To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa?

Anonymous - 2014-12-03, 15:31

Angelika21k - byłaś silniejsza niż ja. Zgubiłem swoją obrączkę na treningu. Spadła gdzieś w trawę. Było to po tym jak żona odeszła, a zanim trafiłem tutaj. Podobnie machnąłem na to ręką, bo choć to kawał forsy to wtedy była dla mnie tylko symbolem poniżenia. Miesiąc później, po długiej walce "Czy warto czekać? Trwać? Po co to?" nosiłem na palcu drugą - tytanową, poświęconą w tym samym kościele w którym braliśmy ślub.
Anonymous - 2014-12-03, 19:09

Rubin napisał/a:
Miesiąc później, po długiej walce "Czy warto czekać? Trwać? Po co to?" nosiłem na palcu drugą - tytanową, poświęconą w tym samym kościele w którym braliśmy ślub.


Rubin, a ja wierzyłam, że jeśli przetrwamy kryzys to odnowimy przysięgę małżeńską i wtedy wymienimy nasze obrączki na "nowe", trwalsze:-), może platynowe. Nawet dałam mężowi do przeczytania list w którym o tym piszę.... Niestety nie dotarłam do niego z tym moim pomysłem:-(

A co do siły. Zastanawiam się na jak długo mi jej wystarczy. Codziennie z mężem spotykamy się w pracy i codziennie spotykam się z jego obojętnością, oddaleniem i zdystansowaniem. Próbuję to przetrwać, traktować go jak normalnego pracownika. Nie pytać się co robi, jeśli nie chce sam powiedzieć, nie kontrolować, nie reagować złością i gniewem, kiedy mnie ignoruje i kiedy widzą to inni. Sukces jest jednak połowiczny. Udaje mi się zachować twarz, ale potem muszę iść do toalety, gdzie staram się powstrzymać płacz. I tak codziennie:-(

Anonymous - 2014-12-03, 22:22

Nie powstrzymuj płaczu. A pomysł z obrączkami świetny, ale to po kryzysie. Choć "stara" porysowana, jak Twoje serce, która przejdzie z Tobą trudne chwile ma swoją wartość.
Anonymous - 2014-12-04, 22:16

Rubin napisał/a:
ale to po kryzysie.


Z jaką pewnością to piszesz... Ja jednak mam chyba mniej wiary, zwłaszcza ostatnie dni są ciężkie, bo zbliżają się święta, które po raz pierwszy spędzimy oddzielnie i w oddaleniu, nawet fizycznym - bo w różnych miastach.

To powoduje, że jest we mnie wiele emocji - płacz, smutek, żal, że znaleźliśmy się z mężem w takiej sytuacji, nawet współczucie dla męża, co musiało się w nim zadziać, że doprowadził do tego momentu, ale coraz mniej nadziei na lepsze jutro. Takie pogodzenie się z losem, z tym co będzie - niestety w negatywnym znaczeniu:-(, bo czuję, że nie będzie dobrze.

Staram się podbudowywać modlitwą i powtarzam co chwila "Jezu, Ty się tym zajmij". Bo na nic więcej nie mam siły. Zaczęłam się przymierzać nawet do Nowenny Pompejańskiej, ale nawet przy tym poległam, bo przy pierwszym razie zasnęłam.

Czy jest jeszcze coś, co po ludzku można by zrobić, aby tę sytuację naprawić? Z mężem w zasadzie mam kontakt tylko w pracy i tylko w sprawach zawodowych lub związanych z synkiem. Nie staram się przy tym koncentrować na sprawach osobistych, choć czasami pojawiają się w naszych rozmowach.

Czy pozostaje tylko trwanie i czekanie?

Anonymous - 2014-12-04, 23:23

Nowennę Pompejańską rozłóż sobie w miarę możliwości w ciągu całego dnia. Pomijając łaski jakie daje nowenna, skupienie wymagane przy modlitwie pomaga opędzać się od natrętnych myśli budowania przyszłości (złej lub dobrej), lub roztrząsania przeszłości.
Jasne, że minie u Ciebie kryzys, jeżeli zawierzysz Bogu. Tylko nie zawsze w taki sposób w jaki sobie sami planujemy. Czasem się łapię, że podpowiadam Bogu ( :lol: ) jaka wersja zakończenia kryzysu była by mi najbardziej na rękę. Zabawne, nie? Ja podpowiadam Stwórcy :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-05, 08:32

Angelika, po ludzku to spróbuj teraz Jemu zaufać i pozwolić, aby się tym zajął. ON już zna Twoje pragnienie - chcesz ratować małżeństwo. Postaraj się myśleć o Świętach nie tylko po ludzku, że bez męża, że w takim dołku i kryzysie przyjdzie Ci je spędzić, a pomyśl raczej o wspaniałym okresie Adwentu, o oczekiwaniu na ponowne przyjście Zbawiciela - moze właśnie o takim przygotowaniu i przeżyciu tego okresu, o jakim gdzieś tam w środku marzysz. Posłuchaj o. Szustaka - Plaster miodu.

Angelika21k napisał/a:
To powoduje, że jest we mnie wiele emocji - płacz, smutek, żal, że znaleźliśmy się z mężem w takiej sytuacji, nawet współczucie dla męża, co musiało się w nim zadziać, że doprowadził do tego momentu, ale coraz mniej nadziei na lepsze jutro. Takie pogodzenie się z losem, z tym co będzie - niestety w negatywnym znaczeniu:-(, bo czuję, że nie będzie dobrze.


Wciąż mnie zastanawia co takiego podziało się z moim mężem, jak to możliwe że tak szybko emocjonalnie po prostu się odciął... Dano nam wolna wolę, jesteśmy odpowiedzialni za swoje decyzje i za to jakie kroki podejmujemy, ale nie mamy wpływu na decyzje innych - współmałżonek też ma wolną wolę, więc może niekoniecznie zastanawiajmy się co wpłynęło na jego działanie, ale postarajmy się wpłynąć na siebie aby przeżyć ten kryzys z nadzieją na lepsze jutro?

Tu fajnie określił Rubin

Rubin napisał/a:
Jasne, że minie u Ciebie kryzys, jeżeli zawierzysz Bogu. Tylko nie zawsze w taki sposób w jaki sobie sami planujemy. Czasem się łapię, że podpowiadam Bogu ( :lol: ) jaka wersja zakończenia kryzysu była by mi najbardziej na rękę. Zabawne, nie? Ja podpowiadam Stwórcy :mrgreen:


Jasne, że mamy plan, mamy przeczucia i już wiemy jak się potoczy nasze życie, ale Bóg może mieć inny plan - plan doskonały! Pozwól, zaufaj i jak w modlitwie im gorzej, tym bardziej pokładaj ufność w Nim a siebie w Jego ramionach...
Niejedna mama powie - zajmij się dzieckiem, masz dla kogo walczyć, kryzys spadł na Ciebie, spędź z synkiem najprzyjemniejsze Święta jak tylko możliwe.

Nie wiem na ile to normalne;-) Wstań któregoś dnia, uśmiechnij się, podziękuj Bogu za noc, za to, że obudziłaś się zdrowa, za to że przed Tobą kolejny piękny dzień, poproś, aby był obecny przy Tobie (choć nie wątpię że tak jest) a mężowi w pracy z uśmiechem, ciepłem i miłością podaj kawę czy co tam i o której lubi :lol: Jak zapyta co to, powiedz:wiem że lubisz i wyjdź. Daj nie oczekując.

Anonymous - 2014-12-05, 22:00

aguś83 napisał/a:
Angelika, po ludzku to spróbuj teraz Jemu zaufać i pozwolić, aby się tym zajął. ON już zna Twoje pragnienie - chcesz ratować małżeństwo. Postaraj się myśleć o Świętach nie tylko po ludzku, że bez męża, że w takim dołku i kryzysie przyjdzie Ci je spędzić, a pomyśl raczej o wspaniałym okresie Adwentu, o oczekiwaniu na ponowne przyjście Zbawiciela - moze właśnie o takim przygotowaniu i przeżyciu tego okresu, o jakim gdzieś tam w środku marzysz. Posłuchaj o. Szustaka - Plaster miodu.


Właśnie codziennie odsłuchuję:-) Po raz pierwszy od wielu lat czuję, że faktycznie przygotowuję się do Świąt i że te Święta będą bliżej Boga niż przez ostatnie lata. A rekolekcje o. Szustaka są niesamowite.

aguś83 napisał/a:
Wciąż mnie zastanawia co takiego podziało się z moim mężem, jak to możliwe że tak szybko emocjonalnie po prostu się odciął... Dano nam wolna wolę, jesteśmy odpowiedzialni za swoje decyzje i za to jakie kroki podejmujemy, ale nie mamy wpływu na decyzje innych - współmałżonek też ma wolną wolę, więc może niekoniecznie zastanawiajmy się co wpłynęło na jego działanie, ale postarajmy się wpłynąć na siebie aby przeżyć ten kryzys z nadzieją na lepsze jutro?


Aguś, masz rację. Nie mamy wpływów na decyzje naszych mężów i na to co robią ze swoim życiem. Ja to wiem. I wiem, że nie ma sensu zastanawiać się, ale jest w nas chyba taka ludzka potrzeba, żeby zrozumieć to co się stało. Ja próbuję, choć już nie jest to takie zatracanie się w przeszłości, rozpamiętywanie i "tęsknienie" za tym co było. O nie. Raczej staram się wyciągnąć z tego doświadczenia wnioski, które dla mnie samej nie były przyjemne bo musiałam się zmierzyć z tym co o sobie myślałam,a jak byłam widziana w oczach innych i mojego męża.

Co ciekawe, dzisiaj spotkałam się z kimś, kto powiedział, że nasze wewnętrzne "ja" nie może być zależne od innych osób, zdarzeń i zewnętrza, bo te elementy mogą zawsze się zmienić a to wtedy powoduje, że się rozsypujemy. Nasze szczęście musimy odnaleźć w samych sobie a nie w innych - patrz "mąż". I to powiedział człowiek, który w ogóle nie znał mojej sytuacji osobistej:-)

aguś83 napisał/a:

Tu fajnie określił Rubin

Rubin napisał/a:
Jasne, że minie u Ciebie kryzys, jeżeli zawierzysz Bogu. Tylko nie zawsze w taki sposób w jaki sobie sami planujemy. Czasem się łapię, że podpowiadam Bogu ( :lol: ) jaka wersja zakończenia kryzysu była by mi najbardziej na rękę. Zabawne, nie? Ja podpowiadam Stwórcy :mrgreen:



Staram się wierzyć, bo do tej pory, we wszystkich innych moich sprawach, to się sprawdzało. Nawet przy naszych problemach finansowych zawsze wiedziałam, że w końcu one się skończą i staniemy na nogi i Bóg zawsze podsunie nam rozwiązanie problemów (co prawda większość z nich wymyślał mąż). Miałam zawsze taką niezachwianą pewność, że będzie dobrze. Ale teraz niestety nie potrafię tak do końca poddać się woli bożej. Może dlatego, że nie ma już przy mnie męża, który był wsparciem i który zawsze znajdował rozwiązanie.

aguś83 napisał/a:

Niejedna mama powie - zajmij się dzieckiem, masz dla kogo walczyć, kryzys spadł na Ciebie, spędź z synkiem najprzyjemniejsze Święta jak tylko możliwe.


I na tym zamierzam się skupić:-) Mam już nawet kilka pomysłów:-)

aguś83 napisał/a:

a mężowi w pracy z uśmiechem, ciepłem i miłością podaj kawę czy co tam i o której lubi :lol: Jak zapyta co to, powiedz:wiem że lubisz i wyjdź. Daj nie oczekując.


I tak zrobiłam. Może nie do końca w pracy i nie kawę, ale dałam nie oczekując:-) Wcześniej już w trakcie kryzysu dawałam mężowi prezenty, ale oczekiwałam reakcji i może nawet zmiany zdania, co oczywiście nie zadziałało. Ale dzisiaj po raz pierwszy zrobiłam to bezinteresownie, nie oczekując niczego:-)

Anonymous - 2014-12-06, 11:07

Cieszę się. z tego, ze tak zadziałałaś. A niech sie tez trochę "chłop" zadziwi;-) Wiesz rozumiem, że nie jest łatwo tak z dnia na dzień poradzić sobie ze wszystkim samemu i ta tęsknota, potrzeba bliskiej osoby - nie chodzi o rozpamiętywanie, wspomnienia czy poczucie bliskości fizycznej, ale brak właśnie tej osoby z jej wadami, humorami, po prostu bez samego jej jestestwa.
Ale silna dziewczyna jesteś, wiele pozytywów widzisz;-) i to cieszy! Odmieniaj, zadziwiaj, nie oczekuj. Pogody ducha.

Anonymous - 2014-12-07, 15:46

Dziękuję Aguś za Twoje słowa :-) To dzięki takim słowom i tej stronie udaje mi się jakoś iść do przodu.

Pomimo tego, że czuję się samotna, że brakuje mi męża, do którego mogłabym się przytulić, pomimo tego, że przypominają mi się sytuacje, kiedy wspólnie z mężem i synkiem przytulaliśmy się do siebie - czuję, że ta cała sytuacja dużo mi daje. Jak to często tutaj czytałam, Bóg zgasił światło i w moim przypadku było to po "coś".

Nie wyobrażam sobie powrotu do tej "siebie" z przed kryzysu kilka miesięcy temu. Może tego zewnętrznie nie widać, ale czuje, że jestem już w innym miejscu. Mąż zarzucał mi w pewnym momencie brak samodzielności, decyzyjności - co było prawdą, bo pozwoliłam mu za mnie podejmować decyzje, bo przebywając razem w domu i w pracy, zdałam się całkowicie na niego. Zawsze obok był mąż, który rozwiąże problemy, załatwi wszystkie sprawy. Gdzieś tam pogubiłam i uwiesiłam się trochę na jego ramieniu. Myślę, że ten proces zaczął się wtedy gdy zaczęły się problemy w firmie i gdy one mnie przerosły.

A teraz każda drobna sprawa, którą udaje mi się załatwić samodzielnie, sprawia mi ogromną przyjemność i satysfakcję, że mogę ją załatwić sama bez męża. Zaczynam sama podejmować decyzję - co od dawna było dla mnie problemem. Planować. Urządzać mieszkanie, choć jeszcze do nie dawna nie myślałam o tym, bo wszystko było podporządkowane mężowi i firmie.... I do tego nie potrzebuję męża:-)

Choć bardzo pragnęłabym, aby mąż nawrócił się i powrócił do domu, to może jeszcze nie teraz ... Bo to teraz wiem, że ten czas jest po to bym stanęła na nogi, abym ponownie stała się taką osobą, jak na początku naszej znajomości i małżeństwa. Abym powróciła do dawnej siebie a wtedy dopiero, mam nadzieję, mógłby powrócić mój mąż. Do innej - radosnej, uśmiechniętej, pewnej siebie kobiety. Tak sobie myślę i o to się modlę.

Anonymous - 2014-12-08, 21:10

Wczoraj gdy pisałam ostatni post miałam dużo wiary we własne siły.

Dzisiaj powróciły demony:-( Cały dzień próbuję zebrać się do kupy, od rana bez powodu zbiera mi się na płacz. Co pomyślę o Świętach, o tym, że ja z synkiem oddzielnie, mąż oddzielnie to mi serce normalnie krwawi.

W dodatku synek od kilku dni wspomina o rodzeństwie, kiedy on będzie je mieć:-( A ja nie jestem w stanie nic mu odpowiedzieć. Bo co mogę mu powiedzieć, żeby zrozumiał. A mój zły nastrój pogłębia fakt, że przed samą decyzją męża, że ma dość, staraliśmy się o drugie dziecko i chcieliśmy powiększyć rodzinę. Ja bardzo tego pragnęłam (mąż też), bo chciałam w przeciwieństwie do pierwszej ciąży, w której pracowałam prawie do rozwiązania i bardzo szybko wróciłam do pracy po porodzie, bardziej poświęcić się przyszłemu macierzyństwu.

To było jedno z moich ostatnich marzeń, które "brutalnie" odebrał mi mąż. W dodatku usłyszałam od niego przykre słowa, że "nie dość starałam się" o dziecko i że go tymi staraniami zmasakrowałam i że on nie chce mieć więcej dzieci ze mną. Nie wyobraża tego sobie. Próbuję te jego słowa ciągle zrozumieć i nie potrafię.

Starając się o dziecko byliśmy pochłonięci pracą, problemami w niej, ja byłam strasznie zestresowana wszystkim naokoło. Ale takich słów od męża nie spodziewałam się usłyszeć. To tak jakby w tych staraniach o dziecko ważniejszy był on i jego odczucia:-( A gdzie w tym wszystkim miałam być ja.... I to co przeżywa kobieta, która chce mieć dziecko, a nie może zajść w ciążę i się z tego powodu frustruje:-(

Jakoś przed Świętami strasznie to do mnie wraca... Pewnie dlatego, że są to Święta rodzinne, a my nie dość, że nie doczekaliśmy się powiększenia rodziny, to jeszcze ją zniszczyliśmy. I te pytania o rodzeństwo, braciszka lub siostrzyczkę....

Przecież skoro chcę trwać w tym małżeństwie, a mój mąż nie - to nie mamy żadnych szans na powiększenie rodziny:-( Jak w tym wszystkim trwać?

Anonymous - 2014-12-10, 10:46

Hej,

dzisiaj lepsze wieści... Zaczęłam odmawiać Nowennę. To dopiero początek a już mały "cudzik". Po raz pierwszy od dawna nie obudziłam się w nocy po 2, 3 godzinach snu. Spałam aż obudził mnie budzik!!! Hurrrra ...

Anonymous - 2014-12-14, 11:29

Kochani,

mam pytanie do Was, bardziej wprawionych w "bojach" jak interpretować zachowanie męża. Niedawno pisałam, że boli mnie jego dystans i obojętność. A tu jak na złość jego zachowanie się zmieniło... Do tej pory rozmowy na maila, sms czy przez komunikator internetowy były bezosobowe, tak jakbym rozmawiała z obcą osobą. Teraz całkowicie się zmieniły, są pełne uśmieszków :-) , napisałabym, że wręcz przyjacielskie. Dostaję zdjęcia z tego co robi z synkiem, gdy synek jest u niego...

Gdy dopadło mnie przeziębienie, mąż się dopytywał jak się czuję (via Skype), czy nie potrzebuję jakiś lekarstw, itd. To był dla mnie z lekka szok, bo przez kilka miesięcy naszego kryzysu, kilka razy musiałam się wybrać do lekarza i wtedy nie okazywał żadnego zainteresowania, to ja raczej mu mówiłam, co lekarz powiedział...

Nie wiem jak to interpretować, bo nie chciałabym mieć złudnych nadziei, że coś się u mojego męża zmieniło, a potem by się okazało, że to nic dla niego nie znaczyło i były to tylko gesty przyjacielskie... Nie wiem jak na nie reagować. Jeśli zacznę się z nich cieszyć, to mogę się bardzo zawieść gdy okaże się, że one nic nie oznaczają.... Jak zacznę te gesty odtrącać, to mogę wylać dziecko z kąpielą. I tak źle i tak nie dobrze... A ja po prostu nie chcę znowu się rozczarować, znowu w coś uwierzyć i potem dostać po głowie.

Zwłaszcza, że zaczynam pracować nad sobą i nas swoimi emocjami. I nie chciałabym, aby znowu wróciły te zachowania sprzed kryzysu i w trakcie. Na swojej drodze trafiłam na dwie osoby, które niezależnie stwierdziły, że muszę nad nimi popracować, bo te od dawna mocno tłamsiłam i spychałam w głąb siebie, co powodowało, że moje "ja" wewnętrzne rozjeżdżało się z "ja" zewnętrznym. A to spowodowało, że nie potrafiłam poradzić sobie sama z sobą, co zauważył mąż, ale źle odczytał :-(

Anonymous - 2014-12-14, 12:17

Angeliko nikt z nas nie siedzi w głowie Twojego męża, dlatego ciężko powiedzieć co kieruje Twoim mężem
myślę że fajnie jest cieszyć się z tego i docenić że mąż jest miły, że interesuję się, że przesyła zdjęcia

pamiętam że mój mąż też czasami tak potrafi się zachować- mimo to dążył do rozwodu który w poniedziałek orzekł Sąd....

Anonymous - 2014-12-14, 13:16

No właśnie, fajnie jest się cieszyć... ale pozostaje to "ale", które kołacze po głowie i mówi "po co to robi, "dlaczego jest miły, co to jest za sztuczka, do czego dąży"... Nawet jeśli nie chcę tego, to i tak wzbudza to we mnie jakąś nikłą nadzieję, która za chwilę może się okazać kolejną mrzonką:-( I mój kruchy jeszcze spokój zostanie ponownie zburzony...

Bardzo współczuję z powodu rozwodu:-(



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group