To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Ratunku , mój mąż wraca do domu!

Anonymous - 2014-09-25, 09:38

witajcie czytam ,jestem szczesliwa zona alkocholika-szczesliwa w sensie ze to ja jestem szczesliwa,niechce mi sie nawet pisac o mezu.............czytajac was,jest alkocholikem przemocowcem ,moze dodam ze tematy tabu w moim domu zniknely i udawanie ze moze bedzie dobrze tez :mrgreen: ,jedno jest pewne nic nie jest pewne,och ty moj cieniu nie zostawiaj mnie w pragnieniu-ja tak pragne byc w sponiewieleniu.pozrawiam aal-anonka i sycharka
Anonymous - 2014-09-25, 20:13

Samboja dzięki za link, pozdrawiam! :-)
Anonymous - 2014-09-26, 09:56

Witam tych co czytają mój wątek ;-)
Pozwólcie ,że podzielę się moimi przemyśleniami na temat waszych zgodnych właściwie sugestii,że powinnam wyrzucić męża i zapomnieć o możliwości naprawy związku ( nie ztym człowiekiem ?)
Otóż, po głębokim namyśle - nie uważam się za osobę emocjonalnie uzależnioną od męża. Potrafię bez niego żyć ,nawet lepiej niż z nim.
Nie czerpię perwersyjnej przyjemności z cierpienia, jakie zadaje mi małżonek, nie chcę tego.
Bóg dał mi łaskę wyjścia poza moje egoistyczne spojrzenie, że to mnie ma być dobrze w związku i empatii dla całego cierpienia,jakie przeżywa mój mąż.
Zrozumiałam,że walczyłam o rozwód i niezależność z chorym człowiekiem.
On jest bardzo chory i zaburzony.
Myślę,że gdyby był zwykłym cwaniaczkiem i wykorzystywaczem robiłby to dużo inteligentniej, potrafiłby lepiej wykorzystywać sytuacje.
Niestety nie został dobrze zdiagnozowany, w zasadzie wcale, ale czy to pozwala już uważać go za zdrowego? A co jeśli ma poważne zaburzenia psychiczne, prowadzące do autodestrukcji?
Czy nie ma znaczenia wsparcie najbliższych i rodziny dla podjęcia leczenia i dla zdrowienia?
Czy na pewno wszystkie jego wybryki, infantylne zachowanie, brak odpowiedzialności ( a kiedyś był zupełnie inny!) powinnam traktować zupełnie poważnie, w kategoriach złej woli?
Czy jestem zwolniona z przysięgi małżeńskiej przez Boga bo choroba męża powoduje dyskomfort w moim życiu?
Ja naprawdę nie jestem cierpiętnicą ( choć kto to wie na pewno? ;-) )
Ale też gdybym kiedyś sama stał się rośliną ( np. Alzheimer czy inna demencja), to chciałabym ,żeby rodzina nie wyrzuciła mnie poza nawias.
To poczucie leżało u podstaw zgody na powrót męża.

pozdrawiam!Z Panem Bogiem.

Anonymous - 2014-09-26, 10:19

P.S. Chodzi mi o to ,że w naszym społeczeństwie dużo większa jest akceptacja dla przypadków, gdy jedno z małżonków ciężko choruje fizycznie : nowotwory, okaleczenia po wypadkach itd.
Wtedy wiadomo: potępiamy opuszczenie chorego przez współmałżonka, doceniamy poświęcenie ,jeśli zostaje i opiekuje się chorym.I nie ma wtedy mowy o cierpiętnictwie itp.
sęk w tym, że choroby psychczne atakują w sposób niewidoczny dla otoczenia, często są nie do odróżnienia na pierwszy rzut oka od głupoty, podłości, złej woli....
Czy nie warto czasem o tym pomyśleć zanim wydamy osąd o czyjejś sytuacji?....

Anonymous - 2014-09-26, 11:29

Gianna,
Nikt nie osądza, nikt też nie jest psychiatrą, i nikt byc nie chce, sami wiecie czy to choroba czy nie, są od tego specjaliści...dobrze też wiedzieć, co nie jest problemem, że pewne decyzje są podejmowane świadomie, a nie pod wpływem strachu itd. Bardzo sie ciesze, że to napisałaś.
ja sama mam w domu sytuację, że matka ojca nie zostawiła, jak był chory (naprawdę zdiagnozowany klinicznie), ale życie z nim było koszmarem dla niej i dla nas, bo nie chciał sie leczyć...i tak trwało latami, dziś matka walczy z rakiem od tego stresu, ojciec zbrał sie za leczenie jak zagroziła mu domem opieki...to bardzo szlachetne i podziw i dla Ciebie i mojej mamy, ale ona przypłaca to zdrowiem. Myślę, że wszystko to kwestia naszej siły i zdrowia psychicznego i decyzji, na ile chcemy coś unieść i nas to nie zabija...każdy taką decyzję podejmuje sam. I chwała za to :) Życzę Ci zatem siły z całego serca.

Anonymous - 2014-09-26, 11:30

O'key. Być może maz rację jeśłi chodzi o chorobę męża. Jednka wtedy powinnas mu pomagać wzrastać. A w żadnym wypadku pozwalać niszczyć siebie, dziecko, swoje dobro. Bo tylko pozwolisz mężowi upewnić się, że z nim jest wszystko w porządku, że on ma rację a ty musisz dalej dostosowywać się do jego zachcianek, jego myślenia, bo ono jest słuszne.
Chodzi mi tu konkretnie, o przepisanie na niego mieszkania, udostepnienie mu swoich środków finansowych.
Nic w ten sposób nie zdziałasz poza uzależbieniem się finansowym od męża i ugruntujesz go w przekonaniu, że miał rację z tym przypadku i dalej będzie forsował swoje (chore) myślenie. W jego przekonaniu, to Ty masz chore myslenie, nie on.
Myślę, że nie warto go z tym utwierdzać.

Byłoby to ze szkodą zarówno dla Ciebie jak również dla niego. Przeszkodziłoby to jemu w zdrowieniu. Siebie i dziecko skazałabyś na biedę. Przynajmniej na jakiś czas, dopóki byś znów nie zakasała rękawów, i......udałaby Ci się znów z tym poradzić.
Pozwalać krzywdzić jest współuczestnictwem w krzywdzeniu. Też jesteś za to odpowiedzialna.



Pozdrawiam ;-)

Anonymous - 2014-09-26, 12:16

Macie rację, wiem, że stąpam po kruchym lodzie, idzie mi to średnio na razie, mam momenty zwątpienia, bywa ciężko. Mam nadzieję, że 12 kroków pomoże mi zrozumieć wiele rzeczy.
Dzięki wam utwierdziłam się też, że mam prawo odmówić mężowi pewnych rzeczy, które w zdrowych relacjach są oczywiste. Przede mną daleka i wyboista droga....

Anonymous - 2014-09-26, 14:56

Gianna w Twoim porównaniu choroby fizycznej z psychiczną nie do końca zwróciłaś uwagę na jeden aspekt - często ta chora osoba np. na raka CHCE wyzdrowieć tylko nie ma na to lekarstwa ale gdyby mogła to zorbiłaby wszystko by wyzdrowieć a u twego męża chęci żadnej nie ma - w historii Samobi tez jest podobnie - tato nie chciał sie leczyć czyli świadomie ścignął na rodzinę nieszczęście i na to godzić się nikt nie musi (kocham cie - ale nie mogę z tobą mieszkac dopóki nie zaczniesz leczenia i wtedy to ta druga osoba decyduje czy jej zależy czy nie).
Druga sprawa - niby jesteś świadoma, że mąz troszkę nie tak ze zdrowiem psychicznym ale jakby nie bierzesz tego pod uwagę przy przepisywaniu mieszkania? Czyli na to jest on wystarczająco zdrowy? Przemyśl sobie to jeszcze :)

Anonymous - 2014-09-26, 19:37

Gianna, mam wrażenie, że wiele rozbija się jak zwykle o precyzję w komunikacji.

Może będzie na ostro: powiedzmy, że X ma geny predestynujące go do bycia psychopatą (10% populacji ma, wśród mężczyzn trochę więcej): może zostać np. szefem wielkiej spółki, kierownikiem departamentu w ministerstwie, seryjnym mordercą lub manipulującym rodziną draniem. Akurat wszystkie te "ścieżki kariery" dobrze idą osobom z tego typu rysem osobowości.

Rys można wykryć testami, można obserwacją, zapewne niedługo będzie można badaniami laboratoryjnymi.

Co nie znaczy, że ta osoba jest chora psychicznie - ma pełne rozeznanie co do własnych czynów, czyli jest poczytalna, ale stawia siebie ponad normy współżycia społecznego. Co więcej, uważa, że ma prawo wykorzystywać innych, bo "za głupotę trzeba płacić" - oczywiście płacą ci inni.

Anonymous - 2014-09-26, 20:37

Gianna

Jeśli Twój mąż jest chory psychicznie - to droga prosta.
Do Sądu sprawa o ubezwłasnowolnienie i skierowanie na drogę leczenia zamkniętego lub otwartego. Zostanie powołany biegły sądowy, który wyda opinię co do jego stanu zdrowia (jeśli się z nią nie zgodzisz to wniesiesz o drugiego, trzeciego biegłego).

A jeśli okaże się, że on jest zdrowy w ww. postępowaniu (lub np. zaburzenie osobowości z pogranicza), to możesz go postawić przed wyborem:
albo się leczysz (psycholog lub psychiatra) , idziesz do pracy i zostajesz w domu,
albo wypad.

A jeśli mając taką wiedzę - nie podejmiesz takich konkretnych kroków w celu rozwiązania niezdrowej dla Ciebie i szkodliwej dla Twojego dziecka sytuacji, to zastanów się:

dlaczego tak postępujesz?
co z tego masz, jakie korzyści psychiczne daje Ci taka sytuacja?
co jest dla Ciebie ważniejsze, te korzyści, czy zdrowie psychiczne dziecka i Twoje?

Anonymous - 2014-09-27, 08:38

Witajcie. Mrówko, rzecz w tym, że porównać choroby fizycznej z fizyczną pod względem woli się nie da. W wielu chorobach psychicznych ( nawet w banalnej depresji) wolna wola jest zaburzona. Do chorego nie trafiają żadne argumenty o potrzebie leczenia.
U mojego męża występują dodatkowo (nie tylko w jego zresztą)trudności ze zdiagnozowaniem.
Tak eufemistycznie nazywam fakt, że po ataku agresji słownej pacjenta na oddz. psychiatrycznym wzywa się do niego policję,żeby go przesłuchała (postawiła diagnozę? :shock: )i dyscyplinarnie wyrzuca ze szpitala w połowie badań, bez postawienia precyzyjnej diagnozy.
To moim zdaniem skandal naszej "służby zdrowia". Niektóre oddziały psychiatryczne w Polsce zatrzymały się na poziomie głębokiej komuny w podejściu do pacjentów.
Ale zostawmy to. W takich okolicznościach straciłam impet,żeby wozić męża po lekarzach, on też bardzo się zniechęcił.Przyznam, że chwilami myślałam o nim z niechęcią,że dość mam tego czubka, niech idzie i robi co chce.
Ale to chyba nie ta droga jednak kochani katolicy, prawda?
;-)
Rento, z tym ratowaniem dziecka to nie tak jak myślisz. Mąż nie robi głośnych awantur, nie wyżywa się na dzieciach, dla nich jest miły. To ze mną się kłóci ( poza domem najczęściej), a w zasadzie to jest ostatnio na mnie permamentnie obrażony i ma focha.
Myślę,że w tej chwili dużo gorsze byłoby dla młodego odejście ojca, przeżyłby to bardzo. Zresztą córka, pozornie obojętna na ojca też ostatnio wypytuje o niego, bo nie ma go w domu przez tydzień, pracuje w innym mieście.
Tak,że nic nie jest tak naprawdę takie proste , łatwo się tylko czasami wydaje sądy....

Anonymous - 2014-09-27, 10:43

Gianna napisał/a:
Tak,że nic nie jest tak naprawdę takie proste , łatwo się tylko czasami wydaje sądy....


Drogie sycharki, proponuję wziąć sobie do serca słowa Gianny jakie zacytowałem, przed napisaniem kolejnego postu.

Anonymous - 2014-09-27, 11:15

Gianna napisał/a:
wiem, że stąpam po kruchym lodzie, idzie mi to średnio na razie, mam momenty zwątpienia, bywa ciężko. Mam nadzieję, że 12 kroków pomoże mi zrozumieć wiele rzeczy.
Dzięki wam utwierdziłam się też, że mam prawo odmówić mężowi pewnych rzeczy, które w zdrowych relacjach są oczywiste. Przede mną daleka i wyboista droga....
-to co napisałaś jest esencja twojej i wielu sytuacji.W zyciu nic nie jest łatwe,kiedy stajemy przed problemem szczególnie wtedy gdy dotyczy to nas i naszych najbliższych.Gianna -powiem tak prawie zawsze idzie to średnio bo my bysmy chcieli teraz już a tak się nie da.Zadaj sobie pytanie co ty jestes w stanie zrobic aby ratowac to co jeszcze jest do uratowania-bo napewno jest :lol:


piszesz o 12 krokach-tak jak wspomniałas -pomoga one zrozumiec tobie wiele sytuacji przyczynowo-związkowych-nic nie dzieje sie z przypadku,czasamizrozumienie swojej historii zycia,podjętych kroków wiele nam rozjasni i przyniesie oczekiwana chociazby ulgę.
Gianno zycze ci wytrwałości i mimo,że stapasz po kruchym lodzie to wiem ,że z Bogiem lód się nie załamie. a najłatwiej jak sama napisałaś dawac rady,które nie zawsze tak jak u innych poskutkuja-ty podejmujesz decyzje i o tym pamietaj.



Ostanio zachwycam sie ksiażką"Bóg nigdy nie mruga"-Reginy Brett-polecam.Tam tez wyczytałam"Zycie to pasmo problemów-albo akurat przezywasz kłopoty,albo z nich wychodzisz.albo przygotowujesz sie do nastepnych.Dzieje sie tak dlatego ,że Boga bardziej interesuje twój charakter niz twoja wygoda.Bóg woli prowadzic cie do swiętości niz do szczęścia"

Zycze ci wytrwałości i doswiadczenia miłości Bożej.Głowa do góry -spróbuj na ile to mozliwe oddac to Bogu to z czym sobie nie radzisz.Jednakże trzeba również nie pozwolic sie zniszczyć.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group