To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dziś mój świat się skończył. Co mam robić?

Anonymous - 2014-11-05, 13:38

Kto sprawił, że zacząłem się modlić jak nigdy wcześniej, zacząłem pogłębiać swoją wiarę i zostałem uwolniony od przeświadczenia, że samotne życie jest nie do pomyślenia, a żona jest moim największym źródłem szczęścia? Żona :mrgreen:
Anonymous - 2014-11-05, 15:10

Raport ze stanu ducha: dzień kolejny znów gorszy. Dziś uświadomiłem sobie, że moja mną pogardza, choć nie wiem dlaczego. Dziś okazuje się, że bolały ją moje niższe od Jej zarobki. Kasę całą zabrała, nie odda, bo zarabiała więcej to Jej się należy. No i, uwaga, musimy razem zapłacić za koszty rozwodu - ja Jej na to, że rozwodu nie musi być! Dziś po raz pierwszy pomyślałem, że moja żona jest złym człowiekiem. Na pewno cyniczna i hipokrytka. Przeraża mnie to. Dziś zabiera meble, wypowiedziała umowę konta. Dziś pali kolejne mosty. Dziś nie mam o Niej ciepłych myśli.

Proszę Boga, by nie pozwolił mi Jej znienawidzić, by moje poczucie krzywdy nie wygrało z Miłością, którą Jej ślubowałem. By dał mi rozeznanie tej sytuacji.

Pismo Święte i krzyż - to zostawiła - bo teraz odrzuca. Może faktycznie dla mnie znak.

Próba Wiary - to teraz przeżywam. Albo raczej Prawdziwej Wiary. Próba zrozumienia Miłości Pana Boga.

Myśli, że samotne życie jest niemożliwe nie mam i nie miałem, a w każdym razie mniej mnie to przeraża niż rozpad małżeństwa.

Nie chodzi o to, że trzeba będzie mieszkać na ulicy. Przerażające, że dom się wali. Czyżby nie był na skale zbudowany? A Sakrament, przysięga, komunia męża i żony, jedność małżeńska? A wcześniejsze zapewnienia żony, że tak samo rozumiemy treść przysięgi i sens małżeństwa, od których się teraz odwraca i czemu przeczy ? Nie potrafię tego pojąć, nic już nie wiem.

Niech się dzieje wola Boża, bylebym tylko potrafił Ją rozpoznać. Jak to zrobić? Jakieś pomysły? Jak mam się dowiedzieć jaki Bóg ma dla mnie plan i jak On chce, żebym postępował?

Anonymous - 2014-11-05, 15:26

P. napisał/a:
Niech się dzieje wola Boża, bylebym tylko potrafił Ją rozpoznać. Jak to zrobić? Jakieś pomysły? Jak mam się dowiedzieć jaki Bóg ma dla mnie plan i jak On chce, żebym postępował?



P. - dzisiaj widzę, doświadczam i rozumiem, że droga dla mnie w planie Pana Boga - wiedzie przez cierpliwe zaufanie Jemu. Jeśli jestem w stanie przetrzymać, to co po ludzku mnie rozbija - ze względu na Niego - to potem Bóg otwiera przede mną zupełnie nowe przestrzenie Siebie i słodko wynagradza.

Nie muszę dziś wszystkiego rozumieć, ważniejsza jest jednak decyzja serca - by iść za NIM.

Anonymous - 2014-11-05, 15:41

Cytat:
Nirwanna, mam nadzieje, że się cieszysz, a nie jest to forma jakiegoś rodzaju pobłażliwego uśmiechu :D

Cieszę się, bo też jestem w RWS :-D

Anonymous - 2014-11-05, 16:53

Wiem o czym nie napisalem - jak w ksiedze Hioba, chociaz ciezka ta Twoja proba.
Anonymous - 2014-11-05, 18:44

hubcia576 napisał/a:
Nie muszę dziś wszystkiego rozumieć, ważniejsza jest jednak decyzja serca - by iść za NIM.


Tak... słyszałem, że Pan Bóg lubi nasze "akty woli" :-D

Pogody DUCHA P. :mrgreen:

Anonymous - 2014-11-10, 08:42

Jestem i trwam - choć ostatnie dni kiepściutkie.

Nie chcę znów wylewać żali i "psoiczyć" na żonę. Póki co staram się Jej nie znienawidzić, a tego pewnie właśnie chce i o to się stara.

Ona mnie nie szanuje, więc staram się szanować siebie za nią (czy to się w ogóle da??).

Każda chwila słabości oddala od Boga i ciągnie do grzechu. Dziś do spowiedzi, potrzebuję wzmocnienia, bo moje własne siły już na wyczerpaniu.

Czy Was też na tym etapie męczyły sny? Złe, ponure, niedobre? Nie wiem jak KK do snów podchodzi, ja nie traktuję tego w kategoriach "horoskopowych", więc się podzielę. Dopiero wczoraj udało mi się znaleźć trochę spokoju, tak na kilka chwil - dopiero po Mszy Św. I ostatnia noc. odmiennie niż poprzednie - zadziwiająco spokojna. A i sen miałem piękny. Wiecie co mi się śniło? Że potrafię czynić cuda :mrgreen: brałem do ręki martwego ptaka, zamykałem w garści, dmuchałem (żeby nie powiedzieć "tchnąłem") otwierałem dłoń i oczywiście ptak odlatywał żywy ku mojej ogromnej radości. We śnie wyprawiałem też inne "sztuki". Jestem dorosły i poważny facet, a jeden dziwny sen dał mi tyle radochy i sil, że jeszcze teraz gęba mi się uśmiecha :)

Anonymous - 2014-11-10, 09:17

P.

Jesteś w najtrudniejszym momencie swojego życia. Świat wali Ci się na głowę. Próbujesz ratować coś (Twoje małżeństwo), co według Twojej żony nie istnieje. Jak więc ratować nicość?

Ja też miałem kłopoty ze snem. Przez pierwszy tydzień nie spałem wcale. Potem udawało mi się przespać 2-3 godziny. Kłopoty ze spaniem skończyły się po około 3 latach. Ja dodatkowo nie mogłem jeść. Przez miesiąc straciłem 20 kg. A sny? Tak miałem. Co noc walczyłem z kochankiem żony. Przerażające. Wykańczały mnie. Fizycznie i psychicznie. Postanowiłem się więc za niego modlić i od tej chwili ani razu mi się nie przyśnił! W jednej chwili się skończyły.
Nie przykładaj wagi do snów. W czasie snu mózg przetwarza wydarzenia z dnia. Próbuje je uporządkować i zapamiętać. Lepiej lub gorzej. Ja z moje najgorszego okresu pamiętam tylko strzępki.

P. długa droga przed Tobą. Wiem, że starasz się ratować swoje małżeństwo. Musisz jednak zadbać o siebie. Spróbuj znaleźć czynność, która daje Ci przyjemność (chociaż maleńką) i zapomnienie. Może spacer? Może jakaś prosta czynność fizyczna.
Pamiętaj, że żołnierz (a Ty teraz jesteś żołnierzem w bardzo ważnej batalii swojego życia) musi być wyspany i najedzony, żeby miał siłę do walki.

Zacznij tą walkę od siebie.

Trzymaj się P.
Pozdrawiam
Jacek

Anonymous - 2014-11-10, 09:18

P. napisał/a:
Ona mnie nie szanuje, więc staram się szanować siebie za nią (czy to się w ogóle da??).


P., popełniasz ten sam bład, który popełnia kazdy człowiek, kazdy z nas zaznim sie tutaj znalazł. Pokładasz nadzieję, potwierdzenie swojej wartości w drugim człowieku, a to nie tak. zaden człowiek nie jest w tanie tego zaspokoic ze wzgledu na to, ze sam tego w drugim człowieku poszukuje.
Tylko Bóg potrafi to w nas zrobić. Dla mnie to było niesamowite odkrycie, kiedy słuchając x Dziewieckiego ( http://www.youtube.com/watch?v=P_pY_9Y8GgQ ) to odkryłam, ze nie byłam pełną osobą i swojej pełni szukałam w drugim człowieku.

W odszukani swojej pełni moze Ci to pomóc

http://www.langustanapalmie.pl/milosierdzia-pragne

3 | Wprowadzenie | O przykazaniach
4 | Przykazanie I
5 | Przykazanie II
6 | Przykazanie III
7 | Przykazanie IV

oraz

http://www.5fantastic.pl/...5/Audio/7720347

Polecam również Dzikie serce oraz Drogę dzikiego serca J Eldredge

Jeśli zobaczysz swój obraz, siebie oczami Boga, wtedy nie bedziesz już tak rozpaczliwie szukał tego w drugim człowieku.
Od tego rozpoczyna sie droga...

Pozdrawiam i otaczam modlitwą

Anonymous - 2014-11-14, 22:39

Ależ mnie dziś - teraz ze złości telepie! Wiem, że moja żona wydaje naszą kasę, żyje pełnią życia i ma mnie głęboko w nosie. Pojawiają się pierwsze po szoku poważne wątpliwości - czy jest sens ratować te zgliszcza! Są takie momenty, że za Nią tęsknie, ale są też takie, że nie chciałbym Jej widzieć - bo czuje się mocno zraniony. Wiem - ludzkie to i chyba musi być. Byłem dziś na Mszy Św. - ostatnio częściej bywam - Komunia daje mi siłę spokoju. Dziś, w dzień powszedni, bez żadnego święta na Mszy Św o 16.00 zauważyłem po raz pierwszy - ilu młodych ludzi jest w Kościele - i na mszy i do spowiedzi. Jaki ja poczułem do siebie żal i rozgoryczenie: dlaczego ja taki nie byłem wcześniej! Mocno myślę nad sobą i odkrywam błędy, jakie popełniłem w małżeństwie. Chyba moim największym było przyzwolenie na egoizm Żony, brak granic i poświęcenie - ale takie kompletnie bez sensu, bo nie mogło przynieść dobrych skutków, wręcz zatracenie siebie. Nie, to był drugi największy błąd. Ten naprawdę największy to odstawienie Boga na boczne tory, cherlawa wiara, powierzchowna modlitwa. Naiwna wiara, że moja postawa zostanie zauważona i doceniona. No i mam. Nie tędy droga. Dziś, po Mszy Św. przez chwilę odrzuciłem postawę męża gotowego dla żony na wszystko i wbrew sobie. I pomyślałem, co mnie absolutnie przeraziło, że nigdy nie powinienem się Jej oświadczać :( pożałowałem. I jak tu ratować małżeństwo? Z takim nastawieniem? dziś do mnie dotarło, że moja wiara w obraz Żony nie wystarczy jeżeli ten obraz nie był nigdy prawdziwy. A czy był - nie wiem.

Modlę się, żeby Bóg obdarzył mnie mądrością, bym rozeznał Jego wolę i Jego plan dla mnie. I żeby dał mi siły, bym Jego wolę mógł zrealizować.

Choć kiedy zaczynałem pisać strasznie mną telepało, to znów zaczynam odczuwać spokój. Przestaję się bać. Ostatnio mam nadspodziewanie dużo takich momentów.

Pracuję nad sobą i swoimi złymi nawykami. Niektóre, których nawet bałem się wcześniej zmieniać (bo to takie strasznie trudne) okazują się... całkiem możliwe do zmiany. Inne wymagają więcej czasu i pracy. Zaczynam poznawać samego siebie. Choć to co w sobie odkrywam nieraz mnie przeraża i zawstydza, to zaczynam się trochę lubić. Spowiedź i msza naprawdę mi pomagają! Nie wierzyłem, że to powiem, ale Sakramenty dają siłę. Normalnie cuda jakieś.

Tylko nie wiem jak mam ratować małżeństwo, skoro zaczynam czuć, że to dobre małżeństwo którego zawsze pragnąłem i nadal pragnę (rodzina, wsparcie, szacunek, zaufanie, zaangażowanie i tolerancja - wg Bożych zasad) z moją Żoną nie jest chyba możliwe - bo Ona tego nie chce i być może nigdy nie chciała. A ja nie wiem, czy potrafię Jej jeszcze zaufać.

Smutny fakt - byłem słaby duchem, nie pogodny, często zestresowany, umartwiony - taki wiecie, bidulek. A swoje cierpienia łaskawie ofiarowałem Bogu w różnych intencjach, zawsze za innych nigdy za siebie. Nie tędy droga! Bóg chce żebyśmy byli silni i pogodni (polecone mi przez Was katechezy - dzięki, tylko czemu nie znałem ich wcześniej!!!!) Teraz zacząłem modlić się też za siebie. Czas najwyższy.

Nie wiem jak mam to zrobić, żeby nie zamknąć serca dla Żony, żeby mój smutek i cierpienie nie oddaliły mnie od Niej bezpowrotnie. No i jak rozeznać Bożą Wolę...

Trudne to wszystko, ale są takie momenty... że czuję ulgę... że wreszcie "zaczynam się budzić". Szkoda, że tak późno, bo ziemskie życie pewnie zmarnowane..i ojcem już pewni nie zdążę zostać.. i żony obok nie będzie.. i ta ludzka samotność.. troszkę jednak straszna.. i ten ból i żal.. bo jest piękna drogą, po której nie poszedłem.. dziś już chyba tylko cierpliwie ten Krzyż nieść..

Anonymous - 2014-11-15, 05:29

Wątpliwości masz tak i każdy z nas, w końcu jesteśmy tylko ludźmi ale z jego pomocą wiele, a może i wszystko jest możliwe. Dopóki żyjesz Ty i Twoja żona, naprawdę wszystko jest możliwe. Czy się stanie tak jak byś chciał? Tylko On to wie.
Może się stać tak, jak powinno, tak jak dla Ciebie będzie najlepiej, a nie tak jak Ty chcesz.

Anonymous - 2014-11-15, 08:57

Wątpliwości to część tej drogi. Tak jak napisał 4xAS, każdy z nas je ma. Duchowe ćwiczenia. Za każdym razem kiedy je zwalczę, odgonię wydaje mi się odpada ode mnie kawałeczek miłości lakierowanej, płytkiej, "filmowej", a wykuwa się kawałek miłości twardej i trwałej. Jak pod młotkiem w kuźni. Sami się wypaczyliśmy, skarleliśmy, zardzewieliśmy. I Bóg pochylił się nad nami. Znieśliśmy ból rozgrzewania do białości i nie odwróciliśmy się od Niego, a teraz nas doświadcza, "uderza" by nadać nam nowy kształt i choć sami nie mamy pojęcia co z nas wyjdzie, jeżeli wytrwamy na tym kowadle i z niego nie uciekniemy, będzie to coś pięknego. Nasza wolna wola, oddanie i zaufanie Bogu + Jego umiejętności przemieniania, "wykuwania" nas. To nie może się nie udać :)
Anonymous - 2014-12-03, 22:32

Nie pisałem jakiś czas, co niestety nie oznacza, że stał się cud - żona nie wróciła.

Ucieczka w pracę już nie daje rezultatów, nie mogę przestać myśleć ani się pogodzić z sytuacją. Czasem już już prawie mi się udaje, ale tylko prawie.

Zbieram zęby, bo... otrzymałem pozew rozwodowy - szybko. Zdecydowanie szybko. Dokładnie po 14 dniach od wyprowadzki żona złożyła podpis pod pełnomocnictwem do sporządzenia pozwu. Boli. Nawet bardzo. Teraz dopiero mam wątpliwości co zrobić. Zostało mi jeszcze kilka dni na odpowiedź. W pozwie stek bzdur. Napisała że już w podróży poślubnej wiedziała, że nie chce być w małżeństwie ze mną. Oczywiście z mojej winy, ale aby uniknąć trudnego postępowania proponuje żeby było bez orzekania o winie. Absurd. I jestem na Nią zły i mi Jej żal i za Nią tęsknie jednocześnie. Wciąż mam dla Niej więcej szacunku niż Ona dla mnie.

Czy ja jestem jakimś masochistą czy co? Wciąż chcę, żeby wróciła... Cyba jestem jednak cherlak..

Anonymous - 2014-12-04, 07:49

Chyba powinieneś co najmniej skonsultować się z prawnikiem co do ewentualnego, możliwego rozwoju wypadków. Przedstaw mu swoje stanowisko, co chcesz osiągnąć, przygotuj 150-200 PLN (taka jest np. we Wrocławiu stawka za poradę)
Jeżeli będziesz nalegał, że małżeństwo można uratować to sąd będzie chciał, żebyś to udowodnił. Jeżeli będziesz odmawiał zgody na rozwód, żona zmieni pozew na rozwód z orzeczeniem o winie i będą potrzebni jej świadkowie i dowody. I jedno i drugie można "przygotować".
Nie macie dzieci więc tu nie można szukać argumentów przeciwko rozwodowi.
No cóż, idź do prawnika, pogadaj z nim. Chyba, ze masz plan by samemu pójść do sądu. Ja bym się bał, bo cwaniacy w togach zagadają Cię a na tym znają się jak na niczym innym - z tego żyją.
Pojawia się tu na forum takie powiedzenie Loyoli: Módl się tak jakby wszytko zależało od Boga, działaj tak jakby wszystko zależało od Ciebie. I chyba tak trzeba. Acha, adwokat do sprawy rozwodowej też oczywiście kosztuje i to chyba razy ~ 10 względem tego ile kosztuje porada u niego.
Trzymaj się. Będzie dobrze, nie wiadomo komu i kiedy ale będzie :-) .



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group