Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys
Anonymous - 2014-08-11, 19:01
Gosia dzięki za listę, na pewno skorzystam, część zachowań które tam widnieją już od tygodnia wprowadzam, i mąż chyba jest zdziwiony moją zmianą, zobaczymy co bedzie, boje się mieć jakąś nadzieje.
Anonymous - 2014-08-17, 13:41
Myslalam ze najgorsze juz za mna ze zaakceptowalam sytuacje, ostatnie dwa tygodnie to spokoj w moim malzenstwie i tak mi sie zdawalo w moim sercu. Maz sam zaczal zagadywac i nawet zapytal co dalej w naszym zyciu. Nawet zaczelismy rozmawiac z jego inicjatywy co doprowadzilo do tej sytuacj, ja staralam sie pokazac ze jestem swiadoma swojego udzialu w tym kryzysie, on mowil ze tez nie byl idealny.
Niestety rozmowa skonczyla sie tym ze on mi ptobowal wytlumaczyc ze powinnismy sie dogadac w kwestii podzialu majatku( niesxczesny kredyt). Nie jestem silna
dostalam cios w serce, zlamalam sie. Powiedzialam ze nie jestem jeszcze na tym etapie zeby z spokojem dzielic majatek, on przeciwnie, ale przynajmnie jest plus ze nie plakalam,i krzyczalam, chociaz bardzo bolalo. Szukam sily w Bogu, prosze o modlitwe.
Anonymous - 2014-08-29, 07:41
skończyłam część błagalną nowenny pompejańskiej, mąż nie został odczarowany jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Ale tak jak patrze na swoje życie to myśle że Bóg działa, wyobrażacie sobie że w przeciągu jednego miesiąca zepsuł nam się telewizor i laptop nasze bożki i pożeracze czasu , trochę to zmieniło sytuację ale znalazł się zastępczy tv i komp. a my znowu osobno. Mam jednak takie wrażenie może to nadinterpretacja, że skończyła się taryfa ulgowa w moim życiu. Jak patrze w przeszłość to widzę ,że zawsze wszystko przychodziło mi lekko, nie żebym miała jakieś wyjątkowe szczęście, ale wszystko się jakoś udawało, a ja spoczywałam na laurach i nie doceniałam tego i nie starałam się o więcej. Mam wewnętrzne poczucie , że nic się samo "jakos" nie ułoży, i że muszę coś zrobić. Materialnie dotyka mnie złośliwość rzeczy martwych, a i przychylnosc ludzi też już nie jest taka wielka, za wszystkie swoje błędy i złe decyzje muszę płacić i to naprawdę materialnie odczuwam. Jakby ktoś mówił zrób coś że sobą w końcu. Jakby ktoś swoje leniwe i rozpieszczone dziecko wyrzucał za burte statku imówił albo nauczysz się pływać i weźniesz odpowiedzaialność za swoje życie albo utoniesz.
Anonymous - 2014-08-29, 08:21
Tylko co robić ? co mogę zrobić?
Męża, nie zmuszę żeby zmienił postawę, chciał ratować małżeństwo, nie przekreślał wszystkiego lekką ręką.
Naszej relacji sama nie zmienie, bo on teraz nawet się do mnie nie odzywa, moje gesty odrzuca i reaguje agresja, rozwód i koniec.
Zostaje moje życie - jest tu wiele do roboty , ale nie wiem jak to ugryźć , a wszystko jest takie trudne.
Przepraszam że się tu tak uwewnętrzniam ale nie bardzo mam z kim pogadac, nie umiem sie otworzyć, zawsze byłam silną babką która mówiała innym jak powinni postępować żeby było dobrze.A teraz samej przyszło mi prosic o pomoc, tego też muszę się nauczyć.
Anonymous - 2014-08-29, 11:52
gwen85 napisał/a: | Zostaje moje życie - jest tu wiele do roboty , ale nie wiem jak to ugryźć , a wszystko jest takie trudne |
Może na poczatek 12 kroków?
http://www.kryzys.org/vie...p=372314#372314
gwen85 napisał/a: | Przepraszam że się tu tak uwewnętrzniam ale nie bardzo mam z kim pogadac, |
Nie masz za co przepraszac, to miejsce właśnie po to jest. Jednak myśle, ze warto abyś poszukała blisko siebie naszego ogniska (na sronie głównej sa wypisane miasta, w których działaja i wchodzac na dane miasto sprawdzisz gdzie i kiedy są spotkania), wtedy w realu będziesz mogła porozmawiać z osobami w podobnej sytuacji.
Pozdrawiam
Anonymous - 2014-09-03, 06:51
Mąż wczoraj ze mna zaczął rozmawiac że nie może tak żyć, ... że musimy dogadać sie co z mieszkaniem i kredytem . Ja mu mówie że mi zależy na małżeństwie żeby je ratować ,że wiem jakie błedy zrobiłam che naprawiac, a on twierdzi, że nie ma czego naprawiać bo ja wszystko zabiłam i ze stoickim spokojem daje mi do wyboru opcje jak się dzielimy, najlepiej tak żeby jemu było dobrze on zostanie w mieszkanniu i będzie spłacał kredyt a ja do widzenia, albo on zostawi mi mieszkaie i cały kredyt mam spłacac ja (wie że mnie nie stać na to z moje pensji)
Okazało się że on jest po prostu niedojrzałym chłopcem, nastąpiły problemy to on chce zwolnić się z przysięgi małżeńskiej, najlepiej bez żadnych zobowiązań, po cichu wyjśc bocznymi drzwiami, nie ponosząc żadnych konsekwencji swoich decyzji. o rozwodzie juz nie mówi bo napotkał trudności, a to ja się nie zgadzłaam, przed adwokatem musiał sie poniżać (wypowiadać prywatne sprawy, przed obcym człowiekiem), ile to pieniedzy, czasu mu to zajmie). Odejść sam nie chce, najlepiej żebym ja zniknęła, zostawiając go w spokoju z naszym wspólnie wypracowanym dobrem, przeciez to nie jest takie łatwe!
Powiedziałam mu żeby mnie o to nie pytał, bo zalezy mi na tym małżeństwie, że ja w nim siedze emocjonalnie, ze ja go jeszcze nie zakończyłam, a on jest wolnym człowiekiem, nie moge go zmusić do niczego, więc niech robi co uważa za stosowne.
Czuje się całkowicie wyprana z uczuć. Moje próby uratowania małżeństwa na nic się nie zdaja, czy ja jestem ostatnią frajerką która uczepiła sie biednego facetA i nie chce mu dac spokoju. Czy mam kolejny raz zrobić to czego on chce, zostawic swoje małżeństwo , mieszkanie odejsć ...
Anonymous - 2014-09-03, 07:30
U mnie jest podobnie, moja żona też mówi, że nie możemy tak żyć, bo oddalamy się coraz bardziej od siebie i niszczymy siebie. Tylko że ona nie chce nigdzie iść. Widzisz mnie też zależy na nas, naszej miłości. Moja żona na razie mówi, że nie wie co będzie, ale że ona się dobijała do mnie kilka miesięcy, niestety ja tego nie słyszałem, a teraz według niej jest za późno. Moja żona też chyba uważa, że można się zwolnić z przysięgi, żeby się dalej nie męczyć przez całe życie.
Mogę Ci doradzić, że teraz nie zrobisz nic na siłę, wiem to po sobie. Zadbaj o siebie - modlitwa, spowiedź, msza święta, komunia święta.
Próbowałaś wyzwania 40 dniowego? Ja się tego podjąłem. Zakupiłem książkę, jest tam opis do każdego dnia, czytam nawet po dwa razy żeby zrozumieć przekaz i się uczyć na nowo miłości. Co prawda jestem na trzecim dniu, ale wierzę, że się nie poddam. Módl się o wiarę, nadzieję i miłość.
Anonymous - 2014-09-03, 08:25
Tomku tylko to ze jestem blisko Boga mi pomaga, daje mi ukojenie, Ale po prostu po ludzku b. mi przykro ze najbliższa osoba tak łatwo wszystko przekreśla, także to co było dobre.
Mąż jest b. uparty, na każdy gest miłości, czy dobroci z mojej strony reaguje agresją słowna lub całkiem mnie ignoruje, więc wyzwanie ognioodpornego odpada. Pomagało tylko to że zajęłam się sobą i nie narzucałam mu sie (przy czym bałam o dom, jedzenie, pranie), ale to to okazało się tylko sposobem na w miare spokojne przedłużenie tej chorej sytuacji. On podjął decyzje że to koniec że w nim się wszystko wypaliło, że nie ma czego ratować budować, a ode mnie żąda, żebym to skończyła, a ja nie chce przykładać ręki do tego rozwodu.
Skoro podjął dezyzje, a ja nie mam na nią wpływu , nie mogę nic zrobić to on musi dokończyć to i ponieśc także niemiłe konsekwencje tej decyzji. Jestem na tym etapie że juz nie rozpaczam ,nie umieram w każdej sekundzie swojego życia, staram sie dbać o siebie , regularnie jeść i spać, bo z tym też był problem. Wiem jakie są moje winy, przyznałam się do nich, powierzyłam swoje życie Bogu. Ale on żądz ode mnie decyzji jak dobić nasz zwiazek, odciąć mu głowe czy wyrwać serce. Ja nie zdecyduje.
Nie mogę go zmusić żeby ze mną był, jeżeli chce zakończyć ten związek musi to zrobić sam. On chyba boi się tej odpowiedzialności i chce ją zrzucic na mnie. Ja wziełam odpowiedzialnośc za swoje zycie on też musi.
Anonymous - 2014-09-03, 09:07
gwen
Bardzo mądra postawa. Mój mąż też koniecznie chciał, aby decyzja była NASZA. Bo w ten sposób zmniejszał swoje poczucie winy. Jasno mówiłam i mówię: Ty nawarzyłeś to piwo to Ty je teraz wypij w całości. Na mnie nie licz. Ja Ciebie kocham i chcę budować.
I tego się trzymam i będę trzymać. On chce odejść - OK, ale też niech on poniesie konsekwencje.
A co do mieszkania i kredytu. Gdyby Twój mąż się wyprowadził, to przecież zawsze możesz wynająć pokój i dokładać do kredytu. W końcu Twój mąż odchodzi, dlaczego Ty masz ponosić konsekwencje?
Głowa do góry. I trwaj.
Anonymous - 2014-09-03, 09:20
Ja dopiero dzisiaj przeczytałem to: http://sychar.org/jezu-ty-sie-tym-zajmij/
Tobie też to polecam. Ale jak Ty masz to zakończyć? Twój mąż oczekuje, że to Ty złożysz pozew o rozwód i mu się usuniesz z życia i z domu? Przecież to on do tego dąży. Mnie też jest ciężko, i bardzo przykro że 15 miesięcy temu gdy braliśmy ślub byłem wszystkim dla mojej żony, a dziś przekreśla wszystko. Ja też powiedziałem żonie że ją kocham i będę zawsze czekał i przy tym trwam.
Anonymous - 2014-09-03, 09:41
dobrze to ująłeś mąż podjął decyzje że to koniec , a teraz żąda żebym usunęła sie z jego życia i z naszego domu i najlepiej żebym ja złożyła pozew, wiesz miał do mniej pretensje że musiał tyle kasy zapłacić adwokatowi za poradę i musiał przed nim ukazać swoje uczucia, i ze teraz jet moja kolej.
Nie chce się już nakręcać . Jezu ty się tym zajmij, uczyń to co tobie wydaje się lepsze dla mojego życia doczesnego i wiecznego :)
Anonymous - 2014-09-03, 13:24
Wygląda na to, że on na chłodno kalkuluje. Nie ma gdzie iść więc chce dostać mieszkanie - widocznie go stać na spłacanie kredytu. Czeka aż się wyprowadzisz i pogodzisz z rozstaniem, załatwisz sprawę ugodowo. Ten co odchodzi, zawsze jest jakby etap do przodu, już się z czymś pogodził, dla ciebie to jest szok. To normalne. Z tego co piszesz on już decyzję podjął, nie wiadomo dlaczego odchodzi bo mało o tym pisałaś. Nie zatrzymasz go na siłę, na żaden kredyt, mieszkanie, tu na forum już było dużo takich historii, zastanów się czy warto się szarpać. W takiej sytuacji nie można żyć, jak możesz mu gotować jak on mówi takie rzeczy??! To jest nienormalne. Nie daj sobą pomiatać i jakoś musisz to rozwiązać, przyjrzeć się sprawom majątkowym. Takie życie z lokatorem może daje nadzieję ale sama siebie ranisz. Jak on chce odejść to odejdzie, a wspólnie mieszkanie tylko przedłuża agonię.
Anonymous - 2014-09-03, 15:22
Porzucona.
Wiem że moja obecna sytuacja, jest chora i chciałabym ją jak najszybciej jakoś rozwiązać, zdaje sobie sprawę że do podziału majątku i tak dojdzie i lepiej załatwić to polubownie.Mój problem tkwi w tym że ja nie mogę zrozumieć dlaczego mąż przez ten cały czas nie chce nam dać szansy , żeby spróbować, odkąd w maju padło słowo rozwód.
Oczywiście jestem świadoma że mamy poważne problemy, do których obydwoje się przyczyniliśmy, ale nie uważam żeby one były wystarczające do zakończenia małżeństwa.
W skrócie można powiedzieć ,że mąż chce odejść, bo go nie doceniałam, krytykowałam, ciągle czegoś chciałam. Tak przyznaje robiłam, tak,(tylko tak tego wtedy nie widzialam) dlatego że chcialam , żeby bardziej się angażował, w życie codzienne, uczuciowe, bardziej szanował mnie i moje potrzeby, przystopował troche z pracą. Możemy się przerzucać argumentami w nieskonczoność, poprostu zaniedbaliśmy nasze malzeńśtwo.
Muszę przyznać ze, nigdy nie stawiałam żadnych granic, poprostu wszystko mu wybaczałam, lub przymykałam oko, bo przecież go kocham. I nasze problemy zaczeły się właśnie wtedy gdy, miałam wszystkiego dość i zaczęłam się dopominać, wymagać, nie pozwalać, a on poprostu nie wiedział czego ja nagle od niego chce. Ja wlaczyłam a on odsuwał się ode mnie. I w końcu doszedł do jednego wniosku -rozwód. od kilku miesięcy Starałam się pokazać mu, że jeszcze da się wszystko naprawić jeżeli obydwoje popracujemy nad tym, że ja zmieniłam siebie i swoje podejśćie
Ale on ani razu nie dał nam szansy żeby spróbować coś zmienić, okopał się za swoimi przekonaniami i nic nie jest w stanie go przekonać, rozwód i podz. majątk.
Zastanawiałam się czy nie ma kogoś trzeciego, to by wyjaśniało sytuacje, ale on stanowczo zaprzeczał. On bardzo dużo pracuje, jeździ, po kraju, nie bardzo mam to jak sprawdzić i chyba nie mam sił bawić się w detektywa. To i tak nic nie zmieni on poprostu nie chce być ze mną i tyle
Anonymous - 2014-09-11, 08:12
chciałabym prosić was o radę
U mnie w małżeństwie bez zmian, tylko ja staram sie odpuścić, pogodzić sie z tym co wydaje się nieuchronne. Zaobserwowałam, że kiedy mi juz tak nie zalezy, a bynajmniej tego nie okazuje, nie pytam, nie prosze, nie robie wyrzutów że on nie chce naprawiać, to on zaczyna, zachowywać się normalnie, zamienimy kilka słów o codzienności, on sam zaczyna zagadywac. Ale jeśli tylko ja zaczne mięc jakieś nadzieje i zmniejszać dystans on znowu zamyka się i wycofuje.
Wczoraj znowu zrobiłam mu wyrzut że nie docenia mojego starania i dobrych uczynków, a on odpowiedział że już za późno na to. No i poszło nie wytrzymałam i wyrzuciałam z siebie że ja juz nie mogę tak zyć, że jak podjął decyzje o końcu naszego małżeństwa, to niech składa papiery wnioski w sądzie, ja go na siłę nie zatrzymam.
Nie wiem czy tą jego reakcje na moje oddalenie potraktowac jako wskazówkę i próbowac dalej trwać i cZekać , czy lepiej nie robić sobie złudnych nadzieji .
Dodam ,że on pracuje całymi dniami , i przez te pare godzin wieczorem które jesetśmy razem nie ma jak pracowac nad relacja, a ta jego nieobecność jest jakby wyrazem jego niechęci, do naprawiania.
Powiedzcie czy moje nadzieję są tylko ułudą, wymysłem, tonącego chwytającego się brzytwy?
|
|
|