To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak namówić Żonę do powrotu???

Anonymous - 2013-12-15, 12:06

Witam Was moi drodzy po dłuższej nieobecności na forum.
Niestety nie wiadomo co pisać jak tyle sie dzieje w moim małżeństwie. Jednak jak na razie sytuacja jest bez zmian poza tym że w najbliższym tygodniu mam w końcu wizytę w poradni na Grochowskiej. Mam nadzieję że tam uzyskam jakąś pomoc by wiedzieć jak ruszyć z miejsca w tej walce o małżeństwo.
Zauważyłem jednak że mojej Żonie chyba jakoś coraz bardziej pasuje ta sytuacja. Z dziećmi jej pomagam (zawożę z córką na rehabilitację, przy okazji odprowadzając wtedy syna do przedszkola), nie robię wywodów tylko staram się być po prostu dobrym człowiekiem. Nie zmienia to jednak tego że o małżeństwie i o tym co dalej prawie nie rozmawiamy. Nie wspominając o tym że dalej znajomi są ważniejsi niż rodzina. Jak syn jest w weekend u mnie to jak wspomnieliśmy raz czy drugi że przyjedziemy do niej by wspólnie pójść na spacer i razem spędzić trochę czasu to jest albo u koleżanki poznanej na niebieskiej linii lub z ludźmi którzy jej pomagali z przeprowadzką. Także ciężko powiedzieć co robić w tej sytuacji....

Mam do Was pytanie: czy ktoś z Was może posiada w wersji elektronicznej książkę "Miłość potrzebuje stanowczości". Byłbym bardzo wdzięczny za pomoc.

Anonymous - 2013-12-28, 16:12

Daj jej jeszcze trochę czasu. Modlitwa i rozmowa powinna potem wszystko załatwić, ale nie próbuj na siłę forować swoich racji.
Anonymous - 2014-11-03, 18:04

Moi Drodzy,

Witam Was po dłuuugiej przerwie nie pojawiania się na forum.
Te kilkanaście miesięcy stało pod znakiem walki o moje małżeństwo a także pracy nad sobą.
Dziś mogę powiedzieć, że warto się starać, warto nie odpuszczać i przede wszystkim - warto swoje życie zawierzyć Chrystusowi. Wciąż się tylko zastanawiam, dlaczego dopiero jak jest mi źle i kiedy Go tak bardzo potrzebuję wtedy dopiero odczuwam że jest tak bardzo blisko - na wyciągnięcie ręki.

Moi mili, nie wiem na ile mogę się cieszyć ponieważ moje starania o naprawę małżeństwa cały czas trwają, ale mogę powiedzieć, że w jakimś sensie się udało.
Planujemy z Żoną w tym miesiącu zamieszkać razem. Po pokonaniu trudności w pracy udało mi się doprowadzić nasz wspólny dom do stanu, że można w nim zamieszkać. Poza tym moja Żona zawiesiła sprawę rozwodową i zaczęliśmy razem chodzić na terapię małżeńską. Udało nam się nawet spędzić kilka wakacyjnych dni razem - całą czwórką co pokazało, że będąc ze sobą na codzień nie zwariowaliśmy jakoś ;-)
Wiele spraw jest jeszcze do naprawienia, wiele spraw jest niedomówionych - myślę że pomimo tego co udało nam się zrobić to i tak jesteśmy dopiero na początku budowania na nowo naszego małżeństwa.
Moi drodzy, jak tylko będzie chwilka to napiszę jak wyglądała ta moja walka o Rodzinę, o normalność. Chciałbym dać świadectwo tym, którzy nieraz może swoją walką o małżeństwo są już zmęczeni.

Sam nie wiem jak to będzie się wszystko układało, czy będzie dobrze...... mam na prawdę wiele obaw. Zawierzyłem jednak moją Rodzinę Chrystusowi Miłosiernemu i mam nadzieję, że dzięki Jego wsparciu będę miał na tyle siły żeby dalej odbudowywać wszystko to co legło ponad rok temu w gruzach.....

Anonymous - 2014-11-03, 18:11

Tomek, ale dobre wieści przynosisz!!!!!! Gratuluję.

Jak czytałam Twój post, to jedno wyrażenie brzmiało mi głośno:

JEZUS CHRYSTUS - najtrwalszy FUNDAMENT!!!!

Niech Wam Pan Bóg błogosławi.

Anonymous - 2014-11-03, 22:45

Tomek, Chwała Panu! Super! Napisz koniecznie coś więcej o Twoim ratowaniu małżeństwa - bardzo sie przyda :)
Anonymous - 2014-11-04, 08:15

Tomek, chwała Panu! :-D
Anonymous - 2014-11-04, 08:31

Dobre wieści! Z przyjemnością przeczytam Twoje świadectwo. :-D
Anonymous - 2014-11-04, 09:04

Chwała Panu ciesze się bardzo razemz Toba
Anonymous - 2014-11-05, 22:36

Tak na prawdę dużo mi pomogły Wasze głosy a konkretnie tych co przeżyli już swój rozwód. W tym miejscu bardzo bym chciał podziękować "twardemu", który na prawdę wykazał się cierpliwością i odpowiadał na wszystkie moje najgłupsze nawet pytania. A tym czym się ze mną dzielił niesamowicie mi pomógł.
Drugą taką osobą był psycholog od przemocy rodzinnej - do którego trafiłem po oskarżeniach mojej żony że z mojej strony była przemoc. Nie nadawałem się podobno na terapię ale i tak poprosiłem go o następne spotkania, na których znalazłem sporo odpowiedzi na swoje pytania.

Tak na prawdę do końca zeszłego roku nie układało się najlepiej - ciągła mowa mojej żony o rozwodzie, ciągłe podburzanie jej przez koleżankę....... później Święta - i pierwsza Msza św przeżyta razem, potem zaproszenie do dłuższego spędzenia czasu....
Powiem Wam tylko szczerze - nie zapomnę tego uczucia jak byłem u Żony w Wigilię i widzę jak jej koleżanka ze znajomym przynoszą choinkę, ozdoby, rzeczy na Święta..... Byłem niesamowicie zdołowany... to co do mnie zawsze należało teraz wyglądało tak nienormalnie.
Muszę Wam powiedzieć, że na prawdę trzeba mocno pracować nad sobą, znaleźć niesamowite pokłady cierpliwości by to wszystko znieść..... jakoś zaakceptować i widzieć jednak gdzieś to światło w tunelu że trzeba być CIERPLIWYM

Później pod koniec stycznia przyszedł przełom ponieważ z koleżanki wyszło szydło z worka. Pokłóciła się z moją Żoną, zaczęła ją szantażować - jednym słowem wyszło to co o niej wcześniej się dowiedziałem.
Po tym nastawienie mojej Żony zmieniło się do mnie dość znacząco jak zauważyłem. Okazało się w naszych późniejszych rozmowach że była to osoba, która jak tylko coś się działo z moją Żoną (nawet głupi ból głowy) to wszystko była moja wina. Podczas składania pozwu rozwodowego podobno skakała do góry z radości. Odnoszę wrażenie że to normalnie szatan wcielony

Później już czas biegł coraz szybciej. Starałem się cały czas podchodzić z cierpliwością, pracować nad sobą, poświęcać więcej czasu zarówno Dzieciom jak i Żonie. Coraz więcej rozmawialiśmy i tak te relacje stawały się coraz lepsze.
Cały czas jednak też wykańczałem ten nieszczęsny dom, zapraszałem Żonę do niego (nawet z jej znajomą) by poczuła że jest jednak to miejsce gdzie możemy razem być...
I tak za jakiś czas padła propozycja że może się przeprowadzi,...... później zgodziła się by w związku z tym nasz syn poszedł do szkoły przy naszym domu by go później nie przepisywać.
Za jakiś czas zaplanowaliśmy te kilka sierpniowych dni na wspólny wyjazd.
Muszę Wam powiedzieć Moi Drodzy, że przez dwa pierwsze dni to brakowało tylko iskry żeby wszystko wybuchło, normalnie noże latały, ale później jakoś już było coraz lepiej.
Po tym wyjeździe zobaczyłem dużą zmianę i coraz większą chęć do zamieszkania razem.

I tak to wyglądało. Teraz znów jest nieco ciężej bo i po takim czasie przychodzi nam rozmawiać na coraz cięższe i coraz bardziej drażliwe tematy. Do tego jeszcze poradnia małżeńska i moje nerwy związane ze sprawą rozwodową (ps. wczoraj byłem na pierwszym terminie - Żona zawiesiła sprawę na rok). Z jednej strony nerwy że czemu nie wycofała ale z drugiej strony trzeba się chyba cieszyć że nie jest gorzej.

Co mogę Wam napisać o sobie...... Myślę że tylko dzięki Bogu, dzięki Chrystusowi znalazłem i znajduję na to wszystko siłę. Dziś jeszcze rozmawiałem właśnie z moim proboszczem i tak mu opowiadam o swoim zmęczeniu tą walką a on też mówi mi ....... znajdź jeszcze w sobie siłę bo nigdy nie wiesz w jakim miejscu swojej drogi, tej walki o małżeństwo jesteś......
Jednak żeby poczuć tą moc, tą siłę modląc się oddałem wszystkie sprawy Chrystusowi, oddałem Mu wszystko co robię bo wiem, że ja mogę się się starać jak tylko mogę, ale to On decyduje jak będzie.
Nie wiem, po prostu takie mam podejście.
Mam sobie tylko za złe, że coraz częściej za mało się modlę, że oddalam się od Niego. Praca, wykończenie domu, szkoła mojego syna (przez pięć dni jest u mnie i wiadomo - trzeba robić za mamę i tatę :) ) - to wszystko wpływa na to że jakby tego czasu jest mniej... Ale ciągle mówię sobie i obiecuje że to zmienię i tak pojawia się kolejne pole do pracy nad sobą :)

Anonymous - 2014-11-12, 15:47

No kurna, miło się to czyta. Powoli, powoli i jak On pozwoli to będzie dobrze. Cuda się zdarzają i dopóki żyjemy wszystko jest możliwe. Dobrze ten proboszcz prawi, nie wolno odpuszczać bo może to już meta za kilka kroków.
A pomyśl jakbyś odpuścił i zaczął żyć tak sam z urażoną dumą i żalem do żony. Byłoby źle Tobie i ciężko jej a tak widać, że sprawy idą w dobrym kierunku. Amen



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group