Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Choroba/uzależnienie czy podłość - oto jest pytanie....
Autor Wiadomość
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 15:36   

Kenya juz pytała
zapytam z czystej ciekawości i ja...

Na czym polega wspieranie seksoholika?

Dla mnie sytuacja jest jasna.
Jeśli facet erotycznie czatuje z laskami, umawia się na seks,
podrywa każdą kobietę jaka znajdzie się w zasięgu wzroku to
po wykryciu tego przez żone chyba naturalnym jest powiedzienie
albo dziś z tym kończysz albo kończymy naszą relację.

Można jakąś tolerancję wykazać w przypadku onanizmu i porno,
dać czas na ograniczenie tego, albo rezygnację,
ale seks z innymi kobietami to zwyczajne zdrady, których nikt normalny nie toleruje.

Czasami chciałoby się krzyknać : kobiety nie bądzcie takie naiwne.
Jeśli maż sam sobie zdiagnozował seksholizm, bo....np nie potrafi przestać zdradzać
to sorry ale to jest chore.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 16:08   

"przechodzi akurat teraz obrzydzenie tym facetem jaki mimo tego co obiecał
zrobił co innego
Ja to rozumiem....
bo wiem dokałdnie że poczucie krzywdy,zranienia i złość
sa doradcą na nienawiść...."


Nie przechodzę fazy obrzydzenia ani do swojego męża ani do innych mężczyzn. Nie mam w sobie również nienawiści do nich. Ani poczucia osobistej krzywdy. Mój mąż nie jest żadnym holikiem.

Zależy mi jedynie na tym aby osoby będące w takiej sutuacji nie szły utartym szlakiem bycia zbawicielką uzależnionego.
Bo i po co byłoby tutaj pluć na kogoś jadem i wylewać swoja nienawiść?
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 16:15   

kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:
Kenya, to o czym piszesz to klasyczne zachowanie współuzależnionego, które jest zaprzeczeniem wsparcia dla chorego. Terapia dla współuzależnionych uczy właśnie takie zachowania eliminować.



Natomiast zupełnie nie wiem na czym ma polegać wsparcie, które współuzależnieni mieliby dawać uzależnionym.
Jeśli możesz S_t, to napisz proszę, ale konkretnie, by można się do takich działań, lub postaw odnieść.



Kenya, najważniejsze aby współuzależniony zaczął wychodzić ze SWOJEJ choroby i eliminował destrukcyjne działania, które niszczą nie tylko jego, ale i uzależnionego. Tak się składa, że te klasyczne cechy współuzależnionego, mimo iż nie są bezpośrednio odpowiedzialne za jego chorobę, bardzo ułatwiają uzależnionemu tkwienie w jego bagienku. Te cechy o których mówię to przede wszystkim branie odpowiedzialności za uzależnionego, krycie go, usprawiedliwianie i ponoszenie konsekwencji jego błędnych wyborów. Tak się składa, że współuzależniony zwykle bierze wszystko na klatę, z jednej strony dlatego bo widzi, że nie może liczyć na małżonka, z drugiej strony dlatego, że sam się w takim przekonaniu z jakiegoś powodu utwierdza - jak ja tego nie zrobię, to się świat zawali. I w ten sposób zdejmuje po kolei odpowiedzialność z ramion uzależnionego, a ten ostatni czuje się rak ryba w wodzie, bo oto może pogrążać się już bez przeszkód. Kolejne destrukcyjne działania współuzależnionego to: nadmierne kontrolowanie. Stawianie się w pozycji: ważne, by innym było dobrze, ja sobie jakoś poradzę. Moje potrzeby są mniej ważne. Nie powinnam wymagać od innych tylko od siebie. do tego dochodzi poczucie winy, które wynika bezpośrednio ze zbyt wysokiego stawiania sobie wymagań, których potem nie można spełnić. Z poczuciem winy i niskim poczuciem własnej wartości stajemy się bardzo podatni na manipulacje, które z kolei powodują, że zupełnie tracimy rozeznanie rzeczywistości. No i jeszcze mamy podejście do relacji małżeńskiej w kategoriach kat-ofiara...

To wszystko, co teraz wymieniłam to najczęściej spotykane cechy osoby współuzależnionej. Zwykle nabyte w dzieciństwie, potem doszlifowane. I takie właśnie osoby zwykle przyciągają do siebie uzależnionych (bo ten ostatni czuje instynktownie, że przy niej będzie mu dobrze, wygodnie) lub wręcz same lgną do takich, po przy wykolejeńcach mogą czuć się ważne, potrzebne. W ten sposób krąg się zamyka, bo współuzależnienie nakręca uzależnionego, a uzależnienie pogłębia cechy współuzależnionego.

Trochę długo się rozpisałam, ale chciałabym wyjaśnić to dokładnie. I teraz dochodzimy do punktu jak pomóc uzależnionemu:
PRZERWAĆ TEN ZAKLĘTY KRĄG.
Zmieniając swoją postawę, lecząc swoje współuzależnienie mamy możliwość postawienia tamy, zatrzymania tego chorego, samonapędzającego się pojazdu. Nie jest to łatwe, bo te postawy tkwią w nas bardzo głęboko i czasem umiejętność powiedzenia: jestem ważna, jestem dzielna, są jak gwałt na własnej tożsamości.

Jeśli mam po krótce podsumować, na czym polega wsparcie to powiem tak:
1. nie przekreślać, bo to odbiera choremu resztkę ochoty do walki
2. nie zdejmować z niego odpowiedzialności. nie wyręczać. nie kryć, nie usprawiedliwiać, nie mydlić oczu. dać mu ponosić konsekwencje swoich zachowań
3. wymagać przede wszystkim dwóch rzeczy: aby podjął terapię (nie zmuszać, ale mówić wprost, że jest to warunkiem utrzymania związku) oraz tego, by dobrze traktował swoją rodzinę - zwłaszcza żonę. Chodzi mi o normalne, małżeńskie sytuacje, dbałość o relacje, okazywanie troski, poświęcanie czasu - wydaje się, że to takie zwykłe , bo w normalnych rodzinach jest na porządku dziennym, ale w przypadku osób uzależnionych relacje są podporządkowane celowi nadrzędnemu - zaspokojeniu swego uzależnienia, dlatego wszystko inne szwankuje
4. Nie kontrolować, nie sprawdzać, nie zadręczać się jego zachowaniem.
5. Dbać o relacje z Panem Bogiem - zarówno swoje jak i męża, mobilizować go, by włączał się do wspólnej modlitwy i nie zaniedbywał przystępowania do sakramentów.

To takie podstawowe punkty, w dużym skrócie. Jako ciekawostkę dodam, że niedawno rozmawiałam z pewną panią, żoną seksoholika, któremu udaje się od 30 lat zachować trzeźwość. Na pytanie, jak włączyć się w zdrowienie odpowiedziała właśnie tak: mnie interesuje tylko czy chodzi na terapię i czy jest dla mnie dobry.

Dla wyjaśnienia jeszcze dodam, że te wszystkie sposoby wspierania męża w walce z uzależnieniem dotyczą sytuacji, kiedy mąż już jest świadomy swojej choroby i podjął decyzję o jej leczeniu. Nie ma tu miejsca na zmuszanie, wyszukiwanie za niego, gdzie ma iść i co robić, bo jeśli sam nie będzie chciał zdrowieć, to nie będzie.
Jednakże pocieszające jest to, że bardzo często jest tak, że rozpoczęcie terapii osoby współuzależnionej po jakimś czasie skutkuje również zdrowieniem samego uzależnionego, bo on po prostu nie ma już wokół siebie tego chorego środowiska, które mu pomaga się pogrążać. Suma sumarum - współuzależnienie to bardzo uciążliwa i niszcząca choroba. Jest na ten temat świetna książka Melody Beattie "koniec współuzależnienia" - bardzo polecam, otwiera oczy...
i jeszcze osobista refleksja - kiedy zaczęłam chodzić na spotkania dla współuzależnionych też na początku myślałam, że to będzie taka grupa wsparcia, która pomoże mi wyleczyć moją traumę. Dopiero po paru miesiącach dotarło do mnie, że dopóki będę patrzyła na siebie jako skrzywdzoną ofiarę, to nie zrobię kroku do przodu. Wtedy też dotarło do mnie, że to nie o wsparcie chodzi, tylko o konkretną pracę nad sobą, którą muszę wykonać. wsparcie jest oczywiście mile widziane, ale wspólne spotkania, gdzie będziemy tylko poklepywać się po plecach i mówić : "tak tak, bidulko, jak ja cię rozumiem, ja też mam podłego męża" to zdecydowanie nie jest działanie, tylko siedzenie w kącie i biadolenie. Niczego nie zmieni, niczego nie naprawi...
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 16:33   

grzegorz_ napisał/a:
Można jakąś tolerancję wykazać w przypadku onanizmu i porno,
dać czas na ograniczenie tego, albo rezygnację,
ale seks z innymi kobietami to zwyczajne zdrady, których nikt normalny nie toleruje.


Dokładnie tak. Bo niby jak ma wyglądac takie życie na codzień kiedy "on kompulsywnie uprawia seks z przypadkowymi kobietami"? Jak w ogóle można przymknąc oko na ten fakt?
czy to nie jest skrajne przesunięcie granic u żony?
 
     
Regina22
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 16:42   

Lil napisał/a:

A czy dobrze zrozumiałam, że Twój mąż zaprzestał chorych zachowań seksulanych? Wasze relacje się poprawiły?


Tak mąż zaprzestał, ale co najważniejsze ja sama przestałam kontrolować, wyolbrzymiać i zachowywać się co najmniej irracjonalnie. Nikt męża ostatecznie nie zdiagnozował. Czy nasze relacje się poprawiły, to zależy bo ujawniły się inne problemy którym chcemy stawić czoło, najważniejsze to nauczenie się poprawnej komunikacji, ale tak jeśli to co było kiedyś zestawić z tym co jest teraz to jest duża poprawa.

grzegorz_ napisał/a:
Na czym polega wspieranie seksoholika?

Dla mnie sytuacja jest jasna.
Jeśli facet erotycznie czatuje z laskami, umawia się na seks,
podrywa każdą kobietę jaka znajdzie się w zasięgu wzroku to
po wykryciu tego przez żone chyba naturalnym jest powiedzienie
albo dziś z tym kończysz albo kończymy naszą relację.


Też tak to widzę. Najlepsze wsparcie to brak wsparcia ;-) Jeśli poczuje się źle z tym to albo się uda do lekarza i tam stwierdzą, że ma problem i jeśli chce będą go leczyć, albo tak będzie brnął w bagno, aż mu się odechce i zacznie sam szukać pomocy, zmieniać się.

Powiem tak, dla mojego męża i dla mnie również wygodne było, że on jest seksoholikiem a ja jego żoną, gdybym się nie ocknęła pewnie dalej by tak było aż byśmy całkiem się zniszczyli. On był ten biedny bo nie może sobie poradzić, a żyć beze mnie nie może i ja byłam właśnie ta zbawcza uzdrowicielka, która całkiem zapomniała o sobie.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 18:14   

smutna_twarz napisał/a:
Zmieniając swoją postawę, lecząc swoje współuzależnienie mamy możliwość postawienia tamy, zatrzymania tego chorego, samonapędzającego się pojazdu


Niestety nie zawsze ta fala zmiany dosięga uzależnionego. Bywa,że po nim to spłynie jak woda po kaczce.

Rozumiem co próbujesz przekazać St i częściowo sie z Toba zgodzę. Mądrze piszesz o tym żeby nie zdejmowac odpowiedzialności. I żeby mieć dystans. To kluczowe.
Problem w tym ,że słowo "chory" kojarzy nam się od razu ze słowem "opieka". A opieka to niedżwiedzia przysługa dla uzależnionego.Najgorsze co można mu zrobić.

Odniosę się jeszcze do twojego punktu pierwszego:

smutna_twarz napisał/a:
1. nie przekreślać, bo to odbiera choremu resztkę ochoty do walki


Jesli tak jest to taka motywacja i tak miała nikłe szanse przetrwania.
Jeśli ktoś podejmuje decyzję o walce z uzależnieniem to powinien to zrobić przede wszystkim dla siebie. Nie dla żony bo nic z tego nie wyjdzie. Żona może np zginąć w wypadku w trakcie terapii i co wtedy? Powrót do nałogu bo nie ma juz dla kogo?
Żona może jak to człowiek zwyczajnie nie wytrzymac i akurat w trakcie terapii odejść.

Nie piszę tego St żebyś poczuła się skontrowana. Starałam się wczuć w Twój punkt widzenia. Jednak mimo tych wszystkich zachowan na uzależnioną osobę zbyt wielkiego wpływu nie mamy. Nie przeceniajmy tego.

Cytat:
Najlepsze wsparcie to brak wsparcia ;-) Jeśli poczuje się źle z tym to albo się uda do lekarza i tam stwierdzą, że ma problem i jeśli chce będą go leczyć, albo tak będzie brnął w bagno, aż mu się odechce i zacznie sam szukać pomocy, zmieniać się.


Z tym się jak najbardziej zgodzę.

Z chwilą kiedy holik już nie chce walczyc ze swoim nałogiem wsparcie żony na niewiele się zda.
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 18:56   

Regina22 napisał/a:
Powiem tak, dla mojego męża i dla mnie również wygodne było, że on jest seksoholikiem a ja jego żoną, gdybym się nie ocknęła pewnie dalej by tak było aż byśmy całkiem się zniszczyli. On był ten biedny bo nie może sobie poradzić, a żyć beze mnie nie może i ja byłam właśnie ta zbawcza uzdrowicielka, która całkiem zapomniała o sobie.

Regino
zakładając że mąz miałby byc faktycznie uzależniony(bo wiesz już że nie)
Idealnie rozpisała to powyżej smutna twarz
żyliście dokładnie w kręgu o jakim pisała smutna twarz
czyli ani jednego zdrowego i rozsądnego do działań.
Wasz przypadek zapewne stał się inny -wspólnie sobie wystawialiście diagnozy i zyliście w świecie iluzji i naburmuszenia na siebie,a do tego nierozumiejący własnych potrzeb.
I zapewne nawet do końca nie łapaliście co jest grane.???

Smutna twarz napisała o sytuacji gdy uzależniony już wie!!
Na czym polega to już wie !!!
ano na tym że już wie iz wspóluzalezniony jest w pełnej świadomości -jaka choćby osiąga poprzez terapię i zgłębienie problemu.
Uzalezniony wie że nijak nie da się już stosować swoich sztuczek(choć przez jakiś czas próbuje zmienaic je)
Z czasem jednak brak już sposobów i koncepcji.
Dopchany jest dokładnie do tego muru-muru jedynej nieodwołalnej decyzji,musze cos ze sobą zrobić.

Twarda miłośc i zasady postepowania jakich się uczy współuzależniony rozpoczynają etap
wychodzenia z bagienka.
W miarę rozwoju na tym etapie wzrasta świadomość i własne chęci do zmiany.
I tu pojawia się dobra -choć zarazem stanowcza rola współuzależnionego w tym wsparciu.
Wsparciu jakie wywołuje dużo kontrowersji choćby na forum.
Szkoda że na forum zamilkł nałóg -bo on by to najtrafniej wyjaśnił.
Po co uzależnionemu ważne i istotne te poczucie że
ma cos ze sobą robić i dlaczego -czując że komuś na tym zależy??

To wazny etap -ważny dla dwojga
czemu??
1.uzalezniony w zasadzie winien pokonać swój problem nie dla kogoś by się przypodaobać mu,lub uśpić czujność-jeno dla siebie
Dla siebie -bo tylko taka przemiana ma sens i jest gwarancją
2.Idąc w kierunku swej zmiany -winien jednak czuc że dla kogos jest to istotne,że komus na tym zależy-czyli jednym słowem
chcą go w rodzinie-z jednym warunkiem zdrowego

Czemu drugi punkt jest istotny???

Ano dlatego że bardzo często uzależniony wraca do swego poprzedniego świata -wiedząc że nawet jak cos dokona to i tak dla innych jest kilo kitu.
Prosta dedukcja -czemu mam się się pocic by cos zrobić -skoro inni maja to w d.....

Czasem aby doprowadzić uzależnionego do tego muru-to trza metod drastycznych,głównie dla siebie czyli współuzależnionego.
Bo jak napisała smutna twarz wyczuć róznice kat-ofiara(najprościej nie przeginać w dana stronę)
to tyle-natomist


Anito ...
napisałaś dużo o swoich uczuciach
oki sa -jakie są
To ja mam tylko jedno pytanie.
czy chcesz by mąż czegoś zaprzestał i wrócił -czy dokładnie masz już wszystko gdzieś.
Bo jeżeli gdzieś!!!
to jaki sens modlenia się za małżeństwo..za naprawę relacji...za ileś tam dalej wspólnych lat.

I jeszcze jedno nikt tu tkzw. zdradzaczy nie wlicza do osób uzależnionych .
Czy są draniami???
dla jednych tak..ale znajda się inni i powiedzą- odeszli bo mieli powody.
A zależy to od ludzi ich spojrzenia na problem i wiedzy choćby na dana sytuację
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 19:47   

Myślę, że niezależnie od tego jakie uzależnienie toczy człowieka musimy pamiętać, że ma ono różną siłę, bo nie każdy alkoholik leży w rowie zalany w trupa lub na gazie leje dzieci. Podobnie z seksoholikiem, spektrum działalności jest także szerokie. Wiadomo, że rażenie działań uzależnionego jest też różne i różnie je ludzie odbierają, w zależności do własnych granic (stopnia swojego współuzależnienia także). Jedna się spakuje, gdy odkryje, że mąż się umawia na sexrandki, a druga nie zrobi nic, gdy będzie zdradzał z przygodnymi paniami. Drań czy chory, podły czy uzależniony, bardziej czy mniej nie ma znaczenia w pierwszej kolejność, najważniejsze jest pytanie: kim jestem ja i gdzie leży moja granica, za którą nie wolno mnie ranić. Zaczynając od siebie mamy spore szanse, bez względu na wynik z drugiej strony.
Tak jak to rozumiem.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 20:20   

Dhl niektórzy tu chyba nazywali Cię Norbertem.

Norbercie chyba mnie nie zrozumiałeś. Ja napisałam,że nie ma we mnie ani nienawiści ani poczucia krzywdy. Pierwsze zdanie było cytowaniem Ciebie. Nie wiem skąd Ci sie wzięło,że jestem rozgoryczona i cięta na facetów.

Mój mąż żyje ze mną pod jednym dachem. Nie mam go gdzieś.Nie mam gdzieś małżeństwa ani swojego ani żadego małżeństwa, w którym jest jakiś holizm.

MOIM ZDANIEM JEDNAK TAK JAK JUZ WIELOKROTNIE WYŻEJ PISAŁAM NAJWIĘKSZĄ SZANSĘ DLA MAŁŻENSTWA JAK I DLA ODRĘBNYCH MAŁŻONKÓW DAJE POZWOLENIE UZALEŻNIONEMU NA SAMODZIELNE STANIĘCIE NA NOGI.

DHL1 napisał/a:
2.Idąc w kierunku swej zmiany -winien jednak czuc że dla kogos jest to istotne,że komus na tym zależy-czyli jednym słowem
chcą go w rodzinie-z jednym warunkiem zdrowego


Jestem jak najbardziej za taka opcją pod warunkiem,że:
1. najbardziej jednak zależy samemu uzależnionemu
2.Żona zostawia tą furtkę. Wrócisz jak będziesz zdrowy.Ale to nie otwarte wrota w których stoi żona i wpatrzona w jeden punkt woła uzależnionego 100 razy dziennie.
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-25, 21:20   

Anita11 napisał/a:


Jestem jak najbardziej za taka opcją pod warunkiem,że:
1. najbardziej jednak zależy samemu uzależnionemu
2.Żona zostawia tą furtkę. Wrócisz jak będziesz zdrowy.Ale to nie otwarte wrota w których stoi żona i wpatrzona w jeden punkt woła uzależnionego 100 razy dziennie.


no to znaczy, że się zgadzamy, bo ja też wrotom mówię zdecydowane nie.
ale tak na marginesie, z tą motywacją bym nie przesadzała. Pewnie, że najlepiej jest, jak sam uzależniony któregoś pięknego dnia obudzi się i powie: tak dalej żyć nie chcę, muszę się zmienić. Ale z drugiej strony są też przypadki, kiedy po prostu żona mu mówi: albo się ogarniesz, albo z nami koniec - on nie chce tracić rodziny, którą kocha i też postanawia wziąć się w garść. Zresztą przy jakiejkolwiek motywacji jest też szansa, że jak zacznie leczyć się, ,sam zauważy różnicę w swoim funkcjonowaniu, wreszcie zobaczy, że można żyć inaczej i tym bardziej zapragnie wejść w to głębiej.
Z tym podcinaniem skrzydeł też nie chodzi mi o to, że mąż ma się poprawiać dla żony. jednakże każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu ma potrzebę bycia docenionym. Kiedyś uszyłam sobie własnoręcznie sukienkę. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności, bo lubię szyć i chciałam mieć coś oryginalnego. Moje koleżanki powiedziały: ale fajna kiecka - i choć nie czekałam specjalnie na te zachwyty, to jednak poczułam dużą satysfakcję. Kto wie, czy z równym zapałem siadłabym kolejny raz do maszyny gdyby wtedy powiedziały : dziewczyno, w coś ty się ubrała!
U osób z niskim poczuciem wartości to docenianie małych kroczków jest szczególnie ważne. Zresztą powiedzmy szczerze, wiecznie niezadowolona żona potrafi nawet najzdrowszego męża wykończyć :-)
No i na koniec - piszesz, że choroba kojarzy Ci się z opieką. Dlaczego? Przecież nie mówimy tu o chorobie małych dzieci, ani osób niepoczytalnych czy niepełnosprawnych, tylko dorosłych ludzi. Chorych, ale dorosłych i samodzielnych. Mi staje przed oczami obraz mojej koleżanki, której prawie pełnoletnia córka po ciężkim wypadku spędziła rok w szpitalu. Owa koleżanka nie załamywała nad nią rąk i nie karmiła łyżeczką - natomiast cały czas mobilizowała ją do walki z chorobą: spróbuj jeszcze raz, na pewno dasz radę...
W takich kategoriach właśnie piszę o chorobie - a nie o siedzeniu przy łóżeczku i sprawdzaniu co 5 minut, czy gorączka nie spadła...
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-26, 00:08   

Pojawia się jakiś konsensus w dyskusji:).
Przykład z dorosłym dzieckiem, który podałam był celowy. Skoro jesteśmy w stanie uznać, że dane zachowania u dorosłego dziecka są/mogą być chorobą, a u małżonka nie to znaczy tyle, że nie traktujemy tego jako choroby. Choroba to stan obiektywny. Co za różnica czy mąż chory czy dorosły syn? Osoby optujące za draństwem po prostu nie uznają istnienia chorób, których objawami mogą być zaburzone zachowania. Uznanie choroby jakoś samoistnie wiąże się ze współczuciem. Uznanie draństwa nie implikuje żadnego współczucia. W podawanym przeze mnie przypadku młody mężczyzna miał schizofrenię paranoidalną, wylądował w szpitalu, na szczęście nie wszyscy bliscy uznali jego szokujące zachowanie za draństwo. I choćby w 99 przypadkach taki wyjazd wiązał się z ucieczką do kochanki a tylko jeden wiązałby się z chorobą to dla tego jednego warto mieć pewność.
Uzależnienia to też choroby, choć sama nie wszystkie uzależnienia za choroby uznaję. Przekonuje mnie uznanie za chorobę uzależnienia od środków chemicznych. Ich przyjmowanie nie pozostaje bez wpływu na funkcjonowanie wszystkich narządów, zaburza też "trzeźwe" myślenie, wiąże się z „głodem”. Wychodzenie z nałogu to upadki. I dlatego uważam, że nie ma tu w pełni wolnej woli. To, że dana osoba do takiego stanu się doprowadziła jest bez znaczenia dla uznania tego za chorobę. Jest wiele zwykłych chorób somatycznych, których też dorabiamy się niejako na własne życzenie. Wspieranie takich osób to dokładnie to o czym pisała Smutna Twarz i Norbert. Wspieranie w uzależnieniu to nie to samo co wspieranie chorego na raka. Nie zgadzam się z tym, że żony alkoholików mają wsparcie społeczne, że tak dzielnie cierpią. One się wstydzą, boją, są potwornie samotne i dołowane tym, że powinny coś z tym zrobić. A nie wiedza jak, bo mają jak to się mówi "betonowe buty". Jeżeli uznają chorobę męża poszukają wsparcia, trafią na własne terapie i grupy, zobaczą tam, że bywa podobnie, te same słowa zachowania, i że można z tego wyjść, zmieniając właśnie własne zachowania. W skrajnych przypadkach nawet wywalenie uzależnionego z domu czy własna wyprowadzka jest właśnie tym wsparciem, pozwoli mu zaliczyć ten jego dół. Niestety trzeba liczyć się też z opcją, że małżonek się nie opamięta. Często dołem dla pijących mężów jest nie utrata rodziny a utrata pracy. Jak ma pracę to jeszcze znaczy nie tak źle...Jest więc taka sekwencja: uznanie choroby - szukanie pomocy - odzyskanie wiary, że jest wyjście - zapisanie się na terapię - efekty terapii (zasadniczo dobre dla małżonka chorego).
Przy uzależnieniach od określonych zachowań kompulsywnych typu seksoholizm, zakupoholizm, uzależnienie od hazardu, od gier komputerowych, etc, to mi to na chorobę nie pasuje. Bardziej podchodzi pod zaburzenie osobowości, a to żadna choroba, nie ma lekarstwa, nie ma odtrutki. Na to się zwolnienia lekarskiego nie dostanie. Nie słyszałam o istnieniu oddziałów stacjonarnych dla seksoholików. Taki defekt osobowościowy, płynący tylko z tej zaburzonej osoby, bez wlewu chemii. Pewnie, że ma przyczyny ale w tym przypadku wolną wolę bym zakładała, nie szukałabym choroby. Tu mi pasuje opcja „draństwa w charakterze”, co odbarczy od poczucia winy, nie pozwoli na usprawiedliwianie „upadków” i dawanie nie wiadomo jakiego czasu. Przy tych holizmach bez wlewu chemii czas działa na niekorzyść, daje poczucie bezkarności i utrwala złe zachowania, nawet tych deklarujących "leczenie". Uważam, że własną decyzją nad popędami można zapanować i tu wystarczy tylko decyzja: rani to tych których kocham, nie chce ich ranić. Ale, nie skonfrontowałam się osobiście z takimi holikami, mogę się więc mylić.
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-26, 12:34   

Anita11 napisał/a:
Żona zostawia tą furtkę. Wrócisz jak będziesz zdrowy.Ale to nie otwarte wrota w których stoi żona i wpatrzona w jeden punkt woła uzależnionego 100 razy dziennie.

Anita nikt nie ma 100 razy nawoływać w tej furcie-tylko działac z rozwagą.
Najzwyczajniej tu się mówi nie podkładać podusi pod tyłeczek,a dać się wyrzucić za drzwi

Zatem dlaczego z rozwagą??
Ano dlatego że trza być i człowiekem-a zarazem być sztywnym w postanowieniach.
A o to bywa że jest trudno.
Dlaczego??
z jednej strony uzależniony będzie wciąż poszukiwał powodów by zmiejszyć swoja pentle,a z drugiej współuzależniony świeżo co w życie wprowadzony nadal może popełniać błędy i dawać się wykorzystywać.

Dlatego ta droga wymaga rozsądku w stąpaniu,opanowania i rozwagi.
Dlatego choćby wiedząc że to pewien ciężar.
Nie dziwie się najbardziej skrajnej reakcji że to drań i niech robi sobie co chce.
Cóz nie każda zona-każdy mąz chce podejmowac to wyzwanie.
Zazwyczaj jest tak że po własnych terapiach przekonuje się nagle że:
-byłem/łam wykorzystywany
-byłam/łem maltretowany
-odbierano mi.........
-nie dawano mi.....
-brakowało mi.....
-nie zezwalano mi na.....

te odkrycia czasem stają się tak zbawienne-że jedna myśl jaka powstaje w głowie
to że nareszcie czuje swoja wolność.
I w tej wolności samo się rozumie-nie chcę mieć już nigdy problemów.
I w końcowym etapie wole się uwolnić-niż podejmowac ryzyko naprawy czegoś.
I tak jak już pisałem
co wówczas zrobić by mieć w sobie poczucie szacunku???
trzeba zostawić w oczach i rozumie obraz DRANIA...

To drań uwalnia nas samych-daje nam mozliwośc usprawiedliwienia i rozliczenia siebie.
I oby nie mielić jęzorem po próżnicy :-D
napisze tylko to:

od wielu lat moja zona powtarza wciąż te same słowa.
Nie potrafie tego (czegoś) w sobie zmienić-
bo ja byłem taki,zrobiłem to,zadziałałem tak,nie liczyłem się z .

Nie wiem czy rozumiesz??
zamknięty cykl-a w tym cyklu dokładnie to:
ponieważ taki byłem -to przez to żona nie potrafi w sobie cos zmienić.
I dalej bez względu nawet na to jaki teraz jestem i będę na kilka następnych lat,bez względu na deklaracje i pozytywne moje działania,bez względu na świadomość moja obecna i cała droge jaką wykonałem by zrozumieć gdzie i jakie błędy popełniałem.
Świat się mój zamyka właśnie na tym DRANIU.
I w finale wygląda to tak:
ja nie przekroczę już granicy żony-bo mam pełną świadomość co było gdy to robiłem,a żona nawet nie myśli o choćby dniach otwartych by choćby jednego dnia (na jakiś czas )podnieś szlaban do góry z mozliwościa wstępu.
I co na koniec napisać??
Że smutne jest dla mnie to że nie widzi w tym człowieka,nie dopuszcza że mąż popełnił błędy,nie dopuszcza że na skutek tych wszystkich wniosków ma tak wielka świadomość w sobie
co było złem i dlaczego.

pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-26, 12:55, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-26, 12:45   

Norbert, mnie tam słowa, które użyłeś zbytnio nie rażą, ale regulamin regulaminem, stąd ... na niebiesko podpowiadam jak można inaczej wyrazić to, co napisałeś.
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-26, 12:52   

Gosia ale nie widze gdzie mam być to niebiesko???

czy chodzi o wyraz na literke d........ :mrgreen:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9