Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dylematy etyczne dotyczące informowania o zdradzie
Anonymous - 2014-11-15, 09:02
twardy pisze:
Cytat: | Przecież to byłaby zwyczajna zemsta na kochanku żony. Zemsta, to jednak czyn nie wypływający z miłości do bliźniego. |
Jeśli informowanie by wypływało TYLKO z chęci zemsty, owszem, taka motywacja nie może być zaczynem niczego dobrego.
Jeśli natomiast INTENCJA jest czysta a poinformowanie służy tylko i wyłącznie temu by osoba która jest oszukiwana była świadoma tego faktu, a mając taką świadomość by miała szansę zrobić/ przedsięwziąć jakieś kroki w celu ratowania małżeństwa, to w mojej opinii może to przynieść pozytywne skutki.
Wiele romansów trwa w cichej atmosferze zupełnej niewiedzy współmałżonków, z chwilą kiedy romanse są zdemaskowane, innymi słowy odarte z tej atmosfery tajemniczości i wyjątkowości, ich uczestnicy wracają na łono rodziny. Przecież to oczywiste, że nie wszyscy zdradzający chcą rozwalać swoje rodziny, "znakomita" większość zadowala się podwójnym, pełnym hipokryzji życiem. Czy to takie komfortowe dla tych oszukiwanych, nie sądzę.
Oczywiście, rozpatruję tą sytuację zupełnie teoretycznie, zatem jest możliwe, że gdybym stanęła przed takim dylematem , być może bym zrezygnowała - nie wiem.
Natomiast wiem ( a może tylko mi się wdaje ) , że ja wolałabym wiedzieć, gdyby to mnie dotyczyło. Wiedząc, można przynajmniej coś przedsięwziąć.
Anonymous - 2014-11-15, 09:27
kenya napisał/a: | Jeśli informowanie by wypływało TYLKO z chęci zemsty, owszem, taka motywacja nie może być zaczynem niczego dobrego.
Jeśli natomiast INTENCJA jest czysta a poinformowanie służy tylko i wyłącznie temu by osoba która jest oszukiwana była świadoma tego faktu, a mając taką świadomość by miała szansę zrobić/ przedsięwziąć jakieś kroki w celu ratowania małżeństwa, to w mojej opinii może to przynieść pozytywne skutki.
..........
Oczywiście, rozpatruję tą sytuację zupełnie teoretycznie, zatem jest możliwe, że gdybym stanęła przed takim dylematem , być może bym zrezygnowała - nie wiem.
Natomiast wiem ( a może tylko mi się wdaje ) , że ja wolałabym wiedzieć, gdyby to mnie dotyczyło. Wiedząc, można przynajmniej coś przedsięwziąć. |
Myślę podobnie, też wolałabym wiedzieć. Ja się dowiedziałam o zdradzie męża, kiedy ich romans trwał od dawna w najlepsze i oboje byli już "wtopieni po uszy". Partner kochanki mojego męża mówił mi, że ta ich relacja nie podobała mu się od 3-4 lat , ale nic nie mówił o tym nikomu... Gdyby się ze mną wtedy tymi wątpliwościami podzielił, ja miałabym jakąś tam szansę coś zmienić w sobie i w małżeństwie zawczasu. Jak już się sypnęło na całego, dostałam podsumowanie od męża: "no widzę, że się zmieniłaś, ale już za późno, chcę spróbować z tamtą".
Zatem - tak jak kenya pisze - kluczowa jest intencja. I rozeznanie, co będzie zgodne z wolą Bożą. Bo może właśnie ta oszukiwana osoba jest na tyle wrażliwa, że ta informacja ją zabije, zamiast do zmian zmotywować, a przecież tylko Bóg zna precyzyjnie serce i możliwości uniesienia krzyża.
Anonymous - 2014-11-15, 09:57
Kenya, całkowicie się z Tobą zgadzam
Ja również wolałbym wiedzieć wcześniej o zdradzie żony, niż dopiero wtedy gdy zdecydowała się wyprowadzić.
Ważne jednak kto o tym informuje.
Gdybym np. dowiedział się, że jakiś mąż zdradza swoją żonę, to bym jej o tym powiedział. Jeśli jednak to ja jestem jedną ze stron, to ja jestem zdradzany, to czy poinformowanie przeze mnie jego żony o tym fakcie, nie byłoby jednak pozbawione chęci odwetu?
Tak jak piszesz kenya, ważne są intencje. Trudno jednak osobie będącej osobiście zaangażowaną w całą sprawę mieć wyłącznie czyste intencje.
Na dodatek w moim przypadku dowiedziałem się, że kobieta, którą chciałem poinformować o zdradzie jej męża, mieszka w malutkiej miejscowości w domu, który jest wyłączną własnością jej męża i nie miałaby nawet gdzie się wyprowadzić, gdyby doszło do "piekła" w domu. Na co ja bym swoją informacją ją naraził! Nie miałem serca jej "zabijać" moją prawdą.
Anonymous - 2014-11-15, 11:55
Nirwanno, twardy,
macie rację. To trudne i szalenie złożone.
Rozumiem, że w wyniku głębokiego współczucia (tak jak u Ciebie twardy), można w trosce o drugą osobę nie zechcieć dzielić się tą wiedzą, co by nie powiedzieć nadzwyczaj trudną do zakomunikowania. Jeśli tak czujemy, nie sposób zrobić czegoś wbrew sobie.
Jeśli jednak jest choć cień nadziei, że jest to do uniesienia, ta druga osoba może stać się sprzymierzeńcem w ratowaniu obu małżeństw. Bo przecież prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się z prawdą o swoim małżonku/małżonce....chyba że zdradzający skutecznie się odmieni, tak sam od siebie, bez interwencji innych.
Właściwie, nigdy nie mamy absolutnej pewności co finalnie przyniosą nasze działania. Ich rezultat to składowa wielu czynników ( w tym emocje zaangażowanych), których tak naprawdę przewidzieć się nie da.
Zatem rozeznanie jest najistotniejsze i przekonanie że przyświecają nam absolutnie czyste intencje.
Anonymous - 2014-11-15, 13:10
kenya napisał/a: | Bo przecież prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się z prawdą o swoim małżonku/małżonce... |
Niekoniecznie. Mąż zdradził tą panią 6-7 lat temu i raczej do dzisiaj ona o tym nie wie.
Anonymous - 2014-11-15, 13:20
Twardy
to jest jeszcze bardziej skomplikowane .
Piszesz :
Cytat: | Gdybym np. dowiedział się, że jakiś mąż zdradza swoją żonę, to bym jej o tym powiedział. |
ale zaraz dalej :
Cytat: | Na dodatek w moim przypadku dowiedziałem się, że kobieta, którą chciałem poinformować o zdradzie jej męża, mieszka w malutkiej miejscowości w domu, który jest wyłączną własnością jej męża i nie miałaby nawet gdzie się wyprowadzić, gdyby doszło do "piekła" w domu. Na co ja bym swoją informacją ją naraził! Nie miałem serca jej "zabijać" moją prawdą. |
Jakby uzależniłeś decyzję od osoby informującej i jej samopoczucia , a przecież
tu chodzi o odbiorcę informacji i jego dobro .
A skoro tak , to i trzeba być gotowym zapłacić
i niesprawiedliwym posądzeniem o te nieczyste intencje , zemstę itd.
Tylko dobro tamtej osoby , a w zasadzie wielu osób ,
bo małżeństwa czy małżeństw ( skoro to osobiste )
ma priorytet , a nie własne samopoczucie i obawa przed niesprawiedliwym osądem .
Zatem - sprawa bardzo trudna a koszty powiedzenia lub nie
bardzo wielkie .
Uważam natomiast i tu może będzie zgoda ,
że należy się "wtrącać w nie swoje sprawy"
już na etapie zawiązywania się ewentualnych romansów ,
płacąc niestety czasem koszty .
Anonymous - 2014-11-15, 14:47
powiedziano mi ostatnio, że człowiek jest w stanie przyjąć tyle cierpienia, ile jest gotowy znieść w danym momencie
jeśli nie jest, to włącza mechanizm "wyparcia"
"- to się nie dzieje -"
kto wie, ilu zdradzanych małżonków nie zdaje sobie sprawy z faktów, bo nie ma do nich dostępu, a ilu z nich nie chce sobie zdać z nich sprawy..
ja byłam w tej drugiej grupie przez pół roku - i wiele mi zajęło czasu by przebaczyć samej sobie to że tam byłam
nie wiem co by było gdyby ktoś przyszedł i wręczył mi dowody wcześniej...
długo miałam je omalże przed nosem a nie chciałam ich uznać, łudziłam się.
czy to łudzenie sie to oznaka słabości? tak..
ale taka chyba wtedy byłam.
to są bardzo delikatne mechanizmy poruszające najpotężniejsze struny cierpienia w naszym wnętrzu
dlatego informowanie trzeba bardzo ostrożnie rozeznać
Anonymous - 2014-11-15, 15:32
MN pisze:
Cytat: | powiedziano mi ostatnio, że człowiek jest w stanie przyjąć tyle cierpienia, ile jest gotowy znieść w danym momencie, jeśli nie jest, to włącza mechanizm "wyparcia" "- to się nie dzieje -" |
w istocie tak jest.
Może warto założyć nowy wątek,
pt . Jeśli można by cofnąć czas KTO chciałby być wcześniej poinformowany o zdradzie partnera i z jakich powodów ,
jeśli natomiast kategorycznie nie chciałby- to dlaczego.
to dobry sposób by rozpoznać swoje własne/osobiste "traumy". Może komuś się to przyda.
Anonymous - 2014-11-15, 15:32
mare1966 napisał/a: | Twardy
to jest jeszcze bardziej skomplikowane .
Piszesz :
Cytat:
Gdybym np. dowiedział się, że jakiś mąż zdradza swoją żonę, to bym jej o tym powiedział.
ale zaraz dalej :
Cytat:
Na dodatek w moim przypadku dowiedziałem się, że kobieta, którą chciałem poinformować o zdradzie jej męża, mieszka w malutkiej miejscowości w domu, który jest wyłączną własnością jej męża i nie miałaby nawet gdzie się wyprowadzić, gdyby doszło do "piekła" w domu. Na co ja bym swoją informacją ją naraził! Nie miałem serca jej "zabijać" moją prawdą.
Jakby uzależniłeś decyzję od osoby informującej i jej samopoczucia , a przecież
tu chodzi o odbiorcę informacji i jego dobro . |
Nie widzę tu uzależnienia mojej decyzji od mojego samopoczucia.
Mare, w pierwszym cytacie piszę o osobie obcej, a w drugim jestem osobiście zaangażowany w całą sprawę. To całkiem inne sytuacje.
Oczywiście, że chodzi tu o dobro osoby informowanej, dlatego użyłem słowa które wytłuściłem.
A tak w ogóle to pisałem o intencjach i ich znaczeniu w całej sytuacji.
Anonymous - 2014-11-15, 18:27
I tak oto, działając w dobrej intencji, mozna zabic kogoś ... jego strata. Czy aby napewno?
A jak chcecie rozeznać czy wspołmałzonek zdradzającego jest w stanie uniesc tą informacje?
Czy wiecie jak wy sami zareagowali byscie na bardzo złe wieści dzis?
Co jestescie na dzis w stanie udzwignąć?
A skąd taka pewnosć, wiedza, dotycząca zupełnie obcych przeciez osób?
Anonymous - 2014-11-15, 19:50
Jak już wcześniej pisałem, ja wybrałem się do żony kochanka mojej żony.
Nie miałem żadnych rozterek moralnych. Moja sytuacja była bardzo klarowna. Mi kazał to zrobić mój spowiednik. Walczyłem o małżeństwo już od kilku miesięcy i on dokładnie to wszystko widział. Miał nawet do mnie pretensje, że tak późno to zrobiłem. Na szczęście nie "zabiłem" jej informacją, bo ona się tego domyślała.
Myślę, że gdybym dowiedział się o sprawie wcześniej i ona również, to były szanse na uratowanie obu małżeństw. Niestety, kula śniegowa zrobiła się za duża i potoczyła się dalej.
Wydaje mi się, że osoby, które nie chcą się wtrącać do "cudzych spraw", jak i ci, co nie chcą oceniać złego postępowania innych zapominają, że istnieje coś takiego jak grzech cudzy. Jeżeli im "nie przeciwdziałamy, nie buntujemy się przeciwko nim aktywnie".
Anonymous - 2014-11-15, 19:59
Przy rozważaniu tematu "czy chcę wiedzieć" lub tym bardziej "czy komuś powiedzieć" warto byłoby mieć świadomość jaką moc może mieć taka informacja. Powiedzenie, że to "boli" bywa grubym niedopowiedzeniem. Bywa tak (proszę sobie pogooglować), że skutki są podobne jak po przeżyciach wojenny, wypadku czy gwałcie (PTSD, depresje, nerwice itp). .
To nie są żarty, to są poważne sprawy, z takich rzeczy wychodzi się w najlepszym razie miesiącami, w gorszym latami albo w ogóle.
Czasem trzeba taką wiedzę posiąść, bo po prostu nie ma wyjścia, trzeba ryzykować
Nie wyobrażam sobie, że mąż, który ma powody podejrzewać, że żona ma romans zostawia sprawy samym sobie. Jeśli ta wiedza miałaby służyć przepędzeniu kochanka i początkowi uzdrowienia małżeństwa to ja bym się nie wahał.
Ale jeśli to ma być np. grzebanie w czymś co było dawno tylko po to, żeby nie być frajerem, żeby wiedzieć bo tak lepiej, to można sobie nieźle strzelić w stopę.
Moim zdaniem zdecydowanie lepiej być frajerem i żyć normalnie zamiast biegać po psychiatrach.
No ale każdy może o sobie decydować. Po niektórych zapewne to spłynie.
Natomiast decydowanie o tym czy ktoś inny ma wiedzieć, to ryzykowanie czyimś zdrowiem. Jak dla mnie nikt do tego nie ma prawa.
PROSZĘ O NIE MODYFIKOWANIE MOICH POSTÓW. JEŚLI POST SIĘ NIE NADAJE, PROSZĘ ODRZUCAĆ.
Anonymous - 2014-11-15, 20:42
Chłopie będę się modlił za |Ciebie
Anonymous - 2014-11-15, 21:47
Jacek-sychar napisał/a: | Jak już wcześniej pisałem, ja wybrałem się do żony kochanka mojej żony.
Nie miałem żadnych rozterek moralnych. Moja sytuacja była bardzo klarowna. Mi kazał to zrobić mój spowiednik. Walczyłem o małżeństwo już od kilku miesięcy i on dokładnie to wszystko widział. Miał nawet do mnie pretensje, że tak późno to zrobiłem. Na szczęście nie "zabiłem" jej informacją, bo ona się tego domyślała. |
ja, ja, ja, ja...mozna i tak
ja wybrałem sie do zony kochanka
ja nie mialem rozterek
moja sytuacja była klarowna
ja walczylem o moje małżenstwo
mi kazał moj spowiednik
tym razem sie udalo...kobiety to nie zbiło ...z reszta to na ogół nie zabije czlowieka, czesciej zabija małżenstwo, to drugie
ja bym sie nie rzucała tak na grzechy cudze...
bo czasem sami wystawiamy innych na pokuszenie swoją postawą i jakos tego nie widzimy
co innego napomniec kochanka
co innego "naskarżyć" jego zonie
jak wiemy juz z opowiesci, nic to tak naprawde nie dalo...oprócz korzystniejszych warunków rozwodu dla w/w zony
|
|
|