To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mieszkając z mężem....

Anonymous - 2014-01-02, 16:30

MonikaMaria3 napisał/a:
Wczoraj mieliśmy dyskusję religijną z mężem.
:idea:
to świetnie, że potraficie rozmawiać, dyskutować, wymieniać swoje poglądy i to w dodatku na temat religii :!:

Może kiedyś uda Wam się wymienić opinie na temat najważniejszego przykazania:
- przykazania Miłości
np jak rozumiecie to co pisał klasyk o Miłości ( św. Paweł) :
"gdybym wiarę posiadł taką,
iżbym góry mógł przenosić,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym."

no i co to jest miłość....
skoro jest m.inn. łaskawa, cierpliwa, nie zna zazdrości, nie unosi sie pychą, nie dopuszcza bezwstydu, nie unosi się gniewem.

Może inny temat "głębszy" nie dotyczący codzienności ? :-)

Anonymous - 2014-01-05, 19:46

Ciekawe jak wytłumaczyc to, że mój mąż szuka mieszkań do wynajęcia. Czasami wolałabym by już odszedł, a nie trzymał mnie w niepewności. ostatnio wróciłam z pracy, ciezyłam się bo miała byc u nas kolęda. Prosiłam o porządek, syf był straszny. Ale przemilczałam. Mąż wręcz się wsciekał na mnie, że chce przyjąc księdza. Stwierdził, że wazniejsze dla niego było to, bym miała obiad niż porządek na jakiegos pedofila Zwyzywał mnie znowu, kazał mi wyp... do Angli i wogóle się wynosic. Bez powodu.
Nie daję rady. Wczoraj miałam zatrucie pokaemowe, wymiotowałam cała noc. A mąz choc wiedział o tym, to nic się nie spytał o moje samopoczucie, tylko stwierdził, ze kolega go na piwo wyciąga po pracy, bo mają doła( mają obaj nieciekawą sytuację w robocie)i mam się nie martwic, bo nie wróci rano...Nawet słowem się nie spytał czy mi lepiej. Taka obojetnośc i takie mam wrażenie granie. Skoro niby chce to ratowac, to czemu szuka mieszkania? Kiedyś jak się go o to sytałam, to stwierdził, że się zabezpiecza w razie czego, jak go znowu z domu wywalę ( bo za koleżanki to go spakowałam i wywaliłam 2 razy)
Swoją drogą nie wiem, czy tak naprawdę on nie chce wynając mieszkania z koleżanką, którą tak lubi i niby są ok, bo nie przyłapałam ich na niczym już dawno, ale mam wrażenie, że ona jest dla niego bardzo ważna.
Poradźcie, o co tu chodzi?

Anonymous - 2014-01-05, 22:03

Monika, może zwyczajnie chodzi o uczucia?
Anonymous - 2014-01-06, 11:56

Chodzi o przemoc wobec Moniki !!
Takie traktowanie jest przemocą psychiczną wobec Ciebie. Moniko - STOP PRZEMOCY !

Anonymous - 2014-01-06, 17:03

Nie umiem pojąc prostej rzeczy. Po co ta cała praca nad sobą, czytania książek, wiara w Boga, skoro tak naprawdę ta druga osoba ma to gdzieś. Już tyle razy się nasłuchałam od męża, że ma mnie dośc, że nie chce tego małżeństwa, że on tyle walczył ( czym, koleżankami?) i że ja mam przezywac to co on, ale prawda jest taka, że on pragnie tylko rozstania, tylko boi się odpowiedzialności za swoje decyzje. Nie da się mieszkac z mężczyzną, kłócic się codziennie, choc bardzo się staram powstrzymywac, czekac na jego miłe gesty, na seks... Wciąż czekac, jak nienormalna i wierzyc, że się uda, skoro on nie daje żadnej nadziei. A poza tym dalej usuwa smsy od koleżanki, i tak bardzo się interesuje jej życiem i tak bardzo gani jej męża a sam robi to wobec mnie to co on wobec niej. jak mozna wierzyc człowiekowi, który twierdzi, że sobie wszystko wymyslam, a jezdzi po nią do pracy? I jak tłumaczyc jego niechęc do naprawy, skoro dopóki jej nie było on się starał, a jak ona się pojawiła, to jakoś mu się odechciało. Nie robiąc nic będę dalej tkwiła w tym bagnie, z kupą długów i facetem, który mnie nienawidzi.
Muszę wyjechac. Po co mi to ratowanie małżeństwa, jak druga strona nie chce. Dwa lata to długo. O wiele za długo. I ciągłe przekraczanie granic z jego strony i zwalanie winy na mnie i ciągła nienawiśc i życie na jego łasce... Nie chcę tak. Bóg daje mi wybór. Mogę byc sama.

[ Dodano: 2014-01-06, 17:09 ]
Nie tylko nie dostałam prezentu na mikołaja, mój mąż zapomniał o mnie i pod choinkę. A w wigilę zafundował mi awanturę, w nowy rok nawet nie złozył zyczen i kolejna awantura..... Takie mam zycie. Czy to warte tej walki?

Anonymous - 2014-01-06, 18:43

Moniko! Pro co praca nad soba? Po to, zebys w koncu potrafila przezyc dzien bez czekania.
Zebys poczula, ze niestety nie jestescie juz jednym -tak jak sobie przyrzekaliscie x lat temu. Twoj maz chce prowadzic osobne zycie,a Ty nice jestes w stanie go Nijak powstrzymac.
Ja tez czekalam latami, na slow a I gesty mojego m. Nie wiem jakim cudem w koncu udalo mi sie przezyc niedawno pierwszy dzien bez czekania. WReszcie!
Polecam Ci z rana nastawic sie, ze tego dnia maz nie bedzie mily, bedzie unikal twego wzroku, rozmowy, nie da ci buziaka I nice spyta jak minal Ci dzien. Przypuszczam, ze bedzie to dzien Jack kazdy inny, ale ty od samego rana bedziesz spokojniejsza, bo bez niepotrzebnych oczekiwan,ktore of miesiecy zapewne nie sa spelniane.
Co do wyjazdu,to pokusa spokojniejszego zycia jest kuszaca. Spytaj meza czy skoro jest talk chetny do poslania CIE do GB, czy da ci na pismie, ze bedzie przysylal alimenty?

Anonymous - 2014-01-06, 18:48

przecież do wyjazdu gdziekolwiek z dzieckiem potrzebna jest zgoda OBOJGA rodzicow :-|
pal licho alimenty, bo pewnie MonikaMaria3 poradzi sobie i bez nich, ale skoro sa w stanie nieustającej "wojny" skad pewność, ze malzonek nie uniemożliwi realizacji planow (abstrahujac od sluszosci czy nieslusznosci samego pomysłu)

Anonymous - 2014-01-06, 18:54

Monisia M pisze:

Cytat:
Po co ta cała praca nad sobą, czytania książek, wiara w Boga, skoro tak naprawdę ta druga osoba ma to gdzieś



Praca nad sobą, wiara w Boga służy głównie Tobie, Twojemu wzrastaniu i stawaniu się bardziej świadomą. To o Twój rozwój głównie chodzi a ten nastąpi i stanie się przez Ciebie zauważony kiedy zdasz sobie sprawę, że możesz ŻYĆ nie tylko pod warunkiem, że mąz się zmieni, który to warunek teraz wg Ciebie bezwzględnie musi być spełniony.
On może się zmieni a może to nigdy nie nastąpi....i co, uznasz swoje życie za przegrane i spędzisz swój czas na Żiemii w oczekiwaniu na jego transformację, która jest wielką niewiadomą?
Czy nie szkoda czasu i energii by całe swoje życie podporządkowywać komuś kto sobie z nas bimba i nas nawet nie szanuje?

Anonymous - 2014-01-06, 19:12

kenya napisał/a:
Czy nie szkoda czasu i energii by całe swoje życie podporządkowywać komuś kto sobie z nas bimba i nas nawet nie szanuje?

Dziewczyny dziekuję za odzew. I za te mądre słowa Juany o nieczekaniu i nastawieniu się bez oczekiwań. I za Ciebie kenya, i za ten priv Zeni. Głupia jestem po prostu.
OBIECUJĘ SOBIE SOLENNIE OD DZIŚ PRACA NAD SOBĄ NIE DLA MĘŻA, LECZ DLA SAMEJ SIEBIE.
Tak mi dopomóż Bóg.

Anonymous - 2014-01-07, 08:54

MonikaMaria3 napisał/a:
I jak tłumaczyc jego niechęc do naprawy, skoro dopóki jej nie było on się starał, a jak ona się pojawiła, to jakoś mu się odechciało.

Każdy przypadek inny, każda sytuacja inna... Widzisz, u mnie mąż przy znajomości z "koleżanką" zaczął się właśnie bardziej starać w domu. Tak bardzo się starał, żeby pod żadnym pozorem nikt nie domyślił się tego, że postępuje nieuczciwie wobec mnie...

kenya napisał/a:
Czy nie szkoda czasu i energii by całe swoje życie podporządkowywać komuś kto sobie z nas bimba i nas nawet nie szanuje?

Nie szanuje...hmmm. Jak wyżej napisałam, w domu mąż się starał. Bardzo. Poza domem tym bardziej. Ukrywając, oszukując, tworząc tajemnice. Mimo to twierdził, że mnie szanuje. I że jest uczciwy, nie okłamuje mnie. Uważając, że to co ukryte - nie jest niczym złym, nie może zranić.
Teoretycznie nawet nie mogłabym - tak jak MonikaMaria mająca fundowane obelgi i awantury od męża - zarzucić mu czegokolwiek, bo przecież nie zaniedbuje domu i rodziny...

Anonymous - 2014-01-07, 15:32

ja_tez napisał/a:
Teoretycznie nawet nie mogłabym - tak jak MonikaMaria mająca fundowane obelgi i awantury od męża - zarzucić mu czegokolwiek, bo przecież nie zaniedbuje domu i rodziny...

Sama nie wiem, czy nie ubzdurałam sobie ich romansu, ale mój mąz też oszukiwał, kłamał i jak to wykrywałan atakował. Na początku starał się byc miły, ale jak było nie po jego myśli, to atakował. Jak wymagałam atakował. teraz też jest podobnie. A nawet gorzej, bo już nawet nie próbuje byc miły, tylko pluje jadem i mówi, że ja też tak robiłam. No ok, byłam wstretna, ale tak bardzo się staram od jakiegoś czasu....

Anonymous - 2014-01-07, 19:41

Monika niestety wydaje mi sie, ze nasza praca nad soba i nasze zmiany wewn. czesto sa dla malzonkow przez dlugi czas niezauwazalne. DLA nas sukcesem jest wytrzymac 1,2,3 dni bez gderania, wypominania im czegos,co zaniedbali lub zzpomnieli-czujemy sie juz prawie jak przyobleczone w nowego, lepszego czlowieka, gdy tymczasem on wogole tego nie zauwazyl! W jego oczach nic sie nie zmieniamy, jestesmy talkie Jak bylysmy Caly czas . NASza praca NAD soba pozostaje niezauwazona. Oni nas widza ciagle jako te zmije,ktore Im tylko truja...
I nie wiem, kiedy nastepuje moment, gdy zwracaja uwage, ze cos sie zmienilo... czy dopiero jak otworza serce na Prawde, czy wystarczy ze od nas bedzie bic blask swiezosci :mrgreen:

Anonymous - 2014-01-08, 09:24

MonikaMaria3 napisał/a:
mój mąz też oszukiwał, kłamał i jak to wykrywałan atakował. Na początku starał się byc miły, ale jak było nie po jego myśli, to atakował

Typowe. Ja znam na pamięć wszystkie "techniki" stosowane przez męża. Bagatelizowanie, umniejszanie tego złego co uczynił, to norma.
Uderzasz w czuły punkt - wypiera się, zaprzecza, atakuje, awanturuje się (w celu zniechęcenia do dalszego drążenia). Podajesz twarde dowody na kłamstwo - wypiera się, zrzuca winę na innych (w tym na ciebie). Ewentualnie przyparty do muru (bez możliwości odwrotu) wprawdzie przyznaje się do winy, ale minimalizuje ją wymyślając różnorakie historyjki (wydające się zresztą bardzo wiarygodne) i przeciwności losu (bądź ludzi), które spowodowały jego niecne działania...
Wmawianie mi, że przesadzam, podejrzewam, niesłusznie oskarżam, a to co widzę nie jest tym co widzę. Albo, że nie chciał mnie denerwować i martwić... hehe.
To już (chyba) przeszłość, choć żadnych gwarancji nie mam.
Utraciłam te piękne lecz wyidealizowane marzenia o pięknej miłości i całkowitym oddaniu się sobie dwojga ludzi. Przyjmuję (już) prawdę o rzeczywistości takiej, jaka ona jest i próbuję się w niej jakoś poruszać.
Trudno zaczynać od nowa ze zrujnowanym zaufaniem, szacunkiem, od tak wielu miesięcy deptanymi.
Nie daję się już mamić i manipulować. Nie pozwolę się krzywdzić.

Anonymous - 2014-01-08, 09:48

kenya napisał/a:

Praca nad sobą, wiara w Boga służy głównie Tobie, Twojemu wzrastaniu i stawaniu się bardziej świadomą. To o Twój rozwój głównie chodzi a ten nastąpi i stanie się przez Ciebie zauważony kiedy zdasz sobie sprawę, że możesz ŻYĆ nie tylko pod warunkiem, że mąz się zmieni, który to warunek teraz wg Ciebie bezwzględnie musi być spełniony.
On może się zmieni a może to nigdy nie nastąpi....i co, uznasz swoje życie za przegrane i spędzisz swój czas na Żiemii w oczekiwaniu na jego transformację, która jest wielką niewiadomą?
Czy nie szkoda czasu i energii by całe swoje życie podporządkowywać komuś kto sobie z nas bimba i nas nawet nie szanuje?


Dlaczego nikt nie posłucha Kenyi?
Nawet nie chodzi o jakąś mega pracę nad sobą , ale o zwyczajne zadbanie o sobie.
Poczytanie książki, spotkanie się z koleżanka, pójście do kina...
To chyba sensowniejsze niż przyklejanie się do męża i "czemu mnie nie kochasz", "przytul mnie", "rozmawiaj ze mną". W kryzysie takie wiszenie na kimś jedynie wywołuje reakacje obronną i niechęć. I nic do rzeczy tu nie ma kto winny, kto w przeszłości był dobry, kto moralny, kto blisko czy daleko go Boga.
Fakty są tu i teraz i trzeba się z nimi mierzyć



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group