Sakrament małżeństwa - Dla kogo małżeństwo
Anonymous - 2014-07-22, 09:54
Stanisławie nie zdadzam się z Tobą że małeństwo nie jest dla wszystkich. Jest dla wszystkich z wyjątkiem duchownych.
Czy znaczy że jest łatwe? Wręcz przeciwnie... jest wyjątkowo trudne. To co napisałeś o wszystkich koniecznych cechach waunkujących dobre małżeństwo to wszystko prawda. I z tego punktu widzenia może się wydawać wręcz niemożliwe. Nikt tego nie spełni. Niedościgniony ideał a zarazem konieczność.
Więc może małżeństwo jest dla nikogo? Pan Bóg zakpił z nas?
Nie prawda. Dał nam pomoce. I tu wymieniłbym
a) czystość
b) skromność wstydliwość
c) dobre maniery
d) miłość romantyczną
e) intymność
f) sakrament
g) poczucie godności, honoru
kolejnośc nie koniecznie odpowiednia
To nie jest tak, że do małżeństwa mamy być przygotowani. Odwrotnie... To małżeństwo ma nas uświęcać. I jeśli tylko nie zakpimy z tych pomocy... przyrodzonych nam instynktów które świat całkowicie wykpił, odrzucił to powinno być dobrze.
I tu tez pytanie do autorki wątku. Na ile to wszystko było obecne w jej życiu? Na ile obecna sytuacja jest konsekwencją. Leczenie objawowe nie ma sensu... trzeba sięgnąć przyczyn. A poza odwróceniem się od Boga to jest to właśnie. Moim zdaniem punkty a-g.
Zapomniałem o jeszcze jednym punkcie.. h. Choć może to powinien być punkt... a.
Szacunek i posłuszeńśtwo względem rodziców, starszych, wychowawców. Uznanie ich autorytetu. O ile oczywiście na ten autorytet zasługują. Bo jeśli nie to jest to problem zasadniczy.
No i jeszcze autorytet kościoła. Jak to wyglądało w naszym życiu?
Anonymous - 2014-07-22, 12:29
Nie zgadzam się z powyższym postem. Do małżeństwa właśnie trzeba być przygotowanym i im lepsze odbierze się przygotowanie z domu rodzinnego, tym lepiej człowiek się porusza we własnej rodzinie. Ok, w małżeństwie można się podciągnąć w pewnych sprawach. Ale nie na zasadzie, że małżeństwo leczy nasze braki z dzieciństwa, braki w systemie wartości, w poczuciu własnej wartości i własnego światopoglądu itd. Człowiek powinien być jakoś ukształtowany, wtedy może dawać coś od siebie drugiej osobie a jednocześnie być niezależny, jak pisałam wyżej. Jak tego nie ma, własnego fundamentu to jest otwarta droga do takiej relacji jak opisano w tym wątku. Ja uważam, że małżeństwo jest dla wszystkich, którzy dojrzeli do takiej relacji.
Anonymous - 2014-07-22, 14:46
Do małżeństwa to musi być jakieś uczucie.
Nie ma co prochu wymyślać, znana teoria Sternberga :
Pasja(namiętność) - Intymność - Zobowiązanie.
Jak ludzie mądrze żyją to przechodzą płynnie z jednej fazy do drugiej.
Jak przeskoczą z namiętności do zobowiązania bez intymności
to mnożą różne powody do tego, że warto razem być (religia, kredyt, dzieci) a i tak są nieszczęśliwi.
Choć to i tak lepsza sytuacja niż taka, gdy od razu wskakują w "zobowiązanie" (bo np dziecko w drodze, więc trzeba się żenić). Wtedy nawet wspominac nie mają co.
Anonymous - 2014-07-22, 15:59
grzegorz_ napisał/a: | Jak przeskoczą z namiętności do zobowiązania bez intymności
to mnożą różne powody do tego, że warto razem być (religia, kredyt, dzieci) a i tak są nieszczęśliwi. |
jacy ludzie są nieszczęśliwi?jakieś konkrety? znowu piszesz za kogoś,jacyś inni ludzie-jacy?kto? Ty?pisz za siebie.....
uczucia się zmieniają..to jest fakt,nie żadne teoretyzowanie,ZMIENIAJĄ się,a zazwyczaj maleją lub zmieniają się negatywnie,z wieeelu powodów:partner się starzeje,przyzwyczajenie czyli brak bodźców,brak reakcji na feromony....starość lub choroby,które uniemożliwiają intymność i namiętność,które tak stawiasz na piedestale...czyli co:zmiana partnera? czy co proponujesz takim osobom,które uważają tak jak Ty?pytam Cię już o to chyba setny raz i nadal brak odpowiedzi.....więcej odwagi-napisz,co proponujesz w takiej sytuacji?
od "znanej" teorii Sternberga bardziej jest mi znana teoria promowana w Biblii-mniej boli,polecam,może wreszcie poczujesz szczęście,to prawdziwe,nieudawane i nieuzależnione od innego człowieka......kiedy zabraknie tej namiętności,bez której nie możesz żyć. ;)
porzucona_33 napisał/a: | Ale nie na zasadzie, że małżeństwo leczy nasze braki z dzieciństwa, braki w systemie wartości, w poczuciu własnej wartości i własnego światopoglądu itd. Człowiek powinien być jakoś ukształtowany, wtedy może dawać coś od siebie drugiej osobie a jednocześnie być niezależny, jak pisałam wyżej. Jak tego nie ma, własnego fundamentu to jest otwarta droga do takiej relacji jak opisano w tym wątku. Ja uważam, że małżeństwo jest dla wszystkich, którzy dojrzeli do takiej relacji. |
w punkt....podpisuję się pod tym..........pierwsza podstawowa zasada jest taka: rozeznać się,czym jest dla mnie relacja z innym człowiekiem...bo potem właśnie zazwyczaj,kiedy przestaje ona wystarczać (np.nie podbudowuje już poczucia wartości,bo żona/mąż się opatrzył i ich zachwyt już nie podnieca lub bark tego zachwytu uwiera)wtedy szuka się innych, często młodszych partnerek/partnerów,które to poczucie wzmacniają....czy na tym polega związek między ludźmi?dla mnie to patologia.............
Anonymous - 2014-07-22, 17:58
krasnobar napisał/a: |
....starość lub choroby,które uniemożliwiają intymność i namiętność,które tak stawiasz na piedestale...czyli co:zmiana partnera? czy co proponujesz takim osobom,które uważają tak jak Ty?pytam Cię już o to chyba setny raz i nadal brak odpowiedzi.....więcej odwagi-napisz,co proponujesz w takiej sytuacji?
|
Krasnobar,
Nawet w religijnych książkach znajdziesz informację o tym, że namiętność i intymność to nie to samo i że starość i choroba nie uniemożliwia intymności (bliskości) w związku.
Ponadto powinieneś w swojej mądrości wiedzieć, że związki się rozpadają z powodu braku intymności (bliskości) a nie z powodu niskiej znajomości Biblii.
Anonymous - 2014-07-22, 20:48
Eh- nie widzę dylematu intymność, czy Biblia. To są zupełnie inne wymiary/płaszczyzny, które mogą współegzystować. Dla przykładu: wiele procesów psychicznych współwystępuje z chemicznymi procesami. Można o namiętności mówić fizjologicznie, chemicznie, a można od strony procesów poznawczych, itd. I co z tego? Po prostu mówicie o innej płaszczyźnie. O co się spierać?
Rzeczywistość duchowa ma do siebie to, że potrafi uporządkować wszystkie inne w życiu. Relacje, ciało, wszystko przy okazji, tak jakby mimochodem, ustawia w najdoskonalszym miejscu. Mówię o duchowości, nie samej zewnętrznej religijności. Mówię o sercu (nie w sensie emocji)-tylko istoty jestestwa, "duszy naszej duszy", jak to nazwała C. de Hueck Doherty. W naszym sercu- głębi naszego istnienia spotykamy się z Bogiem. Jeżeli wchodzi się na tę tajemniczą i fascynującą ścieżkę - żyje się możliwie najpełniej, często prościej i nie da się tego pogodzić z relacjami pełnymi zależności, manipulacją. Zresztą relacja z Jezusem przestaje być środkiem do celu (np. utrzymania pełnej zależności relacji z współmałżonkiem). Ta relacja sprawia mimochodem, przy okazji, że umiemy stać się dobrym małżonkiem (także takim, który nie pozwala drugiej osobie na niszczące zachowania- bo małżonkowi to szkodzi w rozwoju;) Tak więc w ten sposób od znajomości Biblii może zależeć małżeństwo. Tylko do czytania Biblii przydają się "światłe oczy serca". Nie wiem, czy używam właściwie słów
Anonymous - 2014-07-22, 21:50
Orsz napisał/a: | Nie prawda. Dał nam pomoce. I tu wymieniłbym
a) czystość
b) skromność wstydliwość
c) dobre maniery
d) miłość romantyczną
e) intymność
f) sakrament
g) poczucie godności, honoru
kolejnośc nie koniecznie odpowiednia |
U nas było uczucie, była skromnosc, był szacunek dla rodziców, były dobre maniery, była intymnośc, poczucie honoru i godnośc. Zabrakło czystości.
Zawsze podkreslałam, ze mój mąz jako mój chłopak, potem narzeczony był wspaniałym mężczyzną. Nie palił, nie pił, nie przeklinał, z szacunkiem traktował matkę i innych ludzi, codziennie jeździł po mnie autobusem do pracy, bym nie wracała sama, czułam się przy nim bezpieczna, kochana, byliśmy tak związani, że jedno wiedziało co mysli drugie i to bez słów. Widywalismy się codziennie i wszystko robilismy razem.
Wiec potem, jak już się pobralismy, ja zrobiłam jedną z najgłupszych rzeczy w swoim zyciu: bojąc się, że tak cudowny mężczyzna ode mnie odejdzie, chciałam go na siłę ograniczac i przede wszystkim pomniejszac jego poczucie wartości. Nie byłam gotowa na małżeństwo, na dziecko, na dorosłe zycie. Oboje nie byliśmy, choc mielismy po 23 i 24 lata. Kiedy teraz patrzę na moją sąsiadke, co nie ma 16 lat i jest już w ciązy, jestem przerażona. Oboje mielismy pracę, plany małzeńskie, gdzie mieszkac... I to było dla nas za wczesnie, a co dopiero dla niej, pietnastolatki... Dlatego teraz, majac 32 lata, płacę za błedy z przeszłosci i za to, że nie tylko nie było w nas czystosci przedmałżeńskiej, ale i oboje się nie przygotowaliśmy do małżeństwa.
Dlatego uważam, że ludzie powinni pobierac się po 30 stce i po 2 letnich studiach małzeńskich, np o komunikacji miedzy zoną i mężem.
Z rzeczy milszych... dziś do mojej rodzinnej parafii w Zabrzu przyszły relikwie Św. Rity i było nabożeństwoi ku jej czci z czytaniem próśb. Coś wspaniałego, Sycharki, dzis modliłam się i prosiłam nie tylko za siebie, ale i za całą wspólnotę Sychar, za wszystkie sakramentalne małżeństwa... dziwne, że nasz proboszcz o Sycharze nie słyszał....Trzeba to zmienic
Anonymous - 2014-07-22, 22:11
Porzucona, ja się z Tobą zgadzam. Problem tkwi w tym terminie przygotowany.
Otóż dla mnei przygotowywać to podjąć jakieś konkretne działania które pozwolą mi przygotować się do małżeństwa niczym do zdania egzaminu na prawo jazdy. Ot... zapisuję się na kurs i nie ważne kim jestem teraz... za rok wychodzi ze szkółki gotowy produkt odpowiednio przygotowany. I tak się nie da. Moim zdaniem żadne rekolekcje nie pomogą... nic nie pomoże... w tym przypadku w cuda nie wierzę.
Piszesz że przygotowywać się należy w domu rodzinnym... przpraszam ... co ja napisałem? Autorytety rodzicielskie to podstawa... być może nawet punkt a.
Mi chodziło o to że do małżeństwa nie trzeba nic nadzwyczajnego i nie trzeba się go uczyć niczego... ani relacji ... ani komunikacji ... ani różnic międzypłciowych ... ani płciowości... nic z tych rzeczy. Pulikowski mógłby być nie potrzebny. Pulikowski jest potrzebny inwalidom duchowym, emocjonalnym, psychicznym, seksuologicznym dzisiejszego świata... wypaczonym przez złe realcje we własnych rodzinach... złe towarzystwo ... ksiązki czasopisma młodzierzowe... telewizje .. radio ... interent ... modę i wiele innych złych rzeczy.
Cytat: | Jak tego nie ma, własnego fundamentu to jest otwarta droga do takiej relacji jak opisano w tym wątku. |
Ależ oczywiście.
Punkty a-h. Z tym że ... mała korekta... doświadczenie dowiodzi że miłość romantyczna nie jest konieczna. Małżeństwo z rozsądku też może być dobre. Tak mi się wydaje.
Cytat: | Ja uważam, że małżeństwo jest dla wszystkich, którzy dojrzeli do takiej relacji. |
Ależ oczywiście. Punkty a-h. Do punktu g) dodałbym jeszcze odpowiedzialność. To też jest normalny instynkt u każdego normalnego człowieka.
Małżeństwo to takie coś co ma dać szczęście normalnym ludziom. Kiedyś zdaje się większość była normalna.. teraz jedynie nieliczni. I normalny człowiek niczego nie musi się uczyć, nie musi się przygotowywać. Jest przygotowany bo jest normalny.
czysty, skromny, kulturalny, wrażliwy na piękno, otwarty na drugiego człowieka, szczery, znający swoją wartość i wiedzący po co żyje.
Anonymous - 2014-07-22, 23:20
Orsz ,
zasadniczo nie ma
tak "normalnych ludzi"
jak to nakreśliłeś .
Nie ma ideałów , ludzi bez zranień itd.
i pewnie nigdy nie bywało .
Jest natomiast faktem , że dzisiejsza "kultura zachodnia"
postawiła na indywidualizm
i tym samym zostawiła jednostkę osamotnioną
wobec problemów .
Brakuje głębszych więzi , autorytetów itd.
Natłok informacji .
Jasne , ze nauki przedmałżeńskie nie zagwarantują
dobrego małżeństwa
ale dobre nauki
mogą znacznie zwiększyć szanse .
Niestety , chyba tak się jakoś utarło ,
że do małżeństwa ( seksu ) przygotowuje sama natura .
+ do - i będzie grało .
Co innego kapłaństwo czy zakon .
Czas to zmienić
jeżeli na serio mówimy o SAKRAMENCIE .
No ......... chyba , że nie całkiem .
Moim zdaniem brak tu należytej świadomości samych księży .
W końcu oni się nie żenią .
A może jakby by tak sami popróbowali ( jak w prawosławiu )
to by zaostrzyli normy .
Tylko .......... znów z drugiej strony .
Mało kto by się nadawał do ożenku .
Może Bóg błogosławi "jak leci" , każdej parze ?
Anonymous - 2014-07-23, 03:12
Cytat: | Załóżmy,że ona teraz przestaje gotować i prac dla męża. Nie daje mu pieniędzy i zarazem wymaga aby spora częśc jego wypłaty była przeznaczana na życie. Śpi osobno i żyje swoim zyciem nie zważając na męża i jego humory/szantaże/manipulacje. Wychodzi z pokoju za każdym razem kiedy zaczynają się wyzwiska mówiąc:"Nie będę rozmawiała z Toba w taki sposób". Ale co z koleżankami? Może powiedzieć: "jeszcze jedna miłostka i koniec z nami". |
Tak...moim zdaniem to dokładnie powinna zrobic Monika.
Z tego co pisze....robi,stara się,tyle,że .....tylko....przez jakis czas.
Nie jest konsekwentna(i w tym problem),ale wcale sie jej nie dziwie....trudna sprawa.
Tego po prostu trzeba sie nauczyć.
Cytat: |
Żeby uratować małżeństwo Moniki najpierw trzeba uratować Monikę. |
....a o czym my tu cały czas mówimy?.....jak nie o ratowaniu Moniki.
Powyższe,tez temu słóży.
Moim zdaniem Monika potrzebuje terapii,aby nauczyć się być stanowczą i konsekwentną właśnie.
Małżeństwo
Orsz napisał.....
Cytat: | To nie jest tak, że do małżeństwa mamy być przygotowani.
Mi chodziło o to że do małżeństwa nie trzeba nic nadzwyczajnego i nie trzeba się go uczyć niczego... ani relacji ... ani komunikacji ... ani różnic międzypłciowych ... ani płciowości... nic z tych rzeczy. Pulikowski mógłby być nie potrzebny. Pulikowski jest potrzebny inwalidom duchowym, emocjonalnym, psychicznym, seksuologicznym dzisiejszego świata...
Moim zdaniem musimy byc przygotowani i to poprządnie,zwłaszcza w dzisiejszym świecie gdzie jak sam nadmieniłeś....złe realcje we własnych rodzinach... złe towarzystwo ... ksiązki czasopisma młodzierzowe... telewizje .. radio ... interent ... modę i wiele innych złych rzeczy. |
Wobec powyższego świat pełen ....inwalidów duchowych,emocjonalnych,psychicznych i seksuologicznych....czyż nie?
Sama takim inwalidą byłam,choć skromna,wstydliwa,z dobrymi manierami itp.
Brak ptrzykładu,brak prawidłowych relacji i komunikacji w rodzinnym domu odbił się echem zarówno na mnie jak i na mężu.
Może gdyby ów przygotowanie(nauki przedślubne) były dłuższe i bardziej profesjonalne...było by inaczej?
...a może gdybyśmy my narzeczeni inaczej do nich podchodzili,a nie tylko jako "odbębnienie"...?
Pamiętam te śmiechy na naukach.
Niewiem,zastanawiam się....ale może faktycznie kilka miesiecy nauki i egzamin????
Ponad to....uważam,ze właśnie na tę różnicę w płciowości ,relacje i komunikację szczególna uwagę zwrócić trzeba,bo to najczęstrza przyczyna zdrad i rozwodów niestety....niezrozumienie.
Orsz....jak dla mnie to Ty w jakiejś bajce żyjesz.
Anonymous - 2014-07-23, 09:45
Kapłaństwo i małżeństwo .
Tu i tam sakrament , podobne konsekwencje .
Gdzie gorzej ............ trudno powiedzieć .
W kapłaństwie możemy zawieść tylko my sami ,
w małżeństwie jeszcze ta druga strona ,
więc ryzyko większe i niezależne od nas .
Skoro do małżeństwa wystarczy kilka nauk ,
to dlaczego nie wystarczy do kapłaństwa ?
Byłem w życiu na wielu mszach , z kazaniem sobie poradzę
spowiadanie nie jest specjalnie trudne itd.
Poduczę się trochę i pójdę do biskupa na egzamin
a potem powiem TAK i zostanę "osobą duchowną" .
Do końca roku powinienem się uwinąć .
Bo niby dlaczego nie ?
Coś z traktowaniem obu tych sakramentów NIE TAK .
Jeszcze jeden obraz .
Stoi sobie kościółek na wysokim klifowym brzegu ( takim irlandzkim wrzosowisku ).
Przychodzą małżonkowie , dostają ślub
a potem skaczą razem do morza .
Nikt nie pyta czy umieją pływać
i nie sprawdza czy aby nie ma właśnie odpływu .
Anonymous - 2014-07-23, 16:36
mare1966 napisał/a: | Jeszcze jeden obraz .
Stoi sobie kościółek na wysokim klifowym brzegu ( takim irlandzkim wrzosowisku ).
Przychodzą małżonkowie , dostają ślub
a potem skaczą razem do morza .
Nikt nie pyta czy umieją pływać
i nie sprawdza czy aby nie ma właśnie odpływu . |
taka jest miłość Boga.....daje ludziom pełną WOLNOŚĆ.....a wcześniej nikt nie bronił nauki pływania (czyli nikt nie bronił czytać Biblii, pytać, dopytywać się, uczyć się, konsultować, szukać porad, dobrych przykładów, jeździć na rekolekcje itd)..........ludzie mają dane wszystko, co potrzeba, włącznie z wolnością wyboru,czy chcemy się uczyć pływać,czy wolimy na żywca i na główkę,bez sprawdzenia dna......
Anonymous - 2014-07-23, 17:28
Nie widzę związku tematu z miłością Boga i wolnością .
Czy mam rozumieć , że Ty Krasnobar nauczyłeś się wcześniej "pływać" ?
Jakoś dziwnie brzmią te mentorskie słowa .
Anonymous - 2014-07-23, 18:01
Mare i po raz pierwszy z Tobą chyba się nie zgadzam... i to chyba kategorycznie się nie zgadzam.
mare1966 napisał/a: | Jest natomiast faktem , że dzisiejsza "kultura zachodnia"
postawiła na indywidualizm
i tym samym zostawiła jednostkę osamotnioną
wobec problemów .
Brakuje głębszych więzi , autorytetów itd.
Natłok informacji . |
Trudno o większą trywializację tego tematu. Czy mam Ci tłumaczyć? Przecież wiesz...
Dobre nauki...
na co się zdadzą jeśli trafi na nie panna przechodzona na wszystkie możliwe strony świata. Dobrze jeśli się czymś nie zaraziła...
na co się dadzą na nauki jak trafi gość który przez X lat balował i z niejednego dzbana za darmochę i do bólu se popijał...
Czy tacy ludzi są przegrani?
No niestety... czy jakikolwiek ojciec przy zdrowych zmysłach swoje dobrze wychowane dziecko... choćby nie wiem jak nawróconemu grzesznikowi... oddałby na ślubnym kobiercu?
A może ktoś chce zaprotestować? No jak to...! Ojciec ma wybierać małżonka... co za średniowiecze?! Były wspominane autorytety i ich rola... no jeśli dziecko tak traktuje swojego ojca... to wracamy na punkt startu.
Predyspozycja do bycia dobrą żona i mężem... matką i ojcem...
Te sprawy są nierozerwalnie ze sobą związane.
Nie ma małżeństwa jeżeli nie ma intymności. Nie ma intymności jeżeli nie ma czystości. Intymność rodzi więź. Więź odpowiedzialność, troskę. Nadto jeszcze kultura... porządkuje to wszystko. Uporządkowuje i ociosuje takie samcze instynkty jak choćby biologiczna zazdrość o samicę... obserwowana u wielu gatunków. Powstało coś takiego jak honor i tradycja rodzinna... jakie to jest piękne ... jak współgra z właściwym rozwojem gospodarczym ... rodzina ... podstawowa komórka społeczna, gospodarcza ... ośrodek kształtowania nowych pokoleń w miłości, wierności, zaufaniu, oddaniu. To także zabezpieczenie bytu starszym.
Jaki jest najczukszy punkt by to wszystko załamać? Czystość, dziewictwo.
I po tej linii idzie atkak złego. Jak wielu z nas jest gotowych zanalizować swoje życie pod tym kątem? Tu szukać przyczyny. Lepiej o tym nie mówić... prawda? Delikatny temat... a nóż kogoś urazimy...
No to sobie tak bujajmy w obłokach.
Powodzenia.
O i tak Mare ja widzę predyspozycje do małżeństwa.
Czy ktoś kto pobłądził ma szansę. Ma... pod jednym warunkiem... że zrozumie że szansy w zasadzie nie ma. Paradoks.
To żaden paradoks. Prawda ma moc uzdrawiajacą. Ja w to wierzę. Ale prawda wymaga wielkiego wysiłku. I przed takim wysiłkiem ludzie wiary... ludzie dobrej woli w dzisiejszym świecie stoją.
I pokaż mi teraz Mare taką osobę która na naukach przedmałżeńskich zapyta... czy jesteś dziewicą? ... czy jesteś prawiczkiem ... fuj, jak to brzydko brzmi. Nie jesteś... no to nie masz szans spełnione małżeństwo. Masz całe życie pod górkę. Pokutuj by twoje dzieci nie poszły tą drogą, by grzech pokoleniowy na Tobie sie zakończył... by Twoje dzieci już mogły być szcześliwe. Nikt tak nie powie bo jest zapotrzebowanie na szczęście.
Popyt rodzi podaż.
Leno... ja w bajce.
Wiem ... nigdy nie było idealnie. No ale nie żartujmy. Poza tym co my wiemy o procencie dziewic i prawiczków wstępujących w związek małżeński 100 lat temu? Co my wiemy o średniej ilości partnetów seksualnych kobiet i mężczyzn? Myślę że coś się jednak zmieniło.
Ale może ja rzeczywiście w bajce żyję...
|
|
|