Sakrament małżeństwa - Do trzech małżeństw sztuka ?
Anonymous - 2013-09-20, 07:35
abcd napisał/a: | istotną zasadą na Sycharze jest brak zgody na rozwód?
Przecież to tylko "bezbożny sąd"...
|
Tym bardziej niezgoda powinna być. Wszystko się zgadza.
Anonymous - 2013-09-20, 09:04
mare1966 napisał/a: |
abcd ,
czy nie za dużo tej "WOLI BOGA" ?
Rozpada się małżeństwo - wola Boga .
Scala - wola Boga .
To co my marionetkami jesteśmy ???
To gdzie ta nasza wolna wola , o którą sam tak walczysz ?
Mare no zupełnie nie rozumiesz i dlatego zapewne nie przyjmujesz znaczenia wolnej woli.
Choćby dlatego ze dla ciebie małżeństwo stoi na statusie OBOWIĄZKU i w twoim pojęciu
ma być jak było i koniec bo tak twierdzi Mare, bez względu na to co czuje i twierdzi druga strona bo to dla Mare się zupełnie nie liczy.
Bóg Mare zanim spojrzy i rozpatrzy obowiązek przysięgi współmałżonków przed nim na pierwszym miejscu stawia właśnie to wolna wole ludzką.
Na niej opiera się wsio-choćby to czy z wolnej woli wierzysz w niego czy nie.
Dlatego szanując wole człowieka ,kieruje się własna wola nie ingerując na siłe .
A przecież może -bo jest WSZECHMOCNY
czemu tego nie robi???
zastanawiałeś się kiedyś???
dlaczego nie zmusi zony Mare, mojej -czy innych współmałżonków do bezwarunkowego powrotu.
To tylko ludzie cudują na wszelkie sposoby i tworzą własne obrazy świata choćby wówczas
gdy dwoje chce być znów razem i naprawiają cos co uległo zatraceniu.
Ogłaszając to cudem-zresztą sychar pełen takich cudów(domniemanych).
A ja uważam że ludzie ci sa znów razem bo właśnie była ich taka wola
----------------------------------------------------------------------------------------
Filemeno ,
no właśnie
trudno zostać księdzem czy zakonnicą pod wpływem
chwilowych fascynacji , emocji .
Takim kandydatom się dziękuje , albo sami dziękują . |
Nie masz Mare racji czym innym jest czas w Seminarium do święceń i dobrowolna rezygnacja.
I czym innym jest już wieloletnie duszpasterstwo i rezygnacja z tego(znam wiele takich przypadków).
Czy ludzie ci ida na stos???
bo zrezygnowali z powołania-nie Mare
Tak samo skoro porównujesz oba sakramenty spójrz na to równoznacznie.
Warunkami sakramentu małżeństwa są:
miłośc-obojga wzajemnie ,nie ma nigdzie mowy o jednostronnym uwielbieniu
wiernośc-oprócz tej fizycznej, duchowa i emocjonalna- co zatem gdy jedno jest duchem poza małżeństwem.
i że nie opuszczę az do śmierci-tu nie chodzi Mare o to że będziesz się trzymać framugi by tylko zona nie wyrzuciła za dzrwi.
Jedynie chodzi o ta cześc duchowa
Bo dwoje w sakramencie to jednośc-a gdy jedno opuściło ta jednośc to juz brak jedności
Smierc oznaca także śmierc duchowa.
I co dalej jak myślisz jak wygląda taki obraz małżeństwach w oczach Boga
prawidłowy???
gdzie brak miłości,gdzie brak jedności,gdzie cos umarło.
abcd własnie pisze :
nawrócenie sie -może tylko o to chodziło,o nawrócenie,o zrozumienie,o wnioski
Bóg dopuszcza przeciez śmierć -mówimy często taka była jego wola.
To czy może uznac śmierc małżeństwa???
mysle że tak.
I teraz albo człek to pojmuje i tak weryfikuje własne zycie by pod wpływem wniosków i konsenkwencji diametralnie zmienić je
,albo nie pojmuje i przykładowo łączy się chocby w "grupy" mówiące i myślące identycznie (oczywiście narzucając własne pojęcie na ten temat).
A to nie jest trudne szczególnie gdy trafiają do grupy ludzie poranieni.
--------------------------------------------------------------------------------
Filomeno tak...
konsenkwencje sa dla każdego w rodzinie.
Ponosi je kazdy ze współmałżonków, ponosza je dzieci.
Czasem ponosi i reszta rodziny.
Wląsnie dlatego do konsenkwencji(wspólnych) dobrowadzaja razem wspólmałzonkowie-onni wspólnie odpowiadają bezpośrednio lub pośrednio za rozpad.
I aby połaczyc się znów we wspólnotę muszą -nie inaczej jak każde z osobna podjąc ta decyzje.
Miłośc ma sens jak jest dobrowolna-a nie taka z musu ograniczana łańcuchami.
Jest takie powiedzenie.....
Polak mądry po szkodzie
....i akurat uważam że na sycharze jest mnóstwo na to przykładów.
A sławetny dział świadectw to nic innego jak dowód na to że:
znów sa razem ci-
którzy naprawdę ze szczergo serca tego chcieli.
Anonymous - 2013-09-20, 09:50
miodzio63 napisał/a: |
i że nie opuszczę az do śmierci-tu nie chodzi Mare o to że będziesz się trzymać framugi by tylko zona nie wyrzuciła za dzrwi.
Jedynie chodzi o ta cześc duchowa
Bo dwoje w sakramencie to jednośc-a gdy jedno opuściło ta jednośc to juz brak jedności
Smierc oznaca także śmierc duchowa.
I co dalej jak myślisz jak wygląda taki obraz małżeństwach w oczach Boga
prawidłowy???
gdzie brak miłości,gdzie brak jedności,gdzie cos umarło.
abcd własnie pisze :
nawrócenie sie -może tylko o to chodziło,o nawrócenie,o zrozumienie,o wnioski
Bóg dopuszcza przeciez śmierć -mówimy często taka była jego wola.
To czy może uznac śmierc małżeństwa???
mysle że tak.
I teraz albo człek to pojmuje i tak weryfikuje własne zycie by pod wpływem wniosków i konsenkwencji diametralnie zmienić je
,albo nie pojmuje i przykładowo łączy się chocby w "grupy" mówiące i myślące identycznie (oczywiście narzucając własne pojęcie na ten temat).
A to nie jest trudne szczególnie gdy trafiają do grupy ludzie poranieni.[/i]
--------------------------------------------------------------------------------
|
Myślę jednak, że w przysiędze chodzi o śmierć fizyczną, nie duchową. Tego typu rozumowanie stanowiłoby furtkę dla legalnych rozstań małżeństw w Kościele. Łatwo powiedzieć - miłość umarła, małżeństwo umarło. A odcienie miłości się zmieniają. Czy każdy jest w stanie przyjąć, że zanik namiętności nie oznacza śmierci miłości? Tak samo, jak powrót małżonków do pasji i zainteresowań sprzed okresu zakochania tego nie oznacza. Tym niemniej często takie odczucia są przyczyną decyzji o odejściu. Inna rzecz, że niestety ludzie odchodzą najczęściej do innych ludzi. Mamy to usankcjonować śmiercią miłości? To po co w ogóle rozwazać nierozerwalność sakramentu? Takie odejścia są oczywiście poprzedzone wyprowadzką duchową i emocjonalną ze związku, ale skoro były tego oznaki, to dlaczego odchodzący nie rozmawiał o tym. Nieważne, czy w sakramentalnym, czy w cywilnym związku - da się uratować małżeństwo, jeżeli jest dobra wola obu stron.
Ja mogę pisać tylko o swoim przypadku, bo znam go od podszewki - tu dobrej woli nie było. Czy mam uznać, że zawiniłam i ponoszę konsekwencje? Jak piszesz konsekwencje ponoszą wszyscy - ale najbardziej ja, moje dziecko i moi rodzice. Potem jego rodzice i on na samym końcu. W zasadzie jeszcze właściwie on żadnych nie poniósł.
Nie piłam, nie biłam, nie paliłam, nie zdradzałam, dużo pracowałam, chciałam od niego zaangażowania w sprawy domowe, czasem fuknęłam, czasem wyraziłam żal, że nie czuję się w domu jego i teściów jak u siebie, w nerwach, trzy razy na okres całego małżeństwa powiedziałam faktycznie rzeczy, których według mnie nie powinnam powiedzieć, wbrew temu, co on sądzi, nie robiłam z siebie księżniczki, pracowałam całą ciążę, sama odwiedzałam lekarzy, on raz z wyrzutem poszedł ze mną do poradni zaburzeń metabolizmu, nie zbrzydłam, nie utyłam, po urlopie macierzyńskim od razu wróciłam do pracy, żeby nadal dom utrzymywać, aż doszło do wytworzenia u mnie zespołu przewlekłego zmęczenia, podobno za mały temperament miałam, chociaż to on mnie odrzucał na dłuższe okresy, więc gdzie tu Polak mądry po szkodzie? Chyba, że szkodą było w ogóle zawarcie z nim małżeństwa...
Anonymous - 2013-09-20, 10:40
Filomena napisał/a: | Czy mam uznać, że zawiniłam i ponoszę konsekwencje? |
Co innego wina, a co innego konsekwencje.
Każdy z nas ponosi konsekwencje własnych działań, a także działań innych ludzi, w tym małżonka. Czy te działania, które mają na nas wpływ są zawinione czy nie, to znaczy czy przypisujemy im pozytywną czy negatywną ocenę moralną to jest zupełnie inna rzecz.
Chodzi o to, by uznać, że po prostu ponosi się konsekwencje, bo nie jesteśmy samotnymi wyspami, bogami, którzy decydują o wszystkim we własnym życiu.
Okazuje się, że inna osoba może zdecydować o naszym położeniu - myśmy chcieli małżeństwa, a to drugie zechciało zrezygnować z małżeństwa.
Czy tak konieczne jest poszukiwanie "winnego", by spostrzec rzeczywistość?
Anonymous - 2013-09-20, 11:44
Może mój brak zgody na te konsekwencje wynika z tego, że w ustach męża konsekwencje = wina.
Widzę rzeczywistość, natomiast nadal chciałabym ocalenia małżeństwa i budowania go na skale przeze mnie i przez niego. Jednostronnie natomiast chcąc bardzo, zapewne w dziale świadectw nie zagoszczę.
Anonymous - 2013-09-20, 12:09
Filomena napisał/a: |
Myślę jednak, że w przysiędze chodzi o śmierć fizyczną, nie duchową. Tego typu rozumowanie stanowiłoby furtkę dla legalnych rozstań małżeństw w Kościele. Łatwo powiedzieć - miłość umarła, małżeństwo umarło.... |
Filomeno o jaka furtke chodzi???
Unieważnienie małżeństwa sakramentalnego jak wchodzi w gre to zajmuje się tyko podstawami badającymi czy małżeństwo zawarte było zgodnie z kk.
Jednym słowem pisał już to Mare -czas przed zawarciem sakramentu, ewentualnie zatajenie ważnych spraw rzutujących na dalsze prawidłowe funkcjonowanie związku.
A czym innym jest to co rzutowało na prawidłowość związku.
Co do przysięgi na stronach katolickich jest naprawdę bardzo wiele opracowań i tłumaczeń na prosty język tej kwestii
tu choćby jedna z nich..
Po rozłożeniu na poszczególne człony możemy poddać ja wspomnianej analizie: "Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - fragment ten zawiera w sobie głębokie pragnienie bliskości, współobecności wybranego świadomie współmałżonka wyraźnie ukierunkowane na tę właśnie osobę. Chociaż tutaj jednak o coś więcej niż o prostą obecność. Mamy być ze sobą na dobre i na złe. Nie powinniśmy poddawać małżeństwa ciężkiej próbie dłuższej rozłąki w imię jakiegoś dobra, np. w celach zarobkowych, tak niestety ostatnio rozpowszechnionej. Jest to szczególnie ważne dla małżeństw z niedługim stażem. Tylko bowiem przebywając ze sobą mogą oni budować swoją wspólnotę, uczyć się wzajemnie komunikacji, poznawać siebie i umacniać powstałe już pozytywne relacje.
Rzecz w tym więc, by być blisko we wszystkich sprawach wielkich i małych każdego dnia; być niejako "pod ręką" w razie gdyby nasza obecność była oczekiwana, pożądana lub wręcz potrzebna współmałżonkowi w danym momencie. Nie opuszczać, być blisko to również dbać o rozwijanie poczucia wzajemnej bliskości i zaufania. Jest to szczególnie cenne zwłaszcza wobec najbardziej dosłownej bliskości wyrażonej w małżeńskim akcie zespolenia seksualnego, który dla innej harmonii wymaga bliskości uczuciowej aż do granicy zatracenia się w sobie. Być blisko siebie nie zawsze jednak oznacza być sobie bliskim. Wiemy bowiem jak pomimo fizycznej obecności można coraz bardziej się od siebie oddalać ...
Skoro jest dany wzór, skoro są pewne kryteria do spełnienia-to jednoznacznie można stwierdzić :
Coś co nie winno się rozpaść -rozpadło się
a jak wiadomo nic nie dzieje się bez powodów.
I teraz :
stanowisko kościoła względem sakramentu jest JEDNOZNACZNE
sakrament małżeństwa jeżeli był zawarty prawidłowo przed Bogiem jest dożywotni.
Lecz w sytuacji gdy dwoje współmałżonków nie widzi możliwości życia już razem, na skutek własnych przemyśleń (patrz wolnej woli) -żyje każde z osobna.
A reszta pozostaje (czyli? czy znów się zjednoczą) w ich decyzji dobrowolnej woli i woli samego Boga.
To proste !!!!
małżeństwo nie spełnia tego co winno spełniać właściwie małżeństwo sakramentalne
jest konkretna odpowiedz
ŻYJCIE SAMI I ODDZIELNIE.
Nigdzie a to nigdzie nie wyczytałem że:
powrót to mus....... powrót do siebie to obowiązek.
I zgadzam się z abcd
skoro nie przyjmuje do wiadomości faktu ze najzwyczajniej w świecie ktoś odszedł, zrezygnował, zniechęcił się
nawet gdy to w pojęciu jest grzechem.
To mam problem(ze sobą)
Na co i komu te udowodnianie ze sakrament jest nierozerwalny???
Bóg wie że jest nierozerwalny.. kościół wie ze jest nierozerwalny, zazwyczaj i współmałżonkowie tez o tym wiedza.
Kogo o tym przekonuje???
wypisując hasła....fragmenty mszy...wypowiedzi.. kazań
czy przypadkiem nie siebie????
a dlaczego siebie???
bo wobec wiedzy o nierozerwalności stałem się bezsilny- bo mimo mego veto jest to wciąż rozerwane.
Powstają zatem w psychice sprzeczności !!!!
Nie zajmuje się pomocą dla ludzi jakich dotknęło coś zwanym nierozerwalnym ale już stało sie rozerwalnym -jeno gruntuje ich w przekonaniu że nie ma prawa być to rozerwalne.
Ale tak naprawdę nie potrafię wytłumaczyć dlaczego nierozerwalne na zewnątrz coraz częściej jest widoczne jako rozerwalne.
Co robię???
szukam przyczyn to tu....(sądy biskupie) to tam...(wiara i niesakramentalni )...gdzie indziej(różne wypowiedzi księży)...jeszcze dalej( działy zakazane innej myśli niż moja).
Brak w tym sensu -a przecież wszystko by przypodobać się Bogu.
Ale czy na pewno podobam się w tym co robię Bogu???
nieraz przychodzi czas zadać sobie to pytanie
I sumując wszystko:
Gdy ja wierze że związek sakramentaly jest NIEROZERWALNY a z pewnych powodów
chwilowo takowy nie jest.
To ufając Bogu żyje sam -składając pełne własne moje zaufanie na wole i opatrzność Boga
że tak jest faktycznie,nie miewam leków spowodowanych sadami biskupimi, niesakramentalnymi- ponieważ wiem i ufam.
A skoro miewam lęki i strach przed czynnikami zewnętrznymi to jak to wkoncu wygląda??
wierze??? czy nie wierzę???
Anonymous - 2013-09-20, 12:17
Miodzio ,
zgadzamy się jedynie w jednej kwestii :
ludzkiego działania nie uznaję za cud ( w sensie interwencji Boga ) .
Słowo "cud" jest naduzywane .
__________________________________________________________________________
Miodzio ,
Twój wywód podważa sens
już samej przysięgi małżeńskiej .
Przyjąłeś bowiem miłość jako UCZUCIE
Cytat: | bez względu na to co czuje i twierdzi druga strona |
Cytat: | Warunkami sakramentu małżeństwa są:
miłośc-obojga wzajemnie ,nie ma nigdzie mowy o jednostronnym uwielbieniu
wiernośc-oprócz tej fizycznej, duchowa i emocjonalna- co zatem gdy jedno jest duchem poza małżeństwem.
i że nie opuszczę az do śmierci-tu nie chodzi Mare o to że będziesz się trzymać framugi by tylko zona nie wyrzuciła za dzrwi.
Jedynie chodzi o ta cześc duchowa
Bo dwoje w sakramencie to jednośc-a gdy jedno opuściło ta jednośc to juz brak jedności
Smierc oznaca także śmierc duchowa.
I co dalej jak myślisz jak wygląda taki obraz małżeństwach w oczach Boga
prawidłowy???
gdzie brak miłości,gdzie brak jedności,gdzie cos umarło. |
Cytat: | Miłośc ma sens jak jest dobrowolna-a nie taka z musu ograniczana łańcuchami. |
Miodzio , to ja jednego nie rozumiem ?
Sam piszesz , że jedno nie tworzy małżeństwa .
Skoro nie masz z żoną tej wspólnoty fizycznej ,emocjonalnej i duchowej ,
to jaki sens tego jednostronnego trwania ?
Skoro coś umarło ?
Większość małżeństw przeżywa większe lub mniejsze trudności
i to wielokrotnie w ciągu swego trwania .
Jaki to ma sens ?
Uczucie wygasło , coś sie wypaliło , zakochałem się w innej
- trzeba się rozstać , nie żyć w martwym związku .
Ponoć przeciętnie człowiek zakochuje się 4 razy w swoim życiu .
"Wolna miłość" i "wolne związki" - w takim układzie jedynie to ma sens .
Będziemy szczęśliwi - to i dzieci będą szczęśliwe - to i Bóg będzie szczęśliwy .
Proste .
Cytat: | Smierc oznaca także śmierc duchowa. |
I nie opuszczę cię aż do śmierci .........
znaczy aż się coś nie wypali , wygaśnie , nie zakocham się w innej , nie znudzisz mi się .
To rewolucyjne podejście Miodzio .
Protestanci nie uznają sakramentu małżeństwa .
Ta dyskusja trwa 2000 lat .
OBOWIĄZEK .
Małżeństwo zawsze było też pewną UMOWĄ cywilno- prawną ,
nie zapominaj o tym , wiązało .
Jak weźmiesz kredyt to liczy się twój podpis i musisz spłacać .
Nikt nie weźmie poważnie zmiany twojej "wolnej woli" , bo ci się właśnie odwidziało spłacać .
KONSEKWENCJE .
A dlaczego to nie "odchodzący " ponosi konsekwencje swojego czynu ?
Ślubowałem ......... to teraz muszę ślubowania dotrzymać .
Takie są KONSEKWENCJE ślubowania .
========================================================
abcd napisał :
Cytat: | Co innego wina, a co innego konsekwencje. SKUTKI
Każdy z nas ponosi konsekwencje własnych działań, a także SKUTKI działań innych ludzi, w tym małżonka. |
Abcd - mylisz KONSEKWENCJE ze SKUTKAMI .
Cytat: | Czy tak konieczne jest poszukiwanie "winnego", by spostrzec rzeczywistość? |
Wolę określenie PRAWDA jak rzeczywistość .
Owszem , choć również "winnego" w samym sobie .
Po wojnie Europa leżała w gruzach - nietrudno było spostrzec tą rzeczywistość .
Czy tak konieczne było poszukiwanie "winnego" ?
_____________________________________________________________________
Filomena napisała :
Cytat: | Chyba, że szkodą było w ogóle zawarcie z nim małżeństwa... |
......... albo w ogóle z KIMKOLWIEK
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Miodzio :
Cytat: | Chociaż tutaj jednak o coś więcej niż o prostą obecność. Mamy być ze sobą na dobre i na złe. Nie powinniśmy poddawać małżeństwa ciężkiej próbie dłuższej rozłąki w imię jakiegoś dobra, np. w celach zarobkowych, tak niestety ostatnio rozpowszechnionej. Jest to szczególnie ważne dla małżeństw z niedługim stażem. Tylko bowiem przebywając ze sobą mogą oni budować swoją wspólnotę, uczyć się wzajemnie komunikacji, poznawać siebie i umacniać powstałe już pozytywne relacje. |
Miodzio ,
gdzie tu widzisz ZEZWOLENIE na odejście ?
......... jak byk stoi : NA DOBRE I NA ZŁE
Na odległość tą relację będziesz budował , kumunikował i poznawał ?
Kto chce iść za mną niech się zaprze samego siebie ,
kto chce zachować życie - straci .
________________________________________________
Cytat: | Lecz w sytuacji gdy dwoje współmałżonków nie widzi możliwości życia już razem, na skutek własnych przemyśleń (patrz wolnej woli) -żyje każde z osobna.
A reszta pozostaje (czyli? czy znów się zjednoczą) w ich decyzji dobrowolnej woli i woli samego Boga. |
Raz - fałszywie napisałeś DWOJE ( na Sycharze chyba nie ma takich osób )
Bo jak dwoje - to w czym problem ?
Dwa - nie widzi , nie znaczy że nie ma tej możliwości , znaczy tylko że KTOŚ
nie widzi , a właściwie NIE CHCE .
Trzy - "własnych przemyśleń" ( patrz wolnej woli )
Prywatna religia się robi .
RESZTA ? - znaczy co pozostaje ?
Sakrament - dla samego Pana Boga , bo żyje każde z osobna .
Gdzie tu jakakolwiek namiastka nawet jedności ?
Anonymous - 2013-09-20, 12:39
mare1966 napisał/a: | Przyjąłeś bowiem miłość jako UCZUCIE |
Nie Mare to raczej ty zamknięty jesteś na uczucie drugiej strony broniąc własnych interesów.
Wzór małżeństwa jaki preferujesz na tym forum to FEUDALIZM
w czystej postaci.
twoje pojęcie
MUS..OBOWIAZEK...PODPISANE-ZATWIERDZONE
mare1966 napisał/a: | Skoro nie masz z żoną tej wspólnoty fizycznej ,emocjonalnej i duchowej ,
to jaki sens tego jednostronnego trwania ?
Skoro coś umarło ? |
To chyba proste co???
Skoro bronisz Mare czegoś -to winieneś to wiedzieć czego bronisz!!!
A do czego obliguje cię sakrament???
Wiedząc to ja ze swojej strony pozostaje temu wierny.
Powtarzam JA-bo za swoja druga część odpowiada współmałżonek.
Natomiast we wszystkich twoich postach czytam tylko jedno
ZA WSZYSTKO ODPOWIADA MARE -ON DECYDUJE ZA SIEBIE I ZA ZONĘ.
Mare a zona to jest już
Ubezwłasnowolniona???
OBOWIĄZEK .
Małżeństwo zawsze było też pewną UMOWĄ cywilno- prawną ,
nie zapominaj o tym , wiązało .
Jak weźmiesz kredyt to liczy się twój podpis i musisz spłacać .
Nikt nie weźmie poważnie zmiany twojej "wolnej woli" , bo ci się właśnie odwidziało spłacać .
I to jest właśnie twój problem Mare
nie uznajesz wolności człowieka
-człowiek (patrz zona)
to twoja własność.
A skoro własność -zatem nie ma prawa podejmować decyzji wbrew Mare.
KONSEKWENCJE .
A dlaczego to nie "odchodzący " ponosi konsekwencje swojego czynu ?
Ślubowałem ......... to teraz muszę ślubowania dotrzymać .
Takie są KONSEKWENCJE ślubowania .
Mysle że mylisz konsenkwencje w twoim wydaniu jako obowiązek.
Jeżeli konsenkwencje jawia ci się jako obowiązek
może i dlatego masz problem prywatnie z przyjęciem własnych życiowych konsenkwencjii
[ Dodano: 2013-09-20, 12:45 ]
Kto chce iść za mną niech się zaprze samego siebie ,
kto chce zachować życie - straci .
Pisząc nawet to -mam wrazenie że nie wiesz po co to wstawiasz???
widzisz: skoro chcesz iść za Bogiem -to czasami zaprzyj się i swojemu JA....
a to Ja może oznaczać własne pragnienia
a pragnieniem może być to ze chcesz by żona zweryfikowała swoją postawe.
Zatem Mare zaprzyj się włąsnym pragnieniom i z wiedza na "NIE"
idz za Bogiem
Anonymous - 2013-09-20, 13:56
Miodzio ,
nie lansuj się na obrońcę uciśnionych .
A z drugiej strony mare , Pan feudalny .
Wygodne .
Ty uczuciowy , mare "be" .
A jak żona się zakocha i znajdzie swoje prawdziwe szczęście .
Powinieneś być z tego faktu szczęsliwy skoro prawdziwie ją kochasz .
......... bo przecież Ty jesteś otwarty na uczucie drugiej strony
Widzisz - dochodzimy do absurdu ,
że najlepiej sam powinieneś szukać dla niej "lepszego męża" ,
a sam oczywiście dotrzymywać wierności sakramentowi .
Tylko co Bogu z Twojej wierności ?
_____________________________________________________________
Cytat: | Natomiast we wszystkich twoich postach czytam tylko jedno
ZA WSZYSTKO ODPOWIADA MARE -ON DECYDUJE ZA SIEBIE I ZA ZONĘ. |
Miodzio ,
zastanawiałeś się dlaczego Bóg
pytał Adama a nie Ewę ?
Cytat: | A skoro własność -zatem nie ma prawa podejmować decyzji wbrew Mare. |
Dlaczego za decyzję Ewy , odpowiadał Adam ?
_________________________________________________________________
ponawiam , bo nie ustosunkowałeś się do tego :
Miodzio : Cytat:
Chociaż tutaj jednak o coś więcej niż o prostą obecność. Mamy być ze sobą na dobre i na złe. Nie powinniśmy poddawać małżeństwa ciężkiej próbie dłuższej rozłąki w imię jakiegoś dobra, np. w celach zarobkowych, tak niestety ostatnio rozpowszechnionej. Jest to szczególnie ważne dla małżeństw z niedługim stażem. Tylko bowiem przebywając ze sobą mogą oni budować swoją wspólnotę, uczyć się wzajemnie komunikacji, poznawać siebie i umacniać powstałe już pozytywne relacje.
Miodzio ,
gdzie tu widzisz ZEZWOLENIE na odejście ?
......... jak byk stoi : NA DOBRE I NA ZŁE
Na odległość tą relację będziesz budował , kumunikował i poznawał ?
Mam rozumieć : NA DOBRE - żyjemy razem
NA ZŁE - żyjemy osobno ?
No chyba , że "być" zakładasz - duchowo ?
______________________________________________________
Miodzio ,
odpowiedz na to o co wciąż się dopytuję ( i Filomena ) .
===========================================
Anonymous - 2013-09-20, 14:15
mare1966 napisał/a: |
A odpowiedź jest banalnie prosta .
Do stwierdzenie nieważności sąd biskupi rozważa okres do ślubu włącznie .
Sąd cywilny interesuje zaś tzw. rozpad małżeństwa i ewentualnie - wina na ten rozpad .
Oczywiście można sobie wyobrazić np, jakiś przypadek kryminalny ,
porwania , szantażu i ślubu pod przymusem ,
albo np. istnienia choroby psychicznej itp.
I tu materiały i sam wyrok sądu cywilnego może pomóc sądowi biskupiemu .
Z reguły jednak materia obu sądów jest inna .
Myślę , że to stąd to uogólnienie. |
Mare, całkowicie się z Tobą zgadzam, dlatego skasowałam swoje uogólnienie, bo może być i zapewne było - krzywdzące w ocenie !!
Anonymous - 2013-09-20, 16:50
mare1966 napisał/a: | Miodzio ,
nie lansuj się na obrońcę uciśnionych .
A z drugiej strony mare , Pan feudalny .
Wygodne .
Ty uczuciowy , mare "be" .
A jak żona się zakocha i znajdzie swoje prawdziwe szczęście .
Powinieneś być z tego faktu szczęsliwy skoro prawdziwie ją kochasz .
......... bo przecież Ty jesteś otwarty na uczucie drugiej strony
Widzisz - dochodzimy do absurdu ,
że najlepiej sam powinieneś szukać dla niej "lepszego męża" ,
a sam oczywiście dotrzymywać wierności sakramentowi .
Tylko co Bogu z Twojej wierności ?
Widzisz Mare jak włazi ci się na odcisk odrazy walisz z grubej rury
ale skoro widisz w tym sens -to ok
Nie Mare nie mam zamiaru szukac żonie nowego partnera -a tym bardziej męża.
Jedynie widocznie mam większa świadomośc od twojej że jak zechce to zrobic to i tak to zrobi
Byc może moja ..a byc może twoja
A tobie tak i jak mnie pozostana
jedynie tekściory....
Takie same jakie wciąz wypisujesz tu na forum
ze skoro zawarły związek to mogiła
I wiesz przez chwilę zastanawiałem sie nad tym:
Oki za mądrościami Mare przygotuje moralizująca gadkę
1.że skoro zawarła żona zwiążek to ma byc konsenkwentna w tym że powiedziała tak
2.że sakrament ja obliguje i zmusza do tego by mnie kochała
3.że ma odstawic swoje fanaberie i widzimisie -bo to sa jej głupoty jakie wykombinowała
4.że jeżeli nawet nie kocha bo miłośc to jedynie bzdurne uniesienie ,to ma byc ze mną dalej bo mus to mus
5.ze zanim kiedys rozliczy ja Bóg to wczesniej mam ja (mąz) do tego prawo zatem rozliczam ja że nie potrafi byc zoną
6.I tak ogólnie ma zakończyc te bzdety i brac się do roboty bo ja postanowiłem że teraz bedziemy naprawiac co zostało nieprawnie rozwalone
I wiesz Mare juz ..juz miałem to zrobic jeno powstrzymałem sie-bo jak każdy człek jestem ciekawy
i zastanawia mnie to:
A powiedz mi Mare czy sam uzyłes tych wszystkich argumentów do swojej zonki i co ona na to odpowiedziała co???? _____________________________________________________________
Cytat: | Natomiast we wszystkich twoich postach czytam tylko jedno
ZA WSZYSTKO ODPOWIADA MARE -ON DECYDUJE ZA SIEBIE I ZA ZONĘ. |
Miodzio ,
zastanawiałeś się dlaczego Bóg
pytał Adama a nie Ewę ?
Cytat: | A skoro własność -zatem nie ma prawa podejmować decyzji wbrew Mare. |
Dlaczego za decyzję Ewy , odpowiadał Adam ?
I to że Bóg pytał Adama -to wyciagasz wnioski że Ewa ma mało do gadania???
Mare na jakim etapie się zatrzymałes co???
Czy nie przyszło ci do głowy ze dawniej w biblijnej erze pozycja kobiety zgoła wyglądała inaczej niz teraz???
I masz babo placek
....czy tu przypadkiem sie odkrywasz ??
jaka role w twoim domu pełni/ła kobieta i co tak naprawde może/mogła??.....
to przykre Mare ale to dziwnie wygląda
tym bardziej ze nawet na tym padole ziemskim ,obok dojrzałości i zrozumienia ludzkiego w nie paleniu papierosów, i nie piciu alkoholi na imprezach,pojawiło sie i partnerstwo kobieco-męskie(uścisle zrozumienie potrzeb) _________________________________________________________________
ponawiam , bo nie ustosunkowałeś się do tego :
Miodzio : Cytat:
Chociaż tutaj jednak o coś więcej niż o prostą obecność. Mamy być ze sobą na dobre i na złe. Nie powinniśmy poddawać małżeństwa ciężkiej próbie dłuższej rozłąki w imię jakiegoś dobra, np. w celach zarobkowych, tak niestety ostatnio rozpowszechnionej. Jest to szczególnie ważne dla małżeństw z niedługim stażem. Tylko bowiem przebywając ze sobą mogą oni budować swoją wspólnotę, uczyć się wzajemnie komunikacji, poznawać siebie i umacniać powstałe już pozytywne relacje.
Miodzio ,
gdzie tu widzisz ZEZWOLENIE na odejście ?
......... jak byk stoi : NA DOBRE I NA ZŁE
Na odległość tą relację będziesz budował , kumunikował i poznawał ?
Mam rozumieć : NA DOBRE - żyjemy razem
NA ZŁE - żyjemy osobno ?
No chyba , że "być" zakładasz - duchowo ?
Mare nawet nie masz pojęcia ile małżeństw jest bardziej bliżej ze sobą -będąc nawet daleko.
A ile jest daleko od siebie -siedząc razem na głowie.
Jak chcesz to zadaj uczciwe pytanie swojej zonie-co to oznacza byc blisko w związku-a byc samotnym w tym związku.
Pytałeś????
bo ja swoją zone kiedys pytałem.....
teraz dalej:
Na dobre i na złe Mare nie oznacza
NA SIŁE
a jedyne rozwiązanie jakie ty preferujesz to siła i mało cie obchodzi że drugiej stronie to nie pasuje,że druga strona nie chce
proste:
Mare się zachciało i koniec gadania______________________________________________________
Miodzio ,
odpowiedz na to o co wciąż się dopytuję ( i Filomena ) .
=========================================== |
Ano odpowiem skoro szanuje zone -tak jak zreszta tu deklaruje.
Skoro nadal jest i ma byc w sercu.
Szanuje także co postanowiła -nawet jak to jest i z krzywda dla mnie.
Mam świadomośc tego że małżeństwo przed Bogiem ma jedynie sens istnienia tylko wówczas gdy dwoje tego chce.
To jest miłe sercu Boga i to nadal Bóg będzie błogosławił.
Nie podzielam zdania serwowanego tu na forum .
że to jest OBOWIAZEK współmałzonka.
I aby może byc z lekka okrutnym
napisze tak
Bóg serwuje nam tym co sami nosimy w sercu.
Jakbys dokładnie poczytał wszystkie świadectwa z tego forum -to wyczytasz tylko jedno.
Jezeli zmienimy się faktycznie -a nie tylko pozornym-niekiedy poboznym gadaniem
to Bóg zwraca nam niekiedy z nawiązką
cos z Hioba....
Ale to Mare trza przyjąc trace wszystko...wszyściuteńko..
a nadal ufam Bogu
ty ufasz ale po swojemu...ini jeszcze lepsi ubierają to w piękne słówka..potok modlitw,ale tak naprawde nigdy nie pogodzili się z tym co stracili
[ Dodano: 2013-09-20, 17:09 ]
i na koniec czy ty naprawde Mare masz takie klapki
że z tych wszystkich cytatów nie wyczytujesz jednego.
Prawdziwy kochający sie związek sakramentalny przed Bogiem
to dwoje współmałzonków
miłujących sie,kochających,rozumiejących nawzajem potrzeby
że taki szanujący małżonek wspólmałzonka jest obrazem miłości Bożej dla dzieci!!!
ty wolisz na siłę-bo obowiązek bo nie ma odwrotu..bo..............
Ja pisze ..abcd pisze
Kościół sam mówi jeżeli jedno odeszło na skutek własnej woli ze związku ciebie jako katolika mimo to zabowiązuje do dalszej wierności przysiędze-bez względu na to co druga strona.
A ty w koło macieju i jajczysz i jajczysz(jak zawsze zresztą)
i przerabiasz to na swoje.
typu:
dlaczego ja mam byc wierny ona tez musi bo musi.
czy mam wkońcu napisac to:
że nie przyjmuja wolności innych ,zdania,niezaleznosci -tylko ci jacy mają problem
z przemocą i tworzą w domach własny porządek wokól jakiego wszystko ma sie kręcic???
Mare prosze wyprowadz mnie z ewentualnego błędu bym tak nie myslał
Anonymous - 2013-09-20, 17:48
Mare, proszę o interpretację emotikona - zakładamy, że ja jestem niezdatna, czy że się pomyliłam co do kandydata, czy kandydaci mojego pokolenia są niezdatni?
Miodzio, zgadzam się z tym, co piszesz odnośnie zawierzenia Bogu i poszanowania wyboru odchodzącego. Z tym, że poszanowanie nie musi oznaczać dla mnie np. akceptacji podwójnego życia, jakie odchodzący prowadzi. Z Twoich zaś wypowiedzi, dla mnie przynajmniej, przebija przekonanie, że poszanowanie odejścia = akceptacja na poziomie etycznym. Czyli mam zupełnie nie osądzać? Nie idziemy wtedy w stronę rozmycia wartości? Skoro ja jestem ułomna i on jest ułomny, to akceptujemy swoją ułomność nawzajem, bo każdemu może się przydarzyć? On teraz nie chce ratować, bo vide wyżej, coś w nim pękło. Niestety lub stety uczciwie i szczerze nie zrobiłam nic, co by miało go "pęknąć". Co więcej, jak go ktoś atakuje, w szczerym oburzeniu na to, co zrobił, to ja czuję się nieswojo i staram się go tłumaczyć, jak osoba współuzależniona Znowu wypowiadam się za siebie. Pytam terapeuty, czy moja ocena jest realistyczna, czy z danych, które mu dostarczam naprawdę wynikają takie niezbyt korzystne dla męża rzeczy i odpowiedź jest zawsze taka sama - bez usprawiedliwień dla niego. To mam nie chcieć jego powrotu, bo wtedy uszanuję Wolę Bożą? Ja teraz mówię, trudno, być może Panie Boże chcesz żebyśmy żyli oddzielnie i wiesz lepiej ode mnie, co dla nas dobre, chociaż ja sama chciałabym jedności małżeńskiej.
Anonymous - 2013-09-20, 17:59
Filomena napisał/a: | Może mój brak zgody na te konsekwencje wynika z tego, że w ustach męża konsekwencje = wina.
Widzę rzeczywistość, natomiast nadal chciałabym ocalenia małżeństwa i budowania go na skale przeze mnie i przez niego. Jednostronnie natomiast chcąc bardzo, zapewne w dziale świadectw nie zagoszczę. |
"W ustach męża konsekwencje = wina".
Być może mąż ma rację, ale może nie mieć racji, a tylko miał niewłaściwe oczekiwania w stosunku do Ciebie? Może część Twoich oczekiwań była nieodpowiednia? Prędzej czy później odkryjesz odpowiedzi.
Może potrzebny jest Ci czas, byś sama na tej skale pewnie stanęła, a co potem to dopiero zobaczysz? Człowiek w relacji z Bogiem nie jest jak arcymistrz szachowy, co to przewiduje 10 ruchów. Często nie wie jak zrobić prawidłowo 1 ruch, krok, co zrobić... Ale ci co szukają mądrości, znajdują ją.
Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że im mniej chcę "po mojemu", a zostawiam takie czy inne zmartwienia czy kłopoty Bogu, to wszystko zaczyna się samo układać - czasem inaczej niż chciałem, a czasem znacznie lepiej niż chciałem.
Zatem... spokojnie...
[ Dodano: 2013-09-20, 18:17 ]
Filomena napisał/a: | To mam nie chcieć jego powrotu, bo wtedy uszanuję Wolę Bożą? |
"O ile jest taka Twoja Wola, proszę Cię Boże o uzdrowienie mojego małżeństwa" - czyli mówię Bogu czego chcę (On to i tak sam wie lepiej), proszę Go o to, ale godzę się na to, że rozwiązania mogą być różne, nie tylko takie jak chcę.
Godzić się nie oznacza "to teraz mi już jest wszystko jedno". To oznacza rzeczywiście z pogodą ducha przyjąć cokolwiek mi życie przynosi teraz i przyniesie później.
Filomena napisał/a: | Z Twoich zaś wypowiedzi, dla mnie przynajmniej, przebija przekonanie, że poszanowanie odejścia = akceptacja na poziomie etycznym. Czyli mam zupełnie nie osądzać? Nie idziemy wtedy w stronę rozmycia wartości? |
Nie odpowiadam zamiast miodzia, ale wypowiem własne zdanie. Dla mnie odpowiedzią na to pytanie jest "nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni". Nie wiesz, a my tym bardziej nie wiemy, co w głębi serca kieruje Twoim mężem.
Jezus siedział przy stole z "celnikami i grzesznikami". Czy to oznacza, że "akceptował ich na poziomie etycznym"? Na pewno akceptował ich człowieczeństwo, szanował ich jako ludzi, szanował ich wybory, nie perswadował, nie wymuszał zmiany życia. Czy "rozmywał wartości"? Jedynie opowiadał, mówił, odkrywał...
Anonymous - 2013-09-20, 18:29
Filomena napisał/a: | Z tym, że poszanowanie nie musi oznaczać dla mnie np. akceptacji podwójnego życia, jakie odchodzący prowadzi. Z Twoich zaś wypowiedzi, dla mnie przynajmniej, przebija przekonanie, że poszanowanie odejścia = akceptacja na poziomie etycznym. Czyli mam zupełnie nie osądzać? Nie idziemy wtedy w stronę rozmycia wartości? . |
Filemena prostuje to jeżeli zbłądziłem (w zrozumieniu mnie).
Nikt od nas nie wymaga i błędem będzie przyjęcie jak akceptacja kogoś podwójnego życia.
Ja pisze tylko o tym ze to jest ludzki wybór i tak jak nie mamy na niego wpływu, tak samo należy go zrozumieć że miał miejsce.
Brak zrozumienia tego powoduje cały czas postawę na NIE
a do tego z czasem prawie obrazę na cały świat-jaki nie daj Bóg choćby wspomni w temacie rozsądnego spojrzenia, a tak dalece odmiennego od mojego.
To sa zresztą naturalne czynniki czym dalej w las....
czyli czym dłużej trwa kogoś postawa na "nie" tym bardziej odpychamy od siebie to zrozumienie
czemu tak się stało, czemu do tego doszło
a w to miejsce wpychamy domniemanych winowajców(odpowiedzialnych za stan faktyczny)
Dlatego tak uwierają właśnie poszczególne tematy....ostatnio dyskutowane w tym dziale.
Filemeno
wspomniałem o Hiobie to jest właśnie ten przykład zrozumienia, zaakceptowania swej obecnej pozycji i odnalezienia w tym wszystkim tego co chciał od Hioba Bóg
czy mamy osądzać ??? czy nie osądzać???
trudno to jednoznacznie powiedzieć bo z jeden strony jest....
Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy" (Mt 18,15)
a z drugiej
„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” (Ewangelia wg św. Łukasza 6, 37)
Wiara to wyczucie
a wyczucie może być zawodne i problem w tym by we własnym zapędzie we własnych przekonaniach nie stać się ortodoksyjnym
[ Dodano: 2013-09-20, 19:42 ]
Filomeno
przyszło mi na myśl cos takiego z mojego życia- zresztą jak się głębiej zastanowić to nawet bardzo adekwatne do mojej części związanej z sakramentem.
Ano tak:
pracowałem sobie w firmie ponad 20 lat. Na pełnym luzie, bez zagrożenia, przekonany co mi tam grozi.....
pracowałem ale niezbyt to szanowałem, nie mówiąc juz o zaangażowaniu i szacunku dla pracy.
Proste podejście kasa jest praca jest zatem co mi tam.
Mimo ze docierały do mnie sytuacje z jakich miałem szanse wyciągać wnioski.
Przekonany byłem że to jest i będzie wiecznie(no przynajmniej do kiedy będę czynny zawodowo)
I nagle trach.....wypowiedzenie .
Pomine już same okoliczności doprowadzając do wypowiedzenia jakie dały mi zresztą dużo do myslenia i powiązania z inna moja częścia zycia.
No stało się: szok.. i jeszcze raz szok.
Zatem jak trwoga do Boga-modlitwa..modlitwa
i???
jest szansa dana od Boga....
nowa praca, dość szybko, extra warunki ,wyśmienite finanse.
Radośc i znów poczucie bezpieczeństwa....
i prawie jak w bajce gdyby nie???
no właśnie -szybkie zdobycie pracy nie nauczyło mnie wiele, bo mentalnośc ludzka i przyzwyczajenia własne wymagają albo intensywnej pracy nad zmiana tej mentalności.. albo co mniej przyjemne wielu upadków
by były dla nas motorem nauki.
Cieszyłem się z kasy (jakiej było dużo) ale mając w sobie stare nawyki nie szanowałem tego co mam.
jednym słowem:
Szansa dana przez Boga zatracona
zapewne zdumiony był że wciąż jestem niereformowalny
To co dostałem znów straciłem
tym razem mocniej i trudniej
bo zanim pojawiło się to co obecne
był czas na zrozumienie tego co było wymagane od mojej osoby
pojawiła się praca (mimo że trwała tylko miesiąc)
nazwijmy to epizod,
ale ten epizod pokazał mi i nauczył mnie
co to jest praca, dlaczego trzeba ja szanować i nad czym się skupić.
A ponieważ dotarło do mnie co miało dotrzeć, poniewaz zrozumiałem co miałem zrozumiec
dostałem wsparcie od góry....
i jest w tej chwili moja obecna praca
w świetnej korporacji, dobrze płatna w fajnym zespole.
I teraz Filomeno ja już wiem
jak winny wyglądać relacje JA-PRACA...
może to i prosty przykład:
-ale z prostoty świat jest zbudowany.
|
|
|