Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Życie po zdracie emocjonalnej
Autor Wiadomość
tpi7
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-15, 01:24   

Dabo napisał/a:
Tpi dzieki że jestes. Wlasnie uswiadomiles mi jaki szczesliwy jestem i jak bardzo powinienem dziekowac że udalo sie nie byc tam gdzie ty..
Chlopie , patrzac na daty wdepnelismy na forum w tym samym czasie. Ja sie pytam co ty tam jeszcze robisz???? Racje maja dziewuchy wczesniej, coś ty chlopie z sobą albo z siebie zrobil???
Rady ci żadnej nie dam , bo nie znam dobrej. Ale sadze że wiecej robic , równoczesnie sie modlac, a nie przebierac paciorki i zerkac kiedy zona wróci? Ani Pan bóg nie maszynka do spelniania naszych zyczen, ani my bezwolne trybiki które wykonuja Boska wole bez naszej ingerencji..
Mnostwo bledow popelnilem trakcie tych dwoch lat.
Ale nie zaluje że: znalazlem te forum, że przyznalem sie do tego co zlego z mojej strony, ze chcialem a nie umialem uratowac swojego malzenstwa sam z zona, ze ona polazla w pip, ze ja wywalilem z chaty, ze opralem dupka, ze targalem syna po rekolekcjach katowalem filmami i po pawlakowemu tlumaczylem ze ma nienawidziec dupka, ze dwa razy w miesiacu mowilem ze mi odbilo z jakims sycharem i musze sobie znaleźc jakas laseczke, a potem znowu klekalem i wstawalem, że wszystkie swieta od dwuch lat choc mialy byc tylko ja i syn albo u rodzicow, szykowalem jak na 8 osob( i zona tez sie napataczala) ,ze Pan Bog w miedzy czasie postawil na mojej drodze wiele kobiet ,serio wiele wartosciowych i takich że wrrrrrrrrr konie by sie chcialo krasc gdyby nie te rozance w palce wplecione. :-/
Zapytam sam siebie po co mi zona? Nie wiem chyba po to zeby dziecko wychowala, a po co ja jej? zeby kase wyslac i sie pomodlic. Az tak bardzo nie jest czlowiek czlowiekowi potrzebny zeby sie tak katowacc
Wiesz czego żaluje w tej chwili??? Tego że nie jestes teraz zemna, ze z wlasnej`winy grzebiesz tam gdzie dawno nie powinno cie byc..
Straciles 2 lata, ale mlody ma zawsze prze...... teraz do roboty facet! :-)
Bedzie dobrze, Choc moje najbardziej irytujace zone powiedzenie to " jakos to Bedzie"


Zgadza sie sam siebie nie poznaje. Spadlem na samo dno. Ale moze tylko taki szok jest w stanie postawic mnie na nogi. Wczesniejsze nie daly rade. A mam rozumiec, abym dal sobie spokoj? Bym nie walczyl? Bym zostawil rodzine i zalozyl nowa? Moze i bedzie latwiej, prosciej bezbolesniej, ale czy nie skladalismy przysiegi przed Bogiem ze nie opuszcze jej az do smierci? Nie bylo tam do pierwszego kryzysu! Kocham Ja caly czas. Moze ta milosc ma jeszcze wiele do zyczenia, ale widocznie potrzebny byl mi ten kryzys by to zrozumiec. Cche byc z Nia na dobre i na zle. Teraz problemem jest by tez i ona chciala. A tez jako dziecko nie chcialbym sie bez ojca wychowywac. I niewazne jaki by byl... Narazie nie ma mowy. Nie odpuszcze. Ale chcialbym to teraz robic z glowa i sercem. Nawet jesli druga strona nie chce. Przynajmniej na dzien dzisiejszy. Moze jej przejdzie, moze dostanie rozwod? Nie wiem. Bede sie uczyl pokory i cierpliwosci... Zasluzylem sobie na to, co mam. Bede musial jeszcze poczekac na szczescie. Tylko czy nie jest to znow egoistyczne, ze moze ona chciec szczescia juz teraz. Beze mnie czy z kims innym?
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-15, 09:42   

Tpi7,

nadal patrzysz w stronę żony

piszesz, że nie umiesz życ sam: to nic nowego na tym forum, wiele osób tu tak miało lub ma

ale przecież możesz się nauczyć
powoli, dzień za dniem- budowac siebie, swój świat
wskazówki dostałeś - wypisz sobie je na kartce i każdego dnia pisz wieczorem, co zrealizowałeś
ja tak robiłam: np. spotkanie ze znajomymi- szłam na spotkanie, np. czytanie dobrej książki, np. sluchaie dobrej muzyki, np. pomoc komus , kto jej potzrebuje, np. msza o uzdrowienie np. pływalnia, np. rowerem po górach...

i wiesz co? w pewnym momencie zauważyłam, że jestem szczęsliwa :-) nawet nie wiem, kiedy to się stało...

można się nauczyć!
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-15, 13:25   

Kto Ci tu powiedizsał by szukać sobie nowej żony? Tak byś chciał szukać szczęścia? Myślisz, że jest jakakowiek szansa je uzyskać w ten sposób? Tak mogą myśleć tylko ludzie w jakiś sposób ułomni. A nawet i u nich jest to szczęścia palcem po wodzie pisane. A gdzie szczęście wieczne?
Twoim problemem jest to tpi7, że Ty chcesz żyć po staremu. Nie wiem czy Twoja żona miała poza Tobą i przed tym kryzysem innych facetów. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ta wiedza nikomu tutaj do szczęścia nie jest potrzebna. Ale rozważ to sam. Jeżeli nie miała i się to teraz zmieniło to już prosta sprawa... do wcześniejszego stanu nie pa powrotu. Jeżeli i Ty nie miałeś kobiet poza żoną to sytuacja podobna do mojej. Masz pewną dobrą wrażliwość na zagadnienie jedności ciałą i duszy... to atut ale też i cierń wbity głęboko w serce i z tym trzeba się nauczyć żyć.
No a jeżeli Ty lub ona mieliście jakieś inne związki seksualne to sprawa jest na zupełnie innym poziomie i szczerze mówiąć ja bym ten aspekt psychicznych zranień po zdradzie bagatelelizował. Ale podkreślam rozważ to we własnym sercu bo wiedza intymna o Tobie i Twojej żonie nie jest nam tu potrzebna.

Ciebie dotyczy być może jeszcze jeden problem. Życie samotne. Coś zawaliłeś w swoim życiu że żona tak jednoznacznie Cię nie chce. I to czy żona Ciebie chce czy też niechce jest w moim pojęciu związku między kobietą a mężczyzną jedynym kryterum wypełnienia przez Ciebie odpowiedzialności jaką niesie bycie mężem i ojcem. Masz być taki by żona Ciebie chciała, kochała, by było jej z Tobą dobrze. Kryterium 0-1, jak w komputerze. Spełniasz-niespełniasz. Od siebie nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia. Masz być taki a nie inny. Zadanie bardzo trudne ale kiedyś mężczyźni jakby mieli mniej problemów w tym zakresie. Teraz jesteśmy jakby bardziej dupowaci i baby nas nie chcą, nudzą się nami, szukają samorealizacji w życiu doczesnym poza rodziną i miłością do męża. To jest problem i go rozważ. Jak Twoja sytuacja ma się do tego aspektu i co Ty masz robić?

Moim zdaniem rozważ odpuszczenie sobie na razie żony, a nawet dziecka. Zajmij się sobą LECZ NIE JAK ROZWYDRZONY BACHOR KTÓRY MUSI MIEĆ ZABAWKI - ŻONĘ, DZIECKO... LECZ JAK PRAWDZIWY MĘŻCZYZNA. Usuń się w cień. Idż na pustynię. Zbuduj siebie nowego.
Ten nowy im się bardzo przydasz. A baby są pragmatyczne ;) I chwałą im za to.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-15, 18:05   

Cytat:
A baby są pragmatyczne ;) I chwałą im za to.


Orsz
Kobiety są zazwyczaj pragmatyczne jak facet chce odejść,
gdy one chcą odejść to są zdecydowanie emocjonalne i romantyczne, a nie pragmatyczne.

ps. Co tak z tym seksem, dziewictwem itp ciąglę wyjeżdzasz?
Seks napędza człowieka, ale go nie determinuje.
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-15, 18:55   

Orsz napisał:
Cytat:
Coś zawaliłeś w swoim życiu że żona tak jednoznacznie Cię nie chce.


oczywiście pewnie tak bylo
ale to nie jest tak, że w kryzysie wszystko można zrzucić na jedna osobę
żona tez coś zawaliła
bo można podjąć pracę nad związkiem, nad sobą w związku, nie uciekając się do zdrady

w ten sposób można rozgrzeszyć każdego zdradzającego... bo zdradzany coś zawalił.
a to nie tak.
żona być może jeszcze nie widzi swojego udziału, być może tego w ogóle nie zobaczy, albo zobaczy za x lat
ale nie moze być tak, że tpi ma na siebie wziąć 100%
a tak trochę brzmi Twój wpis Orsz
ja tam odczytuję coś w rodzaju: "jesteś facet, weź więc całość"
zgadzam się, że tpi ma wziąć, ale SWOJĄ część
żona swoją, jakakolwiek by ta jej część nie była i jakkolwiek by jej nie usprawiedliwiać
 
     
tpi7
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-16, 10:16   

Po kolejnym dniu z Nowenna, cala noc myslalem (co nie jest nowoscia) i analizowalem jeszcze raz wszystko co sie u nas dzieje. Jest wiele rzeczy, ktore moga zmienic Wasz punkt widzenia na nas. Dlatego postanowilem jeszcze przekazac troche informacji.

Przedstawiam tu jeszcze troche historii. Mysle ze bardzo istotnej: Zona jest pierwsza osoba w zyciu z ktora uprawialem seks. Jestem od niej mlodszy o 4 lata. Ozenilem sie z rozwodka z dzieckiem z duzym prawdopodobienstwem syndromu DDA. Mimo wielu sprzeciwow rodziny, postanowilem zwiazac sie z obecna zona. Jej zwiazek zostal uniewazniony z przyczyn lezacych po stronie mezczyzny. Zona decydujac sie na droge rozstania miala przy sobie w pracy zonatego pseudoprzyjaciela, ktory ja wspieral w tych decyzjach. Nawet liczyla, ze zostawi dla niej zone, ale on do dzis jest przy boku swojej zony. Potem zyla w konkubinacie z innycm facetem. Wtedy pojawilem sie ja. Zaczela ze mna po kryjomu rozmawiac, pisac i spotykac sie. Tamten okazal sie dla niej "za spokojny i za grzeczny". Zdradzala wiec go niejako emocjonalnie. Wiedzialem ze wchodze w nielatwy zwiazek z wielkim bagazem, ale sadzac ze majac tak wspaniala kobiete, rozsadna i inteligentna. A ja z natury czlowiek z duzym uporem - postanowilem ze sie nie poddam. Napewno zrobi wszystko bym nie czul dyskomfortu gdy zaczne zycie przy nich. Wtedy juz nie widzielismy zycia bez siebie. Wrocilem z USA, ktorego mialem juz nie wracac. Zamieszkalismy razem. Narazajac sie na gniew rodzicow. Wzielismy slub cywilny, urodzil sie syn i wzielismy slub koscielny. Zrezygnowalismy z dotychczasowego zycia rezygnujac z pewnych i w miare spokojnych posad i postanowilismy sie przeniesc do duzego miasta. Chyba od tego momentu zaczynaja sie schody. Duze miasto, duza knkurencja zweryfikowala moje kwalifikacje i musialem zadowolic sie tym co mialem. W branzy handlu zyjac z prowizji bylo raz dobrze a raz gorzej, ale bylo w miare ok. Przyszedl kryzys na swiecie i przyszedl i takze w naszej branzy. Zaczely sie u mnie problemy finansowe: debety, kredyty na karcie, zadluzenie w ZUS. Az w koncu nie oplacalne bylo kontynuowanie dalej tej profesji. Skonczyly sie wycieczki, bogatsze zakupy i trzeba bylo zacisnac pasa. W miedzyczasie udalo sie nam kupic mieszkanie z nie tak duzym kredytem. Zona prace miala stala i zaczela to ona utrzymywac rodzine. Zaczalem sie zalamywac szukajac z czasem juz czegokolwiek. Zona coraz czescie wypominala mi brak pieniedzy a bycie glowa rodziny. cos tam czasowego znajdywalem. Postanowilismy ze wyjedzie sama z dziecmi na skromny urlop a ja w tym czasie bede bral nadgodziny by nadrobic poprzednie tygodnie. I to bylo cos strasznego. Wrocila calkiem inna osoba. Przez 3 m-ce nie wiedzialem o co biega. Zaczalem kierowac podejrzenia na facetow w jej nowej pracy. Az trafilem na maila od slow"kocham cie..." Swiat mi sie zalamal. Od tamtej pory zaczynalem sie staczac psychicznie. Nie zalezalo mi na niczym. Probowalem z nia rozmawiac, wyjasniac, ale zaczynal sie mur. Ja sie coraz bardziej wsciekalem, kontrolowalem i widzialem ze spedza z nim wiecej czasu przez internet i tel niz ze mna. A mnie od czasu do czasu tlumaczyla ze to tylko przyjaciel (kawaler) i nic zlego nie robi. Bo on jest w potrzebie i ze jest dla niej dobry. Nie tak jak ja. Ktory sie o wszystko czepia i probuje ja ograniczac. Nie dawalem sobie rady. Przypomnialy mi sie jej poprzednie rozpady i obecnosc osoby trzeciej. Wtedy zaczalem szukac pomocy wszedzie. Tez pojawilem sie tutaj te 2 lata temu. Ale co z tego... W tym roku prawdopodobnie skonczyla z nim znajomosc (jest alkoholikiem i chciala go z tego wyciagnac) ale okazalo sie ze zadne jej prosby i pomoce nie pomagaja by trzezwial. I mysle, ze zbolem pogodzila sie i zrezygnowala. Ale potem zaczal sie czas facebooka. A obiecalismy sobie, ze nie damy sie na niego zlapac. Uruchomila sobie konto. A tam siedzial przyczajony jej maz z cywilnego. Ze mna byly klotnie, weic zaczela zblizac sie do niego. Mysle, ze rozmawiali o wszystkim (choc prosilem by ograniczyli rozmowy tylko do dziecka, ze wzgledu na moj bol). Wszelkie rozmowy z osobami trzecimi od 2 lat byly tajemnicami. Potrafila z nim rozmawiac o naszych sytuacjach intymnych. Jak mialem sie nie wsciekac? Daleko bylo mi do tej milosci pokornej, cierpliwej i niezazdrosnej. Ona i ja bylismy coraz bardziej zmeczeni. Obecnie sadze sie o zalegle pensje i obiecalem sobie, ze musze cos zrobic. Wyjechalem z kraju bysmy mogli odpoczac. Zaczalem splacac dlugi, robic oplaty i placic alimenty. Zaczalem znow odzyskiwac wiare w siebie, ze cos mi sie udaje i nie jestem chyba taki beznadziejny jak mi zona mowi. Ale zona pojechala do sanatorium. Przed bylo znosnie, ale po. To juz niemal sciana. Prawdopodbonie pozyskala nowych doradcow (sprzymierzencow) w tym tez zonatego faceta, o ktorym wiem ze ja wspieral i czesto spedzal z nia czas i przytulal przy jej smutku. Zabronila mi do siebie dzwonic i pisac. Napisala, ze nic nas juz nie laczy, nie chce miec ze mna nic wspolnego i chce rozwodu. Doznalem znowu szoku. Bo nic zlego jej nie robilem a tu nagle pod pretekstami mojej zlosci de facto na oplaty komornika (obiecalem ze zaplace we wtorek a w poniedzialek zaniosla skarge). Ze nie bedzie tolerowac takiego zachowania i najlepiej bysmy sie rozeszli jak dorosli ludzie w spokoju i dali sobie szanse na szczescie poza nami! Od tamtej pory staram sie nie odzywac. Dzwonie do dziecka i tyle. Za tydzien wracam do domu i sam nie wiem co dalej. Swiat sobie ze mna nie zyczy, sylwester pewnie w parze z ktoryms z przyjacieli (z sanatorium badz od alkoholu). I jeszcze daje mi ultimatum do konca roku zebym jej naraz splacil cala ! skrupulatnie wyliczona przez nia kwote za miesiace, kiedy nie lozylem na rodzine. Inaczej po nowym roku rozpoczyna droge pozbawienia mnie wspolwlasnosci mieszkania. Nie wiem co sie z nia dzieje. Ode mnie juz tylko chce pieniedzy. Pociesza sie gdzie indziej i swiecka pani psycholog tez ja stawia na nogi.

Po tych ciezkich nocnych myslach. W koncu doszedlem chyba do jednego slusznego wniosku. A zatem... Zgadzam sie z Wami, ze niejako wina po obu stronach lezy, ale to jednak ja w glownej mierze zawinilem.
Nie bylem dla niej dobry, mimo ze nie raz prosila mnie bym byl dobry jak chleb. Ale ze swoimi emocjami nie umialem. Wybuchalem, zloscilem sie, plakalem a na drugi dzien chcialem bysmy sie pogodzili. Az do nastepnej akcji z ktoryms z facetow... Moze gdybym wtedy juz zaczal dbac o siebie, stanal na glowie i zaczal swoja terapie. Bylbym cierpliwy, pokorny i mniej zazdrosny. Co przyczyniloby sie do jej zblizania do mnie, jako osoby ktora ja wspiera i nie wkurza. Wiele zla jej uczynilem. Ma prawo wiec dzis mnie nie nawidziec, nie chciec rozmawiac. Czuje sie winny. I moze powinienem sie zgodzic na pozew (ktory mysle i tak zlozy) dajac jej to szczescie (ja chyba tez bede spokojniejszy ze jest szczesliwa), o ktore tak walczy. Moze powinien pojsc dalej i znalezc przyczyny do uniewaznienia slubu? A nastepnie przepisujac mieszkanie na syna? Moze to wlasnie bylaby najlepsza decyzja.
Nie do konca chyba tez wiem co znaczy byc facetem. Na pierwszy rzut kojarzy mi sie z samcem alfa, Rambo czy czlowiekiem sukcesu. Nie mialem takiego wzorca w domu. Tata ktory jest czlowiekiem o bardzo dobrym sercu, byl zawsze w cieniu mamy. To mama decydowala o wszystkim. To ona np. uczyla mnie jazdy na rowerze. On sie z nia na kazdy temat zgadzal. Tylko sie modlil. Jest wspanialym ojcem, troskliwym, bardzo poboznym. Ale dzis chyba nie moge powiedziec ze jest bardzo meski. Jesli to dobrze rozumiem.
Sam zniszczylem sobie zycie na wlasna prosbe. Nie chce juz nikogo krzywdzic kolo siebie. Bardzo bym chcial by byla szczesliwa. Ale moje ego i przysiega Bogu pragnie stac sie uzdrowionym mezem przy jej boku. Tyle ze jak to ona mowi: na to juz chyba jest za pozno. Nie zmusze jej przeciez by chciala ze mna byc czekajac na efekty mojej terapii i odnowe w sercu. Tak bardzo zaluje, ze nie bylem dla niej dobry. Ona jest bardzo dobra osoba. To nie jej wina ze zawsze podswiadomie wybiera takich dupkow jak ja. A cala ta nasza sytuacja i walka o jej reke 13 lat temu wydawaloby sie ze szatan pokonany, zwiazek sakramentem obdarzony, a tu znow zaczal drazyc i to nawet jesli przeze mnie to jest blisko sukcesu. Spieprzylem to. I to w kazdym aspekcie. Modle sie goraco i to ostatkiem sil. I boje sie ze juz wg niej nie mam powrotu. Choc tak bardzo chcialbym sie mylic
 
     
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-16, 11:20   

tpi7 napisał/a:
Nie zmusze jej przeciez by chciala ze mna byc czekajac na efekty mojej terapii i odnowe w sercu.


Jedna myśl mi przyszła do głowy. No to jej nie zmuszaj!! Rób co do Ciebie należy - jesteś na terapii - czekaj na efekty, otwierasz serce na odnowę - życzę Ci żeby to była odnowa w Duchu Świętym - to jest właśnie to, co możesz dzisiaj zrobić.

Teraz potrzeba czasu i cierpliwości, potrzeba też chęci i działania, a Ty piszesz w wyobraźni scenariusze o przyszłości - które odbierają Ci dziś zdrowy rozsądek.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-16, 14:54   

Tpi

Po co się tak samobiczujesz?
Da ci to coś?
Przeskakujesz z roli ofiary w rolę sprawcy i tak w kółko.
Nie byłeś pierwszym facetem żony i nie będziesz ostatnim, taka brutalna prawda.
Gdy tę prawdę zrozumiesz to może zaczniesz dbać o siebie i normalnie żyć.
 
     
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-16, 17:14   

nie chcę oceniać (szczególnie osoby, której tu nie ma), ale wg mnie Twoja żona lubi sport pod tytułem: szybko nudzę się w związku i szukam nowej ofiary
to co o niej piszesz pokazuje jak wielki ONA ma problem, a nie Ty
tpi7 napisał/a:
To nie jej wina ze zawsze podswiadomie wybiera takich dupkow jak ja.

jak najbardziej jej "wina" jak to piszesz, tylko szkoda kolejnych "dupkow", którzy dają wkręcać się w jej zabawę w życie, jak widać to Ty chcesz budować, ratować, zmieniać, a ona kolejny raz zmienia "otoczenie" gdy ją lekko nuda i zniechęcenie dopada, to świadczy o bardzo niedojrzałej postawie i szkoda, że wybrałeś na żonę typ modliszki :-(
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-17, 10:39   

tpi7 napisał/a:
Zona decydujac sie na droge rozstania miala przy sobie w pracy zonatego pseudoprzyjaciela, ktory ja wspieral w tych decyzjach. Nawet liczyla, ze zostawi dla niej zone, ale on do dzis jest przy boku swojej zony. Potem zyla w konkubinacie z innycm facetem. Wtedy pojawilem sie ja. Zaczela ze mna po kryjomu rozmawiac, pisac i spotykac sie. Tamten okazal sie dla niej "za spokojny i za grzeczny". Zdradzala wiec go niejako emocjonalnie.


tpi7,

każdy z nas tutaj obecnych, gdyby był absolutnie szczery wobec siebie, mógłby powiedzieć:
widziały gały co brały, a może....... patrzyły ale widzieć nie chciały.
Choć w wielu przypadkach przesłanki do późniejszych "katastrof małżeńskich" nie były AŻ tak oczywiste jak w Twoim przypadku, jestem przekonana że zaczyn późniejszych problemów w każdym związku, jest już od samego początku.

tpi, liczyłeś, że kobieta która nieuczciwie postępuje z innymi mężczyznami, będzie lojalna i uczciwa wobec Ciebie?
I nie ma znaczenia jakim typem zobowiązania była związana kobieta o której rękę się ubiegałeś.
Jej nastawienie do tego zobowiązania powinno zasygnalizować Ci jak niewiele znaczą dla niej lojalność i uczciwość.
Prawdopodobnie cierpisz tak samo jak najpierw okłamywani a później odrzuceni przez żonę jej poprzedni partnerzy, lecz z samego faktu, że łączy Was Sakrament Małżeństwa wyciągasz wniosek, że Twoje cierpienie jest bardziej uzasadnione lub masz do niego większe prawo.
Moim zdaniem, cierpienie to cierpienie.
Jaki jest jego sens - oto jest pytanie. Brak sensu cierpienia podważa jego istotę.
Zatem, jaki jest sens Twojego cierpienia?
 
     
tpi7
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-18, 19:34   

Dziekuje Wam za slowa krytyki i wsparcie. Wnioskow do wyciagniecia sporo. Duzo pracy przede mna. I na de mna! Jestem pewien na jakies 99% ze zona zlozy pozew. Mysle tez, ze pomimo problemow jakie ma z szybkim odkochiwaniem sie od innych i szybkim wypelnianiem sobie pustki emocjonalnej innymi facetami w sytuacjach nienajlepszych z obecnym. To sadze ze, Bog postawil przede mna jakies zadanie. Moze wlasnie ja jestem odpowiedzialny za wsparcie jej i pomoc (choc ja krzywdzilem i pragne sie nawrocic, to jednak kryzys wymusil u mnie pobudke i oczyszczenie serca do przyjecia i dzialania Ducha Sw.) Moze to zadanie na reszte mojego zycia? Moze tez nie wejde do Jego Krolestwa jesli po zlozeniu przysiegi Jemu i zonie pozwole sie jej oddalic i nie bedzie miala mozliwosci zaznania szczescia wiecznego. Na zasadzie skoro namascil nas swoim sakrameentem, to albo idziemy TAM razem albo nie przyjmie zadnego bedac wspolodpowiedzialnym jedno za drugie. Walka z szatanem latwa nie jest i nie bedzie o nasze dusze. Obecne zatwardziale serce zony do mnie, swieccy doradcy, szukanie szczescia tylko w tym zyciu stanowi ogromny mur we wspolnym dzialaniu. Dlatego musze pierwsze kroki robic sam (choc jeszcze ich nie znam). Z nadzieja, ze kiedys i ona dolaczy. Tej wytrwalosci, ktora bedzie mi teraz bardzo potrzebna, opanowania emocjonalnego i dobroci, ktorych czesto mi brakowalo musze uczyc sie, bo to one beda filarami prawdziwej Bozej milosci, ktora chce obdarowywac moja zone. Pomimo ze obecnie sytuacja wyglada gorzej niz beznadziejnie, to jeszcze wierze w lepszych nas. Dziekuje Wam!
 
     
tpi7
[Usunięty]

Wysłany: 2014-12-18, 19:41   

kenya napisał/a:
tpi7 napisał/a:
Zona decydujac sie na droge rozstania miala przy sobie w pracy zonatego pseudoprzyjaciela, ktory ja wspieral w tych decyzjach. Nawet liczyla, ze zostawi dla niej zone, ale on do dzis jest przy boku swojej zony. Potem zyla w konkubinacie z innycm facetem. Wtedy pojawilem sie ja. Zaczela ze mna po kryjomu rozmawiac, pisac i spotykac sie. Tamten okazal sie dla niej "za spokojny i za grzeczny". Zdradzala wiec go niejako emocjonalnie.


tpi7,

każdy z nas tutaj obecnych, gdyby był absolutnie szczery wobec siebie, mógłby powiedzieć:
widziały gały co brały, a może....... patrzyły ale widzieć nie chciały.
Choć w wielu przypadkach przesłanki do późniejszych "katastrof małżeńskich" nie były AŻ tak oczywiste jak w Twoim przypadku, jestem przekonana że zaczyn późniejszych problemów w każdym związku, jest już od samego początku.

tpi, liczyłeś, że kobieta która nieuczciwie postępuje z innymi mężczyznami, będzie lojalna i uczciwa wobec Ciebie?
I nie ma znaczenia jakim typem zobowiązania była związana kobieta o której rękę się ubiegałeś.
Jej nastawienie do tego zobowiązania powinno zasygnalizować Ci jak niewiele znaczą dla niej lojalność i uczciwość.
Prawdopodobnie cierpisz tak samo jak najpierw okłamywani a później odrzuceni przez żonę jej poprzedni partnerzy, lecz z samego faktu, że łączy Was Sakrament Małżeństwa wyciągasz wniosek, że Twoje cierpienie jest bardziej uzasadnione lub masz do niego większe prawo.
Moim zdaniem, cierpienie to cierpienie.
Jaki jest jego sens - oto jest pytanie. Brak sensu cierpienia podważa jego istotę.
Zatem, jaki jest sens Twojego cierpienia?


Kocham Ja. To milosc, ktora stala sie teraz: platoniczna, bezinteresowna, bezwarunkowa dalej daje mi wiare. Milosc musi byc chyba narazona na cierpienie. Tym bardziej ze nie byla pielegnowana. Milosc wszystko zniesie, we wszystkim poklada nadzieje...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8