To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - i co dalej.....?

Anonymous - 2014-09-01, 18:09
Temat postu: i co dalej.....?
jesteśmy z męzem po slubie 8 lat. To byla wielka milosc nigdy nawet przezsekunde nie mialam watpliwosci ze to wlasnie ten facet ze to ta brakujaca polowa. dosc szybko po slubie zaszlam w ciaze i urodziło nam sie dzieciatko. Syn byl cudnym dzieciaczkiem niestety bardzo sie rozchorował i nidozyl roku :(. Oboje z mezem bardzo to przezylismy i nie umielismy sobie poradzic ze strata. Maz zaczal mnie odpychac nigdy nie chcial rozmawaic o smierci syna. Jak sie niedawno dowiedzialam obwinial mnie i siebie o to przez te wszystkie lata. Ale mimo to jakos przetrwalismy......ponownie zaszlam w ciaze. Tym razem dziewczynka :) i cos zaczelo sie psuc. Ze mna cos sie stalo......nie umialam zaakceptowac siebie, nie umialam poradzic sobie z tym ze rodzilam przez cc. Bałam sie zajmowac dzieckiem ...bo bałam sie ze cos jej sie stanie. Niestety moja teściowa dosc czesto powtarzałam mowiac do dziecka " oj jaka wredna matka dziecko placze, jesc nie dała." itp. bardzo mnie to bolalo. Niestety nigdy nie mowila tego przy moim mezu. Dwa lata temu urodzilam druga corke. I juz w trakcie ciazy cos zaczelo sie psuc. Maz coraz wiecej pracowal. przestal ze mna rozmawiac. zaczal dostawac awanse i tym tlumaczyl ze dlugo pracuje. Cieszylam sie jego sukcesem jednak znow mialam to poczucie ze jestem gorsza od jego znajomych z pracy. czasem nawet mu mowilam ze wpedza mnie w kompleksy. Po porodzie bylo jeszcze gorzej. kiedy okazalo sie ze Maja jest chora i czeka ja operacja maz calkowicie mnie odepchnal. Stał sie zimny i niemily. Nie zwracal uwagi kiedy mu mowilam ze czuje sie niekochana. Aze mna zaczelo dzic sie coraz gorzej. coraz gorsze samopoczucie i w ogole. Kiedy emocji bylo juz tyle ze nie moglam wytrzymac zaczelam mu mowic wprost ze nie czuje zeby mnie kochal ze mysle ze powinien znalezc sobie kogos innego bo ja sie do niczego nie nadaje. Długo nie musiałam czekac. Pewnego dnia oznajmil mi pod moim naporem ze zakochal sie w kolezance z pracy. To byl kubel lodowatej wody. Powiedzialam mu ze musi wybrac. I wybral...został w domu mielismy ratowac rodzine....minal rok pelen emocji dobrych i zlych i gdy juz myslalam ze jest lepiej powiedzial mi ze mnie nie kocha znow calkowicie mnie odepchnal....tydzien po tym zdradzil mnie z kolezanka z pracy....wywalilam go z domu. osobno mieszkalismy przez miesiac.Powiedzial ze chce wrocic. Zgodzilam sie ale zapytalam go czy jest tego pewny ze nie chce zeby racal dla dzieci....został. Poszlismy na terapie malzenska. Niestety maz szybko z niej zrezygnowal. "ten psycholog do mnie nie trafia"poiedzial i tak sie skonczyła terapia. W miedzy czasie bylo mnostwo awantur. Nie czułam sie bezpiecznie bo ciagle pracuje z ta dziewczyna. Obiecał ze zmieni prace ale zapalu na szukanie nowej starczylo mu na kilka tygodni. nie zadbał ez o to bym sie nie martwiła, nie dał mi poczuc ze to ja jestem wazna a nie tamta. I dlatego wariowałam a on nic z tym nie robił. zamkniete kolo. Teraz jestem pod opieka psychiatry i lecze sie z jak sie okazalo wieloletniej depresji. Jedna z przyczyn byla smierc syna. Niestety maz nie chce ze mna za bardzo rozmawiac. Ma zal i ze tak wariowałam i nawet to rozumiem. Dwa tygodnie temu powiezial ze odchodzi bo nei moze juz zniesc tych moich nastrojow. ....Z domu jednak sie nie wyprowadzil.nic mi nie mowi i nie wiem nawet czy jestesmy razem czy nie. Odpycha mnie jak moze. Zero przytulenia, dotyku dloni,...nic. Jakbysmy byli sobie obcy. Stad wnioskuje ze razem nie jestesmy. tylko jak teraz dalej zyc? Nie mozemy przeciez zyc w ten sposob...w jednym domu nawet nie obok siebie.....najgorsza jest ta niewiedza.....boje sie zapytac czy sie wyprowadza bo moze to odebrac jako znak ze tego chce. A nie chce....chce ratowac to malzenstwo tylko nie wiem jak.......probowalam juz wczesniej namowic go na wspolne spedzanie czasu zebysmy mieli szanse zblizyc sie do siebie ale on wszystko neguje....nie moge sie do niego zblizyc w zaden sposob bo widze ze irytuje go to bardzo......Prosze kto moze niech pomodli sie za nas choc raz...wierze ze z pomoca Pana da sie to wszystko jeszcze jakos ułożyc tylko moj maz musialby chciec......
Anonymous - 2014-09-01, 20:05

ja pomodliłem się za wasze małżeństwo
Anonymous - 2014-09-01, 20:16

ponury napisał/a:
ja pomodliłem się za wasze małżeństwo


Dziekuje z całego serca :)

Anonymous - 2014-09-01, 20:18

eplk polecam Ci na początek film "Ognioodporni".
Anonymous - 2014-09-02, 00:47

eplk nie wiem jak masz na imię, ale powiem Ci co mi pomaga...przede wszystkim potrzebuje ciszy najlepiej kiedy wszyscy śpią, padam na kolana i powierzam siebie i Żonę Jezusowi i Maryi, opowiadam im o wszystkim... jestem szczery, potem rachunek sumienia (pot i łzy są tu normalne bo łączą się z żalem) no i pozostałe sakramenty ale to już w Kościele... Jezus, przenika ,wzmacnia, napełnia spokojem, radością, Miłością i czuje go tak, że nie chcę go nigdy stracić, a gdy w głowie kłębią się złe myśli, wtedy Zdrowaś Maryjo i pod Twoją Obronę
Anonymous - 2014-09-02, 07:54

Jacku kazdego dnia modle sie za męża, za dzieci....proszę Boga by dał mi siłe znieść to wszystko......modle się za cała naszą rodzinę.......niestety mąż na ten moment nie bardzo chce słyszeć o pojednaniu......wczoraj troche rozmawialiśmy, chciałam wyjaśnic sytacje tak na spokojnie......ale wyjaśnić nic sie nie udało.....nie wiem czy sie wyprowadzi czy nie...powiedział mi że dla niego to nie takie proste bo zostawic mnie to zostawic dzieci a dzieci zostawic nie chce......bez sensu.....dzieci i tak czuja ze cos jest zle...i mysle ze sytuacja i tak im nie służy....mnie również nie......chyba jedyna osobą której nie przeszkadza ten układ jest mój mąż....jest zamkniety w sobie, nie chce rozmawiac. Zapytałam go wczoraj jak to jest z uczuciami do mnie....powiedział że nie wie.....na pytanie czy mnie nie kocha powiedział ze to nie takie proste......ale w całej tej trudnej rozmowie nawet na moment nie złapał mnie za ręke tak zwyczajnie po ludzku........całym sobąpokazuje mi ze nic z tego nie bedzie....kilka dni temu zaproponowałam mu rekolekcje.....wczoraj mi powiedział zapisz siebie :( myślałam że może na Pana bedzie sie chciał otworzyć....kiedyś był bardzo blisko Boga a teraz....Wiem że Pan nie zrobi nic co bedzie wbrew woli męża....jak sam nie pozwoli Mu działać to nic sie nie wydarzy...a ja moge tylko sie za meza modlic i wierzyc ze zbiera sie u Pana ten kapitał i że jak maz wreszcie se otworzy to bedzie miał z czego czerpac :).......a tak zwyczajnie po ludzku to wiem ze nie wytrzymam zbyt dlugo takiej sytuacji.....dotego dochodzi moja depresja .....
Anonymous - 2014-09-03, 19:04

Pomozcie prosze.......co ja mam robic? byłam dzisiaj u swojego psychiatry i facio powiedzial mi ze takie zawieszenie trwac nie moze(....tyle to sama wiem...) zasugerował ze maz mnie krzywdzi tym jak sie zachowuje a wlasciwie jak sie jak to ujal tym ze sie niezachowuje. moj lekarz twierdzi ze niepotrzebny mi facet ktory mnie nie kocha....ze musze zadbac o byt swoj i dzieci.....rozwiazan nie podał...ale wychodzi na to ze najlepszym rozwiazaniem jest wyproszenie meza z domu lub rozdzielenie gospodarstw ( tu masz polke w lodowce a tu masz swoja szafke a od dzis spisz tu.....) według niego trwam teraz w stanie miedzy smiercia a pogrzebem i powinnam juz dac sobie czas na załobe a nie czekac.......nie wiem co robic, wiem ze tak byc nie moze jak jest teraz......kocham meza i wolalabym walczyc o malzenstwo ale jak on nie chce to nic na sile....tylko dzieciaczkow mi szkoda tak bardzo.........starsza juz cos wyczuwa..........podpowiedzcie co robic? czy myslicie ze istnieje cien szansy ze jemu cos tam drgnie w sercu czy na ten moment jest zbyt zamkniety........
Anonymous - 2014-09-03, 20:44

ha.......krotka rozmowa i prosze na rekolekcje jade na pewno sama bo moj maz tego nie czuje......a co do bycia razem tu cytuje " juz mialas wiele razy mowione ze to koniec i sie rozstajemy" tylko czemu siedzi w domu......???? tak czy siak z jego strony to koniec....:( Nie wiem czemu Bog mi to szykuje ????? Ufa tylko ze On wie co robi......najbardziej szkoda mi moich dzieci.........ale mam nadzieje ze jakos sobie damy rade ....pewnie niebawem bedzie czekało mnie najgorsze.....i wiem ze na to sie nie da przygotowac.....teraz musze przezyc wyprowadzke......ciekawe kiedy to nastapi.....po tym co dzis powiedział nie mam najmniejszych zludzen ze zmieni zdanie.......:( :evil: musi sie bardzo cieszyc z tej sytuacji.........pewnie tanczy z radości.......jak juz nie pierwszy raz w naszym malzenstwie :cry:
Anonymous - 2014-09-04, 05:39

eplk napisał/a:
juz mialas wiele razy mowione ze to koniec i sie rozstajemy"

A może wykorzystaj te liinki:

https://www.youtube.com/watch?v=U0KwZ5PRTSw
https://www.youtube.com/watch?v=LZRg68C7b6g

Anonymous - 2014-09-04, 07:42

dzieki za linki.......co do nowenny pompejanskiej to juz raz zaczełąm odmawiac ale niestety nie odmowiłam do końca.......przerwałam po 28 dniach gdy maz mi powiedział ze odchodzi........moze powinnam sprobowac jeszcze raz........tylko nie wiem w jakiej intencji....dopoki on nie bedzie chciał to nic sie nie zmieni.....a samo zmienianie mnie tez chyba nie pomoze uratowac małżeństwa....:( on twierdzi ze mnie nie kocha i zeto koniec i juz...end of story ktora miala byc na całe życie....... najgorsze jest to ze wczoraj owszem troche sobie popłakałam jak mi poiedział po raz kolejny ze to koniec ale kiedy wychodził i zamykałam za nim drzwi czułam swego rodzaju ulge........jakby ktoś zdjął mi ogromny kamien ktory dzwigałam.......i jakoś tak nie ma we mnie przerazenia.....ot zastanawiam sie tylko jak wszystko zorganizowac i poukładać......chciałam bardzo nas ratować ale może za pożno to zrozumiałam......a wola mojego meza jest odejsc......wiec musze to uszanowac i juz...tylko nie moge mu pozwolic zeby ciagnał mnie i dzieci w dol jak to było przez ostatni czas......i tylko nie wiem czemu wczoraj kiedy sie modliłam poczułam w sercu i w myśli taki głos " on wróci" nie wiem czy Pan chce mi cos powiedziec czy to tylko moja wyobraźnia ot taka obrona przed tym co sie dzieje........
Anonymous - 2014-09-04, 07:43

Eplk, jak dobrze Cie rozumiem, że nie wiesz co robić. Moj psycholog też mowi, ze moja sytuacja nie może tak trwać, że ja skaczę przez strumyczek raz w jedną strone raz w drugą a mój mąż stoi w rozkroku i raz nocuje w domu a raz nie. Tylko nie jest tak prosto podjąc decyzję, ok nie pasuje to odejdź. Są dzieci, i dlatego tak trudno. Ja nadal wierzę i jak mam dość to sobie mówię tyle wytrzymałaś na tej huśtawce, wytrzymaj jeszcze trochę. Ja na Twoim miejscu, czekałabym, aż sam się wyprowadzi ale nie poruszała tego tematu. Mój sie wyprowadził, wynajął mieszkanie i teraz problem z powrotem.
Anonymous - 2014-09-04, 07:58

LJ napisał/a:
Eplk, jak dobrze Cie rozumiem, że nie wiesz co robić. Moj psycholog też mowi, ze moja sytuacja nie może tak trwać, że ja skaczę przez strumyczek raz w jedną strone raz w drugą a mój mąż stoi w rozkroku i raz nocuje w domu a raz nie. Tylko nie jest tak prosto podjąc decyzję, ok nie pasuje to odejdź. Są dzieci, i dlatego tak trudno. Ja nadal wierzę i jak mam dość to sobie mówię tyle wytrzymałaś na tej huśtawce, wytrzymaj jeszcze trochę. Ja na Twoim miejscu, czekałabym, aż sam się wyprowadzi ale nie poruszała tego tematu. Mój sie wyprowadził, wynajął mieszkanie i teraz problem z powrotem.


tu problem jest juz rozwiazany wczoraj juz nie nocował w domu .......ja nie mam siły na takie huśtawki.....jak twierdzi moj lekarz nie moge sobie na to pozwolic w moim stanie psychicznym.....bo skonczy sie to załamaniem .......którego juz chyba powoli dotykam.......moj maz juz dawno to zakonczył a tu tkwił bo dzieci bo sie boi ze sobie nie poradzi i ciagnal mnie tym w dól moze nawet nieswiadomie ale jednak......moj lekarz powiedział mi tez ze taka sytuacja wcale nie jest zdrowa dlka rozwoju dziecka bo dziecko widzi i czuje i przezywa do konca nie wiedzac nawet co........tak czy siak maz juz odszedł nie ma go i pewnie juz nigdy nie bedzie......tyle zostało z naszej wielkiej miłości

Anonymous - 2014-09-04, 08:10

Kochane dziewczyny - ja powtórzę za kinga2, nieco inaczej: modlitwa i raz jeszcze modlitwa. Za siebie, za męża, za dzieci, rodzinę.... intencji jest moc. A modlitwa pomaga.

Pamiętacie to:
"Modlitwy nie zmieniają świata, ale zmieniają ludzi, a ludzie zmieniają świat."
I dlatego warto!

Warto zmieniać siebie, by nam samym było ze sobą dobrze, byśmy kochając siebie mieli siłę dawać bezinteresowną miłość, bezpieczeństwo itd. Stąd uważam, w odpowiedzi na Twoją myśl eplk:
eplk napisał/a:
a samo zmienianie mnie tez chyba nie pomoze uratowac małżeństwa...
że zmienianie siebie bardzo pomaga ratowaniu małżeństwa !

eplk napisał/a:
on twierdzi ze mnie nie kocha i zeto koniec i juz...end of story ktora miala byc na całe życie.......
wiem, że to boli, wiem, że usłyszeć takie słowa od najbliższej osoby, to cios w samo serce. Ale też wiem, z własnego doświadczenia jak i z doświadczeń forumowiczów, że wielu odchodzących tak mówiło a mimo to powracają.

eplk napisał/a:
i tylko nie wiem czemu wczoraj kiedy sie modliłam poczułam w sercu i w myśli taki głos " on wróci" nie wiem czy Pan chce mi cos powiedziec czy to tylko moja wyobraźnia ot taka obrona przed tym co sie dzieje........
wiara, wiara czyni cuda !

Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam!", a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. (Mt 17,20)

Anonymous - 2014-09-04, 08:22

Pan moze wszystko jesli mu na to pozwolimy a moj maz nie chce nawet za bardzo iść do kościaoła......powiedział mi ze czuje tylko puste ale mnie juz nie chce to jest fakt i nic tego nie zmieni....a juz na pewno nie ja......on nie potrafi mi wybaczyc......prwada jest taka nie chce mnie nie chce ze mna rozmawiac.....koniec....modlic sie za Niego bede jak do tej pory ale nie mam juz złudnych nadzieji ze to sie uda naprawic........


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group