To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Prośba o pomoc

Anonymous - 2014-08-13, 13:15
Temat postu: Prośba o pomoc
Witam, jestem tu nowy. Chciałbym podzielić się swoimi problemami w małżeństwie i prosić o pomoc. Zacznę od początku. Z żoną znamy się 9 lat. Od 7 lat jesteśmy razem. Ponad rok temu wzięliśmy ślub. Nigdy bym nie pomyślał, że sytuacja w której jesteśmy od kilku miesięcy będzie nas kiedykolwiek dotyczyła. Nasz kryzys zrodził się z mojej winy, zaniedbywałem żonę, nie okazywałem jej miłości tak jak ona tego potrzebowała, czuła się odrzucona, czuła że nie jest dla mnie na pierwszym miejscu, dużo pracowałem i nie raz mogła się też czuć odtrącona, gdy chciała ze mną pobyć albo mnie o coś prosiła. Niejednokrotnie zwracała mi uwagę czego jej brakuje, co jej się nie podoba, miałem właściwie wszystko podane na tacy. Walczyłem, ale za słabo bo tylko na chwilę a potem znów wszystko wracało do tego jak było wcześniej. Czułem się chyba za pewnie, i próbowałem na chwilę załagodzić to co się działo. Żona walczyła o to bym inaczej postępował kilka miesięcy. Pewnego dnia coś w niej pękło... Powiedziała, że nie ma już siły, że poległa, że jej uczucia się w niej wypaliły, że nie ma w niej miłości. Próbowałem z nią rozmawiać żeby dała mi szansę, że zrozumiałem jak ją skrzywdziłem i co robiłem źle i jak ją traktowałem. Powiedziała że musiała mnie postawić pod murem bym w końcu zrozumiał jakie błędy popełniałem. Twierdzi że ceni mnie jako człowieka, że potrafię pomagać, że jestem dobrym człowiekiem. Dalej mieszkamy razem, spędzamy czas razem, wyjeżdżamy, ale brakuje z jej strony tej miłości, uczuć, emocji. Strasznie to przeżywam, zrozumiałem swoje błędy i jak bardzo ją skrzywdziłem. Postanowiłem pracować nad sobą, zmieniłem swoje priorytety, zdecydowałem się na wizytę u psychologa. Kocham ją bardzo i wiem że jest dla mnie najważniejszą osobą, chcę o nią walczyć, i się nie poddam, chociaż nieraz jest ciężko i przychodzą chwile zwątpienia. Wiem, że nie mogę jej do niczego zmusić... Dlatego czekam cierpliwie. Nie mam już pomysłów jak do niej dotrzeć by na nowo obudziły się w niej uczucia i emocje do mojej osoby. Jesteśmy wierzący, dlatego wzięliśmy ślub kościelny. Nieraz powtarzałem żonie, że braliśmy go tylko raz na całe życie, że powinniśmy się czuć odpowiedzialni za siebie, że mamy zobowiązanie wobec siebie ale z jej strony jest atak że ja tej przysięgi nie wypełniałem, i że nie potrafi być z zobowiązania ze mną jak nie ma w niej miłości. Staram się codziennie modlić by odzyskała wiarę i siły by odbudować naszą miłość, która nas połączyła.
Proszę o rady jak trwać w tej sytuacji, jak sobie radzić, jak wytrwać w tej walce o moją żonę.

Anonymous - 2014-08-13, 13:43

Witaj,
droga do uzdrowienia może trochę potrwać, więc zachęcam do poczytania forum , żeby nie popełnić błędów, które mocno Ci utrudnią odbudowe związku.
Tomek8819 napisał/a:
Kocham ją bardzo i wiem że jest dla mnie najważniejszą osobą, chcę o nią walczyć, i się nie poddam, chociaż nieraz jest ciężko i przychodzą chwile zwątpienia

http://gloria.tv/?media=564539
to sprawdzony sposób działania , popróbuj :-D

Anonymous - 2014-08-13, 14:36

Tomek8819 napisał/a:
Żona walczyła o to bym inaczej postępował kilka miesięcy. Pewnego dnia coś w niej pękło... Powiedziała, że nie ma już siły, że poległa, że jej uczucia się w niej wypaliły, że nie ma w niej miłości.


Przepraszam, ale ja tego nie kupuję.
Szybko się wypaliło. Przy byle problemach.
Nie ma miłości? A była kiedyś?
W moim rozumieniu miłość nie kończy się tak łatwo.


Tomek8819 napisał/a:
Nieraz powtarzałem żonie, że braliśmy go tylko raz na całe życie, że powinniśmy się czuć odpowiedzialni za siebie, że mamy zobowiązanie wobec siebie ale z jej strony jest atak że ja tej przysięgi nie wypełniałem, i że nie potrafi być z zobowiązania ze mną jak nie ma w niej miłości.



Te kwestie są jednak kluczowe. Żona jest wierząca? Rozumie, że to jednak na całe życie? Jeśli nie, to trzeba pomóc zrozumieć.
Jeśli rozumie, to w jej interesie powinno być żeby było dobrze, bo innego męża nie będzie. Ona też musi się postarać.
Czy żona robi coś żeby ta miłość się pojawiła?
Może oczekiwania, wyobrażenia tej miłości są trochę nierealne? Trochę egoistyczne?

Przepraszam, jak nie chcę nikogo urazić, nie odnoszę się tutaj do tego konkretnego przypadku, bo on jest tylko jednym z wielu typowych. Co się dzieje z ludźmi?
Byle problem czy tylko niespełnienie jakiś oczekiwań i dramat: "wypaliło się", "nie ma miłości", "czy odejść?". To jest jakaś mega niedojrzałość :-(
Strasznie to smutne.

Anonymous - 2014-08-13, 20:06

macko napisał/a:
W moim rozumieniu miłość nie kończy się tak łatwo.

W moim rozumieniu przywaliłem pozytywne uczucia do żony żalami, pretensjami i urazami.
Teraz staram się je odgrzebywać....

Anonymous - 2014-08-13, 21:13

Proponuję film Ognioodpory

http://gloria.tv/media/TEAMewHY6Nq

Anonymous - 2014-08-14, 07:17

Na pewno oglądnę ten film próba ogniowa i spróbuję wprowadzić ten sposób działania.
Anonymous - 2014-08-14, 13:03

macko napisał/a:
Te kwestie są jednak kluczowe. Żona jest wierząca? Rozumie, że to jednak na całe życie? Jeśli nie, to trzeba pomóc zrozumieć.

Jeśli rozumie, to w jej interesie powinno być żeby było dobrze, bo innego męża nie będzie. Ona też musi się postarać.

Czy żona robi coś żeby ta miłość się pojawiła?

Może oczekiwania, wyobrażenia tej miłości są trochę nierealne? Trochę egoistyczne?



Przepraszam, jak nie chcę nikogo urazić, nie odnoszę się tutaj do tego konkretnego przypadku, bo on jest tylko jednym z wielu typowych. Co się dzieje z ludźmi?

Byle problem czy tylko niespełnienie jakiś oczekiwań i dramat: "wypaliło się", "nie ma miłości", "czy odejść?". To jest jakaś mega niedojrzałość

Jasne a jak nie zrozumie że sakrament to obowiązek -to trzeba jej zrobić pranie mózgu.
O Jezu....że tez tak ludzie wsio spłycają.
Macko czytaj dokładnie....potem chwile pomyśl.. a dopiero może cos napisz.
Bo to kolejne twoje rady cud na tym forum.

Tomku no cóż ...sam napisałeś zaniedbywałem,nie starałem się,nie rozwijałem miłości
itd..itp.
To co robi każden ze współmałżonków w związku to jego sprawy i obowiązki.
Ty sam z siebie powinieneś dawać bezinteresownie wsio-nawet nie oczekując w zamian.
Bez patrzenia co żona ma zrobić..co winna ..co do niej należy.
Zaniedbałeś..a teraz spijasz to piwo.
I jak to w życiu pewnie szanse były-ale się wyczerpały i zona powiedziała passsss.

I nie ma się co temu dziwić bo takie jej prawo
może odpuścić -a może i nie odpuścić.
Przeciez to proste ty zwolniłeś się z małżeństw a-to czemu żona nie może.
A nowoczesne związki to:
równości ,podział obowiązków....i wiele takich.
Skoro ty mogłeś.. może i ona-prosta reakcja
Zatem bez patrzenia na żonę rób swoje.
Skoro znasz błędy, wiesz już o nich postępuj właściwie jak przystało na męża.
I czekaj na swój czas...
a może w myśl tej równości zona zacznie to samo

pozdrawiam

Anonymous - 2014-08-14, 13:58

DHL1 ja nie do końca się zwolniłem z małżeństwa, dawałem też od siebie, to nie było tak że wszystko było tylko na głowie żony, ja dawałem jej za mało siebie i drobnych gestów miłości.
Anonymous - 2014-08-14, 14:45

DHL1 napisał/a:
O Jezu....że tez tak ludzie wsio spłycają.
Macko czytaj dokładnie....potem chwile pomyśl.. a dopiero może cos napisz.


:mrgreen:
Poradziłbym to samo, gdybym wierzył, że jesteś w stanie.
Niesamowita umiejętność odwracania kota ogonem. Mistrz świata. :mrgreen:

Anonymous - 2014-08-14, 14:48

Panowie, DHL1 i macko, odpuśćcie udowadnianie racji najmojszej, temat Tomka i na nim się skupmy. A on weźmie z Waszych postów, to co uzna za najbardziej mu pasujące.
Anonymous - 2014-08-14, 15:10

Nirwano czy odpuszczę???
oczywiście ...
Choc mam prawo wyrazić swoje ale co do postów Pana powyżej.
Już chyba w każdym temacie tego forum są wszędzie rady CUD

Pana jaki włąsnie przez ten styl
przypomina mi kogoś z nickiem na litere W...(dawniej tu bywał ale "zblokowan" został)
jak dla mnie nie trudno dojrzeć tyle wspólnych cech??? :mrgreen:

Anonymous - 2014-08-14, 15:23

Tomek8819 napisał/a:
DHL1 ja nie do końca się zwolniłem z małżeństwa, dawałem też od siebie, to nie było tak że wszystko było tylko na głowie żony, ja dawałem jej za mało siebie i drobnych gestów miłości.

Tomku ja nie pisze i nie mówię że się zwolniłeś bo to wiadome,poprostu trochę to zaniedbałeś.
A żona miała oczekiwania względem Tomka(jak każda żona wobec męża zresztą)-ma wszak prawo do własnych oczekiwan
prawda???
Czekała.. czekała . ..az się wkurzyła.
I powiedz sobie sam ucziwie -gdyby się nie wkurzyła to ile by jeszcze czekała???

Wkurzeniem spowodowała twoje chęci do....i to wspaniale że je rozbudziła.
I teraz twoja rola....nie machac jej przed nosem sakramentem,obowiązkiem i tym co winna czy nie winna-(jak ci się sugeruje.)
A zrozumieć ..nieoczekiwana zmiane miejsc....prościej to ujmując aż jej się teraz zachce.
Zamieniliście się rolami(ale tak jest).
Nie pierwszy i ostatni to przechodzisz.
Ważna jest w tym tylko rola i ja pojąc.
A twoja rola w tym to nie podnosić jej ciśnieniem co może lub nie może-tylko udowadniać swa praca i postawą że chcesz naprawić o czym zapomniałeś,że jesteś mężem,chcesz nim być
i tak czujesz.

I to tyz z umiarem byś nie przesłodził wsiego na raz.

Przyjmiesz mądra postawe to macie wielkie szanse bo to jeszcze wszystko świeże...
jeszcze ni zagasło światełko w sercu zony na amen. :-D

Trzymaj się i działaj ..pozdrawiam

Anonymous - 2014-08-14, 19:07

DHL1 dzięki za te słowa. Tak masz rację zaniedbałem swoją żonę. Tak, żona ma prawo mieć oczekiwania względem mnie. Musiała mnie dopiero postawić pod murem abym przejrzał na oczy i wziął się za siebie. Tak teraz jest moja rola, tylko najbardziej się obawiam tego że jej się nie zachce bo to trwa już 4 miesiące... a żona nie raz mówiła o odejściu.
Anonymous - 2014-08-14, 19:47

Tomek8819 napisał/a:
najbardziej się obawiam tego że jej się nie zachce bo to trwa już 4 miesiące...


Tomek, a ile czasu Twoja żona musiała znosić Twoje niewłaściwe zachowanie?

Ja również zawaliłem wiele w naszym małżeństwie i jak odnalazłem Sychar, zacząłem pracować nad sobą. Po moim nawróceniu, po kilku miesiącach uważałem, że ja już się zmieniłem i wiem jak należy obecnie postępować.
Teraz wiem, że wtedy to był dopiero początek mojej zmiany. Gruntowna zmiana siebie , sposobu myślenia itd. musi trwać. I ten czas liczy się w latach, a nie miesiącach.

Wiem, że nie pocieszam Cie moimi słowami, ale głaskanie po głowie nie pomoże Ci w podjęciu męskiej decyzji o rozpoczęciu ciężkiej pracy nad sobą.
Na pierwszy ogień program 12 kroków, którego nowa edycja na forum ruszy niedługo. Zapisałeś się już?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group