To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dylematy etyczne dotyczące informowania o zdradzie

Anonymous - 2014-11-25, 11:00

moc nadziei napisał/a:
Moja sytuacja jest schematyczna.
Jak chcesz się do niej nie odnosić?
Podstawić inne cyfry (wiek, staż, czas trwania kryzysu, ilość dzieci, długość romansu)?
To wszystko jest to samo... To jest schemat, będący efektem tego, że nie ma odniesienia do Boga. Brak Boga w życiu. Ułomna ludzka egoistyczna miłość..



Żeby się do czegoś odnieść trzeba znać opinię dwóch stron, a na forum znamy opinię jednej strony....wyciąganie z tego wniosków to tak jakby w Sądzie zakończyć rozprawę po wysłuchaniu mowy prokuratora, bez dania głosu obrońcy.
Są jak zawsze wyjątki. Gdy kobieta napisze, że mąż ja bije to nie trzeba wysłuchiwać męża aby powiedzieć, że jest..... (piii)

Anonymous - 2014-11-25, 11:24

kenya napisał/a:

Gdybyś lustro opuściła męża z wyżej wymienionych powodów i gdyby to miała być lekcja dla niego do przemyślenia by mógł wyciągnąć wnioski i spróbować naprawić swój udział w rozpadzie - owszem, powiedziałabym, widocznie kobieta wykorzystała bez skutku wszystkie dostępne środki i pozostało, jako akt desperacji tylko porzucenie go.

Natomiast, porzucenie - bo na dodatek pojawił się KTOŚ inny, - zmienia postać rzeczy tak diametralnie, że wręcz w tej sytuacji niezręcznie jest przerzucać winę na porzuconego. Powstaje jednak pytanie: co tak naprawdę jest przyczyną? I jaki ten KTOŚ miał udział. Czy porzucenie w ogóle by nastąpiło gdyby nie pojawił się ten KTOŚ spoza.

Różnica jest chyba łatwo dostrzegalna....a może tylko dla mnie?

kenya również odczułem różnicę czytając o porzuceniu w kontekście zdrady.
Trzeba rozróżnić porzucenie, z powodu braku efektów starań, braku zmian na lepsze, a porzucenie z powodu zdrady.
Odejście OD kogoś czy odejście DO kogoś.

To zasadnicza zmiana.
W przypadku odejścia OD, jest to wyraźny sygnał - tak dłużej nie potrafię, stawiam granicę, chcę zmian.
Odejście DO - jest to sygnał, jmując skrótowo - znalazłam/łem sobie kogoś "lepszego", mam Cię za zbędną rzecz w moim życiu, inny/a Cię zastąpił.

Różnica w przekazie do współmażlonka kolosalnie różna, budząca dwa przeciwstawne uczucia. Z jednej strony poczucie współwiny w odejściu, w drugim poczucie oszustwa, żalu, poniżenia.
W jednym przypadku porada - pracuj nad sobą, znajdź sytuację kiedy kogoś skrzywdziłeś, w drugim - pracuj na siebie, na swoje poczucie wartości, zajmij się sobą, odnajdź siebie w sytuacji kiedy ktoś Ciebie skrzywdził.

Anonymous - 2014-11-25, 11:25

grzegorz_ napisał/a:

Żeby się do czegoś odnieść trzeba znać opinię dwóch stron, a na forum znamy opinię jednej strony....

oczywiście, nawet pisałam to we własnym wątku (że mnie oceniacie korzystnie dlatego, że sama piszę o sobie i w jakimś stopniu zawsze kreuję).
dlatego posłużyłam się odwróceniem sytuacji. nic innego mi nie pozostaje, ponieważ mój mąż tu pisał nie będzie (w każdym razie nie zanosi się ;-) )

zdanie obu stron to się poznaje na terapii małżeńskiej albo właśnie w sądzie
a nie na forum..

Anonymous - 2014-11-25, 12:54

Witaj Lustro

Widzisz jak Cię brakowało? Tylko się pojawiłaś, a wątek rozkwitł jak łąka na wiosnę.

Lustro
Nie pisałaś nigdzie o usprawiedliwianiu się. To wynikało dla mnie z Twoich listów. Ja pewnie podświadomie oskarżam moją żonę i też się usprawiedliwiam. Normalna ludzka rzecz widzieć siebie w lepszym świetle.

Cieszę się również Lustro, że tyle dobrego widzisz w swoim mężu. Bo on ci jest Twój. A nie my. Pamiętaj jednak, że Ty do niego wróciłaś. Nasze jeszcze gdzieś tam w świecie...

Lustro
Ostatnio tego nie dopisałem, ale teraz muszę. Czemu my się różnimy w oglądzie sytuacji (rozpadu małżeństwa)? Bo opisujemy ją z różnych sytuacji. Wyjaśnię to na przykładzie. Jak pisałem byłem poważnie chory. Mój kręgosłup oceniałem z pozycji chorego. Lekarze mówili: A gdyby Pan nie robił tego czy tamtego. A teraz Pan ma zrobić tak a nie inaczej. Nie ważne co robiłem wcześniej. TERAZ mnie boli. I to jak. A zrobić jak pan doktor każe nie daję jeszcze rady.
Ty postępujesz jak doktor. Jakie ładne cięcie. A rana się dobrze goi? Jasne! Dren w kręgosłupie a oni się pytają, jak mi idzie przewracanie się z boku na bok. Rozumiesz, że lekarz może dawać dobre rady pacjentowi, ale gdy on będzie już mógł się nad tym skoncentrować, a nie myśleć, jak tu się ułożyć, aby mniej rwało.
Za bardzo jesteśmy pacjentami, Ty za bardzo Panią Doktor.
Stąd nasza różnica w oglądzie świata.

Lustro
Czemu tak podkreślasz znaczenie rodziny i dzieci dla kobiet? Nie dla wszystkich! Dla mojej żony dzieci się nie liczyły, gdy kochanek miał dla niej czas. Gdy kochanek nie miał czasu i siedziała sama w domu, wydzwaniała do nich, czemu do niej nie przychodzą. Pójść z nimi na lody, pochodzić po sklepach (może sobie znowu coś kupię ładnego), to tak. Odrobić lekcje z dzieckiem, sprawdzić, czy jest w domu, czy w domu jest co jeść, to już było za skomplikowane. Nie wszystkie kobiety są jednakowe. Podobnie jak mężczyźni.

Kenya, Mare
Bardzo mi się podoba, to co napisaliście o sytuacji, gdy pojawia się ktoś trzeci po porzuceniu. Do szału doprowadzają mnie stwierdzenia, że wina za rozpad małżeństwa leży pośrodku. Zaraz dojdziemy do tego, że żona miała prawo odejść, bo nie chciałem jeść za słonej zupy. I jeszcze przy tym nie wygadywałem, jak jest wspaniała, ...
Niestety u mnie często nie było nawet tej za słonej zupy.

Bardzo daleko odeszliśmy od tematu głównego tego wątku, czyli dylematów etycznych dotyczących informowania o zdradzie.

Ja na zakończenie zadam takie pytanie. Czy jeżeli ktoś pije, zażywa narkotyki, pije domowników, molestuje dzieci, (...) to też mamy nie informować np. współmałżonka, bo może sobie tego nie życzy, bo będzie to dla niego zbyt dużym szokiem?
Myślę, że w pewnych sytuacjach nie powinniśmy zastanawiać się nad tym, co pomyśli/odczuje współmałżonek rozrabiającego, tylko mamy obowiązek to zrobić.
Wróćmy do naszego głównego tematu. Jeżeli współmałżonek zdradza, to powinniśmy poinformować zdradzającego, choćby ze względu na względy zdrowotne, możliwość nieświadomego złapania przez zdradzanego "wstydliwej" choroby.

Anonymous - 2014-11-25, 14:40

JacekSychar ...no masakra...nie nadążam czytać :mrgreen:

Po pierwsze
Moc nadziei
masz w czesci rację.
Powiedzmy tak – ja zdradziłam i to była moja decyzja, ze to zrobie. I to moja wina.
Ale zostałam do tego popchnięta przez postawę męza. I to już jest współudział.
„i nie wódź nas na pokuszenie”
Tu Grzegorz ładnie napisał i co się będę powtarzać – wodzenie na pokuszenie jest udziałem tej drugiej strony w zaistniałej sytuacji.

Kenya
żony nie szukają „pocieszycieli” kiedy są w dobrym małżeństwie. Bo w takim nie ma „szpar” i „pustych miejsc” na zapychanie. ( znowu odesłanie do wypowiedzi Grzegorza)
Kiedy brakuje człowiekowi ręki, nogi, zębów...co się robi? A no, robi się protezę, żeby można w miarę normalnie funkcjonować.
Nie przyszło Wam do głowy, że taki „ktoś” jest swego rodzaju protezą? Bo jakaś „choroba” zjadła brakującą część?

Mare1966
zaczynam się zastanawiać,czy aby nie jest tak, że belki w swoim oku to Ty nigdy nie zobaczysz.
Kto każe Ci zrozumieć żonę, skoro Ty nie chcesz być z nią?
A skoro nie chcesz być z żoną, to po co masz cokolwiek zobaczyć, wybaczyć, zrozumieć ?
To dotyczy tych, którzy chcą jednak naprawić swoje małżeństwo, a nie tych, którym „wsio ryba”.


Mam wrażenie, ze jestem „solą w oku”. Tą drugą stroną medalu, której nikt nie chce oglądać a już tym bardziej przyjąć do wiadomości.
Przecież nie musicie nic widzieć ani rozumieć – prawda?
Po co komu wiedza o tym, jak to wygląda z drugiej strony?
Możecie nadal trwać w świętym przekonaniu, że to tylko wina innych, tych złych, upadłych, słabych...paskudnych jednym słowem.
Za to, co was spotkało odpowiada ktoś inny...bo to przecież wina porzucającego.
Same Ideały na forum.
A skoro Ideały, to dlaczego tu jesteście? Od ideałów nikt nie odchodzi. Nikt ich nie porzuca, bo każdemu jest dobrze żyć z takim ideałem.

I w taki sposób chcecie coś naprawić?
Chyba jedynie własne samopoczucie.

Ludzie są istotami omylnymi. Każdy ma prawo do błędu i poprawy.
Ale wygląda na to, że jedynie w Boskiej rzeczywistości.

Jacek Sychar – masz rację...ludzie są rózni (choc często działają schematami). Ale mowimy o normalnej wiekszosci.

A w ogóle, to jak widać wątek zmienia swoje tory...może i dobrze



PS
Nie jestem "lekarzem", ale bez chłodnego oka lekarzy, ich wskazówek i czasem mało miłych kuracji, nie wyszli bysmy czesto z choroby ;-)

Anonymous - 2014-12-06, 15:51

przeczytałam cały wątek, ale wciąż nie wiem czy informować należy współmałżonka o zdradzie - jednorazowej/wielorazowej. Poruszyliscie wszystkie tematy, ale nie ten ;|
Anonymous - 2014-12-06, 17:30

riddle napisał/a:
wciąż nie wiem czy informować należy współmałżonka o zdradzie - jednorazowej/wielorazowej

Dlatego właśnie wątek ma tytuł "Dylematy..." Nie ma ma na to jednej recepty. Każdy sam, na podstawie wielu różnych argumentów musi podjąć decyzję, co w jego sytuacji jest najlepsze.

Anonymous - 2014-12-06, 20:17

Nirwanna napisał/a:
riddle napisał/a:
wciąż nie wiem czy informować należy współmałżonka o zdradzie - jednorazowej/wielorazowej

Dlatego właśnie wątek ma tytuł "Dylematy..." Nie ma ma na to jednej recepty. Każdy sam, na podstawie wielu różnych argumentów musi podjąć decyzję, co w jego sytuacji jest najlepsze.


jest taki watek - zdrada zony i załamanie, Kamila_28
i tam wyraźnie widac ile mozna narobić "bałaganu" nierozważnymi informacjami, na które informowany moze nie byc psychicznie przygotowany...

Anonymous - 2014-12-06, 20:56

Lustro, masz rację, taka jest obecnie sytuacja Kamila.
Ja w mojej sytuacji, kiedy dowiedziałam się o zdradzie męża, oraz potem o tym co czuje do kochanki, cieszyłam się wtedy z jednego jedynego powodu - mogłam przejść od etapu miotania się do etapu działania, bo miałam jasną sytuację. Na tamten moment ta informacja była dla mnie zbawienna.

Anonymous - 2014-12-07, 21:53

Nirwanna napisał/a:
Lustro, masz rację, taka jest obecnie sytuacja Kamila.
Ja w mojej sytuacji, kiedy dowiedziałam się o zdradzie męża, oraz potem o tym co czuje do kochanki, cieszyłam się wtedy z jednego jedynego powodu - mogłam przejść od etapu miotania się do etapu działania, bo miałam jasną sytuację. Na tamten moment ta informacja była dla mnie zbawienna.


Rozumiem Cie Nirwana
jest tylko mała róznica pomiedzy Tobą a sytuacją z w/w watku - w małżeństwie Kamila nie było permanentnej zdrady a jedynie jednorazowy "wyskok" _ czy ta szczerosc jego zony tak bardzo dobrzezrobiła? mam watpkiwosci

najpierw mysleć, potem działać...w kazdej sytuacji
prawda? :->
szkoda, ze to bywa takie trudne

Anonymous - 2014-12-07, 22:06

lustro napisał/a:
najpierw mysleć, potem działać...w kazdej sytuacji
prawda? :->

Prawda :-)
lustro napisał/a:
szkoda, ze to bywa takie trudne

Łatwiejsze, jeśli oprócz myślenia stosuje się jeszcze rozeznawanie, czyli co w tym temacie i w tej sytuacji uważa sam Szef.

Anonymous - 2014-12-07, 22:33

Nirwanna

a co tej sytuacji uważa sam SZEF?
hmm ?

i jestes pewna, ze takie rozeznanie masz?
gratuluję

Anonymous - 2014-12-08, 06:38

lustro napisał/a:
i jestes pewna, ze takie rozeznanie masz?

Pewnie, że nie zawsze mam. Ale wiem, że to ważne, doświadczam pozytywnych rozwiązań, dlatego wiem, że warto dbać o to, aby być z Panem Bogiem online. Mimo, że to niewątpliwie trudne jest. Chyba dużo trudniejsze niż myślenie ;-)

Anonymous - 2014-12-08, 14:38

Taka mała licytacja na stopnie trudności ? ;-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group