Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?
Autor Wiadomość
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Staż małżeński: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 338
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-08-31, 15:00   Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?

W związku z tym, że w poście Tyśki rozgorzała dyskusja na temat mojej osoby i poglądów jakie reprezentuję, które mocno kontestuje "opcja rozwodowa", dopuszczająca w swoich myślach możliwość rozwodu lub zgody na niego, postanowiłem przenieść ew. dalsze dyskusje nt. nierozerwalności małżeństwa w miejsce do tego przeznaczone.

Gwoli zreasumowania tego co zostało dotąd powiedziane, pokażę różnice w poglądach między mną a "opcją rozwodową". Różni nas zasadniczo jedna kwestia, to mianowicie czy sakrament małżeństwa jest nierozerwalny i bezwarunkowy, czy wprost przeciwnie tj., czy jego obowiązywalność zależy od czasu i okoliczności (np. uporczywej zdrady współmałżonka). Zajmuję stanowisko takie samo jak Kościół katolicki w kwestii nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego tzn. uznając Jezusa Chrystusa za swojego Pana, pełniąc Jego wolę, chcę pozostać wierny sakramentalnej przysiędze do końca życia, a przynajmniej dopóty, dopóki moja żona żyje. Konsekwencją tak rozumianego przeze mnie sakramentu jest to, że nie snuję rozważań, nie planuję i nie dopuszczam takich myśli, które z góry zakładałyby w przyszłości zmianę tego stanowiska np. pod wpływem nowych okoliczności. Nie robię tego, bo wiem, że tak kalkulując (planując zło czyli rozwód) obrażałbym Pana Boga i tak naprawdę znieważał Jego świętą wolę. Jezus Chrystus zakazał rozwodów i ten zakaz w Kościele katolickim obowiązuje. (1), (6) Kto czyta Katechizm, ten wie, że rozwód cywilny i zgoda na rozwód cywilny jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego.(1), (2) Posłuszeństwo Bogu wyraża naszą miłość do Niego i daje nam zbawienie:
"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia." (Jan 5, 24).

"Opcja rozwodowa" stoi na stanowisku, że rozwód cywilny nie narusza przysięgi małżeńskiej, nie obraża Boga, ale z drugiej strony dopuszcza w myśleniu o przyszłości różne pozasakramentalne rozwiązania. No, bo logicznie myśląc, po co jej przedstawiciele mieliby się rozwodzić, skoro istnieje dopuszczalna przez prawo Boże i prawo państwowe cywilne możliwość separacji, którą zasadniczo różni od rozwodu tylko to, że będąc w separacji nie można zawrzeć nowego niesakramentalnego związku. (2) Mówiąc, że nie wiadomo co życie przyniesie, niektórzy przedstawiciele tej opcji dopuszczają taką możliwość, że w ich planach życiowych czynionych na przyszłość, w ich sercach może się np. znaleźć miejsce dla kogoś innego niż sakramentalny mąż czy żona. I jakaś część serca jest już na tą przyszłą okoliczność - osobę z góry zarezerwowana. Co znaczy dla nich przysięga? To tak jakby nie przyznając się do prawdy chcieli dziś powiedzieć:
"W czasie ślubowania zawarłem Panie Boże z Tobą i współmałżonkiem umowę - święte przymierze, ale dziś nie mogę Tobie i współmałżonkowi zagwarantować, że będę tej przysiędze wierny. No bo, jeżeli współmałżonek złamał przysięgę, to i ja automatycznie czuje się z niej zwolniony i mogę sobie planować układanie życia z kimś poza małżeństwem, na wypadek, gdyby np. powrót męża marnotrawnego przeciągał się zbytnio w czasie, starość zaglądała złowieszczo w oczy, a na horyzoncie pojawił się ktoś interesujący...".
Niestety, takie utylitarne myślenie jest w dzisiejszych czasach bardzo rozpowszechnione. Daje się ono zauważyć na naszym forum, gdzie wśród wypowiedzi małżonków znajdują się i takie, które takiej ewentualności (zapasowego wyjścia) z góry nie wykluczają. Chcąc zabezpieczyć tak po ludzku swoje "szczęście" nie widzą lub nie chcą widzieć jak wielką za to sami zapłacą cenę (konflikt sumienia, cierpienie) i jak bardzo przyczynią się do cierpienia innych małżonków, którzy zachęceni przykładem pójdą tą samą przeciwną woli Bożej drogą.

Kluczem do wyjścia z pułapki takiego myślenia jest zrozumienie, kim jest Bóg; uświadomienie sobie, że nasza przyszłość zależy całkowicie od Boga, od spełnienia Jego woli, a nie od losu czy drugiego człowieka. To jak odpowiemy na Bożą wolę, zależy tak naprawdę nasza wieczna przyszłość, czy będzie ona szczęśliwa czy nie. Są tylko dwie możliwości: albo nasze myśli, akty woli, decyzje będą dobre, bo zgodne z wolą Bożą (współpraca z Nim), albo będą złe, bo tej woli przeciwne (nastawione przeciwko Bogu). W przysiędze małżeńskiej nie ma żadnej klauzuli zwalniającej z obowiązku dotrzymania wierności, bez względu na czas czy okoliczności. W sakramentalnym akcie małżeńskim Bóg jednoznacznie objawia swoją wolę; chce by małżonkowie wytrwali w wierności na "dobre i złe" - niezależnie od zachowania się współmałżonka. W skrajnych sytuacjach dopuszcza Bóg separację (ale nie rozwód). To co pomaga człowiekowi postępować zgodnie z wolą Bożą, to oddanie Mu swojej wolności, i to najlepiej w całości w ponawianych nieustannie aktach zawierzenia. Taki piękny modlitewny akt zawierzenia siebie - swojego życia można znaleźć w dziale "Modlitwy o uzdrowienie małżeństwa" na stronie naszej wspólnoty trudnych małżonków: akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi". (3) Warto go codziennie odmawiać, podobnie jak modlitwę o uzdrowienie małżeństwa (4) czy modlitwę o dary Ducha św. (5).

Człowiek, który kocha Boga, oddaje Mu całe swoje życie, staje się przejrzysty, co oznacza, że wszystkie miejsca w sercu człowieka są oddane do Jego dyspozycji. Człowiek staje się w pełni dyspozycyjny, oddany Bogu. Liczy się tylko Jego wola i jej spełnianie, a to ze strony człowieka oznacza dobrą wolę przestrzegania wszystkich Jego przykazań. Nie ma miejsca wtedy na deklaratywne sprzeciwianie się woli Bożej, na świadomy bunt przeciwko Bogu, na planowanie grzechu. Jest przestrzeń, aby Boża łaska mogła w sposób nieograniczony działać - uzdrawiać serce i duszę. Przechodząc na grunt małżeństwa, wszystkie miejsca w sercu sakramentalnego małżonka, który w pełni oddał się Bogu - należą do Boga, a jak do Boga, to i do współmałżonka (bo łączy ich trójstronne przymierze). Tylko te trzy osoby (a właściwie pięć uwzględniwszy trzy osoby Boskie) są współwłaścicielami tego szczególnego miejsca, gdzie spotykają się trzy miłości - miłość Boga, męża i żony. I te trzy miłości mają w takim świętym sakramentalnym związku wyłączne prawo do siebie; żadna inna takiego wyjątkowego prawa nie ma. Każde naruszenie tego wyłącznego prawa sprzeciwia się woli Bożej. Jako osoby oddane Bogu mamy w każdej nawet najtrudniejszej sytuacji obowiązek (sami go sobie nałożyliśmy) wytrwać w wierności - razem lub w separacji - czerpiąc moc z sakramentu. Tego oczekuje od nas Bóg i w tej wierności chce nas nieustannie wspierać swoją łaską.

Ponosimy odpowiedzialność za swoje życie, za dokonywane wybory. Rozwód cywilny, zgoda na rozwód cywilny, dopuszczanie takiego rozwiązania jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego, jest sprzeczne z wolą Bożą - jest po prostu wielkim złem, szkodzącym nie tylko tym małżonkom co łamią przysięgę małżeńską, ale również innym małżeństwom poprzez zło zgorszenia. Wolą Bożą jest, by sakramentalni małżonkowie żyli w jedności razem ze sobą, a jedynie w skrajnych sytuacjach decydowali się na separację. Wymóg zachowania wierności jest niezależny od postępowania współmałżonka. (1), (6)

Droga do uzdrowienia małżeństwa wiedzie przez uzdrowienie najpierw swojej relacji z Bogiem. (7) Uzdrowienie to zgoda na powiedzenie Bogu "tak". To poprzez nasz opór, ociąganie się i mówienie "nie" ranimy samych siebie i przez to cierpimy. Bóg oczekuje od małżonków wiary w Jego moc i ufności w Jego słowa: "Otrzymacie wszystko o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie" (Mt 21, 22). Czy mając w sercu zgodę na rozwód, na zerwanie sakramentu można prosić Boga z taką wiarą, która uzdrawia?
Czy dopuszczanie myśli o rozwodzie nie blokuje drogi do uzdrowienia i nie dowodzi tego, że chcemy realizować swój plan na życie, który nie jest planem Bożym, a przez to pozostajemy niedostępni dla uzdrawiającej łaski - w rzeczywistości zamknięci na nią?


Źródła:
(1) Co mówi Katechizm Kościoła katolickiego o rozwodzie?
(2) W skrajnych sytuacjach: dlaczego separacja a nie rozwód?
(3) Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
(4) Modlitwa o uzdrowienie małżeństwa
(5) Modlitwa o dary Ducha św.
(6) Chrystusowy zakaz rozwodów
(7) Współpraca z Jezusem Chrystusem - Bogiem
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
"Przysięga małżeńska i jej konsekwencje" - ks. dr Marek Dziewiecki
www.sychar.org ::: www.skype.sychar.org ::: www.rws.sychar.org
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2007-03-19, 10:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Staż małżeński: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 338
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-08-31, 15:05   Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?

W związku z tym, że w poście Tyśki rozgorzała dyskusja na temat mojej osoby i poglądów jakie reprezentuję, które mocno kontestuje "opcja rozwodowa", dopuszczająca w swoich myślach możliwość rozwodu lub zgody na niego, postanowiłem przenieść ew. dalsze dyskusje nt. nierozerwalności małżeństwa w miejsce do tego przeznaczone.

Gwoli zreasumowania tego co zostało dotąd powiedziane, pokażę różnice w poglądach między mną a "opcją rozwodową". Różni nas zasadniczo jedna kwestia, to mianowicie czy sakrament małżeństwa jest nierozerwalny i bezwarunkowy, czy wprost przeciwnie tj., czy jego obowiązywalność zależy od czasu i okoliczności (np. uporczywej zdrady współmałżonka). Zajmuję stanowisko takie samo jak Kościół katolicki w kwestii nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego tzn. uznając Jezusa Chrystusa za swojego Pana, pełniąc Jego wolę, chcę pozostać wierny sakramentalnej przysiędze do końca życia, a przynajmniej dopóty, dopóki moja żona żyje. Konsekwencją tak rozumianego przeze mnie sakramentu jest to, że nie snuję rozważań, nie planuję i nie dopuszczam takich myśli, które z góry zakładałyby w przyszłości zmianę tego stanowiska np. pod wpływem nowych okoliczności. Nie robię tego, bo wiem, że tak kalkulując (planując zło czyli rozwód) obrażałbym Pana Boga i tak naprawdę znieważał Jego świętą wolę. Jezus Chrystus zakazał rozwodów i ten zakaz w Kościele katolickim obowiązuje. (1), (6) Kto czyta Katechizm, ten wie, że rozwód cywilny i zgoda na rozwód cywilny jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego.(1), (2) Posłuszeństwo Bogu wyraża naszą miłość do Niego i daje nam zbawienie:
"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia." (Jan 5, 24).

"Opcja rozwodowa" stoi na stanowisku, że rozwód cywilny nie narusza przysięgi małżeńskiej, nie obraża Boga, ale z drugiej strony dopuszcza w myśleniu o przyszłości różne pozasakramentalne rozwiązania. No, bo logicznie myśląc, po co jej przedstawiciele mieliby się rozwodzić, skoro istnieje dopuszczalna przez prawo Boże i prawo państwowe cywilne możliwość separacji, którą zasadniczo różni od rozwodu tylko to, że będąc w separacji nie można zawrzeć nowego niesakramentalnego związku. (2) Mówiąc, że nie wiadomo co życie przyniesie, niektórzy przedstawiciele tej opcji dopuszczają taką możliwość, że w ich planach życiowych czynionych na przyszłość, w ich sercach może się np. znaleźć miejsce dla kogoś innego niż sakramentalny mąż czy żona. I jakaś część serca jest już na tą przyszłą okoliczność - osobę z góry zarezerwowana. Co znaczy dla nich przysięga? To tak jakby nie przyznając się do prawdy chcieli dziś powiedzieć:
"W czasie ślubowania zawarłem Panie Boże z Tobą i współmałżonkiem umowę - święte przymierze, ale dziś nie mogę Tobie i współmałżonkowi zagwarantować, że będę tej przysiędze wierny. No bo, jeżeli współmałżonek złamał przysięgę, to i ja automatycznie czuje się z niej zwolniony i mogę sobie planować układanie życia z kimś poza małżeństwem, na wypadek, gdyby np. powrót męża marnotrawnego przeciągał się zbytnio w czasie, starość zaglądała złowieszczo w oczy, a na horyzoncie pojawił się ktoś interesujący...".
Niestety, takie utylitarne myślenie jest w dzisiejszych czasach bardzo rozpowszechnione. Daje się ono zauważyć na naszym forum, gdzie wśród wypowiedzi małżonków znajdują się i takie, które takiej ewentualności (zapasowego wyjścia) z góry nie wykluczają. Chcąc zabezpieczyć tak po ludzku swoje "szczęście" nie widzą lub nie chcą widzieć jak wielką za to sami zapłacą cenę (konflikt sumienia, cierpienie) i jak bardzo przyczynią się do cierpienia innych małżonków, którzy zachęceni przykładem pójdą tą samą przeciwną woli Bożej drogą.

Kluczem do wyjścia z pułapki takiego myślenia jest zrozumienie, kim jest Bóg; uświadomienie sobie, że nasza przyszłość zależy całkowicie od Boga, od spełnienia Jego woli, a nie od losu czy drugiego człowieka. To jak odpowiemy na Bożą wolę, zależy tak naprawdę nasza wieczna przyszłość, czy będzie ona szczęśliwa czy nie. Są tylko dwie możliwości: albo nasze myśli, akty woli, decyzje będą dobre, bo zgodne z wolą Bożą (współpraca z Nim), albo będą złe, bo tej woli przeciwne (nastawione przeciwko Bogu). W przysiędze małżeńskiej nie ma żadnej klauzuli zwalniającej z obowiązku dotrzymania wierności, bez względu na czas czy okoliczności. W sakramentalnym akcie małżeńskim Bóg jednoznacznie objawia swoją wolę; chce by małżonkowie wytrwali w wierności na "dobre i złe" - niezależnie od zachowania się współmałżonka. W skrajnych sytuacjach dopuszcza Bóg separację (ale nie rozwód). To co pomaga człowiekowi postępować zgodnie z wolą Bożą, to oddanie Mu swojej wolności, i to najlepiej w całości w ponawianych nieustannie aktach zawierzenia. Taki piękny modlitewny akt zawierzenia siebie - swojego życia można znaleźć w dziale "Modlitwy o uzdrowienie małżeństwa" na stronie naszej wspólnoty trudnych małżonków: akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi". (3) Warto go codziennie odmawiać, podobnie jak modlitwę o uzdrowienie małżeństwa (4) czy modlitwę o dary Ducha św. (5).

Człowiek, który kocha Boga, oddaje Mu całe swoje życie, staje się przejrzysty, co oznacza, że wszystkie miejsca w sercu człowieka są oddane do Jego dyspozycji. Człowiek staje się w pełni dyspozycyjny, oddany Bogu. Liczy się tylko Jego wola i jej spełnianie, a to ze strony człowieka oznacza dobrą wolę przestrzegania wszystkich Jego przykazań. Nie ma miejsca wtedy na deklaratywne sprzeciwianie się woli Bożej, na świadomy bunt przeciwko Bogu, na planowanie grzechu. Jest przestrzeń, aby Boża łaska mogła w sposób nieograniczony działać - uzdrawiać serce i duszę. Przechodząc na grunt małżeństwa, wszystkie miejsca w sercu sakramentalnego małżonka, który w pełni oddał się Bogu - należą do Boga, a jak do Boga, to i do współmałżonka (bo łączy ich trójstronne przymierze). Tylko te trzy osoby (a właściwie pięć uwzględniwszy trzy osoby Boskie) są współwłaścicielami tego szczególnego miejsca, gdzie spotykają się trzy miłości - miłość Boga, męża i żony. I te trzy miłości mają w takim świętym sakramentalnym związku wyłączne prawo do siebie; żadna inna takiego wyjątkowego prawa nie ma. Każde naruszenie tego wyłącznego prawa sprzeciwia się woli Bożej. Jako osoby oddane Bogu mamy w każdej nawet najtrudniejszej sytuacji obowiązek (sami go sobie nałożyliśmy) wytrwać w wierności - razem lub w separacji - czerpiąc moc z sakramentu. Tego oczekuje od nas Bóg i w tej wierności chce nas nieustannie wspierać swoją łaską.

Ponosimy odpowiedzialność za swoje życie, za dokonywane wybory. Rozwód cywilny, zgoda na rozwód cywilny, dopuszczanie takiego rozwiązania jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego, jest sprzeczne z wolą Bożą - jest po prostu wielkim złem, szkodzącym nie tylko tym małżonkom co łamią przysięgę małżeńską, ale również innym małżeństwom poprzez zło zgorszenia. Wolą Bożą jest, by sakramentalni małżonkowie żyli w jedności razem ze sobą, a jedynie w skrajnych sytuacjach decydowali się na separację. Wymóg zachowania wierności jest niezależny od postępowania współmałżonka. (1), (6)

Droga do uzdrowienia małżeństwa wiedzie przez uzdrowienie najpierw swojej relacji z Bogiem. (7) Uzdrowienie to zgoda na powiedzenie Bogu "tak". To poprzez nasz opór, ociąganie się i mówienie "nie" ranimy samych siebie i przez to cierpimy. Bogu potrzebna jest nasza wiara w Jego moc i ufność w Jego słowa: "Otrzymacie wszystko o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie" (Mt 21, 22). Czy mając w sercu zgodę na rozwód, na zerwanie sakramentu można prosić Boga z taką wiarą, która uzdrawia? Czy dopuszczanie myśli o rozwodzie nie blokuje drogi do uzdrowienia i nie dowodzi tego, że chcemy realizować swój plan na życie, który nie jest planem Bożym, a przez to pozostajemy niedostępni dla uzdrawiającej łaski - w rzeczywistości zamknięci na nią?


Źródła:
(1) Co mówi Katechizm Kościoła katolickiego o rozwodzie?
(2) W skrajnych sytuacjach: dlaczego separacja a nie rozwód?
(3) Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
(4) Modlitwa o uzdrowienie małżeństwa
(5) Modlitwa o dary Ducha św.
(6) Chrystusowy zakaz rozwodów
(7) Współpraca z Jezusem Chrystusem - Bogiem
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
"Przysięga małżeńska i jej konsekwencje" - ks. dr Marek Dziewiecki
www.sychar.org ::: www.skype.sychar.org ::: www.rws.sychar.org
 
 
     
Jola od labradora
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-06, 14:45   Zawierzenie

Przeczytałam tyle mocnych słów o wierności ślubowi. Zgadzam się z Tobą, ale nic a nic nie zmniejsza to poczucia bezsilności wobec zła, które mnie spotyka ze strony męża i wobec tak ciężkiej próby trwania w ufności i zawierzeniu. Chciałabym kiedys napisać, że moja wierność i upór 'wbrew nadziei" zwyciężyły. N razie bardzo, bardzo boli i... jeszcze wielu wokól mówi, jak długo jeszcze chcesz to znosić. On sie komletnie pogubił ...ten mój mąż. Jeżeli wierzę Bogu i ufam Mu, to On pomoże! Robię swoje...
Karolina
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-06, 22:24   

Nie czytałam całego tekstu, przyznaję - odpowiadam tylko do tego, co w tytule.
Małżenstwo - niby zawarte dobrowolnie, niby świadomie, niby sakrament. Dla mnie to nie było na niby, decyzja świadoma, po długim zastanowieniu, wierzyłam, że na całe życie.
Ale mój gad to wszystko przekształcił w kontrakt, który zerwał jednostronnie. Wyrzekł się nie tylko danego słowa, nie tylko sakramentalnej żony, ale i własnej córki. Zamienił ją na córkę tamtej kobiety, bez zastanowienia, bez żalu, bez skrupułów.
Obie dziewczyny są w podobnym wieku, to i zamiana przyszła mu łatwiej, nawet pewnie nie dostrzega różnicy.
Bardzo to przykre, bo własna córka była jego oczkiem w głowie, rozumieli się bez słów, potrafili spędzieć razem wiele czasu i zawsze mieli sobie coś do powiedzenia. A teraz, szkoda gadać. Fakt, że ona nie chce zaakceptować kochanicy tatusia, sprawił, że tatuś ją olewa, traktuje jak powietrze.
Więc już sama nie wiem, sakrament czy kontrakt. Gubię się i nawet nie potrafię oddać swojego żalu Bogu.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 06:58   

Elu, tak bardzo Cię rozumiem. Mój mąż też się wyrzekł córeczki, a ona jest taka malutka, ma dopiero 5 latek. Też było to jego oczko w głowie. Ale teraz ma co innego w głowie, a raczej kogo innego. Rozumiem, że można znienawidzić nas (jeśli można to rozumieć), ale własne dzieci? Trzeba chyba mieć kamień zamiast serca - jak mawia moje dziecko.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 11:16   

El jestem z Tobą,jestem w takiej samej sytuacji co ty,to znaczy bardziej mój syn,bo mój mąż również zamienił swojego własnego syna na obcego syna.
Tylko u mnie jest tak,że tamten ma ojca,który go zabiera dwa razy w tygodniu i mój mąż twierdzi uparcie,że on go nie wychowuje(chociaż zdaję sobie z tego sprawę,że jest to raczej nie możliwe,bo same przebywanie,obcowanie,o tym świadczy,czy nawet głupi posiłek),że tamten tylko jest,bo jest,nawet ostatnio powiedział o nim,ze jest głupi....
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 17:42   

Moj maz nie byl u corki od 5 lipca, nie dzwonil, aby spytac sie o nia,a gdy raz sie spotkalismy to nawet sie z nia nie przywital. Uwazam, ze tak normalny czlowiek sie nie zachowuje, mysle, ze musi byc chory. Coreczka wkrotce bedzie miala dwa latka i pewnie go zupelnie zapomni.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-31, 23:36   

"I, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci"
Kiedy jeszcze kilka tygodni temu rozmawiałem z żoną o kryzysie, który przechodzimy powołałem się na przysięgę małżeńską. Usłyszałem, że większość ludzi nie przywiązuje do tego znaczenia. Wydaje mi się, że żona nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego czym jest sakrament małżeństwa. Odeszła bo pragnęła wolności. "Pilot mig-a zwycięża gdy samotnie leci / w pisarstwie nie ma miejsca dla męża i dzieci / niepokalane było najświętsze poczęcie / małżeństwo dla pisarstwa jest to żył podcięcie...(dalej podobnie 20 wersów).
Myślę, że gdyby ludzie przywiązywali większą wagę do tego co kiedyś obiecali swoim bliskim, byłoby o wiele mniej dramatów. Dzieci nie przeżywały by rozterek typu - kogo wybrać? Nie byłoby porzuconych córek i synów, o których piszecie w poprzednich postach.
Bardzo bym chciał, by żona zrozumiała, że jej wolność kończy się tam gdzie niszczy życie swoich bliskich (i nie tylko, gdzie wyrządza krzywdę innym ludziom).
Pomimo tego co przeszedłem przez ostatnie miesiące. Pomimo tej goryczy, która jest we mnie codziennie powtarzam sobie: To nie ty odszedłeś, to nie ty przestałeś kochać, te krzywdy, które żona mnie wyrządziła, nie upoważniają mnie do odwetu. Ja ją dalej kocham, inaczej, jednak kocham. Dalej jest moją żoną. I nikt nie zwolnił mnie z przysięgi. Mogę jej ofiarować jedynie modlitwę. Westchnienie do Boga, bogatego w miłosierdzie „Jezu ufam Tobie”.
Ostatnio zmieniony przez wito 2006-12-29, 13:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-02, 15:47   

Wito, wolność tych, którzy odchodzą, zaczyna się właśnie tam, gdzie według nas powinna się kończyć. Krzywda też nie dla każdej ze stron znaczy to samo! Żona Ciebie skrzywdziła tak na krótkim dystansie, ale siebie - o wiele bardziej! Myślę, że im więcej czasu będzie mijało, tym lepiej to będzie rozumiała: straciła to samo, co Ty, a w dodatku "z własnej winy". No, ona nie uważa, że jest winna, gdy walczy o swoją wolność, ale przecież WIE, że powinna wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co się teraz z Wami dzieje. Moja znajoma, starsza kobieta po wylewie, dobry i prawy człowiek, zwierzyła mi się, że w młodości porzuciła męża i malutkie dzieci. Fakt, że była dla ślubnego nie żoną, ale niewolnicą zamykaną w komórce, wypuszczaną tylko do ciężkiej pracy w polu. Fakt, że miała do wyboru samobójstwo lub ucieczkę. Fakt, że rodzina męża nie pozwoliła jej zabrać dzieci. Fakt, że wsparcie i zachętę do ucieczki uzyskała od mężczyzny, z którym pracowała. Minęło prawie 60 lat od tamtej chwili, był w jej życiu kochanek, który zniknął po jakimś roku, gdy skończył się burzliwy romans, był mąż, który zmarł po kilkunastu latach trudnego małżeństwa. A ona nadal żyje z piętnem tego, co wydarzyło się wtedy, i każdą przeciwność losu traktuje jak karę za to, że opuściła rodzinę. Całe jej dojrzałe życie to jedna wielka pokuta, pomoc innym, troska o słabszych i biednych. Teraz, sparaliżowana od kilku lat, mówi, że nie może jeszcze umrzeć - za mało wycierpiała za swoje grzechy na tej ziemi. Czy się modli? Jak mówi, jest wierząca, ale nie chce się modlić. Matka Boska jest miłosierna, wyjednałaby mi odpuszczenie grzechów - mówi - a ja nie chcę, żeby mi je odpuszczono. Moja kara nie może się jeszcze skończyć.
Często wyrzuty sumienia rosną z czasem, poczucie winy nie daje spokoju.
Dlatego myślę, że "długi dystans' należy do Ciebie.
A ten wierszyk fee! czyste grafomaństwo
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-02, 18:05   

Micszpak dziękuję za odpowiedź. Staż małżeński mamy podobny więc rozumiemy się doskonale.
Moja żona jest nietuzinkową osobą. Bardzo zdolna i pracowita. Do wszystkiego doszła w czasie trwania małżeństwa. I to właśnie boli najbardziej. W każdym z jej osiągnięć są krople mojego potu. Pamiętam jak pisała doktorat, przepisywałem go na komputerze nieraz do 5 rano, by o 8 być w pracy. Wiaderko kawy i druga noc to samo. Teraz też nie mogę spać. Powód jest jednak zgoła inny. Ten wierszyk, myślę, że biła tak by bolało. Całe wakacje to jeden wielki koszmar. Żona robiła wszystko, aby mnie sprowokować do agresji. Na wyzwiskach się nie kończyło. Nie uderzyłem, nie wyzywałem. Mimo wszystko nie udało się mi jej zatrzymać. Zabrała córkę i odeszła do mamy. Córka jest już dzisiaj ze mną do poniedziałku. Ten stan rzeczy mnie zadowala w zupełności. Nie robię nic niech tak zostanie.

Z Twojego postu wynika, że żona do mnie wróci. Wątpię. Czekam, ale wątpię. Ma wsparcie w matce, która oznajmiła mi „Żyj i pozwól żyć innym”, (sama, żyje z teściem jak pies z kotem) w koleżankach, które uważają, że to nie ma znaczenia, że jestem dobrym mężem „Czasem kocha się złoczyńców, a tobie pozostaną piękne wspomnienia z 20 lat przeżytych ze wspaniałą kobietą”. Tak, to jest wspaniała kobieta, tylko się pogubiła. Szuka wsparcia tam gdzie jej będą bić brawo „bo taka mądra”. Rzuciła się w wir pracy by zabić w sobie poczucie winy. Od 2 lat pracuje w prawie każdy weekend. Zerwała kontakty ze znajomymi, którzy są po stronie rodziny. Twierdzi, że rozmawiała z kapłanem, który oznajmił jej, że teraz powinna ratować przede wszystkim siebie. Nonsens jakiś.
Córa mi pomaga i jakoś sobie radzimy. JEST MI JEJ TYLKO POTWORNIE BRAK. I ta świadomość, że nie potrafiłem jej zatrzymać, że być może nie zrobiłem wszystkiego tak jak trzeba było. I strach „czy dam radę wytrwać w miłości”. I pragnienie by Bóg dał mi siłę by jej przebaczyć.
Jeżeli Bóg da mi tę łaskę, to nasze małżeństwo będzie trwało w moim sercu.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-08, 12:41   

wito napisał/a:
Jeżeli Bóg da mi tę łaskę, to nasze małżeństwo będzie trwało w moim sercu.

Moja koleżanka jest w nieformalnej separacji z mężem 9 lat (mieszkają w innych miastach).
Na wakacjach ub.roku zaczęła spotykać się z mężczyzną po rozwodzie.
Nie wiem co dalej u niej... nie próbuję pytać i rozmawiać, a tym bardziej oceniać... powiedziałam
tylko, żeby pamiętała o Bogu i przykazaniach...
Ona uważa, że to Pan Bóg zesłał jej tego człowieka...
 
     
Annia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-22, 15:15   

Mój Mąż równiez twierdzi, ze to Pan Bóg zesłał mu 20 -letnią panienkę z która się teraz spotyka. A jego dał mi po to by mnie dotknąć (ukarać), choć gdy był ze mną twierdził, że po to by błogosławić. Dziś zawierza Bogu zwiazek z inną kobietą zapominając że przed tym Bogiem nie tak dawno oboje składaliśmy sobie przysięgę. Dziś już nie zawierza Bogu naszego małżeństwa :(
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-22, 15:57   

Elzbieto - jestem juz po pierwszej rozprawie rozwodowej. Nie potrzebuję rozwodu, nie chcę go wręcz. Ale co moge zdziałać?
Tylko tyle na ile wystarczy mojego samozaparcia i sił.
Tak na dzień dzisiejszy przyjąłem postanowienie trwania naszego związku mimo faktycznego jego rozpadu. Trwania właśnie w moim sercu. I pragnę by tak było zawsze.
Ale właśnie jak słusznie zauważyłaś - to moze być tylko pragnienie. Nie wiem co mnie czeka za 9 lat. Pewnikiem dziadkiem bedę.
A czy będę na tyle silny by wytrwać w miłosci i postanowieniu "że Cię nie opuszczę aż do śmierci"? Nie wiem. Bardzo chcę.
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-23, 08:59   

No właśnie jak długo potrafimy wytrwać w tym że "cię nie opuszczę" skoro to druga strona decyduje się na odejście i na brak jakichkolwiek chęci do wspólnego życia?
Czy ludzie po rozwodzie aby żyć z Bogiem muszą trwać w samotni straconego małżeństwa?
A może to jednak tak jest że jest nam zabrana osoba kochana po to aby drugą pokochać dojrzalej?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9