarę i nadzieję, to tym bardziej.

Ja jedynie teraz mogę czekać i wierzyć, że nie wszystko stracone, że może mąż ochłonie, zacznie zastanawiać się nad tym co się stało z innej perspektywy - co traci i że to może natchnie go do zmiany zdania. Muszę wierzyć, bo mi na nim bardzo zależy.
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 12:57   

moc nadziei napisał/a:
Witaj.
bardzo wiele punktów z Twojej historii brzmi podobnie do tego co stało się moim udziałem. Oczywiście nie ma co zestawiać tego ze sobą, bo to nieporównywalne.
Ale jakoś tak czuję powinowactwo dusz.


Przeczytałam Twoje posty i Twoją historię. Podziwiam Ciebie, że tak długo walczyłaś, że się nie poddałaś i w końcu odzyskałaś męża. Nie wiem czy tak potrafię jak Ty - czekać i wierzyć, że możliwe jest pojednanie między nami, gdy nic na to nie wskazuje. Twoja historia daje mi nadzieję, ale za chwilę, gdy wracam do realiów mojego małżeństwa, znowu ją tracę.

Cytat:
Ja też zorientowałam się za późno, dużo za późno, później niż Ty. Zanim to się stało, zdążyłam więcej poranić, i więcej otrzymać ran.
Też słyszałam te słowa: nie wiem. Wracały one bardzo długo.


To jak zdołałaś przetrwać to odrzucenie? Te słowa ranią, a w moim przypadku dodatkowo mąż od początku kryzysu (maja) nie pozwalał na żaden kontakt fizyczny. To odrzucenie boli jeszcze bardziej.

W dodatku mąż przez cały czas kryzysu powtarza, że nic nie czuje, że jego uczucie się wypaliło. Tak powiedział w ostatniej rozmowie a w mailu przyznał się, że to były najbardziej ciężkie ale prawdziwe słowa w jego życiu. Te słowa bardzo podkopały moją nadzieję i wiarę, że jeszcze mogę wpłynąć na męża, że jest coś do uratowania. Pytam się sama siebie czy warto trwać i wierzyć? Gdy zostało się tak odtrąconym w każdy możliwy sposób - jako matka, żona, partnerka w firmie. To strasznie boli. A jeszcze bardziej boli świadomość, że w tak krótkim czasie pojawiła się w jego życiu inna kobieta. Trochę tak jakbym ja jako żona niewiele dla niego znaczyła.


Cytat:
Jednak zaryzykuję stwierdzenie: cokolwiek by się nie zdarzyło, Ty jesteś u progu zmian na lepsze swojego życia. Już samo to, że jesteś tu z nami, ma ogromne znaczenie.


Z tym się zgadzam, kryzys obudził mnie do życia i zmobilizował do działania. Bo wcześniej naprawdę było ciężko. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w przysiędze mówi się "na dobre i na złe", a wtedy gdy ze mną było "źle" nie dostałam wsparcia od męża, wręcz przeciwnie - zostałam dobita i przygnieciona do ziemi jego decyzją. Pozbierać się z tego wszystkiego było bardzo ciężko.

A teraz muszę zmierzyć się chyba z najważniejszą decyzją - czy mam zostać w naszej firmie i przejąć za nią odpowiedzialność (mąż wtedy zajmie się innymi firmami, które mamy), ale narażać się na codzienny kontakt z mężem (w końcu jest to nasz wspólny majątek), czy też odejść z niej i znaleźć pracę w innym miejscu tak aby się odciąć od kontaktu z nim. Nie mam pojęcia co jest lepsze. Jeśli odejdę nasz kontakt będzie minimalny, a to z pewnością jeszcze bardziej ochłodzi nasze relacje. Jeśli zostanę będę musiała się zmierzyć z jego nowym życiem i nie wiem czy mam na to siłę.

Dziękuję za modlitwę. Staram się zaufać Bogu, że w tym wszystkim jest jakiś plan, że to nie dzieje się bez przyczyny, że będzie jego wola. Ale ufać i trwać w tej ufności nie jest łatwo. Teraz mam poczucie, że nie warto. Jakoś słowa mojego męża podkopały nadzieję, którą miałam przez cały czas kryzysu, że nasze małżeństwo jest do uratowania i możemy po nim być jeszcze silniejsi. Dzisiaj wręcz myślę, że trwanie w tej wierze nie ma sensu:-(. Niestety jakoś taki mam dzisiaj dzień.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 13:35   

Angelika21k napisał/a:
Nie wiem czy tak potrafię jak Ty - czekać i wierzyć, że możliwe jest pojednanie między nami, gdy nic na to nie wskazuje.


(8) Gdy widziałem, [że się boją], wstałem i rzekłem do możnych, do zwierzchników i do reszty ludu: Nie bójcie się ich!( czytaj trudności :-D ) Na Pana wielkiego i strasznego pamiętajcie i walczcie za braci swoich, za synów swoich i córki, za żony ( ty czytaj męża :mrgreen: ) swoje i domy! (9) Gdy więc nieprzyjaciele nasi usłyszeli, że nas powiadomiono i że Bóg udaremnił ich zamiar, [cofnęli się], a my wszyscy wróciliśmy do muru, każdy do swego zadania. (Ks. Nehemiasza 4:8-9, Biblia Tysiąclecia)

Angelika21k napisał/a:
W dodatku mąż przez cały czas kryzysu powtarza, że nic nie czuje, że jego uczucie się wypaliło. Tak powiedział w ostatniej rozmowie a w mailu przyznał się, że to były najbardziej ciężkie ale prawdziwe słowa w jego życiu.


Wiesz tym się nie martw, uczucia maja to do siebie, że się zmieniają. A ponadto sa najbardziej podatne na zwroty, odczucia są jak wiatr, raz dmucha w jedną raz w drugą stronę by nagle zawirować i niespodziewanie zmienić kierunek. :mrgreen:

Angelika21k napisał/a:
A teraz muszę zmierzyć się chyba z najważniejszą decyzją - czy mam zostać w naszej firmie i przejąć za nią odpowiedzialność (mąż wtedy zajmie się innymi firmami, które mamy),


A może razem z ta decyzją podumaj o relacjach jakie Cię łączą z ludźmi ogólnie, czy w tej dziedzinie nie trzeba zmian, a jeśli tak to w jakim kierunku. Trudno stanąć z boku i stać się dla siebie lustrem, więc może jakaś szczera rozmowa z osobę naprawdę życzliwą?
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 14:47   

Cytat:
Wyszłam za mąż za tego jedynego, wyśnionego faceta.


Tu są wszystkie nasze problemy . :idea:
"Biorę sobie Ciebie i tu pada IMIĘ konkretne
........... i już tu zachodzi pomyłka
bo winno być - biorę sobie ciebie WYŚNIONY czyli nierzeczywisty , nieistniejacy .

A dalej to juz kwestia czasu .
Zwie się to - "wypaliło się " juz cię nie kocham .

I zamiast szukać przyczyn we własnej głowie i widzeniu
obarcza się drugą stronę , bo rozczarowała .
To pomyłka zwykła ......... więc szuka się następnej jedynej :mrgreen:
jedynego wyśnionego .

Jak się skończy ?
Zwykle jak za pierwszym razem .

Ludzie teraz kończa studia na kilku kierunkach , ucza się języków obcych ,
ale są głupsi niż kiedykolwiek bo nic nie wiedza
o prawdziwym życiu .
Brak relacji od dziecka , bo kazdy zyje sam ........... z telefonem , telewizorem , internetem .

Mąż musi zaliczyć "kopa od życia" .
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 16:58   

mare1966 napisał/a:
Tu są wszystkie nasze problemy . :idea:
"Biorę sobie Ciebie i tu pada IMIĘ konkretne
........... i już tu zachodzi pomyłka
bo winno być - biorę sobie ciebie WYŚNIONY czyli nierzeczywisty , nieistniejacy .


Trudno się z Tobą Mare nie zgodzić.
Dodatkowo, potem ten "wyśniony" tkwi w głowie latami.
Czeka ktoś aż wyśniony wróci, a ten wyśniony jest całkiem rzeczywistym
Frankiem i jak nawet wróci, to powrót łatwy nie jest,
ponieważ Franek ma takie same wady jak miał przed odejściem.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 17:34   

Grzegorz ,
po kryzysie i odejściu
to jest jednak inna zupełnie historia , bo ........

on , ona już nie są postrzegani jak wyśnieni .
Fakty są takie , że nie tylko odchodzący czuje brak uczuć , pustkę .
Tamten pragnie ją zapełnić kolejną osobą .
Zostający z reguły nie ma złudzeń , co do osoby odchodzącego .
Kieruje sie tylko innymi priorytetami .
Tamten wierzy w marzenia o idealnej osobie ,
a ten ma pełne idei praktyczne marzenia oparte na wierze .

Owszem , zapewne są cudowne przemiany małżonków ,
ale raczej bardzo nieczęste .
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 19:27   

mare1966 napisał/a:


A dalej to juz kwestia czasu .
Zwie się to - "wypaliło się " juz cię nie kocham .

I zamiast szukać przyczyn we własnej głowie i widzeniu
obarcza się drugą stronę , bo rozczarowała .
To pomyłka zwykła ......... więc szuka się następnej jedynej :mrgreen:
jedynego wyśnionego .

Jak się skończy ?
Zwykle jak za pierwszym razem .


Masz rację. Pisząc "wyśnionego", miałam na myśli, że to był człowiek, który odpowiadał mi pod każdym względem. Ale znałam jego wady czy słabości. Jednak kochając go bezwarunkowo, akceptowałam je, bo nikt nie jest doskonały.

Cytat:
Mąż musi zaliczyć "kopa od życia" .

Być może, ale boję się, że jest on teraz w takim okresie życia, że nic do niego nie trafi i będzie dalej brnąć w sytuację z której może kiedyś nie być dumny. I ile ten "kop" będzie trwał czy w ogóle się kiedyś skończy?
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-24, 23:43   

Czasem myślę , że w wielu przypadkach
sprawdziła by się taka przewrotna taktyka .
Chcesz odejść ?

Ok . :->

Jak to , nie zatrzymujesz mnie ? :shock: :shock: :shock:
Co jest grane ??? :evil:
Ma kogoś u licha czy co ? :roll:
A jak ma ?
Może nie jestem taki cenny , cenna ? :-?
A czy ta kochanka moja pewna , pewny ?
Trzeba chyba poważniej się zastanowić . :roll:

-------------------------

Cytat:
Jednak kochając go bezwarunkowo, akceptowałam je, bo nikt nie jest doskonały.


To nie jest miłość bezwarunkowa tylko głupota , wybacz .
Matki CZĘSTO tak głupio "kochają" swoje dzieci .
Zero wymagań i wychowują kogo ?
Egoistę , próżniaka , osobę słabą , nieprzystosowaną do życia ,
na zgubę jes samej i przyszłego małżonka .
Ojcowie zwykle są bardziej krytyczni , bo ....... tak kochają tylko mądrzej ,
czyli lepiej ,
bo przecież Bóg = miłość
głupi nie jest .
Miłość nie jest głupia .
Jak jest , to to NIE jest miłość .

-----------------------------

Oby kopa dała ta pani .
Byłby chyba skuteczny . :mrgreen:
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-25, 18:21   

kinga2 napisał/a:

Wiesz tym się nie martw, uczucia maja to do siebie, że się zmieniają. A ponadto sa najbardziej podatne na zwroty, odczucia są jak wiatr, raz dmucha w jedną raz w drugą stronę by nagle zawirować i niespodziewanie zmienić kierunek. :mrgreen:


To pocieszające co piszesz:-) Choć ja teraz tego w ogóle nie czuje, ale chcę wierzyć, że jest to możliwe... Na tym forum wiele jest świadectw takich powrotów. Wiele też czytałam, że uczucia to nie miłość. Ale z drugiej strony jak można mówić o miłości, kiedy najbliższa osoba, która o tej miłości niedawno zapewniała tak szybko potrafiła ulokować uczucia gdzieś indziej.

Ale teraz w całej tej sytuacji odczuwam jakąś pustkę w sercu po tym co było, po moim małżeństwie i że to już nigdy nie będzie to samo. Ostatnie dni po decyzji męża nawet mnie uspokoiły i upewniły, że już nie chcę go do niczego zmuszać, że nie warto w tym momencie ciągnąć go na siłę. I o dziwo odzyskałam pewien spokój duszy. Nie płaczę, nie wariuję, serce nie kołacze:-), nawet mogę przespać kilka godzin w nocy, a do tej pory budziłam się co godzinę. Coś się skończyło. I tylko od męża zależy czy na dobre.

Cytat:
A może razem z ta decyzją podumaj o relacjach jakie Cię łączą z ludźmi ogólnie, czy w tej dziedzinie nie trzeba zmian, a jeśli tak to w jakim kierunku. Trudno stanąć z boku i stać się dla siebie lustrem, więc może jakaś szczera rozmowa z osobę naprawdę życzliwą?


Nad tym bardzo myślę, kiedyś byłam otwarta i towarzyska. Przez problemy z firmą i finansami bardzo się wycofałam jeśli chodzi o kontakty z ludźmi. Dopiero teraz powoli odzyskuję chęć i radość bycia z innymi z ludźmi. A zarządzanie firmą to jednak umiejętność tworzenia relacji z innymi - zwłaszcza z pracownikami. I tutaj wiem, że muszę wiele nadrobić. Ale jak piszesz faktycznie rozmowa z kimś życzliwym na pewno by mi pomogła zrozumieć w jakim kierunku iść. Staram się zadbać o tę sferę i nauczyć się żyć z ludźmi na nowo. Zobaczymy co z tego wyjdzie:-)
 
     
Lila83
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-25, 21:03   

Angelika,tez tak miałam,gdy miałam spotykac sie z kimolwiek,fizycznie mnie to nawet wyczerpywało,najchętniej zamknełabym sie na cztery spusty i żyła tylko swoim starchem,na szczęście mam dzieci i to dla nich musiałam się zmusić,chocby po to aby odebrac ze szkoły.

Podobnie jak u Ciebie popadaliśmy w poważne kłopoty finansowe,głównie z winy męża,ukrywał przede mną swoje przekręty,a jak juz nie dał rady więcej ukryć,to dozował mi fakty,gdzie juz nic sie nie dało zrobić.
Wstyd przed wszystkimi mnie paraliżował,bo sprzedalismy mieszkanie,zeby budowac dom i te pieniądze sie "rozeszły",a ja myslałam ze sa,bo maż sie tym zajmował,teraz jestesmy na takim etapie,ze domu nie mamy,mąż pracuje za granicą,a w ciąu tego czasu jak pracuje,doszło do tego w tamtym rou,ze tez odszedł,poprostu mnie zostawił,bo on juz nic do mnie nie czuje,zauroczył sie jedną panienką,wtedy to dopiero mi sie swiat zawalił.
Blokada przed wszystkim,powiedziałam tylko o jego decyzji jego rodzicom i moim siostrom,moim rodzicom,pomimo,ze mieszamy razem nie powiedziała nic do tej pory,że cos takiego sie wydarzyło.
Jak juz człowiek sie pozbiera po czyś tai to naprawde staje sie silniejszy,ja siebie nawet nie podejrzewałam,że moge dac radę wyjśc z tego,ale pomogło tylko zwrócenie sie do Boga inaczej bym nie dła rady.

Zbieramy sie teraz po tych wydarzeniach,jest cięzko,długi ledwo co ruszyły,nie wiem co bedzie dalej,chce byc dobrej mysli,że wkońcu dojrzał,a przynajmniej zaczyna cos ze sobą robić,uładac cos w głowie.

Pozdrawiam Cie bardzo mocno i siły dużo życzę :-)
 
     
Angelika21k
[Usunięty]

Wysłany: 2014-10-26, 12:09   

Lila83 napisał/a:
Zbieramy sie teraz po tych wydarzeniach,jest cięzko,długi ledwo co ruszyły,nie wiem co bedzie dalej,chce byc dobrej mysli,że wkońcu dojrzał,a przynajmniej zaczyna cos ze sobą robić,uładac cos w głowie.

Ja długo to trwało? Jak udało ci się to przetrwać. Czy coś robiłaś, żeby namówić go do powrotu? Ja już jestem w takiej sytuacji od kilku miesięcy, a od kilku dni po ostatecznej decyzji, więc chyba wygląda na to, że sprawa jest przesądzona. Nie wiem, czy mój mąż dojrzeje:-( Jest taki wyobcowany i zdystansowany. Zachowuje się w stosunku do mnie tak jakbym była pierwszą lepszą koleżanką:-( Zachować spokój w takiej sytuacji jest bardzo ciężko.

Cieszę się, że Wam się udaje pokonać ten kryzys. To zawsze jakiś promyk nadziei dla nas pozostałych kryzysowych współmażonków:-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 10