Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - ratowanie związku
Anonymous - 2014-11-16, 10:32
Hej,
dziękuję za trafne i piękne odpowiedzi :)
Wczoraj to samo usłyszałem na spotkaniu Sycharków.
Wcielam w życie :)
Anonymous - 2014-11-20, 13:19
hej,
Bardzo fajne rekolekcje
Ojciec Jacek Salij OP "Teologia przysięgi małżeńskiej"
http://www.youtube.com/watch?v=RbZknlfsmSE
Anonymous - 2014-12-12, 10:09
Tak czytając wątek ASa musze stwierdzić, że schemat działania w u mnie jest identyczny. Też usłyszałem, że żona mnie nienawidzi. I też usłyszałem, że Sychar to jakaś sekta. Aż się w duchu uśmiałem. Ale nie jest mi do śmiechu jak zona mi mówi, ze się o mnie martwi, bo biegam co chwile do kościoła.
Dzisiaj tak sobie pomyślałem, że Pan Jezus mówił coś w stylu: "(...) wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie".
I widzę to wszystko, to, że zacząłem chodzić do kościoła i mówię o Bogu zaczęło to być odczytywane jako coś nienormalnego. I to jest smutna prawda.
To jedna rzecz, a druga to taka jak u Was, czasami zastanawiam się czy to ma sens. Ale widziałem ostatnio kilka świadectw, m. inn. Marcina Boczka czy Leszka Dokowicza i wierzę, że ta "walka" ma sens. Że nie tylko ja "zwariowałem". A powody do utrzymania rodziny są podobne jak u ASa. Chęć stworzenia rodziny takiej, której nie było przez moje niedbalstwo.
Chyba jedyne co można zrobić to modlić się za żonę. Ja zacznę Nowennę w intencji żony, tak jak to zrobiła Gosia w swoim świadectwie. Bo po ludzku chyba nic nie zrobimy. Oczywiście, zapewniamy o miłości tak często jak to możliwe, ale nic poza tym.
Chociaż po ludzku czasami się zastanawiam po wizycie u psychologa, kiedy dostaje rady, ze przecież mogę żonie zabronić rozwodu czy wyprowadzki, to po Bożemu nie chce tak działać i denerwuje mnie taka logika.
Anonymous - 2014-12-12, 10:27
krzysiekk24 napisał/a: | Tak czytając wątek ASa musze stwierdzić, że schemat działania w u mnie jest identyczny. Też usłyszałem, że żona mnie nienawidzi. I też usłyszałem, że Sychar to jakaś sekta. Aż się w duchu uśmiałem. Ale nie jest mi do śmiechu jak zona mi mówi, ze się o mnie martwi, bo biegam co chwile do kościoła.
Dzisiaj tak sobie pomyślałem, że Pan Jezus mówił coś w stylu: "(...) wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie".
I widzę to wszystko, to, że zacząłem chodzić do kościoła i mówię o Bogu zaczęło to być odczytywane jako coś nienormalnego. I to jest smutna prawda. |
Krzysztof
Co Cie tak dziwi?
Facet prowadzi normalane życie. czasem pójdzie do kościoła, czasem się pomodli, albo i nie i nagle....
zaczyna odmawiać nowenny, klęczy wieczorami przed obrazem, chodzi do kościoła kilka razy w tygodniu...dziwisz się żonie, że tak reaguje?
Ps. A słowa Jezusa ... nie jesteś w nienawiści żony z powodu kościoła, tylko z powodu kryzysu małżeńskiego.
Anonymous - 2014-12-12, 10:51
Nie, nie dziwie się żonie.... Zgoda.
Słowa Jezusa odnosiłem do tego, że biegam do kościoła, to znaczy, że się ze mną coś dzieje. I że należę do sekty.
Ale faktycznie, Jezus mówił o nienawiści do kościoła, a moja żona mówiła o nienawiści do mnie.
Anonymous - 2014-12-17, 09:01
Witajcie,
i znowu jest gorzej. Zauważylem, że zawsze po jakiejś sprzeczce, kiedy to ja mam trochę inne zdanie niż żona zawsze pojawia się temat - no to kiedy ten rozwód? Dzisiaj się dowiedziałem właśnie, że żona już wszystko wie - ile to kosztuje itd. I jak najszybciej musimy się rozstać, bo to katorga ze mną przebywać. Ja jestem nie reformowalny i się nigdy nie zmienię.
I dowiedziałem się też, że wcześniej istniał cień szansy (to coś nowego), ale teraz już go nie ma. Powiem szczerze, że sam się zacząłem zastanawiać czy to ma sens. To tylko przez chwilę, ale powiedziałem, że nie zgadzam się na rozwód. W każdym razie, dzisiaj było mi ciężko. Tylko mi teraz pozostaje powiedzieć - Jezu Ufam Tobie.
Moja żona nie wierzy w moją "przemianę", że to tylko na pokaz, a później będzie jak zwykle. I oczywiście, że to małżeństwo od początku to pomyłka. To chyba standard w tego typu argumentach.
Zastanawiam się, czy wszystko musi wcześniej upaść zanim się narodzi? Ja powiedziałem żonie, że zawsze będę na nią czekać, ale boje się, że tego rozwodu prędzej czy później nie uniknę. Panie Jezu zrób coś z tym problemem.
A poszło jak zwykle o to, że bronię zdania córki, a nie żony. Ja naprawdę robie to nieświadomie, albo jak mówię to w innym kontekście albo coś. Faktycznie po tym fakcie zdaję sobie sprawę, że mogło to być inaczej zrozumiane i widzę swój błąd. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
Piszę aby się wygadać. Niedługo święta, teściowa przyjeżdza. Nie wiem czy nie dostanę w ryj za zniszczenie życia córce. Czy dalej będę mógł mówić - mamo? Powiedziałem dzisiaj żonie, że jakbym nie wierzył w małżeństwo to byśmy już nie mieszkali razem. Czasami mam taką ochotę zrobić na przekór. Może się wyprowadzę, albo żona, albo może się zajmę sobą i nie będę funkcjonował dla rodziny tylko dla siebie, to może jak już tego nie będzie to będzie docenienie tego, ze byłem? Wiem, że nie tędy droga. Sam widzę, że bez żony to małżeństwo i rodzina by nie istniało - w sensie materialnym czy organizacyjnym. O sensie uczuciowym chyba nie ma co teraz pisać.
Czy Wy też tak macie? A myślałem, że już jest u mnie trochę lepiej.
To tyle tym razem...
Z Bogiem i Chwała Panu Jezusowi!
W Nim jedyna nadzieja. Panie Jezu, ratuj bo co ja mogę zrobić. Pracuję nad sobą ale chyba bez rezultatu.
|
|
|