Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
temat Nini, Gosi... |
Autor |
Wiadomość |
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 12:56
|
|
|
Kilka słów OGÓLNIE.
( do nikogo konkretnego )
Mamy w sobie wpisaną silną potrzebę bliskości .
Małżonek , często jest ostatnią osobą
z którą tą bliskość można by budować .
Gorzej - bo budować na gruzach , a każdy wie że lepiej budować
w szczerym polu , na pięknej zielonej trawce .
Gruz tymczasem trzeba najpierw usunąć , to dadatkowa ciązka praca .
Znamy nawzajem swoje wady , licznie odniesione zranienia , utrata zaufania .
Wszystko przemawia za "nowym początkiem" .
No może prawie - wspólne dzieci , kredyty , przyzwyczajenie , sakrament , ściąga na ziemię .
Jacek-Sychar
Cytat: | Jestem żonaty, choć nie mam żony. Przez to otoczenie widzi, że nie jestem wolny (widzą obrączkę) a ja sam siebie stawiam do pionu. |
Sorry Jacek , wykorzystam .
Sam się napatoczyłeś .
Ale tak po prawdzie to nie ważne czyje to słowa .
Ważny sens i to co oddają .
"Jestem żonaty" - to tak jakby nie moja wola , trudno , stało się , takie sa realia
"Nie mam żony" - GDZIE jej nie masz ?
W domu czy w sercu ?
Jeśli masz , to w jakim zakresie ?
Jak ta relacja , czasem tylko dialog o tym z sobą i przed sobą wyglada ?
Czy tęsknota za kimś kto nas sponiewierał , odrzucił jest "naturalna" ,
z punktu widzenia psychologii "normalna" ?
A przecież i te prawa Bóg ustanowił .
A jednak - małżeństwo ma być nierozerwalne .
Jakiś glębszy sens w tym musi być ......... i szerszy
niż ten który zwykle widzimy . |
|
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 19:09
|
|
|
Heleno napisałaś kiedyś:
helenast napisał/a: | Po raz kolejny więc zaproponuję, żeby zamienić zwroty typu :
- powinnaś/ powinieneś...
- jesteś ....
- zrób to czy tamto
na formę :
- mnie w takiej sytuacji pomogło to czy to
- z mojego doświadczenia .....
- ja przeżyłam/ przeżyłem ......
Może zamieńmy formę nakazów, powinności oraz ustawiania komuś drogi postępowania na przekazanie jedynie własnych spostrzeżeń , świadectw opartych na podstawie naszych osobistych doświadczeń .... Podawajmy propozycje, możliwości, ale nie oceniajmy, nie negujmy, nie narzucajmy nic innym - pozwólmy dokonać wyboru ... |
Bardzo mi się podoba ten wpis i byłoby wspaniale, gdybyś pisała właśnie w taki sposób, jak proponujesz, żeby pisać - od siebie i o sobie, bez oceniania innych. Wiem, że chciałaś mnie przestrzec, ale wyszłaś z nieprawdziwych założeń, bo trudno Ci zrozumieć, co się ze mną dzieje, a tam, gdzie nie rozumiesz, uzupełniasz sobie obraz własnymi przypuszczeniami, które nie są trafne. Swoją drogą to ciekawe, dlaczego one są właśnie takie? Znalazłaś nawet w mojej wypowiedzi żart z sakramentu - gdzie on jest, ten żart?
Proszę Cię, nie oceniaj pochopnie - spróbuj zrozumieć. Nie dla mnie, bo ja przeżyję bez Twojego zrozumienia. Dla siebie samej. |
|
|
|
 |
helenast [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 19:56
|
|
|
A zauważyłaś ,że w wypowiedziach używam słowa ,, może,, więc gdzie tu osąd ? Ja nie rozumiem Ciebie, a Ty mnie …
Jeżeli pojmowanie takiego tematu z przymrużeniem oka to nie żart to nawet takie traktowanie sakramentu uważam za bardzo niewłaściwe …
Nini napisał/a: | a tam, gdzie nie rozumiesz, uzupełniasz sobie obraz własnymi przypuszczeniami, które nie są trafne. |
I obym się myliła … poczekam i dam czas czasowi …. może kiedyś wrócimy do tego tematu …
Pozdrawiam |
|
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 20:10
|
|
|
Poświęciliście sporo uwagi moim stanom emocjonalnym, za co bardzo Wam dziękuję, bo skłoniliście mnie do głębszego zastanowienia się nad nimi.
Nie jestem w euforii. Nie czuję się wolna od małżeństwa, zobowiązań itd. Czuję czasem spokój, który nie pojawia się wcale na moje życzenie, "bo tak chcę". On pochodzi stąd, że działam zgodnie z moim najgłębszym przekonaniem. Takie działanie jest możliwe dzięki Bogu. Już dawno czułam, że nie chcę dalej tak żyć, ale nie miałam siły niczego zmienić, oderwać się. Dopiero po 12 krokach wzmocniłam się - dzięki bliższemu kontaktowi z Bogiem - na tyle, że byłam w stanie tak działać.
Od pewnego czasu ten spokój jest zmącony, bo walczę z potrzebą bliskości, jak to ktoś określił. Dążenie do zakochania się jest pewnie całkiem naturalne i w dużym stopniu nie mamy na nie wpływu. I liczy się to, co z tym zrobimy. Ja na razie zrobiłam tyle, że przestałam się widywać sam na sam z jednym przystojnym znajomym, bo robi na mnie za duże wrażenie. Nie mam pomysłu, co dalej - przeżywam taką eksplozję kobiecości, że mogłabym pewnie tą energią oświetlić spore miasto. Na poziomie czysto emocjonalnym czuję ogromną potrzebę mężczyzny obok mnie. Na głębszym - zdecydowanie nie chcę się z nikim wiązać, dopóki jestem być-może-żoną, nie chcę zepsuć tj wspaniałej harmonii, jaka się pojawiła dzięki życiu w zgodzie z wolą Bożą. Szukam sposobu, żeby wytrzymać ten głód, i póki co, wytrzymuję, ale męczące jest takie balansowanie nad przepaścią. Mam tylko nadzieję, że to czemuś służy. Może chodzi o to, żebym miała co ofiarowywać w intencji nawrócenia męża? Sama nie wiem...
W stosunku do mojego męża odczuwam głównie współczucie i niechęć. Absolutnie nie jest w tej chwili moim kandydatem numer jeden - na poziomie czysto emocjonalnym. Gdyby miały się spełnić moje życzenia wynikające z samych tylko emocji, to mój mąż nawróciłby się i zniknął z mojego życia na zawsze. Jestem tak poraniona jego zdradami i kłamstwami, i agresją, że nie mogę na niego patrzeć. Na szczęście nie składam się z samych emocji. Wierzę też, że Bóg może uzdrowić każdą ranę. Dlatego życzę sobie na takim głębszym poziomie, żeby mój mąż nawrócił się i wybrał mnie znowu, a ja jego. Ze względu na być może łączący nas sakrament, na dzieci, na 30 zmarnowanych lat i na malutką grudkę złota, którą mam w sercu - tyle zostało z mojej miłości do męża... Kamyczek o ostrych krawędziach.
Chciałabym sprawdzić ważność sakramentu właśnie dlatego, że traktuję go bardzo serio. To ogromna różnica, czy jestem panną z czwórką dzieci, czy mężatką. To kwestia mojej tożsamości. I tego, co dalej. Czy mąż powinien znowu mi się oświadczyć? Czy czeka nas (ewentualnie) drugi ślub? Czy mogę związać się z kimś innym? Czy mogę wstąpić do zakonu?
Nie mam złudzeń - z kimś innym nie musi być wcale lepiej. Na początku pewnie łatwiej, prościej, ale dalej może być powtórka. Już widzę, że jeśli ktoś mi się podoba, to jest to facet z dużymi problemami. Widocznie nie jestem jeszcze wcale taka zdrowa...
Ktoś zauważył, że piszę dużo o sobie, a nie "o nas". To mnie ucieszyło, bo to jest prawdziwe i zdrowe. Na 12 kroków przyszłam ze szlachetną, ale niezbyt mądrą intencją leczenia męża Nie ma też prawie wcale "my" między mną i mężem. Porozumiewamy się tylko w sprawach dzieci i pieniędzy, i całe szczęście, że chociaż tyle. Czasem pomagamy sobie w sprawach praktycznych i tyle. On ma w tej chwili "my" z jakąś nową fascynującą kobietą (z którą we własnym przekonaniu nie robi niczego niewłaściwego; ona wprawdzie ukrywa tę znajomość przed swoim narzeczonym, ale mój mąż uważa, że to okropny człowiek i wszystko dlatego) Obawiam się, że nigdy nie było żadnego "my"... |
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 20:25
|
|
|
helenast napisał/a: | dałam sygnał by Nini uważała, była czujna |
Dzięki za ostrzeżenie - faktycznie, powinnam być czujna jak nigdy w życiu dotąd. Zły nie śpi Na szczęście Pan Bóg też czuwa Nie bez powodu dał mi mieszkanie tuż obok kaplicy z adoracją, a moja czujność polega głównie na tym, że staram się tego daru nie marnować. Dużo się dzieje w tej małej kapliczce, w Wigilię zostałam tam nawet niechcący uwięziona |
|
|
|
 |
renta11 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 20:31
|
|
|
Nini
Widzę u Ciebie dużą samoświadomość i dystans. A to już bardzo dużo. |
|
|
|
 |
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 21:42
|
|
|
No ,
widzę Nini , że jednak się odważyłaś
( chyba niewiele osób byłoby stać na takie pisanie )
W sumie więc , niewielu już chyba trzeba dodawać wyjaśnień .
Sama chyba czujesz , że ostrożne "przestrogi" Helenast
są do rzeczy .
Te realia , dysonanse , walki wewnętrzne , niepewność
czy nawet sprzeczności
dostrzegła Helenast
i to pisała " między wierszami" .
A ja jeszcze bardziej "m i ę d z y" .
To są tak osobiste i delikatne sprawy , że niezmiernie trudno
o tym pisać , ale i podpowiadać . |
Ostatnio zmieniony przez 2014-12-29, 21:52, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
 |
Jacek-sychar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 21:47
|
|
|
Przepraszam Nini, że w twoim wątku, ale to się trochę wiąże z Twoim tematem.
Mare
Zadałeś mi kilka pytań:
1. Jestem żonaty i co z tego wygląda.
Tak jestem żonaty i chciałem być żonaty. Tak sobie wyobrażałem swoje życie. I dalej jestem żonaty, mimo że żona wybrała "wolność". Co z tego wynika? Nie wiem. Św. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że może się zdarzyć, że mimo iż małżeństwo będzie ważne, będzie nieudane. Może to mój przypadek? Na wszelki przypadek nie zamierzam badać ważności mojego małżeństwa. Zarówno dla siebie jak i dla dzieci. Tak to czuję. Czy dobrze? Nie wiem. A może boję się rozdrapywać swoich ran, które się już jakoś zabliźniły?
2. Gdzie nie mam żony.
Ja bym zadał raczej pytanie, gdzie ona jeszcze pozostała. Nie wiem. Czuję się tak poraniony, że aby się ratować, starałem się usunąć ją z wszelkich zakamarków mojej duszy i serca. Gdy o niej nie myślę, jest mi łatwiej. Pojawia się jednak pytanie, czy będę mógł ją tam kiedyś odszukać. Nie wiem. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy będę chciał jej tam szukać. Już kilka razy próbowałem ją odszukać i po każdym takim odszukaniu wracał ból, gorycz, złość i wiele innych emocji. Ja się po prostu boję jej szukać. Z daleka omijam nawet miejsca, gdzie ona przebywa, nie oglądam zdjęć z naszej wspólnej przeszłości.
3. Nierozerwalność małżeństwa
Czy ja zrobiłem coś, żeby tą nierozerwalność zniszczyć?
Pozostałe pytania w jakiś sposób wyjaśniłem wyżej.
Wrócę teraz do wpisu Nini o spokoju.
Ja ją bardzo dobrze rozumiem. Ja też uzyskałem spokój. Może jest to spokój polegający na zamieceniu moich problemów pod dywan "zapomnienia i niemyślenia". Nie wiem. Wiem tylko, że dalej trwać "na żywca" nie dałbym rady. Ześwirowałbym. Musiałem sobie zaaplikować znieczulenie polegające na wyłączeniu bodźców związanych z żoną. Wiem, że operacja trwa dalej. Pewnie będzie trwać z kilka lat. Żeby móc normalnie funkcjonować musiałem podjąć jakieś kroki, żeby siebie ratować. Może nie jest ich dokładnie 12, ale widocznie moja droga jest inna. W dodatku ona jeszcze trwa. Od 4 lat, ale nie widać jej końca.
Pozdrawiam |
|
|
|
 |
mare1966 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 22:49
|
|
|
Napisałem do ciebie Jacku- Sychar :
Cytat: | Ale tak po prawdzie to nie ważne czyje to słowa .
Ważny sens i to co oddają . |
To były w zasadzie pytania retoryczne ,
do odpowiedzi dla każdego w domowym zaciszu , w sercu .
Ty dałeś , myślę że dość reprezentatywną ( po części oczywiście ) odpowiedź .
Odpowiedź , która dla mnie jest dość naturalna , oczywista .
To taka męska wersja ( po częsci ) zwierzenia Nini .
Czy ważność zawarcia wpływa w ogóle na "udaność" małżeństwa ?
Wiele razy TU pytałem , kiedy należy uznać małżeństwi za ważnie zawarte ?
W szczególności , czy potrzebna była świadomość ( i jak silna ewentualnie )
obojga co do tej nierozerwalności .
Ja ponadto mam w ogóle wątpliwości , JAK można podejmować świadomą decyzję
w okresie zakochania ?
( to jak trzeźwy w stanie upojenia )
Więc - co właściwie decyduje o ważności lub nie .
Moja prywatna opinia jest taka : to wie chyba tylko Bóg .
Co z tego , że Sąd Biskupi orzeknie w tę lub tę stronę .
Jaką mam gwarancję , że się nie pomylił ?
Zatem - bezpieczniej przyjąć , że ważne
nawet jak i nie ważne .
Dwa - mam jeszce jakie takie zaufanie co sam będę gadał ( nie takie znów wielkie )
Podświadomie można naginać pod określoną z góry porządaną tezę .
Ale już najmniejszego wpływu , co zeznaje druga strona .
Jacek , teoretycznie ta żona powinna być w twym sercu ,
bo pozostawanie w stanie samotnym
to tylko część zobowiązania .
Wreszcie , serce nie lubi pustki .
Jak długo pozostanie takie wygłodniałe ? |
|
|
|
 |
kenya [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 23:11
|
|
|
mare1966 napisał/a: | Ja ponadto mam w ogóle wątpliwości , JAK można podejmować świadomą decyzję w okresie zakochania ? ( to jak trzeźwy w stanie upojenia ) |
Bez zakochania decyzja miałaby szansę być słuszniejszą wg Ciebie?
JEŚLI nie zakochanie, to co faktycznie miałoby decydować o tym, że ludzie w ogóle rozważają zawarcie małżeństwa?
A może małżeństwa aranżowane rozwiązałyby problem Wszak stan zakochania mija koniec końców, zatem po co komu ono...tylko zamęt wprowadza.
Mare byłeś w ogóle kiedykolwiek zakochany? |
|
|
|
 |
Jacek-sychar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 23:36
|
|
|
Mare
Ja widziałem, że były to pytania retoryczne, ale ponieważ się "nawinąłem", postanowiłem się "odwinąć", czyli odpowiedzieć.
Wrócę jeszcze do Twojego ostatniego stwierdzenia, że żona powinna być ciągle w moim sercu.
Tak, powinna. Ale nie dałem rady. Musiałem jakoś się "znieczulić".
Dam inny przykład. Zęby mleczne nam wypadają, ale "dorosłe" powinny wystarczyć do końca życia. A jak ząb się zepsuje, dostanie ropy, to na siłę mam go trzymać? Dla zdrowia reszty organizmu należy go wyrwać.
Ja tak postąpiłem. Może potem będzie można wstawić jakiś implant lub założyć koronkę. Teraz cieszę się, że mam dziurę. Boli mnie po rwaniu, ale czuję ulgę (to ten spokój, o którym pisała Nini).
A co do pustki w sercu. Pisałem, że ciągle czuję się żonaty. Może jestem nietypowy, ale od chwili ślubu, nigdy nie spojrzałem na inną kobietę w sposób pożądliwy. I dalej tak mam. Wiem, że dla wielu jest to nielogiczne, nierozsądne, głupie, .... Inni może mi nie wierzą.
Ale ja tak mam. Jestem monogamiczny i już. Nie potrafiłbym inaczej. Coś jakby przy ślubie przepalił mi się jakiś bezpiecznik. Nawet w snach jestem wierny. Jakaś parodia. Po drugie nie jestem podlotkiem. Mam już swoje lata. Zawsze byłem odpowiedzialny. Teraz jeszcze mi się to nasiliło.
Moje serce nie jest w żaden sposób "wygłodniałe". Jest puste, smutne, poranione, ale w żaden sposób wygłodniałe. Ono się nawet boi, że gdyby spróbowało ponownie, to pewnie znowu dostałoby niezłe baty. Po co więc ryzykować? |
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 23:52
|
|
|
[quote="Jacek-suchar"]Przepraszam Nini, że w twoim wątku, ale to się trochę wiąże z Twoim tematem.
Jacku, bardzo się wiąże i dziękuję Ci za wszystko, co tu napisałeś o sobie.
Jacek-suchar napisał/a: | A może boję się rozdrapywać swoich ran, które się już jakoś zabliźniły? |
Ja też się boję... I boję się, jak to wpłynie na męża. On mnie zna i wie, że raczej nie będę miała flirtów i romansów, bo powstrzymuje mnie wierność domniemanemu sakramentowi. I wie, że jeśli nasze małżeństwo okaże się nieważne, mogę związać się z kimś innym na poważnie i wtedy straci mnie na zawsze. Nie umiem przewidzieć jego reakcji, jest mało zrównoważony, a właśnie zaczął się leczyć, to jest takie kruche...
Jacek-suchar napisał/a: | Czuję się tak poraniony, że aby się ratować, starałem się usunąć ją z wszelkich zakamarków mojej duszy i serca. Gdy o niej nie myślę, jest mi łatwiej. |
Jak dobrze jest mi to znane! Kiedy zobaczyłam, że w moim mężu coś drgnęło, że się zmienia (odrobinkę), szuka terapii - byłam tym ucieszona, ale i przerażona. Łatwiej nie mieć nadziei, wtedy nie grozi kolejny zawód... Na poziomie emocji - wolałabym zapomnieć, że go kiedykolwiek spotkałam. Na głębszym - walczę sama ze sobą, żeby jednak nie usunąć go z serca. Nie chcę tego, bo czuję, że to mogłoby być nieodwracalne, a nie chciałabym, żeby moje serce skamieniało nieodwracalnie dla kogokolwiek, nawet (albo zwłaszcza) dla niego. Wiem, że Bóg może rozpuścić każdy kamień, ale po co wystawiać Go na próbę?
Jacek-suchar napisał/a: | Wiem tylko, że dalej trwać "na żywca" nie dałbym rady. Ześwirowałbym. Musiałem sobie zaaplikować znieczulenie polegające na wyłączeniu bodźców związanych z żoną. |
Dokładnie tak samo! Jest taka granica bólu, której lepiej nie przekraczać, bo się świruje.
Gorzej, że są też inne świetnie działające znieczulenia. Zdarzyło mi się parę razy tego doświadczyć niechcący i teraz muszę bardzo uważać, żeby nie sięgać dobrowolnie po takie specyfiki. Mam na myśli spojrzenia, uśmiechy, miłe gesty przystojnego znajomego. Zainteresowanie, ciepło, podziw... Brrr. |
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-29, 23:56
|
|
|
mare1966 napisał/a: |
To są tak osobiste i delikatne sprawy , że niezmiernie trudno
o tym pisać , ale i podpowiadać . |
Tak, mare, i dzięki za delikatność.
Czytanie między wierszami mnie nie przekonuje. Wolę czytanie ze zrozumieniem. A przestrogi pasują zawsze i do każdego z nas - zwłaszcza do tych, którzy stoją |
|
|
|
 |
Nini [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-30, 00:03
|
|
|
Jacek-sychar napisał/a: | Może jestem nietypowy, ale od chwili ślubu, nigdy nie spojrzałem na inną kobietę w sposób pożądliwy. I dalej tak mam. Wiem, że dla wielu jest to nielogiczne, nierozsądne, głupie, .... Inni może mi nie wierzą.
Moje serce nie jest w żaden sposób "wygłodniałe". Jest puste, smutne, poranione, ale w żaden sposób wygłodniałe. Ono się nawet boi, że gdyby spróbowało ponownie, to pewnie znowu dostałoby niezłe baty. Po co więc ryzykować? |
Wierzę Ci i zazdroszczę. Chyba, że Twoja niezłomność bierze się z lęku przed zranieniem. Nie ma miłości bez ryzyka...
Jeśli chodzi o sny, to one są świetnym odzwierciedleniem tego, co się w nas dzieje na jawie. Ja nawet w snach walczę ze sobą o wierność i, póki co, zwyciężam
Nieraz też mam koszmary z mężem w roli głównej |
|
|
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"

"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
     
   
   W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>


| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10 |
|
|