Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Rozmyte marzenia - odstawiony po klotni na bok |
Autor |
Wiadomość |
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 08:06 Rozmyte marzenia - odstawiony po klotni na bok
|
|
|
Czesc,
czytam to Wasze forum i pomyslalem, ze zaloze w koncu konto i opisze nieco moja historie. Dzielic z kims to, co mnie meczy, moze troche mi pomoze.
Mam na imie O., a moja zona A. Jestesmy po slubie cywilnym, gdyz nie bylo Nas jeszcze stac na slub koscielny. Mam nadzieje, ze to nie jest przeszkoda, aby uczestniczyc w forum.
Poznalem moja zona 6 lat temu na weselu. Nie moglem jej od tamtego czasu zapomniec. Przez pierwsze 5 lat naszego zwiazku, bylismy ze soba razem na odleglosc. Ja mieszkam w Niemczech, a moja zona mieszkala w Polsce. Zawsze dazylem wszystkim, co robilem do tego, abysmy byli razem ze soba. Przez te 5 lat, bylem z 40 razy w Polsce u niej, zeby pokazac, jak bardzo mi na niej zalezy. I ona rowniez bywala czasami u mnie w Niemczech.
W naszym zwiazku juz kiedys nie zawsze sie ukladalo i nawet na odleglosc potrafilismy sie posprzeczac, ale wciaz wracalismy do siebie i potrafilismy ze soba rozmawiac. Zawsze jakos sie ukladalo i kochalismy sie zawsze mocniej niz wczesniej.
W zeszlym roku, moja wtedy jeszcze narzeczona zaszla w ciaze, i postanowilismy sie pobrac. Ja zawsze chcialem ja miec przy sobie, a dzieki dziecku wszystko sie przyspieszylo i tak w czerwcu zeszlego roku wzielismy slub na razie tylko cywilny. W lipcu zeszlego roku ona sie przeprowadzila do mnie do Niemiec i w pazdzierniku urodzila nam sie nasza cudowna coreczka. Do tego momentu dosc dobrze sie dogadywalismy i ukladalo sie miedzy Nami raz lepiej, raz gorzej, ale sobie radzilismy.
Od poczatku tego roku kloclismy sie dosc czesto o rozne rzeczy. Zona wmawiala mi, ze szukam sobie kogos innego, a ja nie chcialem dyskutowac, bo zawsze mi zalezalo tylko na niej. Badz co badz bylem przez to nieco odseparowany od zony. Bolalo mnie, to ze wszysktim rozpowiada to, ze jestem zlym mezem. Zabraklo miedzy Nami tych szczerych rozmow, ktore prowadzilismy niegdys. Nie dogadywalismy sie wkoncu, bo ja balem sie mowic zonie o wszystkim, bo zawsze komus o tym powiedziala, mimo iz bylo to tylko dla niej. Przetrzymywalem ten okres z nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze, nie dyskutujac za bardzo. Lecz gdy klotnie sie nasilaly, to ja zawsze je konczylem, ze jezeli chce to mozemy wziac rozwod. Robilem tak, bo bylem slaby, a moje kompromisy lub argumenty nie porwadzily do konca klotni, tylko wyobrazenie rozwodu powodowalo spokoj na chwile.
I tak to ciagnelismy raz mocniej raz slabiej od poczatku tego roku. Na poczatku czerwca jednak w klotni nie wytrzymalem. Poklocilismy sie z zona o pieniadze. Ona nie chciala sluchac mnie, tylko chciala mowic na mnie. W boju i zlosci spakowalem walizki i wyszedlem z nimi do moich rodzicow kilkaset metrow dalej, aby ochlonac od klotni, bo nie rozmawialismy, tylko ona mowila. W nocy z dnia na dzien moja zona z coreczka zniknela i uciekla z nia do Polski. Teraz juz jestem 5 tygodni sam i nie wiem, jak to rozwiazac.
Wychodzac z domu, mowilem mojej zonie, ze ja kocham, tylko nie moge tak zyc, ze jestem obarczany o wszystko, i nawet jak sie staram, to nie jest to docenianie w zaden sposob. Ona tego kocham nie doslyszala.
W ostatnich piecu tygodniach bylem w Polsce u mojej zony i coreczki. Po przyjezdzie moja zona mnie przytulila, ale gdy tylko jej mama przyszla puscila mnie sie bala mnie. Zostalem wyproszony od mojej zony i corki przez tesciowa po 15 minutach odwiedzin. Tego samego dnia zona do mnie zadzwonila, ze chce rozwodu i to jest jej rozwiazanie problemow, uciec od wszystkiego. Jako iz chce zeby moja zona byla szczesliwa, zalatwilem jej wszystkie dokumenty do rozwodu i tego samego dnia wycofalem sie i wrocilem do Niemiec, bo zona widziala jako rozwiazanie tylko rozwod.
1,5 tygodnia pozniej pojechalem jeszcze raz do Polski, aby spedzic z moja zona nasza rocznice slubu. W dzien przed rocznica spedzilem pol dnia z coreczka, a pozniej wieczor z zona, w ktorym ona mimo zlosci powiedziala, ze mnie kocha, ale nie wroci i woli rozwod i zycie samemu, niz byc ze mna. Dzien rocznicy slubu spedzilem prawie caly sam, bo zona nie byla gotowa na to, zeby go ze mna spedzic.
Od teraz juz tygodnia nie odzywam sie do zony. Napisalem jej list, ze ja bardzo kocham i chcialbym zeby sie wszystko ulozylo, ale odzewu na list i wszystkie wiadomosci, w ktorych pisalem, ze wierze, ze jestesmy dla siebie stworzeni, nie zaowocowaly niczym pozytywnym. Nie wiem, jak przebrnac ten mur, ktory moja zona sama i z pomoca innych postawila miedzy nami. Kocham ja i moja coreczke nad zycie i tesknie za nimi.
Wczoraj probowala sie raz do mnie dodzwonic, kiedy mnie w domu nie bylo. Nie oddzwonilem bo wrocilem pozno do domu, a ona pozniej z grubej rury napisala mi wiadomosc, ze ma taki i taki numer konta i moge jej przelewac pieniadze na coreczke.
Chcialbym miec wyrozumienie dla mojej zony, i wciaz je mam, ale nie wiem naprawde co zrobic. Dzieli nas teraz ponad 1000km i nie moge po prostu pojechac codziennie i porozmawiac. Kocham moja zone taka jaka jest i brakuje mi jej w moim zyciu. I jestem wciaz gotowy spelnic sie z nia w malzenstwie takze pozniej tym sakramentalnym. Tylko nie wiem, jak do niej dotrzec, jak pokazac jej ze wciaz mi na nas zalezy. Przez pierwsze 3 tygodnie sie staralem, pisalem wiadomosci, rozmawialem co mi bylo, ale nie dotarlem do niej w zaden sposob.
Teraz modle sie, zeby Pan Bog polaczyl Nas, jak kiedys Nas latami laczyl mimo kilometrow. Tak trudno mi czekac na to, jak to sie rozwiaze. |
|
|
|
|
Nirwanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 09:16
|
|
|
Witaj, RS, u nas na forum. Rozgość się i zagłębiaj w wiedzę, które to forum oferuje.
Ja na początek odniosę się tylko do jednej kwestii:
RozmyteSerce napisał/a: | Jestesmy po slubie cywilnym, gdyz nie bylo Nas jeszcze stac na slub koscielny. Mam nadzieje, ze to nie jest przeszkoda, aby uczestniczyc w forum. |
Nie jest to przeszkodą, ludzie po przeróżnych historiach życiowych w końcu tu trafiają. Podstawową rzeczą, której tu się uczymy, jest - zrozumieć jak żyć i przechodzić kryzysy po Bożemu, zgodnie z Jego wolą i pomysłem na życie ludzkie. Jeśli to akceptujesz i piszesz się na to, to ok
Dlatego bardzo polecam Ci cały dział naszych rekolekcji - taki podręcznik-audiobook
RozmyteSerce napisał/a: | Teraz modle sie, zeby Pan Bog polaczyl Nas, jak kiedys Nas latami laczyl mimo kilometrow. Tak trudno mi czekac na to, jak to sie rozwiaze. |
Nie "się rowiąże", tylko Ty/Wy macie kryzys rozwiązać, prowadzeni przez łaskę Bożą (jeśli się na nią otworzycie). "Módl się jakby wszystko zależało od Boga, ale działaj jakby wszystko zależało do Ciebie" - św. Ignacy Loyola.
Jeśli nie macie sakramentu małżeństwa, to jest Wam niewątpliwie trudniej, ale też i nie jest to całkiem niemożliwe. |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 11:38
|
|
|
Dziekuje za pierwsze slowa otuchy. Oddaje moje prosby Bogu i staram sie sluchac, co do mnie teraz mowi. Chce zrozumiec jego slowa i dazyc do rozwiazania. |
|
|
|
|
Cierpliwy [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 14:21
|
|
|
Chyba musicie zdecydowac: żyć w Polsce czy w Niemczech. Trudno ratowac malzenstwo na odleglosc. Moze lepiej skromniej a w Polsce? Ja sie przekonalem ze dobrobyt i budujacy sie dom nie uchronil mnie od kryzysu. W sumie nie za bardzo rozumiem z twojego postu o co chodzi twojej zonie? Musicie to sobie wyjasnic. Nic na silę ale walcz o swoją zone. Zmieniaj sie po Bozemu a to moze zmieni ja. Wtedy przyjdzie czas na prawdziwy slub. Walcz o zone ale jej nie nadskakuj. Pokaz ze ja szanujesz ze jestes odpowiedzialny. Nie baw sie w detektywa ale Bądz czujny zeby nie pojawil sie jakis pocieszyciel wokol zony. |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 15:48
|
|
|
W Niemczech zyje od 2001 roku. I temu nie wyobrazam sobie wrocic. Mialem juz probe w roku 2011, kiedy dowiedzialem sie, jak wyglada zycie w Polsce i po trzech miesiacach bylem znowu tutaj w Niemczech.
Moja zona chyba czula sie tutaj troche samotna, albo nie potrafila "skonczyc" z jednym zyciem, a zaczac tego ze mna. Zawsze w historii naszego zwiazaku nie byla nigdy przekonana do tego, aby ruszyc do mnie i byc juz tylko ze mna. Chcialem z nia rozmawiac o wszystkim i wyjasnic sobie wszystko, ale slysze tylko, ze to co sie teraz dzieje, to jest wlasciwe rozwiazanie dla niej. |
|
|
|
|
krasnobar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 18:54
|
|
|
nie mieliście wspólnej wizji na życie od samego początku.....i to tak poważnie się Wasze wizje rozmijają,że....może to będzie przykre,ale może lepiej dla Was obojga,jak się rozstaniecie,niż będziecie szarpać,bo wspólne życie będzie wiązało się z duuuużym kompromisem drugiej strony.....inna sprawa,że gdyby była między Wami taka miłość,to sorry.....i Ty byś frunął do Polski,by tu żyć,i tak samo ona by dała radę,skoro miałaby Ciebie przy boku.....sorry,nie przesadzaj,że życie w POlsce jest niemożliwe,bo żyje tutaj 40 milionów ludzi....nie ma wojny,chorób,dla chcącego jest praca,są możliwości,więc wiesz-jak ktoś CHCE, to szuka sposobów,jak nie chce -wymówek....tak samo jak to,że nie wzięliście ślubu kościelnego,bo nie było Was stać....no widzisz,a mieszkasz w tych bogatych Niemczech od wielu lat,a nie było Cię stać na ślub....a my mieszkamy w tej biednej i durnej Polsce i nas było stać,dziwne?ślub nie musi mieć wesela,drogich nakładów,wystarczą świadkowie,rodzina i msza w kościele...........bez problemu znajdzie się księdza,który udzieli ślubu za prawdziwe co łaska,czyli za symboliczną opłatę.....i znowu-szukasz wymówek.....jak się czegoś chce,pragnie-to się to zdobywa,a nie szuka przeszkód,by to świat dostosował się do Ciebie......myślę,że przede wszystkim powinieneś przemyśleć,czy wiąże coś Was poza dzieckiem,wspólne spojrzenie na życie,do jakich poświęceń jesteś zdolny dla szczęscia żony i małżeństwa,oraz czy chcesz iśc z Bogiem,a nie opłotkami......jak już sobie to ustalisz sam ze sobą-gwarantuję,że będziesz wiedział,jak rozwiązać problemy............trzymaj się,masz moją modlitwę,pozdrawiam,Szymon |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 20:52
|
|
|
Rozumiem to, ze ludzie zyja w Polsce. Ja w Niemczech mam ale rodzine, mam tutaj rodzicow, rodzenstwo, ciotki, wujkow, kuzynow. Takze dla mnie wyjazd do Polski tez nie jest od tak mozliwy, bo bym musial porzucic tutaj wszystkich.
Przykro mi jest, ze z moja zona sie poklocilismy i teraz nawet nie zasluguje na to, zeby chciala ze mna porozmawiac i sobie objasnic, co tak naprawde sie stalo.
W Niemczech potrafie nam zapewnic pewien standard zycia, i moge tez pozwolic sobie z nia na urlop w Polsce kilka razy w roku, ale mieszkajac w Polsce, nie wiem, jakby bylo mnie stac na to, aby odwiedzac moja rodzine.
Moja zona mimo wszystko wyjechala do mnie i zyla tutaj ze mna prawie rok. A jedna klotnia zawazyla o tym, ze zniknela. Nie jestem idealem, bo jestem zdeterminowany w roznych rzeczach, wiem, ze zawinilem i to nie raz, ale trudno mi zrozumiec to, ze moja zona tak po prostu zwinela zagle i zniknela.
Mimo wszystko ciagle mysle o niej i mimo tego, ze mnie odpychala i nie chciala, wciaz jestem tutaj i czekam na jakis znak od niej. I nie jestem przekonany do tego, ze teraz powinnismy sie poddac, bo teraz jest lepiej, bo jestesmy mlodzi. Jak sie kocha, to sie kocha i nie ma przeszkod. |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-12, 20:57
|
|
|
Krasnobar
Gdy radzisz osobom żyjącym bez śkubu kościelnego to piszesz bardzo realistycznie i rozsadnie i w zupełności się z Tobą wtedy zgadzam
G |
|
|
|
|
krasnobar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 04:42
|
|
|
Grzesiu,zgadzasz się ze mną,ale Twoja "zgoda" wypływa zupełnie z innych pobudek....mój realizm jest taki,że nie można być szczęśliwym żyjąc w stałym grzechu...a takim jest życie z kimś bez Sakramentu....obojętnie,czy w małżeństwie cywilnym czy w związku pozamałżeńskim.........nasze poglądy się pokrywają wtedy,kiedy dotyczą pary niesakramentalnej... ;)
jak się zgodzisz ze mną w innych przypadkach(może kiedyś,zawsze warto mieć nadzieję ),to wtedy będę się cieszył.... ;)
RozmyteSerce napisał/a: | W Niemczech potrafie nam zapewnic pewien standard zycia, i moge tez pozwolic sobie z nia na urlop w Polsce kilka razy w roku, ale mieszkajac w Polsce, nie wiem, jakby bylo mnie stac na to, aby odwiedzac moja rodzine. |
no jednak słaby to standard,skoro nie stać Cię na organizację ślubu kościelnego.....
no więc,Kolego, wybrałeś ciotki,wujków i kuzynów,a nie żonę,więc czemu dziwisz się,że zona nie czuje się kochana i bezpieczna w związku z Tobą....? spędzaj sobie czas z kuzynami,ciotkami i wujkami i tyle-po co Ci żona? Ciebie nie będzie stać w Polsce na odwiedziny kuzynostwa,ale przecież oni mieszkają w raju finansowym o podwyższonym standardzie i oni mogą Ciebie odwiedzać.....serio-dawno nie czytałem tak kuriozalnych wymówek.....
nawiasem mówiąc,gdybym widział szansę w zlepieniu związku niesakramentalnego,który w każdej chwili może przerodzić się w małżeństwo Sakramentalne,to kibicowałbym takiej parze-tu jest bardzo widoczny brak porozumienia co do podstawowej sprawy-wspólnego życia razem w konkretnym miejscu i brak chęci obojga,by porozumieć się w tej kwestii dla dobra związku.....nie ma mowy o jakichś głębszych uczuciach u obojga(ważniejsze na przykład dla każdego z nich jest to,gdzie będą mieszkać i ich pierwotne rodziny,a nie szczęście i dobre samopoczucie współmałżonka),i nie ma także mowy o jakimś wspólnym froncie światopoglądowym.....brak wspólnych nitek.....szkoda tylko dziecka,ale od początku było skazane na życie w trudnym związku,bo jego rodzicom nie zależało na uporządkowaniu spraw duchowych-jak czytamy: nie było ich na to stać finansowo.;) wymówki z pieca-i co do wzięcia ślubu kościelnego i co do życia w Polsce,jako kraju beznadziejnym dla autora wątku wskazują na słabe uczucie do małżonki......jakby autor wątku zasugerował,że za swoją ukochaną wyemigrowałby nie tylko do Polski, ale i na Grenlandię.....i jadłby przez pól roku suchy chleb,byle nie narażać swojej ukochanej na życie w grzechu i żeby "stać go było" na ślub.....to wtedy starałbym się szukać rozwiązania,jak pogodzić tych dwoje....ale tak?życie blisko ciotek i kuzynów vs życie z żoną, wygrywają ciotki i kuzyni..... to po co zlepiać?nie widzę sensu.....pozdrawiam,Szymon |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 11:20
|
|
|
Po pierwsze, winny brakujacego slubu koscielnego nie jestem ja, bo ja chcialem go w gronie najblizszych, ale dla mojej malzonki liczy sie to, zeby zaprosic 140 gosci. Ja chcialem tylko rodzicow i juz bysmy byli dawno po slubie koscielnym. Na male grono bylo mnie stac nawet na sale ale w malym gronie.
Po drugie, nie doczytales sie krasno, ze nie bylo mnie stac na wlasnie taki slub, nie wiem, czy to zrozumiesz czy nie. Ja chcialem maly kameralny, a nie wielka impereze, a moja zona sama wolala wtedy cywilny zamiast koscielnego. Slub koscielny mial sie odbyc w przeciagu 1-2 lat od cywilnego, jak bedziemy mieli odlozone pieniadze na taka duza impreze. Wolalem zamiast tego wielkiego slubu, abysmy z zona i dzieckiem mieli w pelni wyposazone mieszkanie, a nie mieszkali na kartonach lub u kogos, jak to sie w Polsce robi.
Po trzecie, nie wujki, ciotki i kuzynki, ale rodzice, dziadki, rodzenstwo, ktore tutaj tez mieszka. Takze nie mow mi, ze chodzi tylko o rodzine z dalszego planu.
Po czwarte, moja zona od zawsze wiedziala, ze jestem z Niemiec, pierwszego dnia, ktorego sie poznalismy powiedzialem jej to, i nigdy nie ukrywalem. I zawsze jej mowilem od samego poczatku, ze chce ja, tam gdzie jestem i ze chce zebysmy razem byli w Niemczech.
Po piate, moja zona wyjechala dla mnie do Niemiec, i byla tutaj ze mna, a po klotni, ktora teraz jest durnowata, spakowala sie i wyjechala.
I nie szukam wymowek, ja zonie powiedzialem tez juz jasno, ze jak ona nie chce Niemiec, a ja Polski, to mozemy wyjechac gdzie indziej, ale na to nie zareagowala.
I niestety, Twoje ciagle gadanie na to, ze dobrze tak sie stalo, nie moge zrozumiec i nie bede chcial zrozumiec. Nie po to polaczyly sie nasze drogi dzieki Bogu, bo nigdy nie mialem byc na tym weselu, zeby teraz tak to sie rozeszlo. Kocham Moja zone, nie od parady jezdzilem tak czesto do Polski do niej, i ona zawsze byla ze mna, zeby to teraz tak sie skonczylo. |
|
|
|
|
tereska [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 11:24
|
|
|
RS
Pierwsza sprawa
Co mówi Bóg o małżonkach?
ks.Rdz. 2,24
"Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem."
Mam wrażenie, że ani Ty ani twoja zona, nie chcecie opuścić swojego domu rodzinnego i założyć swoją rodzinę.
A jak widać to jest potrzebne, by założyć nową rodzinę. Skoro Bóg o tym mówi to znaczy , że to jest konieczne.
Druga sprawa
Dla kobiety jest bardzo ważne poczucie bezpieczeństwa. Jak słusznie zauważyłeś żona czuła się w Niemczech trochę wyobcowana, oderwana od rodziny i przyjaciół i w takim dyskomforcie psychicznym, jeszcze obciążona małym dzieckiem przezywa ogromny kryzys, i gdy nie znajduje wsparcia młoda mama i małżonka w mężu ani nikim obok to zrozumiałe że wraca tam gdzie się czuje lepiej.
Trzecia sprawa
Może spróbowalibyście pośrednictwa mediatora. Bo poza wieloma sprawami to jest też problem zaburzenia komunikacji między wami, te problemy komunikacyjne jak pisałeś już miały wcześniej miejsce. |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 11:34
|
|
|
Ah, i jeszcze dodam, ze myslalem, ze uslysze w jaki sposob moglbym sie postarac o zone i jak otrzymac pomoc w tym, ale jedyne, co do tej pory przeczytalem, to jest dla mnie kolace w oczy przekonanie, ze dobrze, ze sie tak stalo. Myslalem, ze Bog uczyl Nas przebaczac, to co sie zlego zrobilo, a nie oceniac innych ludzi w taki sposob, ze robia wszystko zle. Droga nawrocenia istnieje, ale w to chyba nie wierzyce, i boli mnie to, czytac, ze tak widocznie musi byc, mimo iz chcialbym kierowac sie dalej z przekonaniem Boga, ze jezeli juz Nas polaczyl, to dojdziemy z zona razem do sakramentu malzenstw i dalej razem ze soba bedziemy. |
|
|
|
|
tereska [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 11:36
|
|
|
RozmyteSerce napisał/a: | dobrze, ze sie tak stalo |
Ja tak nie myślę, wspieram Cie w Twoich wysiłkach naprawy waszego związku. |
|
|
|
|
RozmyteSerce [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-07-13, 11:38
|
|
|
Chce pojechac do Polski, zeby pokazac mojej zonie, ze moze na mnie liczyc i spedzic czas przy niej. Wiem, ze zrobilem duzo zlego i chcialbym to naprawic, ale na odleglosc nie potrafie, ani w krotkim okresie dwoch tygodni tego tez nie naprawie.
Macie jakies pomysly, gdzie w okolicach Gdanska w nastepnym tygodniu mozna by bylo zglosic sie o pomoc, zeby ktos Nam pokazal, jak ze soba rozmawiac? Jakies rekolekcje, moze nawet zebysmy gdzies zajechali i pobyli razem? |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8 |
|
|