To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Zdradziłem. Kocham Żonę. Co dalej?

Anonymous - 2014-07-21, 12:37
Temat postu: Zdradziłem. Kocham Żonę. Co dalej?
Witam.

Zdradziłem, żonę. Nie powiedziałem jej o tym. Dowiedziała się sama. Gdy to się stało i doprowadziła do konfrontacji(pomiędzy mną, tą kobietą oraz nią) zapytany czy to co jej mówiłem było prawdą potrafiłem powiedzieć, że tak. Dała mi nawet wtedy szansę a ja nie potrafiłem jej wykorzystać. Mamy razem dwójkę wspaniałych dzieciaków. Wzięliśmy tylko ślub cywilny. Razem jesteśmy 6-7 lat.

Całość trwała 2 miesiące. Była to moja pierwsza dziewczyna. Kobieta, z która pierwszy raz się całowałem, uprawiałem sex. Z perspektywy czasu wiem, iż to nie była miłość. Bardziej fascynacja tym, że ktoś się mną zainteresował, ponieważ byłem człowiekiem z bardzo niską opinią o samym sobie. Byłem dla niej jak pies ogrodnika, zrobił bym wtedy chyba wszystko. A były momenty, że potrafiła mnie odrzucić na tydzień, dwa. Wtedy ja wracałem i przepraszałem ją. Za co? Za to, że ona mnie odrzuciła. W końcu stwierdziła, że to nie to i po 2,5 roku mi podziękowała. Przeżyłem, to strasznie. Otarłem się o alkoholizm, sięgnąłem trochę tak dna. Wiem, że to nie była miłość. To była ucieczka z domu(mojego), w którym nie chciałem być. I to chyba właśnie dlatego oraz pragnienie aby ktoś mnie pokochał pchnęły mnie do tego, że z nią byłem. Wydawało mi się, że jestem obsesyjnie zakochany, pewnie na tamten moment tak myślałem. Teraz jednak wiem, że to nie miłość.

W pewnym momencie poznałem moją obecną żonę. Wyciągnęła mnie z tego całego bałaganu. Była przy mnie, gdy ja paskudnie ją odrzucałem. Walczyła z całych sił o nas. Zaznaczę, że to nie jest tak iż jej nie kocham. Kocham ją szczerze i prawdziwie. Od pierwszego momentu kiedy ją poznałem. W pewnym momencie oprzytomniałem, postaraliśmy się o pierwsze dziecko. Zamieszkaliśmy razem. Przez pierwszy okres, gdy zarabiałem nie za dużo, urodziła się nasza córeczka - było bardzo dobrze. Mieliśmy czas dla dziecka, siebie - byliśmy razem.

Wspomnę jeszcze tylko, że gdy moja żona była z pierwszym dzieckiem w ciąży zmarła moja mama. Osoba bardzo ważna w moim życiu. Przez pewne, wg mnie niekompetentne zachowanie księży, oraz niesprawiedliwe traktowanie odwróciłem się od kościoła. Od kościoła ale nie od Boga. Modliłem się do niego ale już sam i wewnętrznie. W drodze do pracy, w drodze z, gdy tego potrzebowałem. Ale do kościoła nie chodziłem, sakramentów nie przyjmowałem. Zresztą i tak nie mogłem, ponieważ nie żyliśmy bez ślubu kościelnego. Nie otrzymałem rozgrzeszenia.

Z perspektywy czasu i tego co się stało uważam, że brak ślubu, brak powiedzenia przed Bogiem to tylko Ją kocham i będę z nią do końca swoich dni przyczynił się do mojej zdrady. Myślę, że gdybyśmy byli "prawdziwym" małżeństwem nie zrobił bym tego. Nadal chcę wziąć z nią ślub. Żyję tą nadzieją, że powie mi jeszcze "tak" przed Panem Bogiem.

Wracając... Zacząłem zmieniać pracę na coraz to lepszą, i lepszą. Wzięliśmy kredyt na mieszkanie. Wyprowadziliśmy się do innego miasta. Z pozoru idealna rodzina. Teraz po wszystkim rozmawiam z żona. Szczerze o nas, o uczuciach, o tym co siedzi w naszych głowach. W mojej i jej. Wiem, że tego wcześniej zabrakło. Okazało się, że tak popadłem w obsesje zarabiania, iż moim celem stało się zapewnienie bytu rodzinie przez dostarczania większej ilości pieniędzy. Cały czas żyłem w przekonaniu, że potrzebujemy więcej i więcej. Że trzeba kupić to, tamto i coś jeszcze. Pracowałem po 15-17 dziennie. Byłem nerwowy, gdzieś zaczęły się kłótnie. Przytrafiły się też i porażki zawodowe. Okazało, się po wszystkim, iż moja żona była niesamowicie nieszczęśliwa. Czuła się odtrącona i zepchnięta na dalszy tor. Wszystko było ważniejsze od niej. Ale była i trwała. W pewnym momencie jednak też w pewny sposób mnie zdradziła uprawiając sex przez internet z swoim "przyjacielem". Osobą bliską jej emocjonalnie.

Chciał bym jeszcze wspomnieć, iż do momentu aż wszystko się stało byłem strasznym kłamcą. Kłamstwo pozwalało mi otoczyć się bariera ochronną. Jednak miało to drugi koniec w postaci tego iż raniłem najbliższych. Moja, żona twierdzi iż chciałem zawsze każdemu powiedzieć tak aby nie zrobić mu przykrości dlatego kłamałem.

Było spotkanie klasowe po latach. Była tam i ona. Przez cały wieczór wspominałem jaką mam wspaniałą rodzinę. Jak kocham żonę, pokazywałem jej zdjęcia. Na odchodne odprowadziłem moja "dawną miłość" do samochodu. Nie piła nic wtedy. Powiedziała mi, że od kiedy się rozstała ze mną. Nie może sobie tego wybaczyć. Że ona mnie cały czas kocha. Że tyle razy chciała mi to powiedzieć. I, że wypowiedziane to tu i teraz, gdy jest trzeźwa i w pełni świadoma ma niezwykła moc. Zaproponowała, abym do niej pojechał porozmawiać. Pojechałem z nią. Rozmawialiśmy całą noc o tym co było, jest. Powiedziałem jej, że tak na prawdę mam straszne parcie na pieniądze, że czuje się tym już zmęczony itp. Jednak na koniec powiedzieliśmy sobie, że to nie może mieć miejsca i już nie będziemy się do siebie odzywać. Zadzwoniła dwa dni później i zaprosiła do siebie. Poszedłem, powtórzyliśmy to samo i miałem wychodzić. Jednak nie wyszedłem od niej. Popatrzyłem na nią w drzwiach zaczęła mnie całować a ja nie uciekłem.

I tak zaczął się najgorszy okres w moim życiu. Rozmowy z nią widzę jak przez mgłę. Moja, żona nie chce w to wierzyć ale ja na prawdę nie pamiętam dokładnie momentów z nią, tego o czym rozmawialiśmy itd. Tak jak by to było mało istotne. Rozmailiśmy dużo przez telefon, internet. Spotykałem się z nią przed pracą. Raz zostałem na noc. W tym czasie, żona była chora, brała antybiotyki a ja potrafiłem to wszystko zrobić. Najgorsze, że wiedziałem iż nie chce z nią być. Mówiłem, że kocham a tak na prawdę kochałem zawsze żonę. W pewnym momencie wiedziałem, że muszę to skończyć ale nie potrafiłem i dalej kłamałem jej. Kłamałem straszne rzeczy. Moja żona je później wszystkie przeczytała. Ale już po fakcie. Poprosiła o nie i dostała.

Największe obrzydzenie do samego siebie czułem gdy uprawiałem sex z jedną a później kochałem się z żoną. Z nią miałem problemy aby dojść. na 3 razy kiedy to robiliśmy tylko raz mi się udało. I to musiałem się do tego zmusić. Ale kłamałem jej, że było świetnie. To wszystko strasznie mnie przytłaczało. Stałem się nerwowy dla żony, pojawiło się więcej kłótni. Ale ona nadal była. Pytała: "czy jet coś co chcesz mi powiedzieć?". A ja nic, nic.

Ta kobieta nawet nie jest ładna. Wręcz bym powiedział, jest brzydka i mało atrakcyjna. Zagrała na moich uczuciach do matki, która zmarła na raka. Pierwszy jej email do mnie po wielu latach brzmiał "jak chodzę odwiedzić swojego tatę, często zaglądam do Twojej mamy". Jej tata zmarł, krótko przed wszystkim na raka. Było mi jej strasznie, żal ponieważ wiedziałem jaki to jest ból tracąc rodzica. Zwłaszcza jej tatę, którego sam traktowałem jako ojca, którego zawsze chciałem mieć. Niestety mój tato nie jest taki. Przez to wszystko odkryłem iż mój ojciec jest pewnym demonem w moim życiu. Dziś chodzę na terapię dla DDA.

Gdy wiedziałem, że murze to zakończyć. Zebrałem siły. Teściowie zabrali dzieci. Pech chciał, że moja żona była szybsza ...

Strasznie to wszystko teraz przeżywam. To jak ją zraniłem, dzieci. Jak zraniłem jej rodziców, babcię, moją ciocię(druga matkę), moją kuzynkę(bardzo bliską mi osobę). Zawiodłem ich wszystkich. Najpiękniejsze jest to iz oni nadal we mnie wierzą. Chyba bardziej niż ja sam.

Dzień po tym jak się moja żona dowiedziała i wyszła z domu przeżyłem coś niesamowitego. Patrząc na zdjęcia moich dzieci i modląc się do Pana Boga. Tak jak by w pewnym momencie zdjął mi on klapki z oczu. Zacząłem widzieć więcej, i być bardziej świadomy. Dostrzegłem wszystko co w życiu robiłem źle. Nie okazywałem uczuć żonie, spychałem ją na dalszy tor. Wiedziałem, że ją kocham ale moja miłość nabrała innego wymiaru. Wiem, że to z nią bez względu na to jak ona wybierze chce być do końca życia. Może paradoks, ale ja przysiągłem sobie i przed Panem Bogiem iż swojej obrączki do ostatniego dnia swojego życia nie zdejmę. Że będę o nią walczył. Ona nie wierzy w to. Może chce ale nie wierzy. Trudno zaufać komuś takiemu jak ja. Codziennie jej pokazuje jak bardzo ją kocham. Nawet gdy ona mi wszystko wypomina, przypomina, widzę jak cierpi. Ja zawsze będę przy niej. Tak czy inaczej.

Kupiliśmy biblię i zaczęliśmy tam szukać odpowiedzi. Widzę jak ona cierpi jak jest rozdarta. Ale wiem, że mnie kocha. Albo chce to wiedzieć, że cały czas kocha mnie tak jak ja ją.

W tym wszystkim odkryłem, że miałem trudne dzieciństwo. Że zostawiło to straszną rysę na moim życiu i zachowaniu. Że zachowuje się tak źle jak mój ojciec, który żyje w kłamstwie. Chodzę na terapie dla i próbuje sobie wszystko poukładać. Dużo pomaga mi moja żona rozmową. Ona chce mi pomóc to zostawić za sobą(dzieciństwo, ojca). Sama nie miała lekko, wychowywała się w domu gdzie ojciec pił

Brzydzę się sobą i wiem, że to zostanie ze mną do końca życia. Ale chce dla mojej żony i dzieci jak najlepiej. Chce ich szczęścia. To jest mój cel w życiu. I wiem, że Bóg mi w tym pomoże. Już mi pomógł i otworzył mi oczy. To było tak jak bym narodził się na nowo. Wyparłem się kłamstwa, brzydzę się nim. Walczę o żonę. Są ciężkie momenty ale czuje, że Bóg jest ze mną i daje mi siłę. Wiele fragmentów z biblii mi pomogło. Pokazując iż jest wybaczenie dla takich jak ja. Trzeba tylko odrzucić grzech. Może się oszukuję. Tego jeszcze nie wiem.


Czy jest jeszcze dla nas nadzieja? Szansa?

Anonymous - 2014-07-21, 12:56

Nadzieja i szansa jest zawsze, ale Ty musisz wiedzieć czego chcesz.
Na spokojnie przemyśleć swoje życie.

Anonymous - 2014-07-21, 14:07

grzegorz_ napisał/a:
Nadzieja i szansa jest zawsze, ale Ty musisz wiedzieć czego chcesz.
Na spokojnie przemyśleć swoje życie.


Może nie wyraziłem się zbyt jasno. Jestem w 100% przekonany i pewien tego, ze chce aby moja żona i dzieci były szczęśliwe. Chce aby była szczęśliwa ze mną.

I tak jak napisałem ja już innej żony mieć nie będę. Swojej obrączki nie zdejmę.

Kocham ją i chcę poświęcić jej całe swoje życie.

Anonymous - 2014-07-21, 20:38

Jim,najważniejsze ,że Pan Bóg Cię uzdrowił ,że przejrzałeś na oczy. Zyczę Ci ,aby się Wam udało ocalic małżeństwo i pomodlę się za Was.
Anonymous - 2014-07-21, 20:49

to nie rozpaczać, tylko naprawiać życie, prostowac scieżki
:-)

więcej optymizmu, Bóg jest i czuwa!
dzisiaj przeczytałam o modlitwie uwielbienia i dziękczynienia
moze w tym kierunku?

Anonymous - 2014-07-21, 21:08

coś mi się zdaje , że rozpoczęła się Twoja przepiękna Droga
Droga z Panem JEZUSEM
może nie być łatwo ale z Panem Jezusem nie ma strachu
moja historia jest nieco inna ale tylko tak po ludzku
bo miałem też taki dzień w życiu od kiedy wszystko widzę inaczej
...
zadbajcie jakoś z żoną o sakrament pokuty i Eucharystię
do tego Słowo Boże

Anonymous - 2014-07-21, 22:43

Cudownie ze przejrzałeś na oczy a może ze nareszcie zacząłeś na nie widziec to poczatek Twojej drogi z Panem Bogiem i poczatek twojego uzdrowienia. :-)
Anonymous - 2014-07-22, 07:21

seba1 napisał/a:

zadbajcie jakoś z żoną o sakrament pokuty i Eucharystię
do tego Słowo Boże


Ale jak. Z tego co kiedyś byłem u spowiedzi to rozgrzeszenia nie otrzymałem, ponieważ mieszkam i żyję z żoną bez ślubu. A to się raczej nie zmieni dlatego nie można obiecać poprawy. Taką odpowiedź uzyskałem od księdza.

Na ten moment to kłamstwem by było powiedzieć, że na 100% weźmiemy ślub i będziemy razem.

Anonymous - 2014-07-22, 10:18

Być może jednak rozgrzeszenie i komunia św. w Waszym przypadku mogłaby być możliwa.

http://www.apostol.pl/czy...9Bwietle-prawdy - przedostatni akapit. Może warto zainteresować się tym tematem głębiej.


Tak to bywa, że czasem trzeba sięgnąć dna żeby coś zrozumieć.
Zło już się stało, trzeba się od tego odciąć.
Ze sposobu w jaki piszesz wynika, że jesteś mocno poruszony.
Nie chcę powiedzieć, żeby przez to przechodzić na zasadzie "nic się nie stało",
ale nadmierne biczowanie siebie też nie prowadzi do niczego dobrego.
Spróbuj się koncentrować na tym co teraz możesz zrobić, przekuj to w coś dobrego, resztę zostaw za sobą.
W modlitwie ukojenie.
Nie jesteś jedynym, który przez to przechodzi.

Anonymous - 2014-07-22, 20:56

tak sobie myślę że coś pięknego stało się z Twoim sercem
widzisz wszystko inaczej - tak napisałeś
wiem jak to jest bo Pan Jezus też mnie kiedyś tak przemienił choć problemy miałem inne
fajna jest Twoja postawa , bo nie uciekasz od swojej żony
niejeden by powiedział że przecież nie ma sakramentu to najlepiej dać sobie spokój
nie wiem jak do tej sytuacji podchodzi Twoja żona
to się pewnie nie naprawi z dnia na dzień
ale macie szansę poukładać wasze "życia" tak żeby się to Panu Bogu podobało
On was kocha i wam w tym pomoże
pomoże wam w tym żebyście żyli zgodnie z Przykazaniami i Ewangelią
czy to będzie oznaczać że będziecie małżeństwem sakramentalnym tego nie wiemy
a o sakramentach wspomniałem bo to jedyna droga żeby się jeszcze bardziej zbliżyć do Pana Jezusa
Pan Jezus , który mieszka w moim sercu - BEZCENNE

Anonymous - 2014-07-25, 02:54

Jim,
Pozdrawiam i życzę ci aby twoi aniołowie mieli ogrom sił do udźwignięcia Ciebie i Twojej ukochanej.
Narypałeś sobie w życiu. Nie do końca to twoja wina. Tak teraz nas życie prowadzi. Mogłeś nie wiedzieć albo się pogubić- jesteś człowiekiem i mężczyzną.
Odpowiedz sam sobie czy jesteś "facetem" czy "mężczyzną" Niby to samo ale trochę co innego.
Facet sobie poradzi i przejdzie kryzys w mig, obracając wszystko wkoło w miazgę i wyjdzie z ironicznym uśmiechem na twarzy, gardząc niby wygraną nad ślubną
Mężczyzna poczeka, powalczy, przetrzyma, upokorzy się do granic, po to żeby widzieć żal i tęsknotę za tym co staciła ślubna. Stać dalej dumnym i pewnym siebie mężczyzną , który dzięki swoim błędom wyciągnoł z nich wnioski.
Może i wiele masz niedociągnięć w swoim życiu, ale masz teraz swój BLOGOSŁAWIONY czas na naprawę.
Uwierz mi złemu, że kompletnie nic nie zmienisz w relacji dopuki sam siebie nie poprostujesz. A widzę że krzywo stoisz!!!
Jest takie przysłowie że " na krzywe drzewo , to i żaba wejdzie"
Prostuj się mężczyzno, bo to jest Twój czas.
Nikt ci nie da gwarancji że dostaniesz drugą szanse.

Anonymous - 2014-07-25, 03:05

Wspomniałes ze nie dostałeś rozgrzeszenia.
Przypomniałeś mi spowiedź generalną , kiedy byłem jeszcze z żoną.
Chodziło o spiralę. Ja księdzu że niby mi z tym źle ale przecież rozmawiałem, prosiłem, tłumaczyłem, no i co ja biedny facet mogłem. Uznałem ze to nie mój grzech tylko żony, bo ja się wyraźnie określiłem.
Wiesz co mi powiedział????
"nie współżyj" prawie się z nim pokłuciłem, że jak?? że dlaczego? że czemu ja?? no i jeszcze raz ze jak??
On powiedział że normalnie po ludzku . Po prostu nie współżyj.
Dzięki Bogu jestem w separacji bo do dziś tego nie ogarniam.
Bywali ludzie którzy dali rady w wstrzemięźliwości , np Św. Kinga i mąż

Anonymous - 2014-07-25, 14:27

jim napisał/a:
Ale jak. Z tego co kiedyś byłem u spowiedzi to rozgrzeszenia nie otrzymałem, ponieważ mieszkam i żyję z żoną bez ślubu. A to się raczej nie zmieni dlatego nie można obiecać poprawy.


skoro piszesz,że się nie zmieni,to zostaw partnerkę w spokoju i daj jej szansę znaleźć takiego mężczyznę,który zechce ją poślubić przed Bogiem.....nie pisz banialuków o miłości do żony,bo kiedy się kocha,to się nie zdradza.koniec-kropka.....miłość to nie chęć bycia z daną osobą,ale chęć,by ta osoba była z nami szczęśliwa....teraz,kiedy żona powiedziała dość,nagle okazuje się,że ją kochasz,myślę,że coś innego powoduje Tobą,prędzej urażona ambicja albo poczucie traconej własności,którą używałeś-a nie miłość.......ta przemiana niby z Bogiem-jak?skoro nie zamierzasz zmieniać niczego,czyli nie zakładasz przyjęcia Sakramentu Małżeństwa?powinieneś do tego dążyć,skoro sam uznałeś,że to jest przyczyna Waszych problemów-brak ślubowania przed Bogiem....ja akurat tak nie uważam,w każdym razie nie tylko brak Sakramentu się do tego przyczynił,także brak dojrzałości i ustawienia priorytetów,używanie ludzi....kochankę też używałeś i jeszcze na nią winę zwalasz,że ona Cię omamiła gadaniem działającym na Twoją duszę....no litości.....zanim zobowiążesz jakąkolwiek kobietę przemyśl najpierw SWOJE życie i swoje priorytety,to,kim jesteś,jaki chcesz być,jakie masz wartości i co możesz zrobić,by to zmienić....nie próbuj zasłaniać się kolejnymi wymówkami,typu: mój ojciec był demonem,wszystko przez skopane dzieciństwo,wszystko przez kochankę,zresztą ona nawet była brzydka(pewnie też była demonem)......chłopie-jesteś dorosłym facetem i SAM odpowiadasz za wszystkie swoje decyzje,od tego winieneś zacząć-od przyjęcia odpowiedzialności za to,coś sam narobił,bo jak na razie,to widzę wszystko powierzchowne,płytkie,wynikające bardziej z pobudek egoistycznych,ja chcę,by była szczęśliwa(w domyśle: ze mną)....a to nie o to tu chodzi............pozdrawiam,masz moją modlitwę,Szymon

Anonymous - 2014-07-25, 21:59

krasnobar napisał/a:
,bo kiedy się kocha,to się nie zdradza.koniec-kropka.....


Im dłużej sie nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem skłonna przyznać takim zdaniom rację...przecież to absurd: no kocham Cię (chce dla Ciebie jak najlepiej) więc Ci TO zrobię. Możemy się umówić więc, że wtedy, gdy TO sie dzieje miłości nie ma, ale nie znaczy, że nie można jej spróbować zrozumieć, trochę sie o niej poduczyć i zacząć ją czynić w swoim sercu i swoim secem już jako dojrzalec ;) czego życze Jim z całego serca.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group