Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Mam łatwiej, bo jestem winny |
Autor |
Wiadomość |
GregorWR [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 00:25 Mam łatwiej, bo jestem winny
|
|
|
Witam.
Czytam to forum od 2 m-c.
Mogę śmiało powiedzieć, że to co jest tu napisane uratowało mi życie. Dziękuję.
Ja postępowałem jak tytuł wątku znajdź sobie kogoś. Tak skutecznie to mówiłem, że żona kogoś znalazła.
I stało się coś czego nie mogę pojąć, po 2 tygodniowym szoku i modlitwie: Panie pomóż, bo nie wiem co robić zakochałem się w mojej żonie. Piszę zakochałem, bo wcześniej nigdy takiego uczucia do niej nie żywiłem.
Jesteśmy w kryzysie chyba od początku małżeństwa, jakim cudem trwa lub trwało do dziś nie wiem.
Z mojej strony były zdrady /choć żona o nich nie wiedziała, powiedziałem jej kilka tygodni po tym jak mi oznajmiła, że kogoś ma/, był alkohol i to długo, tak długo, że mogę powiedzieć, iż był zawsze i codziennie, a w ostatnich latach zamieniłem małżeńskie łoże na pornografię.
Nie było rozmów o tym co nas boli lub jak były to kończyły się kłótnią, kompletny brak porozumienia i krok po kroku przez lata wycofywanie się z małżeństwa.
Swoją postawą doprowadziłem żonę do rozpaczy, do myśli samobójczych, a na pytanie czy ją zwalniam, czy może sobie znaleźć kogoś, kilka razy odpowiadałem, że tak. Myślałem, że tak będzie lepiej.
I co!!! stał się cud? Dlaczego jak się dowiedziałem o innym to się w niej zakochałem. Początkowo myślałem, że to na zasadzie, że jak się coś traci, to się tego pragnie. Ale moja miłość nie maleje z czasem jest wręcz przeciwnie wzrasta. Powiem, że w obecnej sytuacji to boli i ten ból nie maleje.
Piszę te słowa, a moja żona jest teraz z nim. Boli. /jeszcze mieszkamy razem/
Czytałem wiele postów i zacząłem rozumieć, że to ja i tylko ja jestem winien, że jedyną drogą do ratowania małżeństwa jest moja zmiana. Prawie kończę Nowennę Pompejańską i tu następny cud !!!
Odkąd ją odmawiam nie kłócimy się. Modlę się o dar szczerej rozmowy i zaczynamy szczerze rozmawiać.
Nie piję, nie oglądam pornografii. Nie mam nic wspólnego z mistycyzmem, ale czy to może być łaska? nie potrafię tego wyjaśnić.
Może to jest łaska, bo modląc się naprawdę wierzę w uratowanie małżeństwa, ale mocno podkreślam, niech będzie wola Twoja nie moja, bo czego ja po tylu latach krzywdzenia mogę oczekiwać.
Są lepsze i gorsze dni, ale dzisiejszy poranek to znowu coś dziwnego, mój gorszy dzień i kłótnia, ale po niej nastąpiła rozmowa, tego nigdy nie było, a rozmowa doprowadziła do zrozumienia, żona zobaczyła, że cierpię, że kocham widziała i usłyszała. Dla niej ta sytuacja z moją zmianą jest dziwna, tak mówi, ale podejrzewam, że dla niej jest mało wiarygodna. Cóż powiedziałem jej, że nie mam na nią wpływu, że to ja się muszę zmieniać i że będę czekał.
Przepraszam, że tyle nabazgrałem, ale mam do was dwa pytania.
1. Podkradłem nr. tel do jej faceta i w początkowym szoku i po piwie zadzwoniłem do niego mówiąc, że chcę dla żony jak najlepiej, ale ja jej tego nie mogę dać. Rozmowa ta miała zostać i chyba została w tajemnicy przed żoną. Czy powinienem go teraz poinformować, że jednak jest moją żoną i że będę o nią walczył?
2. Obserwuję i słyszę u żony lojalność wobec tego gościa, powiedziała mi, że jak się już po latach udręki zdecydowała to nie ma zamiaru teraz zostawić tego faceta na lodzie. Tego obawiam się najbardziej.
Pozdrawiam
Grzegorz |
|
|
|
|
lena [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 01:31
|
|
|
Cytat: | I co!!! stał się cud? Dlaczego jak się dowiedziałem o innym to się w niej zakochałem. Początkowo myślałem, że to na zasadzie, że jak się coś traci, to się tego pragnie. Ale moja miłość nie maleje z czasem jest wręcz przeciwnie wzrasta. Powiem, że w obecnej sytuacji to boli i ten ból nie maleje |
Żaden cud.
Normalne,póki sam zdradzam,bawie sie,żona/mąż nie wie ....jest ok,ale....jak się dowie....tragedia.
Nagle miłośc wzrasta.....
Tyle,że ta żona/mąż czasu potrzebują....... |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 08:51
|
|
|
Dokładnie tak jak napisała Lena
"Miłość" wybucha jak coś się traci, ale czy to miłość? Czy zwykła zazdrość?
A może strach przed samotnym życiem ?
Teraz pewnei autor odmówi 100 nowenn i będzie w religijnej ekstazie, ale nie mozna było
zrobić choc małego kroczku np rok wczesniej?
Ps. duży plus za szczerość, co nie jest czeste przecież, bo łatwiej udawać ofiare i liczyć na wspólczucie na forum |
Ostatnio zmieniony przez grzegorz_ 2013-12-05, 10:21, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
jasmina44 [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 09:57
|
|
|
myśle że autor tego wątu to wie, a jak nie uswiadamia sobie jeszcze w pełni swojego udziału w kryzysie i rozpadzie związku to sobie uświadomi.. to tez jest jakis proces.. nie wsyztsko od razu jesteśmy w stanie zobaczyć
nie nam oceniac czy miłosc jest prawdziwa czy nie z czego wynika itd. to wie tylko sam autor.
to z pewnością nie jest łatwy czas i przed Tobą długa droga na której najwazniejsze będzie wytrwałości cierpliwośc łagodność...
skoro coś sie psuło od samego początku to z dnia na dzień tego nei naprawisz. Super że chcesz naprawiać. Musisz dac czas i jej i sobie .. z pewnoscia ona może nie wierzyć w Twoja przemiane i twoją miłosć skoro od lat tego nei miała.. tu potrzeba zapewne dużo czasu by mogła w to uwierzyć.
a co do lojalnosci do tego drugiego... tak sobie myśle, że gdybym ja teretycznie była na jej miejscu i czuła sie latami zaniedbana neikochana i odrzucana to gdyby mi ktoś wreszcie dał swoje serce czułośc i otocyzł opieką to też mogłabym miec różne uczucia w sobie..
żona ma prawo do róznych uczuć teraz, Ty równeiż. skoro tu piszesz to znaczy ze chcesz ratować wasze małżeństwo. Przygotuj sie wiec na długa drogę, która wywróci Twój świat do góry nogami i nigdy już nie bedzie tak jak było... będzie 1000 razy lepiej. Bonawet najgorszy dzień z Bogiem jest lepszy od najlepszego dnia bez niego.
Życzę CI dużo wytrwałości i cierpliwości :) |
|
|
|
|
fi [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 11:34
|
|
|
Grzegorz,
piszesz "Czytałem wiele postów i zacząłem rozumieć, że to ja i tylko ja jestem winien". Tak, za Twoje zaniedbania w miłości do żony, za wszelkie zło jej wyrządzone - tak, ale decyzja o związaniu się z obcym mężczyzną i naruszenie sakramentu małżeństwa z jej strony (niezależnie od okoliczności) jest jej autonomiczną decyzją i za tą konkretną decyzję ona ponosi odpowiedzialność.
Rozumiem Twoje rozterki (i dobrze że są!), że swoim postępowaniem doprowadziłeś do obecnej sytuacji kryzysowej, niejako skłaniając żonę do szukania szczęścia gdzie indziej. Proces stawania w prawdzie o sobie jest kluczowy, aby potem móc przejść do procesu uzdrawiania. Za swoją część kryzysu weź zatem w pełni i w całkowitej prawdzie odpowiedzialność. Przylgnij całym sobą do Boga i oprzyj się na nim w 100%. Tylko przemiana zanurzona w Bogu może pociągnąć za sobą przemianę innych. Pracując teraz nad sobą, szczerze i uczciwie, pracujesz jednocześnie dla Was, dla żony.
Jeśli mogłabym Ci jeszcze coś doradzić, to warto pomyśleć o dobrej spowiedzi z całego życia. Poszukaj dobrego spowiednika, pomódl się z ufnością o takiego kapłana. Wyrzuć z siebie ten balast, który za sobą ciągnąłeś. Oczyść się przed Panem, aby móc całkowicie oprzeć się na Nim i czerpać laski, którymi On chce Was obdarować.
Kolejna rzecz - modlitwa. Nie ustawaj. Pismo Św. przynosi konkretne odpowiedzi na Twoje pytania, jeśli zadajesz je w sercu Panu.
Pytasz, czy znów skontaktować się z tym mężczyzną - osobiście myślę, że nie ma takiej potrzeby, aby jego zapewniać o miłości do żony i chęci odbudowania małżeństwa. O tym powinieneś sygnalizować (delikatnie, nie nachalnie, ale w postawie miłości) swojej żonie. Nie jesteś żadnym rywalem dla tamtego mężczyzny, bo jesteś małżonkiem sakramentalnym swojej żony. Nie ma więc potrzeby przekonywać tamtego do swojej przemiany. Sygnalizuj żonie, że kochasz, że jesteś świadomy swoich błędów i wyrządzonych krzywd, że pragniesz z całego serca jej powrotu, uzdrowienia Waszego małżeństwa, że chciałbyś odbudować Wasz związek na skale, na Bogu. Że ją kochasz, modlisz się za nią i będziesz czekał i prosił Boga o łaskę pojednania.
Nie jesteś w stanie przekonać żony, żeby zrezygnowała z lojalności do tego mężczyzny (zwłaszcza po tym co od Ciebie usłyszała, o Twojej przeszłości). Zły potrafi tak namieszać, że człowiek szczerze wierzy w te kłamstwa (chodzi mi o pomylenie pojęć), bo odtąd lojalność co innego dla niego znaczy, odtąd miłość, odpowiedzialność, szczęście co innego oznacza. Żona ma widać teraz takie, a nie inne zrozumienie tych pojęć, stąd jej wybory. Poukładać to w człowieku może tylko sam Bóg. Może to Ty masz być Jego narzędziem w tej sprawie? Kto wie. Bądź zawsze gotowy do współpracy z Panem. Bądź do jego dyspozycji - zawsze. |
|
|
|
|
GregorWR [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 11:40
|
|
|
[quote="grzegorz_"]Dokładnie tak jak napisała Lena
, ale nie mozna było
zrobić choc małego kroczku np rok wczesniej?
Zastanawiam się nad tym całe życie, naprawdę! bo gdybyśmy wcześniej wiedzieli co i jak zrobić to do wielu kryzysów-tragedii by nie dochodziło. Dotyczy to wszystkich ludzi i wszystkich dziedzin życia.
Odpowiedź jaką sobie na twoje pytanie udzielam to, że trzeba upaść, aby powstać mocniejszym. Inna sprawa czy to się uda?
A czy to, co czuję jest miłością prawdziwą czy tak jak pisze mój imiennik zwykła zazdrość? Nie wiem, ale wierzę, że to miłość.
Ja nigdy nikogo nie kochałem, NIKOGO. To co teraz czuję jest mocne i bolesne zarazem. Ale wiem, m.in. z tego forum, że ten ból jest dobry.
Czuję wiele, ale uczucia strachu przed samotnością nie.
Dla mnie to co się wydarzyło to wybawienie i nawet jeśli przegram walkę o żonę to wygram życie. Przypominam ja piłem, a znacie alkoholików oni są martwi za życia.
Mam o co walczyć.
Co do lojalności żony do tego faceta, to boję się tego najbardziej. Wiele, bardzo wiele postów na tym forum mówi, że żony/mężowie bronią swoich decyzji i argumenty, że decyzja jest błędna i krzywdząca prawie nie działają. PRAWIE
Ale podejrzewam, że większość na tym forum gdyby mogła argumentacją szczerą, prawdziwą i słuszną wpłynąć na męża/żonę to byłoby więcej świadectw.
Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?
Pozdrawiam
Grzegorz |
|
|
|
|
moc nadziei [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 11:53
|
|
|
GregorWR napisał/a: |
Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?
|
Zastanawiam się nad tym.
Kochanka mojego męża wie od początku o nas wszystko, weszła z pozycji jego menedżerki, bywającej u nas w domu. Widziała dzieci, znała mnie.
Od 3 mcy gdy wiem o zdradzie, ona widzi moją walkę w sensie - co robię, że przyjęłam męża itp, że dałam mu warunki, że on się waha.
Sądzę że jest zdeterminowana o walkę o niego. Nie wiem czy zniżać się do rozmowy. To osoba funkcjonująca na innych płaszczyznach niż ja. Rozwodniczka, buddystka, bezdzietna, chełpiąca się publicznie nadzwyczajnymi przeżyciami które dał jej romans, zresztą liczy na więcej. Zwłaszcza że widzi wahania mojego męża i dostała od niego informację ostatnio że on wciąż ją kocha - ergo: czuje się ważna.
Poza tym to sprytna manipulantka - zdecydowanie nie moja liga, ja byłam bardzo długo naiwna i ślepa, a ona pewnie nie raz się ze mnie śmiała, igrając z moimi ślubnym tuż pod moim nosem.
Co da, że usłyszy ode mnie informację że dla mnie przysięga jest do śmierci?
Pewnie parsknie śmiechem i odłoży słuchawkę.
A może coś by to dało?
Jakaś forma świadectwa niezależnie od tego na jaką glebę padnie?
Chętnie posłucham doświadczeń innych. |
Ostatnio zmieniony przez moc nadziei 2013-12-05, 12:01, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 12:00
|
|
|
GregorWR napisał/a: |
Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?
|
Jeśli czujesz się na siłach i dasz radę spokojnie porozmawiać z tym facetem to porozmawiaj.
Powiesz, że Ci na żonie zależy i dowiesz się czy dla niego to coś ważnego, czy tylko przygoda.
Choć trzeba być świadomym, że ruch jest po stronie Twojej żony i to teraz od niej wszytsko zależy.
Dlatego nie ma na pewno sensu kochanka żony brać na litość, prosić, apelować do sumienia, bo nawet jeśli teraz on by żonie powiedział KONIEC to przecież nie oznacza automatycznie, że żona wróci skruszona i kochająca, co najwyżej zła, że "przegoniłeś jej szczeście" |
|
|
|
|
GregorWR [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 12:41
|
|
|
grzegorz_ napisał/a: | GregorWR napisał/a: |
Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?
|
Jeśli czujesz się na siłach i dasz radę spokojnie porozmawiać z tym facetem to porozmawiaj.
Powiesz, że Ci na żonie zależy i dowiesz się czy dla niego to coś ważnego, czy tylko przygoda.
Choć trzeba być świadomym, że ruch jest po stronie Twojej żony i to teraz od niej wszytsko zależy.
Dlatego nie ma na pewno sensu kochanka żony brać na litość, prosić, apelować do sumienia, bo nawet jeśli teraz on by żonie powiedział KONIEC to przecież nie oznacza automatycznie, że żona wróci skruszona i kochająca, co najwyżej zła, że "przegoniłeś jej szczeście" |
Jestem prawie pewien, że będzie zła, że "przegoniłem jej szczęście"
Ale na rozmowie z zakonnikiem pomagającym w kryzysach małżeńskich, na moje stwierdzenie, że będzie jak będzie usłyszałem NIE, będzie to co ja zrobię.
Napisze jak ja to widzę, jak pojmuję świat. Bóg /chyba/ pomaga na tylko w podjęciu decyzji, ale działanie to już nasza sprawa. Nie można siedzieć i czekać trzeba działać, działać z pełną wiarą na sukces. Przepraszam dotyczy to wszystkiego w naszym życiu. Problem polega na tym, co i jak mamy robić, ale nic nie robić jest katastrofą.
Wyobrażam sobie gdybyśmy wszyscy tu obecni wiedzieli wcześniej to, co teraz wiemy o ile mniej liczne byłoby to forum. A ile jeszcze nie wiemy.
To forum mnie uczy i bardzo Wam za to dziękuję, uczy mnie, żeby nie naciskać żony, aby dać jej czas ok. zgadzam się z tym, ale ja to wiem po sobie im więcej grzechu tym dalej od życia. Moja żona jest wierząca jej facet niby też, ale na tym etapie odrzuca prawdę o sakramencie, wypomina grzechy kościoła, atakuje kościół za purytanizm itp. ale w wiem, że myśli o tym często się zastanawia nad tym, że nie będzie mogła przyjmować komunii. To jej przeszkadza. Tu powinna-musi się zacząć się moja rola, bo /niech to nie zabrzmi patetycznie/ ja nie walczę tylko o małżeństwo, ja walczę również o jej życie.
Jak w tytule, ja mam lepiej, bo nie zastanawiam się nad tym dlaczego, ja to wiem, to moja wina, ja ciągle myślę jak pomóc żonie.
Ja nic dla siebie nie chcę i naprawdę tak czuję mi niczego doczesnego nie potrzeba, może dlatego, że nic nie mam?
To wielki paradoks obecny facet mojej żony uratował mi życie nawet o tym nie wiedząc, ale to nie zmienia faktu, że przeze mnie i on i ona są zagrożeni.
Pozdrawiam
Grzegorz |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 21:06
|
|
|
Grzegorz
Nie świruj, o ile na początku pogratulowałem Ci szczerości to teraz muszę stwierdzić że wpadasz w egzaltację, głównie religijną.
Nie walczysz o szczęście zony, o życie wieczne dla żony czy dla jej kochanka.
Walczysz dla siebie i o siebie.
Jeśli rzeczywiście zależałoby Ci tylko na szczęściu żony, to jak żona powie Ci, jestem z tamtym szczęśliwa to odpuścisz?
Zresztą nic w tym nie widzę złego że ktoś kocha (także zazdrości) i chce być z obiektem swojej (czesto romantycznej, bo uciekającej) miłości/
Po co dorabiać do tego jakieś mega szlachetne ideologie?
Miłość to dobre uczucie i tyle |
|
|
|
|
GregorWR [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 22:12
|
|
|
Przepraszam Grzegorz, ale chyba się nie zgodzę lub nie rozumiem twojej wypowiedzi.
Jeśli ja swoim postępowanie przyczyniłem się do grzechu żony, a tak jest, to czy nie jestem odpowiedzialny za moje postępowanie?
A jeśli naprawdę zależy mi na szczęściu żony, to czy nie powinienem myśleć o jej życiu bez sakramentów?
Ja myślę kategoriami katolika, czyli wszystko co bez Boga jest niczym.
A czyja to jest wina. Tu nie ma mowy o egzaltacji, tu jest odpowiedzialność, narozrabiałem to muszę posprzątać. A jeśli żona zostanie z innym, to ja mam ten bałagan sprzątać aż posprzątam. Może mi się nie udać, ale muszę to robić do końca.
Wielu na tym forum zadaje sobie pytanie dlaczego tak się stało? ja nie, ja to wiem. A wiem to m.in. z tego forum. Wiem też, że muszę zmieniać siebie nie żonę, muszę być cierpliwy i muszę wierzyć.
I wierzę.
Pozdrawiam
Grzegorz |
|
|
|
|
juana [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 22:21 Re: Mam łatwiej, bo jestem winny
|
|
|
GregorWR napisał/a: | 1. Podkradłem nr. tel do jej faceta i w początkowym szoku i po piwie zadzwoniłem do niego mówiąc, że chcę dla żony jak najlepiej, ale ja jej tego nie mogę dać. Rozmowa ta miała zostać i chyba została w tajemnicy przed żoną. Czy powinienem go teraz poinformować, że jednak jest moją żoną i że będę o nią walczył?
2. Obserwuję i słyszę u żony lojalność wobec tego gościa, powiedziała mi, że jak się już po latach udręki zdecydowała to nie ma zamiaru teraz zostawić tego faceta na lodzie. Tego obawiam się najbardziej.
Pozdrawiam
Grzegorz |
Wedlug mnie jesli dales temu facetowi przyzwolenie na uszczesliwienie Twojej zony, to bedzie z niego korzystal ile wlezie. Jezeli teraz chcesz powrotu zony, to jak juz sie odwazyles raz do niego zadzwonic, to dzwon drugi raz, na trzezwo i po modlitwie. Ze spokojem, ale stanowczo powiedz, co masz do powiedzenia. Nie znasz go, moze o tamtej rozmowie poinformowal zone? Oboje z Twoim blogoslawienstwem robia co chca...
Co do drugiego pytania, to prosta sprawa: lojalnosc wobec kochanka czy wobec Boga i nawracajacego sie malzonka jest wazniejsza?
Owszem nabroiles w zyciu malzenskim, ale ostatecznie przysiega malzenska obowiazuje zawsze, wszedzie i obojga malzonkow. Jasne, ze nie jestes najodpowiedniejsza osoba, by prawic kazania zonie, ale juz namawiac na terapie, jej rozmowe z duchownym, tak. |
|
|
|
|
Bety [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 22:29
|
|
|
GrzegorzWR
dzięki za to. co napisałeś |
|
|
|
|
GregorWR [Usunięty]
|
Wysłany: 2013-12-05, 22:33
|
|
|
Bety napisał/a: | GrzegorzWR
dzięki za to. co napisałeś |
A konkretnie
Juana
"Co do drugiego pytania, to prosta sprawa: lojalnosc wobec kochanka czy wobec Boga i nawracajacego sie malzonka jest ważniejsza?"
Ja na tym forum nigdy nie wypowiem się, że czegoś jestem pewny. Ale wydaje mi się, że większość z Was nie docenia siły decyzji. Zawodowo zajmuję się handlem i marzeniem każdego handlowca jest doprowadzić klienta do tego, aby to on powiedział "chcę", bo jak już to powie to wycofanie się z tego jest niezwykle rzadkie.
Czy przypominają się wam wasze "obrony" swoich racji nawet wtedy gdy nie byliście ich pewni. Ja pamiętam takie, że byłem peny, że nie mam racji, a broniłem. Głupie prawda. To dlatego argumenty nie działają, bo na logikę jeśli powiem żonie, że tym co robi unieszczęśliwi, mnie, rodziców, dziecko i dorzucę, że wcale nie uszczęśliwi siebie ani tego faceta, bo 6 i 9 przykazanie, bo odrzucenie jednego sakramentu to odrzucenie wszystkich, to czy takie niepodważalne, najmocniejsze na świecie argumenty zadziałają? NIE.
Trochę tu przeczytałem o manipulacji, że jest be, że nie wolno, ale ja się zastanawiam jeśli w dobrej sprawie to dlaczego nie. Może warto użyć takich narzędzi jak NLP?
Pozdrawiam
Grzegorz |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,21 sekundy. Zapytań do SQL: 8 |
|
|