To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak mam uratowąc małżeństwo jak mój mąz tego niechce

Anonymous - 2014-09-26, 18:35

LJ,

pozdrawiam I na wstepie dodam, ze dziwnie sie czuje I nie wiem czy powinnam cokolwiek Ci sugerowac....., podziele sie tylko z moim doswiadczeniem....

piszesz ze to trwa 8 miesiecy, ja trwam w "martwym" malzenstwie od wielu lat....
piszesz, ze powiedzial Ci...... matko...sam fakt ze otworzyl buzie I cos powiedzial.....nie mam tego luksusu....bo slysze tylko krytyke.....


wiele osob Ci pisze, I ja to powtorze..... ty zacznij od siebie....
sam Ci maz powiedzial, ze zapomnialas os sobie....czy jak sie poznaliscie, pokochali, tez czekalas biernie na jego dzialanie, czy robilas cos... cokolwiek.....

Jacek Pulikowski w ktoryms z wykladow powiedzial, ze para mloda przed oltarzem mysli o dwoch roznych rzeczach....ON, mysli, zeby tylko sie nie zmienila,,,,ONA, zeby tylko sie zmienil....

w moim przypadku tak bylo.....za wszelka cene chcialam meza zmieniac.....zapominajac o sobie kompletnie.....pare lat I stalam sie zgorzkniala, narzekajaca, placzaca, smetna, nie zadowolona z zycia kobita.....

a przeciez jest jeszcze ON., ten ktory Ci dal to zycie I chce zebys Ty I wszyscy ktorzy sie z toba zetkan byli pelni tej milosci, pokoju.....

przestan, oczekiwac - a zacznij dzialas....

nie rob nic na sile.... to wroci I uderzy w ciebie ze zdwojona sila.....

nie zaszywaj sie w domu..... zyj.....

polecam "Urzekajaca", I film "Spotkanie" na you tube.....
https://www.youtube.com/watch?v=C_oBnv4YdcQ

Modl sie modl, sie I raz jeszcze modl sie.....

czy zalmane serce moze naprawic inne zlamane serce????

wylecz serducho swoje I zaufaj temu ktory cie do tego zycia powolal....

z Bogiem

Anonymous - 2014-09-28, 15:32

LJ,
Wiem, co czujesz. Przechodziłam przez bardzo podobną sytuację jak u ciebie. Ale po tych kilku latach wiele rzeczy zrozumiałam i już nie walczę zaciekle, ale pracuję nad sobą, tzn. rekolekcje, książki, kino, spotkania ze znajomymi i dołączyłam do ogniska sycharowskiego. Zaczęłam chodzić na spotkania, bo konieczna jest grupa wsparcia, ludzi, którzy są w podobnej sytuacji i mogą cię zrozumieć. No i dzieci. Skupiłam się też na nich. Bardzo mi męża brakuje, ale już wiem, że należy zacząć od siebie. Ja też chciała mieć go za wszelką cenę, nawet za cenę godności, ale to nie tędy droga. Myślę, że Pan Bóg wie co robi, i zna nasze serca i nasze pragnienia i że wszystko jest po coś. Trzymaj się LJ! ;-)

Anonymous - 2014-09-28, 16:24

Prosze pomóżcie... dzisiaj upadłam znowu prosiłam żeby wrócił.....na swoich warunkach...ale żeby wrócił.....
Wcześniej pisał mi smsy... że wszysstko jest do d, a dzisiaj jak mu napisałam co ma się w końcu stać żeby był zadowolony.... to mi odpisał, że on już nigdy nie będzie zadowolony... no to ja.... nie wytrzymałam tak najlepiej rozwalić życie córkom bo ty nie będziesz zadowolony... zawsze ty.... widzę swój błąd teraz dopiero czemu się nie zamkłam....czemu się dałąm podejść znowu...

Anonymous - 2014-09-28, 20:35

LJ napisał/a:
Prosze pomóżcie... dzisiaj upadłam znowu prosiłam żeby wrócił.....na swoich warunkach...ale żeby wrócił.....
Wcześniej pisał mi smsy... że wszysstko jest do d, a dzisiaj


Witaj!

Tak to jest - Ty wystawiasz dobra wole a zdrugie strony leci kamień :-)
Nic nowego - trzymaj sie.
Moge tylko Ci powiedziec ze napisalem mojej zonie zeby sprobowac odbudowac sakrament - to mi odpisala ze ja nekam !...
Brrrrr... Boje sie nawet napisac czy moge porozmawiac z dziecmi. Znowu mi wysadzi tekst...

Trzymaj sie oni nie widza ile zla robia i jak nam ciezko. Musi Ci byc bardzo ciezko szczegolnie w takim rozdwojeniu. Nie win siebie bo nic zlego nie zrobilas. Probujesz nawiazac relacje z kims kto ma to wszystko gdzies. Tyle tylko ze nie rzuca sie perel pomiedzy wieprze... :-)
Milego wieczoru i do zobaczenia na jakis rekolekcjach Sychara;-)

Anonymous - 2014-09-28, 22:48

hej LJ , u mnie tez czesto ,to co sobie zalozylam w teorii,rozmija sie z praktyka, po prostu uczucia czasami biora gore nad zdrowym rozsadkiem, ale maz swoim reakcjami , sprowadza mnie na ziemie,pobieram kosztowna lekcje od zycia, ale moze tak musi byc zeby w przyszlosci bylo lepiej.p
Anonymous - 2014-09-29, 00:14

Witaj LJ,
Nie upadłaś! Po prostu Go kochasz. Ja też błagałam, prosiłam, a napotykałam mur. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Jest ciężko, wiem. Tak Jak Sławek pisze nasi małżonkowie nie widzą tego w takim świetle jak my to widzimy, dlatego potrzebują naszej modlitwy o przemycie oczu, o opadnięcie łusek, o nawrócenie po prostu. Ja dzisiaj po raz pierwszy modliłam się z sycharkami na skype. Tobie też polecam :-) . Musimy się wspierać tutaj wzajemnie. Po to jest to forum i Sychar. I dziękuję Panu Bogu, za to. Trzymaj się! Nie poddawaj się! Musimy wierzyć, że Pan Bóg z każdej beznadziejnej wydawałoby się sytuacji wyprowadzi dobro ;-) .

Anonymous - 2014-09-29, 08:02

To nie był upadek.... to jest samo dno...
w niedzielę jak wrócilam do domu.... to się zaczęło.... znowu probowalam spokojnie, zeby wrócił....
A on ze od 6 miesięcy moi mi ze chce odemnie tylko rozwodu i kiedy to wkońcu do mnie dorze jak mi pozew polozy na stoł.... mój płacz..... Chcę sie od ciebie i towjej rodziny odciąć raz na zawsze..... pretensje... e przez 6 lat nie moze sobie przypomniec jak mu okazywalam miłość....że nie nosilam kolczyków od niego, ze nie sypiałam z nim.... że sypialnie zrobil i nic....i duzo racji w tym jest, byłam taka slepa.....
Znowu moj placz i wybuch, szarpanie.....
pojechał bo nie chciał zostac kilka godzin i sie przespac niechciał ześć tego co ugotowalam specjalnie dla niego....
Dzisiaj rano przyjechal po dzieci.... glupia znowu za nim chodziłam prossiłam....
mąż ty zawsze się kłócisz, nigdy nie byąlś spokojna i nie bedziesz.... nic w domu nie lezy na swim miejscu... dzieciom robisz wkółko nalesniki i racuchy.... Pytam a co mam rbic jak nic innego niechcą .... to ja mam ci mówić...... Wczoraj zaabral dzieci do figloparku spotkal kolezanke z dzieckim potem poszli do jej mieszkania...o tym powiedziala mi corka...nie wytrzmałam i powiedzialam ze nie zycze sobie zeby zabieral dzieic do mieszkania jakiejś kobiety.... to tylko kolezanka.........nie mam siły, nie mam wiary jestem za slaba,
w niedzielę usłyszalam ze dzisiaj jest umowiony z adwoktem bo ma juz dość i musi do mnie dotrzeć i możemy sie kopac przed sadem skoro nie zzgadzam się za orozumieniem stron..jak moglam go tak zranic......jak mogłam nie widzieć jego milości... jak mogłam tak zaniedbac małżenstwo....

Anonymous - 2014-09-29, 08:08

Jestem zła... widzialam rano, że rozmowa nie ma sensu.... ale byłam w amoku jakimś i znowu próbowalam go zatrzymac co wyszlo jak szarpanie mlodsza corka zaczęla bardzo płakać... starsza uciekła do pokoju.... kiedy ja wkońcu zmądrzeję .... teraz to już naprawdę nic go nie przekona do ratowania tego małżeństwa
Anonymous - 2014-09-29, 08:39

LJ widzisz, że Twoje prośby, błagania nic nie dają. Przestań więc prosić.
Wielu z nas na początku kryzysu postępowała podobnie, ale na tym etapie na jakim jest Twój mąż, takie Twoje zachowanie nic nie da.
Na dodatek widzą to Wasze dzieci. Dla nich to prawdziwa tragedia co dzieje się między Wami. Nie tylko Tobie wali się świat. Dla nich jest to jeszcze gorsze niż dla Ciebie, bo one nie rozumieją co się dzieje, dlaczego. Oszczędź im tego.

Ty sama nie jesteś w stanie przekonać męża aby wrócił. To może tylko Bóg i właśnie do Niego zwróć swój wzrok, swoje prośby.

Jest takie mądre powiedzenie: "Pozwól mężowi odejść. Jeśli Cię kochał to wróci, a jeśli nie wróci, to znaczy, że nigdy Cię nie kochał".

Anonymous - 2014-09-29, 09:06

LJ

Wszyscy przechodzimy przez to samo. U mnie huśtawki emocjonalne trwały prawie 10 miesięcy. Ile w międzyczasie zrobiłam mężowi "jazd"? Więcej niż przez całe ponad 20 lat małżeństwa. A ile wstydu we mnie było z tego powodu 8-) Ale dzisiaj się nie wstydzę, to była nerwica sytuacyjna, inaczej nie umiałam. I dzisiaj daję sobie do tego prawo, do takich reakcji. To nie czyni mnie złym człowiekiem. Tylko nieszczęśliwym.

Przeczytaj "Neurotyczną osobowość" Horney Karen. Mnie dużo dało zauważenie mechanizmów, które mną targały przez pierwsze miesiące. Ale opanowanie przyszło, gdy dopuściłam do siebie miłość Boga. I prosiłam go, aby kochał we mnie, był dobry we mnie, był łagodny we mnie, był miłosierny we mnie. I tak się staje. I lepiej mi samej ze sobą. I innym ze mną też.

Anonymous - 2014-09-29, 09:19

LJ,

obarczono Cię, właściwie dałaś przyzwolenie by Cię obarczono całkowitą winą za rozpad małżeństwa. I nie ważne co ktoś mówi na ten temat, ważne jest co ty uważasz za prawdę - Ty to kupiłaś.
Fakt, pewne Twoje zachowania mogły wpłynąć na zaistniałą sytuację, lecz niedorzecznością kompletną jest zarzucać żonie, że dzieciom robi w kółko naleśniki i racuchy lub że nic nie leży na swoim miejscu- to z całą pewnością nie są powody dla których kochający mąż i ojciec postanawia zakończyć małżeństwo mając do wychowania 4 i 1,5 roczne dzieci.
Tak więc opamiętaj się LJ i przestań się biczować i w uniżeniu prosić bo faktycznie walisz głową w mur. Jedyne co możesz uzyskać to guzy na czole.
Sugerowano Ci już tutaj, ale jakoś do Ciebie to nie dociera, że w życiu Twojego męża pojawiła się kobieta (która wie jak go traktować ;-) ) i to jest powód dla którego nagle racuchy mu przeszkadzają - to zapewne koleżanka z figloparku.
Nie wiem jak chcesz to rozegrać, ale zaiste mąż rozgrywa tą partię po mistrzowsku, sam ma za uszami daleko więcej niż Ty ale to Ciebie uczynił główną winną rozpadu małżeństwa.
Zrozumieć swoje winy, zmienić swoje postępowanie, swoje zachowanie, panować nad nerwami to zadania dla Ciebie. Ale w żadnym razie nie dawać się pogrążać, czynić winną tego co się dzieje teraz -wszak chcesz podjąć się naprawy, podczas gdy on wcale. Zatem widzisz jakie są intencje każdego z was.
Otrząśnij się LJ, zanim całkiem się pogrążysz. Z zupełnie innego pułapu powinnaś startować do ratowania rodziny niż robisz to teraz. Na pewno nie z pozycji podnóżka dla męża który oszukuje, wzbudza w Tobie poczucie winy, sam nie mając odwagi by jak mężczyzna przez duże M, wziąć odpowiedzialność za swoje destrukcyjne czyny.
Poza tym, musisz się wzmocnić, stanąć na nogi, nie prosić, nie rozpaczać, nie histeryzować. Nikt nie bierze pod uwagę rozhisteryzowanej, zapłakanej i zasmarkanej kobiety - nikt.
Taka kobieta z góry jest na przegranej pozycji.
Wiem, że nie będzie to łatwe zadanie, ale finalnie kiedy odzyskasz równowagę, zobaczysz sprawy w innym świetle, ocenisz REALNIE sytuację a w związku z tym podjęte działania będą miały inny wymiar i inną wartość - to główny cel. Teraz miotasz się tylko - czas zakończyć ten etap.
Dasz radę, tylko więcej wiary w siebie LJ :-) !

Anonymous - 2014-09-29, 09:51

och ty moj cieniu nie zostawiaj mnie w pragnienu,ja tak lubie byc w sponiewiereniu,witaj jestem zona alkocholika-przemocowca,czy lubis byc ponizana?,gdzie twoja godnosc i granice..........gdzie twoje poczucie wartosci,bo wten sposub go nie zdobedziesz,wroc moj drogi,bo ja boje sie byc sama...........
Anonymous - 2014-09-29, 11:28

LJ,
Mój mąż przez 2 lata w trakcie naszego małżeństwa prowadził podwójne zycie. Ja nie wiedziałam o tym oczywiście. On myślał ,że nigdy się nie dowiem, a jednak, "życzliwi ludzie" donieśli :-/ . Nie stronił od kobiet, a ja go szaleńczo kochałam i nadal go kocham mimo, że mnie zostawił i jest w innym związku cywilnym. Ale moja miłość jest już zupełnie inna. Kiedyś myślałam, że świat mi się zawalił, gdy on odszedł, ale teraz wiem, że to Bóg zgasił mi światło, a może je zaświecił. Bo okazało się że to nie Jezus jest na pierwszym miejscu, ale mój mąż. Ten, który mnie zdradza, nie szanuje, nie docenia...on był na pierwszy miejscu. Ja odczytuję mój kryzys i rozpad małżeństwa jako interwencję Boga, żebym całkowicie od wiary nie odeszła, bo już tak byłam blisko( nie modliłam się, do kościoła tylko w niedzielę sama, bo mąż nie chodził itd) cdn.

Anonymous - 2014-09-29, 13:10

cd.
na początku jest bardzo trudno odnaleźć się w nowej, dramatycznej sytuacji, ale mądre powiedzenie " czas leczy rany" jest prawdziwe. Nie mogę powiedzieć, że teraz jest już cudownie i że traktuję męża jak kolegę, bo tak nie jest i nigdy nie będzie. Ale walczę o niego inaczej, modlitwą przede wszystkim i rozwijaniem siebie. Dbam o siebie: kosmetyczka, nowe ciuchy, fryzjer - to zewnętrznie, a wewnętrznie to przede wszystkim nawrócenie, przylgnięcie do Jezusa, codziennie! I trwanie w wierności mojemu mężowi mimo tego, że po ludzku czuję samotność i brak. Ale wiem jaki jest cel. Zbawienie nas obojga i to mnie trzyma ;-) .



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group