To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Kolejny kryzys - czy warto walczyć

Anonymous - 2014-12-20, 14:30
Temat postu: Kolejny kryzys - czy warto walczyć
Przeglądam to forum od jakiegoś czasu, żeby znaleźć wskazówki i wsparcie dla siebie. Moja historia jest podobna do wielu z tych tutaj. Mój mąż zostawił mnie pod koniec listopada i zrobił to naprawdę z "wielką klasą". Po kilku tygodniach milczenia, wycofania się z życia rodzinnego i psychicznego męczenia mnie najnormalniej w świecie uciekł. W tym dniu kiedy wróciłam z pracy zorientowałam się, że zabrał przybory osobise, kilka ciuszków i wyprowadził się do swojej ciotki, mieszkającej kilkanaście kilometrów od mojego miasta. Parę dni wcześniej próbowałam z nim rozmawiać na temat jego zachowania, pytałam nawet czy zależy mu na naszym małżeństwie i odpowiadał stanowczo, że TAK. A za parę dni udowodnił to porzucając mnie i chorą córkę. Do dzisiaj nie wiem o co chodzi. W międzyczasie udało mi się namówi go na pięciominutową rozmowę, w której stwierdził, że ten związek nie ma sensu. Tylko dlaczego...? Dziwne to wszystko, bo 5 lat temu zrobił coś podobnego. Milczał, obojętniał po czym wyprowadził się na ponad miesiąc, oświadczając że ma mnie dosyć. Przypuszczać tylko mogę, że mój mąż tak dziwnie reaguje kiedy zaczynam mówić o swoich potrzebach, o tym że wiecznie spędza czas poza domem, jakby nie zauważył, że w jego życiu jestem ja i córka. Wtedy 5 lat temu wrócił, ale teraz juz zapowiedział, że nie ma zamiaru tego robić. Cierpię, ale najbardziej cierpi moja córka, która kocha męża nad życie, mimo że nie poświęcał jej prawie wcale czasu i uwagi. Biedne moje dziecko od kilku dni powtarza, że życie nie ma sensu, bo nie ma z nami taty. Pocieszam ją jak mogę, chociaż sama potrzebuje pocieszenia. Najgorsze jest to, że mąż jest nieczuły na słowa córki (oczywiście poinformowałąm go o tym) i na pocieszenie powiedział jej, że bez różnicy czy mieszka gdzieś indziej, czy z nami, bo tak większości czasu go nie było w domu. Czuję się fatalnie i taka oszukana, bo jeszcze w październiku sama przed sobą mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa z tym człowiekiem i bardzo go kocham. A tu nagle - zaatakował z nienacka i wbił nóż w samo serce! Modlę się codziennie i proszę Boga, żeby oprzytomniał. Wiem, że nie mogę go do niczego zmusić, ale moja córka nie jest w stanie tego pojąć. No i żeby było ciekawiej, od tygodnia jestem na zwolnieniu L-4, ponieważ pracuję razem z meżem w jednej firmie, w jednym biurze. I gdy widziałam go przez 3 tygodnie w pracy, jego wzrok pełen pretensji i złości czułam się jakbym miała zemdleć ze starchu. Teraz przynajmniej wyciszyłam się, ale za jakiś czas trzeba będzie wrócić do pracy...i co dalej?
Anonymous - 2014-12-20, 17:25

Fuksjo

Musisz się naszykować na długą drogę. Jeżeli już raz odszedł z domu, może coś w nim tkwi, co go do tego popycha. Może to dzieciństwo. Takie zachowanie jak opisujesz pasuje mi do zachowania dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców. Niby wszystko jest w prządku, a tutaj nagle odchodzą. Nie potrafią sami stworzyć trwałego związku.
Może to choroba córki, może nie potrafi być odpowiedzialnym, ...
Wiele jest powodów. Dobrze byłoby je poznać, żeby wiedzieć jak dalej postępować, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza jesteś teraz Ty. Musisz zająć się sobą. Odbudować siebie. Człowiek po czymś takim czuje się, jakby nie był nic wart. A Ty jesteś przecież odpowiedzialna. I musisz taka pozostać dla córki.
Może znowu mąż wróci. Nie wiemy tego.
W pracy musisz mu pokazać, że jesteś twarda. I musisz taka być, bo jak nie wróci, to musisz być dla córki. Rozumiem, że jeszcze wiele lat jej brakuje do dorosłości.
Nie od razu minie Twoje cierpienie. Ale minie. Prędzej czy później. Jednym zajmuje to pół roku, innym kilka. Ale przychodzi spokój. Ja obecnie jestem spokojniejszy, niż gdy byłem z żoną. Musiałem wszystko poukładać w domu i jest OK.

Trzymaj się i pracuj nad sobą.
Pozdrawiam

Anonymous - 2014-12-20, 17:42

Najsensowniej a jednocześnie najtrudniej umówić się na kawę (poza domem)
i spokojnie, bez okazywania emocji, bez oskarżania, bez słów "wróć" porozmawiać.
Tylko mąż wie dlaczego odszedł, zatem najlepiej go zapytać, zamiast domyślać się, a może diabeł opętał, a może trudne dziecinstwo, a może depresja...

Anonymous - 2014-12-20, 18:00

Dziękuję za słowa otuchy. Mąż faktycznie miał trudne dzieciństwo, był bity przez ojca i wiem, że o to ma ogromny do niego żal. Żadne z rodziców na nauczyło go rozmawiać i mówić o swoich problemach. Najlepszym lekarstwem była ucieczka. Podobnie jak teraz, mąż w dzieciństwie uciekał do sowich dziadków, na marginiesie mówiąc do domu w którym obecnie przebywa. Tylko dziadkowie już nie żyją. Myślę, że tam czuję się bezpiecznie tak jak w dzieciństwie. To taki typ niedojrzałego emocjonalnie samotnika. Problem też polega na tym, że za wszystko co złe próbuje mnie obarczyć odpowiedzialnością. Parę dni temu stwierdził nawet, że to ja mam złożyć pozew rozwodowy,a ja nie mam zamiaru tego zrobić. Włąśnie wróciła moja córka, dzisiaj była cały dzień z mężem. Przekazała mu list ode mnie, w którym zgodnie z zaleceniam Dobsona napisałąm, że nie będę go do niczego zmuszała i jak chce, może zyć samotnie. Ale mąż listu nie wziął, nie chciał przeczytać. Jak mu przekazać jakąkolwiek informację skoro nie rozmawia ze mną, listów nie przyjmuję, a sms'a pewnie skasuje przezd przeczytaniem. Ja już nie wiem co robić?
Anonymous - 2014-12-20, 19:42

Witaj, Fuksjo na forum :-)
Przed Tobą długa droga, ale wielu z nas, jeśli przebyło choć jej kawałek i wlazło na małą bodaj górkę, mówi że warto :-) Ta długa droga to w dużym skrócie "w relacji z Bogiem zmieniaj siebie, nikogo innego nie jesteś w stanie zmienić".
Zacznij od zdystansowania się emocjonalnego od męża i jego raniących zachowań. Nie chodzi o to, aby przestać go kochać, ale kochać tak, aby jego zachowanie czy słowa maksymalnie mało się na Tobie odbijały. Warto w tym celu poczytać trochę, jak i dlaczego zachowuje się człowiek z rodziny, gdzie były jakieś patologie. Łatwiej wtedy złapać dystans do swojej sytuacji. Warto też skorzystać z łask sakramentu małżeństwa i w rozmowach z Panem Bogiem pytać się właśnie o to co Cię dręczy, czyli - co robić? On zna odpowiedź, i to rozwiązanie będzie najlepsze dla Was obojga, i to nie tylko na dziś, ale i w dalszej perspektywie.
Uderzyło mnie kilkukrotne powtórzenie przez Ciebie "moja córka". A nie jest to Wasza córka?

Anonymous - 2014-12-20, 19:59

Oczywiście córka jest nasza, ale mam wrażenie że mąż tego nie rozumie, bo jak można krzywdzić tak swoje dziecko. Tym bardziej samemu będąc po okropnych przejściach w dzieciństwie. Próbuje jak mogę zdystansować się do całej sytuacji, ale w takich chwilach jak dzisiaj, kiedy córka spotyka się z tatusiem totalnie się rozklejam. I jeszcze ten odrzucony przez męża list ode mnie, jak ja mam nawiązać z nim kontakt...? Raz jestem silna i wierzę, że będzie dobrze, za chwilę ryczę i nie mogę nad sobą zapanować. I tak na przemian, obłędu można dostać. Z każdym dniem tracę nadzieję na to, że mąż będzie chciał wrócić, chyba mnie znienawidził po 11 latach małżeństwa, tylko za co. Nie dałam mu żadnego powodu.
Modlę się, płaczę,modlę się, płaczę...

Anonymous - 2014-12-20, 21:49

fuksja napisał/a:
I jeszcze ten odrzucony przez męża list ode mnie, jak ja mam nawiązać z nim kontakt...?


fuksjo, póki co nie masz wyjścia, musisz czekać na męża ruch.
Jeśli nie chce kontaktu z Tobą, nie zmusisz go.

btw, jak córka czuje się po spotkaniu z jej tatusiem?....nic o tym nie piszesz :-)

Anonymous - 2014-12-20, 23:06

Do Kenya

Szczerze powiedziawszy wróciła dość zadowolona, dawno nie poświęcił jej tyle czasu co dzisiaj. Myślę, że ten dzień był dla niej naprawdę fajny i cieszę się z tego. I masz rację, do niczego nie zmuszę mojego męża, który widzi we mnie wroga i oprawcę, bo uaktywniła się jego trauma z dzieciństwa. Wiem, że on potrzebuje pomocy, ale pomóc sobie nie pozwoli. Więc co ja biedna mogę?

Do Nirwanna

Dziękuję za podpowiedź w sprawie zachowań dorosłych z rodzin patologicznych. Strzał w dzisiątkę, troszkę sobie poczytałam :shock: Ale niestety natknęłąm się na świetny artykuł o uzależnionych od miłości kobietach, czyli kochających za bardzo. Do tego uzależnienia ja pasuję jak ulał! I kolejne niestety - tacy mężczyźni jak mój mąż wiążą się z takimi kobietami jak ja :-x ...i nieszczęście gotowe. Pozwoliłam sobie na ranienie mnie przez tyle lat, znosiłam to cierpliwie licząc na cud, bo bałam się i boję samotności. Faktycznie czas popracować nad sobą, znaleźć dobrego psychoterapeutę i dam radę. Szkoda, że mój mąż jest taki zamknięty i wycofany i nie daje sobie pomóc, nikomu.
Ale cóż, każdy jest kowalem swojego losu...Ale się cieszę :mrgreen: że znalazłam się w tym miejscu i tak szybko otrzymałam pomoc. Nie ma to jak oddać się i uwierzyć Bogu!

Anonymous - 2014-12-21, 00:10

fuksja napisał/a:
Więc co ja biedna mogę?


Możesz, możesz ;-) Twoje "nic" to bardzo wiele. Czytasz Dobsona i już wiesz, że ruch należy właśnie do męża... Nie jest łatwo wytrzymać i być konsekwentnym, ale WARTO.

Pogody DUCHA :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-21, 11:43

Nie spałam dzisiaj prawie całą noc i zastanawiałam się jak ja sama mogłam doprowadzić do tak chorej sytuacji. Już po pierwszej wyprowadzce męża powinnam postawić wyraźne granice, a ja byłam tak szczęśliwa z jego powrotu, że naskakiwałam jak "kwoka" i spełniałam każdą zachciankę, nie myśląc zupełnie o sobie. Wiem, że mój mąż dźwiga ogromny bagaż traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Ucieka w samotność krzywdząc najbliższych, bo tak jest najprościej. Nieświadomie pewnie powiela zachowania ojca z dzieciństwa, tyle że nie stosuje przemocy fizycznej. Nie potrafi sobie poradzić z problemami i chowa się za potężnym murem, ucieka sam przed sobą. Parę dni temu, kiedy telefonowałam do mojej teściowej, szukając w niej wsparcia ona powiedziała, że świetnie mnie rozumie, bo przez całe życie miała tak samo z teściem. Co za paranoja, ona przez prawie cztery tygodnie nic mu nie powiedziała, że rodzina jego syna jest w rozsypce, że syn się wyprowadził, bo bała się teścia reakcji, awantur i oskarżania.
Trudno oczekiwać, żeby mąż chciał się zmienić, ponieważ nie uświadamia sobie swojego problemu. Wiem, że on także bardzo cierpi i jest jak małe dziecko we mgle. Nie wiem kogo zaangażować do pomocy mu. Jak mężowi otworzyć oczy, że ja mówiąc o swoich potrzebach nie odbieram mu wolności. Jak wytłumaczyć, że funduje koszmarne przeżycia córce i zapełnia jej bagaż doświadczeń z dzieciństwa takimi wspomnieniami.
Martwi mnie, że nie znajdzie się nikt kto wyrwie męża z tego błędnego myślenia i nasze małżeństwo dobiegnie końca. I co wtedy Bóg na to, jest przecież przeciwny rozwodom...Wiem, że trzeba ciągle wierzyć, że może zdarzy się cud, ale chyba też trzeba trochę trzeźwiej spojrzeć na problem.

Anonymous - 2014-12-21, 13:02

fuksja napisał/a:
Nie spałam dzisiaj prawie całą noc i zastanawiałam się jak ja sama mogłam doprowadzić do tak chorej sytuacj


W tym jednym zdaniu zawiera się przekonanie i wciąż jeszcze sporo wiary, że TY możesz zmienić wewnętrzne życie męża, że posiadasz narzędzia za pomocą których wpłyniesz na to, że jego traumy go opuszczą.

Dopóki będziesz fuksjo iść tym tropem, spotykać Cię będzie rozczarowanie za rozczarowaniem.

Nie oczekuj też, że teściowa, która poddana jest od lat podobnym mechanizmom zależności, nagle znajdzie rozwiązanie - to niemożliwe. I z całą pewnością nie o brak chęci i zaangażowania tu chodzi.

fuksja napisał/a:
Trudno oczekiwać, żeby mąż chciał się zmienić, ponieważ nie uświadamia sobie swojego problemu.

No właśnie!
Jedyne co możesz fuksjo, to skupić się na sobie, znajdując wsparcie w stosownej terapii, by pomoc sobie radzić z tą sytuacją i odkryć swoje własne traumy. On powinien to zrobić na własną rękę, nikt ale to nikt za niego tego nie załatwi.
Uznaj też Twoją bezsilność wobec tego, że nie jesteś w stanie uwolnić męża od jego traum, zaakceptuj to a przestaniesz się obwiniać a także gorączkowo szukać sposobów by NIM się zajmować - także poświęcając mu swoje myślenie, obecnie zapewne w formie kompulsywnej. Spójrz jak tracisz MOC oddając się takim praktykom.

fuksja napisał/a:
Nie wiem kogo zaangażować do pomocy mu.


Wciąż wierzysz, że bez jego chęci i zgody, istnieje ktoś kto może zmienić jego życie.

fuksja napisał/a:
Martwi mnie, że nie znajdzie się nikt kto wyrwie męża z tego błędnego myślenia i nasze małżeństwo dobiegnie końca.


A co z Twoim błędnym myśleniem? Nie boisz się, że możesz się z tego nie wyrwać?
Zdaj sobie sprawę, że TO CZAS by zająć się GŁÓWNIE sobą.
Odwróć uwagę od niego, skup się na tym jak sobie możesz pomóc.

Anonymous - 2014-12-21, 16:04

Wiem, że muszę się zająć się sobą i córką oczywiście.Wiem też, że wpadłam w pułapkę toksycznej miłości, ale już postanowiłam, zaraz po świętach ruszam na terapię. A to,że tak usilnie chciałabym znaleźć pomoc dla męża wynika z nadmiernej empatii i wyrozumiałości dla ludzi. Chciałabym mu pomóc tak normalnie, jak zwykłemu człowiekowi, a nie partnerowi. Zastanawiam się jeszcze na jedną kwestią, mąż zostawił bardzo sporo swoich rzeczy w domu, czy powinnam mu je spakować i oddać, czy zostawić i czekać, aż się sam upomni? Powiem szczerze,że bardzo się stresuję kiedy odwiedza córkę i zabiera kilka kolejnych rzeczy, które na daną chwilę są mu potrzebne.
Anonymous - 2014-12-21, 19:16

fuksja napisał/a:
A to,że tak usilnie chciałabym znaleźć pomoc dla męża wynika z nadmiernej empatii i wyrozumiałości dla ludzi.


Fuksjo, jak uważasz, które z Was obojga, Ty czy Twój mąż jest TERAZ bardziej nieszczęśliwe?

Anonymous - 2014-12-21, 19:40

Nie mam pojęcia co czuje mój mąż, mówi że świetnie mu samemu. Kiedy córka inormuje go, że jest jej smutno mąż odpowiada, że jemu też jest smutno. Patrząc na niego wcale nie można powiedzieć, żeby był szczęśliwy, teściowa też stwierdziła, że "coś go gryzie" i jest przygnębiony. Ale trudno to odgadnąć. Być może oboje jesteśmy jednakowo nieszczęśliwi.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group