To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - pornografia w małżeństwie

Anonymous - 2014-11-02, 22:00

duzapanna napisał/a:
Ta myśl że zwyczajnie nie zależy mu na mnie i on nie zamierza nic robić dla naszego małżeństwa, jest tak trudna do zaakceptowania. Powoduje to tyle żalu i bólu że czasem myślę że nie jestem w stanie tego znieść.

Też tak miałam - to właśnie dla mnie było najtrudniejsze. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej mnie to męczyło i doszłam do 'granicy' - miałam dość tej niepewności i chciałam usłyszeć prawdę, jakakolwiek by ona była (ta 'gotowość' do jej przyjęcia była w ogóle łaską od Pana Boga, która spłynęła na mnie po modlitwie nade mną przez księdza, dała mi siłę, ufność i pokój wewnętrzny ale to inny temat xD ) - oczywiście temat 'wałkowałam' z mężem przez ok. 3 tygodnie (wiele rozmów spokojnych, aby nie wierzyć w to, co pod wpływem chwili i emocji powie) i wreszcie to poczucie, że przynajmniej wiem na czym stoję.
Co do separacji to bardzo ważne, żeby jej niepodejmować pochopnie i pośpiesznie bo się źle skończy (dla mnie teraz separacja to sytuacja: nie ma mojej zgody na to i tamto, jestem gotowa czekac - nawet do śmierci na męża i jego 'nawrócenie', ufam, że Pan Bóg mnie nie zostawi samej itd. a wcześniej bardzo się bałam takiej samotności, że sobie nie proadzę itd.). Uważam, że trzeba tego czasu na oswojenie się z tą perspektywą życia.
Dużo pracuję nad sobą, Pan Bóg daje mi światło i widzę różne mechanizmy, które rządzą moim życiem, leczę się ze współuzależnienia - idę do przodu :) Program 12 króków to fajna propozycja - pomyśł nad nim :) I módl się więcej za samą siebie ;)

Anonymous - 2014-11-03, 15:33

Gdyby tak dało się porozmawiać z moim mężem na poważnie, byłoby super.
Czasem mam wrażenie że on jest uzależniony emocjonalnie ode mnie podobnie jak ja od niego. Kiedy się odsuwam, on zaczyna swoje "starania" żeby było "dobrze". Przy czym to nie jest nic co mogłoby realnie wpłynąć na nasz związek, raczej taka próba zagłaskania, słodzenie, chodzenie za mną, przytulanie. Gdy próbuję zacząć rozmowę, że może nie wszystko gra, może jakaś terapia dla par, znów jest bunt i zamknięcie. Bo czego ja znowu chcę od niego.
I tak w kółko.
Czasem łapię się na tym, że udaję przed nim dobry nastrój, spokoj, żeby znów nie zaczynał tego swojego zagłaskiwania i zagrzebywania problemów.
Gdy się odsuwam, jest foch i on czuje się biedny i skrzywdzony, w ogóle nie rozumiejąc dlaczego to robię.

To wszystko jest tak nawarstwione że czasem czuję się jakbym świrowała. Nie umiem nazwać tego co się dzieje między nami, wiem tylko że jest całkowicie nie tak. Nie ma wrogości, niechęci, w alkowie jest ok. Ale są te wszystkie kobiety, ciągłe szukanie czegoś, flirty.
Czasem nie wiem czy moje oczekiwania są nierealne?
Może trzeba było po prostu nie sprawdzać. Nie wiedziałabym o tym wszystkim.
No ale wiem i nie umiem z tym żyć jakby nigdy nic.

Anonymous - 2014-11-04, 11:49

duzapanna napisał/a:
Gdyby tak dało się porozmawiać z moim mężem na poważnie, byłoby super.

A dlaczego się nie da? Przeciez to dorosły człowiek :) Przychodzisz i mówisz, że chcesz porozmawiac poważnie i żeby znalazł czas na tę rozmowę dziś lub jutro najpóźniej i dał Ci znać. PRoblem największy chyba w tym, żeby wiedziec o czym chce się rozmawiać - nie wałkowac 100 tematów na raz tlyko 1 max 2, i nie mówić "ty to. ty tamto" tlyko 'ja czuje to, czuje tamto, chce wiedziec jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie bo moje jest takie' i dodajesz: nie musisz teraz odpowiadac, prosze zebys to przemyslal i za dwa dni znowu porozmawiamy. Dla mnie najtrudniejsze bylo zeby zachowac spokoj i sie nie rozplakac xD
I to co chce się powiedzieć - czyli na taka rozmowe czas jest wtedy gdy jestes juz gotowa - u mnie wtedy ważyły się losy naszego małżeństwa i musiałam byc gotowa na jego słowa, że nie wybiera rodziny tylko swoje nałogi.
duzapanna napisał/a:
Czasem mam wrażenie że on jest uzależniony emocjonalnie ode mnie

Może tak być - raczej nie jest tak, że jesteś mu obojętna ale wchodząc w małżeństwo oczekuje sie innej relacji niż tlyko przywiązania. Mnie bardzo pomogły to zrozumieć konferencje ks.Dziewieckiego. Mąż słubowął Ci wierność i tego od niego oczekujesz (absolutnie słusznie) a on ta pornografią, kamerkami, czatami łamie swoja przysięge i próbuje wtłoczyć Cię w inny typ relacji - a Ty musisz miec siłę by postawic granice. W ogóle te nasze przypadki sa smutne bo pokazuja, jak bardzo inne spojrzenie na małżeństwo miałysmy my a jakie nasi partnerzy - tak sobie na to patrze i widze to jakos tak: maz i jego silny zwiazek z nalogiem + ja jako ktos kto ma zaspokajac inne ptorzeby np. bliskosci pewnej, przywiazania czy inne a to nie tak ma być - nie o to chodzi w małżenstwie. To sie rozpisałam xD
duzapanna napisał/a:
To wszystko jest tak nawarstwione że czasem czuję się jakbym świrowała. Nie umiem nazwać tego co się dzieje między nami, wiem tylko że jest całkowicie nie tak.

To chyba dowód, ze powoli wychodzisz ze wspoluzaleznienia, a przynajmniej ze zaczynaja CI opadać łuski z oczu - oby tak dalej :) teraz musisz iśc za tym głosem i drążyć o co tak właściwie chodzi samej Tobie :) Powodzenia!

Anonymous - 2014-11-04, 15:14

Dziękuję Ci Mrówko za wszystko co napisałaś :)
Rzeczywiście jest tak jak piszesz: jest mąż i jego świat, jego fantazje, jego koleżanki, a ja jestem obok. Zaspokajam jakąś część potrzeb, jestem ważna, ale nie najważniejsza. I to tak boli bo jestem przekonana gdzieś głęboko że powinno być inaczej.

Nie umiem rozmawiać z moim mężem, bo on w tym temacie zawsze wszystkiemu zaprzecza. Nie ma pornografii, nie ma problemu, nie ma koleżanek, o co mi chodzi, jego zdaniem problem nie istnieje. Może brakuje mi stanowczości, pewności co do tego co chcę uzyskać i dlatego tak to wygląda.
Nie umiem mu też dobrze wyjaśnić, czego oczekuję od małżeństwa. Gdy mówię: że moim zdaniem powinniśmy być dla siebie najważniejsi, on rozumie przez to zaborczość, brak znajomych itd. a mi przecież nie o to chodzi.

To co dla mnie bardzo ważne - odkąd straciłam złudzenia, czuję się bardziej wolna. Jakby kolejny węzeł współuzależnienia został przecięty.
Z drugiej strony mam wrażenie jakby przez różne rozmowy, artykuły Ktoś próbował mi przesunąć granicę tolerancji. Pojawiają się myśli: a może to nie takie złe, a może tak się da żyć, skoro czuję coraz mniej bólu, nie reaguję histerycznie, to może po prostu jestem w stanie tolerować takie zachowania mojego męża?
Wiem że to niebezpieczne. Chciałabym Was prosić forumowicze o propozycje książek, wykładów, innych źródeł na temat seksualności w małżeństwie, zarówno z perspektywy psychologii, jak i naszej wiary. Czym jest, po co jest miłość małżeńska i seksualność? Czuję że muszę umocnić swoje poglądy na ten temat. To chyba jakiś kluczowy moment.

Anonymous - 2014-11-04, 16:04

http://lubimyczytac.pl/ks...ochajacych-boga

http://lubimyczytac.pl/ks...fery-plciowosci

http://lubimyczytac.pl/ks...rotyka-katolika

Anonymous - 2014-12-07, 16:57

Jestem tu na forum dwa i pół roku. Na początku zdecydowanie widziałam potrzebę emocjonalnego odzależnienia się od mojego męża, choć oczywiście nie dało się za to zabrać od razu, trochę to trwało. Widziałam potrzebę separacji dla swojego i jego dobra, ale nie byłam wtedy w stanie podjąć takiego kroku.
Teraz po tym czasie jestem już wolna. Cudownie wolna od złudzeń! Nie pokładam nadziei w moim mężu, nie jest moim celem. Jednocześnie z obawą stwierdzam że w ogóle niewiele mnie z nim łączy.
Niespecjalnie interesuje mnie co robi, z kim spędza czas. Bywa że sam mi opowie o pracy czy znajomych, ale to rzadko. Nigdy nie był wylewny, zawsze to ja wypytywałam. Teraz po prostu nie pytam. Nie czuję zainteresowania, nie czuję zazdrości, jest mi obojętny. Mógłby się wyprowadzić z dnia na dzień, pewnie byłoby mi po prostu wygodniej. Lubię go, nie żywię negatywnych uczuć, ale nic poza tym.

Czy to znaczy że tylko tyle nas łączyło? Że nie było nic poza współuzależnieniem i paniczną chęcią bycia z kimś?

On na mój brak zainteresowania reaguje trochę takim szczeniackim nadskakiwaniem - kwiatki, kolacja, sprzątanie, przymilanie się. Czasem reaguje złością.

Nawet nie wiem, co mam mu powiedzieć. Że nie wiem co nas łączy? Że od dawna ci nie ufam, nie czuję się bezpiecznie, nie czuję się najważniejsza, a teraz po prostu wyzdrowiałam i nie szukam już tego w Tobie na siłę?
Widzę jak bardzo daleko jesteśmy od siebie. Inny poziom wrażliwości, inne zainteresowania, inne światy.
Nie wiem, co będzie dalej.


I jeszcze jedna sprawa. Myśl która jest dla mnie jeszcze dziwniejsza. Ponieważ już mnie to wszystko nawet nie boli, nie mam złudzeń że będzie inaczej, myślę że może nawet byłabym w stanie żyć z nim tak dalej, w takiej wydmuszce. Czuć i myśleć swoje, uśmiechać się jak zawsze. Codzienność nie jest przeciez jakaś zła. Możemy dalej rozmawiać o zakupach, wakacjach i programach w tv. On nawet nie zauważy że coś się zmieniło.

Anonymous - 2014-12-07, 17:07

Uczucia z czasem mijają, bo tak jest natura uczuć, pozostaje wtedy wola , ja chcę dobra dla tego człowieka, i wtedy zaczyna się miłość, miłość bezinteresowna.
Anonymous - 2014-12-07, 17:13

Czyli trwać, mimo świadomości że nasze małżeństwo jest jałowe, że nie zbliżamy się do siebie, nie rozwijamy w miłości tylko oddalamy. Mimo świadomości że mąż wybiera nałóg, zamiast relacji.
Mimo że nie chcę mieć z nim dzieci. A raczej dla ewentualnych dzieci nie chcę takiego ojca, takich rodziców.

Anonymous - 2014-12-07, 18:03

Duzapanna, pamiętasz ?
"ślubuję Ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci..."

tereska napisał/a:
ja chcę dobra dla tego człowieka, i wtedy zaczyna się miłość, miłość bezinteresowna.


No właśnie - ja chcę.
A czy Ty chcesz?
Nie musisz odpowiadać mi na te pytania. Zadałem je abyś zastanowiła się i odpowiedziała sobie sama.

duzapanna napisał/a:
Nawet nie wiem, co mam mu powiedzieć. Że nie wiem co nas łączy? Że od dawna ci nie ufam, nie czuję się bezpiecznie, nie czuję się najważniejsza, a teraz po prostu wyzdrowiałam i nie szukam już tego w Tobie na siłę?


A może pomyśl czy Twój mąż nie ma takich samych wątpliwości, a pomimo tego stara się jak piszesz. Może nieudolnie, ale jednak stara się. Jak piszesz "szczeniackim nadskakiwaniem".
Bądź nadal obojętna, a i to jego zainteresowanie stracisz.

A Ty starasz się? Piszesz, że nie czujesz się najważniejsza. Pewnie tak jest. A czy Twój mąż dzięki Twojemu postępowaniu czuje się najważniejszy?

Anonymous - 2014-12-07, 18:32

twardy, on był dla mnie najważniejszy przez całe te 5 lat naszego małżeństwa. Najpierw tak zwyczajnie, z miłości. Potem gdy odkryłam co robi pytałam siebie i jego co robię źle, co mogę naprawić, poprawić, zmienić. Zrobiłam wszystko co potrafiłam żeby czuł się kochany i najwazniejszy. Żeby czuł pomoc i wsparcie. Na pewno popełniłam wiele błędów i na pewno daleko mi do ideału, ale te 5 lat to głównie moje starania i zabieganie.
Ciągle myślałam o tym co musze zrobić, żeby on znów nie szukał sobie kobiet, czy obiadki, czy kino, czy seks, wszystko było przede wszystkim po to żeby go przy sobie zatrzymać.

A może pomyśl czy Twój mąż nie ma takich samych wątpliwości, a pomimo tego stara się jak piszesz. Może nieudolnie, ale jednak stara się. Jak piszesz "szczeniackim nadskakiwaniem".
Bądź nadal obojętna, a i to jego zainteresowanie stracisz.


Może ma watpliwości. Jeśli takie ma to niech się wreszcie nauczy je wyrażać. Nie zamierzam się już więcej bać. Jeśli mnie kocha, niech to raz będzie jego własny wybór. Nie będę już nigdy walczyć o jego zainteresowanie.

Anonymous - 2014-12-07, 19:09

duzapanna napisał/a:
Może ma watpliwości. Jeśli takie ma to niech się wreszcie nauczy je wyrażać. Nie zamierzam się już więcej bać. Jeśli mnie kocha, niech to raz będzie jego własny wybór. Nie będę już nigdy walczyć o jego zainteresowanie.


Tu Cię rozumiem całkowicie. Sam zastanawiałem się nie raz nad tym, jak ja odnosiłbym się do żony gdyby wróciła taka jak była dawniej. Byłoby to dla mnie bardzo trudne doświadczenie.
Smutno było mi jednak czytać Twoje słowa. Takie chłodne, jakby wypełnione obojętnością. Bardzo dalekie od miłości.

Anonymous - 2014-12-07, 19:21

To prawda, jestem tak obojętna na męża, że samą mnie to dziwi i przeraża. Jest mi wszystko jedno co i z kim robi. Chcę dla niego dobra, ale to co robi niespecjalnie mnie dotyka.
Z drugiej strony mam wrażenie że odzyskałam siebie. Wróciła moja zwykła życiowa energia, zapał do pracy i do działania. Chce mi się żyć tak jak... chyba jak przed śłubem.

Anonymous - 2014-12-07, 19:28

Fajnie, odzyskałaś siebie. Żeby jeszcze udało Ci się odzyskać męża.
Cóż na niego masz niewielki wpływ. Tego to już on musi chcieć.

Anonymous - 2014-12-07, 22:23

D.p pisze:
Cytat:
Nie zamierzam się już więcej bać.


- po prostu pięknie!!! :-)
gratuluję powrotu do samej siebie ....z długiej i męczącej wędrówki po bezdrożach.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group