To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jestem 5 lat po ślubie sakramentalnym

Anonymous - 2014-09-03, 10:03

Justynko,
Chciałam Ci napisać o stanie umysłu, w jakim może znajdować się mąż. Jeden terapeuta obserwując i lecząc uzależnionych przez lata, potem miał do czynienia z terapiami małżeńskimi. Zauważył ogromne podobieństwa w zachowaniach m.in w wymówkach dlaczego nie zerwać z nałogiem a u drugich z kochanką. Traktując kontakt z kochanką jak uzależnienie wszystko staje się prostsze i łatwiej potem zarządzać problemami związanymi z ewentualnymi kontaktami: osoby zdradzające w większości przypadków są w amoku, zachowują sie jak pod wpływem czegoś (tego fantastycznego uczucia, które nie wiele ma wspólnego z miłością), to stan odurzenia, zauroczenia. I pierwsze co trzeba zrozumieć, to fakt, że zerwać może być bardzo trudno, bo tak jak uzależnienie wciąga. Ale jest to możliwe. Będzie więc tęsknota (cug), ale ona minie. To trzeba zaakceptować, co więcej zrozumieć, ale nie zgadzać się na żaden kontakt. Żeby zacząć cokolwiek musi być zerwanie kontaktu całkowite: zero widzeń, zero rozmów, wykasować numer, jak trzeba zmienić numer telefonu...wszystko usunąć, smsmy, maile, wyrzucić przedmioty związane z osobą, unikać miejsc, gdzie byli razem, jeśli korzystali z fb usunac konto itd. Tak jak alkoholik nie może przez pierwszy okres narażać się na widok pijących, chodzić w miejsca gdzie pił a nawet wziąć do ust łyka piwa itp tak mąż musi zrozumieć, że ten okres jest jak odwyk: nie będzie przyjemny ani dla niego ani dla Ciebie, ale minie i musi wiązać się z totalnym odstawieniem.
Stwierdzenie kierowane do męża: "Rozumiem, że Ci ciężko, ale nie ma mowy o kontaktach" jest dowodem na prawdziwą troske i miłość, poprzez zrozumienie przeżyć, ale także brakiem zgody na dalsze ranienie.
Dobrym sposobem na zakończenie romansu, jest wysłanie listu wyjaśniającego kochance ostatecznie zerwanie całkowite, które napisze mąż a Ty przeczytasz i zaakceptujesz. OD momentu wysłania takiego listu temat kochanki znika i nie wraca. Zostają tylko rozmowy o uczuciach (żalu, wstydu, tęsknoty, itd).
Nie bój się być stanowcza, ale bądz równocześnie kochająca...to bardzo trudne, ale to jest właśnie zdrowa miłość, której każdy może sie nauczyć.

Anonymous - 2014-09-03, 10:36

Samboja napisał/a:

Dobrym sposobem na zakończenie romansu, jest wysłanie listu wyjaśniającego kochance ostatecznie zerwanie całkowite, które napisze mąż a Ty przeczytasz i zaakceptujesz.


Samboja
Może na Twojego męża działają takie metody, ale większość facetów tak ma, że lubi czuć
(nawet jeśli to ułuda), że w ważnych rzeczach to ONI decydują i kierują swoim życiem.
Jeśli mąż autorki chce z nią zostać to ON i tylko on powinien sprawę kochanki rozwiązać.
Wspólne pisanie listów może się skończyć tym, że za kilka tyg/miesiecy mąż powie żonie z wyrzutem, że mu "kazała" napisać list do kochanki i że on nie chciał, ale został zmuszony.

Anonymous - 2014-09-03, 11:03

A czy na spotkania Sycharu muszę się jakoś rejestrować? Czy mogę tak przyjść z "ulicy" ??
Anonymous - 2014-09-03, 11:15

grzegorz_ napisał/a:
większość facetów tak ma, że lubi czuć
(nawet jeśli to ułuda), że w ważnych rzeczach to ONI decydują i kierują swoim życiem.

Masz rację w przypadku mojego męża to jest kluczowe. Jednak jak zaufać komuś kto niby postawił sobie za cel że ratuje małżeństwo i zrywa kontakt z kochanką a za miesiąc czy dwa znów do niej dzwoni mimo, że zapewnia mnie że z nami wszystko idzie w dobrym kierunku? Mam wrażenie, że jest mu tak wygodnie bo boi się odejść do czegoś nowego a ta sytuacja jest dla niego najbardziej komfortowa. Nie ufam mu wcale, każde jego wyjście wiąże się z ogromnym stresem. Maż wcale się też nie stara aby dać mi takie poczucie spokoju wręcz przeciwnie mam wrażenie że sprawia mu to jakąś przyjemność że ja się tak męczę. Za każdym razem też podkreśla mi że dla niego najważniejsza w życiu jest ta przestrzeń (jaka przestrzeń??) że on potrzebuje wyjść z kolegami (już kiedyś takie były całonocne eskapady z kochanką). Teraz też w piątek już mi oświadczył że idzie na integracyjną kolację firmową. Wiem że nie kłamie bo kolega z pracy potwierdzał w rozmowie ale jednak już zaznaczył że wróci w sobotę (gdyby mu zależało to prosto po kolacji by przyjechał do domu). Poza tym wczoraj powiedział mi że jego celem w życiu jest żyć i bogacić się. Jakby inne wyższe cele nie miały większego znaczenia. Na dziecko powiedział że "w tej sytuacji" nie jest gotowy ale kolejne mieszkanie (jestem potrzebna do zaciągnięcia kredytu) to jest dobry pomysł jego zdaniem.

Anonymous - 2014-09-03, 11:32

Justyna11111 napisał/a:
A czy na spotkania Sycharu muszę się jakoś rejestrować? Czy mogę tak przyjść z "ulicy" ??
nie, Justynko, żadnej rejestracji. Przychodzisz i jesteś. To, co, jak i ile chcesz powiedzieć, jeśli w ogóle, jest zależne tylko od Ciebie. Możesz przyjść i po prostu pobyć z nami, sycharkami.

Sprawdź na stronie sychar.org kiedy jest spotkanie ogniska Sycharu najbliżej Ciebie. Zapraszamy.

Anonymous - 2014-09-03, 11:33

Grzegorzu,
W momencie, gdy mąż decyduje się wprowadzić trzecią osobę do małżeństwa, żona może wymagać zakończenia tego poniżającego procederu, w sposób jaki ją nie będzie ranił...bo uwierz mi, nie jest przyjemnie czytać list pożegnalny do kochanki, który piszę mąż i wysyła bez zgody żony o treści jakiej sobie nie życzy zraniona żona...to jest kolejna rana do zaleczenia...

Edit,
A takie decydowanie o sobie w ważnych kwestiach nie uwzględniając uczuć żony jest egoizmem, byc może większość facetów jest niedojrzała?
Justyno jesli mam byc szczera, moim zdaniem po zachowaniu z opisu wcale nie wynika, że mąż przeżywa głęboko zadane Ci rany...gdzie skrucha? Żal? Zadośćuczynienie? On Ci teraz powinien nieba przychylić i dziękować za szansę...

I zdaje sie że mnie Grzegorzu nie zrozumiałeś, nie mówie o zmuszaniu męża do pisania listu jeśli on nie chce, jesli nie ma potrzeby, to po co. Chodzi mi tylko o bezpieczny sposób zakończenia romansu, który nie rani żony.

Anonymous - 2014-09-03, 12:02

Samboja napisał/a:
Grzegorzu,
W momencie, gdy mąż decyduje się wprowadzić trzecią osobę do małżeństwa, żona może wymagać zakończenia tego poniżającego procederu, w sposób jaki ją nie będzie ranił...


Wchodzenie w relacje mąż - kochanka na pewno rani, zatem , po co wchodzić?
Jeśli mąż bedzie chciał zakończyć romans to zakończy.
Jeśli to zrobi, bo "żona go zmusiła" to wyśle dla świetego spokoju taki list, a za chwile do kochanki zadzwoni i powie jej, że wysłał dla świetego spokoju a tak naprawde to...całuski, pitu pitu...

Anonymous - 2014-09-03, 15:14

Samboja napisał/a:
Justyno jesli mam byc szczera, moim zdaniem po zachowaniu z opisu wcale nie wynika, że mąż przeżywa głęboko zadane Ci rany...gdzie skrucha? Żal? Zadośćuczynienie? On Ci teraz powinien nieba przychylić i dziękować za szansę...


No nie ma i to jest mój dramat! On przestał mnie szanować i kochać i myśli już tylko o sobie. Nie mam już siły żyje na bombie zegarowej, jest dla mnie potwornie oschły. Z początku to łudziłam się że tak będzie, że mi nieba przychyli że jakoś to przetrwamy, że mu zależy bo tak pisał. Teraz już wiem że po prostu to brak miłości albo jakieś rozdwojenie jaźni u niego. Mówi mi, że teraz mamy inne cele i że się nie uda , że za wiele złego się wydarzyło i nie wierzy w moje intencje.

Anonymous - 2014-09-04, 09:36

Grzegorzu,
Mam wrażenie, że nadal się nie rozumiemy. Bywa i tak :)

Justynko,
Bardzo mi przykro, Twoja historia jak wiele zaczyna się tu w punkcie zdrady, ale tak naprawdę zdrada nie jest największą tragedią, tylko utrata nadziei, bo póki ona jest człowiek nie wpada w tą czarną dziurę - beznadziejność. Mówisz, że mąż nie wierzy w Ciebie. Do zdrady u mojego męża doszło, gdy tez tą nadzieję stracił, nie miał wiary we mnie, że sie zmienie. Tak po prostu jest. Ja też mogłam tą nadzieję stracić, Ty również. Jest inaczej. To są fakty, aktualna rzeczywistość, pytanie co dalej z tym zrobisz.
Nadzieję można przywrócić, jest to bardzo trudne, ale możliwe. Film "Ognioodporny" pokazuje praktyczne wskazówki, jak zacząć. Czasem 40 dni to za mało. Ale to są Twoje decyzje. Na forum jest kilka osób, które jest w trakcie trwania...Można od nich zaczerpnąć siły.
Na forum w ogóle jest dużo wspaniałych tekstów, linków, ludzi...to takie źródełko mocy :) Trzymaj się mocno teraz.

Anonymous - 2014-09-04, 12:34

Samboja pisze:

Cytat:
Mówisz, że mąż nie wierzy w Ciebie. Do zdrady u mojego męża doszło, gdy tez tą nadzieję stracił, nie miał wiary we mnie, że sie zmienie. T



Owszem, winą za kryzys w małżeństwie są obarczeni zwykle oboje z małżonków, lecz i nawet w tak pojmowanym rozliczeniu, udziały są znacznie różne po każdej ze stron. Odnoszę wrażenie, że z wielką chęcią bierzesz cały bagaż na swoje plecy.
Samboju b. cenne są Twoje wpisy, lecz niepojącą tendencję zauważam u Ciebie od pewnego czasu. Tłumaczysz kolejny raz mężowską zdradę faktem, że mąż utracił wiarę w Ciebie, w Twoją zmianę.
Zmieniasz się na każdym polu, masz wiarę że Twoja zmiana musi przynieść sukces w postaci mężowskiej wierności - czego Ci życzę ale jednocześnie dostrzegam, że to Ty głównie kierujesz wszystkim jak dobrze zarządzający projektem menadżer. Zatem pytanie do Ciebie, czy jest w tym "projekcie" jakiś element aktywności męża , który nie byłby inicjowany Tylko przez Ciebie a wypływał tylko od niego?

Odnośnie listu kończącego.
Myślę, że zostałaś zrozumiana przez grzegorza.
Zgadzam się z grzegorzem, że kończący list do kochanki to przegięcie. Nie wierzę żeby normalny facet miał pomysł aby takowy spłodzić.
Jeśli sam CHCE romans kończyć, po prostu go kończy i zwykle się nie tłumaczy, wręcz zaprzestaje wszelkich kontaktów - bez tłumaczeń.
Jeśli zdarzy się, że list powstanie to zapewne tylko pod wpływem sugestii zdradzanej żony, która i tak zechce zredagować na koniec ten list, odbierając mężczyźnie możliwość suwerennego podjęcia decyzji. Nie trzeba być psychologiem, żeby wiedzieć że tylko samodzielnie podjęta decyzja ma szansę być decyzją ostateczną.

"Ognioodporny" - słynny film, inspiracja wielu tutaj.

Być może sprawdzi się w wielu innych sytuacjach, szczególnie kiedy oboje małżonkowie mają dobre intencje tylko nie wiedzą jak je wprowadzić w życie.
W sytuacji kiedy jeden dopuszcza się zdrady, oszukuje, manipuluje, nie szanuje, nie wykazuje skruchy ani żalu a ten drugi miałby o niego zabiegać ZANIM jeszcze ten pierwszy zda sobie sprawę z ran zadawanych żonie w tym przypadku, wydaje mi się po prostu gorteskowe.
To już by była desperacja i stawanie w szranki z kochanką.
Film, to tylko film....życie pisze zwykle inne scenariusze.

Anonymous - 2014-09-04, 13:11

Kenya,

Nie biorę na siebie odpowiedzialności za męża zdradę, rozumiem dlaczego tak się stało, ale wiem, że był świadomy, tego co robi, nie usprawiedliwiam, bo stracił nadzieję. W tamtym okresie tak mówił: nie miał nadziei, że będę się inaczej zachowywać, nie wiedząc o tym, że sam także musi się inaczej zachowywać. Teraz oboje staramy sie inaczej zachowywać i robi to ze własnej inicjatywy, chce aby między nami było dobrze.
Ale bardzo trafinie i cieszę się, że to zrobiłaś, opisałaś te zarządzanie...nie zdawałam sobie z tego sprawy i to jest straszne, jak teraz to widzę...wy widzicie pierwsi...ale nie dziwi mnie to, juz dawno wiem, że jestem uzależniona od męża, i tak łątwo się z tego nie wychodzi. I choć sie staram, to ostatecznie i tak próbuje "zarządzać" wszystkim łącznie tym, że wyręczam go w jego inicjatywach...i faktycznie, nawet sam wczoraj przyznał, ze jestem motorem zmian...
Brak mi krytyki wobec siebie, przepraszam, ża przegięcie w dawaniu rad, które nijak sie czsem mają do rzeczywistości. Zamiast produkowac się lepiej zając się sobą i własnym problemem...dziękuje zatem za szczerość...

Anonymous - 2014-09-04, 13:24

Kenya, dzięki za mądre słowo. W ogóle Wam Wszystkim dziękuje że chcecie mi odpowiadać. Chyba nie dotrwamy do wizyty u księdza w przyszłym tygodniu. Mąż wczoraj zakomunikował, że się wyprowadzi właściwie na dniach. Powiedział, że mnie nie chce, ze jednak spotkania z kolegami, jego wyjścia i atrakcje są dla niego bardzo ważne i nie jest w stanie zrezygnować. A we mnie denerwuje go to że tego nie akceptuję. Dla niego te wyjścia są wszystkim, dla mnie traumą z nieprzespanymi nocami w oczekiwaniu aż wróci. Wczoraj po tym wszystkim umówił się z kolegą po pracy. Zakomunikował że wychodzi, bez pytania czy nie mam nic przeciwko. Po czym spotkanie trwało od 18:00 do północy. Zadzwonił o 23:00 pierwszy raz czy mogłabym podjechać po niego około północy. Zdenerwowałam się. Oczekiwałam że po tym wszystkim przyjdzie normalnie posiedzi parę godzin po czym może zadzwoni żebym nie czuła się zestresowana że wszystko ok. Powiedziałam mu to ale mąż odpowiedział, że to bez znaczenia. Że on tak dalej nie może. Choć wcześniej deklarował, że skończy z tym, że jedyne na co mam mu pozwolić to jego pasja (ma hobby). Pozwoliłam. Ale demony przeszłości jak widać wracają jak bumerang.
Anonymous - 2014-09-04, 13:27

Samboja napisał/a:
juz dawno wiem, że jestem uzależniona od męża, i tak łątwo się z tego nie wychodzi.

ja sobie zdałam z tego sprawę wczoraj. Kiedy w oczekiwaniu siedziałam w pustym mieszkaniu z nerwowym wpatrzeniu w zegarek i w komórkę zdałam sobie sprawę że jestem uzależniona. Że nieważne jest dla mnie to co robi byleby był. A on robi co mu się ze mną podoba i to jest naprawdę żałosne.

Anonymous - 2014-09-04, 13:35

Samboju,
nie zakładaj worka pokutnego od razu. To tylko moja uwaga.
I nie przepraszaj - nie masz za co...teraz ja się czuję niezręcznie ;-)
Jesteś bardzo mądrą kobietą, pomyślałam sobie, że to musi być bardzo męczące nosić całą niemal odpowiedzialność za sukces "projektu" na swoich własnych barkach tylko.
Nieraz wydaje nam się, że jeśli będziemy wystarczająco doskonali to nic złego nas nie spotka, łącznie ze zdradą bliskiej osoby - to iluzja.
Chodzi o to by nie mieć w nieskończoność przymusu podnoszenia sobie samej poprzeczki a raczej by posiąść umiejętność delektowania się życiem bez wiecznie towarzyszącego nam niepokoju, że czegoś w naszym "projekcie" nie dopracowaliśmy.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group