To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Kolejny kryzys - czy warto walczyć

Anonymous - 2014-12-21, 20:38

kenya napisał/a:
Spójrz jak tracisz MOC
kenya napisał/a:
Odwróć uwagę od niego, skup się na tym jak sobie możesz pomóc.


Współczuję Ci Fuksjo... ale na 100% bez decyzji męża... absolutnie NIC nie może się zmienić w jego życiu. Nikt również... nawet Ty... tego za niego nie zrobisz.

Pogody DUCHA :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-21, 21:00

fuksja napisał/a:
Nie mam pojęcia co czuje mój mąż, mówi że świetnie mu samemu. Kiedy córka inormuje go, że jest jej smutno mąż odpowiada, że jemu też jest smutno. Patrząc na niego wcale nie można powiedzieć, żeby był szczęśliwy, teściowa też stwierdziła, że "coś go gryzie" i jest przygnębiony. Ale trudno to odgadnąć. Być może oboje jesteśmy jednakowo nieszczęśliwi.


To oczywiste, że mąż nie jest w skowronkach, ale to nie powód abyś jego ratowała zamiast siebie. Poza tym to ratowanie mężów to takie oszukiwanie siebie zazwyczaj...schemat myślenia :
mąż sie pogubił, nie wie co robi, jest mu źle beze mnie i ja go uratuje, a jak go uratuje to do mnie wróci.
Jeśli mąż nie odszedł do innej to może warto mu dać trochę oddechu, aby spokojnie sobie przemyślał pewne sprawy ?

Anonymous - 2014-12-21, 22:12

grzegorz_ napisał/a:
Jeśli mąż nie odszedł do innej to może warto mu dać trochę oddechu, aby spokojnie sobie przemyślał pewne sprawy ?


Otóż to!
Niech zobaczy, że nie wspinasz się po nim jak pnącze, że oddychasz pod jego nieobecność, że dostrzegasz wiele aspektów życia, że potrafisz cieszyć się życiem, że jesteś wzorem dla Waszej córki, że masz siłę w sobie i chęć by życie smakować. Brzmi zachęcająco?
Teraz zapewne to trudno osiągalne stany dla Ciebie, ale wyobraź sobie że mogłyby stać się Twoim udziałem. Jak pięknie byłoby stać się wolnym człowiekiem.....

Anonymous - 2014-12-22, 15:37

Dziś rano dostałam ciekawy telefon z informacja, że mój mąż był widziany kilka dni temu w innym mieście z jakąś kobietą :shock: Przy okazji dzisiejszej wizyty u córki zapytałam go wprost o co chodzi. Z dziwnym uśmiechem i zadowoleniem odpowiedział, że był ze znajomymi i było tam kilka koleżanek i kolega. Nie chciał podać imion, bo stwierdził że tak nie znam tych ludzi. Zarzekał się i przysiągł, że z nikim się nie spotyka, tylko ja mu nie wierzę. Stanowczo powiedziałam, że nie będę go gonić jak króliczka i płaszczyć się przed nim. Prawda prędzej czy później ujrzy światło dzienne. Oświadczyłam mu też, że nie złoże pozwu rozwodowego, bo to dla mnie to nieuczciwe, głupie i bezsensowne rozwiązanie. Wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że sprawa kryzysu jest niewyjaśniona więc jeżeli poukłada sobie wszystko w głowie to on ma zaproponować spotkanie. Znów pozostaje mi czekać i modlić się o jego uzdrowienie :cry:
Anonymous - 2014-12-22, 23:01

Tylko nie zapomnij o modlitwie o Pogodę DUCHA dla siebie... :!: :idea:
Anonymous - 2014-12-23, 12:58

Tak, tak. Modlę się też o siebie ;-) . Po poranku pełnym smutku i płaczu nadchodzi bardziej pogodne popołudnie. Niestety mam coraz więcej żalu do męża o córkę, o podejście do niej i jej problemów. Jego egoizm i infantylność denerwuje mnie teraz jak mało co. Jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym...?
Anonymous - 2014-12-29, 23:12

Dawno się nie odzywałam..., ale zajęłam się sobą i córką rzecz jasna.
Nic się u mnie nie zmienia, nadal zawieszona jestem w próżni. Nie kontaktuję się z mężęm, nie pytam, nie wychodzę przed dom kiedy przyjeżdża po córkę. Po prostu nie robię nic. Dzisiaj córka opowiedziała mężowi o swoich smutkach, że bardzo chciałaby żeby wrócił. Stwierdził, że nie może tego zrobić. Woli żyć sam i obarcza mnie całą winą za obecną sytuację. Ja, szczerze powiedziawszy, mam już dosyć. Zastanawiam się co dalej robić. Modlę się, licząc na cud, ale z drugiej strony rozum podowiada mi, że prawdopodobieństwo cudu jest znikome. Przed chwilą obejrzałam jeden z odcinków "Pytania na śniadanie - Jak Bóg uratował rodzinę". Wzruszające. I nagle olśnienie - cuda się zdarzają.
Pomóżcie, do jakiego momentu wierzyć, że coś może się zmienić, a kiedy powiedzieć stanowczo - STOP, to małżeństwo trzeba zakończyć. Czy będę to jakoś czuła?

Anonymous - 2014-12-29, 23:36

fuksja napisał/a:

Pomóżcie, do jakiego momentu wierzyć, że coś może się zmienić, a kiedy powiedzieć stanowczo - STOP, to małżeństwo trzeba zakończyć. Czy będę to jakoś czuła?


Fuksja
Jeśli zostaniesz wierną czytelniczką tego forum to stop nie powiesz nigdy i bedziesz wierzyć w cuda następne 10 lat

Anonymous - 2014-12-29, 23:55

Fuksja

Pisałem już na innym wątku, ale powtórzę tutaj. Bardzo podoba mi się taki zwrot, który ostatnio usłyszałem:

Należy mieć nadzieję,
ale należy się przygotować na najgorsze.

Tak jest z nami. Walcz o siebie, bo potrzebna jesteś córce. O resztę się nie martw. Jak będziesz spokojna, to wszystko zobaczysz w innych barwach.

Ale przepraszam, o jakim kończeniu małżeństwa Ty piszesz? Małżeństwa na tym forum traktujemy jako nierozerwalne. Jak więc możesz je zakończyć? Możesz tylko czekać lub po ludzku układać sobie życie. Ale czy sądzisz, że ktoś tutaj pochwali Cię? Masz wolną wolę. Możesz więc podejmować sama decyzje. Nie będziemy Cię na siłę zatrzymywać, ani wyganiać. Możemy tylko sobie podyskutować. Nikogo nie możemy do niczego zmusić. Zwłaszcza naszych małżonków.

Cuda się zdarzają. Niestety zwykle nie wtedy, gdy ich z utęsknieniem wyglądamy. Bóg ma inną miarę czasu. Ja też na początku myślałem: miesiąc, góra pół roku. A tu już minęły ponad cztery lata. Co się zmieniło? Ja. Może o to w tym wszystkim chodziło. Zastanów się więc, jak zmienić siebie. Co by się w przyszłości nie stało, na pewno warto zmienić siebie. Zawsze coś tam w nas jest do poprawy. Najlepiej zacząć od spraw łatwych i prostych do zmiany. A jak zaczniesz, to możesz i później zabrać się za rzeczy poważne i trudne. To jest jak z bieganiem. Najpierw mały jogging, a potem nagle zaczynamy się przygotowywać do maratonu.

To kiedy zaczynasz jogging?

Nie upadaj na duchu. Początki zawsze są trudne. Pojawiają się zakwasy, zła pogoda, niedobre buty. Wszystko mówi, żeby dzisiaj nie iść na trening. Ale jak raz go przerwiesz, to później jeszcze trudniej do niego wrócić. Tak samo jest ze zmienianiem siebie. Nie można ustawać.

Pozdrawiam

Anonymous - 2014-12-30, 00:02

Na forum mogę zostać...i czytać, ale tu chodzi o małżeństwo. Jak mam zająć się sobą skoro przez kolejne 10 lat mam modlić się o cud uratowania małżeństwa. Zastanawiam się kiedy przychodzi ten moment, że uznajesz go za właściwy i podejmujesz decyzję o - TO KONIEC, Bóg to podpowiada? Czy to przychodzi tak jakby z nikąd?Podpowiedzcie DOBRZY LUDZIE:)
Anonymous - 2014-12-30, 00:07

fuksja napisał/a:
Zastanawiam się kiedy przychodzi ten moment, że uznajesz go za właściwy i podejmujesz decyzję o - TO KONIEC, Bóg to podpowiada? Czy to przychodzi tak jakby z nikąd?Podpowiedzcie DOBRZY LUDZIE:)


A bierzesz pod uwagę wariant, że taki moment może nigdy nie przyjść? I oby nie przyszedł.
Już Ci Jacek wyżej o tym pisał.

Anonymous - 2014-12-30, 00:11

Fuksja

Nikt Ci tego nie powie, bo:
1. regulamin tego forum na to nie pozwala
2. nikt odpowiedzialny nie będzie chciał wziąć na siebie takiej odpowiedzialności (a są tu raczej sami odpowiedzialni ludzie).

Dlatego powtarzam jeszcze raz. Pracuj nad sobą, a odpowiedź w końcu sama się pojawi. Ale niestety to może potrwać.
Niestety, ale na tym forum pierwsza rada, jaką musisz usłyszeć, to CIERPLIWOŚCI.

A teraz na wesoło: Kiedy wskazany jest pośpiech?
1. przy łapaniu pcheł
2. przy jedzeniu ze wspólnej miski
3. przy biegunce

Reszta wymaga rozwagi i cierpliwości. której może nie mieliśmy wybierając sobie partnerów. Ale teraz ponosimy tego konsekwencje.

Pozdrawiam i cierpliwości

Anonymous - 2014-12-30, 09:00

Fuksja,
tutaj chodzi o Ciebie.
Ten czas jest dany Tobie, żebyś mogła zmienić siebie.
Nie koncentruj się TYLKO na modlitwie o swoje małżeństwo, małżonka....
Oczywiście módl się w tej intencji, ale przede wszystkim zacznij prace nad sobą.
Tak jak pisze Jacek- codziennie małe zadania do wykonania, czytanie Pisma św., może wasztat 12 kroków...
Chcesz wpływac na męża, na sytuację- ale nie masz na to wpływu, sama już czujesz się zmeczona ciągłym koncenrowaniem się i czekaniem na cud.
Jak zajmijesz się sobą i zaczniesz zmieniac siebie- to dopiero zobaczysz cuda :-)

Anonymous - 2014-12-30, 12:24

Podoba mi się zdanie chyba Mirakulum (a przynajmniej jest ona tego dowodem): "do ludzi szczęśliwych wracają małżonkowie" :) I nie chodzi o szczerzenie zębów na siłę. Ogólnie chodzi o... polubienie siebie, pokochanie siebie, bycie szczęśliwym choćby przebywając samemu ze sobą :) Ale nie dla niego. Dla siebie samej.

Z innej strony gryząc problem: "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". Źle ci samemu/samej ze sobą? To niedobrze, bo to znak, że może nie lubisz siebie? A drążąc dalej - nie masz miłości do siebie, to jak chcesz dać miłość komuś innemu?

I nie zrozum mnie źle. Facet któremu się nagle odwidziało ma problemy z sobą samym i pewnymi wartościami. Nikt tu nie usiłuje Ci wmówić, że to przez Ciebie (ale jak dostrzeżesz swoje błędy w waszych relacjach też na dobre TOBIE to wyjdzie). Te słowa to nie kij na Ciebie (ale ty zła, zmień się), a bandaże i pomocne dłonie, bo jak Bety pisze ten czas to świetna szansa dla Ciebie by stać się bardziej zadowoloną z życia, szczęśliwszą niż byłaś. I to też przekażesz swoim dzieciom.

To tak ogólnie ;-)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group