Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
to już koniec wszystkiego
Autor Wiadomość
zuf
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-05, 21:57   to już koniec wszystkiego

Mam 39 lat. W życiu za bardzo się starałem, żeby pokazać ze jestem cos więcej wart niż śmieć. Mimo ciągłych kłótni w domu, alkoholizmu ojca, braku miłości i zainteresowania ze strony rodziców uczyłem się bardzo dobrze, ale to i tak nie dawało mi poczucia zadowolenia, czułem się gorszy od ludzi, rówieśników. Kiedy poznałem swoja żonę jeszcze bardziej się starałem być dla niej supermenem, piąłem się po szczeblach zawodowych, za wszelka cenę chciałem stworzyć idealną rodzinę. Apetyt rósł w miarę jedzenia i ona ciągle wymagała więcej, mimo to ciągle była coraz bardziej niezadowolona. Mówiła, że mnie musi ciągnąć, prowadzić za rękę, że robiła to przez 15 lat naszego małżeństwa. W końcu to pękło, popadałem w coraz większą depresję, leki pomagały na krótki okres, zacząłem uciekać od życia. Kumulacją była nasza separacja i moja zdrada. W międzyczasie namówiła mnie, abym wszystko, czego dorobiliśmy się przez ten czas przepisał na nią. Zostałem z długami i bez domu. Żyję dlatego, że nie powiodła się moja próba samobójcza oraz dlatego, że ciągle przy życiu trzyma mnie jaką krzywdę bym zrobił swoim dwojgu cudownym dzieciom. Jednak coraz częściej ta myśl już nie wystarcza.

Przeżyłem ogromne załamanie kiedy zona wystawiła mi torbę za drzwi, dociążyłem się niepotrzebnym związkiem z inna kobietą oraz kredytami, które na tamten czas wydawały się być lekarstwem. Wtedy czułem, że jeszcze mocniej się sprężę i poradzę sobie, jak zawsze, sam poprowadzić firmę. Jednak było to ponad moje siły.

Nie potrafię zrozumieć tej kobiety - na zewnątrz sympatyczna, mila i uśmiechnięta do wszystkich, spędzająca długie godziny w kościele na modlitwie, gdy mówi o problemach rodzinnych przedstawia siebie jako ofiarę, tą biedną pokrzywdzoną, która ciągle pomagała - a wewnątrz jest sycząca prosto w moje oczy jadem, cynizmem, zastraszeniem i poniżeniem. Ciągle cos jest nie tak, jak ona tego wymaga i ciągle jest niezadowolona. Twierdzi że to wszystko moja wina, bo nikt na nią nie działa tak źle, jak ja.

Mimo, że tak się staram z całych sił i najlepiej jak potrafię, to i tak ciągłe są kłótnie, ciągłe coś nie tak. Moje pytania do niej nawet o sprawy dnia codziennego są wg. niej bezczelne i chamskie, jej odpowiedź do mnie np. na pytanie „gdzie to jest” to „w ........”. I to ponoć tez moja wina, bo zadaje niewłaściwe pytania i ona jest sprowokowana i musi się zniżać do mojego poziomu. Już za miesiąc skończą mi się pieniądze, a pracy nie mam więc ona , jak obiecała, mnie wyrzuci, bo nie będę w stanie płacić połowy kosztów utrzymania, jedzenia i życia oraz zasądzi sobie alimenty.

Modlę się za nią, modlę się o nadzieję, zdrowe i pracę ale wszystko chyli się ku upadkowi. Wiem, że modlitwa nie działa, jak automat ze słodyczami, który po podaniu odpowiedniej kwoty wyrzuci batonik, ale straciłem już resztki nadziei, że to coś pomoże, bo jest tylko gorzej.

Nie jestem już tym samym przebojowym, mającym na wszystko worek rozwiązań człowiekiem, zostało ze mnie wystraszone dziecko, bojące się Boga, ludzi i życia. A może zawsze nim byłem, a całe życie się oszukiwałem?

W dodatku z 72 kilo przybrałem przez te lata i przez te okropne leki aż do 100 kg i czuje się ociężały jak we śnie, bóle kręgosłupa sprawiają że czasem ledwo się ruszam czasem, myślenie o gimnastyce już sprawia ból, wiec jestem żałosny, bo nie potrafię z tym nic zrobić.

Gdybym mógł odnaleźć sens dalszego życia, gdybym potrafił udźwignąć ciężar bagażu przeszłości, gdybym zdołał sprostać teraźniejszości, gdyby zdrowie nie wysiadało, gdybym mógł zarabiać, albo mieć pracę.. Gdybym nie czuł się ciągle tak zlękniony, gdybym nie był ciągle zmęczony

Ogromne lęki, strach towarzyszą mi przez cały dzień od świtu do nocy. Życie pełne możliwości już się skończyło. Jest życie pełne ograniczeń . Boje się żyć. Życie mnie męczy. Wróciłem do żony, zgodziła się warunkowo, jednak jej wymagania i dbałość o szczegóły są przerażające. Paraliżuje mnie jej krzyk, ciągłe umniejszanie i poniżanie mojej osoby. Moje życie to pasmo bólu i cierpień. Nie ma już w nim radości, jest tylko ciągłe pytanie po co żyć. Nie widzę już celu dla którego mógłbym żyć, po prostu nie ma sensu, nie potrafię już tego wszystkiego udźwignąć. Przede mną realna wizja życia na ulicy, w noclegowni. Nie chcę tego. Zaplanowałem tym razem skuteczny sposób na mój ból, na pozbycie się cierpienia, na zakończenie tego bezsensownego życia. Nie potrafię się już spiąć, każdy wysiłek mnie paraliżuje, za daleko to wszystko upadło, abym był w stanie to ogarnąć i podnieść.
Ostatnio zmieniony przez 2014-05-05, 22:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 06:46   

Zuf, co zaplanowałeś?
Odbieram, że piszesz bardzo depresyjnie, byłeś z tym u lekarza? Leki potrafią co najmniej wyciszyć niefajne emocje; zamiast walczyć z dołującymi emocjami będziesz miał siły na naprawę swojego życia.
Masz może gdzieś Ognisko Sychar w okolicy?
 
     
kundel
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 08:29   

Zuf, napisałeś, to znaczy, ze wołasz o pomoc i masz nadzieję, że ktoś to wołanie usłyszy. Pewnie, że usłyszy. To, ze tu jesteś to odpowiedź na twoje modlitwy i prośby o pomoc.

Czy pomoze ci choć trochę stwierdzenie, że doskonale rozumiem o czym piszesz? Że pól roku temu czułam sie tak samo? Że doskonale wiem, co czujesz? I że te objawy, to klasyka gatunku? Ten gatunek to prawdopodobnie DDA, takie śmieszne trzy małe literki, które potrafią zatruc życie twoje i twojej rodziny. Powodują, że nei masz poczucia własnej wartości, czujesz sie jak śmiec i nie znajdujesz zadowolenia w czymkolwiek, co robisz... Biegniesz, szukasz, wariujesz, głowa ci wybucha, potem deprecha i walenei głową w mur. Z tego da się wyjśc, wiesz? Masz przed sobą doskonały przykład działania Boga i wyciągania ręki nawet do najmniejszej i najczarniejszej owieczki w ogromnym stadzie... Fajnie, że zawołałeś, chcesz pogadać?
 
     
zuf
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 10:13   

Nirwana

Co zaplanowałem? skuteczną, mam nadzieję, metodę na definitywne skrócenie cierpień. Pierwsza próba się nie udała, bo chciałem się otruć tabletkami, jednak tymi, które połknąłem nie udało się - obudziłem się po 2 chyba dniach.

Czy byłem u lekarza? - byłem u niejednego psychologa i psychiatry. Mam za sobą dwie terapie indywidualne i cztery grupowe oraz pobyt w szpitalu psychiatrycznym w celu odstawienia benzodiazepin. Kiedy terapie nie pomagały doszły leki, a lekarze tak chętnie przepisują te najbardziej uzależniajace, a człowiek w depresji nie ma pojęcia czym go szprycują. Teraz mam dobrego lekarza, odstawiłem po latach brania ciężkie leki, biorę nieuzależniające. Wróciła mi pamięć, nie czuję się już jakbym był naćpany (tak działają benzodiazepiny). Ogólnie w moim mieście przeszedłem co było możliwe, na NFZ już niczego ani nikogo nowego nie spotkam, a prywatnie nie mam pieniędzy.

Czy mam ognisko - nie wiem, a nawet jeśli to co to da??

kazzia

Tak, wiem, że to DDA, ale to nic nie zmienia. Jeśli z tego wyszłaś to fajnie, ale ja już tyle lat próbuję, teraz już naprawdę jest fatalnie, i czuję jakby Bóg i cały świat mnie opuścił, bo nie starałem się jeszcze mocniej i byłem zbyt grzeszny, więc mnie już nic ani nikt nie wyciągnie z tego, żadnych łask nie otrzymam.

Tak, możemy pogadać, ale co to da??
 
     
kundel
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 10:45   

Jak to co da? Pogadamy :-) przecież po to właśnei napisałeś, ze chcesz ze sobą skończyć, żeby ktoś do ciebie wyciągnął rękę, nie po to żeby rzeczywiscie skończyć :-) proste.


I zobacz - masz moje ręce. Dosłownie. Bo pisze, klepiąc w klawisze. Chociaż powinnam pracowac :mrgreen:

Jestem DDA. Mój facet jest DDA. Odszedł. Wypalił się, jak twierdził. Odszedł tymczasem do innej. Teraz sieka, kąsa, gryzie, kopie i sypie niegaszonym wapnem, żebym się rozpłynęła. Mam trzy córki, nie mam własnego mieszkania. Zostałam z prawie pół milionem długów. Sama. Z dziećmi. Pól roku temu. I twierdzę, że pół roku temu dostałam nowe życie. Bo czułam, że spadam. Że dookoła nei ma nic. Że już się nei podniosę i skończę ze sobą. Chaos - to mało na określenie tego, jak się czułam. Zły - to słabe określenie tego, kim stał sie mój facet. Jestem od pół roku na prochach, chodze na terapię. Pomagają mi ludzie. A za ludźmi stoją: Ona i On. Wiem, czuję to, widzę.

Za tobą też stoją, ale na razie jesteś w takim chaosie, ze tego nei dostrzegasz. Murzasz sie w swoim nieszcześciu, bo... masz do tego prawo. Ale powoli, z dnai na dzień zaczniesz z tego wychodzić. Bo nie na darmo tu trafiłeś. Miałeś tu trafić. Tak jak ja miałam i inni z nas - też.

Własnie dostałeś odpowiedź na swoje wołanie. Pomoc nadeszła i teraz będzie już tylko lepiej. Co nie oznacza - latwo. Wręcz przeciwnie. Ciężko jak piorun, ale bardzo bardzo wartościowo.

Gdzie mieszkasz?
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:08   

Cytat:
Gdzie mieszkasz?

Nom, to Ci podpowiemy, gdzie najbliższe Ognisko. Bo wiesz, wspólnota działa na zasadzie "jedną zapałkę każdy złamie, pęczek - już nie tak łatwo" - jest trochę łatwiej.

W AA mówią - przynieś swoje ciało, duch przyjdzie na spotkanie/miting za nim.

A ta metoda na skrócenie cierpień nie działa. Bo niewykluczone, że będziesz cierpiał potem całą wieczność. Nie opłaca się.
Pomodlę się za Ciebie.
 
     
zuf
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:09   

Diabeł tkwi w szczegółach i o te szczegóły właśnie mi chodzi bo z nich składa się całość.

Mieszkam w Częstochowie, najbliższe SYCHAR jest w Radomsku, sprawdziłem.

Widzę, że masz bardzo podobną sytuację, ale jednak, jak piszesz, poradziłaś sobie. Pewnie jednak masz gdzie mieszkać i za co żyć. No właśnie - jak to zrobiłaś? Gdzie mieszkać z trójką dzieci, jeśli nie ma się domu? Jak pracować, jeśli komornik zabierze wynagrodzenie? A ja tego nie widzę - widzę że za miesiąc wyląduję na ulicy, nie wiem, jak miałbym i gdzie mieszkać, nie mam pracy, zresztą nawet jakby była to bałbym się podjąć - czuję się taki stary, wyczerpany i zniszczony. Nie musi być lekko, chciałbym dać radę, a widzę że nie udźwignę więcej już tego ciężaru. Masz terapię, czujesz, że to ci pomaga - jak pisałem, mnie na terapię nie ma gdzie już iść, zresztą to wymaga czasu, a ja potrzebuje rozwiązań już teraz, nie za rok...dlatego uważam, że moje rozwiązanie jest najsłuszniejsze, nie będę nikomu ciężarem, nikt nie będzie musiał się na mnie złościć, nikomu nie będę zabierał powietrza.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:11   

Myślałeś, co zafundujesz dzieciom? :-|
 
     
inezz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:14   

Jestem pod wrażenie odpowiedzi kazzi, gdyż daje mi nadzieję, że jako DDA też można coś osiągnąć.
 
     
zuf
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:15   

Nirwanna napisał/a:
Pomodlę się za Ciebie.


No właśnie. Wszyscy tak mówią, a ja już niestety straciłem nadzieję. Nie wiem, za mało się modlę, czy czekam w kolejce oczekujących na błogosławieństwo...ileż można czekać...pewnie i całe życie, ale dlatego ja już dziękuję, wystarczy.

Nirwanna napisał/a:
A ta metoda na skrócenie cierpień nie działa

zobaczymy, skoro Bóg jest tak wielki i wiele może wybaczyć...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:17   

Może modlitwa sprawiła, że trafiłeś tu?
Zajrzyj np. tu: http://www.centrumterapii.czest.pl/ i tu: http://www.dda.pl/index.p...d=44733&catid=6
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:23   

Witaj zuf.
Ja jestem z Radomska. Dzisiaj jest spotkanie naszego ogniska. O godzinie 18:00 zaczynamy Mszą Św. a po niej około 18:45 spotykamy się na salce obok kościoła.
Przyjeżdżają do nas osoby nie tylko z Radomska i okolic, ale także z Bełchatowa, Częstochowy.
Przyjedź chociaż raz. Nic nie tracisz, a zyskać możesz dużo. Zrób to dla siebie, dla dzieci.
Na spotkaniu możesz powiedzieć tylko swoje imię i nic więcej. Możesz tylko słuchać, ale możesz też powiedzieć coś o sobie - jeśli chcesz.
Zapraszam Cię.
 
     
zuf
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:23   

Nirwanna napisał/a:
Zajrzyj np. tu: http://www.centrumterapii.czest.pl/ i tu: http://www.dda.pl/index.p...d=44733&catid=6


Dziękuję za linki, ale ja terapii grupowych mam dosyć. Wchodzi się na nich w niezdrowe związki i relacje z innymi ludźmi, doprowadziło to mnie właśnie do wielu kłótni z żoną oraz zdrady. A w ośrodku na ogrodowej od ludzi, którzy tam byli słyszałem jak mówili, ze wychodzili z grupy AA i szli pić razem. Takie kółko wzajemnej adoracji - nic dobrego. To nie są specjaliści, a ja nie chcę nowych kłopotów.

[ Dodano: 2014-05-06, 11:30 ]
Witaj twardy
Dziękuję za zaproszenie. Przyjadę, ale dzisiaj nie dam rady, bo nie miałbym z kim zostawić dzieci. Może na drugi piątek czerwca mi się uda. Skoro mówisz, że nic nie tracę (poza brakującymi pieniędzmi na przejazd) a zyskać mogę wiele....

Ale ja naprawdę już nie wierze, że może stać się w moim życiu coś dobrego, pozytywnego, ze to życie mogłoby mieć jeszcze sens..
 
     
kundel
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 11:39   

inezz - dzięki :)


zuf - nie musisz wierzyć, ale wszystko... dostałam. Od Matki Boskiej dostałam. Zupełnie poważnie.

Poszłam na mszę o uzdrowienie. Dziś o 18.00 jest w Dzirżoniowie.

Byłam wtedy w takim stanie jak ty dziś. Nie miałam za co żyć. Komornicy pukali. Widndykator dzwonił, ze zabiera mi auto służbowe. Ja nie wiedziałam nawet jak sie nazywam, bo antydepresanty jeszcze nei działały. Nie miałam siły się nawet umyć...W uszach brzmiało mi: nie kocham cie, nie chce z toba być ojca moich dzieci i niestety, przemyśląłam - nie zmieścimy się - mojej mamy kiedy poprosiłam ją o przygarniecie pod dach.

To był 13 albo 14 lutego. Msza była o 13.00, nei poszłam wtedy do pracy. Zawsze prowadzi ją ojciec Teodor. ALe tego dnia sie spóźnił i msze prowadził inny ojciec. Mówi - Teodor jedzie, bo za późno wyjechał. Ja powiem kazanie,a Teodor swoje po mszy jak dotrze. I zaczął mówić. (msze o uzdrowienie są szczególne, rzychodzą tam ludzie z mega powaznymi intencjami, atmosfera jest aż gęsta od PRAWDZIWEJ modlitwy). Mówi: Jeśli chcecie o coś prosić, to proście Ją. Matke Boską. To ona jest korytem tej rzeki. To przez Nią przepływają wszystkie prośby do Jezusa. Bo Jezus byl z Nią 30 lat, z uczniami tylko 3. To Ona, widząc niedostatek, ból, cierpienie, reagowała. Mówiła Mu, co ludzi boli, prosiła o pomoc. Wskazywała. Sugerowała. WIęc jeśli chcecie o coś prosić, proście Ją. Ona jest przekaźnikiem tych próśb. Tylko ona'.

Byłam w takim stanie jak ty. Buchnęłam na kolana i w kompletnej desperacji zaczęlam mówić. Matko, ginę, pomóż. Nie mam gdzie mieszkać, nei mam za co żyć, jestemw matki. Kompletnej. Ginę, pomóż! Pomóż mi zacząć wszystko od początku i zbudowac wszystko od nowa. Na Tobie, na Jezusie, na Waszych wartosciach, bo moje się nei sprawdziły. Sa o kant stołu. Teraz to rozumiem. Pomóż i weź mnie całą. I użyj do tego, do czego uważasz. Weź mnei i moje umiejętnosci i wykorzystaj.

Wieczorem... po południu w zasadzie.... znalazło się mieszkanie. Po prostu. Dostałam duże, komfortowe mieszkanie! Za opłaty! Tylko! Co ciekawe - mieszkanie jest tam, skad wyprowadziłam się pięć lata temu... COfnęlam się więc o ładnych kilka lat i .... zaczęłam od początku. Tylko z innej strony (dosłownie, bo mieszkanie jest trzy mieszkania dalej od tego, które sprzedałam wyprowadzając sie). Potem... zaczęły działać leki.... potem... odeszli mi pracownicy z firmy - najpierw rozpaczałam, potem dostrzegłam w tym szansę i zaczątek rozpoczynania od zera, od nowa. Tak, jak powinnam była zacząć trzy lata temu... mam wciąż długi, dochodzą wciąż nowe 'odkrycia' do spłaty, ale też i systematycznie zmniejszam koszty życia... mam cudowny ogród, przygarnęłam kota... z ojcem dzieci nei jest łatwo, czuję jakby chciał wyciąć mi życem serce, ale... jestem. Często jest mi cieżko, ale częściej - mimo wszystko - radosnie. Teoretycznie - bez powodu :)

Rozmawiam z Nią co rano. CO rano otwieram Biblie i na chybił trafił czytam - i ZAWSZE dostaję odpowiedź na to, co mnei akurat dręczy....

Dzięją sie CUDA. Niby same, a jednak... pierwszym TWOIM cudem jest trafienie TU.

Żeby chcieć coś ze sobą zrobić, trzeba spaść na samo dno. I dopiero od niego można się odbić i płynąć ku powierzchni....

Do tego moja terapia DDA. Świadomosć tego, ze jestem DDA i że mój facet jest skrajnym DDA - przyszła równeiż 'sama'. Po prostu - kolejne 'samo'. Idę wieć za ciosem. Patrzę i słucham co się dzieje. I myśle - po coś mi zostało to dane. Po co? I staram sie to wykorzystywać, bo wszystko dawane mi jest po coś. Tylko najpierw musze pogłówkować, żeby potem to wykorzystać....
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10