Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dylematy etyczne dotyczące informowania o zdradzie
Anonymous - 2014-11-20, 15:44
Róża
Cytat: | Moim zdaniem, najpierw odchodzimy od Miłości Boga (a może nie zdążyliśmy jeszcze jej doświadczyć, mimo przekonania, że zapewne Jest), a dopiero później - od współmałżonka. Przynajmniej jest wtedy większe prawdopodobieństwo, że owo zło ukaże się nam jako dobro. |
Ależ tak , taka jest kolejność .
Ja skupiłem się tylko na wykazaniu niemożliwości
pozostania wiernym Bogu przy niewierności małżonkowi .
Cóż , widzę że niektóre moje zmysły uległy szybkiej ewolucji .
Nie wiem czy to w ramach adaptacji do pójścia w zaświaty ?
==================================================
Pytanie Grzegorza
Cytat: | Zatem co ma zrobić mąż katolik z niejednego wątku opisywanego na forum.
Być szczerym i mówić "irytujesz mnie, nie kocham cię" i sobie pójść, czy też
z uwagi na sakrament starać się przyjąć pozytywną, odpowiedzialną postawę wobec żony, nawet jeśli to się kłóci z jego wewnętrznym odczuciem ?
Przyznasz przecież, że tak w 100% nie panujemy nad tym co czujemy?
Możemy w 100% panować nad tym jak się zachowujemy. |
jest bardzo dobre , ważne .
Taka odpowiedź nie wystarczy moc nadziei , na pewno nie wszystkim .
Myśłe , że tu coś można się dowiedzieć :
Poznawanie i przeżywanie własnych uczuć
Anonymous - 2014-11-20, 15:58
fajnie że linkujesz x Marka
ja właśnie miałam wkleic jego ostatnią publikację dot. emocji
http://www.tolle.pl/pozyc...paign=klubtolle
Anonymous - 2014-11-20, 17:06
Mare, MN
Wiele osób na forum pisze, że chciałoby aby mąż/żona wrócił i był po prostu dla nich dobry.
By był w domu, szanował, nie kłócił się, nie pił, ale bądźmy szczerzy, czy naprawdę o to chodzi? Nie ważne jak będziemy sobie na forum definiować różne sprawy....miłość, kochanie, uczucia, miłość jako postawa itp...
Każdemu zależy aby kochać i być kochanym. Miedzy bajki można włożyć stwierdzenia o bezinteresownej miłości w związku.
Bezinteresownie to mogła kochać biedaków Matka Teresa.
...............
Co do emocji...można nad nimi panować. Nawet wilka można nauczyć chodzić na smyczy jak pies. Można mu wmówić, że zawsze chciał być psem i tylko psy są dobre, a wilki złe, ale czy ten wilk będzie szczęśliwy?
ps.
Nie skorzystam z linków, bo mówiąc wprost gdy usłyszałem jak ks Drzewiecki radzi aby oddać nieślubne dziecko do adopcji (gdy żona powraca do męża), nic więcej tego księdza nie przeczytam. Nie można radzić komuś aby wykazywał się empatią, a samemu empatii nie mieć.
....
Anonymous - 2014-11-20, 18:31
grzegorz_ napisał/a: | Nie skorzystam z linków, bo mówiąc wprost gdy usłyszałem jak ks Drzewiecki radzi aby oddać nieślubne dziecko do adopcji (gdy żona powraca do męża), nic więcej tego księdza nie przeczytam. Nie można radzić komuś aby wykazywał się empatią, a samemu empatii nie mieć. |
a co ma do tego empatia?
każde dziecko, które przychodzi na świat, ma ŚWIĘTE PRAWO do bycia dzieckiem chcianym, kochanym przez OBOJE RODZICÓW, mające pełną rodzinę, gdzie ojczym nie będzie patrzył na niego krzywym okiem, może szturchał, wypominał przez całe życie coś,co nie było jego winą w żadnym stopniu.......ma prawo do bycia z opiekunami,mamą czy ojcem każdego dnia........a takie warunki może dać rodzina adopcyjna,która kocha się nawzajem mimo bezdzietności przez wiele lat bardzo czesto i dla której takie dziecko-bękart(tak może być nazywane np. przez "kochającą" babcię,będzie wyczekiwanym,ukochanym cudem-czyli będzie przyjęte TAK JAK NA TO ZASŁUGUJE.Koniec i kropka.
nie rozumiem tego parcia na przekazywanie genów,jakby to było najważniejsze w życiu....mamusia będzie cierpieć?ano taki jej los........poszła na cudzy trawnik,posmakowała przyjemności i teraz czas na konsekwencje....powiedz,czemu dziecko ma za to płacić spapranym dzieciństwem....ojcem gdzie na przychodne,z niechętnym i obcym ojczymem,z niechęcią ze strony rodziny zdradzanego ojczyma itd itd....niech cierpi ten,kto grzeszy,a nie niewinny człowiek.......Grzegorz....mylisz empatię z egoizmem........zawsze będę za tym,by twierdzić,że lepiej by dziecko nie miało ojca/matki,niż żeby miało takich rodziców byle jakich-nie każdy powinien mieć dzieci,nie każdy powinien się żenić-to,że jest taka wolnośc wyboru,apotem wolność wyboru życia,nie musi odbijać się na dzieciach........oddanie przez taką matkę dziecka do adopcji,byłoby najwyższa formą miłości wobec tego dziecka i najwyższym okazaniem braku egoizmu,który własne potrzeby chowa gdzies daleko,a liczy się to,by dziecko wychowywało się w szczęśliwej i zdrowej rodzinie..............
inna sprawa,że po pierwsze to i tak gadanie na puszczy,bo nikt nie odda dziecka do adopcji w takiej sytuacji,a po drugie niema gwarancji,że rodzina adopcyjna też się nie rozpadnie..........stąd aż tak się nie żołądkuję..........ale co do zasady i motywacji do takiego postępowania - całkowicie popieram księdza Drzewieckiego...........
Anonymous - 2014-11-20, 19:20
Grzegorz
masz chyba wyjątkową okazję
zapoznać sie z tekstem - WIEDZĄ ,
która może sprawić
że inaczej spojrzysz na "sprawy" .
Przynajmniej powinna zastanowić .
Przecież zawsze chcesz naukowych czy choćby logicznych wyjasnień .
A co to ma za znaczenie , że nie lubisz faceta ?
Mnie też irytują czasem ludzie pewni siebie .
To dość trudne , kompedium wiedzy w zasadzie .
Można jednak wyłowić kilka ważnych prawd .
np. różnicę pomiedzy przyjemnoscią a radością
Porównaj własne przeżycia , doświadczenia z tym co tam napisano .
Ja zauważyłem , że wiele sie zgadza .
A tak najprościej .
Zauważ , że aby wejść na górę i cieszyć się widokiem , zdobyciem
trzeba IŚĆ POD GÓRĘ .
Wielu chce wejść na górę , ale wybierają łatwiejsze drogi ,
te prowadzace w dół .
Szybko , prosto , łatwo i przyjemnie , bez wysiłku .
Jak coś takim sposobem , cokolwiek zresztą można osiągnąć - to daj mi znać !
Dodatkowo zauważ , że radość masz juz z pewności drogi
i podczas wchodzenia pomimo trudu
a nie tylko i dopiero na szczycie .
Chodzę , to wiem .
Anonymous - 2014-11-20, 19:23
Krasnobar.... kawaler...czy posiada Pan dzieci, panie Krasnobar?
Myślę, że lepiej nie wypowiadac sie o sprawach, o których nie ma sie pojęcia, lub ma sie pojecie książkowo-teoretyczne, tym bardziej, ze nie mówi sie akurat o zjawiskach przyrodniczych lub kursach walut, a o zywych ludziach...dzieciach panie Krasnobar.
Pieknie pan założył, że dziecko pozamałżeńskie nie zazna w rodzinie milosci, w swojej jak by nie bylo rodzinie...to naprawde siwadczy o wielkiej malodusznosci.
Znam dzieci wychowywane przez "obcych" ojców i to sa kochane i szczesliwe dzieci.
Empatia, to współodczuwanie...co pan na Boga wspolodczuwa w swoim wyobrazeniu? świat pelen potworów?
A teraz powrót do tematu wątku - ta...to prawda, ze z punktu widzenia ekonomicznego, taktycznego itp. poinformowanie (jednka zostane przy takim nazewnictwie) zdradzanego wspolmalzonka jest dobrym krokiem. Prawie sie przekonałam....ale....
w ostatniej chwili przypomnialam sobie, ze ta "rada" wyplynela w watku ASa, który chce zeby zona do niego wrociła, cokolwiek to oznacza na dzis.
I że podobno TU ratujemy małżenstwo...???
i z tego punktu widzenia (ktory zawsze zalezy od miejsca siedzenia ) nie jest to dobre posunięcie.
Tak uważam ja...nadal.
Czy trzeba bedzie wyłaczyc nowy wątek dotyczący "postawy miłosci"?
Jestem podobnego zdania co grzegorz w materii postawy milosci.k
Nie na darmo Bóg obdażył nas mozliwoscią odczuwania miłosci jako uczucia. I nie w ramach sztuli dla sztuki, działając pod jej wpływem zawieramy sakrament małżeństwa.
Jeżeli miłosc małżenska prowadzi do postawy miłosci - ok. To jest jak nabradziej oczywista kolejnosc.
Nie da sie jej jednak odwrócić. Od postawy do uczucia. To tak niestety nie działa.
I teraz pytanie - skoro mąż/żona trwa w postawie milosci, pomimo obojętnych uczuc wobec wspolmałzonka ( jak okreslono tu "nieszczera to postawa"), to czy takie trwanie nie jest przypadkiem jakims wielkim oszustwem?
A skoro jest, to czy w takim stanie powinno sie trwac? ( powtarzając sobie - moja żona wiecej warta niz perly)
Czy takiej "miłosci" chce wspołmałzonek?
Postawa miłosci jest prosta dla osob porzuconych - to substytut uczucia (wiem, dostane za to po uszach).
Ale jak to sie ma do bycia w małżenstwie i niszczerego utwierdzania wspołmałzonka swoją "postawą miłosci" do czegos, czego nie ma?
Ze jus nie wspomnę o intymnej stronie małżeństwa, której co by nie było, oczekuja wspomałżonkowie od siebie...
Ja mam wiele wątpliwosci.
I zapewne teraz dowiem się cos wiecej na ten temat.
Anonymous - 2014-11-20, 21:00
Mare,
Teorię "jak żyć" i "jak kochać" znam dobrze:) Książki psychologiczne zajmują całkiem znaczący
kawałek mojej biblioteczki. Z praktyką różnie jak u większości.
Najbardziej podoba mi się teoria miłości Sternberga (pewnie juz o tym pisałem).
1. Namiętność (pasja)
2. Intymność (bliskość)
3. Zaangażowanie (zobowiązanie)
Jeśli po namiętności, która towarzyszy każdemu związkowi budujemy bliskość to powstaję mieszanka z czasem uzupełniona o zaangażowanie zwana miłością pełna - szczęśliwą.
Problemem pewnie większości związków w kryzysach jest to, że z etapu 1 przeskakują od razu na etap 3. Wrócenie z etapu 3 na 2 praktycznie jest ekstremalnie trudne.
Dobrze graficznie zobrazował to Wojciszke
http://upload.wikimedia.o...%2C_2011%29.jpg
albo inaczej ujmując :
http://th.interia.pl/51,b...kat_milosci.jpg
Anonymous - 2014-11-20, 21:01
Lustro
I teraz pytanie - skoro mąż/żona trwa w postawie milosci, pomimo obojętnych uczuc wobec wspolmałzonka ( jak okreslono tu "nieszczera to postawa"), to czy takie trwanie nie jest przypadkiem jakims wielkim oszustwem?
A skoro jest, to czy w takim stanie powinno sie trwac? ( powtarzając sobie - moja żona wiecej warta niz perly)
Czy takiej "miłosci" chce wspołmałzonek?
Tak, Lustro, ja takiej miłości chciałam. Bo po ponad 22 wspólnie spędzonych latach zamiast motylków w brzuchu mogłaby być: przyjaźń, życzliwość, serdeczność itd i związane z tym uczucie bezpieczeństwa. Bo wypalenie się uczucia u mojego męża nie było dla mnie wystarczającym powodem do rozstania się.
No, ale to ja.
Natomiast, co do sfery intymnej to napiszę z doświadczenia.
Mój mąż właśnie nie chciał ze mną sypiać z powodu "wygaśnięcia uczuć". W związku z powyższym zapytałam go, czy jak robi sobie przyjemność przed laptopem z panienkami (a robił), to czy każdą z nich darzy miłością romantyczną? No to powiedział, że w ten sposób nie będzie rozmawiał.
Dla mnie Lustro najważniejsza było człowieczeństwo tj. odpowiedzialność i poczucie przyzwoitości, których niestety zabrakło. A miłość romantyczna bardzo rzadko trwa kilkadziesiąt lat. I to też jest normalne.
Anonymous - 2014-11-20, 23:09
Lustro
I jeszcze coś mi się nasunęło.
Widzisz mój mąż w dniu wyprowadzki powiedział, że są resztki uczucia.
I w takich sytuacjach, mówienie po wielekroć
"Żona moja cenniejsza niż perły"
z poczuciem tego w sercu, tak by ciepło rozchodziło się po ciele, właśnie w takich sytuacjach uważam, jest możliwe wzbudzenie w sobie, rozdmuchanie tej iskierki, która jeszcze się tli na dnie serca.
I to właśnie jest ta praca serca, której mój mąż (i wielu innych) nie wykonał.
Bo ognisko miłości między małżonkami musi być zasilane.
I o tym właśnie jest przypowieść przytoczona przez Moc Nadziei.
Zgadza się to z doświadczeniami pewnego Japończyka (nie pamiętam nazwiska), który zamrażał wodę przemawiając do niej. I ta woda, do której przemawiał serdecznie zamarzała w piękne kryształki lodu. A ta, do której wrogo przemawiał, nie miała pieknych kształtów. Wydał nawet książkę o tym ze zdjęciami pokazującymi efekt.
O tym właśnie jest również książka "Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz" - Zurhorst Evy . Właśnie o tym, jak wzbudzić w sobie uczucia do kochanej kiedyś osoby. Piękna książka.
Bo w życiu chodzi o to, aby wybierać to, co dobre i wartościowe.
Mój mąż zostawił mnie. Najwygodniej i najłatwiej byłoby go znienawidzić. Ale jestem tutaj także po to, aby to się nie stało. Chcę mieć wartościowe życie, choć pewnie w samotności. I bez nienawiści w sercu. A fajnie byłoby wzbudzić w sercu dobroć i łagodność. W każdym z nas jest zły i dobry wilk, a wygrywa ten, którego się karmi.
Więc i ja wzbudzam ciepło w sercu i modlę się za mojego męża.
Czego i Tobie życzę.
Anonymous - 2014-11-20, 23:31
renta11 napisał/a: | Lustro
Czy takiej "miłosci" chce wspołmałzonek?
Tak, Lustro, ja takiej miłości chciałam |
A wiesz Renta11, że to nie miłosc tylko postawa...i to na domiar złego "nieszczera postawa"
Nie rozumiem dlaczego tak sie TU upraszcza temat do "motylków w brzuchu"... naprawde tylko tak to widzicie?
Bo ja znam miłosc, zupełnie nie jako postawę, która wcale nie była juz "motylkami"...a była.
I była silna, piękna...prawdziwa.
Nie jakas tam "postawa".
PS
Mówisz Renta o tym czego myslisz, ze bys chciała...w dalszym poscie.
O tym, co myslisz, ze mogło bgy sie stać...
O tym, co myslisz, ze tak powinno zadziałac...
a ja mowie o tym, co jest
jak działa
i taka mala roznica tylko...
a ze mam dylematy, szukam odpowiedzi, stawiam moze dziwne pytania...no coz
kazdy z nas inny
Anonymous - 2014-11-20, 23:55
Grzegorz ,
swego czasu analizowałem te teorie , w tym Sternberga .
Podawałem nawet linka do Wikipedii .
Ta teoria opisuje pewne zjawiska , procesy .
Owszem , dość trafnie .
Inna teoria zajmie się innymi rzeczami , z innej perspektywy .
JPII , napisano :
Cytat: | Wzruszenie może być także spowodowane wartościami duchowymi, jednak zazwyczaj w przypadku bezpośredniego spotkania kobiety i mężczyzny przeważa wzruszenie wartościami podpadającymi pod zmysły. |
.........no to jestem w mniejszości
bo u mnie jedno i drugie ważne
Grzegorz , skoro ludzi na poczatku łączy głównie namietność ( patrz fizyczność , patrz współżycie )
podczas gdy nie zbudowali oni jeszcze prawdziwej bliskości , to nie dziwota że takie "miłości" bardzo szybko się kończą .
Nie od parady Kościół przestrzega przd współzyciem przed POZNANIEM ,
bo tu o to głównie chodzi , o praktykę .
Zaczynasz od wypłaty , a potem praca .
A zasadniczo najpierw praca a potem wypłata , nie ?
Miłość nie może się opierać na namiętności czy uczuciu ,
ale na współnych wartościach i celach .
Zacząć bardziej od wartości ( ducha ) a uczucia się szybko pojawią i namiętność także .
I zapewne bedzie to trwalsze .
Teraz mamy zwiazki typu : fajna ..... namietność rosnie , spada ...... koniec związku
i nowy obiekt "miłości" ( bo tamta się skończyła )
Żeby było śmieszniej , im wiecej golizny tym gorzej z męskością .
To siedzenie i ogladanie obrazków jak kobita za ścianą ........ żałosne .
Wszechobecna golizna - ile mozna patrzeć na ............. .
Natomiast kiedy to jest poskrywane , mozna dostrzec o wiele wiecej .
Żeby nie być gołosłownym .
Gdyby ta np. ......... Indila ( no trudno , przyznaję się , mój gust )
miała dekolt do samego pasa i wygląd pani rodem z domu pomocy społecznej
wcale nie była by interesujaca , bo takich gwiazd na pęczki .
Ponieważ tego nie widać i nie skupia uwagi , mozna zauważyć
100 innych rzeczy które też kobieta ma .
I sa to rzeczy bardziej indywidualne .
Anonymous - 2014-11-21, 00:15
lustro napisał/a: | GregAN
cos Ci opwiem...
.....
fakt - to nie byla zona, ani mąż...moze nawet trudniej, bo do kogo sie odwolac?
a jednak sie udalo...
kazdy ceni sobie swoj spokoj, pozory, stabilnosc sytuacji...
wiec moze najpierw zaszachowac kochaka/kochankę...?
ja wiem, ze szukanie poparcia w żonie kochanka nie buduje szacunku do męża...a raczej go mocno osłabia
jak ma wrocic zona do męża, do ktorego traci szacunek?
|
Przytoczony przykład jest innego rodzaju, matka to nie żona, nie mąż.
Na pewno "trudniejszym" przeciwnikiem jest wolny, bądź wolny z odzysku gach czy kochanka.
Ale, te opisane podchody, szczególnie "szachowanie" ..to jednak "cel uświęca środki" - przyznasz ?
Nie za bardzo rozumiem, dlaczego szukanie oparcia lub sprzymierzeńca w żonie kochanka ma powodować utratę szacunku do męża ?
Że niby ma siedzieć cicho w kątku i nie przeszkadzać ?
Zbieranie dowodów zdrady żony to też powód do utraty do niego szacunku ?
P.S.
Co do Pana Krasnobara :
Widzisz, nawet na forum katolickim mogą wypowiadać się kawalerowie z dzieckiem
Co do :
lustro napisał/a: | Myślę, że lepiej nie wypowiadac sie o sprawach, o których nie ma sie pojęcia, lub ma sie pojecie książkowo-teoretyczne, tym bardziej, ze nie mówi sie akurat o zjawiskach przyrodniczych lub kursach walut, a o zywych ludziach...dzieciach panie Krasnobar. |
zdziwiłabyś się, jakimi doświadczeniem rodzinnym, małżeńskim i dotyczącym wychowania dzieci mógłby się z Tobą podzielić.
Anonymous - 2014-11-21, 09:52
mare1966 napisał/a: | Grzegorz , skoro ludzi na poczatku łączy głównie namietność ( patrz fizyczność , patrz współżycie )
podczas gdy nie zbudowali oni jeszcze prawdziwej bliskości , to nie dziwota że takie "miłości" bardzo szybko się kończą . |
Mare
W tej teorii "namiętność" to nie tylko seks. To po prostu zakochanie, "romantyczne początki", fascynacją drugą osobą itp... Bez tej fazy, bez idealizowania obiektu miłości mało kto wchodziłby w małżeństwo. Małżeństwa aranżowane, na chłodno to przeszłość. Natomiast prawdziwą bliskość można zbudować przechodząc łagodnie z fazy 1 do 2, zastępując romantyczne początku głęboką intymną relacją. Nie ma innej drogi.
Tak nawiasem nie odnosząc się do nauki KK (bo to nie kościół katolicki wymyślił) teoria przedślubnej czystości z punktu widzenia społeczno-kulturowego jest trudna do spełnienia. Przez setki, ba tysiące lat kobiety wychodziły za mąż mając 16-18 lat. Utrzymanie dziewictwa do wieku 17 lat, w sytuacji mieszkania z rodzicami, pod ich czujnym okiem nie było łatwe, ale na pewno to zupełnie inna sytuacja niż XXI wiek, czas w którym ludzie czekają ze ślubem nierzadko do 30ki.
Anonymous - 2014-11-21, 10:22
Lustro pisze:
Cytat: | ja wiem, ze szukanie poparcia w żonie kochanka nie buduje szacunku do męża...a raczej go mocno osłabia
jak ma wrocic zona do męża, do ktorego traci szacunek? |
Myślę, że pytanie należy odwrócić, szczególnie że to zdradzający powinien zrobić największy wysiłek by zostać przyjętym na powrót po swoim tournee.
1. Jak zdradzony mąż ma przyjąć żonę do której w wyniku jej zdrady mógł stracić szacunek?
i najbardziej kluczowe,
2. Co powinna zrobić żona by ten szacunek odzyskać?
- to są pytania nad którymi powinien zastanowić się zdradzający a nie nad tym czy jest jakaś podstawa żeby zdradzonego wciąż szanować i w związku z tym rozważać powrót do niego.
Czy zdradzony ma zabiegać o szacunek zdradzającego m.in nie przeszkadzając mu w procederze zdrady?
Przecież tak czy owak NIC nie ma do stracenia w kwestii utraty szacunku, wszak z chwilą kiedy mu doprawiono rogi tego szacunku JUŻ DAWNO nie było.
Przepraszam bardzo, ale w mojej opinii zdradzający nie powinien być arbitrem w sprawie, czy zdradzany zasługuje na szacunek czy nie zasługuje, zwłaszcza, że sam go pozbawia tego szacunku.
Za kryzys w małżeństwie odpowiadają oboje małżonkowie, choć i tak w różnej konfiguracji "wina" się układa, lecz za podjęcie decyzji o zdradzie odpowiada TYLKO zdradzający. Zatem kto kogo najpierw pozbawia szacunku....
Popraw mnie lustro, jeśli się mylę, ale odnoszę wrażenie, że niespecjalnie musiałaś się starać, jeśli w ogóle, żeby dano Ci szansę.
|
|
|