To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Sami nie damy rady

Anonymous - 2014-12-02, 14:39

"...strzeżcie się nawet pozorów zła, aby was grzech nie opanował..." i "...badajcie swoje serca..."

Rubin, trening czyni mistrza. Następnym razem będziesz pewnie bardziej czujny.
Ale ta walka o nasze dusze nie ustanie. Są dla Złego zbyt cenne, aby łatwo odpuścił.
Trzymaj się

Anonymous - 2014-12-11, 23:07

Dzisiaj kolejny dar. Dar zrozumienia. I to dzięki temu forum, dzięki Wam piszącym , szukającym, odpowiadającym i dzięki dwóm zdaniom z pewnej "przypadkowej" książki fantasy.

Otóż jest we mnie dwóch "ja". I myślę, że w każdym z nas. Zaskakujące odkrycie zwłaszcza teraz, kiedy to jest tak oczywiste.

Ja - ludzki. Egoista, myślący o sobie w kategorii "mi", "dla mnie" ale w formie bardzo zaowalowanej. Nieszczęśliwy, bo patrzący na życie przyziemnie, porównujący się do innych. Sfrustrowany bo uznający się za ofiarę, a wtedy i gardzący sobą. Zrozpaczony, bo chce "już", a nie dostaje. Oburzony, bo we własnych oczach wszechwiedzący, a pouczany. Liczący zasługi i oczekujący rewanżu. Szukający uznania u ludzi. Mężczyzna-dziecko pragnący być kochany.

I ja w wersji wzniosłej. Cierpliwy w obliczu przeciwności. Pokorny, bo uznający swoją zwyczajność i omylność. Szczęśliwy z sobą samym, bo postępujący godnie. Kochający mocno i bez frustracji żonę która kocha kogoś innego. Nie zazdrosny, bo szanujący Jej wolność wyboru (!). Cieszący się ze szczęścia innych. Dający i niczego nie oczekujący w zamian. Pragnący budować i tworzyć i tańczyć w deszczu. I ulepszać siebie i ćwiczyć wolę i ciało. I ufać Bogu. I wszystko sprowadzać do Boga.

I obaj się ze sobą nie dogadają i nie ma między nimi kompromisów.

Często bywałem przygnębiony i smutny. Myślałem o swoich szansach i mijającym czasie i tym co tracę i tym co mają jacyś wydealizowani "inni". Ja-ludzki. Ja-kupiec wszystko rozliczający.
Ale dziś jestem spokojny i szczęśliwy. Bo zwyciężył ten ja - wzniosły. Co niczego nie liczy. Po prostu kocha. I nie trwa, a rozgląda się ciekawie dookoła.

Nie, nie upiłem się ;-) Piszę na szybko, by jutro w szarym poranku przeczytać i odszukać tego lepszego siebie jeżeli obudzi się ten ja-egoista :)
Panowie każdy z nas ma w sobie Aragorna i Golluma.

Anonymous - 2014-12-11, 23:30

Rubin dobrze się Ciebie czyta........ kiedyś sama doszłam do podobnych jak Ty wniosków
Dzięki za ich przypomnienie :-)

Anonymous - 2014-12-12, 09:06

No WOW !

dzięki Rubin

Anonymous - 2014-12-12, 10:45

"ja" i "JA"

Moment kiedy człowiek zda sobie sprawę z istnienia prawdziwego JA,, czyli tego, KIM JEST naprawdę, jest momentem absolutnie przełomowym.
Coraz częściej to małe, zalęknione ja milknie w świetle wielkości JA. ...to proces, lecz raz rozpoczęty TRWA.

Pięknie napisane Rubin!
Wymyślić się tego nie da, to trzeba poczuć.

Jakoś słowo "gratuluję" brzmi ubogo wobec takiego doniosłego zdarzenia.
Cóż, język wszystkich nas ogranicza, mnie też :-)

Anonymous - 2014-12-12, 13:34

Rubin, ode mnie niski ukłon i respekt.
Przyznam się, że po raz drugi się to zdarza, że kopiuję sobie Twoje słowa, aby je zapisać i nie zagubić.
Dziękuję.

Anonymous - 2014-12-12, 13:52

Rubin dziękuję........
Anonymous - 2014-12-12, 14:03

Rubin napisał/a:
Ja - ludzki. Egoista, myślący o sobie w kategorii "mi", "dla mnie" ale w formie bardzo zaowalowanej. Nieszczęśliwy, bo patrzący na życie przyziemnie, porównujący się do innych. Sfrustrowany bo uznający się za ofiarę, a wtedy i gardzący sobą. Zrozpaczony, bo chce "już", a nie dostaje. Oburzony, bo we własnych oczach wszechwiedzący, a pouczany. Liczący zasługi i oczekujący rewanżu. Szukający uznania u ludzi. Mężczyzna-dziecko pragnący być kochany.

I ja w wersji wzniosłej. Cierpliwy w obliczu przeciwności. Pokorny, bo uznający swoją zwyczajność i omylność. Szczęśliwy z sobą samym, bo postępujący godnie. Kochający mocno i bez frustracji żonę która kocha kogoś innego. Nie zazdrosny, bo szanujący Jej wolność wyboru (!). Cieszący się ze szczęścia innych. Dający i niczego nie oczekujący w zamian. Pragnący budować i tworzyć i tańczyć w deszczu. I ulepszać siebie i ćwiczyć wolę i ciało. I ufać Bogu. I wszystko sprowadzać do Boga.

I obaj się ze sobą nie dogadają i nie ma między nimi kompromisów.

Często bywałem przygnębiony i smutny. Myślałem o swoich szansach i mijającym czasie i tym co tracę i tym co mają jacyś wydealizowani "inni". Ja-ludzki. Ja-kupiec wszystko rozliczający.
Ale dziś jestem spokojny i szczęśliwy. Bo zwyciężył ten ja - wzniosły. Co niczego nie liczy. Po prostu kocha. I nie trwa, a rozgląda się ciekawie dookoła.


warte zapamiętania

Anonymous - 2014-12-15, 22:05

No az mnie wcisnelo w fotel :!: :idea:

...ja też wykorzystam ten tekst: Ku PAMIECI, dzieki... oraz szacun :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-16, 14:53

Cieszę się, że te słowa służą. Ale jest sprawa, którą po męsku wyłożę na ławę. Jak powstanie tutaj coś, co Wam się spodoba, to nie piszcie pochwał (bo dobre rzeczy i tak nie pochodzą od nas samych), a pomódlcie się za moje małżeństwo.
Anonymous - 2014-12-16, 16:12

a można pochwalić i pomodlić się?? ;-)
Anonymous - 2014-12-16, 19:44

Załatwione... Rubin :mrgreen:
Anonymous - 2014-12-16, 22:30

Tylko krytyka i polemika ;-)

W piekarniku piecze się ciasto, a na forum upiekł się wiersz.
Przekora wymieszana z przymrużeniem oka z posypką makową czarnego humoru :mrgreen:
Smacznego

A ja żyję sobie szaro
I odchudzam kalendarze
Życie zbierze co mi dało
Marnostrastwo mi wykaże

Bo kochankiem nie zostałem
Ni bogaczem co wciąż mało
Ni siłaczem sławnym duchem
No i ciało nie pochlało

A mi będzie wszystko jedno
Kiedy dusza hen pofrunie
Niebo, Ziemia, już odległe
Mrugnę ludziom raz piorunem

Anonymous - 2014-12-22, 00:09

Żona odezwała się do mnie. Nic przyjemnego.
"nigdy" i "zawsze" zaczynały tak wiele zdań. Jak ktoś napisał - po tych słowach można poznać rękę wroga. Zmarnowałem Jej życie, uczyniłem niewolnicą, sam nic nie dałem. Piszę to nie przez brak szacunku do Żony, ale by dalej przeczytali to zwłaszcza Ci, którzy usłyszeli podobne słowa (wróg działa szablonowo).


Nie daj się sprowokować.

Kto ma oparcie w Bogu, ma tarczę. Słowa które kiedyś jak oszczepy trafiały prosto w serce, wyciskały łzy, a potem rodziły nienawiść i chęć odwetu, odbijały się niegroźnie. Burza z piorunami obserwowana przez okna solidnego domu. Grzmi, błyska, ciemność, deszcz zacina, drzewa do ziemi przygięte, a ty stoisz z kubkiem herbaty w ręku ( z miodem ;-) ) i obserwujesz to wszystko przez okno, bezpieczny. Coś wspaniałego :)

Słuchaj
Słuchaj tak uważnie, jakby przemawiał sam papież. Wiele z tego co usłyszysz może się okazać cierpką, gorzką prawdą. Trudno dostrzec belkę we własnym oku, więc takie słowa to trudny dar. To co usłyszysz odsącz ze złości i rozważaj we własnym sercu.

Kochaj
Odpowiedzi. Przed każdą przypominałem sobie, że przecież Ją kocham! Kopniesz w brzuch żonę, a potem wyłamiesz palce? Z satysfakcją usłyszysz jak wypada staw barkowy? Kochasz. Przytulasz. Odpowiadasz odważnie, zgodnie z prawdą, ale nie po to by kaleczyć. Przecież ja mam Boga, a Ona jest samotna. Kochaj, teraz właśnie najbardziej. Nie umiesz? To jest dobry moment by się uczyć.

Nie Ona jest moim światem
Bóg jest moim światem. To nie znaczy, że Ją porzuciłem. To On daje mi siły by kochać, trwać, wierzyć. To dzięki Niemu jestem przy Niej myślą i modlitwą i omijam różne pułapki. I kiedy rzuci najgorszy pocisk - "i tak nie wrócę" - będziesz pamiętał, że Ona nie jest Twoim światem.

Jestem Jej winien całe swoje życie.
Tylko tyle i nic więcej. Nie duszę - ta należy do Boga. I nie wieczność - bo po śmierci nie ma małżeństw.

Nie jestem ideałem
Ostatnia myśl która pozwala dodać pokorę do takiej rozmowy. To ja pozwoliłem by moje małżeństwo się rozpadło. To ja porzuciłem Boga. To ja Ją tak wiele razy raniłem. Pamięć o tym nie pozwoli na myśl, że jestem kimś lepszym od swojej Żony. Stoję dokładnie obok Niej. Może kiedyś weźmie moją wyciągniętą rękę.

Niestety po takiej rozmowie można dojść do wniosku, że w sumie całkiem nieźle jest samemu... Co zrobić, kiedy umiłowaliśmy swój spokój? Pokochaliśmy pustynię jak własny dom? Czy wtedy Bóg delikatnie kładzie nam na plecy krzyż, a Ci co odeszli wracają ze swoimi wszystkimi wadami? :)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group