To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Pomóżcie!

Anonymous - 2014-02-11, 20:22

Sławomir - dziękuję raz jeszcze. Gdyby nie Sychar nie dałabym rady z tym wszystkim. Jestem ze wspólnotą od lipca 2013 roku i dostałam wiele wsparcia i sama staram się dawać wiele od siebie. Uczęszczałam swego czasu na spotkania w poradnictwie rodzinnym (teraz muszę odwiedzić ponownie moją cudowną Mirakulum), na spotkania ogniskowe też uczęszczałam ale ostatnio mam sporo na głowie i z czasem i dojazdami kiepsko. Czasem pojawiają się takie chwilę, kiedy to czuję się jakbym była chora, nie mam marzeń, nie mam planów na przyszłość. Mój plan ogranicza się może do następnego dnia, na nic nie czekam, niczego nie planuję. kiedyś byłam inna, ten kryzys odebrał mi w pewnym sensie jakąś radość życia ale wciąż mam nadzieję, że to się zmieni.
Anonymous - 2014-02-11, 22:31

joanna83 napisał/a:
Czasem pojawiają się takie chwilę, kiedy to czuję się jakbym była chora, nie mam marzeń, nie mam planów na przyszłość


Asia!

Dostałaś i oberwałaś od zycia! Przeżyłaś! Normalne, że musisz dojść do siebie i potrzebujesz czasu... To tak jak po operacji szpitalnej :-)
Dla mnie wazna była i jest nadal modlitwa. Polecam Ci Eucharystię i to codzienną - to zalecam Ci w formie codziennej (znajdź koniecznie czas).
Polecam Ci również 30 minut dziennie na ruch /sport/fitness (jak możesz i nie ma przeciwskazan lekarskich). Biegam sobie truchcikiem :-)

Musisz się zmusić :mrgreen:
Ułóż sobie grafik zajęć

Wróce do przykładu ze szpitalem. Po operacji trzeba poddać się rehabilitacji czasem trzeba się uczyć chodzić od początku.
Oberwałaś psychicznie! I musisz przejść przez rehabilitacje.
Jezus w komunii daje sile przemiany woli (potwierdzam) . Sport pozwala zachować motorykę w porządku.
Dobrze żebyś pomyslała o zajęciach dodatkowych (może kurs na motocykl?)
A to niekoniecznie dla Ciebie :-) - chociaz mi pomoglo jazda na motocyklu po "7" - zamiast kochanki piękna używana angielska Honda :-)

To też nie tak jak piszesz, że kiedyś byłaś inna (...) Ty jesteś dalej tą samą Asieńką. No ale, żeby się do niej dokopać to do pracy :-)
Tak jak piszesz ale dzień po dniu i do przodu.

Ty nawet nie wiesz jakie skarby Bóg przygotował dla Ciebie!
Patrz Jezus również był samotnie przed Sądem, biczowany i ukrzyzowany, wyszydzony, oskarzony kłamliwie i ubity.
Zrobił to dla nas i dla naszego zbawienia. Dziekuje Mu że mogłem doświadczyć częsci z tego i że mogę doświadczać dnia każdego. Dziękuję za cudowny dar życia i że mogę zmieniać siebie i czekać na to co przygotował mi najlepszego...

Anonymous - 2014-02-12, 20:02

Staram się powolutku żyć normalnie, staram się tak już od 31 marca 2013 roku, kiedy to mąż mnie porzucił. Modlę się, oddaję sprawę Bogu..... tylko trochę mi smutno, że mój mąż neguje moją religijność, nie wierzy w nią, a inni ludzie, chociażby jego rodzina, pełnomocnik w swoich słowach, pismach go w tym utwierdzają- to strasznie boli. Moja religijność jest dla nich oznaką dwulicowości, bo na rozwód się nie zgadzam, w toku postępowania bronię swoich racji ale to dla nich oznacza podejmowanie dwóch sprzecznych działań, bo uznają mnie za bezwzględną i zaciętą w swoim zdaniu i racji, a to ich zdaniem jest sprzeczne z religijnością. Chociaż prawda jest taka, że nie jestem bezwzględna ani zacięta ale nie dam się krzywdzić, bo moim zdaniem zdrada to decyzja indywidualna danej osoby (zdradzacza) i ona sama ponosi za nią odpowiedzialność, zaś za kryzys odpowiedzialne są obie strony, ja tylko tą zdradę chcę udowodnić, bo mój mąż nie ma odwagi się przyznać i tym samym mnie krzywdzi. Dziwi mnie to, że ludzie tak łatwo podchodzą do rozwodu, twierdzą że zgoda na rozwód to nic takiego, a dla mnie byłoby to stwierdzenie: " nic dla mnie nie znaczysz i nic dla mnie nie znaczyłeś".
Patrzę z dumą na moich rodziców, przeżyli kiedyś naprawdę ciężkie chwilę ale dali radę, nikt nikogo nie zostawił, nikt nikogo nie porzucił..... oni nauczyli mnie walczyć!

Myślę też, że osoba, która nie została nigdy zdradzona, bądź porzucona nigdy nie zrozumie traumy jaką przezywa skrzywdzony małżonek, cierpienia nie da się opisać, to jak sinusoida - góra, dół, góra, dół itp.

Masz rację co do codziennej Eucharystii!
Co do zajęć, to radość i spełnienie daje mi praca i pomoc innym ludziom ale staram się rozszerzyć mój zakres spraw. Na motorze jeździć niestety nie będę, bo ledwo co jeżdżę samochodem ale może powinnam się w tym zakresie doskonalić:)

Ten kryzys, sprawa rozwodowa to dla mnie oczyszczenie i obojętnie jaki zapadnie wyrok wyjdę z niej z czystym sumieniem i zwycięsko..... zyskam spokój na lata!

Anonymous - 2014-02-16, 21:47

joanna83 napisał/a:
ale może powinnam się w tym zakresie doskonalić:)


Asiu,

już się martwiłem :-) . Obecność ludzi, którzy przeżywają coś podobnego pomaga. Okazuje się, że nie jestesmy sami. Co więcej nasze zmartwienia nie są takie straszne :-)
Trzymaj się!

Anonymous - 2014-02-20, 17:45

Im bliżej człowiek jest Boga tym zły bardziej atakuje, bardziej się wścieka. Zdałam sobie sprawę z prawdziwości słów, które jakiś czas temu usłyszałam od Przyjaciółki, że zło dotyka sfery, w której jest najwięcej ran! Upadam i podnoszę się. Czuję się dzisiaj jak niewierne dziecko Boga!
Anonymous - 2014-02-20, 21:51

tak to już bywa........upadki też są potrzebne,ale liczy się to,czy po nich powstajesz,z czasem będziesz już miała coraz silniejsze nogi i upaść nie będzie tak łatwo...............masz moją modlitwę, trzymaj się,pozdrawiam, szymon
Anonymous - 2014-02-20, 22:23

Krasnobar - dziękuję za modlitwę! Jest mi teraz bardzo potrzebna.

Czasem człowiek myśli, że potrafi wytrwać, że jest niby jak skała - silny w wierze, że potrafi rozpoznać zasadzki losu, ustrzec się przed nimi, a potem okazuje się, że przebiegły Zły używając wszelkich podstępów, niby nawet pod pozorem czegoś dobrego sprawia, że ten czuje się jak zaczarowany, nic nie widzi, nic nie słyszy....a za rogiem czeka "wilk w owczej skórze" który nawet nie wie, że jest wilkiem - on dla mnie, ja dla niego. Zło chce odciągnąć od celu, tworzy z góry zaplanowany scenariusz, który z uporem realizuje. Bóg jednak z największego nawet zła potrafi stworzyć dobro. Przypominają mi się słowa z "Fausta" J.W Goethego " .... Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro"

Anonymous - 2014-02-20, 22:30

Joasiu,paradoksalnie zrozumienie tego,jak łatwo jest upaść,pozwoliło mi szybciej wybaczyć mojej nie-żonie,skoro ja taki-uważałem się za bogobojnego i z zasadami-też popełniam błędy czy ranię innych,to czemu ktoś inny ma być pozbawiony tego prawa?...................nie sądze,by każdy,nawet silny duchem,umiał rozpoznać wszystkie zasadzki,ale też można słuchać innych (np. spowiednika),czy otworzyć Pismo Święte i znaleźć odpowiedzi na pytania-pułapki..........."po owocach poznacie"................widzisz,swego czasu,kiedy jeszcze sądziłem,że jesteśmy sakramentalnym małżeństwem i buntowałem się przeciwko wyrokowi sądu biskupiego,bardzo grzeszną myślą wydawała mi się ta,gdzie sugerują mi "nowe życie", bo mogę itd...................ale wystarczyło poczekać na owoc decyzji i wyroków, na owoc Nowenny Pompejańskiej,żebym inaczej spojrzał na przyszłość i widział w tym coś dobrego............Joasiu,stan na dziś masz taki, jaki masz, a co przyniesie jutro,tego nie wiesz........odpowiadasz za "dzisiaj" i tego się trzymaj...........trzymaj się,s.
Anonymous - 2014-03-24, 23:23

Ostatnio zastanawiałam się nad istotą miłości ale tej ludzkiej miłości, względem małżonka, innych ludzi, ale przede wszystkim Boga. Każda miłość doświadcza, nie tylko ta Boska („Kogo Bóg miłuje tego Bóg krzyżuje”). Kochać to znaczy cierpieć……. umieć przyjąć cierpienie z pokorą. Czytając pewną książkę rzuciły mi się takie oto słowa: „kochać – znaczy wystawiać się na zranienia. Spróbuj kochać cokolwiek, a serce twoje z całą pewnością narażone będzie na udrękę i niewykluczone, że zostanie nawet złamane. Jeżeli serce pragniesz zachować w stanie nienaruszonym, nigdy nim nikogo nie obdarzaj, nawet zwierzęcia. Otocz je umiłowanymi przedmiotami i drobnymi przyzwyczajeniami: unikaj wszelkich powikłań, zamknij je szczelnie w trumnie swojego samolubstwa. Z tym, że w tej trumnie – zabezpieczone, nieruchome i pozbawione dostępu powietrza – i tak będzie się zmieniało. Masz tylko możliwość wyboru pomiędzy tragizmem – lub przynajmniej ryzykiem jakiejś tragedii – a potępieniem. Poza niebem jedynym miejscem, gdzie możesz czuć się całkowicie zabezpieczony przed wszystkimi niebezpieczeństwami i utrapieniami jakie niesie ze sobą miłość – jest piekło”

Miłość, cierpienie, samotność to uczucia których doświadczam już od roku. Miłość…….od Boga, od bliskich mi ludzi, przyjaciół, cierpienie…….. bo życie tak nagle się rozpadło, bo serce pękło na milion drobnych kawałków, samotność………. bo niby wkoło pełno ludzi ale i tak czasem odczuwa się pustkę. Lepiej pasowałoby tu stwierdzenie, że jestem sama ale nie samotna.

Za kilka dni minie rok od momentu, kiedy to mąż mnie porzucił. Czas tak szybko płynie, a ja mam wrażenie jakby stał w miejscu, jakby wciąż był marzec 2013 roku, co wcale nie oznacza, że tkwię w martwym punkcie, wręcz przeciwnie. Wewnętrznie bardzo się zmieniłam, dostałam wiele łask od Boga, o których nawet nie marzyłam, prawdą są słowa „proście a będzie Wam dane” ale pamiętam, jak na samym początku mojej drogi ciężko było mi w to uwierzyć. Co do czasu, to kiedyś rozmawiając z koleżanką powiedziałam jej, że czekając na powrót męża zdążę się zestarzeć. Ona stwierdziła wtedy, że Bóg zatrzyma dla mnie czas i w sumie to w pewnym sensie zrobił, bo nie odczuwam jego upływu ale też zmieniam się na lepsze. Ja jednak już nie czekam na powrót męża, a modlę się o jego nawrócenie, o to aby znalazł właściwą drogę. Daję mu prawo do swojego życia i do tego aby ponosił konsekwencje swoich działań, aby się sparzył i dojrzał. Jestem pewna, że Bóg o nim nie zapomni i że postawi na jego drodze dobrych ludzi, dzięki którym stanie w prawdzie…. Mam nadzieję, że jego Tobiasz już idzie. Ja nigdy o nim nie zapomnę…. w modlitwie, we wspomnieniach, w sercu zawsze będzie ze mną. Moja „ścieżka zdrowia” nadal trwa ale jest dla mnie swoistym oczyszczeniem…. a na końcu czyste sumienie i spokój na lata…… jeszcze troszkę!


W jednym z moich pamiętnikowych wpisów, który został dokonany w maju 2013 roku napisałam: „Ciężko jest modlić się za kogoś, za czyjś powrót i jednocześnie odzwyczajać się od niego, żeby żyć normalnie. Słowo „odzwyczajać się”, może nie jest na miejscu, może lepszym byłoby „nie myśleć”. Chodzi o to, żeby jednocześnie traktować kogoś tak jakby był ale z drugiej strony też tak jakby go nie było, aby oszczędzić sobie bólu. Jest w sercu, nie ma go w życiu. Czasami myślę, że lepiej byłoby mi przyjąć fikcję, że on zginął gdzieś w górach, niż to że potraktował mnie w taki sposób…..myśleć, że kochał ale przepadł gdzieś i nie wiadomo, czy kiedyś się odnajdzie i wróci”

Aż trudno uwierzyć, jak czas szybko płynie………………………….

Anonymous - 2014-03-25, 09:15

Joasiu przytulam
Anonymous - 2014-03-25, 18:27

joanna83 napisał/a:
istotą miłości ale tej ludzkiej miłości, względem małżonka, innych ludzi, ale przede wszystkim Boga. Każda miłość doświadcza, nie tylko ta Boska („Kogo Bóg miłuje tego Bóg krzyżuje”). Kochać to znaczy cierpieć……. umieć przyjąć cierpienie z pokorą


Asia,

Są dusze wybrane do poznania tajemnicy Męki Pańskiej i przez ból w milości do przejscia po śladach Jezusa Chrystusa. Niektóre również do tego, aby wesprzecieć Cierpiącego na drodze krzyżowej...
Jest czas Wielkiego Postu a on Sam chce przyjść do nas.
Trzymaj się ! nie jesteś sama :-)

Anonymous - 2014-04-12, 12:55

„Są dusze wybrane do poznania tajemnicy Męki Pańskiej i przez ból w miłości do przejścia po śladach Jezusa Chrystusa. Niektóre również do tego, aby wesprzeć Cierpiącego na drodze krzyżowej...” – dziękuje Sławku za te słowa!

Zawarta jest w nich sama prawda i ja tego, o czym piszesz doświadczam i widzę to wsparcie wśród przyjaciół, rodziny. Jestem tak wdzięczna Bogu za te wszystkie Dobre Anioły, ludzkie Anioły, które mnie otaczają. Czerpię od nich naukę, bo są dojrzalsze ode mnie w swych osądach. To prawdziwe Skarby. Kryzys jest wielką nauką dla tego, kogo dosięga, daje możliwość zmiany swojego życia, na lepsze, zmiany systemu wartości ale też weryfikuje przyjaźnie, znajomości. Jest takim swoistym oczyszczeniem. Myślę sobie, że gdy człowiek dobrze wykorzysta kryzys i zmieni siebie, to po czasie okaże się, że to, co się zdarzyło może być postrzegane nawet w randze dobrodziejstwa, bo czasem ludzie żyją latami -tak łatwo, z dnia na dzień, bez zasad i wartości, niewykorzystując należycie życiowych „dołów”, a my pogrążeni w kryzysie, który co prawda rodzi cierpienie, jeśli się postaramy możemy zrobić milowy krok do przodu, którego zrobienie innym zajmuje lata. Myślę, że trzeba umiejętnie wykorzystać to, co daje nam Bóg w kryzysie, a daje znajomości, możliwość rozwoju, dodatkowe zajęcia, pracę, czas na zastanowienie się nad sobą, nad relacją z Bogiem, możliwość pomocy innym, tak jakby mówił: „zwolnij troszkę, zastanów się nad życiem!”. Człowiek ma zawsze wolną wolę, sam wybiera ale Bóg zawsze czuwa, pozwala czasem aby zło działało i prostuje ścieżki, gdy człowiek się do niego zwróci i o to poprosi.

Miałam ostatnio wielką ochotę napisać do męża smsa o znaczącej treści. W obecnej sytuacji niestety pozostaje nam tylko kontakt smsowy, który i tak jest tylko jednostronny, bo on nie odpisuje na moje wiadomości. W związku z tym już dawno przestałam do niego pisać. Ogarnęła mnie jednak ta niesamowita ochota, tak silne uczucie ale w ostateczności stwierdziłam, że on nie uwierzy w to, co napisałam, spojrzy na to przez pryzmat zbliżającej się rozprawy i procesu rozwodowego. Doszłam do wniosku, że każde moje słowo napisane do niego teraz w formie smsa, nie będzie miało dla niego znaczenia, bo znaczenie przysłoni proces rozwodowy. Zastanawiające będzie zapewne dla niego, to że po procesie, gdy to wszystko się skończy, słowa będą te same, niezmienne, co będzie wskazywało na to, że nie było żadnych przekłamań ani gry na potrzeby procesu. Co wtedy pomyśli? Czy zrozumie to całe cierpienie? Na wszystko potrzeba czasu, a ten dla Boga nie istnieje i to dla nas ludzi jest najgorsze. Najważniejsze aby ofiara, którą każdy z nas ponosi w tym trudnym czasie nie poszła na marne. Myślę, że Bóg jest zawsze wdzięczny za wierność człowieka tylko czasem nie może tego okazać wprost poprzez danie nam tego czego chcemy, bo jest zbyt wcześnie, bo jego wola jest inna od naszej. Swoją wdzięczność okazuje więc w inny sposób ale przyjdzie taki dzień, gdy obsypie człowieka łaskami. Czytając wpisy na forum często pojawia się pytanie: „czy mój mąż, żona do mnie wróci?” Ciężko jest na nie odpowiedzieć ludziom, którzy nie znają woli Boga, ja myślę, że jeżeli to z moim mężem mam przeżyć swoje życie to tak będzie, jeśli zaś nie, to później zrozumiem czemu.

„Bóg ma plan względem nas samych. Patrz wokół co sie dzieje. Słuchaj serca, ale też innych i rozsądku.” – za to też dziękuję Sławku

Wczoraj poczułam dziwną chęć obejrzenia „Pasji” Mela Gibsona.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group