To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa

Anonymous - 2013-12-22, 19:25

kiedysbylam napisał/a:
ja nie wiem ja kaj przezyje te Swieta :((

nie wiem w ogole jak bede dalej zyc bez niego, po prostu to wciaz tak bardzo boli.

9 miesiecy po, a ja nie moge, nie umiem sie z tym pogodzic, czuje ze nie daje juz rady sama ze soba :(


Witaj,

Nie znam Twojej sytuacji, dopiero się zarejestrowałem na forum, ale sądząc po ostatnich postach...

Osób z taką sytuacją, jak Twoja, jest mnóstwo. Ja też przechodzę właśnie taki trudny okres po wyprowadzce żony. Każdemu jest ciężko, ale poradzić sobie z tym do pewnego stopnia można. Bądź w tym czasie jak najwięcej z ludźmi, z tymi najbliższymi, którzy Ci dobrze życzą. I nie bój się swoich uczuć - one są normalne w takiej sytuacji. Staraj się robić to, co przynosi Ci ulgę - modlić się, jeść czekoladę, oglądać komedie, gotować, sprzątać, uczyć się czegoś nowego. Życie na tym się nie kończy - jak przetrwasz, to na pewno przyjdą lepsze dni, z mężem czy bez.

Święta to dla wielu z nas bardzo trudny czas w roku. Przetrwaj je, niedługo przyjdzie wiosna, może w Waszym małżeństwie również.

Anonymous - 2014-01-02, 13:24

Dla mnie święta też były trudne. Samotność, strach przed przyszłością. I jeszcze dostałam pozew: tuż przed świętami. I tak jak u ciebie wracają do mnie wspomnienia, na nowo budzą się te emocje, dlatego najlepiej jest po prostu nie dbać o to, nie myśleć o mężu, unikać z nim kontaktu. mi ułatwiają dzieci - nie mam czasu na to żeby roztrząsać.

zrozumiałam, że niektórzy ludzie się nie przywiązują. dlatego podczas gdy jeden przez rok czy dwa rozmyśla dlaczego tak się stało itp. przeżywa - to drugi zapomni już na drugi dzień. taka cecha charakteru. nie przywiązują się do ludzi, do miejsc, olewają wspólne wspomnienia, wspólnie urządzone mieszkanie. a jest jeszcze taka cecha jak nieodpowiedzialność. to co jeden uznaje za ważne: dzieci, rodzina, żona, zobowiązania kredytowe, przysięga - dla drugiego nie ma żadnego znaczenia i się tym nie przejmuje. kwestia braków w wychowaniu, w systemie wartości, uleganie własnemu egoizmowi. I to jest to o czym piszesz Justynka: macie inne wartości z mężem, stąd zupełnie inne reakcje. niezgodność charakterów ;)

Cytat:
Czy wojna w sądzie o rozwód ma poprawić relacje?


To nie chodzi o to, żeby przez niezgodę na rozwód poprawić relacje. W sytuacji gdy doszło do rozwodu, rozstanie jest praktycznie przesądzone, sąd i tak rozwód orzeknie jak będą przesłanki. Chodzi raczej o obronę swoich przekonań. Mówienie tego co się myśli i nie poddawanie się presji małżonka. To nie dotyczy tylko przysięgi kościelnej. Ludzie np. chcą orzeczenia o winie i bronią swojej prawdy bez względu na kłamstwa drugiej strony i szanse wygranej. Chodzi raczej o jakieś poczucie, że jestem fair względem swoich poglądów, swojej wiary itp. Spokojne sumienie:) Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że druga strona może walczyć jak lew i może to kosztować dużo nerwów. Jak ktoś nie chce nerwów to odpuszcza. Tak samo znam osoby, które mimo że miały dowody na zdradę męża, nie wnosiły o orzeczenie o winie - dla świętego spokoju. Każdy ma taki wybór, albo nie walczyć, nie grzebać się w przeszłości itp. albo pójść pod prąd i ponieść straty emocjonalne. Każdy wybiera co dla niego ważne.

Anonymous - 2014-01-02, 16:11

Smutno, że w takim czasie dostałaś pozew. Pomodlę się za Ciebie dzisiaj o siłę i pokój wewnątrz, taki, aby własne sprawy nie były już tak wielkie i istotne. W końcu nasze życie ma nieskończenie większy sens, mnie to pomaga w trudnościach ;)
Anonymous - 2014-01-04, 01:17

Cytat:
nie wiem w ogole jak bede dalej zyc bez niego, po prostu to wciaz tak bardzo boli.


Kiedysbylam, dasz rade. Z Bogiem w 100%.

Zajmij sie soba, swoja WYJATKOWOSCIA - chodzi mi o lagodnosc, szacunek do samej siebie.

I moze pomysl o warsztatach 12 krokow na stronie Sycharkow.

Pozdrawiam, i nie daj sie.
Z Bogiem.

Anonymous - 2014-01-04, 19:32

Płakać mi sie chce jak to czytam......
właściwie to mi juz łzy lecą po twarzy :cry:

Anonymous - 2014-01-04, 22:25

Malco napisał/a:
Płakać mi sie chce jak to czytam......
właściwie to mi juz łzy lecą po twarzy :cry:


To jest może i smutne, ale jeśli naprawdę Ci na czymś zależy, to trzeba się wziąć w garść, zwracając się do Boga, zajmując się sobą itp. Gdzieś kiedyś usłyszałem, że w życiu podobnie, jak w samolocie: najpierw samemu zakłada się maskę tlenową, a dopiero potem robi się resztę (np. pomaga dziecku założyć maskę).

To też w sumie nie dziwne, ale druga osoba, jeśli zobaczy jak płaczesz, albo zobaczy jak jesteś silna, to myślisz że w którym przypadku są większe szanse, że będzie chciała być z Tobą? Oczywiście to zależy od tej drugiej osoby, ale im jesteś silniejsza, tym mocniej możesz walczyć o małżeństwo / związek / rodzinę / cokolwiek.

Ja po odejściu żony zacząłem uprawiać sport, starałem lepiej się odżywiać, spotykałem się ze znajomymi, więcej czasu poświęciłem na rodzinę, rozwój osobisty, kościół. To było bardzo trudne, ale kiedy przychodziły momenty, że mi też się chciało płakać (nie, nie jestem lalusiem), to brałem się za siebie, zakładałem rękawice bokserskie i wyładowywałem emocje, albo ucinałem sobie 10km spacer, szedłem do kościoła, słuchałem muzyki, oglądałem komedię, robiłem sobie coś smacznego do jedzenia (np. pizzę) itp.

Owszem, warto z siebie wyrzucić żal i dać upust emocjom. Ale kiedy dopada Cię takie samopoczucie zbyt często, to pamiętaj, że musisz nad sobą popracować. Często rozwiązanie przychodzi przy okazji pracy nad sobą.

Anonymous - 2014-01-13, 12:38

Swieta minely, Sylwester rowniez.


Dziekuje wszystkim za dobre slowa.

U mnie bez zmian. Nie jestem juz z mezem chyba z 10 miesiecy. Nie mieszkamy razem od 6. Na swieta byly zyczenia od niego, na sylwestra rowniez jak to on mi naprawde zyczy szczescia w zyciu. Na moja odpowiedz ze bylam szczesliwa z nim, odpisuje ze ma nadzieje ze bede z kims innym. I wiecie co? ze to naprawde jest szczere z jego strony - on mi naprawde zyczy 'dobrze', zebym jeszcze z kims byla, zeby mi w zyciu bylo dobrze. PRzerazajace to jest prawda?? Jak zerowe uczucia musi miec wzgledem mnie, ze zyczy mi nowego 'meza' bez zajakniecia.... Smutne.

Z nowosci - jego kochanka - w koncu - po ponad roku klamstw i 5-6 latach zwiazku - zzdecydowala sie zostawic swojego narzeczonego, dla mojego meza.

Teraz beda juz zyli dlugo i szczesliwie....

Anonymous - 2014-01-13, 13:07

kiedysbylam napisał/a:
Teraz beda juz zyli dlugo i szczesliwie....


Krótko o tym: czym jest szczęście, czym jest radość, czym jest przyjemność...
http://papiez.wiara.pl/doc/1821698.Badz-szczesliwy

Nic dodać, nic ująć w słowach papieża Franciszka: "Radość Ewangelii napełnia serce i całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem."


I komentarz jeszcze Autorki:
"Radość to coś większego niż przyjemność. Gdy wypełnia człowieka radość nie ma już potrzeby nieustannego dostarczania sobie przyjemności. To smutek popycha do karmienia się chwilowymi przyjemnościami, które go na chwilę przytłumią, choć nie usuną. To on nakręca konsumpcję."


Jesli Jezus nie będzie dla Ciebie najważniejszy, to również możesz już za chwilę związać się w drugim związku cywilnym szumnie zwanym na Twoją potrzebę emocjonalną nawet MAŁŻEŃSTWEM "ns", ...wszak to On /Jezus/ właśnie powiedział, że gdy mąż oddala żonę, naraża ją na cudzołóstwo, ale pamiętaj, że jednak wybór drogi należy do Ciebie - a będzie łatwiej, jeśli od tej chwili przylgniesz jednak do Jezusa - bo i tak zawsze do Niego wracamy, lepiej wrócić DZIŚ Tu i Teraz. To oczywiście moja rada i moje zdanie. Jezus leczy i uzdrawia.. bez sloganu.

Anonymous - 2014-01-13, 13:08

Chciałabym Cię jakoś pocieszyć, przytulam chociaż wirtualnie. Ja żadnych życzeń nie dostałam, a w dodatku moja teściowa jak się okazało była na święta u NICH !to kolejny nóz wbity w serce. Ale przeczytałm sobie to i trochę mi lepiej http://adonai.pl/milosc/?id=161.
Anonymous - 2014-01-13, 13:16

bosa napisał/a:
w dodatku moja teściowa jak się okazało była na święta u NICH !to kolejny nóz wbity w serce.


Na Świeta miał się narodzić Pan Jezus w naszych sercach. Czy się narodził? Napiszę językiem nowej technologii (komputerowej): Sprawdź ponownie. :-)

Jak chcesz leczyć rany? Bez Jezusa Chrystusa? Obawiam się, że jednak katolik nie ma innego wyjścia, jak tylko rzucić się z ramiona swojemu Bogu - nieustannie, a nie tylko czasem... Zaufaj Panu już dziś. Teraz i tu.

Poprawiam Twój link: http://adonai.pl/milosc/?id=161

Anonymous - 2014-05-13, 14:38

Witam tych, ktorzy jeszcze mnie pamietaja lekko rok po tym jak tutaj trafilam w kwietniu 2013 kilkanasicie dni od tego jak rozstalam sie z mezem, w co jeszcze wtedy nie wierzylam.

Jak bylam szczesliwa z nim i jak bardzo chcialam to ratowac kazdy wie.

13 miesiecy od rozstania i odzdzielenia wszystkiego lacznie z polkami w lodowce, 9 miesiecy od wyporwadzki meza, 5 miesiecy od ostatniego spotkania na poczatku grudnia - kiedy przyjechal zabrac ostatnie rzeczy z mieszkania. Prawie pol roku sie nie widzielismy (nawet sama w to nie wierze) i nawet telefonicznie sie nie slyszelismy.

Miedzy czasie dostalam zyczenia od niego na urodziny (grudzien), Boze Narodzenie, Nowy Rok, dzien kobiet oraz Wielkanoc. Ja wyslalam tylko na Nowy Rok, nie napisalam mu miesiac temu juz zyczen na urodziny (po raz pierwszy), odpisalam tylko na jego zyczenia na wielkanoc - 'dziekuje, wzajemnie'.

Kontakt mielismy smsowy przez te pol roku raz na jakis czas - zawsze tylko i wylacznie w sprawach formalnych ktore zostaly (wylaczajac rozwod) - albo on, albo ja pisalam - a czy zamknal juz to konto w banku, a czy dowiedzial sie z przeniesieniem internetu - doslownie sa ze 2-3 pierdoly tego typu ktore sa jeszcze na niego, ja sobie oplacam, ale imie nie zostalo zmienione i tak to trwa. Aha, sam pisal do mnie od lutego czy jest jakas poczta do niego i ze chcialby podjechac odebrac. Od lutego probowalismy sie ze 3 razy konkretnie umowic (data, godzina) zeby on odebral ta poczte, gdzie zaznaczylam ostatnim razem ze nie spotkamy sie w domu tylko w kawiarni. Jednak za kazdym razem spotkanie nie doszlo do skutku (2 razy ja przelozylam, raz on i kolejnego nie ustalilismy).

Wczoraj po poludniu akurat napisalam do niego - forma - jak zwykle w tym okresie ostatnim pol-rocznym, nicspecjalnego, ale mialam powod:

'czesc, czy masz moze kluczyk od pacholka do parkingu lub czy wiesz jak on wygladal?'; odpisal jak zwykle szybko i normalnie ze tak, ma. Na co ja ze dobrze i ze bede potrzebowac go. Na co on: ' a co? ktos ci parkuje na twoim miejscu'? Na co ja juz nie odpisalam gdyz pomyslalam sobie ze a co cie to obchodzi a poza tym zajelam sie gotowaniem. Chodzi mi o to, ze tego typu kontakt z nim nie robil juz na mnie wiekszego wrazenia, tak jak mowie przez to pol roku ostatnie zdarzaly sie kilka razy takie sytuacje i tyle. Pomyslalam ze jak juz sie w koncu umowimy po te poczte no to mi przywiezie ten kluczyk. (Aha, nawiasem mowiac 2 miesiace wczesniej pisalam podobne pytanie o kluczyk do skrzynki zapasowy i tez napisal ze ma, no ale temat zostal zamkniety az do czasu jak sie spotkamy).

Ok, do sedna. Gotuje sobie ten obiad wczoraj, zdobra godzine od tego jak mu nie odpisalam czsy ktos parkuje na moim miejscu, a tu dzwonek do drzwi. Schodze na dol no i szok. Przed drzwiami on. Bez umawiania sie, bez pytania czy jestem w domu. To byly milisekundy - czy otwierac czy nie. Otworzylam - no 'czesc'. Daje mi te kluczyki dwa, pyta o poczte do niego. Dalam mu poczte, ukrywajac szok. Nie zapytalam co tutaj robi, nie powiedzialam tez ze nie zycze sobie wizyt bez zapowiedzi. Chcialam zachowac sie normalnie - ze nie robi to na mnie az tak ogromnego wrazenia ta jego wizyta - w sensie - no podjechal to podjechal.

Generalnie to z 20 minut postalismy przed wejsciem. Nie wpuscilam go, nie zaprosilam do srodka (mam pewnosc ze na kawe by wszedl, z czystej ciekawosci zeby zobaczyc mieszkanie). Zaznaczam, ze jak byl ostatnim razem w grudniu to mial jeszcze klucze bo oficjalnie to bylo jeszcze jego mieszkanie tez. Ale z koncem roku kredyt i wszystko zostalo przepisane na mnie, oddalam mu jego czesc i mieszkanie jest juz tylko moje. Nie chcialam go w srodku, mysle ze duzo bardziej by mnie to rozwalilo gdyby wszedl na 'moj teren', w ten moj nowy swiat ktory sobie poskaldalam.

W kazdym razie, byl mily, bez zadnych podtekstow:

' a jak mama sie czuje? a jak w pracy?' - (a ze kolezanki ktora znal juz nie ma) - ' a to czy masz teraz wiecej pracy? a czemu nie awans jakis, dalabys rade', ' a masz jeszcze auto?, a to samo?' ' a jak mieszkanie? - wszystko ok'? itp itd. Pytal o wiele rzeczy, zagladal w okna z dolu pytajac wlasnie o mieszkanie - no w sumie jak zawsze wczesniej sie widywalismy no to tez tak bylo, ale teraz tak naprawde normalnie pytal. A ja? odpowiadalam tez normalnie, ale dosc zwiezle, krotko, to on sie dopytywal, ja nie pytalam praktycznie o nic jego, poza tylko jak tam w pracy - no to ze srednio, ze podwyzek dawac nie chca i ze sie dziadostwo robi. Ogolnie normalnie - w sensie nie byl jakis mega szczesliwy, ale nie byl tez jakis przybity.

Nie skomentowalam nic w stylu, ze co ty tutaj robisz czy cos, on tez nie tlumaczyl sie w zaden sposob, co tu robi, w sensie ze 'a przypadkiem przejezdzalem to postanowilem podjechac allbo ze tyle sie juz nie moglismy umowic to podjechalem'.

Nic na ten temat wlasnie zeby tlumaczyc jakos swoja wizyte no ale ja tez nie pokazywalam ze az tak mnie to zszokowalo - moje podejscie ktore pokazalam bylo mniejwiecej takie: no przyjechales to przyjechales. No banku oczywiscie nie zalatwil, przywizol mi papiery o ubezpieczenie mieszkania i zebym ja do nich napisala w jego imieniu zeby zmienic to na mnie. No fakt - jest to w moim intresie, ale on mial to zalatwiac.

No i tyle w sumie. Aha - o rozwodzie nadal ani slowo nie padlo. Przez caly ten czas, wszystko chcial pozakanczac (dalej widac chce), ale z jakis powodow slowo rozwod chyba go przeraza? Ani nic nie mowil, ani nie wygladalo na to, co by planowal za tydzien albo dwa o tym mowic.

No i tyle w sumie.... chcialam sie wypisac chyba.... Juz, rok po, nauczylam sie nie ludzic, nie analizowac, dlaczego przyjechal, co mysli. Ale jakis impuls musial byc wczoraj ze nagle wzial i po prostu podjechal, Mysle ze tego nie planowal wczesniej. Wiadomo, ze zdziwilo mnie to bardzo, ze jakos serce zadrzalo, no dziwne troche to po prostu bylo, sam fakt tego jego przyjazdu bez zapowiedzi. Koniecznosci zadnej nie bylo. Do tego wiem, ze to jest wlasnie okres kiedy ja po raz 1 sie naprawde odcielam od niego, od poczatku tego roku, nie napisalam ani razu, nie zadzwonilam od tak, czy nie zapytalam co u niego. Kilka smsow dotyczacych formalnosci, to wszystko. Wczoraj tez - nie chcialam na sile pokazywac ze on jest ten zly, mowic cos w stylu : nie zycze sobie odwiedzin bez zapowiedzi (choc mialam ochote), po prostu ze niby co mi tam, czy sie zapowie czy nie, codzinennie przeciez nie przyjezdza....

Chcialam pokazac, no bo tak jest naprawde - masz co chciales. JA juz sie ucze z tym zyc, moze kiedys ci wybacze w sercu, nie chce z siebie ofiary juz robic - masz mnie taka jaka chciales - zeby sie rostac ale sie nie nie nawidziec, no ale zebym dala mu spokoj - dokladnie tak sie stalo. CZyzby trawka po drugiej stronie nie byla juz tak zielona jak rok temu??

Czyzby szczescie ktore dala mu nowa 'milosc' bylo, owszem, ale z kolei teraz brakuje mu innych rzeczy ?? - spelnienia jako facet, ze ma swoj dom, mieszkanie, swoj kat gdzie moze podlubac?? Czyzby doszlo do glowy ze wszystkiego miec nie mozna (choc my tak naprawde chyba mielismy).

Nic, wiem ze musze zyc dalej, jakby tej sytuacji po prostu nie bylo. Myslalam zeby cos do niego napisac - juz wczoraj albo dzisiaj - a tak cokolwek, zeby pociagnac 'kontakt' - nie wiem, wyslac zdjecia jego jablonki z balkonu - skoro tak pytal wczoraj jak mieszkanie - cokolwiek w tym stylu, ale doradzono mi ze to bez sensu, ze od razu zobaczy ze jego wizyta wywarla na mnie jakies wrazenie. A moze wlasnie odwrotne zachowanie jakos wplywa na jego myslenie. Zreszta, gdyby probowal, gdyby cos robil to moglabym sie zasnatawiac, a jedna wizyta po poczte to przeciez nie proby kontaktu.

Anonymous - 2014-05-13, 15:42

Fajnie że się pojawiłaś na forum:) Cieszę się, że sobie radzisz, że się pozbierałaś. A co do postu - chyba nadal masz jakąś tam nadzieję...;)
Anonymous - 2014-05-13, 17:30

Powiem tak: nadzieja - pewnie ze umiera ostatnia. Generalnie to u mnie przez te pol roku naprawde skutecznie umierala, tylko ten jego wczorajszy przyjazd mnie lekko wybil z toru po ktorym szlam. Dal jakas iskierke, ale wiem juz ze naprawde nie powinnam tak tego odbierac. Tak tylko napisalam, sama zeby sie chyba wypisac, opowiedziec ta sytuacje wczorajsza...

Porzucona - mam nadzieje ze dajesz sobie rade :)

Anonymous - 2014-05-13, 18:29

Kiedyśbyłam, napisałam do Ciebie prywatną wiadomość ale powtórzę tutaj raz jeszcze mamy identyczna sytuację tylko Ty tkwisz w niej dłużej niż ja...U mnie zaczeło się w kwietniu tego roku przed Świetami (a swoją drogę szatan dobrą pore sobie wybrał prawda??). Oświadczył mi, że mnie nie kocha, nie kochał i teraz nie wie tylko jak rozwiązać temat kredytu na mieszkanie. Mieszkał ze mną i jeszcze mieszka choć częściej już przebywa z kochanką w Warszawie (mekka dla niego). Szuka intensywnie tam pracy i cieszy się wreszcie wolnością! Dzwoni do córki ale rozmowy trwają minutę dwie, zagłuszy sumienie i heja do przodu podbijać stolicę i cieszyć się szczęściem tylko ten ch...kredyt.
Ale nie o tym chciałam napisać...Czytając wszystkie prawie posty dochodze do jednego wniosku a mianowicie w naszym małżeństwach jest ten sam szatan on działa identycznie. Kobietki zobaczcie wasi męzowie mówią i czynią tak samo! To niewiarygodne jak są te nasze historie podobne. Wiadomo kryzys powstał z tygodnia na tydzień kazda z nas ma indywidualne doświadczenia z genezą powstania kryzysu ale efekt końcowy i sam etap końcowy jest identyczny! jest to ten sam szatan. Ja nie wiem czy zdołam się rozprawić z nim sama bo mąż mi w tym nie pomaga ale próbuję. Mam bardzo małe szanse ze względu na preferencje seksualne mojego męża tzn. nie zapakajałam jego potrzeb i dlatego tak teraz jest (to jego wersja) a nawet go oszukałam Tak, ja go oszukałam bo kiedyś było innaczej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group