Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Dla kogo małżeństwo |
Autor |
Wiadomość |
DHL1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 00:24
|
|
|
Cytat: | Została mi logika, elementarna uczciwość. Ja nie potrafiłbym tak kłamać... mamić drugiej kobiety. No... żadnej nie powiem tego co mówiłem mojej żonie... bo to zwyczajnie nie ma sensu! I tyle |
no kurcze Orsz
Jak najbardziej podpisuje się pod tym co napisałeś
-nawet dodam więcej:
skoro człek dokonał wyboru-to znaczy że wiedział dlaczego wybiera, skoro żył latami w związku to znaczy że nie pomylił się w wyborze.
A jeżeli nagle po latach zaprzecza własnemu wyborowi- to znaczy że robi z siebie głupka
prosty rachunek |
|
|
|
|
Orsz [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 01:11
|
|
|
Macko... ten link ks. Grzywocza...
wprowadził mnie w zakłopotanie...
Otóż ja się w nikim od blisko 20 lat nie zakochałem...
odkąd zakochałem się w tej która została moją żoną...
no w nikim... tak szukam, szukam...
nie było żadnej kobiety...
owszem... kika mi sie podobało... z jedną... lub może jeszcze jedną lub drugą nawet miło rozmawiało...
i raz strzeliło mnie że ja coś zaczynam czuć... że to niebezpieczne...
zerwałem tą znajomość...
po prostu... Cięcie!
czy ją skrzywdziłem?
Nie wiem... ale nawet jeśli to pewnie szybko wszystko minęło...
to było niepoważne.
I nie miałem potrzeby zakochiwania się...
czym innym żyłem...
dla mnie się rodzina liczyła...
a nie jakies miłostki...
tym bardziej że moja żona mi się podobała...
uważałem ją za przyjaciółkę...
a jak w pewnym okresie przestałem odczuwać przyjaźń...
to czułem odpowiedzialność...
miałem plany... wizję rozwoju rodziny...
Gdzie tu miejsce na miłostki? To jakieś kpiny... co 6 lat się zakochiwać, mówi ksiądz Grzywocz... W kim?
Sąsiadce, koleżance z pracy, przyjaciółce żony, pani ze sklepu?
Litości! Przecież to idiotyczne... co ja bym synowi i córce powiedział?
Czy można kochać dwie osoby? Czy można nie kochać własnej żony?
Pierwsze... wydaje mi się że nie... drugie tak.
Mówię o uczuciu zakochania. Ja przestałem kochać żonę po kilku miesiącach jak dowiedziałem się o zdradzie. Okres kiedy byłem zakochany jeszcze był wyjątkowo bolesny. Odkochałem się i przyniosło mi to ulgę. Od tego momentu jestem w stanie funkcjonować.
I przezyłem chwile jakiegoś uniesienia do kobiety z internetu... też zdradzonej, opuszczonej...
Myślałem że się tylko wspieramy w niedoli... ale rzeczywiście coś zacząłem czuć ... bo dodawoło mi to energii... nie zona... nie rodzina... a myśl o tamtej kobiecie.
Ale w pewnym momencie ona mną wzgardziła bo chyba poznała kogoś obok siebie... czy ja to przezyłem jakoś? Bynajmniej. Uczucie lekkiego zawodu... kilka godzin i jest OK.
Takie ja mam doświadczenie związane z uczuciami.
Bo mnie coś spaja z moją żoną. A nawet jak teraz nie spaja...
przecież nie będę robił z siebie idioty!
I nie będę plutł kolorowych bajeczek kobietom szukającym czułości, uczucia...
gdy wiem że to kłamsto. Nie będę wczuwał się w erotyki Rilkego bo to abstrakcja.
Ja mąż, ojciec... człowiek który poznał co to znaczy zaangażowanie...
takie uczucie nie oznacza wyłączności... -uważa ksiądz
Nie rozumiem tego!
Jak ten erotyk mówiący o ustach, obejmowaniu może nie oznaczać chęci oddania siebie całego - a tak ocenia poetę ksiądz. Przecież to ocieka seksem! Czym był seks dla Rilkego?!
W wikipedii piszą że miał romans z tą Rosjanką...
Czy coś się już rozjaśnia?
Zresztą sami przeczytajcie jaki miał kiepski zyciorys Rainer Maria Rilke, biedny człowiek.
Współczuje tym młodym studentom że profesorowie powołują się na takie kiepskie autorytety, zarówno moralne jaki intelektualne.
Kościół w kryzysie. Kolejny dowód na to jak bardzo musimy uważać. Szczególnie my poranieni. Ile jest wybojów w miejscach które powinny być bezpieczne.
A że to modlitewnik mnicha rosyjskiego...
Może Raputina?
Przyszła mi jeszcze jedna myśl przed snem... podzielę się...
Otóż ks. Grzywocz w jednej sprawie mimochodem potwierdził pewne moje przekonanie. Uczucie zakochania jest bardzo silnie angażujące i takimi lub innymi drogami dąży do zjednoczenia. A skoro tak to by nie być zwykłą ordynarną chucią... a przecież nie jest... musi zakładać wyłączność. Jeśli bowiem nie zakłada się dozgonnej wyłączności... mamy doczynienia ze zwykłą rozwiązłością. Obawiam się że czują to tylko osoby które nie skaleczyli swojej wrażliwści nadmiarem wrażeń seksualnych z róznymi osobami. Może się mylę...
Rozważmy...
Jeżeli ja mogę mówic te słowa z tego erotyku Rilkego do róznych kobiet znaczy to że traktuję je jako obiekty zaspokojenia moich pragnień. Ze jest we mnie jakiś bezmiar pustki... oddzielenia zaangażowania cielesnego, radości z bliskości płci przeciwnej... od całego szeregu innych wartości które wiążą się z tworzeniem relacji... normalnego zycia... w tym tez uwarunkowań biologicznych... np potomstwem.
Te słowa z erotyku Rilkego mogę traktować jako godziwe jedynie przy załozeniu osiągnięcia pewnego etapu rozwoju naturalnej namiętności... jakby już bliskiego kresu okresu narzeczeństwa i wchodzenia w potrzeby naturalne dopiero w związku małżeńskim.
W przeciwnym wypadku... niestety... na kanwie tego co pisałem wczesniej... o sobie... o mojej potrzebie widzenia w wybrance anioła... oczywiście nie w sensie dosłownym bo trzeba być świadomym naszych ułomności... lecz pragnień...
muszę stwierdzić że ta potrzeba zjednoczenia z 'ukochaną' jest wytworem rozbudzonych niegodziwych rządz... ucieleśnieniem pragnień osoby pozbawinej bogactwa różnych wspaniałych i wzniosłych idei. Np. chęci założenia rodziny i odpowiedzialności za ten powstajacy mikroświat będący przestrzenią rozwoju miłości w sercach dzieci, nowych istot stworzonych na obraz i podobieństwo Boga, które Bóg własnie mi powierzy.
I nie chodzi o to by ten ktoś miał to wyuczone... by analizował co dobre a co złe... na bazie przykazń. Tu chodzi o odruch... o to co w duszy gra... czy w tej kobiecie widzę matkę moich dzieci, babcię moich wnuków... Czy widze w niej człowieka który ma swoją drogę do szczescia w niebie... a ja mam mu w tym pomóc. Ona z kolei ma mnie też ponieść. Aby ja zdobyć... muszę sie starać... musze sprostać jej wymaganiom... dla niej zrobię wszystko... bo jest taka cudowna...
rzucę palenie, nie bede z kumplami na piwo chodził, nauczę się języka, będę najszybszym zawodnikiem na boisku, pójdę do pracy by kupić jej pierścionek... za swoje... a nie za pieniądze rodziców itd.
Zrobię wszystko by mnie zechciała... bo wiem jaka wymagająca jest... i w jej miłym spojrzeniu.. nie jakimś frywolnym i wyuzdanym... jej spojrzeniu na mnie jako na ojca jej dzieci... w jej radości że przedstawi mnie z dumą swoim wspaniałym rodzicom... w tym wszystkim czeka mnie szczęście. I ten dowód akceptacji... te ramiona które mnie obejmą...
i które powiedza mi TAK... chce być Twoja, chce być Twoją zoną... NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ... wiadomo czego.
To jest radość. TO JEST ZAKOCHANIE. To proces doskonalenia siebie.
To nie mrzonki. Tak być musi. |
|
|
|
|
macko [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 09:08
|
|
|
Ten link podałem, bo zrobił na mnie duże wrażenie. Myślę, że takie podejście do sprawy może dać ulgę. Może pomóc poradzić sobie ze swoim sumieniem, ale też może pomóc w wybaczeniu komuś innemu. Ja nie widzę potrzeby rozbijać to na czynniki pierwsze. Wystarczy mi jakieś potwierdzenie, że są takie mechanizmy i niekoniecznie trzeba się (i innych) za to pałować. Pewnie każdy przeżywa to trochę inaczej, jak wszystko. I dobrze. Inaczej <> gorzej czy lepiej.
Łatwo można też znaleźć inne wypowiedzi, że czysta przyjaźń miedzy mężczyzną i kobietą jest możliwa, ale jak to ktoś określił to Mount Everest, coś co nie jest dostępne dla wszystkich, wymaga wielkich umiejętności (wspomina o tym Grzywocz).
Być może w większości przypadków lepiej ucinać na początku, wtedy jest jeszcze łatwo, lepiej nie ryzykować. No ale to jest ograniczające. Mieć te umiejętności, byłoby fajnie :)
Tutaj jest więcej wypowiedzi ks Grzywocza:
http://www.fronda.pl/blog...-lek,29416.html |
|
|
|
|
macko [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 12:12
|
|
|
Orsz napisał/a: |
Gdzie tu miejsce na miłostki? To jakieś kpiny... co 6 lat się zakochiwać, mówi ksiądz Grzywocz... W kim?
Sąsiadce, koleżance z pracy, przyjaciółce żony, pani ze sklepu?
Litości! Przecież to idiotyczne... co ja bym synowi i córce powiedział? |
Czy ja wiem czy idiotyczne. Ludzkie, naturalne. Wiele wskazuje na to, że tak nas Bóg stworzył. Może On też stworzył dla nas miłość do pani ze sklepu, czystą, piękną a my tego nie umiemy zrozumieć, niepotrzebnie do tego mieszamy rzeczy, które tam nie przynależą?
Ja tego do końca nie rozumiem. Szukam odpowiedzi dla siebie. Jak już wszyscy wiedzą, mam pewne doświadczenie. Myśl o tym, że to zakochanie do pewnego momentu kiedy nie pojawiły się złe pomysły było ok, daje spokój w sercu. Może sobie tylko wmawiam, nie wiem :( Ten spokój wydaje się naturalny.
Po odrzuceniu tego co złe, to co pozostaje wydaje się jednak wartościowe. Coś to dało, jakoś uwrażliwiło. No ale, jak nauczyć się to odrzucać przed faktem, a nie po?
No i tutaj chodzi o uczucia innych. Za dużo ludzi może być zranionych. No ale czy nie przez swoje wyobrażenie takiej miłości, które jest skażone grzechem? Czy tutaj tak naprawdę ten grzech nie jest problemem?
To, że my od razu mamy pewne skojarzenia, przykładamy do wszystkiego swoją, złą miarę?
Mówię o jakimś ideale, który pewnie rzadko występuje. Ja ma mam tęsknotę za czymś takim. Nie mogę uczciwie powiedzieć, że tylko żona, że nie chcę już nigdy przeżyć czegoś jeszcze. To by było bardzo ograniczające. Chyba nie taka jest moja natura. Link mówi, że nie tylko moja.
Póki co, jestem świadomy swoich słabości i będę unikał. |
|
|
|
|
Orsz [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 13:37
|
|
|
Jak rozumieć to zdanie Maćko że nie chcesz rozbijać na czynniki pierwsze?
Czy to nie jest ucieczka od prawdy?
Bo to tak najlepiej powiedzieć... różnie ludzie myślą, czują...
pewnie... niektórzy np uważają że seks to taka forma bardzo fajnej rozrywki...
no bo różni sa ludzie...
są i tacy co nie uznają grzechu
I bardzo niebezpieczna rzecz... powiedzenie... owszem, ja kogoś skrzywdziłem ale to jego cierpienie to już jego wina... jego grzechu...
To jest straszne nadużycie |
|
|
|
|
macko [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 15:58
|
|
|
Orsz napisał/a: | Jak rozumieć to zdanie Maćko że nie chcesz rozbijać na czynniki pierwsze?
Czy to nie jest ucieczka od prawdy? |
Chciałem tylko napisać, że głowa boli od analizowania wszystkiego.
Cytat: | Bo to tak najlepiej powiedzieć... różnie ludzie myślą, czują...
pewnie... niektórzy np uważają że seks to taka forma bardzo fajnej rozrywki...
no bo różni sa ludzie...
są i tacy co nie uznają grzechu |
A gdzie jest zdefiniowane gdzie zaczyna się grzech jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie?
Chyba nie ma ostrej granicy. A jeśli nie ma to dlaczego?
Cytat: | I bardzo niebezpieczna rzecz... powiedzenie... owszem, ja kogoś skrzywdziłem ale to jego cierpienie to już jego wina... jego grzechu...
To jest straszne nadużycie |
Ale czy na pewno ktoś mnie skrzywdził (że tak odwrócę)?
Czy sam się skrzywdziłem?
Rozważam przypadek, w którym (powiedzmy) moja żona się zakochuje.
Przypadek A: Powiedzmy, że na tym się kończy. Ona sobie to uświadamia i natychmiast kończy.
Czy to już mnie krzywdzi? Czuję, że tak, ale czy to nie jest mój problem? Czy to nie jest zazdrość, pycha, a więc MÓJ grzech? Czy wreszcie ja nie zaczynam sobie wyobrażać niewiadomo czego - więc moje skrzywione pojmowanie zakochania.
W jaki sposób ona mnie skrzywdziła, jeśli uznajemy, że zakochanie może nie być od nas zależne?
Przypadek B: A jeśli ona się zakochuje i utrzymuje kontakt z tym człowiekiem?
Powiedzmy, że spotykają się i rozmawiają (w ogólólności: nie przekraczają tej granicy, która czyni tę znajomość grzechem).
Taka znajomość może być dla niej rozwijająca, może być dobra (przecież grzechu nie ma) Czy mi czegoś zaczyna ubywać? Jeśli nie czuję się w żaden sposób zaniedbywany, jej uczucia do mnie się nie zmieniają (nie możliwe? dlaczego?).
Wtedy czuję się jeszcze gorzej, ale dalej nie wiem czy problem nie jest po mojej stronie.
Bo nie ufam mojej żonie (mój problem), odmawiam jej dobra (znajomość ją rozwija) itd.
Generalnie wszystko złe jest po MOJEJ stronie.
Czy to nie jest tak, że po prostu kłuje nas w uszy słowo "zakochanie".
Jeśli w w/w przypadkach zamienić je na przyjaźń albo koleżeństwo to robi się lepiej, czyż nie?
Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zabroni żonie koleżeńskich kontaktów z facetami.
Więc co nas kłuje w tym słowie? Może nasz grzech?
Gdzie jest napisane, że moja żona nie może być zakochana w kimś innym?
Ma mnie kochać (może potrafi kochać > niż 1 osobę), ma mi być wierna (zakochanie ma coś tu do rzeczy), ma mnie nie odpuszczać. Mam być najważniejszy (jestem). Co jeszcze?
Przypadek powyższy jest hipotetyczny, ale nie do końca.
Moje postrzeganie znajomości mojej żony zmieniło się bardzo radykalnie w momencie mojego grzechu,
to co wcześniej mi zupełnie nie przeszkadzało nagle zaczęło mnie trafiać z ogromną siłą - wystarczyło,
że wyobraziłem sobie, że ona robi to co ja.
W moim rozumieniu sam się skrzywdziłem. |
|
|
|
|
Orsz [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 17:48
|
|
|
Maćko... mnie głowa boli jak czegoś nie rozumiem. Wiem, ż enie wszystko zrozumieć można. Ale co można to warto zrozumieć.
Wiesz... ja trochę nie rozumiem tej twojej analizy... tych dwu przypadków. Bo wyciągasz kwestię zakochania z szerszego kontekstu. mam wrażenie że banalizujesz to określenie 'zakochanie'... sprowadzasz je do takiego słowa rzucanego na wiatr. Takie mam wrażenie.
Jeszcze raz czym jest zakochanie. Przywołajmy tego nieszczęsnego Rilkego. To jest włąśnie to... świata nie ma poza tą osobą. Taka jest natura zakochania... taka jest natura rozwoju tego uczucia... tej potrzeby relacji. I zadałbym pytanie... czy Pan Bóg zakorzeniajac w nas ta tendencję zrobił głupstwo? Moim zdaniem nie... moim zdaniem jest to piękne i potrzebne... moim zdaniem pozwala poznać Boga. Powtarzam się... ale tylko w okreslonym kontekście jest zakochanie takie piękne i budujące. Tym kontekstem jest czystość. Nie musi to być czystość absolutna... ale im czystrza tym lepsza. Zakochanie traci zupełnie swoją ostrość wyrazu w momencie utraty tej wyjątkowości... tego ukierunkowania na tą jedną osobą... bo nie ma wówczas tej jednej osoby. Jest rozbicie... nie ma jendości. Impuls zakochania pozostaje... ale jest już kłamstwem. Zamiast Boga panoszy się w tym szatan. Takie jest moje zdanie. Bo Bóg jest prawdziwy... nie ma w nim za grosz przewrotności... kłamstwa czy półpawdy.
Albo jestem ukierunkowany na tą jedną osobę albo nie. Albo mamy potencjał stworzyć coś wyjątkowego... albo nie. Seks może być tym elementem wyjątkowym. I nie ma co się oszukiewać... seks jest największą rozkoszą jaką cżłowiek w swojej cielesności może doświadczyć. Więc nie można tego lekcewazyć. Z tym że pamiętajmy... nie seks dla samego seksu lecz więź duchowa małżonków ma zaistnieć. Ma to być komórka. Wewnątrz my... na zewnątrz cała reszta.
Zwróć uwagę jeszcze raz na tę naturę zakochania. Istnieje tylko obiekt zakochania... inni się nie liczą. Widze dwie możliwości.
a) w sytuacji gdy sięm ktoś zakochuje w sposób nieubłagany traci więź z innymi osobami... w małzeństwie jest to przecież niedopuszczalne... w głupocie i bezsensowności tego zjawiska może prowadzić i do gorszych rzeczy... do zdrady, odejścia. Poza małżeństwem... przy zachownaiu czystości jest to zupełnie normalne i nieszkodliwe... jednak uważam że chyba niezbyt częste... bo intencje są wzniosłe... nie sprowadzaja się li tylko do przyjemności cielesnych. To w pewien sposób tworzy chyba zanagazowanie
b) w utracie wyrazistości i prawdziwości tego uczucia zakochania które istnieje tylko gdy człowiek jest szczery, ma wolę wytrwania w tych impulsach skłaniajacych do ku drugiej osobie... w tej utracie... człowiek godzi się na nieszczerość, na kłamsto, poddaje się klimatowi... zagłusza głos serca o wyjątkowym charakterze relacji... oddaje się tylko samej przyjemności relacji. To w sposób nieubłagany prowadzi do osłabienia uczucia zakochania... utraty jego kontekstu etycznego... sprowadza się to do romansu... miłostki... albo będźmy szczerzy... łajdactwa, wyuzdania.
Więc uważajmy z tym naużywaniem słowa zakochanie. To może być przejawem czegoś w nas. Szczególnie daję to pod rozwagę tym którzy właśnie... sami siebie w ten sposób skrzywdzili. Tak Maćko... to jest wielka krzywda... tak wypaczyć własną naturę. Mówienie że człowiek jest stworzony... szczególnie mężczyzna do rozpusty... jest zaprzeczeniem Boskiego pierwiastka w człowieku.
Koleżeństwo więc... jest rzeczą nieporównywalną do zakochania. Ale własnie... czy ktoś kto stepił swoja wrażliwość może to odczuwać? Może to jest nieuchronne... takie rozdwonienie doświadczeń cielesnych na ileś osób może powoduje rozmycie obrazu.
Maćko...
Cytat: | Ma mnie kochać (może potrafi kochać > niż 1 osobę), ma mi być wierna (zakochanie ma coś tu do rzeczy), ma mnie nie odpuszczać. Mam być najważniejszy (jestem). Co jeszcze? |
Ile tu sprzecznosci w tym akapicie?
A to zdanie jest dla mnie cenne ale jest zagadką...
Cytat: | Moje postrzeganie znajomości mojej żony zmieniło się bardzo radykalnie w momencie mojego grzechu,
to co wcześniej mi zupełnie nie przeszkadzało nagle zaczęło mnie trafiać z ogromną siłą - wystarczyło,
że wyobraziłem sobie, że ona robi to co ja.
W moim rozumieniu sam się skrzywdziłem. |
Mi się zdawało że własny grzech stępia wrażliwość... daje większe przyzwolenie drugiej osobie... no bo czemu mam zabraniać komuś czegoś czego ja sam się dopuściłem. Ale chyba tego nie odczuję do póki sam nie doświadczę. Chyba jednak tego nie chcę doświadczyć... pomimo... byc może jakiejś formy czysto psychicznego ukojenia... i nie o zemstę tu chodzi.
Własnie... mój grzech... co powoduje. Jeśli się komuś siebie ofiarowuje... dobrowolnie... czy można jej zarzucać że potraktowała tę deklarację poważnie? Czy powazne traktowanie drugiego człowieka jest grzechem?
Ja nie broniłem żonie przyjaźni z mężczyznami. To był jeden z moich błędów... ale oczywiście nie jedyny... większość odnosi się bezpośrednio do mnie... do moich słabości... grezechów. Przyznaję się... ale też upieram się przy swoim |
|
|
|
|
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 21:27
|
|
|
Temat uważam za bardzo ciekawy ,
ale trudny .
Orsz ,
w sprawach współżycia , jego szczególnej roli , wyłączności
mamy bardzo zbliżone stanowisko i nad tym nie będę się rozwodził .
Nie rozumiem tylko jednego - Twojego odkochania , napisałeś nawet przestałem kochać
po zdradzie żony .
I to mi nie pasuje do tej całej wzniosłości opisu miłości , wierności , odpowiedzialności itd.
Dziewictwo i czystość zdaje się dla ciebie wieksza wartością niz sam człowiek .
==========================================================
A teraz w temacie zakochania .
Orsz napisał
Cytat: | Jeszcze raz czym jest zakochanie. Przywołajmy tego nieszczęsnego Rilkego. To jest włąśnie to... świata nie ma poza tą osobą. Taka jest natura zakochania... taka jest natura rozwoju tego uczucia... tej potrzeby relacji. |
i dalej :
Cytat: | Zwróć uwagę jeszcze raz na tę naturę zakochania. Istnieje tylko obiekt zakochania... inni się nie liczą. |
i gdzieś jeszcze napisał
Cytat: | Uczucie zakochania dąży do zjednoczenia |
I tu moim zdaniem tkwi podstawowy problem , niezrozumienie i nieporozumienie .
Moja definicja zakochania jest zupełnie inna .
I śmiem twierdzić , że nie o takim zakochaniu jakim Ty go definiujesz Orsz
mówił ksiądz Grzywocz .
Ja definiuję zakochanie jako SZCZEGÓLNY ZACHWYT drugą osobą .
Może się przejawiać w 3 sferach : cielesnej , intelektualnej i duchowej .
Nie koniecznie wcale we wszystkich trzech naraz .
Chyba łatwo to sobie wyobrazić ?
Taka definicja jest zasadniczo odmienna od Twojej Orsz .
Inne osoby nie znikają , świat nie znika , nie ma bezmyślnej dążności do zjednoczenia .
Jest odpowiedzialność ........ przede wszystkim za tę osobę ( w tej relacji ) .
Jest też odpowiedzailność za inne relacje ( np. małżeńską )
Jest właściwa kolejność itd.
I jak mówi Grzywocz , wymaga to pewnej dojrzałości tych ludzi ,
wrażliwości , prawości itd.
Gdzie tu mowa o "miłostkach" ?
To coś na granicy przyjaźni i miłości .
Strasznie trudne .
Macko też zadaje dobre pytania .
To są pytania o zazdrość , granice niezależności w małżeństwie , pychę własnej domniemanej doskonałości itd. |
|
|
|
|
Orsz [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 22:24
|
|
|
Mare... ja nie potrafię sobie wyobrazić tych 3 elementów rozdzielnie gdy mówi się o zakochaniu... o uczuciu zakochania... no może ta intelektualną można wyłączyć jak ktoś intelektu nie ma... no ale... to taka złośliwość
No to rozważmy rozdzielnie te 3 elementy...
np. cielesna i inteletualna... (już sie poprawiam) jakies propozycje unaocznienia takiej sytuacji?
itd... |
Ostatnio zmieniony przez 2014-07-31, 23:02, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
macko [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 22:35
|
|
|
mare1966 napisał/a: |
Ja definiuję zakochanie jako SZCZEGÓLNY ZACHWYT drugą osobą .
Może się przejawiać w 3 sferach : cielesnej , intelektualnej i duchowej .
Nie koniecznie wcale we wszystkich trzech naraz . |
Swoje wywody oparłem na mniej więcej na takim rozumieniu tego pojęcia.
Definicja Orsza - przy takim pojmowaniu te wywody faktycznie tracą sens.
Takiego stanu jak opisuje Orsz, po prostu nie znam, więc nie będę się do tego odnosił. |
|
|
|
|
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-31, 23:48
|
|
|
Przesłuchałem
linka Macko z godziny 9.08
"Film niedostępny"
ale wykorzystałem inny link
Niespełnione zakochanie -Grzywocz
Zgadzam się z Grzywoczem .
Warto wysłuchać CAŁOŚĆ , zachęcam .
Dla Orsza :
- od około minuty 27.30
Jedynym sposobem spełnienia zakochania jest trwały i wyłączny związek .
Wg. Grzywocza , bardzo niebezpieczna teza .
- od około 44.30
W miłości nie ma zamienników .
Nie można pokochać kogoś innego .
Wg. Grzywocza - fałszywe tezy .
=========================================
Orsz
Cytat: | Ja sobie nie potrafię wyobrazić .........tych trzech |
Osoby poznają się tylko przez internet .
Osoby poznaja się za pomocą listów ( ktoś siedzi w więzieniu )
....................... zatem , bez bezpośredniego oddziaływania sfery cielesnej
Spotyka świety świętą .
Łączy ich wyłącznie głównie sfera ducha .
( zdaje się , ze był taki przypadek ? ) |
|
|
|
|
macko [Usunięty]
|
|
|
|
|
lena [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-08-02, 00:12
|
|
|
Temat......dla kogo małżeństwo...umarł.
Panowie.....bo jakby nie było to Wasz wątek...przekomarzacie się,dyskutujecie o zakochaniu.
ZAKOCHANIE....stan związania emocjonalnego z drugą osobą. Charakteryzuje się obsesyjnymi myślami o tej osobie, pragnieniem przebywania z nią.
..to już było....nie uważacie?
Małżeństwo to coś zupełnie innego,a Wy przecież małżonkami jesteście........ |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-08-02, 00:32
|
|
|
lena napisał/a: |
ZAKOCHANIE....stan związania emocjonalnego z drugą osobą. Charakteryzuje się obsesyjnymi myślami o tej osobie, pragnieniem przebywania z nią.
Małżeństwo to coś zupełnie innego,a Wy przecież małżonkami jesteście........ |
Jak czytam watki na forum, to paradoksalnie stan w kryzysie, po opuszczeniu
mozna opisać tak samo jak zakochanie.
Obsesyjne (stałe) mysli o małżonku. Chęć przebywania z nim.
"Rózowe" albo raczej wybielające okulary itp |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|