To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - nowa kryzysowa historia

Anonymous - 2014-10-07, 09:32

Sama_ja

Bardzo zdrowo jest uznać, że każdy może się mylić, bo to tylko jedna w wizji spojrzenia na świat...terapeuta terapecie nie równy, ot choćby dla tego, że stosuja różne metody:
Jeden będzie pracował w alkoholikiem i dzieki tej pracy alkoholik będzie abstynentem, ale do konca życia, będzie walczył ze sobą, gdy przyjdzie gorszy czas i będzie sie znów chciało sięgnąć po alkohol.
Drugi rozprawi się z urazami z dzieciństwa doszukując się przyczyn sięgania po alkohol, jako formy ucieczki od problemów powodując uzdrowienie człowieka - likwidację przyczyn a nie załagodzenie destrukcyjnych objawów choroby duszy...
Trzeci uzna, że pracoholizm, póki nie doprowadza do zgonu jest mało szkodliwy...i tak można lecieć na tym całe życie...
Jakiekolwiek uciekanie w cokolwiek *praca, pomaganie, alkohol, fantazje, seks, inna osoba, gdy jest problem, jest objawem "choroby duszy", bo zdrowa dusza nie musi uciekać, potrafi sama mierzyć się z problemami, tu i teraz. Zdrowa czyli kochająca siebie dusza.
W takim ujęciu kazdy z nas nadaje się na terapie, bo każdy ma ze sobą jakieś problemy...problem polega na tym, że nie każdy chce poznać prawdę o sobie, bo jest ona nieciekawa...i ten kto kochac siebie nie umie, temu ta prawda wadzi...a tylko ona nas wyzwoli, cytując mądrego Jezusa.
Najważniejsze jednak jest to: tak mówią i tego się trzymaj: czasem do rozpoczęcia procesu zdrowienia małżonka potrzeba, żeby ten drugi zaczął, więc zaczynając i skupiając się na sobie, zwiększasz szansę na to, że i mąż kiedyś dołączy...siłą nie da rady, to może miłością do siebie samego.

Anonymous - 2014-10-09, 22:47

Witajcie,

czytam jak Sama_ja walczy ze swoimi emocjami. W stanie błogosławionym jakim jesteś to zrozumiałe, a Twoje trudne doświadczenie małżeńskie wszystko to potęguję. Piszę o emocjach ponieważ pod ich wpływem popełniłam wiele błędów w swoim małżeństwie. Przeszłam etap zdrad, płaczu, żalu, bezsilności jak wielu na tym forum. Moje doświadczenie wskazuję na trzy ważne aspekty: 1. bez przebaczenia aktem woli nie ma szans zacząć się rozwijać i iść do przodu 2. zmiany koniecznie należy zacząć od siebie, a jednocześnie nie czekać aż cały świat się zmieni, ponieważ ja się zmieniłam. Oczywiście zmienia się otoczenie po zmianie, które w nas zachodzą ale to wymaga bardzo długiego czasu. 3. zaufać Bogu, bo tylko On potrafi wyprowadzić ze wszystkiego dobro.

Anonymous - 2014-10-13, 11:44

Dziękuję Wam za dalsze wsparcie.
Dabo masz racje, mój R. pracuje dla siebie (na swoje przyjemnosci) i dla nas. I masz racje,że nie doceniałam go, bo chciałam zaintersowania rodziną. Wiem, że to też przyczyniło się do tego, że teraz jest jak jest. Wiem, że muszę nad tym pracować.
Dziękuję Ci Nirwanna za konferencję, przesłuchałam, ja miałam terapeute chrześcijańskiego współpracującego z SYCHAREM. Więc chyba dobry, może ze mną coś nie tak. Zapisałam się teraz do innego też z tego samego miejsca, mam nadzieję że trafię na osobę odpowiednią dla mnie.
Samboja myśmy byli na początku tej terapii i miałam wrażenie że gadamy o pierdołach zamiast o konkretach. Terapeuta stwierdził, że mój R. nie jest pracocholikiem, tylko przede mna uciekał w pracę. Może ma rację, tylko co mi to da, jak on nie chce nic naprawić.
Muszę się z Wami podzielić tym co się wczoraj stało. Mieliśmy rozmowę.
Wiem, co mój R. myśli:
jest ze mna z powodu dziecka i ciąży,nie ma juz w nim uczucia, coś jest sam nie wie co. Wyznaczył sobie tunel, zadanie: zarobic pieniadze na rodzine, zajać się dzieckiem (potem drugim) i swoimi pasjami. Dla mnie miejsca w tym wszystkim nie ma. Myśl o rozwodzie nie jest mu straszna, nie ma w nim jakiegoś poczucia że nie da się rozwiązać sakramentu małżeństwa. Wogóle Bóg nie jest dla niego ważny.Nie czuje chęci naprawiania małżeńśtwa. Jak mu zaproponowałam żeby przeczytałam książkę Graya "Zawsze razem", czytam ją i wszystko do nas pasuje. Mój R. dosłownie zawsze wszystko brał to co mówiłam, a tam pisze jak mężczyzna ma traktować kobiete, jej słowa. Jakbyśmy zaczęli z tym pracować to by się udało. Co na to mój R.: on w tym wieku już sie nie zmieni.Nie wierzy że nam się uda uratować małżeństwo.
Nie wiem co mam zrobić, biję się z myślami. Czy mam żyć z człowiekiem pod jednym dachem który mnie nie kocha, nie wierzy w naprawę małżeństwa, nie chce mu się nad nami pracować. Sensu indywidualnej terapii nie widzi.Mam udawać małżeństwo z powodu dziecka i ciąży. Czy lepiej będzie jak się wyprowadzi i nie będę musiała na jego obojętność patrzeć. A może wtedy się opamięta? Albo będzie dumny i już nie wróci. Niestety mój R. jest bardzo zawziętym , upartym i dumnym facetem, więc nie mam pojęcia jak to się może skończyć. Najgorsza jest jego obojętność, wypaliło się w nim wszystko do mnie.
Był ktoś w podobnej sytuacji obojętności męża i udało się uratować małżeństwo?

Anonymous - 2014-10-13, 20:38

Sama_ja napisał/a:
Nie czuje chęci naprawiania małżeńśtwa. Jak mu zaproponowałam żeby przeczytałam książkę Graya "Zawsze razem", czytam ją i wszystko do nas pasuje. Mój R. dosłownie zawsze wszystko brał to co mówiłam, a tam pisze jak mężczyzna ma traktować kobiete, jej słowa. Jakbyśmy zaczęli z tym pracować to by się udało. Co na to mój R.: on w tym wieku już sie nie zmieni.Nie wierzy że nam się uda uratować małżeństwo.
Nie wiem co mam zrobić, biję się z myślami. Czy mam żyć z człowiekiem pod jednym dachem który mnie nie kocha, nie wierzy w naprawę małżeństwa, nie chce mu się nad nami pracować. Sensu indywidualnej terapii nie widzi.Mam udawać małżeństwo z powodu dziecka i ciąży. Cz


Witaj,

A czy przeczytalas jakas ksiazke o mezczyznach? skad takie szybkie wnioski?
Mężczyzna mieszka z Wami wię wszystko jest do odkecenia. Ty namawiasz go na ksiązki a moze warto żebyś wczytala się w niego.?
Krok po kroku i dawaj mu znaki swojej milosci, planuj, dzialaj. Probuj wlaczyc meza w jakies wspolne prace i zadnia (my jestesmy zadaniowcami i mysliwymi). Sprobuj koniecznie tez nauczyc sie twojego meza zanim go przekreslisz.
Mieszka razem i szanse sa duze. Nie namawiaj na uzdrawiajace moralizujace rozmowy tylko razem cos zrobcie co mu i tobie sprawi frajde odwolam sie tu do przyslowiowego zakupu lampki do pokoju dziecka. Pozwol mu wybrac zamontowac itp.. Poszukuj okazji do odbudowanai relacji i przy okazji wspominaj o sobie a nie bezposrednio...

Trzymaj sie pewnie ze sa szanse na ratunek :-)

Anonymous - 2014-10-13, 22:14

Sama_ja napisał/a:
Był ktoś w podobnej sytuacji obojętności męża i udało się uratować małżeństwo?


Mój mąż ponad rok temu powiedział mi, że żałuje małżeństwa ze mną. Że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Wycofał się z wszystkich planów (mieszkaniowych). Przestał utrzymywać kontakty z moją rodziną. Powiedział, że nie wie, czy kiedykolwiek jeszcze mnie dotknie. Dał sobie rok, by przemyśleć, czy w ogóle chce ze mną być.
Jak nie trudno się domyślać, przeszłam wszystkie etapy załamania - rozpacz, płacz, kłótnie, milczenie. Poważnie rozważałam odejście od niego. Nie wiedziałam, jak żyć w atmosferze obojętności i niechęci.
Ale z Bożą pomocą przetrwałam ten najgorszy czas. Im mniej od niego oczekiwałam, tym więcej zaczął mi dawać. Mąż odjął decyzję, że dla dobra dzieci zostaje ze mną.
Nie wycofał swoich słów, nadal nie utrzymuje kontaktu z moimi bliskimi, ale coś się zmienia. Rozmawia ze mną, śmiejemy się, miło spędzamy czas z naszymi dziećmi. Czasami rozmawiamy o przyszłości. Mamy wspólnie pojechać na Rekolekcje na Górę św. Anny.
Nie wiem, co będzie dalej. Zrobiłam, co mogłam. Nie mam do siebie pretensji. A co postanowi, co zrobi mąż - nie zależy ode mnie..

Anonymous - 2014-10-14, 11:05

Sławku dziękuję Ci za męski punkt widzenia. Książka "Zawsze razem" opisuje też psychikę mężczyzn, pisało o jaskini w której się mężczyzna chce schronić, o tym, że niekoniecznie chce rozmawiać codziennie na byle jaki temat, że potrzebuje wsparcia, poczucia, że jestem z niego dumna. Wiem, tego zabrakło. On przestał dawać mi to czego ja potrzebowałam, a ja jemu. Różnica jaka teraz jest między nami, to to że ja chcę nad tym pracować, a on nie. Ja go nie przekreślam, to on mnie przekreślił. Ale macie racje tylko spokój mnie wzmocni.
Dziękuję Ci Rona za Twoje świadectwo. Bardzo mi to wszystko pomaga. Nie będę go wyrzucać z domu, mam nadzieję, że będę miała coraz mniej powodów do okazywania swojej złości.

Anonymous - 2014-10-14, 13:03

rona napisał/a:
Ale z Bożą pomocą przetrwałam ten najgorszy czas. Im mniej od niego oczekiwałam, tym więcej zaczął mi dawać. Mąż odjął decyzję, że dla dobra dzieci zostaje ze mną.
Nie wycofał swoich słów, nadal nie utrzymuje kontaktu z moimi bliskimi, ale coś się zmienia. Rozmawia ze mną, śmiejemy się, miło spędzamy czas z naszymi dziećmi. Czasami rozmawiamy o przyszłości. Mamy wspólnie pojechać na Rekolekcje na Górę św. Anny.
Nie wiem, co będzie dalej. Zrobiłam, co mogłam. Nie mam do siebie pretensji. A co postanowi, co zrobi mąż - nie zależy ode mnie..


Rona - szacun! :mrgreen:

Sama_ja napisał/a:
Różnica jaka teraz jest między nami, to to że ja chcę nad tym pracować, a on nie.


Kobieto! ;-) Przestań gadać, że chcesz pracować, tylko weź się za robotę bez gadania! :-) I skup się na tym co Ty możesz zrobić. I daj sobie CZAS, dużo czasu. Rok wg przykładu rony jest OK :-D

O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym czego nie mogę zmienić (mąż!!)
odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić (Ty ;-) )
i mądrości abym odróżniał jedno od drugiego.
:-D

Anonymous - 2014-10-14, 14:26

Witaj Sama_ja.
Jak tak czytam, co piszesz, to widzę samą siebie i to z dwóch rożnych stron.
I opuszczonej żony, zaniedbanej, zlekceważonej, otoczonej w czasie ciąży niechęcią męża...i zniechęconego "męża" ( w tym przypadku żony, bo jestem nadal żoną, a to ja miałam dość), który nie ma już ochoty na naprawianie czegokolwiek i chce pójść sobie przed siebie, byle dalej...

Kiedyś tu toczyła się dyskusja na moją niewiernością i nad moim mężem, nad tym co nas łączy, dzieli, gdzie tkwi problem...

Nie da się nikogo naprawić na siłę. Ale można mu nie utrudniać.
Moze warto odstąpić na metr i dać mu trochę "powietrza" i samodzielności... Jak się osacza drugą stronę, to ona ma odruch ucieczki. I budzi wręcz agresję.
Ja to wiem sama po sobie.
Pamiętam swoją reakcję na propozycję terapii. Twój mąż i tak wykazuje sporo dobrej woli, ze wogóle tam chodzi. A może chce mieć tylko święty spokój...?
Moze nie należy nikogo zatrzymywać, tylko zostawić uchylone drzwi...?
To wszystko ryzykowne, bo może zadziałać inaczej niż byśmy chcieli, ale czy juz nie dzieje się inaczej niz chcemy ?

Kobieta w ciązy potrzebuje opieki i oparcia. Wiem to. I wiem jak bardzo boli obojętność, wręcz niechęć i wrogośc ojca dziecka. I bardzo mi Ciebie żal, bo to trudny moment, ale dasz sobie radę. Skup sie na sobie a mężowi daj przestrzeń...niech to doceni (tam mysle).

Rona pisze o mężu, który pomimo wszystko został...ze względu na dzieci.
Ja wiem, ze porzuceni współmałżonkowie, którzy ratują małżeństwo, maja mocno pod górkę. Ale uwierzcie mi - zostać pomimo, jest bardzo trudno. To także wymaga ogromnego wysiłku.
Przestać czuc niechęć...zacząć sie usmiechać...przejść do porzadku dziennego nad wadami drugiej strony...nie uciec, choc sie wie, ze mozna...szukac dobrych stron i starac sie uwierzyc, ze moze byc jeszcze dobrze...
to praca trudna dla obu stron

Łatwiej jest kiedy coś ludzi łączy - dzieci...dom...wspólne "coś"...
Pomysł Sławka wydaje sie byc całkiem sensowny. Pomysł na sympatyczne spedzenie czasu we dwoje... Popieram.

Daj Sama_ja czasowi czas...
Mój mąż, który nie chciał wziąć dziecka na ręce po urodzeniu, teraz skoczył by za nim w ogień...minęło 13 lat...
Ja, która chciałam odejść z zatrzaśnięciem drzwi - jestem.

On jest z wadami... ja jestem zołza... ale jesteśmy nadal razem i pewnie już będziemy.
Jakie to bywa trudne wiedzą ci, co to przerobili. Ile trwa? lata...
czy daje gwarancję powodzenia? - żadnej
daje nadzieję...szansę...

A Pan Bóg potrafi zaskakiwać :)

Powodzenia

Anonymous - 2014-10-14, 16:53

Cytat:
A Pan Bóg potrafi zaskakiwać :)


Pamiętam Waszą historię... Miło przeczytać takie słowa :-) Matura ma kochaną żonę. Powodzenia

Anonymous - 2014-10-16, 12:52

Samboja napisał/a:
Jakiekolwiek uciekanie w cokolwiek *praca, pomaganie, alkohol, fantazje, seks, inna osoba, gdy jest problem, jest objawem "choroby duszy", bo zdrowa dusza nie musi uciekać, potrafi sama mierzyć się z problemami, tu i teraz. Zdrowa czyli kochająca siebie dusza.
W takim ujęciu kazdy z nas nadaje się na terapie, bo każdy ma ze sobą jakieś problemy...problem polega na tym, że nie każdy chce poznać prawdę o sobie, bo jest ona nieciekawa...i ten kto kochac siebie nie umie, temu ta prawda wadzi...a tylko ona nas wyzwoli, cytując mądrego Jezusa.


Zgadzam się w 100%. I to mężczyźni od tej prawdy chyba częściej uciekają. Mój mąż się izoluje, jak jest jakiś problem i zamiata pod dywan. Przyjął maskę obojętności i znieczula się na wszystko. A mnie zostawia w skrajnej rozpaczy.

Anonymous - 2014-10-20, 13:30

Witam Was po krótkiej przerwie. Miałam czas, żeby sobie parę rzeczy przemyśleć. Byłam na weekendowych rekolekcjach (muszę częściej:) ). Powiem Wam że jutro mija tydzień jak nie płaczę przy mężu, nawet w odosobnieniu już nie tak często jak przez ten ponad miesiąc. Przez tydzień nie inicjowałam żadnych rozmów (tylko parę słów na temat naszego syna). Chce dać mu szanse, żeby on dał coś od siebie. No cóż póki co mam marne szanse żeby on chciał rozmawiać. Ale może Pan Bóg kiedyś to zmieni. Jego obecność w domu nie jest dla mnie mega obojętna, ale cały czas sobie mówię to co Wy mi powiedzieliście NIC NA SIŁĘ, nie zatrzymam go jak on nie będzie chciał. JA MUSZĘ WALCZYĆ O SIEBIE. Udało mi się dotrzeć na spotkanie Sychar ( dobrze jest się spotkać z ludźmi, którzy mają podobne problemy). Zaczynam odnajdować Boga na nowo w swoim życiu. Boli mnie jeszcze tylko relacja ojca z synem moim. Mój mąż dużo mówi, jak mu to zależy, że priorytetem teraz jest żeby spędzać czas z dzieckiem, że nawiązują nową relację, że nasz syn jest taki super. Że jak się urodzi drugie dziecko to będzie je kochał, się nim zajmował. I co zrobił , jak ja wyjechałam na weekend? ( a było ustalone, że będzie się nim zajmował- bo on wcześniej na weekendy wyjeżdżał). Zawiózł w piątek dziecko do swojej mamy, a odebrał w niedziele popołudniu. Kochany tatuś, taki przejęty rolą ojca. Nie wiem co mam z tym zrobić, straciłam zaufanie do niego względem naszego syna. Już nie chcę go zostawiać z nim, bo widzę, że tak naprawdę nie czuje potrzeby bycia z dzieckiem, tylko wykorzystał okazję, żeby się w weekend zabawić. Nie wiem, czy mam z nim o tym porozmawiać, i jak mam to zrobić żeby nie brzmiało to jak oskarżenie tylko jak moja troska. Po moim przyjeździe z weekendu, nawet się słowem do mnie nie odezwał, że wysłał dziecko do babci:( Moja relacja z nim juz tak nie boli, powierzam to Panu Bogu, ale żal mi dziecka:(.
Anonymous - 2014-10-21, 09:54

Sama_ja napisał/a:
Był ktoś w podobnej sytuacji obojętności męża i udało się uratować małżeństwo?

Oj wiele z nas tak miało i czasami nadal ma :-)
Ale dopóki jesteście razem, szanse są spore. U nas były wszystkie etapy, wrogośc, obojętnośc, robienie sobie na złosc.... Ale jakoś powoli się rusza do przodu. Są takie momenty, że dopada chandra, ze obojętnośc wykańcza, no, ale wtedy jest modlitwa i Sychar (dzieki Samboja za ostatniego maila). A po kilku dniach obojętności męza, cos się zmienia na lepsze. A kiedyś było tak, że tylko milczeliśmy lub się kłóciliśmy i to ja zarzucałam męza mnóstwem smsów, a on miał to gdzieś. Teraz jest róznie, ale kłótnie nie wybuchają codziennie, tylko raz na jakiś czas. i to o głupoty. I częsciej on pisze czy dzwoni, czy też zaczyna rozmowy. A też non stop słyszałam, że on już mnie nie kocha, że nie chce ze mną byc i wogóle to ja jestem najgorsza na świecie. A ja wtedy zamiast dac mu spokój to jęczałam; kochaj, kochaj, kochaj i bądź tu ze mną bo umrę bez Ciebie, co już wogóle było paranoją związku.
Odmawiałaś Nowennę Pompejańską? U mnie zdziałała wiele dobrego w życiu całej rodziny a i moje spojrzenie na małżeństwo i też zachowanie męża uległo poprawie. Np ostatnio szokło mnie jak mi mama zadzwoniła, że byli z ojcem w kościele. Mój tata to wspaniały człowiek, ale katolik z rzędu tych co raz na rok w rezurekcję chodzą do Kościoła. A ostatnio chodzą regularnie, w niedziele, razem... A tak ci moi rodzice się kłócili swego czasu i separowali się od siebie wiele razy ( to znaczy tata do innego pokoju, mama do innego ;-) ) i jakoś udało się. Moi tesciowie rozstali się na rok, a potem się pogodzili i już 33 lata razem zyją przykładnie... Różnie w życiu bywa. A jednak łaska Sakramentu i modlitwa działają cuda, choc nieraz, po ludzku, uciekłabym od męża gdzie pieprz rosnie, a i on ode mnie pewnie też i to w podskokach :-P

Anonymous - 2014-10-21, 11:26

MonikaMaria3 napisał/a:
Oj wiele z nas tak miało i czasami nadal ma


Własnie to samo mi przyszło do głowy :-) Że na tym forum chyba bardzo wiele osób tak miało (a czasem i jeszcze gorzej) a jednak są dziś razem :-)

MonikaMaria3 napisał/a:
Odmawiałaś Nowennę Pompejańską?


Spróbuj!

Anonymous - 2014-10-25, 19:36
Temat postu: Granice jakie mogę stawiać
Nie odmawiałam Nowenny, modlę się innymi modlitwami za nawrócenie męża (za naprawę małżeństwa przestałam się modlić, bo wydaje mi się, że nawet jakby się w naszym małżeństwie coś polepszyło to bez nawrócenia długo tego nie pociągniemy). Myślę, że przyjdzie taki czas kiedy zacznę się modlić Nowenną (teraz ledwo różaniec mi się uda powiedzieć cały).
Mam do Was prośbę o radę, chodzi mi o stawianie granic mężowi. Dużo o tym pisaliście. Ja teraz mam pewien dylemat, czy powinnam tą granicę postawić czy nie. Chodzi mi o to, jak już wiecie mąż mnie nie kocha. Nasze dziecko które noszę pod sercem mówi że chce. Na początku mojego załamania bardzo brakowało mi przytulenia męża, zainteresowania. On mówił że nie chce się do niczego zmuszać, ale ze względu na mój stan chyba się zmuszał, bo małe przejawy były. W tej chwili gdy emocje się uspokoiły, zaczyna się we mnie pojawiać inne uczucie. Nie chcę go w naszym łóżku, nie chcę żeby mnie przytulał, nie chce żeby się interesował ciążą, nawet nie mam ochoty mu mówić jak się czuję, za niedługo dowiem jak się jaka płeć - nie chcę mu powiedzieć. Bo tak naprawdę jego zachowanie w stosunku do mojej osoby jest tylko nagrodą dla mnie za mój spokój w stosunku do niego (mam nadzieję, że zrozumieliście). Czy mam mu powiedzieć, że ma mi dać spokój póki się jego uczucia do mnie nie zmienią?Z jednej strony boję się, że mur między nami zrobi się większy i będzie trudniej go pokonać , a z drugiej strony jak ja będę pozwalać mężowi na pewnego rodzaju kontakt fizyczny to jemu będzie tak wygodnie i nigdy nie zmienią się nasze relacje. Nie wiem co mam zrobić?:(



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group