To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Z życia wspólnoty - MOJE ŚWIADECTWA REKOLEKCJ

Anonymous - 2014-05-12, 09:44

Ciężka i trudna dla mnie droga do Konstancina, ale rekolekcje .... CUDOWNE...
Tematyka małżeństwa (zahaczająca o przysięgę składaną w kościele ), tematyka kobiety/żony oraz mężczyzny / męża....
Mieczysław Guzewicz ekspresyjny , naturalny i jakże w tym wszystkim prawdziwy...
Powiem ,że o wiele bardziej przekonał mnie ten wykład niż ks.Dziewieckiego ... dr Guzewicz mówił to wszystko o czym wiedziałam, o czym miałam świadomość, co znałam , ale .... No właśnie takie krótkie słowo ,, ALE,, a jednak tak znaczące, tak istotne i tyle zmieniające w postępowaniu... Chciałam podzielić się moimi odczuciami , moimi kilkoma tematami , które w sposób szczególny utkwiły mi z wykładów.

1.To co tak najbardziej dotknęło mojego serca to słowo -miłość- w przysiędze małżeńskiej...
,, ... I ślubuję Ci miłość ....,, Ciągle odkrywam w tym słowie, w jego znaczeniu tyle nowych pokładów, tyle zobowiązań, tyle treści, postaw, powinności itd...itd...
Cóż moja niewiedza dotycząca braku zrozumienia przysięgi małżeńskiej podczas jej składania w kościele nie usprawiedliwia mnie w tym,jak źle postępowałam, jak mocno odeszłam od podstawowego słowa, jej znaczenia- ślubuję Ci ...
Powracając jednak do słowa MIŁOŚĆ ... Zapewne będą podane na forum konferencję i każdy z Was będzie mógł odnieść słowa Guzewicza do siebie. Ja nie zdawałam sobie sprawy ,że w tym słowie nie tylko zawarte jest mocniejsze bicie serca, emocje, oczarowanie, uczucia temu towarzyszące. Jest w nim coś głębszego , coś bardziej cenniejszego - oddanie się współmałżonkowi całkowicie, do reszty łącznie z poświęceniem życia ... Czy ktoś z Was jest tak naprawdę na to gotowy ? ....


2.Następna bardzo istotna sprawa to - modlitwa- ... Można by o niej pisać całe epopeje. Guzewicz powiedział jedno zdanie , które jest istotą - ,,wspólna modlitwa, modlitwa rodzinna jest egzorcyzmem...,, .Trafił w samo sedno ... Razem, wspólnie, wieczorem - jako małżonkowie, jako rodzina, jako jedność ... Szczególnie wydaje mi się ,że zadziała to, odczujemy działanie takiej modlitwy w trudnych momentach, w czasie kryzysu, w czasie problemów ... Taka modlitwa ześle nam błogosławieństwo Pana, bo bez tego - bez Jego błogosławieństwa, jak powiedział prelegent nic nie zdziałamy... Ma rację . Odczułam to osobiście na sobie . Moja szarpanina , moja osobista walka , można by powiedzieć z całym światem , mój bunt , moje upadki i wszystkie konsekwencje tamtych czynów były bo ... bo nie było BŁOGOSŁAWIEŃSTWA BOGA... jakież to proste prawda.... Wielokrotnie miałam wrażenie,że nie rozumiem Boga, Jego słów, Jego przekazu, Jego zasad itp... teraz wiem ,że nie rozumiałam bo sama komplikowałam sobie drogę do zrozumienia Jego... Czytając szukałam w tekstach drugiego dna, jakiś podtekstów. Patrząc, starałam się dostrzec to czego nie było lub zauważałam to co nie miało znaczenia pomijając istotę obrazu, przesłania... Mówią ( przeważnie mężczyźni) ,że kobiety nie zrozumiesz i nawet nie staj się zrozumieć bo to niewykonalne... teraz rozumiem co panowie mieli na myśli ;-) ...


3. ...,, Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej ,, ... ( Ef 5,21)
-pokora
-usługiwanie czyli oddanie się w całości, bezgranicznie
-postawa służby

Hm... tu bym mogła dać przykład siebie jako tej, która robiła wszystko na opak ... To znaczy w moim mniemaniu - przecież taka byłam - ... no , ale to tylko w moim mniemaniu ... rzeczywistość była taka , że tak starałam się czynić ,ale oczekiwałam tzw.zapłaty, odwzajemnienia... Moja roszczeniowa postawa ni jak nie sprawdzała się z tymi słowami... Powiem Wam ,że już na krokach to odkryłam i zaczęłam zmieniać w sobie ( nie było łatwo :roll: )... Teraz ... Kochani , teraz czyniąc wg tych słów czuję się tak lekko , spokojnie, dobrze... Nie mam myśli,że jestem naiwna, głupia itp... Doszło do mnie na rekolekcjach,że własnie tego się obawiałam ,że postępując wedle podanych słów coś z siebie stracę , jakąś pewność siebie, stanowczość, może cząstkę jakiejś swojej władzy ... nic bardziej mylnego... staję się człowiekiem , którego chciałby widzieć Bóg... Czuję i widzę działanie zasad postępowania wg cytatu... Coś się we mnie przemieniło, jakby ogromny ciężar spadł mi z serca ... ciężar dumy, pychy I nawet jak mąż ,, odpłaci,, złymi, raniącymi słowami to jakoś już mniej boli ...


4. Postawa Jezusa jako najważniejsza w życiu...
Powiem Wam, że długo mnie to gniotło na krokach, coś mnie uwierało , gdy tak w przesłaniu jak i wpisach prowadzących ciągle Bóg stawiany był na pierwszym miejscu... Guzewicz dał mi konkretną odpowiedź- potwierdził to co czułam gdzieś głęboko ... Bóg tego od nas nie oczekuje, dał nam współmałżonka by to ON własnie był tym pierwszym w naszych sercach, myślach, czynach... Na tym Bogu zależało najbardziej ... Oczywiście nie umniejszam obecności Boga pośród nas w małżeństwie , w moim życiu, ale tak jak napisałam - jest pośród nas- a nie przed nami ... To własnie są te wcześniejsze słowa , które mówią o całkowitym oddaniu siebie współmałżonkowi ... Tego Bóg pragnie ! ... On doskonale wiedział ,że charakter i natura ludzka może ,, Jego pierwszeństwo,, w małżeństwie uznać za pewnego rodzaju zazdrość współmałżonka, rywalizację, może dewiację, przesyt - nawet odsunięcie , bagatelizowanie oraz ślepotę na sprawy rodziny ... Dlatego Bóg chce być pośród nas , z nami , a nie ponad nami....
To myślę,że dotyczy też wszystkich innych spraw czyli dobrze poustawianych priorytetów, zasad, ważności oraz wagi spraw ...



5. Instrukcja użytkowania kobiet i mężczyzn - czyli podejście , zwracanie się, zrozumienie :roll: ...
No tu było ciekawie ... Zarówno na sali ( jakoś tak się mocno ożywiła :lol: ) jak i u prowadzącego mocno emocji :-) ...
Zawsze mówiłam ,że u Panów instrukcja nie jest skomplikowana ;-) ... Są w nie tylko 3 punkty ( często im tego zazdroszczę ) ... U kobiet 11 ( chociaż do każdego przydałoby się po kilka aneksów :lol: )...
Nie wymienię ich byście osobiście i z pewnym zaciekawieniem zaglądnęli do wykładów, które pewnie niebawem Ela wklei ...
Suma summarum nie były to pewnie nikomu obce sformułowania, ani słowa... I tak naprawdę bardzo proste , powiedziałabym normalne, ludzkie, a jednak jak bardzo ciężko nam je realizować, jak często zapominamy o nich , jak trudno niekiedy przechodzą przez gardło...

Kochani - dziękuję za ten wspólny czas, za zdobytą wiedzę, za Waszą obecność, Wasze słowa, rozmowy, spostrzeżenia, świadectwa , modlitwę , śpiew ...
Małgosi dziękuję ,że byłaś w tak trudnym dla Ciebie czasie ...
Baterie znów doładowane i obrany kolejny cel ... wytrwać, wywalczyć czas do jesiennych rekolekcji ... Jarek doskonale powiedział podczas świadectw ,że setki przeczytanych książek , artykułów, konferencji, przeżytych rekolekcji nic nie dadzą , gdy MY nic z tym nie zrobimy, gdy MY nie wprowadzimy tego w życie, nie wykorzystamy szansy oraz zdobytej wiedzy...

:-)

Anonymous - 2014-05-12, 10:39

helenast napisał/a:
Jarek doskonale powiedział podczas świadectw ,że setki przeczytanych książek , artykułów, konferencji, przeżytych rekolekcji nic nie dadzą , gdy MY nic z tym nie zrobimy, gdy MY nie wprowadzimy tego w życie, nie wykorzystamy szansy oraz zdobytej wiedzy...
- to było to Haniu co we mnie mocno strzeliło- bo to jest czesto moja nędza życia.
Anonymous - 2014-05-12, 11:07

Ja to też tak odczułam ... i dzięki tym słowom wszystkie inne zaczęły mieć znaczenie, łączyć się ze sobą , współgrać ...dostałam odpowiedź dlaczego tak wolno , dlaczego tak mało się zmienia w moim życiu - przecież taką mam wiedzę - czytaj - tylko teorię !!! ...
Myślę,że Bóg już swoje zrobił , zadziałał poprzez innych w różny sposób , dał wyraźne znaki ... teraz MY , nasza praca potrzebna by odczuć cud w naszym życiu ... cud , na który tak czekamy... Bóg może wszystko , ale gdy my sami nie uruchomimy naszej woli ?!.... nic się nie stanie...

Anonymous - 2014-05-12, 11:26

Juz sie dziewczyny nie mogę doczekać, kiedy te nagrania pojawia sie na naszej stronie
Anonymous - 2014-05-12, 12:57

Jeszcze czymś chciałam się podzielić ...
W sobotę , podczas konferencji M.Guzewicz mówiąc o problemach pokazał zdjęcie Chrystusa przybijanego do krzyża... Bardzo wstrząsające zdjęcie i zarazem takie dla mnie wymowne.

http://luxdei.pl/jpg/pasja09a.jpg

Oczywiście łzy same płynęły mi po policzkach ... Zobaczyłam siebie ... dokładnie w takiej pozie z takimi samymi ranami z tym bólem fizycznym ... Leżącą na ziemi , leżącą na moim krzyżu, bezradną i co najważniejsze nie mogącą się podnieść ... Często miałam takie odczucia,że nie dam rady... nie tylko nieść tego krzyża dalej , ale nawet go podnieść z ziemi ... Doznanie trudne do opisania słowami...
Teraz jest inaczej, lepiej bo otworzyłam się na wolę Boga , pogodziłam z pewnymi sprawami nie pytając już - dlaczego ? ... I najważniejsze - pozwoliłam , dopuściłam by inni ( w różny sposób) pomogli mi go nieść .Tak naprawdę jest łatwiej udźwignąć ciężar i rozmiar krzyża ...

Anonymous - 2014-05-12, 13:09

helenast, nie masz pojęcia jak się cieszę z tego, co Bóg robi w Twoim sercu.
Długą drogę przebyłaś :mrgreen:

Anonymous - 2014-05-12, 13:16

Dla mnie właśnie w nawiązaniu do tego też co napisałaś Helenast, ważne też były słowa pana Guzewicza, że nie samo cierpienie, krzyż są ważne ale ZGODA :!: na ten krzyż. Ja bardzo długo wierzgałam się, buntowałam, targowałam z Bogiem dopóki nie przyszedł taki dzień, kiedy to powiedziałam: ok, wkładam ten krzyż mocno na plecy, daje Ci rękę Jezu i idziemy razem. I właśnie wtedy zaczęły dziać się małe cuda, nie ten wielki cud na który cały czas czekałam (i oczywiście nadal czekam) - cud przemiany mojego męża. Zaczęły dziać się cuda we mnie samej i dzieją się nadal. Naprawdę od tego momentu, kiedy wyraziłam tak całym swoim sercem zgodę na ten krzyż. I za to dziękuję Ci Ojcze. Dziś już nie chcę zostawiać swojego krzyża, nie pytam dlaczego go niosę, bo wiem czym ten krzyż dla mnie jest i wiem, że dzięki niemu jestem w tym miejscu, w którym jestem teraz.
Anonymous - 2014-05-12, 14:01

Fajnie się was czyta dziewczyny i pod każdym waszym wpisem mogę się podpisać. We mnie ciągle pobrzmiewają słowa tych rekolekcji.....a dziś się przebija jedno - jak wielka jest odpowiedzialność mężczyzny za rodzinę, jej bezpieczeństwo i funkcjonowanie. Dlatego tak ważne są te trzy punkty M.Guzewicza (wymienione są w książce"Małżeństwo na krawędzi - zdążyłam ją już wchłonąć). Jak ważna jest nasza wytrwałość, zgoda na krzyż, a nawet na te twarde słowo"męczeństwo" to nigdy nie przepadnie ale zaprocentuje dla naszego małżeństwa i naszych dzieci. Te rekolekcje pogłębiły moją wiarę w sens mojego obecnego życia i zmotywowały do oczekiwania na kolejny "cud" , bo moje życie składa się z mniejszych czy większych cudów..... Słowa Jarka jak dla mnie kwintesencja wszystkiego - musimy wszystko przekładać na nasze życie, aby euforia po rekolekcjach znalazła swoje odzwierciedlenie w tym jak będziemy przeżywać naszą codzienność. Akumulatory naładowane do dzieła na chwałę Pana :!: :!: :!:
PS. wielkie podziękowania dla organizatorów i towarzyszącym nam kapłanów.

Anonymous - 2014-05-12, 15:10

miazia napisał/a:
aby euforia po rekolekcjach znalazła swoje odzwierciedlenie w tym jak będziemy przeżywać naszą codzienność.


Ta euforia to lekarstwo na załatanie może trochę podziurowanej nadziei , trochę nadszarpniętej wiary w naprawienie różnych spraw- problemów oraz utwierdzenie się w przekonaniu ,że nie jesteśmy w tym sami , że nie musimy być sami ....

[ Dodano: 2014-05-12, 15:14 ]
dorotakm napisał/a:
Dla mnie właśnie w nawiązaniu do tego też co napisałaś Helenast, ważne też były słowa pana Guzewicza, że nie samo cierpienie, krzyż są ważne ale ZGODA na ten krzyż



Przypowieść o krzyżu …
=================

Był człowiek, który narzekał na swoje życie. Skarżył się, że jest mu ciężko.
- Boże, dlaczego muszę dźwigać taki ciężki krzyż, czyżbyś kochał mnie mniej niż mojego brata, któremu wszystko dobrze się układa ? Przecież to ja jestem Ci wierny, posłuszny i nie zbaczam z drogi Twoich przykazań. A on? A oni! Mają wspaniałe domy, samochody, cudowne życie. Dlaczego nie ja?! Dlaczego innym wciąż się udaje? Czy ja w ogóle Cię obchodzę? Czy Ty mnie kochasz? – powiedział i poszedł spać. Nagle otworzył oczy
- ktoś ty? Czy mi się śni? Czy to anioł?
- to nie sen – powiedział Anioł – wstań, proszę i pójdź ze mną.
- dokąd chcesz, żebyśmy poszli?
- zaraz zobaczysz.
- gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? – rozejrzał się dookoła – ile tu krzyży!!! Setki! Tysiące… Każdy inny! Skąd tu tyle krzyży? Po co tu stoją? Do kogo należą?
- to są ludzkie krzyże – odpowiedział Anioł
- ludzkie krzyże?
- każdy musi jakiś nieść.
- ach tak! Teraz rozumiem, dlaczego tyle tych krzyży i dlaczego każdy z nich jest inny. Ale po co przyszliśmy tutaj?
- narzekasz na swój krzyż. Mówisz, że ci bardzo ciężko z nim iść. Bóg zezwolił, abyś tu przyszedł i wybrał sobie inny krzyż jaki tylko zechcesz i żebyś z tym nowym krzyżem szedł dalej przez życie nie narzekając.
- będę mógł wybrać krzyż, taki jaki tylko zechcę?
- tak, naprawdę możesz wybrać taki krzyż, jaki tylko zechcesz.
Człowiek rozejrzał się. Jeden z krzyzy od razu przykuł jego wzrok.
Jest taki piękny, złoty – pomyślał. Wreszcie będę miał wspaniałe życie.
-mogę go wziąć? – zapytał nieśmiało Anioła
- oczywiście
Człowiek nie może udźwignąć krzyża. Spróbuję jeszcze raz, niemożliwe, żeby był taki ciężki.
- za ciężki -wysapał z rozczarowaniem
- spróbuj znaleźć inny – powiedział Anioł – taki, który będzie lepszy dla ciebie.
- o ten będzie w sam raz! – wykrzyknął czlowiek. Jest piękny i mniejszy. Jest wysadzany wspaniałymi kamieniami i ozdobionym ornamentem. Tak, ten będzie dobry. Po chwili jednak dodał
- i ten jest za ciężki, a te ozdoby, którymi się zachwycałem gniotą mnie dokuczliwie. Szkoda, taki piękny.
- znajdziesz na pewno krzyż bardziej dla ciebie odpowiedni – powiedział Anioł. Tylko nie zniechęcaj się.
- ten będzie dobry – pokazał na kolejny.
Ale kiedy przymierzył się do niego, okazało się, że jest stanowczo za krótki i tłucze go po nogach. Nie przestawał jednak w poszukiwaniach będąc coraz bardziej smutny i zrezygnowany. Może przez zapomnienie nie zrobiono dla mnie stosownego krzyża? Nagle zauważa jakiś krzyż, przygląda mu się z uwagą. Ale, ale, dlaczego go wcześniej nie zauważyłem? Jakie szlachetne drzewo. Nie za ciężki. Po prostu w sam raz.
- znalazłem! – wykrzyknął uszczęśliwiony
Anioł uśmiechnął się.
- tak, ten mi odpowiada. Proszę cię, pozwól mi z tym krzyżem iść przez całe życie.
- a czy ty wiesz, że to jest twój krzyż? To ten sam, który od początku życia niesiesz na swoich ramionach – odpowiedział Anioł

[ Dodano: 2014-05-12, 20:50 ]
zenia1780 napisał/a:

helenast, nie masz pojęcia jak się cieszę z tego, co Bóg robi w Twoim sercu.
Długą drogę przebyłaś


Tak Zeniu bardzo długą , ciężką i krętą ... wiesz , bo jesteśmy na krokach :-)

Anonymous - 2014-05-12, 22:00

Bardzo głębokie i mądre są Twoje słowa i przemyślenia Haniu. ... we mnie te słowa wypowiedziane na rekolekcjach pewnie długo jeszcze muszą dojrzewać - szczególnie te, które dotyczą miłości do współmałżonka.... miłość pomimo ... . Myślę o tym, co Mieczysław Guzewicz mówił o trwaniu jak o męczeństwie..... to trwanie pomimo wszystko..., pomimo samotności i kłopotów - poczucia krzywdy i opuszczenia. .... teraz czekam kiedy pojawią się te materiały z rekolekcji ...
Anonymous - 2014-05-12, 22:22

Art napisał/a:
Myślę o tym, co Mieczysław Guzewicz mówił o trwaniu jak o męczeństwie..... to trwanie pomimo wszystko



Tak Artur , to najtrudniejsze ... Miałam wiele takich sytuacji ( nie tylko w małżeństwie), że można było wiele problemów załatwić jednym ruchem , decyzją, działaniem .... Wewnątrz mnie słyszałam ten głos - wytrzymaj, wytrwaj, ... Wytrwałam, wytrzymałam i cieszę się z tego ,że posłuchałam serca, sumienia, a nie ,, doradców,, ...

Anonymous - 2014-05-12, 22:41

Męczeństwo, krzyż - trudne słowa z jednej strony...
Osiołek, obiadek, ciepłe łóżeczko - z drugiej..

Mam o czym myśleć przez długi jeszcze czas..

Anonymous - 2014-05-13, 09:01

rona napisał/a:
Męczeństwo, krzyż - trudne słowa z jednej strony...
Osiołek, obiadek, ciepłe łóżeczko - z drugiej..


Wybór obranej drogi należy do każdego z nas i tylko od nas ... Bóg daje wybór, ale nie zmusza, nie ingeruje w naszą wolę ... Musimy sami pojąć decyzję czy ten ułamek życia tu , na ziemi ma być wygodny, lekki, beztroski czy te ,,przywileje,, zostawimy na wieczność...
Trudno mi było zrozumieć i pojąć moją postawę wobec trwania w tak trudnym małżeństwie i we wszystkim tym co działo się w moim życiu... Gdy ponad 4 lata temu dowiedziałam się o chorobie modliłam się o uzdrowienie... I Bóg mnie wysłuchał ... wysłuchał wg własnej woli , wg tego co dla mnie najlepsze ... uzdrowił mnie psychicznie i duchowo ... To było najważniejsze w danym momencie... To uzdrowienie było potrzebne i pozwoliło mi nabrać sił, wzmocnić wiarę ... Było potrzebne by dostrzec co dzieje się z moim mężem . On - tak zaślepiony , tak głuchy, tak nieczuły na całe zło , które czynił ... To już nie była droga z nachyleniem w dół ... to była pionowa skała , z której po prostu spadał... Przestałam patrzeć na moje męczeństwo jako na MÓJ ból psychiczny i fizyczny ... Przemieniłam to jako posłanie, moje zadanie, mój priorytet... Musiałam dokonać przemiany męża, nawrócenia, zbawienia, a i przez to uchronienia od potępienia... Zamiast na siłę próbować go zmieniać , zmieniłam siebie. Miałam świadomość ,że moja obojętność wobec ruchów i działań męża będą moim cichym przyzwoleniem na oddalanie się jego od Boga. Że moja cisza oraz brak działania spowodują,że stanę się wspólnikiem w upadku , w potępieniu męża.... Zmieniłam swoje podejście, słowa, działania. Pomogli mi ludzie , którzy stawali na mojej drodze - na chwilę lub na dłużej ... Wierzę,że te właśnie osoby były pomocą od Boga. .. Świadectwo mojej nowej postawy zaczęło działać ... Widzę ,że mąż zaczyna się zastanawiać co się dzieje, zaczyna analizować, mieć wątpliwości co do swojej postawy....
Gdy w lutym dowiedziałam się o nawrocie choroby pierwsza myśl co mam jeszcze do zrobienia, jakie mam zadanie... Może źle to interpretuję, ale znalezienie celu oddania mojego cierpienie pomaga mi nie zatracić się w rozpaczy, żalu , depresji i utracie tak cennego dla mnie każdego dnia ....
To moja osobista interpretacja męczeństwa , jego znaczenia, celowości, wykorzystania, przeżycia.... To pomogło mi też podnieść ten bardzo ciężki krzyż z ziemi i nieść go dalej . Nawet jest chyba trochę lżejszy gdy znalazłam cel niesienia go ...

Anonymous - 2014-10-27, 13:02

Rekolekcje GŚA

,, ... NIE NAZYWAM WAS UCZNIAMI, ALE PRZYJACIÓŁMI ... ,,,

W piątek myślałam,że mały jest związek myśli przewodniej rekolekcji do kryzysu małżeńskiego ... Jak bardzo się myliłam ... Już w sobotę na porannym wykładzie dostałam odpowiedź jak się to wszystko wiąże, uzupełnia... Przyjaźń - tak bardzo podobne słowo do miłości , tyle wspólnych cech, tyle wspólnych kierunków. Właściwie to jedno bez drugiego nie istnieje, nie funkcjonuje, nie uzupełnia się ....Są takie w sklepach breloczki, naszyjniki i inne gadżety, podzielone na pół z napisem friend - przyjaciel ... osobno stanowią nieokreśloną bryłę, a gdy połączy się dwie części stanowią całość np.serce ... Jedną z nich zostawiamy sobie , drugą oddajemy osobie bardzo bliskiej - czasem najbliższej.... Ta całość stanowi dopiero ten namacalny znak , to sedno przekazu ...
Gdy weszłam na kroki uświadomiłam sobie jak bardzo byłam samotna w życiu. No cóż, teraz wiem,że z własnego wyboru. Jako argument łagodzący 10 % przyznam nieświadomości ... Bardzo izolowałam się od ludzi, nie potrafiłam już od dziecka nawiązać bliższych relacji. Moje kontakty polegały na standardowej, grzecznościowej wymianie zdań... Kiedyś koledzy ze szkoły powiedzieli mi ,że boją się mnie, mojej silnej osobowości, surowości, twardości... Teraz wiem,że to był bardzo szczelnie postawiony mur pomiędzy mną a innymi ... Nie ma w tym żadnego wyjątku , nawet Boga trzymałam po tamtej stronie barykady... Byłam ja i Wszyscy inni - dwa obozy... I właśnie te rekolekcje uświadomiły mi dlaczego. Nie potrafiłam nawiązać więzi, nie potrafiłam wejść w relację w każdym znaczeniu tego słowa... No i doszła jeszcze duma, wmawianie sobie,że jestem samowystarczalna, taka Zosia-samosia, że nie potrzebuję nikogo bo potrafię załatwić wszystko, od dosłownie prostych spraw, po majsterkowanie, składanie, mebli, tapetowanie itp... Po co mi ktoś jeszcze? ...
Niestety z czasem zaczynało mi czegoś brakować. Pojawiły się problemy , które nie mogłam załatwić jednym telefonem, nie mogłam rozwiązać poprzez narzędzia. Stawałam się bezsilna czego konsekwencją była frustracjia, depresja, upadek, kryzys itd...itd... łańcuszek złych odczuć, emocji stawał się coraz dłuższy i coraz bardziej mnie oplatał... Teraz wiem ,że nie czegoś mi brakowało, a kogoś. Brakowało mi ludzi - jeszcze nie Boga, tylko ludzi ( tak wtedy myślałam) ... No tak , świadomość już we mnie była, ale jak teraz zrobić krok do przodu? Przecież musiałam uznać moją niedoskonałość- ja osoba chorobowo perfekcyjna, nałogowo doskonała miałam obalić swój pomnik, swój marmurowy postument ... Drugie pytanie, które mnie gnębiło to było do kogo mam się zwrócić? ... Nie wiem teraz które z tych spraw były dla mnie bardziej dołujące ,, ...jak... ,, czy ,, ...do kogo...,, ... To był moment, w którym uświadomiłam sobie mój życiowy błąd, moje wady jako człowieka żyjącego w społeczeństwie ... Nie umiem nawiązać kontaktu z drugim człowiekiem ! ... Analizując dzisiaj moje postępowanie , widzę ,że były znaki , które mi pokazywały jak ciężką i niewłaściwą drogą idę - z własnej woli ... Nawet historia ze spowiedzią, która kiedyś przeżyłam miała na celu wskazanie mi problemu- na rekolekcjach to odkryłam.. Otóż mówiąc grzechy pewien zakonnik zapytał , który raz i w jakim okresie czasu spowiadam się z tego samego grzechu ... no ja oczywiście szybciej mówiąca niż myśląca :roll: wypaliłam ,, ... a to jakaś ankieta ?... ,, . No cóż , zakonnik najpierw nie potrafił powstrzymać śmiechu , a później poprosił bym pomyślała nad jego pytaniem ... Na tamten czas odczytałam to jako brak poprawy - teraz znajduję w tym większy sens, mówiący - nie dajesz rady sama z tym problemem , nie umiesz sobie z tym poradzić, może warto poprosić o pomoc ... Tak, to było sedno jego pytania do mnie... A ja nawet nie miałam pojęcia tak naprawdę do kogo się zgłosić , bo co, miałam z tabliczką stanąć na wysepce ronda z napisem ,, MAM PROBLEM, KTO CHCE POMÓC ?,, ...
Nie umiałam nawiązać relacji, więzi bo nie było obok mnie Boga ... Tzn.był , ale ja go skutecznie odpychałam mówiąc nie, dziękuję za pomoc ...
Dużo czasu potrzebowałam na odpowiedź dlaczego wolę być sama... odpowiedź, którą po wejściu na kroki usilnie szukałam ... zbyt natarczywie, natrętnie, niecierpliwie. Chciałam by było wg - dziś pytanie dziś odpowiedź. Dopiero gdy odpuściłam, gdy wyciszyłam się, przestawiłam priorytety, zwaliłam mur dzielący mnie od reszty świata wszystko zaczęło się układać jak puzzle ... Powoli , z czasem , bez pośpiechu jak mówił ksiądz Grzywocz ... Powoli ? :!: Ja z ADHD mam powoli krok po kroku :shock: ... Ja , która uwielbiam szybkość i uczucie pulsującej adrenaliny mam zahamować ... Myślałam,że to niewykonalne , a jednak wszystko się da , nawet włączyć i jechać na wstecznym jak potrzeba... Zaczęło się udawać. Z rekolekcji na rekolekcje, z pracy na krokach ... Dokładnie tak jak mówił - powoli. Małymi porcjami chłonęłam, przyjmowałam do siebie prawdę, uznawałam moją małość, niedoskonałość ... Własnie dokładnie tak jak mówił rekolekcjonista... Zachłyśnięcie się zmianami może spowodować odwrotny skutek, czyli zamknięcie się w sobie, odizolowanie,strach oraz konsekwencję tego wszystkiego czyli ucieczkę ...
Tak pięknymi a zarazem prostymi słowami opowiadał ksiądz o przyjaźni, o jej podstawach, fundamentach, zasadach, o prawdziwych jej wartościach ... Zrozumiałam jak bardzo wszystko jest ze sobą połączone, wręcz zależne ... Jaka więź, stosunek oraz podejście do Boga tak i czynimy do siebie, do innych... Nie da się inaczej , nie da się tego oddzielić, podzielić, poklasyfikować ... Nie ma prostszych zasad ... Relacja z Bogiem , obranie drogi , zasad, nakazów ustanowionych przekazanych przez Chrystusa oraz zastosowanie tego w życiu zarówno do siebie jak i w równej części do innych to prosta droga i jakże mało skomplikowana. A my/JA najbardziej krętymi dróżkami i narzekanie jak to ciężko tak pod górę się wspinać, jaki to trud, jak wszystko boli ... Smutne, na własne życzenie mega komplikować sobie życie i jeszcze udowadniać ,że inaczej się przecież nie da ...
Często mówiłam , nie mam przyjaciela- bo na przyjaźń należy zasłużyć . Tylko kto ma na to zasłużyć -TEN , którego ja tak nazwę PRZYJACIELEM, czy JA która zostanę obdarowana od kogoś tą przyjaźnią ... I znów komplikacja bo jak to się ma w stosunku do BOGA ? ...
Wydawało mi się do tej pory, że tylko słowo MIŁOŚĆ jest tak bardzo skomplikowane, a tu okazuje się ,że i PRZYJAŹŃ ( i pewnie wiele jeszcze innych słów , nad którymi się nie zastanawiam na co dzień używając ich tak bardzo pospolicie ) ...
Jak mówił ksiądz Grzywocz przyjaźń to głęboka relacja, odczycie Boga oraz innych ludzi, nawiązanie więzi ... Potrzeba naprawdę wiedzy życiowej, doświadczenia,ciągłej nauki oraz poznawania tego odczucia. Zapisałam sobie słowa , które padły na rekolekcjach,że przyjaźń jest dla ludzi mądrych ... W przyjaźni należy dawać, ale i umieć brać , i to nie na zasadzie zapłaty, odwdzięczenia się, oczekiwań, tzw.postępowania wg zasad moralnych... te postawy nie mają nic wspólnego z przyjaźnią ...
Bardzo trudny temat, wymagający wielu przemyśleń, przemeblowania moich zasad, czynów, pojmowania idei tego słowa ...

To pierwsze moje doświadczenie duchowe , które odczułam podczas rekolekcji ... Inne opiszę później - zabieram się za obiadek dla moich domowników/głodomorków :-) ...
CDN



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group