To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa?

Anonymous - 2014-12-20, 21:03

bosa napisał/a:
Angeliko ,twoja historia jest bardzo podobna do mojej, ale ja nie umiem ubrać tych moich przeżyć ,tak ładnie w słowa jak Ty.Te odczucia, dylematy,to też moje ... Ja już ponad rok borykam się z tym, i widzę ,że żadne prośby ,groźby, czy morały nic nie dają :cry: .I podziwiam Cię, bo Twoje przemyślenia po tak krótkim czasie są bardziej dojrzałe niż moje po ponad roku..... :-( ..Trzymaj się .z Bogiem.


Bosa,
a myślałaś o tym by skupić się na sobie? Ja co prawda dużo tutaj piszę o mężu, w "realu" też dużo o nim myślę, ale staram się i pracuję nad tym aby zadbać o siebie. Na początku, gdy mąż powiedział, że ma dość i to koniec, byłam w strasznym stanie psychicznym i fizycznym (to było jeszcze przed kryzysem). Musiałam coś zrobić aby z tego najgorszego dla mnie stanu wyjść - zaczęłam więc od "zadbania" o fizyczność (odstawiłam kawę, miałam potrzebę odespania problemów, przestałam jeździć samochodem z mężem do pracy, tylko autobusami, więc automatycznie miałam więcej ruchu). Potem zaczęłam pracować nad psychiką - czytałam wszystko co mi wpadło tutaj na forum, słuchałam polecanych tutaj materiałów, czytałam i czytam ciągle książki o których się mówi na tym forum, a swoje emocje w najgorszym czasie wylewałam na papier (taka technika, która pozwalała mi się uspokoić).
Staram się też zapełnić mój czas, tak aby nie mieć czasu na rozmyślania i negatywne myśli. Odkryłam na nowo radość z robienia zakupów (przez długi czas była to dla mnie zmora - bo trzeba było podejmować decyzje :-( ), ze spędzania czasu z moim synkiem.
No i co najważniejsze zaczęłam dbać o swój rozwój osobisty. Akurat pracuję w miejscu gdzie mam dostęp do wielu ciekawych warsztatów i szkoleń i staram się to wykorzystywać. No i zaczynam powoli pracować nad aktywnością fizyczną, co jest strasznie ciężkie dla mnie, bo jestem typowym typem kanapowca z książką w ręku.

Więc może się nie "borykaj", tylko myśl o sobie. Nie szarp się, nie groż, nie praw morałów , bo to nie pomoga :-( Wiem, bo sama ostatnio powiedziałam mężowi, że nie akceptuję jego zachowania (co było bez sensu, bo znowu odebrał to jako atak na jego osobę).... Trzeba zrobić sobie DETOKS od męża. Wiem, że to się łatwo mówi, trudniej wykonać, ale chyba nie mamy wyjścia. Trzeba się od naszych mężów odciąć emocjonalnie, bo tylko w ten sposób możemy jakoś dalej żyć. Nie myśleć o tym co robią, z kim (chociaż trudno jest o tym nie myśleć). I iść do przodu!!!

Anonymous - 2014-12-21, 09:13

Angelika21k napisał/a:
GosiaH napisał/a:

Angelika21k, jeśli widzisz w sobie potrzebę terapii, to skorzystaj. (przy okazji - myślałaś nad krokami? Może w następnej edycji, co?)

Gosia,
tak myślałam, niestety spóźniłam się z zapisaniem :-( Więc poczekam do następnej edycji.. Tylko kiedy ona będzie? Pewnie wiesz?
ech, to szkoda. Następna edycja internetowa - pewnie jesienią 2015 (koło września zaczniemy?)
Postaram się pamiętać o Tobie, o Twoim zgłoszeniu. Wyślę przypominajkę jakby co.
A i Ty postaraj się pamiętać i koło wakacji 2015 przypomnij mi się, proszę

Angelika21k napisał/a:
... Z drugiej strony od 2 osób niezależnie (i to nie terapeutów!) usłyszałam, że mam problem z inteligencją emocjonalną, że zbyt długo spychałam emocje i je tłamsiłam. Poza tym podobno jestem typem analitycznym, co powoduje, że wszystko muszę przeanalizować, przemyśleć, nad wszystkim się zastanowić i nie biorę pod uwagę tego co podpowiada mi intuicja.
Angelika21k - kroki są dla Ciebie :-) i piszę to jako analityk, który poszczególne zadania krokowe rozbierał na części pierwsze. WARTO BYŁO!

Angelika21k napisał/a:
Swoją drogą te 2 osoby widziały mnie bardzo krótko i słabo znały, a potrafiły trafnie określić co się dzieje ze mną w środku. Terapeuci z którymi mieliśmy wiele sesji nawet do tego tematu nie doszli...
A spróbuj się i o dobrego terapeutę pomodlić.

Angelika21k napisał/a:
Więc plan na następny rok jest - pracować nad sobą:-)
uhm, ale przeczytałam, że już zaczęłaś walkę O siebie, brawo! Że tak sparafrazuję Pan jest z Tobą dzielna Wojowniczko!
Anonymous - 2014-12-22, 12:04

GosiaH napisał/a:

Angelika21k napisał/a:
Więc plan na następny rok jest - pracować nad sobą:-)
uhm, ale przeczytałam, że już zaczęłaś walkę O siebie, brawo! Że tak sparafrazuję Pan jest z Tobą dzielna Wojowniczko!


Tak, walkę o siebie zaczęłam, ale przed Świętami ciągle upadam i trudno mi się podnieść widząc obojętność męża... I tak jak Gedeon na początku, teraz nie widzę szans na zwycięstwo :-( I drobne zdarzenia z życia tylko tę wiarę w zwycięstwo podkopują.
Chciałabym się uwolnić od tego ciągłego myślenia o mężu, bo wiem, że to nie jest dobre i nie pozwala mi iść do przodu. Ale okres temu nie sprzyja:-(

Mąż nie spędza Świąt ze mną i synem, wyjeżdża do swojej rodziny i nie tylko :-( Trudno jest mi to zrozumieć, że można tak odstawić najbliższą rodzinę na bok...

Akurat mieliśmy okazję widzieć się jeszcze dzisiaj w pracy, ale mąż nawet nie zdobył się na to aby złożyć mi życzenia świąteczne. Baaa, przekazał prezent kuzynce synka, ale z tego wniosek, że o mnie i nawet drobnym upominku dla mnie na Święta nie pamiętał. Po 10 latach nawet nie potrafi się na to zdobyć :-( A ja już nie mam siły, aby być ciągle tą pierwszą, która wyciąga rękę do niego (prezent dla męża przygotowałam i włożyłam w to dużo serca - ale pewnie tego nie doceni).

No ale idą Święta:-) Przynajmniej będę z synkiem i postaram się aby było naprawdę fajnie w te świąteczne dni.

Anonymous - 2014-12-25, 06:59

Angelika21k napisał/a:
GosiaH napisał/a:

Angelika21k napisał/a:
Więc plan na następny rok jest - pracować nad sobą:-)
uhm, ale przeczytałam, że już zaczęłaś walkę O siebie, brawo! Że tak sparafrazuję Pan jest z Tobą dzielna Wojowniczko!


Tak, walkę o siebie zaczęłam, ale przed Świętami ciągle upadam i trudno mi się podnieść widząc obojętność męża... I tak jak Gedeon na początku, teraz nie widzę szans na zwycięstwo :-( I drobne zdarzenia z życia tylko tę wiarę w zwycięstwo podkopują.
Chciałabym się uwolnić od tego ciągłego myślenia o mężu, bo wiem, że to nie jest dobre i nie pozwala mi iść do przodu. Ale okres temu nie sprzyja:-(
Angelika21k, to, że zaczynasz pracę z sobą nad sobą, to bardzo ważne. Myslę, że jesteś na początku drogi, ale dobrej drogi ...
Upadki będą, zawsze będą, ale Pan jest z tobą .... to w sumie, gdy On trzyma cię za rękę, to cóż może Ci się stać ?

Pamiętasz filmy, ktore kończą się tak, że kobieta siedzi przy stole zamyślona a inne tak, że stoi w otwartych drzwiach zaciekawiona co jest przed nią i cała widownia wie, że to początek nowego życia?
Życzę Ci na te Święta byś przez te otwarte drzwi zobaczyła nową siebie.

Anonymous - 2014-12-25, 15:23

GosiaH napisał/a:

Upadki będą, zawsze będą, ale Pan jest z tobą .... to w sumie, gdy On trzyma cię za rękę, to cóż może Ci się stać ?


Niestety te Święta są dla mnie jednym wielkim upadkiem, tracę wiarę, że to co robię ma sens i czemuś służy:-( Że lepiej sobie odpuścić i dać spokój z mężem, bo nigdy nie uda się nam pojednać.

A to wszystko przez prezent dla męża...

Zrobiłam prezent w postaci albumu ze zdjęciami nas, synka i różnych ważnych chwil w naszym życiu. W odpowiedzi dostałam maila, w którym mąż stwierdził, że nigdy nie będziemy małżeństwem i on decyzji nie zmieni i jeśli ten album miał zmusić go do refleksji to jedynie takiej, że nasze małżeństwo to przeszłość:-( Przeczytałam też, że on się boi mówić przy mnie otwarcie co go boli i co czuje:-( i że ma blokadę przed tym.

W dodatku znowu się dowiedziałam, że dopiero teraz wie, że nasz syn jest dla mnie najważniejszy na świecie, tak jak dla niego... oczywiście w domyśle jest, że wcześniej nie był. No i czego całkowicie nie rozumiem, że postara się go nauczyć czym jest rodzina w "troszeczkę inny sposób". I się zastanawiam jak on chce to zrobić? Że rodzina to co? Tata i mama żyjący oddzielnie? I tata z ciocią, a mama, co pewnie byłoby dla mojego męża najlepsze, z wujkiem?

No i standard, że miłość była ale gdzieś się pogubiła:-(

Także chciałam, aby te Święta były spokojne i spędzone radośnie z synkiem, a niestety się rozkleiłam całkowicie...Cały wigilijny wieczór, gdy wszyscy spali przepłakałam i dzisiaj też co chwila popłakuję. I nie chodzi o to, że nie spędzam tych Świąt z mężem, a raczej o słowa męża, który ciągle tak stanowczo mówi, że to przeszłość. Rozumowo wiem, że to wynika też z tego, że jest w związku z inną kobietą i przeżywa "motylki w brzuchu" i wszystko potrafi sobie racjonalnie wytłumaczyć. Ale te słowa i tak ranią.

Cytat:

Pamiętasz filmy, ktore kończą się tak, że kobieta siedzi przy stole zamyślona a inne tak, że stoi w otwartych drzwiach zaciekawiona co jest przed nią i cała widownia wie, że to początek nowego życia?
Życzę Ci na te Święta byś przez te otwarte drzwi zobaczyła nową siebie.


Dziękuję,
bardzo bym chciała być taką osobą, która wygląda przez otwarte drzwi...
Ale ja je ciągle tylko uchylam i boję się otworzyć na oścież :-( Bo ciągle jest we mnie wiele strachu i lęku przed tym co na zewnątrz.... To jest okropny lęk, że sobie nie poradzę, strach przed światem i to siedzi ode mnie od dawna. Ale staram się robić postępy i mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie tylko lepiej.

W dodatku, przygotowując się do Świąt, zrobiłam sobie mój prywatny rachunek sumienia i starałam się obiektywnie spojrzeć na to, co przeszkadzało mojemu mężowi i co mogłabym w przyszłym roku poprawić. I znalazłam kilka rzeczy - w zasadzie od początku to wiedziałam, ale w te Święta jakoś sobie je uświadomiłam jeszcze bardziej.

Pierwsza to moi rodzice :-( , niestety nie odcięłam pępowiny, co dla mojego męża było ogromnym problemem, z którego nie do końca zdawałam sobie sprawy. Przede wszystkim nie byłam asertywna w stosunku do moich rodziców od dłuższego czasu (chyba od momentu kiedy zaczęły się nasze problemy finansowe) i chcąc być dobrą, grzeczną córką pozwoliłam sobie wleźć na głowę. Nie mówiłam im, że nie chcę żeby przyjeżdżali bo mamy inne plany, bo nie chciałam ich urazić - a nie widziałam, że mąż ma dość wizyt co 2 tygodnie i na kilka dni. W dodatku rodzice przyjeżdżając traktowali nasz dom jako swój własny i przejmowali kontrolę na przykład nad kuchnią :-( I teraz w te Święta zobaczyłam to z całą jasnością jak to wygląda. I ciągle mam problem, żeby im zwrócić uwagę....

A drugi problem, z którym muszę się zmierzyć, to świadomość, że zrzuciłam na męża odpowiedzialność za kuchnię i dbanie o posiłki (zawsze nie cierpiałam gotować). Niektórzy mężczyźni lubią gotować i mój mąż do nich należy, ale czuł się niedoceniony, to że nie dostrzegam jego starań. Ja myślałam, że dostrzegam, że mu to mówię, ale widocznie za mało było "dziękuję". I ja tego nie zauważyłam. Teraz gdy go nie ma okazuje się, że muszę poradzić sobie z gotowaniem :-) odkryć w nim w jakiś sposób przyjemność...Choć nie wiem jak to zrobię, bo jestem typem człowieka, który potrafi się zadowolić byle kanapką :-)

Także do mojego planu na przyszły rok dołączają te dwie rzeczy: odcięcie pępowiny i nauka gotowania:-) Przed kolejnymi Świętami bardzo mi się to przyda.

Anonymous - 2014-12-25, 20:11

Angeliko

Czytałem Twój list i wróciłem pamięcią cztery lata wstecz do swoich ostatnich Świąt Bożego Narodzenia z moją żoną. Też usłyszałem, że to wszystko to była pomyłka i naszego małżeństwa już nie ma. W pierwszy dzień świąt oglądaliśmy filmy z dzieciństwa naszych dzieci. Skończyło się to tym, że żona w drugi dzień świąt upiła się w trupa. Też bałem się, jak to będzie, jak dam sobie radę z gotowaniem. I co? Wrócił spokój wewnętrzny. Oczywiście nie od razu. Wiele się namęczyłem. Najważniejsze dla mnie było odcięcie "pępowiny" duchowej z moją żoną i odżałowanie straty. Dalej było już łatwiej. Gotowanie nie jest takie straszne, chociaż znam wiele ciekawszych zajęć. Okazało się, że umiem gotować, piec ciasta, sprzątać a nawet zadbać o działkę. Nawet walka z chwastami, czyli pielenie, stała się dla mnie pasjonującym zajęciem. Po czterech latach muszę stwierdzić, że niepotrzebnie się bałem. Oczywiście lepiej by było, gdybyśmy byli pełną rodziną. Muszę jednak dla dzieci był wzorem stałości i ostoi. One o tym wiedzą i zawsze w swoich trudnych sytuacjach pojawiają się u mnie. Wiedzą, że ja zawsze mówię gdzie jestem, gdzie idę, czemu miałem wyłączony telefon. Wiedzą, że zawsze u mnie jest dla nich miejsce, coś do zjedzenia i najprawdopodobniej będę miał dla nich natychmiast czas. Najmłodszy(17 lat) mieszka ze mną. Nie chce iść mieszkać do matki, bo wie, że chociaż u matki miałby większy luz, to u mnie jestem ja, który czepiam się, ale jestem tylko dla niego. Ostatnio, ponieważ przeprowadza się do mnie środkowy syn, zaczął zdradzać olbrzymie objawy zazdrości. Okazało się, że nie jest już jedynakiem, ale dzielę swój czas na niego i starszego syna. A to kupiłem coś do pokoju starszego syna, a to byłem z nim w sklepie, a to byliśmy razem na basenie.
Nowe problemy, ale to dobrze. Czuję się potrzebny i coraz mniej myślę o przeszłości. Chciałbym już nie myśleć wcale, ale to się chyba nie uda. Za dużo czasu i rzeczy łączy mnie z przeszłością. Ale wszystko daje się opanować. Sytuacja ma też dobre strony. Jak byłem z żoną musiałem rezygnować z wielu moich przyjemności, przyzwyczajeń, których żona nie tolerowała. Teraz mogę do nich wrócić. Jestem wolniejszy. Sam decyduję o sobie.

Wiem, że wiele rzeczy, o których piszę, jeszcze do Ciebie nie dociera. Strata, którą poniosłaś, jest dla Ciebie zbyt wielka, żeby widzieć lepszą przyszłość. Na to potrzeba czasu. Ale za jakiś czas podniesiesz się. Teraz musisz być silna. Później będzie już tylko lepiej.

Trzymaj się.

Anonymous - 2014-12-27, 12:04

Jacek-sychar napisał/a:
Angeliko

Czytałem Twój list i wróciłem pamięcią cztery lata wstecz do swoich ostatnich Świąt Bożego Narodzenia z moją żoną. Też usłyszałem, że to wszystko to była pomyłka i naszego małżeństwa już nie ma. W pierwszy dzień świąt oglądaliśmy filmy z dzieciństwa naszych dzieci. Skończyło się to tym, że żona w drugi dzień świąt upiła się w trupa.


No właśnie, Święta, które z założenia powinny być rodzinne:-( takie nie są.... Rok temu w Święta życzyliśmy sobie powiększenia rodziny, a w tym roku ta rodzina się zmniejszyła :-(
Trudno tę sytuację zaakceptować... gdy ciągle myślę o przeszłości i o tym co wspólnie z mężem straciliśmy...

Boli mnie to, że mąż pisze, że ma blokadę aby być ze mną szczery i mówić co go boli, co czuje, że nie potrafi mi powiedzieć, dlaczego nie możemy być razem bo nie potrafi ze mną rozmawiać o tych sprawach. Że dla niego to PRZESZŁOŚĆ.

Nie wiem co z tym zrobić? Drążyć temat? Odpuścić???

Mnie boli cały czas świadomość tego, że mąż sprowadza nasze małżeństwo tylko do relacji między nami a całkowicie pomija fakt, że mnie zdradził, że spotyka się z inną kobietą i że był z nią w te Święta (wszystko na to wskazuje). Pomija ten wątek, jakby on nie miał znaczenia, jakby to co działo się między nim a tą kobietą nie miało wpływu na nasze relacje i jego chęć/brak chęci naprawienia małżeństwa.

Próbuję oddać to wszystko Bogu, modlę się o to by mój mąż uwierzył, że nie jestem jego wrogiem, żeby nie bał się ze mną rozmawiać, żeby nie bał się całkowicie otworzyć przede mną, żeby potrafił stanąć w prawdzie - nawet przed sobą. Bo teraz myślę, (ale to jest tylko moja myśl), że on sam przed sobą boi się prawdy o sobie i swoich czynach.

Cytat:
Wiem, że wiele rzeczy, o których piszę, jeszcze do Ciebie nie dociera. Strata, którą poniosłaś, jest dla Ciebie zbyt wielka, żeby widzieć lepszą przyszłość. Na to potrzeba czasu. Ale za jakiś czas podniesiesz się. Teraz musisz być silna. Później będzie już tylko lepiej.


Ja wierzę, że będzie lepiej. Czuję to, że będzie lepiej dla mnie jako osoby, bo ten kryzys był ostatnim dzwonkiem dla mnie, żebym się obudziła z apatii, marazmu, niechęci do życia i życia bez emocji... Gdzieś na tym forum przeczytałam, że to taki stan, w którym "zniewoliłam samą siebie". I to prawda. Tak się odgrodziłam od emocji, że tylko egzystowałam a nie żyłam. A teraz czuję, że powoli budzę się do życia jakie kiedyś prowadziłam - odpowiadania za siebie, własne decyzje i błędy, brania sprawy we własne ręce:-) I to daje mi jeszcze większą siłę do działania...

Z Bogiem.

Anonymous - 2014-12-27, 12:23

Angelika21k napisał/a:
bo ten kryzys był ostatnim dzwonkiem dla mnie, żebym się obudziła z apatii, marazmu, niechęci do życia i życia bez emocji...


My wszyscy którzy trafiamy tu na to forum, jesteśmy wygrani. Bez względu na to jak potoczą się sprawy naszych małżeństw. Wygrywamy siebie.

Angelika21k napisał/a:
Tak się odgrodziłam od emocji, że tylko egzystowałam a nie żyłam.


No właśnie, wygrywamy nowe życie - życie z Bogiem.

Anonymous - 2014-12-29, 15:57

Święta i po świętach,

całe szczęście, że wróciłam do pracy :-) bo atmosferę świąteczną ciężko mi w tym roku znieść :-(

Wiele przemyśleń po tych świętach mi się nasuwa.... Takie podsumowanie malutkie:

1. Po pierwsze, mam świadomość stanu w jakim się znajduję. Nie jest dobrze, bo podejrzewam, że mam objawy depresyjne :-( I to nie z powodu sytuacji z mężem, ale tego co się wcześniej działo ze mną. Poniżej cytat, który całkowicie oddaje to jak się czuję od kilku lat

"Depresja zastępuje cierpienie lub też jest jego "mniejszą"
formą. Ratuje ona człowieka od agonii z bólu, broni go przed
całkowitym rozsypaniem się. Jeżeli życie nadmiernie mi dokucza,
mogę się z niego czasowo "wyłączyć". życie płynie wówczas obok
mnie, a ja jestem zwolniony z wpływania na jego bieg, z
podejmowania decyzji, z odpowiedzialności, z relacji z innymi.

Szczególnym symptomem depresji jest wyłączenie się z
jakiekokolwiek kontaktu z innymi, całkowita bierność z relacji,
traktowanie innych jak powietrza."

I o to chyba miał pretensje mój mąż, że nie tworzę z nim relacji :-( On widział te objawy i zinterpretował je tak jak potrafił. Ja sama ich nie dostrzegałam. Baaa, gdy mąż zwracał mi uwagę na to, krytykowałam go, gniewałam się, czepiałam się słów, udowadniałam swoje racje, bo bałam się przyznać sama przed sobą, że jestem bezsilna i potrzebuję pomocy. Teraz mam tego świadomość.

2. Po drugie. Po wielu miesiącach huśtawki emocjonalnej, słowa męża, choć czasami wręcz nie do zniesienia, nie powodują we mnie potrzeby "odbicia piłeczki". Nawet potrafię powstrzymać się od natychmiastowej, często nieadekwatnej reakcji.

3. Po trzecie. Tylko praca nad sobą, zaakceptowanie i pokochanie siebie:-) pozwoli mi na odbicie się od dna i to jest plan na przyszły rok.

4. Po czwarte. Zaakceptowałam fakt, że nie mam wpływu na męża i jego zachowanie, które bardzo boli i dotyka, ale nie mam innego wyjścia jak się z tym pogodzić i to przyjąć.

5. Po piąte. Odsunęłam się od ludzi, przyjaciół, znajomych. Aż nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo. Nagle się okazało, że oprócz rodziny nie potrafię z nikim rozmawiać, otworzyć się. A kiedyś byłam przyjacielska, towarzyska... Te relacje z innymi ludźmi chciałabym odbudować. Chciałabym powrócić do siebie sprzed okresu "depresyjnego":-)

Anonymous - 2014-12-29, 17:52

Angelika

Bardzo dojrzałe myślenie i zachowanie. Bardzo Cię podziwiam.

Anonymous - 2014-12-29, 18:30

" No i czego całkowicie nie rozumiem, że postara się go nauczyć czym jest rodzina w "troszeczkę inny sposób". I się zastanawiam jak on chce to zrobić? Że rodzina to co? Tata i mama żyjący oddzielnie? I tata z ciocią, a mama, co pewnie byłoby dla mojego męża najlepsze, z wujkiem?"

Te słowa mnie przerażają,co to znaczy rodzina w troszeczkę inny sposób, ci,którzy zdradzają mają tyle przeróżnych wymówek i usprawiedliwień .Mój mąż też chyba stara się pokazać dzieciom rodzinę w "troszeczkę inny sposób",
Angeliko, każdy ma wady, ale na tym polega małżeństwo, bycie razem, żeby sobie też wybaczać ,wspierać się i rozumieć się wzajemnie, nie obwiniaj się a wszystko.Tobie przyrzekał, ty byłaś jedyną , a teraz nagle " to przeszłość". To egoizm i tchórzostwo po prostu. Ja to przynajmniej tak widzę, i mówię tu też o mojej sytuacji. A Ty jesteś super babka 8-) .

Anonymous - 2014-12-29, 20:10

Dzięki, dziewczyny, za te miłe słowa :-)
Bardzo podnoszą na duchu!

Mam też prośbę przy okazji - o modlitwę za mnie i za rozwiązanie problemu, z którym borykam się od dłuższego czasu - niedługo będzie pewnie z rok.

Problem jest typowo pracowy, dotyczy projektu w którym tkwię po uszy. Niestety ma on to do siebie, że gdy myślę, że jest skończony, zwiększają się wymagania od klienta :-( i ponownie muszę wykonać karkołomną pracę, żeby je spełnić. Walczę z tym od dłuższego czasu a ponieważ tak długo trwa, żyję z tego powodu w coraz większym stresie :-( Powiedziałabym, że ten stres daje mi się potwornie we znaki, gdyby nie to, że przysłaniają go problemy z mężem :-) . Ale dosłownie czuję go fizycznie w ciele...

Teraz mam termin na następny tydzień a jestem w rozsypce... Im bardziej próbuję się zmobilizować, tym trudniej wykrzesać mi entuzjazm do tego projektu i znajduję tysiące powodów, żeby go nie robić. A nawet jak go robię to jest tak skomplikowany, że końca nie widać... Oględnie mówiąć [edit GosiaH - no to zgodnie z życzeniem autorki : nadal nie używamy brzydkich wyrazów na tym forum] (pewnie mi to admini usuną:-) ) No a teraz nie mam wyjścia i muszę go skończyć :-( Chciałabym to zamknąć - nawet z prostego względu, żeby mieć już to za sobą i odpocząć psychicznie..

Może znacie jakąś modlitwę, która by mi się przydała w tym temacie?

Anonymous - 2014-12-30, 08:02

Angelika, tak wiele widze podobieństw w twojej historii. Szczególnie odczuwam, ten brak przyjaciół których zaniedbałam, dobrze że jest jeszcze rodzina :)
Ale ten czas jest dla nas abysmy cos zrozumiały i pracowały nad sobą,
.Zyczę powodzenia w zakończeniu projektu, wiem jakie to uciążliwe mieć coś niezakończonego na głowie.
U mnie pojawił sie ostatnio problem braku motywacji, ciężko mi wziąść sie za pewne sprawy które wciąż odkładam. Więc moje postanowienie na nowy rok: byc bardziej zmotywowanym i realizaować w praktyce swoje zamierzania.
Będe pamietać o Tobie w modlitwie

Anonymous - 2015-01-02, 13:51

gwen85 napisał/a:
Angelika, tak wiele widze podobieństw w twojej historii. Szczególnie odczuwam, ten brak przyjaciół których zaniedbałam, dobrze że jest jeszcze rodzina :)


Gdzieś przeczytałam, że trzeba dbać o przyjaciół, bo gdy zachorujesz twoja praca się tobą nie zaopiekuje. Można by tę pracę w naszym przypadku zmienić na "odchodzącego męża".

Najbardziej boli fakt, że poświęcasz komuś swoje życie i nie myślisz wtedy o innych. Ja w moim przypadku poświęciłam wszystko - mój czas, moje doświadczenie i umiejętności zawodowe, moje ambicje, na pomysł męża na firmę... W pewnym momencie on, firma i jego potrzeby zasłoniły mi wszystko i przestało mi zależeć na kontaktach z przyjaciółmi... a miałam ich bardzo dużo, bo zawsze byłam towarzyska:-). Tłumaczyłam sobie, zadzwonię jutro, umówię się w przyszłym tygodniu, bo dzisiaj trzeba zrobić to do pracy, bo jakiś termin goni, bo mąż czegoś ode mnie potrzebuje.... A potem już coraz mniej potrzebowałam takich kontaktów, bo się przyzwyczaiłam do takiego stanu rzeczy...
I teraz łapię się na tym, że jest mi trudno się wyrwać z takiej mojej własnej "samotni". Że tak się przyzwyczaiłam być tylko z mężem, że odbudowanie kontaktów z innymi wydaje mi się być nierealne:-) A męża już nie ma ...

I w tym roku chcę to zmienić!!!

Cytat:

.Zyczę powodzenia w zakończeniu projektu, wiem jakie to uciążliwe mieć coś niezakończonego na głowie.


Dziękuję:-) Mam nadzieję, że w końcu uda mi się go skończyć.

Cytat:

U mnie pojawił sie ostatnio problem braku motywacji, ciężko mi wziąść sie za pewne sprawy które wciąż odkładam. Więc moje postanowienie na nowy rok: byc bardziej zmotywowanym i realizaować w praktyce swoje zamierzania.
Będe pamietać o Tobie w modlitwie


Dziękuję!

Oj, z problemem motywacji też się zmagam i próbuję stosować różne techniki aby sobie z tym poradzić:-) Najgorszy jest problem z porannym wstawaniem. Nigdy nie byłam skowronkiem, ale przez te wszystkie doświadczenia i kryzys, budząc się najchętniej zostałabym cały dzień w łóżku:-( Zmuszenie się do wstania, zebranie do kupy jest w moim przypadku baaaardzo długie. A potem mam pretensje do siebie, że marnuję czas w ten sposób:-(

Może ktoś ma jakiś sposób na wstawanie w skowronkach?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group