To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - rozstanie - co dalej

Anonymous - 2014-09-14, 17:02
Temat postu: rozstanie - co dalej
Z góry przepraszam jeśli piszę w złym miejscu, ale na prawdę potrzebuję pomocy, a przy rejestracji do wyboru był status: panna

Tomka poznałam 3 lata temu na forum internetowym poświeconym filmom, codzienne pw z czasem zaczęły być coraz bardziej osobiste, miałam wrażenie jakby czytał w moich myślach, jakbyśmy sie znali od zawsze, jakby był moim drugim serduszkiem; po ok pół roku zaproponowałam spotkanie, napisał że także o tym myślał ale jakoś nie mógł się zebrać, ustaliliśmy dzień i stało się :) kiedy mnie zobaczył, przytulił tak mocno, że musiałam poprosić by trochę złagodził uścisk... było pięknie... przez 2 dni, tak 2 bo mieszkam w Białymstoku, a on w Lublinie; przez kolejne 1,5 przyjeżdzał do mnie raz na miesiąc i zostawał przez tydzień, w pozostałe dni godzinami rozmawialiśmy na skype; oboje mieszkaliśmy z rodzicami, on był na przedostatnim roku studiów zaocznych, ja beskutecznie szukałam pracy; wszystko zmieniło się w czerwcu ubiegłego roku, kiedy wyjechaliśmy do Angli by zarobić trochę extra pieniążków podczas wakacji [jego mama i siostra tam mieszkają, mieliśmy wiec nagraną pracę i mieszkanie] Tomek w wrześniu wrócił do kraju, ja zaś postanowiłam zostać jeszcze przez miesiąc lub dłużej, do końca sezonu; i tak minął listopad, Boże narodzenie, Walentynki...ostatecznie dopiero pod koniec maja dostałam wypowiedzenie; Tomek ze "skabeczka" zmienił się w "gburka", nadal wieczorami przesiadywaliśmy na skype, ale zamiast o tym jak Ci minął dzień przegladaliśmy w necie treści które nas interesowały, nie raz przebąkując, że właśnie przeczytalaśmy o tym albo o tamtym; stał się marudny, co zauważyły też jego mama i siostra, powtarzał, że powinnam być z nim w Polsce, kiedyś powiedział też "ktoś na moim miejscu mógłby się poczuć wykorzystany", nie odpowiedział czy on jest tym ktosiem, nie chciał też wyjawić kto mu taką bzdurę zasugerował (tak bzdurę dlatego posłałam ją wtedy w niepamięć); ilekroć próbowałam porozmawiać o Angli [wymyśliłam sobie, że oboje popracujemy tam przez kilka lat, tyle by odłożyć na własne mieszkanie] kończył mówiąc, że nie znosi Angli; nie naciskałam, licząc na to, że kiedy się spotkamy twarzą w twarz i szczerze porozmawiamy uda mi się go przekońać. Niestety.
10.06 był kolejnym wtorkiem, no może nie takim całkiem zwykłym, bo ostatnim w UK, 17 wracałam do kraju, połżartem zapytałam kiedy sie zobaczymy, widziałam, że jest zajęty i ma egzaminy końcowe, ale nie widzieliśmy się od listopada, bardzo za nim teskniłam i bardzo bardzo pragnęłam go zobaczyć, choćby przez godzinę, pół, albo nawet 5 minut, a tu kubeł zimnej wody "nie mam w ogóle czasu, po egzaminach rozpoczynam dwutygodniowe szkoelenie i zaczynam roznosić cv" deklarację tą odebrałam jako `nie mam już dla Ciebie czasu, z nami koniec`; pomyślałm ok, trudno, od jakiegoś czasu już sie na to zanosiło, wróciłam do pakowania i tysiąca innych rzeczy które miałam do zrobienia przed przeprowadzką do kraju; tu historia się komplikuje.
Tomek wcale nie myślał zerwaniu, zdałam sobie z tego sprawę w trakcie naszej kolejnej rozmowy przez skype, kiedy to zwrócił się do mnie "skarbek" odpowiedział ostro, że nie jesteśmy już razem i ma mnie nazywać po imieniu. Tu podkręślić muszę, że nie pamiętam dobrze tamtej rozmowy, ani tego całego szalonego ostateniego tygodnia w Uk, byłam zmęczona i zajęta rzeczami, które po prostu musiałam zrobić przed powrotem, nie miałam kiedy zastanowić się nad tym co robię. Wróciłam. Tomek przestał pokazywać się na skype, nie odbierał tel, skontaktowałam się z jego siostrą i poprosiłam o pomoc w przygotowaniu niespodzianki - mnie; 06.07 pojechałam do niego, bałam się, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać (wysłał mi wcześniej maila, w odpowiedzi na 10 moich, w którym napisał, że wszystko przemyśł, napisał:"ja już nie chcę" i że nie chce o tym rozmawiać) nic takiego się jednak nie stało, właściwie to nic się nie stało, rozwawialiśmy o mistrzostwach w Brazylii, szkoleniu, ogrodzie jego taty i innych błachostkach, kiedy zapytałam czy moglibyśmy sprobówać udawać, że jest czerwiec ubiegłego roku, odpowiedział, że nie, dodając, że nie chce o nas rozmawiać. Niewielu rzeczy na tym świecie jestm pewna, ale daję głowę, że on naprawdę mnie kochał, jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, chciałbym by było tak nadal, chciałbym bym by jego obecne zachowanie było wynikiem złości, albo... nie wiem. Wiem, że go zraniłam, że go zawiodłam, że byłam egoistyczna i że chciałam by zawsze było po mojemu tak, teraz to wiem, dopiero teraz i strasznie boję się, że jest już za późno (on tak mówi), ale przecież nie ma błędów nie do naprawienia, prawda? rozmwialiśmy dzisiaj przez telefon, ponad godzinę, o różnych sprawach, domu, pracy, kiedy proprosiłam by pomyślał o wszystkich dobrych rzeczach, które przeżyliśmy i by jeszcze raz uwierzył i zaufał mi, zdenerwował się i zagroził rozłączeniem, powtórzył, że wszystko już przemyśał i nie chce do tego wracać, kontynuowaliśmy dalej rozmowę o niczym i pozwolił zadzwonić do siebie w następną niedzielę, to dobrze? dodam, że nie rozmawialiśmy od lipca, w miedzyczasie wymieniajac jedynie kilka smsów o tym co aktualnie porabiamy
nie wiem co robić, w którą stronę się skierować, nie pracuję, nie wychodze z pokoju, co raz dopada mnie rozpacz, płaczę... kiedy jednak czytam lub słucham w kościele fragm. Pisma Świętego serce rośnie: trzeba wybaczać, kołatać i zwrócić się ku Krzyżu, ale jak prosić o coś czego druga osoba mówi, że nie chce?

widzę tu wiele doświadczonych duszyczek (dla mnie i Tomka to był pierwszy zwiazek) dlatego mam nadzieję, że Wasze posty pomogą mi/nam odbudować naszą relację

*w skrócie: było uczucie i była odległość, od samego początku, ale były też szczere rozmowy, w pewnym momencie tego drugiego zabrakło, sądziłam że on zrywa ze mną ale to ja to zrobiłam, to ja powiedziałam"to już koniec"; po kilku dniach, kiedy wkońcu miałam czas by pomyśleć o tym wszystkim i zrozumiałam co tak na prawdę sie stało, zapłakałam, bo dotarło do mnie, że odrzuciłam i skrzywdziłam moje największe szczęście, które nie chce teraz ze mną rozmawiać, i dodaje, że już mnie nie chce...

Anonymous - 2014-09-16, 10:22
Temat postu: Re: rozstanie - co dalej
Monika Andał napisał/a:

nie wiem co robić, w którą stronę się skierować, nie pracuję, nie wychodze z pokoju, co raz dopada mnie rozpacz, płaczę... kiedy jednak czytam lub słucham w kościele fragm. Pisma Świętego serce rośnie: trzeba wybaczać, kołatać i zwrócić się ku Krzyżu, ale jak prosić o coś czego druga osoba mówi, że nie chce?

Witaj Moniko,
Naprawdę niewielki mamy wpływ na innych czasem, ale masz wielki na siebie...popłacz, ale nie utoń w morzu łez...nic to nie daje...jest tam życie dla Ciebie. Moniko, weź sie w garść...popatrz gdzie jesteś, w jakiejś czarnej dziurze...czy naprawdę chcesz tam zostać? Na jakis czas, żeby sobie odżałować można, ale tak na dłużej? Gdyby tak Jezus teraz podszedł do Ciebie, to jak myslisz, tak znając go z opowieści z biblii, co by Ci powiedział? Odpowiedz sobie, a potem weź jego słowa do serca, on wie co mówi...ja mu tam wierze.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group