To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Tracę swoje małżeństwo

Anonymous - 2014-08-09, 18:43

Mam pytanie do Was, kto ma decydujące zdanie jeśli chodzi o małe dziecko: mama czy tata? Ja mówi o tym nauczanie kościoła? Niedawno wybraliśmy się z 1,5 rocznym synkiem na wycieczkę. Jedną z atrakcji była wysoka wieża z otwartym tarasem widokowym i prowadzącym na nie krętymi, wąskimi i dość niebezpiecznymi schodami (schody solidne, ale poza poręczą otwarta przestrzeń o dużej wysokości) Kiedy mąż wpadł na pomysł, że wyjdzie z synkiem (oczywiście na rękach
), uznałam, że to niedobry pomysł, syn jest za mały na taką atrakcję i żeby sam ją zwiedził, a ja zostanę z małym na dworze i poczekamy. Niestety mąż mnie nie posłuchał, a ponieważ puszczając ich samych w oczekiwaniu truchlałabym o synka (choć mąż jest dobrym opiekunem dla dziecka), wolałam iść z nimi. Najadłam się dużo strachu, tak wchodząc po schodach jak i na samej górze, nawet panikowałam, co wiem, że nie polepszało sprawy i nie było najrozsądniejsze kiedy już zdecydowaliśmy się na ten krok. Na górze synek oczywiście niewiele wiedział z tego co widział, jest jeszcze trochę za mały, by docenić tę akurat "atrakcję". Biegał po tarasie w kółko, kiedy próbowałam go trochę uspokoić, mąż kazał mi dać spokój, niech się wybiega. Po kilku minutach synek się przewrócił, uderzył w betonowy murek, nabił guza na głowie. Mąż był zły, uznał, że to przeze mnie. Uważa, że on jako ojciec jest głową rodziny i powinien decydować ostatecznie o dziecku. Ja mam trochę inne zdanie, uważam, że nadużywa tutaj prawa do decydowania. Rozumiem, powinien decydować w sprawach ważnych ogólnie naszej rodziny, ale w kwestii małego dziecka jak np w tej sytuacji czy wyjść np na taką wieżę z dzieckiem, czy uszanować wolę matki, powinien mi zostawić ostateczną decyzję.

Anonymous - 2014-08-09, 19:45

Gdy ludzie w związku zaczynają się targować kto więcej pracuje
kto lepiej zajmuje się dzieckiem,
kto powinien decydować o zakupie przedmiotu X a kto o tym w co dziecko ubrać....
to jest to początek końca...
Opamiętanie w porę może oczywiście ten upadek zatrzymać, ale do tego trzeba chęci dwóch stron...

Anonymous - 2014-08-09, 21:01

Wiem, że to niedobrze, rozumiem Twoją wypowiedź, ale nie mówimy o sytuacji w normalnie funkcjonującym, kochającym się małżeństwie, tam ludzie na pewno by się dogadali, bo jest między nimi miłość, lub przynajmniej dobra partnerska relacja. Mówimy niestety w moim przypadku o małżeństwie, które przechodzi kryzys i wiele rzeczy jest zaburzonych. Grzegorz w moim małżeństwie to raczej mąż częściej "uświadamia mi" ile on robi, a ile ja nie robię... :( Jak on jest mądry, inteligentny, a ja niewiele wiem.. Przykre to. Nie liczy się po prostu ze mną, przestał szanować jako partnera.. Ma wysoką samoocenę, a nie widzi podstawowych błędów jakie popełnia. Czasem słyszę: skończyło się "po dobroci, z Tobą trzeba twardo postępować" - tak mówi katolik praktykujący? Człowiek, który ma się za osobę wrażliwą, wierzącą? Wiem, że piszę być może w tej chwili z negatywną emocją o mężu, ale częściej towarzyszy mi bezradność, dlaczego przybrał wobec mnie taką "skorupę"...
Anonymous - 2014-08-09, 22:03

Mary83 nie wydaje Ci się, że trochę przesadzasz z reakcją w kwestii tego wyjścia na wieżę? Przecież nic się nie stało. Co mogło się stać? Wieża dostępna do zwiedzania, dziecko było z ojcem. Nie jesteś trochę przewrażliwiona? Często tak reagujesz?

Twoje pytanie, kto ma decydujące zdanie i odpowiedź na końcu, hmn, dobrze nie jest :-(

Anonymous - 2014-08-09, 23:47

Mary
masz zaufanie do męża ?

polecam

J.Eldredge "Dzikie serce " ???

na wrzuta pl. jest w wersji do odsłuchania

Anonymous - 2014-08-12, 11:38
Temat postu: :(
Nie łudzę się, mojemu mężowi chyba niewiele na mnie zależy.. Bo czy może zależeć jeśli muszę żyć w rytm jego emocji, kiedy łatwo bez uzasadnienia złości się na mnie, nazwa kretynką, prostakiem i czasem jeszcze gorzej.. Teść podobno był jeszcze gorszy w szacunku dla swojej żony.. I najgorsze, że ja nie umiem nic zrobić by budować szacunek do siebie. Jestem totalnie uzależniona finansowo, psychicznie nieraz skołowana, boję się wykonać radykalnego kroku i np wrócić do Polski. Może to go by otrzeźwiło, choć nie wiem, on kocha siebie, naszego synka, ale mnie nie. Mam 1,5 rocznego synka, a bardziej myśli o tym, żebym to ja znalazła pracę i przynosiła do domu, podczas gdy on od jakiegoś czasu nie pracuje.. Jesteśmy 24/7 ze sobą i to jest też toksyczne. I najgorsze jest to, że on wie, że niewiele robi, by czynić mnie szczęśliwszą kobietą, by nie ranić, sam się przyznaje, że nie przywiązuje uwagi do psychologii międzyludzkiej w naszym małżeństwie, że zdaje sobie sprawę, że czuje się niespełniona i to w prostych potrzebach kobiety. Czasem wykonuje jakieś gesty dobra, ale rzadko, nie stara się rzeczywiście włożyć wysiłku w ratowanie relacji. Tak jakbym ja już na tę relację nie zasługiwała. Mało Boże myślenie. Mi też różnie to wychodzi, ale się staram, wciąż coś czytam, jakoś próbuje ratować tę relację.. Jest mi ciężko, nie wiem co robić. Było 2 tyg lepszego życia, myślałam, że coś się w końcu obroci na dobre, ale już na nowo niewiele trzeba by patrzeć na siebie ze wściekłością..
Anonymous - 2014-08-12, 13:19

A czy Ty przeprosiłaś męża za swoją postawę? Czy trwasz w przekonaniu, że nic takiego nie zrobiłaś, aby musieć go przepraszać?
Anonymous - 2014-08-12, 23:46

Mary83, jak ja Ciebie doskonale rozumiem. U mnie jest dokładnie to samo. To mąż dyktuje, kiedy będzie ze mną rozmawiał i o czym. To od jego humoru zależy, jakie będą między nami stosunki. Mówi mi wprost, że nie interesują go moje emocje, że nie zależy mu na mnie. Dodaje jeszcze, że nasze małżeństwo było pomyłką.
Często bez szczególnego powodu nazwie durniem, idiotką, itp. Albo też, jak dziś, ucina rozmowę zdaniem "przestań w końcu gadać, bo zaraz Ci powiem kim jesteś.."

Nie potrafię wciąż sobie z tym poradzić. Wciąż się miotam i nie wiem, jak żyć. Raz chcę odchodzić, by moi synowie nie wzrastali w takiej atmosferze. Raz obiecuję sobie, że nie będę się nim przejmować, że zajmę się swoim życiem, swoją pracą, dziećmi, tylko nie nim. Innym jeszcze razem totalnie się załamuję i wyć mi się chce z bezsilności. I tak w kółko...

Anonymous - 2014-08-13, 00:19

Mary83 napisał/a:
Bo czy może zależeć jeśli muszę żyć w rytm jego emocji, kiedy łatwo bez uzasadnienia złości się na mnie, nazwa kretynką, prostakiem i czasem jeszcze gorzej.. Teść podobno był jeszcze gorszy w szacunku dla swojej żony.


Mary nie musisz zyc w rytm emocji męża. Im bardziej Twoje życie będzie sie kręciło wokół niego z pominięciem siebie tym bardziej Twój mąz będzie niezadowolony i będzie posuwał się dalej w deptaniu Twojej godności. A to nie tak ma być.

Pokaz mężowi,że potrafisz byc szczęsliwa pomimo jego złych humorów. Nie nadskakuj jesli nie zawiniłas ,a tym bardziej nie przepraszaj męża,który Ci ubliża.
Nawet jesli jestes mocno zdenerwowana nie pozwalaj sobie na wyswiska w stronę męża ani na płacz w jego obecności.
To smutne,ale nie możesz przy nim płakać. Musisz pokazac siłe,która jest w Tobie,na pewno jest. Tylko przez trudne wydarzenia zapomniałaś może,że jestes silną i dzielną kobietą.

Jesli mąż rzuca w Twoja stronę słowa pełne pogardy,braku szacunku i lekceważenia-po prostu nie kontunuuj dalej rozmowy. Wyjdź z pokoju,pokaż,że nie pozwolisz sie dłużej tak traktować.Możesz rzucic krótkie zdanie"wychodzę bo nikt nie będzie mi ubliżał"albo "nie życzę sobie byc tak traktowana".
Jesli natomiast mąz zachowa się czasem normalnie wobec wtedy i Ty dawaj z siebie wiele.

Mary po usłyszeniu wszystkiego co żona może usłyszec złego od męża-w koncu pewnego dnia zrozumiałam,że moge nawet z nim żyć bez jego miłości,ale że nie mogę z nim byc bez jego szacunku.

Jeśli zaczniesz wymagac szacunku dla siebie istnieje jkas szansa,że Twój mąż w koncu przestanie Ci ubliżać. Gwarancji nie ma,ale nawet jeśli na niego to nie zadziała-Ty sie zmienisz,zobaczysz,że sama potrafisz bronic swoich granic i swoje godności.

Bo nikt nie ma prawa traktowac bez szacunku Ciebie-ukochanej Córki Samego Boga.

Anonymous - 2014-08-13, 08:30

"Bo czy może zależeć jeśli muszę żyć w rytm jego emocji, kiedy łatwo bez uzasadnienia złości się na mnie, nazwa kretynką, prostakiem i czasem jeszcze gorzej.. Teść podobno był jeszcze gorszy w szacunku dla swojej żony"

Taka postawa według rytmu męża wskazuje na to, że jesteś osobą zewnątrzsterowną. Ja też tak mam, w dodatku jestem osobą współuzależnioną, o zgrozo nadal bym miała klapki na oczach gdyby nie decyzja męża o definitywnym końcu. To prawda, że wiele kobiet żyje rytmem swoich mężów, ich złe humory wpływają na nasze samopoczucie itd. Ja sobie tak to tłumaczę, że bez niego jestem całkowitą, kompletną, wartościową kobietą. Mężczyzna nie stanowi o mojej wartości. On nie jest połówką mojego jabłka bo ja jestem całym jabłkiem, niczego tam nie można dołożyć, żadnej ćwiarteczki ani ogryzka. Zamówiłam sobie płytę o. Szustaka "Projekt Judyta" o kobietach. O tym gdzie kobieta powinna poszukiwać szczęścia. My naprawdę nie musimy się przeglądać w oczach mężczyzny aby szukać tam naszej wartości. Nie mówię abyś się buntowała na męża i stała się wojująca feministką ale aby nie wisieć na mężu i skamlać o trochę zainteresowania z jego strony.

Anonymous - 2014-08-13, 09:13

beti7777 napisał/a:
Zamówiłam sobie płytę o. Szustaka "Projekt Judyta" o kobietach.


A ja dodatkowo polecam jego konferecję "O Ewie w boku Adama" z 3 sezonu Pachnideł.

Anonymous - 2014-08-13, 12:56

W każdej z nas jest taki głos, którego nie chcemy słyszeć lub nie umiemy słyszeć, nie pamiętamy, że jest - głos naszego wnętrza. Naszego ja, które pragnie naszego szczęścia, nie pozwala się ranić...zanim wyszłyśmy za mąż przecież byłyśmy same ze sobą, byłyśmy szczęśliwe, a to dlatego, że słuchałyśmy i szanowałyśmy nasz wewnętrzny głos. Potem z jakiś powodów postanawiamy rezygnować z siebie, przestajemy słuchać same siebie, a świat i same siebie oglądamy oczami drugiej osoby...nasz głos jest nieważny...wątpie, aby Bóg chciał, byśmy zagłuszały lub ignorowały ten nasz wewnętrzny głos, jeśli jesteśmy prawe, zła nie czynimy, dlaczego wciąż go nie słuchamy? Nigdy nie zaznamy szczęścia, jeśli nie będziemy żyć w zgodzie ze sobą...wsłuchajcie się w siebie i zadajcie sobie pytanie: czy ja chcę tam być, tam gdzie jestem, co mogę zrobić, aby tam nie być. Jak wrócić do siebie?
Odkąd słucham siebie, krytycznie patrzę na swoje winy, pracuję nas sobą ciężko, wybaczam sobie i stawiam mądre granice w relacji ze wszystkimi ludźmi, nie tylko mężem, ale i rodziną, dziećmi jestem bardzo szczęśliwą kobietą, czuję taką wewnętrzną siłę, której nie doświadczyłam nigdy...odnalazłam siebie w Bogu, bo wiem, że ta siła idzie od niego.
Nie wiem co mówi Wam Wasz wewnętrzny głos, ale mój mówi nie pozwalaj sie ranić...nikomu. I ja go słucham i ran otrzymuje coraz mniej, potrafię już uniknąć ciosu ale także stawić czoło raniącemu obdarowując go prawdą: nie rań mnie. Siłę do takiej postawy czerpię z wnętrza, teraz jest to możliwe, bo słucham siebie. I wiem, że Jezus by mnie poparł.
Rona, to tez do Ciebie...czas na przemianę, odszukaj siebie...

Anonymous - 2014-08-13, 13:51

Tak sobie myślę, że dobrze jest być przygotowanym na ewentualne raniące, poniżajace słowa męża. Nie stać z otwartą buzią albo co gorsza ryczeć przy nim itd. Jeżeli on mówi jakieś głupoty pod twoim adresem to przygotuj sobie już w głowie odpowiedni komentarz do tego: nie wiem, np. To twoje zdanie na mój temat, wiem, że chcesz mnie zranić ale ja mam o sobie bardzo dobre zdanie. Nie odbierzesz mi tego. Nie wiem co jeszcze, może nawet krócej i poprostu wyjść pierwszą i zająć się sobą. Sama często stałam z otwartą buzią gdy mąż rzucał mięsem i wychodził.
Anonymous - 2014-08-13, 15:15

beti pisze:
Cytat:
Tak sobie myślę, że dobrze jest być przygotowanym na ewentualne raniące, poniżajace słowa męża. Nie stać z otwartą buzią albo co gorsza ryczeć przy nim itd.


Tak, przygotowanie na cios sprawia, że nie padamy od "uderzenia" między oczy, nie czujemy się aż tak zaskoczone, wiemy przecież z kim mamy do czynienia. Już nie zalewamy się łzami będąc w szoku że oto najbliższa osoba jest zdolna tak ranić.
Jest czas na unik, wszak przeczuwamy że COŚ się święci, że coś wisi nad nami i co najważniejsze, znacznie szybciej dochodzimy do siebie po takim ataku.

Można się okopać, obstawić parawanami, powiedzieć sobie JESTEM PONAD , nie dam się wciagnąć temu nieświadomemu człowiekowi w gierki które uprawia, jestem silna -dam radę.
Wiem co mówie, robię to mniej lub bardziej skutecznie, nie wiem jak długo, już z ledwie tlącą się nadzieją na zmiany .... ale jedyne co do mnie pomału dochodzi to świadomość, że sama siebie oszukuję i marnuję cenny czas mojego życia.
Czy zasługuję na to by sama siebie oszukiwać? Z całą pewnością NIE.
Żadna z nas na to nie zasługuje. To nie jest życie, to jest survival.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group