To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Ratunku , mój mąż wraca do domu!

Anonymous - 2014-09-24, 14:04

Ale co to da, ta zmiana siebie, i jak to zrobić? i kiedy wiedomo ,że już sie zmieniłam?Przeciez kazdy ma jakąs swoja naturę ,jest jaki jest .Ja dalej nie wiem nic ,czytam, modlę się i jest coraz gorzej.Tak mi sie wydaje...Tylko widzę ,jak mogło by byc pieknie a nie jest..
Anonymous - 2014-09-24, 14:22

Wiesz też bym chciała być "Miss Polonia", a nie jestem:).

Praca nad soba to znaczy zaczć żyć w prawdzie i zgodzie ze sobą, a tym samym z innymi ludzmi. Zostać dyrektorem swojego życia. To jest spokojne proste życie. Pozdrawiam

Anonymous - 2014-09-24, 16:02

i przede wszystkim wreszcie bez pisania scenariuszy - jak pięknie mogłoby być...... a skąd nam to wiadomo jak mogłoby być??????????? :roll:
Anonymous - 2014-09-24, 16:56

katalotka72 napisał/a:
i przede wszystkim wreszcie bez pisania scenariuszy - jak pięknie mogłoby być...... a skąd nam to wiadomo jak mogłoby być??????????? :roll:


Tym bardziej, że te scenariusze nic nie mają wspólnego z rzeczywistością.
Nie raz tak jest , że mąż leń, pijak i zdradzacz, a kobieta po 20 latach nadal myśli "jak pieknie mogłoby być"...
Pewnie mogłoby, ale nie z tym facetem

Anonymous - 2014-09-24, 18:00

Gianna pisze:
Cytat:
Radzę sobie w życiu naprawdę dobrze ( miałam niepowtarzalną okazję to sprawdzić będąc rzucona na głęboką wodę- bez mieszkania, z dziećmi i walizką pod pachą, zaczynałam kompletnie od zera, wszystko zostawiłam mężowi, a raczej nic nie pozwolił zabrać, nawet rzeczy osobistych). Jest ta jedna sfera- uczucia, miłość, w której kiepsko mi idzie. A to było zawsze dla mnie najważniejsze- mieć szczęśliwą rodzinę.


Nie tylko że zostawiłaś mu wszystko ale ON nie pozwolił Ci zabrać nawet rzeczy osobistych. No brawo!
Czy mówisz o tym mężczyźnie z którym masz zamiar stworzyć szczęśliwą rodzinę, który wciąż się domaga wspólnoty majątkowej nic do niej nie wnosząc?
To ten sam, który z kochanką wozi się po sanatoriach? Czy aby ja dobrze zrozumiałam? Bo jeśli tak, to wybacz ale z całą pewnością 12 kroków nie okaże się pomocne w sytuacji gdy trzeba wykazać się tylko ELEMENTARNYMI zasadami zdrowego rozsądku, chyba że będą tam także elektrowstrząsy stosować dla opornych.

Świetnie sobie radzisz, zatem kolejny raz będziesz mogła się wykazać. Znam te męczeńskie klimaty i heroski lub jak kto woli heroiny (bo uzależnione) czasem na stanowiskach prezesów, zarabiające sporo kasy a dające się nabijać w butelkę - sorry za dosadność, byle bęcwałowi. Wygląda, że na to nie ma lekarstwa.

By sprawy nabrały rozpędu, lubisz przecież adrenalinę, zachęcam Cię do podania mężowi haseł do kont, przepisania na niego mieszkania, niech się przekona bidulek jak wielka jest Twoja miłość do niego, niech uwierzy że jesteście prawdziwą rodziną - wszak wg Ciebie ma rację, tak przedstawiając sprawę. Tym samym i Ty będziesz mogła się przekonać, w całkiem niedługim czasie, jak wielka jest jego miłość.

Anonymous - 2014-09-24, 19:11

Niezmiernie,szalenie,niewyobrażalnie irytuje mnie mylenie cierpiętnictwa z prawdziwym chrześcijanstwem.

Gianno gdzie, w którym miejscu Jezus Chrystus powiedział: żony dawajcie się poniewierać mężom,poświęćcie nawet spokój własnych dzieci na ołtarzu bożka męża?

Jesteś na katolickim forum. I nawet tutaj nikt,ani jedna osoba nie poradziła Ci:świetnie Gianno,jestes super bo trwasz przy mężu mimo wszystko. Nikt tak nie napisał,ale Ty nadal w środku chyba żywisz takie przekonanie. Jaką wobec tego religię wyznajesz?

W dodatku jestes dumna z faktu,że syn jest taki dojrzały. Moim zdaniem fakt,że dziecko jest tata dla swojego taty i chodzi koło niego jak koło jajka to powazny sygnał ostrzegawczy dla Ciebie: syn nabiera patologicznych wzorców.

Anonymous - 2014-09-24, 20:02

:oops: ale mi pojechałyście...Czyli po roku wracam do punktu wyjścia. Ale przynajmniej skonfrontowałam się z wami, z chrześciańskim punktem widzenia...Który jak się okazuje nie różni się w tym wypadku od tego, jaki miałam decydując się na rozwód.
Jednak nie każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania?

A czy ktoś się orientuje, czy zaburzenia osobowości mogą być podstawą do uznania małżeńtwa za nieważne?

Anonymous - 2014-09-24, 20:19

To się zastanów, czy to konkretne zaburzenie (a jest trwałe, a nie nabyte) umożliwia świadomą zgodę na wypełnienie przysięgi małżeńskiej. Pytanie będzie tylko, czy Ty o tych symptomach wiedziałaś przed ślubem, a jeżeli tak, to dlaczego za niego wyszłaś i czy miałaś świadomość, że są to cechy patologiczne i trwałe.

Gianna ogarnij się, Grzegorz dziękuję za walnięcie rykoszetem kubełkiem zimnej wody: ja też się łapię na marzeniach, jakby to mogło być pięknie. Zwłaszcza, że teraz w pięknym i spokojnym miejscu jestem,a z okien widzę rodziny przy stołach z płonącymi świecami :(

Anonymous - 2014-09-24, 20:56

Kiedy braliśmy ślub, mieliśmy po 21lat, znaliśmy się od początku liceum, nic nie wskazywało (moim naiwnym zdaniem pewnie) na tego typu problemy, to się zaczęło dziać stopniowo, a nasiliło po śmierci teścia, ok. 5 ostatnich lat małżeństwa.
Filomena napisał/a:
ja też się łapię na marzeniach, jakby to mogło być pięknie.

To chyba normalne,że my kobiety chcemy mieć normalny, ciepły dom, rodzinę, że o tym marzymy?

Anonymous - 2014-09-24, 21:00

grzegorz_ napisał/a:
Nie raz tak jest , że mąż leń, pijak i zdradzacz, a kobieta po 20 latach nadal myśli "jak pieknie mogłoby być"...
Pewnie mogłoby, ale nie z tym facetem

Ale jesteśmy na forum katolickim i chyba tylko to nam pozostaje (że z tym właśnie facetem ), bo wszyscy inni skazują nas na wieczne potępienie, czyż nie tak?

Anonymous - 2014-09-24, 21:23

Samboja pisze:

Cytat:
Nie wiem na ile warte jest to co powiem, ale nie wiem na jakiej podstawie to zaufanie miało by się budować..bo mówią, że zaufanie to wynik doświadczenia, wielokrotnego pozytywnego doświadczenia, które przekonuje nas, że ta czy inna osoba nas nie skrzywdzi...odzyskiwanie zaufania to miesiące, lata czynów nie słów, które tą wiarę w dobre intencję na nowo budują.



Cytuję fragment postu napisanego przez Samboję, w mojej ocenie niezmiernie cennego, choć napisanego z wrodzoną jej skromnością.

Wróć zatem Gianna do swoich doświadczeń i zastanów się jakie wnioski z nich wyciągnęłaś.
Bo jeśli żadnych a na to wygląda, to lekcja będzie powtarzana do skutku.

Anonymous - 2014-09-24, 21:46

Gianna napisał/a:
Ale przynajmniej skonfrontowałam się z wami, z chrześciańskim punktem widzenia...Który jak się okazuje nie różni się w tym wypadku od tego, jaki miałam decydując się na rozwód.
Jednak nie każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania?



Każde jest do uratowania, ale nie każde będzie - to tak bardzo w skrócie.
Jednak to chrześcijańskie podejście różni się od świeckiego. Świeckie podejście=rozwód oznacza "nie kocham Cię, nic dla mnie nie znaczysz, od teraz jesteś obcym człowiekiem w każdym wymiarze". Podejście chrześcijańskie wyklucza rozwód, bo m.in. ten drastycznie łamie przysięgę małżeńską, która wszak mówi o miłości i wierności aż do śmierci. W zamian proponuje separację, co oznacza podejście następujące: "ślubowałam miłość i tego nie cofam, ale ze względu na przykazanie "kochaj bliźniego jak siebie samego" i ponieważ krzywdzisz mnie i dzieci stosuję teraz tzw. twardą miłość, czyli np. rozdzielność od wspólnego mieszkania czy rozdzielność majątkową. Wspólnota małżeńska fizyczna może wrócić, kiedy będziemy umieli ją tworzyć oboje na zdrowych, Bożych zasadach. Do tego momentu współmałżonek ma moją modlitwę oraz psychiczną i fizyczną separację."

Anonymous - 2014-09-24, 22:57

Filomena napisał/a:


Gianna ogarnij się, Grzegorz dziękuję za walnięcie rykoszetem kubełkiem zimnej wody: ja też się łapię na marzeniach, jakby to mogło być pięknie. Zwłaszcza, że teraz w pięknym i spokojnym miejscu jestem,a z okien widzę rodziny przy stołach z płonącymi świecami :(


Filomeno,
W tych rodzinach, gdzie świece się palą też często ludzie mieli, mają, albo będą mieli marzenia.
(pamiętasz film http://www.filmweb.pl/fil...unty-1995-641#)
Wiem, to słabe pocieszenie.... bo przecież są w pełni szczesliwe rodziny

Anonymous - 2014-09-25, 08:36

Gianno,
Ja dopiero na serio zaczynam pracę nad sobą, bo skonczyłam pracowac nad mężem ;) Teraz mam na to czas i siły...12 kroków, grupa SLAA, terapia, coś mi w koncu pomoze, czytam, mam do przebrnięcia przez swoje trudne dzieciństwo, bo jestem DDD, tak jak mój mąż tylko do niego to jeszcze nie dociera...ale kiedyś dotrze w swoim czasie, najważniejsze, ze oboje zaczynamy rozumieć, że to nasi rodzice nas wychowali, to brak miłości i krzywdy nas okaleczyły...teraz mamy dzieci i nie chcemy im tego zrobić...a to wymaga pracy nad sobą...i choć ja mam świadomośc a on nie do konca, to i tak idzie w stronę naprawy całego życia, siebie a nie tylko małżeństwa...bo małżeństwo tworzą szczęśliwi ludzie, osobno łącząć się w szczęśliwy związek wychowując szczęsliwe dzieci...poznanie prawdy o sobie jest średnio przyjemne, ale to początek do zmiany dla siebie, a tylko ta jest prawdziwa...i tylko jeśli oboje chcą zmienić się dla siebie to małżeństwo zostanie uratowane po ciężkiej harówce. Warto zastanowić się więc czy szczerze oboje małżonków chce tej zmiany, czy ktoś jej nie czyni ze strachu przed utratą drugiego...bo taka zmiana jest chwilowa, do zażegnania zagrożenia. Ale rozpisuje się nieco za bardzo...bo chciałam co innego ;)
Chciałam podesłać tą stronę: tam są artykuły Eugenii Hyrzyk, psychoterapeutki, która sama też kochała za bardzo. Warto przyjrzeć się sobie i zobaczyć gdzie jesteśmy. Oczywiście, nie ma tam mowy o podejściu do małżeństwa sakramentalnego, jest tam głównie wyjaśnienie dlaczego takie jesteśmy i tak się zachowujemy. Zdrowiejąc można pozostać w małżeństwie, ja to robię mimo zamochowi na sakrament...ale do czasu, gdyby zmach się powtórzył odseparowałabym się ze względu na własne zdrowie psychiczne. I o to chyba chodzi, o siebie i miłość do siebie, aby sie jej nauczyć od nowa.
www.kobieceserca.pl



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group