To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jutro sprawa

Anonymous - 2014-10-11, 21:55

zaleś napisał/a:
Czas się zmieniać właśnie dla męża jeśli on nie potrafi.


Warto się zmieniać, ale nie dla męża, a dla siebie.

Anonymous - 2014-10-12, 10:10

joannazal napisał/a:
nie szukałam kochanka, tylko osoby, której mogę się wygadać a nasza wspólna koleżanka tak namieszała, że mąż myslize miałam kochanka. gdzie tego chłopaka próbowałam nawet poznać z tą koleżanką, która tak namieszała.


Witaj!

Posłuchaj sobie kazań ks. Marka Dziewieckiego.
http://www.youtube.com/wa...t17QSzl8bGpxm3X

1. Nie zrzucamy winny na innych.
2. Poszukiwanie powiernika poza małżonkiem jest już łamaniem przysięgi małżeńskiej.
3. Co chcesz osiągnąć poprzez rozwód? To prowadzi do trwałego rozpadu (statystycznie) i otwiera drogę dla Złego.
4. Rozwód jest grzechem i podejmowany świadomie jest zaprzeczeniem przysięgi złożonej przed Bogiem. Jest złem nie tylko dla osoby ale i grzechem społecznym.
5. Jak komunikujesz swoją miłość do męża? Jest wiele form (np. listy, sms-y, prezent...itp). Czy przeprosiłas teściów za zaistaniałą sytuację? Czy chodzisz na grupę wsparcia? Czy po prostu narzekasz i nic nie robisz (bo on jest zły)...
6. Złożenie pozwu o rozwód - na to moja droga nie znajdziesz w kościele i na forum akceptacji.


mogę ci powiedzieć, jako małżonek potraktowany rozwodem (bez woli rozmowy z drugiej strony), że jest to forma najwyższej przemocy psychicznej. Prowadzi do szeregu innych zdarzeń o których Zły z którym nieświadomie współpracujesz Cię nie informuje. W moim przypadku była to próba samobójcza mojej matki która bardzo przeżyła rozwód i brak możliwości widzeń z wnukami.

Rób lub nic nie rób ale konsekwencje w obu przypadkach są wysokie. To że ich w chwili obecnej nie widzisz nie odciąży cię niestety od ponoszenia konsekwencji swoich decyzji.
Na dzień dzisiejszy komunikujesz anty-miłość, która jak nie zmienisz swojej postawy do ciebie wróci.

Anonymous - 2014-10-12, 11:56

Nirwanna napisał/a:
Joanno, kochasz męża, a złożyłaś pozew o rozwód, czyli mówisz mu w ten sposób "nie interesujesz mnie już wcale, nie istniejesz dla mnie". :shock:
Jeśli chcesz ratować małżeństwo, to pierwszy krok - wycofaj pozew. To będzie już dobitny sygnał dla męża o Twojej postawie.


Zgadzam się. Jak mi mówiła Pani adwokat, do rozwodu potrzebny jest trwały i zupełny rozpad małżeństwa, a o tym muszą zdecydować małżonkowie - sąd tego za nich nie zdecyduje (chociaż może się domyślać, że rozpad nastąpił, na podstawie jakichś faktów). Jeśli kochasz męża, masz z nim więź emocjonalną, to nie składaj pozwu.

Z drugiej strony, jeśli dostał pozew, a wcześniej nic nie robił w kierunku poprawy Waszych relacji, to może to będzie dla niego sygnał. Lepiej by było, gdyby sygnał był inny niż "nie zależy mi już na Tobie". Ale znam małżeństwa, gdzie faktyczna separacja "odświeżyła" małżeństwo (prawna pewnie też mogłaby mieć podobne skutki, ale to zależy od małżonków).

Anonymous - 2014-10-12, 13:42

właśnie oprócz tego, że mąż kazał mi złożyć pozew to miałam nadzieję, że jeśli otrzyma papiery z Sądu to dostrzeże powagę sytuacji. powiedział wujkowi, że przestanie się do mnie odzywać i odbierać moje telefony, to było około miesiąca temu. tylko nie wiem czym się kierował w tym postanowieniu. dla mnie wygląda to tak jakby myślał " a ty się teraz staraj, cierp a i tak dostaniesz ode mnie kopa na koniec". doszły mnie słuchy, że swoich kolegów prosi, żeby dowiedzieli się czy ja kogoś mam. od kolegów (poprzez też koleżankę) wiem, że mąż robi wszystko, żeby wzbudzić we mnie zazdrość.
wycofam pozew, ale wiem, że nie ma żadnej opcji, żeby to on się do mnie pierwszy odezwał

Anonymous - 2014-10-12, 16:02

joannazal napisał/a:
wycofam pozew, ale wiem, że nie ma żadnej opcji, żeby to on się do mnie pierwszy odezwał


A niby skąd to wiesz?
Tak Ci się tylko wydaje, a jak będzie naprawdę tego nie wiesz.

Anonymous - 2014-10-12, 16:35

Piszemy scenariusze? Daleko z nimi nie zajedziesz :-/
Anonymous - 2014-10-12, 17:15

mąż się" zawziął" . od dwóch tygodni nie mam z nim żadnego kontaktu. nawet jego rodzina mówi, że chyba nic z tego nie będzie. ja w głowie już sobie układam co mu napisać jak wycofam pozew, ale po prostu boję się odrzucenia. czytam właśnie URZEKAJĄCĄ i w wielu kwestiach nie czują się kobietą
Anonymous - 2014-10-12, 20:48

joannazal napisał/a:
mąż się" zawziął" . od dwóch tygodni nie mam z nim żadnego kontaktu. nawet jego rodzina mówi, że chyba nic z tego nie będzie. ja w głowie już sobie układam co mu napisać jak wycofam pozew, ale po prostu boję się odrzucenia


Witaj!

Gratuluje wniosku o wycofanie pozwu o rozwód.

Anonymous - 2014-10-12, 21:01

wiem, że oboje odwróciliśmy się od Boga, ale wiem, że Bóg mnie kocha i kocha mojego męża. nie chcę robić rzeczy które są wbrew naszemu sakramentowi
Anonymous - 2014-12-22, 22:08

misio312 napisał/a:
Żona próbuje na mnie wymusić, żebym zgodził się na rozwód bez orzekania o winie. Teraz jest czas na to, żeby z nią porozmawiać i przemyśleć całą sytuację jeszcze raz.
misio312 napisał/a:
tereska napisał/a:
Sąd nie jest miejscem rozwiązywania problemów małżeńskich, tylko problemów prawnych. Wy macie problem małżeński,nie prawny, dlatego warto rozmawiać, korzystając Np. z mediacji.
Zgadzam się, ale prawie rok odrzucania wszelkich prób kontaktu doprowadził do tego, że to sąd musiał nas zobowiązać do rozmowy. Mogłem albo przyklepać rozwód, albo się postawić.


Nie wiem, czy moja żona przeczytała wiadomości na tym portalu, czy jak, ale parę dni temu mieliśmy rozprawę i do tego czasu już się do mnie nie odezwała ani razu. Potajemnie, bez mówienia niczego złożyła wniosek o orzeczenie wyłącznej winy po mojej stronie, ja wziąłem adwokata, potem ona też, i teraz mamy dochodzenie winy.

Ze strony żony nie ma i nie było woli rozmowy, oboje z kochankiem utrzymują, że są partnerami, ale że zaczęli być kilka miesięcy po rozstaniu. Po pokazaniu zdjęć kochanek żony "nie mógł się na nich rozpoznać", sąd pouczył go o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań i w końcu przyznał, że to on jest na zdjęciach, przytulający, całujący i idący za rękę z moją żoną. Kiedy przedstawiliśmy kolejne dowody, żona aż zaczęła krzyczeć. Przy okazji porzucenia jej kochanek zerwał z dziewczyną, która teraz generalnie ma go gdzieś (rozmawiałem z nią).

Wybaczcie, może się mylę, może nie mam racji, ale wszystko wskazuje na to, że żona planowała taki ruch, że kompletnie nie wyznawała tych wartości, co ja (rodzina: własna, dalsza; szacunek dla innych, nie mówiąc o takich sprawach, jak religia czy patriotyzm, bo nawet nie mam siły o tym wspominać). I coraz bardziej, zbierając dowody i zeznania w sprawie, przekonuję się, że błędem było branie ślubu z nią, kredyt zaufania jej dany, wspólne plany, wiara w jej dobre intencje. Nawet jak rozmawialiśmy miałem wrażenie, że coś w niej dobrego może jeszcze jest, ale wygląda jakby działała w amoku. Kiedy jej kochanek zeznawał, że "może ją przytulił, bo naturalne jest przytulenie innej osoby", ona była wpatrzona w niego jak w obrazek i najwyraźniej czerpała dziką przyjemność z jego kłamstw.

Mare i spółka, może stwierdzicie, że powinienem był zachować się "po męsku" i obić mu ryj, ale przestałem szukać problemów gdziekolwiek poza swoją żoną. Jeśli jest zbyt podatna na manipulacje, to czyja to wina? Rodziców? Jest dorosła, ona odpowiada za swoje czyny. Czuję potrzebę rewanżu ta tym degeneracie, ale walczę z nią.

I tak, już dawno nie wierzę w to, że moje małżeństwo coś znaczyło. Zaczęło się nieprawidłowo, zaczynało się układać, a potem wszystko padło. I chciałbym kiedyś mieć normalną rodzinę, dzieci, kochaną i mądrą żonę, ale nie wiem, czy będzie mi to dane. Nie sądzę, żebym był złym człowiekiem, ale jestem i byłem tak traktowany przez swoją żonę. Coś na pewno musiałem zrobić, ale znam ją, i to wcale nie jest wiele.

Wybaczcie, że tyle się rozpisuję, musiałem się wyżalić. Zbliżają się święta, które spędzę z rodziną, ale będą to dla mnie smutne święta. Może nie tylko dlatego, że moje małżeństwo legło w gruzach, co wiedziałem już rok temu, ale że nawet perspektywa sprawiedliwości w cywilnym sądzie nie jest wcale taka pewna. Finansowo stoję na nogach, pracę i zajęcie mam, mam co włożyć do garnka, spotykam się od czasu do czasu ze znajomymi, staram się rozwijać duchowo, ale w życiu pustka - brałem ślub tylko po to, żeby założyć rodzinę i dać im coś od siebie, trochę szczęścia, a tak się wszystko potoczyło...

Ostatnio byłem u lekarza, mam przeciągające się zapalenie oskrzeli i generalnie podupadłem na zdrowiu. Byłem w takim stanie, że po zrobieniu EKG podejrzewał zawał. A mam mniej niż 30 lat, i wcale nie jestem otyły. Ta sytuacja powoli mnie wykańcza - chcę mieć normalną, katolicką rodzinę, której nie chciała mieć moja żona, a teraz jestem w praktycznie ślepej uliczce, z której jedyne wyjście, które widzę, to sądowna walka o swoje racje, i próba unieważnienia małżeństwa kościelnego. Więc wybaczcie, jeśli o tym piszę mimo Waszych poglądów kategorycznie tego zakazujących. Jeśli widzicie inne wyjście, to chętnie wysłucham...

Anonymous - 2014-12-22, 23:02

myślę, że nikt nie zakazuje Ci robić czegokolwiek co zgodne jest z Twoim sumieniem i co uważasz, że jest Ci potrzebne, poza tym kto i jak ma Ci czegokolwiek zabraniać???

sądy cywilne bardzo rzadko są sprawiedliwe i prawda jest w powiedzeniu, że do sądu nie idzie się po sprawiedliwość, jeżeli uważasz, że powinieneś złożyć skargę do Sądu Biskupiego nikt Ci tego nie zabroni - życzę Ci żebyś po uzyskaniu orzeczenia miał w sobie zgodę na wynik sprawy

Anonymous - 2014-12-23, 01:08

katalotka72 napisał/a:
sądy cywilne bardzo rzadko są sprawiedliwe i prawda jest w powiedzeniu, że do sądu nie idzie się po sprawiedliwość


Nie wiem, dlaczego sądy cywilne są bardzo rzadko sprawiedliwe - nie miałem z nimi do czynienia, ale wierzyłem w sprawiedliwość.

katalotka72 napisał/a:
jeżeli uważasz, że powinieneś złożyć skargę do Sądu Biskupiego nikt Ci tego nie zabroni - życzę Ci żebyś po uzyskaniu orzeczenia miał w sobie zgodę na wynik sprawy


Chyba to jest najważniejsze. Od dawna próbuję wybrać najlepszą drogę, ale ciągle mam wątpliwości. Fajnie by było, gdybym miał ten komfort i mógł w końcu stwierdzić, że wszystko skończyło się relatywnie dobrze...

Anonymous - 2014-12-23, 08:37

"Ta sytuacja powoli mnie wykańcza - chcę mieć normalną, katolicką rodzinę, której nie chciała mieć moja żona, a teraz jestem w praktycznie ślepej uliczce, z której jedyne wyjście, które widzę, to sądowna walka o swoje racje, i próba unieważnienia małżeństwa kościelnego."

to jest moment, żeby ogłosić bezsilność i oddać wszytsko Bogu
"Jezu, Ty się tym zajmij".
dopóki obmyślasz rozwiązania i zdajesz się na swoje pomysły- to nie jest jeszcze pełne zawierzenie
teraz jesteś w sytuacji skrajnej- brak sił, zniechęcenie, nie ma wyjścia.... opuść ręce, otwórz dłonie i zawierz się całkowicie
nodlitwa o pogode ducha: Panie pomóż mi zmieniac to, co mogę, pomóż przyjmować to, czego zmienić nie mogę i pomóż mi odróżnić jedno od drugiego

oczywiście sprawy w sądzie cywilnym trzeba podejmować, jak najbardziej sprawiedliwie. Ale z nastawieniem w sobie, że nie nad wszystkim masz kontrolę i że Bóg ma plan na twoje życie

bardzo fajnie piszesz, że chcesz mieć katolicka rodzinę, mądrą i dobra żonę...- takie proste pragnienie... Ale przecież twoje życie się nie kończy- nie masz pełnego obrazu, nie wiesz, co będzie. W Biblii mnóstwo jest różnych ludzkich historii z beznadziejnymi wydarzeniami. Np. wczoraj było o Annie, matce Samuela, która nie mogła mieć dzieci. Poczytaj, przemyśl... Bogu chodzi właśnie o nasze zaufanie, przylgnięcie do Niego w naszej bezsilności.

Anonymous - 2014-12-23, 08:52

Witaj,

To są trudne sprawy a i rozwód przerobiłem. Zapraszam na spotkania ludzi z podobnymi problemami. Tylko ktos kto przezyl cos takiego moze zrozumiec drugiego.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group