Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
skutki stanowczej miłości |
Autor |
Wiadomość |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-13, 07:33
|
|
|
Witam
Dziękuję za odzew. Prawda jest taka, że nadzieja zawsze jest, czasami mocna, czasami ledwo się tli. Jeżeli mamy być razem to będziemy a jeśli nie jest to nam już pisane to też będę żyć sama i to pełnym życiem. Może trochę poryczę, ponarzekam Bogu i św. Józefowi ale potem będę żyć.
Nie mogę się doczekać soboty bo jadę na kolejny Tyski Wieczór Uwielbienia. Uwielbiam uwielbiać Boga. Na takich wieczorach mam odczucie jakbym była w przedsionku nieba.
Pozdrawiam |
|
|
|
 |
renta11 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-13, 09:39
|
|
|
Może i ja opowiem o moich doświadczeniach z terapią alkoholową męża.
Mama mojego męża była alkoholikiem, a mój mąż pił od zawsze za dużo. Na pewno pije w sposób zagrażający, ale czy jest alkoholikiem, to wie tylko on. Ponad 10 lat temu trafiłam na Al-Anon i chodziłam 5 lat. Zostawiłam temat picia męża. Od ponad 3 lat mąż przechodzi kryzys wieku średniego. Wypaliło się w nim uczucie romantyczne do mnie, wzmogło się jego picie. We wrześniu usłyszałam, że mnie nie kocha. Od listopada chodzi do psychologa w Poradni alkoholowej, który prowadził jego mamę.
I też na początku ochota na nowy start w nowe życie.
Pustka w oczach, gdy patrzył na mnie. Ja miotałam się i nadal miotam od pokochaj mnie do ....[*].
Dzisiaj, po 8 miesiącach jego indywidualnej terapii widzę, że u męża się chyba trochę zmieniło. Raczej nie chce odchodzić z domu. Ale traktować mnie jak żony również nie chce. Raczej widzi we mnie koleżankę.
I czuję, że w takich stosunkach chciałby pozostać.
Na pytanie terapeuty małżeńskiego: Czy Pan kocha swoją żonę?
Odpowiedź: Nie wiem.
A we mnie jest ogromny głód miłości, ciepła, serdeczności, dotyku. Źle radzę sobie z odrzuceniem.
Nie wiem, czy będę miała tyle cierpliwości i sił, by doczekać dojrzałości i miłości mojego męża. I czy to jest możliwe? |
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-13, 10:26, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
 |
Nirwanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-13, 10:27
|
|
|
[*] w miejsce zbyt grubego słownictwa. |
|
|
|
 |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-13, 11:16
|
|
|
renta11 napisałaś:
"Nie wiem, czy będę miała tyle cierpliwości i sił, by doczekać dojrzałości i miłości mojego męża. I czy to jest możliwe?"
Też się nad tym zastanawiam. Najbardziej mnie denerwuje to zawieszenie w próżni. Ja chciałabym działać: napisać mu e-maila chociaż, wysłać w prezencie kolejną "poruszającą serce" książkę, która by może go ukierunkowała, chciałabym mu zaproponować koleją terapię małżeńską z nadzieją, że będzie kontynuowana(chyba już byliśmy na trzech -wszystkie przerwane przez niego). Działać, działać, działać. Nim będzie za późno. Zanim zachłyśnie się tą wolnością i pójdzie w tango. Nawet nie wiem czy już nie ma jakiejś na oku. Mieszkamy 25 km od siebie więc nie wiem co się dzieje u niego. Moje zapędy kończą się na tym że daję sobie po łapkach. Zajmuję się swoimi sprawami. Znalazłam sobie hobby na które kiedyś nie miałam głowy bo w tej głowie siedział tylko on. On jest takim typem, że podpuszcza mnie, ja się nakręcam i już chcę działać. On siedzi i czeka. Teraz też przyjechał po dokumenty od teściowej i rzucił do mnie: Chcesz rozwodu z orzeczeniem o mojej winie? Zdębiałam. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, że chcemy spróbować jeszcze raz tylko że się do tego przyłożymy. Wtedy powiedziałam, że oboje napiszemy czego oczekujemy od naszego małżeństawa. Chciałam, żeby takie zapiski były początkiem rozmowy bo trudno nam się rozmawia o uczuciach, pragnieniach i oczekiwaniach. Ja swoja listę zrobiłam a on sie zawiesił. Pytałam raz i co z tym wszystkim dalej. Powiedział, że nie wie... Potem była rozmowa, że nie chce mnie skrzywdzic ale mnie nie kocha już, chce być sam, jest w końcu szczęśliwy. Ja wtedy powiedziałam, że rozwodów nie uznaję żeby wiedział ale gdyby nalegał, to będzie z jego winy. I teraz wypalił do mnie z tym zapytaniem. No więc ja znów chciałabym probować, naprawiać, tak żeby kiedyś móc powiedzieć: zrobiłam wszystko ale nie wyszło. On znowu wyznaje zasadę: Jakoś to będzie, czas pokaże. Więc czekam co czas pokaże. |
|
|
|
 |
renta11 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-13, 13:29
|
|
|
Wiesz, jak się dowiedziałam, ze mnie nie kocha, to wywaliłam go z domu. Początkowo źle to znosił, płakał córce w mankiet. Mówił, że zamiast zbliżać się do mnie czy do córki, to zbliżył się do wódki. Po 2 tygodniach przyszedł z kwiatami mówiąc, że wie na pewno, że mnie kocha. Po 6 tygodniach wrócił do domu. I po kilku dniach zaczęło się, że nie wie, co czuje, potem że nie kocha, że skłamał, bo bał się samotności. I do stycznia była makabra. I moja totalna huśtawka i ambiwalencja uczuć.
Jak ja chciałam go zamknąć w klatce i zadusić, to myślał tylko o odejściu. Kiedy otwierałam mu drzwi ... to nie wychodził. Przed Świętami Wielkanocnymi powiedział dzieciom, że się wypaliło i się wyprowadzi. Po kolejnych 2 dniach, że nie ma gdzie się wyprowadzić, po kolejnych, że on nie wie. I tak nie wie do dzisiaj. Mówił, że nie brakowało mu mnie przez te 6 tygodni.
U terapeuty ja powiedziałam, że gdyby nie dzieci, to już by go nie było. On powiedział, że to nie prawda.
On nie wie, czego chce i nie podejmuje decyzji. Ja czekam na jego decyzję i wykańczam się po drodze.
Ale jeden wniosek wyciągnęłam.
Za szybko wrócił do domu.
Przez te 6 tygodni robił stopień żeglarski, codziennie po pracy nad jezioro, kontakt z nowymi, młodymi ludźmi. Zdał egzamin przed wprowadzeniem się do domu. Więc był zajęty i zachłysnął się wolnością. I w tym momencie wrócił.
A teraz wiem, że powinien mieszkać poza domem z 6 miesięcy. Aby zdążył się wynudzić samotnością, aby miał szansę zatęsknić za dziećmi i za mną również. By odczuł skutki życia poza rodziną. Potem powinniśmy po spotykać się na polu neutralnym i podjąć decyzję o ewentualnym powrocie.
Powinnam mu dać szansę, aby to on powalczył o mnie.
A my kobiety za naszych mężów walczymy, szukamy terapii, mówimy im, co mają robić ... i bunt na całej linii, i chęć ucieczki, byle dalej od nas.
Ale to tylko moje wnioski.
Wiem, że nie wolno się narzucać, płakać, szantażować, błagać i się poniżać. Ja również tak postępowałam. Efekt - żaden oprócz braku szacunku samej do siebie.
Ale też nie umiem przetrzymać go i czekać.
Chcę już, zaraz, natychmiast. Podstawowy błąd.
Emocje mną miotają strasznie mimo, że jestem na lekach. Też jestem współuzależniona, też chcę wiedzieć, kontrolować, zawłaszczać.
A teraz - chyba - należy dać spokój i furę wolności. Niech się przekona, czy trawa u sąsiada jest bardziej zielona.
Jeśli odleci - nigdy nie był mój.
Ale to takie trudne, aż chwilami niewykonalne. |
|
|
|
 |
Jędrek [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 08:27
|
|
|
renta11 napisał/a: | Nie wiem, czy będę miała tyle cierpliwości i sił, by doczekać dojrzałości i miłości mojego męża. I czy to jest możliwe? |
Uważam, że jest możliwe....
Pytanie, czy mąż będzie w stanie spełnić Twoje oczekiwania?
renta11 napisał/a: | A we mnie jest ogromny głód miłości, ciepła, serdeczności, dotyku. Źle radzę sobie z odrzuceniem. |
Ja dziś wiem, że moja żona nie jest w stanie spełnić moich oczekiwań. Chciałem ją przerobić na swoją modłę i drażniło mnie, że nie robi tego co od niej oczekuję.... Nie chciałem zaakceptować jej takiej jaka jest.
Na dziś nie jestem w stanie się pogodzić z tym, że wniosła pozew o rozwód. |
|
|
|
 |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 13:34
|
|
|
złamana napisała:
"Beti, smutny post. Takie wnioski i tytuł wiele osób wstrzymuje przed stanowczą, jak piszesz, miłością, w myśl zasady; niechby pił, niechby bił, byle był"
Zatytułowałam mój wątek "skutki stanowczej miłości" bo nie zawsze stanowczość w miłości prowadzi do happy endu. Dla mnie stosowanie takiej zasady było sygnałem, że dojrzewam do stawiania granic i wzrasta we mnie poczucie własnej wartości. To w sumie było dziwne bo ten kryzys był dla mnie bodźcem aby szukać sensu życia gdzieś indziej niż w drugim człowieku/mężu. Czułam, że nie będzie później odwrotu ale nie można równocześnie iść do przodu i się cofać. Ale pomimo, że wygląda u mnie jak wygląda to wierzę, że stanowcza miłość jest właściwą drogą. |
|
|
|
 |
duzapanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 14:02
|
|
|
Beti w pewnym sensie rozumiem Twojego męża i chyba jego odrzucenie Ciebie jest w jakiś sposób typowe. Osoby uzależnione i współuzależnione dobierają się w pary w pewien specyficzny sposób. Często niewiele ma to wspólnego z miłością, bo nie umiemy kochać, więcej z potrzebą bliskości, z szukaniem ratunku itd.
Podczas terapii jest taki moment, że człowiek sobie uświadamia, że może wcale nie kochał do tej pory.
W moim małżeństwie to ja jestem tą, jak to się mówi "kochającą za bardzo" i też w czasie uzdrawiania doszłam do tego że nie kochałam męża naprawdę. Miałam dobre chęci, tak bardzo jak na tamten moment mogłam, przysięgę małżeńską składałam szczerym sercem. Ale wybrałam mojego męża nie z miłości, a szukając ratunku, jakiegoś zaspokojenia mojego zranionego serca, ze strachu, bojąc się że nikt inny nie będzie mnie chciał, z wielu innych powodów.
W czasie terapii musi przyjść moment że człowiek uświadamia sobie także to. Dopiero potem przyszła refleksja, że chcę nadal serio traktować moją małżeńską przysięgę. Że niezależnie od tego jak bardzo niedojrzała byłam wtedy, teraz świadomie wybieram kochać nadal tego człowieka.
Mój mąż nie korzysta z żadnej terapii. Ale wiem, że jeśli kiedyś się tym zajmie, jego również mogą dopaść takie wątpliwości.
Tak czy owak wolę wolny wybór miłości, a nie przywiązanie mające źródło w współuzależnieniu.
Rozumiem takze to co Ty przeżywasz. Proś Pana Boga, aby pozwolił Twojemu mężowi pokochać Cię od nowa, w sposób wolny od dawnych zależności. |
|
|
|
 |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 14:58
|
|
|
"Osoby uzależnione i współuzależnione dobierają się w pary w pewien specyficzny sposób. Często niewiele ma to wspólnego z miłością, bo nie umiemy kochać, więcej z potrzebą bliskości, z szukaniem ratunku itd."
Niestety to prawda.
W moim przypadku i jego przypadku- oboje szukaliśmy akceptacji. Nie było w nas dojrzałości. Mąż tak naprawdę szukał we mnie siły do życia, ja miałam go uskrzydlać. Ja traktowałam zmaganie się z jego piciem jako poświęcenie, które kiedyś będzie wynagrodzone. Mogłam skupiać się na czymś innym niż na sobie.
Kiedyś naprawdę nie kochałam siebie, to mi się kojarzyło z egoizmem. W domu tata, który był dla mnie autorytetem powtarzał: Kochaj bliźniego, ale nie było dalszej części.... jak siebie samego. A więc naukę miłości należy zacząć od "pokochania" siebie. My oboje nie kochaliśmy samych siebie ale chcieliśmy aby nas ten drugi kochał, szanował... Dopiero po trzydziestce odkryłam, że kochać siebie to wcale nie egoizm tylko podstawa do życia. Długo się uczę albo raczej późno. |
|
|
|
 |
gogol [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 15:44
|
|
|
beti7777 napisał/a: | Dopiero po trzydziestce odkryłam, że kochać siebie to wcale nie egoizm tylko podstawa do życia. Długo się uczę albo raczej późno. | - to takie moje -ja troche pózniej ale lepiej pózno niz wcale |
|
|
|
 |
duzapanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 15:50
|
|
|
Beti, ale nie ZApóźno :) Ważne że już to wiesz.
Dlatego daj mężowi czas, niech kontynuuje terapię, niech w wolności wybierze jak ma dalej wyglądać jego życie.
Po drugie, może mąż też ma w głowie obraz Ciebie tej dawnej, może nie ma okazji zobaczyć że Ty się zmieniłaś?
I jeszcze coś przyszło mi do głowy. Słyszałam kiedyś kazanie jednego jezuity, który opowiadał historię małżeństwa po zdradzie, w głębokim kryzysie. Właściwie chcieli się już rozstać, ale jeszcze pojechali razem na rekolekcje ignacjańskie. Tam wiadomo jak jest, nie mieli okazji zamienić ze sobą ani słowa. Nawet nie patrzyli na siebie. Pan Bóg działał w sercu każdego z nich zupełnie niezależnie.
I co się stało? Po przeżytych rekolekcjach wpadli sobie w ramiona, porozmawiali, pogodzili się.
Dla mnie to jest wspaniały przykład na to że każde z nas odpowiada tylko za siebie i swoją relację z Bogiem. Ale obok w sercu współmałżonka mogą się zadziać piękne rzeczy całkiem niezależnie od nas :)
Wierz w to i nie trać Ducha kochana :) |
|
|
|
 |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 16:43
|
|
|
dziękuję duzapanna za słowa pokrzepienia aż mi się łezka zakręciła w oku. Ja wiem, że Bóg działa w moim życiu, moje życie jest pełne cudów tylko trzeba jeszcze je dostrzegać. Takim namacalnym dowodem na to że Bóg działa w swoim czasie i miejscu jest takie oto moje świadectwo. Jeżdżę od kilku lat na Tyskie Wieczory Uwielbienia i tam modlimy się i wielbimy Boga. Ja zawsze w tej samej intencji, za męża o nawrócenie, o uwolnienie z nałogów, za siebie o wytrwałość, o przemianę serca (chyba powinna być inna kolejność). Więc znów z tą samą intencją pojechałam w październiku 2013 r. Miałam chory kręgosłup i bóle, które nie pozwalały mi spać nocami, drętwienie rąk i nóg, początek żylaków. Ale co tam, ważne było żeby mąż to/mąż tamto. No w końcu jestem osobą współuzależnioną. I gdy modliliśmy się za osoby z chorymi kręgosłupami to ja pomyslałam, że inni mają gorzej, np. moja mama i siostra a ja mam bardziej pilną sprawę przecież. Jak Pan uzdrowi moje małżeństwo to pójdę do lekarza. Jakie było moje zdziwienie gdy poczułam namacalnie jak przez moje ciało przechodzą dreszcze ( w miejscach bolących mnie). Byłam w szoku. Co? Ja? Mnie Pan Bóg wyleczył z bólów kręgosłupa? Hurra! Od października jestem zdrowa. Zostałam uzdrowiona.
No i takie to moje planowanie co najpierw ma się zmienić w moim życiu. Teraz wiem, że On wie lepiej. Fajnie, że Bóg mi o tym powiedział/przypomniał w taki sposób. |
|
|
|
 |
duzapanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-16, 17:15
|
|
|
Piękne świadectwo :) Pan Bóg wie najlepiej co i w jakiej kolejności jest dobre dla Ciebie i Twojego męża. |
|
|
|
 |
beti7777 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-06-17, 14:35
|
|
|
Codziennie piszę list do męża, potem go kasuję i tak parę razy dziennie. Nie wiem co się z nim dzieje. Nie mam pojęcia czy naprawdę zaczął już sobie życie układać beze mnie. Przecież w kwietniu mi oświadczył że mnie nie kocha i chce być sam. Czuję, że nie mam prawa się nim interesować. On chyba naprawdę mnie nigdy nie kochał tylko potrzebował i teraz chce się uwolnić od tego małżeństwa. Ja nie odzywając się do niego też sygnalizuję, że mi nie zależy i odpuszczam. Wtedy w kwietniu powiedziałam, że nie można drugiego zmusić do miłości a on na to, że właśnie. Więc chyba pozostaje mi udawanie obojętnej. Teraz jak przestał pić (tak mówi, nie wiem) miał być nasz czas. Nie mówię, że mi jest strasznie źle i sobie nie radzę emocjonalnie bo jakoś sobie radzę. Nie wiem nawet czy mogę mu zaproponować te rekolekcje ignacjańskie. On teraz jest zajęty sobą. Kiedyś był zajęty piciem i własnym smutkiem. |
|
|
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"

"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
     
   
   W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>


| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|