To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Przywitanie i prośba o radę - nawrót kryzysu i załamania

Anonymous - 2014-12-24, 20:58
Temat postu: Przywitanie i prośba o radę - nawrót kryzysu i załamania
Witam wszystkich. Proszę o przyjecie do grona forum. Mam na imię Maciek, mam 38 lat i jestem w związku małżeńskim od kilku lat. W kryzysie...
Odważyłem się napisać Tutaj, ponieważ chyba przeżywam kolejne załamanie które dziś dało bardzo opłakane skutki. Czuję że jestem winny i nie wiem, jak się z tego podnieść.
Otóż w naszym małżeństwie od dawna gościły problemy. Bieżący jest związany ze świętami Bożego Narodzenia, a w szczególności chyba z moją więzią z rodziną, której moja Żona zdaje się w ogóle nie odczuwa, a to dlatego, że pochodzi z rodziny... nieco innej niż moja. Oczywiście nie mówię o swojej rodzinie, że jest idealna. Od jakiegoś czasu próbuję małżonce wytłumaczyć, że nasza wieź małżeńska słabnie, ponieważ praca i chęć rozwoju wzięła górę nad takim zwykłym, spokojnym życiem, pracujemy oboje, w tym moja Żona znacznie więcej, dzięki czemu jej dochody... są w jej ręku rzekomym silnym argumentem. W związku z Bożym Narodzeniem Żona moja postanowiła przygotować wigilię dla naszej dwójki, a następnie pójść do pracy, z myślą, że pozostałe dni świąt przeznaczy na odpoczynek, ja natomiast sugerowałem spotkanie z rodzicami i opłatek, a oprócz tego 2-3 godziny z moimi rodzicami w dowolnie wybrany dzień. Doszło z tego powodu do niebywałej kłótni, w której wywlekliśmy oboje swoje i naszych rodzin przypadłości, do drugiego pokolenia wstecz, do wigilii nie doszło w ogóle, choinka ciągle stoi w kartonie, a do swoich rodziców wysłałem jedynie sms, że przepraszam i życzę wszystkiego najlepszego. Teraz jestem na siebie wściekły a jednocześnie załamany, raz zaniedbaniem które popełniłem w tak ważnym dniu zarówno w stosunku do Żon, jak i do rodziców, jak i tym, że nie starczyło mi siły , odwagi i mądrości, żeby wszystko to pogodzić i przeżyć tak ważny dzień w sposób, w jaki na to wszyscy zasługują. Mam wyrzuty sumienia, że to ja jestem winien, że zachowałem się niedojrzale, wdając w pyskówki a potem uciekając od wszystkiego. Zdaję sobie sprawę, że to poważny a jednocześnie stale nawracający problem i zastanawiam, czy powinienem szukać pomocy psychologa? Czy tylko modlić się o mądrość i dojrzałość i rezygnować z ocenianych jako "niedojrzałe" potrzeb? Proszę o Wasze wypowiedzi. Wszystkiego Dobrego.

Anonymous - 2014-12-24, 21:41

Witaj Maciek.
Dobrze, że tutaj trafiłeś. Poczytaj trochę forum. Jest tutaj wiele wartościowych informacji, linków do nagrań rekolekcji, kazań, konferencji. Czytaj co piszą inni w swoich wątkach. Wiele z tego można się nauczyć.
Nie piszesz nic jakie miejsce w Waszym małżeństwie zajmował i zajmuje Bóg. To ważne.
A tymczasem dzisiaj proponuję abyś nie czekał, tylko ubrał choinkę, aby chociaż jutro i w kolejnych dniach było milej niż dzisiaj.
Dzisiaj jest mało osób na forum z oczywistych względów, ale otrzymasz odpowiedzi o które prosisz. Napisz tylko trochę więcej o sobie, o Waszym małżeństwie.

Anonymous - 2014-12-24, 21:56

Jakie miejsce w naszym małżeństwie zajmował Bóg? Wstyd przyznać, ale w kościele razem byliśmy nie częściej niż raz w roku... więcej nie muszę mówić. Dochodzę do wniosku, że do dojrzałości było nam bardzo daleko. Co jeszcze mogę napisać. Zaczynam rozumieć, że moja decyzja o małżeństwie była po części z chorobliwej potrzeby miłości nie połączonej zupełnie ze zdrowym rozsądkiem, a z drugiej strony - któż to może wiedzieć tak naprawdę. Szczerych rozmów było zawsze tyle, co teraz...
Anonymous - 2014-12-24, 22:08

Maciek zawsze jest czas zmienić swoje życie. Zacznij od siebie. Jeśli trafiłeś na forum katolickie to myślę, że coś w Tobie drgnęło. Jest nas tu wielu, którzy odeszli od Boga na wiele lat (ja również). Zawsze jest czas na zmianę, a to czy ona nastąpi zależy w dużym stopniu od Ciebie.
Zacznij od jutra i idź na mszę. Poproś podczas niej Boga o pomoc. Kto z Wiara prosi, otrzymuje.

Anonymous - 2014-12-25, 11:26

Dziś trochę refleksji przyszło i jeszcze więcej niepewności. Nie wiem, skąd w obojgu nas bierze się taka zaciekłość i trwanie za wszelką cenę przy swoim. Często jest tak, że nie porusza się pewnych tematów, bo doświadczenie pokazało, że są obiektem różnicy zdań. Ale czasami się nie da, a wtedy po kilku słowach wyjeżdża artyleria i zaczyna się wojna z hasłem "rozwód" włącznie. Do niedawna byłem "biernym słuchaczem", kończyło się tym, że wysłuchiwałem kilkudziesięcio minutowego monologu na swój temat a potem chowałem gdzieś w kąt próbować odbudować spokój i zapomnieć. Ale głęboko coś siedziało i męczyło coraz bardziej skłaniając do walki o swoje racje, o to żeby próbować za wszelką cenę wytłumaczyć, czego ja potrzebuję. W tym momencie gdzieś mi zniknęła granica pomiędzy byciem twardym facetem który cieszy się życiem i nie myśl o problemach i byciem rozkapryszonym chłopcem który płaczem i krzykiem żąda zaspokojenia swoich potrzeb. Jak się z tego podniosę? Jak będę próbował odkręcić słowa, które padły - nie mam zielonego pojęcia...
Anonymous - 2014-12-25, 12:41

Maciek... dobrze, że jesteś :-)

Ubrałeś choinkę?
Wiesz... wczoraj już było i liczy się tylko DZISIAJ, bo jutro jest tylko "bujaniem w obłokach" ;-)
Akurat nasze dzisiaj jest wyjątkowym DZISIAJ... Dla Szefa z Góry nie ma rzeczy NIEMOŻLIWYCH i dlatego życzę Ci właśnie DZISIAJ: BOŻEGO NARODZENIA w SERCU, które niech wypełni WIARA, NADZIEJA i MIŁOŚĆ...

Pogody DUCHA tu i teraz :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-25, 13:41

Wielkie podziękowania za zainteresowanie moim tematem. Dziękuję za życzenia i słowa otuchy.
Widzę z opisów, że małżeństwa obu z dotychczasowych rozmówców nie przetrwały, a jednocześnie zastanawiam się, dlaczego nie ma w Waszych wypowiedziach żadnych opinii, a konkretnie, co mnie na dziś nurtuje najbardziej, na temat tego czy należy dążyć do realizacji swoich pragnień mówiąc o tym współmałżonkowi i sugerując kompromis? Czy też należy przystać na wybór, jakiego się dokonało godząc w pełni z potrzebami i priorytetami współmałżonka? Czy może jedynym słusznym rozwiązaniem jest oddać swój los w ręce Boga i z pokorą i bez żalu przyjmować to, co życie przyniesie? Nigdy wcześniej nie byłem żonaty i nigdy wcześniej nie przeżywałem kryzysu, uczę się ciągle, niestety na własnych błędach.. trochę bolesna ta nauka.

Anonymous - 2014-12-25, 14:09

Maciek1978 napisał/a:
Nie wiem, skąd w obojgu nas bierze się taka zaciekłość i trwanie za wszelką cenę przy swoim.


Myślę, ze w duzej mierze wypływa to z naszej (Waszej) niedojrzalości. Kryzys, kazdy, nie tylko ten małzenśki, jest czyms co kaze nam sie zatrzymac i zrewidowac nasz życie i podjąc w zwiazkuz tym jakąs pracę ku dojrzałości.

Maciek1978 napisał/a:
Widzę z opisów, że małżeństwa obu z dotychczasowych rozmówców nie przetrwały, a jednocześnie zastanawiam się, dlaczego nie ma w Waszych wypowiedziach żadnych opinii, a konkretnie, co mnie na dziś nurtuje najbardziej, na temat tego czy należy dążyć do realizacji swoich pragnień mówiąc o tym współmałżonkowi i sugerując kompromis? Czy też należy przystać na wybór, jakiego się dokonało godząc w pełni z potrzebami i priorytetami współmałżonka?


Wiesz, posluchaj sobie tego, może coś \ci ti wyjaśni (mnie bardzo pomogło zrozumiec wiele)

http://sychar.org/przysiega/

Maciek1978 napisał/a:
Dziś trochę refleksji przyszło i jeszcze więcej niepewności.


Czy oprócz ubrania choinki byłeś również w kościele?

http://188.165.20.161/lan...Miodny.miod.mp3 (Miodny miód)

http://188.165.20.161/lan....do.chrzanu.mp3 (Święta do chrzanu)

Sa to dwa słuchowiska, które ukazaly się wczoraj z cyklu Plaster miodu

http://www.langustanapalmie.pl/plaster-miodu

Myślę, że jak najbardziej pasują do tego co się teraz w Twoim życiu dzieje.

Pozdrawiam i otaczam modlitwa.

Anonymous - 2014-12-25, 16:37

Tak, ubrałem choinkę, byłem na pasterce, co najdziwniejsze to ciągle miotała mną złość na wspomnienie przykrych słów które padły w moim kierunku. Dziś z tej złości wynurzyły się wyrzuty sumienia - że jednak Ona się starała, że może zły czas wybrałem na porządkowanie życia, że za mało empatii we mnie. Nie chcę się użalać nad tym co sie stało i jak się czułem, wiem,że sam zraniłem, powiedziałem "przepraszam, nie chciałem, żeby to tak wyszło. Boję się o przyszłość i chcę się zmienić.
Anonymous - 2014-12-25, 19:56

Witaj, może nie do końca na temat, ale jestem właśnie po przeczytaniu ksiązki którą poleciła mi psycholog, przeczytałam i rozjaśniła mi ona bardzo dużo. Polecam Ci ją i polecam innym którzy nie wiedzą jak rozmawiać ze współmałżonkiem, nie rozumieją go. Książka jest rewelacyjna 5 języków miłośći - Gary Chapmana. Trzymaj się, małymi kroczkami można próbować zmieniać siebie i swoje małżeństwo, ale musisz troszkę poczytać, posłuchać konferencji to duzo daje. Ja po 10 latach małżeństwa uważam, że nie znam swojego męża, że tak naprawdę mijaliśmy się przez tyle lat i nic o sobie nie wiemy:( Ale bez książek, konferencji ,you tuba nie dowiedziałabym się tego wszystkiego. Polecam jeszcze na you tube program z TV Trwam seria "7 sakrament".
Anonymous - 2014-12-25, 20:41

Może to głupio zabrzmi, ale przez chwilę pomyślałem "potrzebuję sprawdzonego leku, konkretnego scenariusza, punkt po punkcie, jak postępować, żeby jak najszybciej zażegnać kryzys. Mam werwę do działania, chcę coś zmienić". Tym czasem zaczynam sobie zdawać sprawę, że to może być ciężka praca która może nie przynieść żadnych oczekiwanych przeze mnie efektów... zastanawiam się nawet nad tym, jak zrobić rachunek sumienia, jak przyznać że byłem daleko od takiej prawdziwej Wiary, czy moja chęć zmiany to nie tylko potrzeba chwili. Chyba problem jest w tym, że wierzę zbyt słabo, we własne siły również.
Anonymous - 2014-12-25, 23:26

Maciek1978 napisał/a:
zastanawiam się, dlaczego nie ma w Waszych wypowiedziach żadnych opinii, a konkretnie, co mnie na dziś nurtuje najbardziej, na temat tego czy należy dążyć do realizacji swoich pragnień mówiąc o tym współmałżonkowi i sugerując kompromis? Czy też należy przystać na wybór, jakiego się dokonało godząc w pełni z potrzebami i priorytetami współmałżonka? .


Maćku, jak najbardziej należy mówić o swoich pragnieniach współmałżonkowi. Nie ma żadnego powodu, dla którego w małżeństwie potrzeby jednej osoby miałyby być stale ważniejsze niż potrzeby drugiej. Natomiast kompromis to nie jest najlepsze wyjście, najlepszy jest konsensus.

Nie nauczyliście się rozmawiać ze sobą, w ogóle nie mieliście zwyczaju dotąd rozmawiać. Początki mogą być trudne, ale bez tego nie da się być normalnie razem. Na szczęście jest jeszcze kilka innych możliwości niż zamiatanie pod dywan albo tupanie nóżką i wrzaski. Tylko tego trzeba się nauczyć... Najlepiej w tandemie. Może przydadzą Wam się jakieś warsztaty albo nawet terapia dla par, taka ukierunkowana na komunikację.

Czytając Twoje posty mam wrażenie, że znalazłeś się w dobrym punkcie: masz już dość, widzisz swoje błędy, masz motywację, żeby działać, nie ufasz swoim siłom, zastanawiasz się nad spowiedzią - to wszystko dobrze rokuje. Zwłaszcza to ostatnie. Znasz powiedzenie: "Jak Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu".? To naprawdę działa! Żonie na razie daj spokój, zrób porządek ze sobą i dopiero potem bierz się za porządki w małżeństwie. Jak pojednasz się z Bogiem, to i dla siebie zobaczysz odpowiednie miejsce w swoim życiu, i dla żony, i dla Świąt, i dla choinki ;-) I dostaniesz od Boga mądrość i siłę, skąpy to On nie jest :-D

Anonymous - 2014-12-26, 08:46

Problem leży w tym, że chyba ciągle się boję. Może to głupio zabrzmi, ale nie mam pojęcia, co to znaczy "pojednasz się z Bogiem". Mam też czasem wrażenie, że sam żyję w udawanym świecie starając się zapomnieć to, co robiłem po kryjomu, żeby za wszelką cenę oderwać się od rzeczywistości, która mnie przytłaczała ( alkohol, myśli o zdradzie, o tym, że stać mnie na lepszą partnerkę, ucieczki w internet i rzeczy które tam można znaleźć a które absorbują pozwalając zapomnieć i poczuć chwilę ulgi). Na tę chwilę mam niezły mętlik w głowie.
Anonymous - 2014-12-26, 09:51

cześć Maciek, chyba wielu z nas się boi, ze coś nie wyjdzie
ale to nie powód, żeby nie spróbować

żeby odnaleźć Boga trzeba zacząć Go szukać
Bóg daje się poznać- najpierw modlitwa, szczera rozmowa, jak z realną Osobą, wyznanie swoich słabości: tak, jak robisz to tutaj na forum, może rozmowa z mądrym księdzem, który Cię naprowadzi, czytanie Pisma św. (codziennie w inetrnecie znajdziesz czytania na danym dzień z rozważaniem, może jedno dwa zdanie przemówi do Ciebie szczególnie, może znajdziesz tam coś, co Ciebie "dotyka" i tak sobie przerabiasz te słowa cały dzień w myślach- to jest właśnie to, co Bóg mówi do nas. Tutaj na forum jest wiele kazań i konferencji, nawet już Cię naprowadzano na "Plaster Miodu" o.szustaka- posłuchaj, przemyśl... I zobaczysz , że Twoje nastawienie zacznie się zmieniać, a potem postepowanie.

Dziękuję, że masz odwagę pisać tak otwarcie o swoich słabościach- ja przez Twoje wpisy coś zrozumiałam, coś mi się rozświetliło w głowie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group