Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Rozmyte marzenia - odstawiony po klotni na bok
Anonymous - 2014-07-17, 10:48
RS żona zostawiła pewnie w Polsce przyjaciół,rodzinę,znajome kochane miejsca. Cały dotąd oswojony świat. Nie poznała nowych bliskich osób,może nie wychodziła często z domu dlatego wasz dom mógł sie wydawac klatką,w której czuła się uwięziona. W konsekwencji Ty stałeś się całym swiatem. Może czekała na Ciebie jak na jedyną osobę,z którą mogła porozmawiać.Jak wiadomo nie zawsze tak bywało bo przecież miałeś prawo miec gorszy dzień. Jej samotność pogłębiała się. Czuła się sama.
Nie każdy jest obywatelem świata. Nie każdy przystosowuje się bez problemu do nowego miejsca.
Dodatkowo niektóre kobiety cenią sobie przy małym dziecku pomoc mamy czy siostry.
Ty na pewno po powrocie z pracy jej pomagałeś. Zresztą wypowiadasz się o córeczce z miłością.
Dużo nadziei widze w tym,że żona widuje się z Tobą w Polsce. Że otwiera CI drzwi i wpuszcza do domu nawet w środku nocy. Czyli też tęskni za Tobą i jeszcze Was nie skreśliła.
Może byc tez tak ,że czekała na Wasz ślub kościelny,a to jednak nie nastąpiło. Piszesz ,że zarabiasz pięciokrotnośc średniej krajowej ale na ślub nie było was stać.
Wiesz żeby wziąć ślub nie trzeba robic hucznego wesela.Wystarczy skromna ceremonia w kościele i uroczysty obiad dla rodziców i rodzenstwa. Nic więcej. Zamiast wydawać kokosy na jedna noc zabawy warto pojechac z żona na kilka dni w miejsce o którym marzyliście.
Nie twierdzę,że ponosisz wyłączną wine za to co się stało. próbuję tylko teoteryzowac co mogło być przyczyną takiej ucieczki podczas gdy nie zaistniał ciężki kaliber:przemoc,zdrada,nałogi.
Powiedz żonie ,że chcesz aby była szcześliwa i co wg niej jej to szczęście przyniesie?
Nie okazuj nerwów,okazuj czułość. Będzie dobrze. Udanego urlopu z rodzinką.
Anonymous - 2014-07-17, 12:26
Dzieki Anita. Wiem, ze zona mogla sie czuc osamotniona, dobrze o tym wiem, ale nigdy mi tego nie powiedziala w oczy, a z ruchow nie moglem tego odczytac.
Ze slubem koscielnym mial on byc kiedys, jak bedziemy mieli na wlasnie takie wesele, jak sobie zona tego zyczyla, bo to bylo dla mnie wazne.
Zobaczymy, co sie stanie, jak bede na miejscu... Nie bede sie narzucal, mam nadzieje, ze uda nam sie porozmawiac o wszystkim.
Anonymous - 2014-07-17, 17:06
Postawmy sprawy jasno Rozmyte Serce.
Wczuwam się w tym przypadku w rolę ojca Twojej Dziewczyny/Narzeczonej (wybacz że nie stosuję Twoje terminologi - żona, natomiast z szacunku do Twojej Dziewczyny piszę ją z dużej litery).
Otóż będąc owym ojcem bym się czuł upokorzony. Wziąłęś Dziewczynę ponieważ traktujesz ją ja żonę to ją zapewne zdeprawowałeś a teraz grozisz, że ja w taki stanie odstawisz do domu rodzinnego. No wybacz. Kiedyś takie postępowanie traktowało się bardzo poważnie i czy nie słusznie? Jesteś mężczyzną dojrzałym, odpowiadasz za swoje czyny, za to co dzieje się wokół Ciebie. Jesteś stworzony do wzięcia odpowiedzialności za rodzinę. Masz do tego potencjał, masz głowę na karku, masz charakter. A Ty co?
Piszesz argumenty...
No kim dla Ciebie jest żona tak z definicji? Czy to ktoś niczym pokojówka, popisujesz umowę z możliwością zerwania z 3 miesięcznym wyprzedzeniem? Nie, tu nie ma okresu wypowiedzenia, wystarczy jeden wieczór złego humoru. Coś takiego w żadnym kraju cywilizowanym w ramach prawa pracy nie przejdzie. Ale w kwestii tworzenia rodziny na prawie cywilnym jak najbardziej. Tak nasze pańśtwa szanują rodzinę. Tak taraktują związek kobiety i mężczyzny. Wybacz, jeśli Ty widzisz to podobnie to ja bym Ci swojej córki nie oddał. Nie byłbyś moim zięciem i bym Wam nie błogosławił. Bo Ty masz za tę kobietę oddać życie. Oooo, to by mi się podobało, byś był moim ukochanym synem. I to jest prawdziwe małżeńśtwo, to jest istota małżeństwa. Żywi z niego nie wychodzicie.
Czy coś nie jasne?
No owszem, są sprawy nie jasne, możeby być brak takiego zaangazowania.No bo ja nie jestem jej pierwszym, ona moją pierwszą. Tak to jest poważna przeszkoda, ot kolejne ciałko. Jest, minie, będzie następne. Może, chcąc nie chcąc rodzić się taka mentalność. Ale ma nadzieję, że w waszym przypadku tak nie jest, bo wówczas droga jest bardziej pod górkę. Jak jesteście dla siebie pierwszymi kochankami to mentalnie macie się bardzo ku sobie. Wydaje mi się łatwiej zbudować coś sensownego. Ale tylko z Bogiem. Ja jestem praktykiem budowania bez Boga... no i wszystko się zawaliło. Na prawdę nie polecam. Niby wszystko mam a nie niem nic... jedynie Bóg jakoś od czasu do czasu pociesza, ale jak widać i on ma ograniczone możliwości wobec moich o mojej żony wyborów. Szanuje nas i to co stworzyliśmy, wspiera dyskretnie. Daje wędki a nie ryby. Chwała za to Panu, bo to czyni nasze życie sensownym.
Pierwsza rzecz jaką trzeba odbudować to czystość przed małżeńska. Nie hańb więcej swojej Dziewczyny, jej ojca, nie hańb siebie. Te przyjemności które masz teraz dadzą Ci jeszcze w kość, wyjdą Ci bokiem. Mi wyszły. Czy tu masz jakieś watpliwości? Jak masz to napisz, może ja może ktoś inny rozwinie wątek.
Druga rzecz to naucz się czym ty się różnisz od kobiety. To da Ci ogromną porcję wiedzy do dobrego, szczęśliwego życia. Jeśli Tobie ma być dobrze to przede wszystki Twojej kobiecie musi być dobrze.
I trzecia rzecz. Nie jest bez znaczenia w jakim środowisku wzrastasz. Z kim przystajesz takim się stajesz. Wybacz, Niemcy to chyba najgorsze z możliwych rozwiązań. A jak chcesz być katolikiem i żyć po katolicku to pomimo wszystko, naszej grzeszności tu na miejscu, Polska wydej się najlepszym miejscem do zamieszkania. Czy masz jakieś watpliwości, czy rozwijać ten temat? Choć nie wykluczam, że w Niemczech są jakieś silne, zintegrowane ośrodki katolickie, z dobrymi duszpasterzami. Jak tak jest to mam prośbę... napisz o tym... to była by dla mnie cenna porcja wiedzy. Nie jest to żąden patriotyzm a raczej pragmatyzm. Kwestie majątkowe, egzystencjalne to rzecz wtórna. Co wcale nie oznacza, że troska o byt materialny nie jest ważna. Chodzi o priorytety.
Rozmyte Serce... Ta Dziewczyna to nie jest Twoja żona. W gruncie rzeczy nie mas wobec niej żadnych zobowiązań. Zastanów się nad jeszcze jednym. Jeśli to ona Cię naprowadza na złą drogę to zastanów się zanim będzie za późno. Jej ojciec też nie musi podzielać tych poglądów jakie tutaj sobie hipotetycznie zaprezentowałem. Jeszcze jesteś wolnym człwoiekiem. Ale to Ty jesteś w tym wszystkim mężczyzną, to Ty jesteś kreatorem rzeczywistości i Ty masz potencjał też wyciągnąć tę Dziewczyną na drogę do Waszego wspólnego szczęścia oby na ziemi, a na pewno w Niebie.
Anonymous - 2014-07-17, 17:55
Ja nie groze ze ja w takim stanie zostawie, bo nadal patrze na wspolna przyszlosc, w ktorej dojdziemy do wszystkiego razem. To, ze w klotni mowilem o rozwodzie i wyszedlem, nie oznacza, ze tak bym zrobil. Bylem slaby emocjonalnie.
Ja nie zrywam umowy, bo to teraz moja zona ja zrywac chce, takze przeczytaj caly watek, zanim sie wypowiesz. Ja juz dwa razy bylem u zony, tylko po to, zeby zostac odepchniety i odsuniety od niej, a nie zeby spedzila czas ze mna. Zona jest moja zona, moja miloscia, moim wszystkim.
Slub koscielny chcialem zrobic wtedy, kiedy moglbym mojej zonie spelnic jej marzenie, co do tego, czyli slub ze wszystkimi z jej rodziny. Jakby to zalezalo ode mnie, to dawno bysmy wzieli slub koscielny w gronie rodziny, ale zona tego nie chciala, z racji na reakcje jej rodzicow.
Po pierwsze, nigdy nie robilem niczego z zona, za co odpowiedzialnosci bym nie wzial. Dla mnie zawsze wszystko sie kierowalo w strone bycia razem, do konca naszych dni ziemskich. I moi tesciowie przyzwalali na wszystko, bo wiedzieli, ze jestem odpowiedzialny, a teraz moja zone ode mnie odseparowuja.
Roznie sie wszystkim od kobiety, i to juz sie dowiedzialem. Forma komunikowania, mysleniem, czuciem, odpowiedzialnoscia, budowa ciala, doslownie wszystkim.
Po trzecie, w Niemczech tez mozna zyc po Bozemu, i nie ma tylko bezboznikow. Znam chocby kosciol w ktorym tutaj mialem biezmowanie z rocznym przygotwaniem do tego w grupie 30 osob.
Ona jest MOJA ZONA! Jest moja miloscia, jest wszystkim, czego zawsze chcialem, i dazylem do tego, aby ja miec przy sobie. I nadal tego chce, mimo wszystkiego, co sie stalo. Kocham ja, mimo tego, iz juz zaczela mnie ciagac po sadach w sprawie corki. Kocham ja taka, jaka jest, z jej wadami, z jej slabosciami, ze wszystkim, co sie z tym wiaze.
Teraz spakuje resztki rzeczy do auta, a jutro w drogie do NICH, do ZONY i do coreczki. Kocham je obie. I nie wyobrazam sobie zycia bez nich, jezeli i moja zona bedzie gotowa na wszystki nadal, na slub koscielny, na powrot, na bycie ze mna na dobre i zle, w zdrowiu i chorobie, w szczesciu i nieszczesciu. Kocham ja!
Anonymous - 2014-07-18, 00:05
Przepraszam Cię Rozmyte Serce. Rzeczywiście mogłeś mieć słuszne wrażenie, że niezbyt dokładnie wszystko przeczytałem. Czasem coś umyka, a czasem też coś tak a nie inaczej niefortunnie ujmuje się słowami.
Ale do rzeczy.
RozmyteSerce napisał/a: | Jest moja miloscia, jest wszystkim, czego zawsze chcialem, i dazylem do tego, aby ja miec przy sobie. |
Powiedzmy że wierzę Ci na słowo. Samochód bym Ci porzyczył, ale córki na pewno bym Ci nie oddał. Niestety nie wierże w to co napisałeś na tyle. Nie uważam że masz złą wolę, ale serce zmienne jest, nawet serce najsilniejszego mężczyzny. Mam już swoje lata i znam realia życia Drogi Chłopcze. Może to brzmi pretensjonalnie, ale być może mógłbym być Twoim ojcem, więc wybacz. Uwierz mi przejdzie Ci. Nie tacy się zarzekali.
Bycie mężczyzną zobowiązuje do szacunku wobec określonego dobrego porządku, Bożego Pożądku. Takie bym przyjął załozenie. Czy zgodziłbyś się z tym? Czy mężczyzna może być głupcem? No chyba nie... a więc... potrzebuje mądrości ... a gdzie ją znajdzie? Sam wymyśli ledwie wyrosnąłwszy z matczynych pieleszy? Bez jaj. Może kultura masowa mu dostarczy tej mądrości? No! Mogą rodzice, ojciec, dziadkowie, ktoś z najbliższych z autorytetem. Jakie Ty Drogi Rozmyte Serce masz autorytety? Komu ufasz? Czy kościołowi ufasz? No... Nie bardzo... a Bogu?
Kołościołowi nie, Bogu tak... tak się domyślam. Jesteś człowiekiem wierzącym. Czy jesteś protestantem? Nie... miałeś bierzmowanie... specjalny dar od Ducha Świętego. I jak? Oświecił Cię?
Żeby oświecił potrzebny jest akt dobrej woli, na przykład pokory, dobrej pokory. Ukorzyć się przed czymś co jest święte. Ufasz Papieżowi? Franciszkowi, Benedyktowi, Jaowi Pawłowi II? Co o nich wiesz? A może nie chcesz się tak dać upokorzyć by komuś się podporządkowywać? Wobec kogo się buntujesz? Wobec kilku klechów? A może samemu Bogu mówisz nie? Przemyśl to. W jakich warunkach Bóg może Ci cokolwiek powiedzieć i w jakich okolicznościach? Podczas rozmyślań przy piwku, przy słuchaniu muzyki jadąc samochodem i ładująć sie jakimiś ziemskimi bodzcami? Może lepiej poklęczeć w absolutnej ciszy tak z 3 godziny, lepiej 5 w jakimś kościele przed najświętrzym sakramentem? I nawet nic nie mówić. Po prostu patrzeć się na Ukrzyżowanego. Być z nim razem. Próbowałeś kiedykolwiek? Ja tak.
Koścół w zakresie definiowania pojęcia żona jest jednoznaczy. Żona to taka kobieta, która w wyniku przysięgi małżęnskiej zawieranej w obliczu Boga oddaje się na całe życie swojemu mężowi. I od tego momentu stają się jednym ciałem. To jedno ciało wiąże się z porzuceniem rodzin z których się wyrosło. Natomias przed ślubem jest się odrębnymi jednostkami które powinny się szanować. Zasdady szacunku międzyludzkiego masz wyłozone w przykazaniach 4-10. Jest też to nieszczęsne przykazanie nr 6.
Ale to przecież wiesz. Za piękne oczy bierzmowania nie dają. Przygotowują lat kilka. Więc o co chodzi? Skąd ten protest?
Mówiłeś argumenty... Jakie masz Ty Drogi Rozmyte Serce w tej sprawie? Co jest nie tak? Wyjaśnij mi. Bo chyba nie masz pretensji, że traktuję Cię jak mężczyznę i wykładam kawę na ławę. Poproś innych by owineli to w bawełnę. Czy myślisz, że pod nią będzie się kryło cokolwiek innego? Jak dla mnie to strata czasu... zawijanie ... odwijanie.
Pochwalę się. Ja nigdy swojej żonie nie powiedziałem, że porzucam ją na zawsze. Szczerze... to przytrafiło mi się raz z dwa miesiące temu, że chyba musimy od siebie trochę odpocząć. To też były emocje. Jak kilka lat temu dowiedziałem sie o jej zdradzie to wiedziałem że jej nie opuszczę, choć wcześniej zarzekałem się nie raz zupełnie inaczej. Po prostu... obowiązek, sakrament, Bóg, może także dzieci. Ale naistotniejszy jest właśnie ten sakrament.
Są trzy w moim przekonaniu bardzo istotne znacznienia małzeństwa. Mówie to od siebie i po swojemu. Jak się mylę to proszę mądrzejszych o wytprostowanie mnie. Ale chcę Rozmyte Serce tak od siebie coś Ci powiedzieć a nie kopiować gotowe formółki do których możesz przecież sobie sięgnąć za pomocą googla.
a) Boże błogosławieństwo na życie. Bóg jest Panem naszego losu. Bóg chciał byśmy czynili sobie ziemię poddaną. No to w ważnych momentach naszego życia wchodzimy w relacje z Nim. Kłaniamy się nisko, dziękujemy za wszystko i prosimy o więcej.
b) Wymiar indywidualny w relacji między małżonkami. Od tej pory wchodzimy w więź intymną, która nie oznacza tylko przyjemności cielesnych. Przyjemność cielesna sama w sobie robi z nas egocentryków, którym ciągle mało. To prowadzi różnych uzależnień, złą, czasem w najostrzejszych postaciach. Seks potrafi człowieka pogrążyć całkowicie. Unikamy tego jeśli ofiarnie oddajemy się drugiej osobie i tylko tej jednej osobie... wedle Bożego załozenia iż będą jednym ciałem. Jest to pewien fenomen zatracany w dzisiejszych czasach poprzez rozwiązłość. Kto nie czuje bo za dużo nagrzeszył musi wierzyć tym którzy jednak to czują. Nie ma rady.
c) Wymiar społeczny ogólny i wewnątrzrodzinny. To jest kwestia stabilności materialnej i psychicznej tej komórki jaką jest rodzina. Wychowanie dzieci, przekazanie im miłości, dawanie świadectwa o Bogu. Małżęństwo bierze w karby ten wielki dar jakim jest popęd seksualny, który równie dobrze może niszczyć jak i dodawać maksimum energi do budowania świata. I nie chodzi tylko o zaludnienie. Ta ekstaza ubogaca ludzkie życie... związeku między kobietą a mężczyzną, dodaje przeogromnego romatyzmu. Wymaga jednak regół bo jest niczym reaktor atomowy. W reżimie technologicznym zasila pół kraju, w bałaganie dewastuje i tworzy radioaktywną pustynię w której żyją jedynie organizmy typu zombi.
Tak więc nawzajem musimy sobie dawać piękne świadectwo w tej dziedzinie. Stąd te piękne ceremonie, biała suknia panny młodej symbolizująca czystość i niewinność.
No i jaki jest Twój Rozmyte Serce do tego stosunek? Widzisz swoje błędy? Powiem Ci też szczerze bez owijania w bawełne. Myślę że przy obecnym Twoim nastawieniu nie masz szans na zawarcie ślubu kościelnego bez oszukania osoby kwalifikującej Cię do tego sakramentu. A wiesz co to oznacza? Nieważność ślubu.
Jesteś mężczyzną, masz głowe na karku, chcesz być odpowiedzialny. Bądź odpowiedzialny! Napisz mi że ja po prostu nie mam racji. To wszystko są brednie nawiedzonego fundamentalisty z zacofanej Polszy. Tylko liczę na argumenty, na jasne błyski Twojej intelicencji. Przekonsultuj to jeszcze z kimś i myśl. Ignorancja nie przystoi mężczyźnie.
Czy chcę przewrócić Twoj świat Rozmyte Serce? Tak chcę. Życzę Ci szczęścia z Twoją przyszłą żoną i dziećmi. Na razie masz jedno wiem, wiem. I zyczę Ci odwagi. Ale odwaga to też nieodłączny atrybut mężczyzny.
Anonymous - 2014-07-18, 05:37
Oh, Orzs, psujesz wszystko, albo i nie.
Ja jestem przekonany do tego, ze musze o moja zone walczyc. I bede ja okreslal zona, bo dla mnie jest zona. Wiem, ze brakuje Nam sakramentu malzenstwa, i wiem, ze jest Nam potrzebny, aby sobie pokazac, ze jestesmy na zawsze.
Nie jestem przykladnym katolikiem, bo bym zgrzeszyl, gdybym mowil, ze jestem. Wierze Bogu, ale nie wierze kosciolowi. Pan Bog dal mi szanse poznac moja zona, laczyl Nas mimo kilometrow, ktore Nas dzielily, zawsze laczyl Nas mimo klotni.
I wierze, ze Pan Bog ma teraz takze plan na to. Ja juz wiem, ze sam chce bardzo slubu koscielnego z moja zona. Sam wiem, ze chce sie poprawic i naprawic. Chce kochac, nie patrzac na to, czy moja zona mnie kocha, bo wlasnie kocham szczerze. Kocham ja, i chce dla niej jak najkepiej i bede do tego dazyl z sila i energia Boza.
Wiem, ze sie zgubilem w ostatnich latach w kwestii Kosciola, ale nie do konca w kwestii Boga. Ufam Bogu, ze wszystko, co sie dzieje, to ma swoj cel w zyciu.
Dzisiaj ruszam w droge do ZONY! I do CORKI! I bede z nimi, i bede przy nich, a to sie dla mnie najbardziej liczy. Powiem zonie, ze jezeli bedzie gotowa ze mna na wszystko, to bez slubu koscielnego ani rusz dzisiaj. Bedziemy musieli ustalic termin, kiedy zawrzemy slub koscielny. Bez tego juz bym nie chcial, zeby do mnie wyjechala.
Kocham CIEBIE A.
Anonymous - 2014-07-18, 12:18
RozmyteSerce napisał/a: |
Slub koscielny chcialem zrobic wtedy, kiedy moglbym mojej zonie spelnic jej marzenie, co do tego, czyli slub ze wszystkimi z jej rodziny. Jakby to zalezalo ode mnie, to dawno bysmy wzieli slub koscielny w gronie rodziny, ale zona tego nie chciala, z racji na reakcje jej rodzicow. |
Proszę Cie, zastanów się na sensem tego co napisałeś. Piszesz to nie po raz pierwszy, pisałeś też o tym, że sam wolałeś mieszkanie bez kartonów zamiast ślubu.
To pozwala wnioskować, że nie rozumiecie
Argumenty, które oboje podajecie, to jak wyjaśniacie brak ślubu, nie mają żadnego sensu.
Albo Bóg jest dla Was bardzo daleko, albo któreś z Was nie jest pewne swoich uczuć.
Ja bym zaczął od zastanowienia się nad tym, to jest poważna sprawa.
Anonymous - 2014-07-18, 12:34
Dopisze do tego to:
Bog w ostatnim czasie nie byl dla mnie taki bliski, jakim powinien byc. Zonie zalezalo na slubie z weselem, mi zalezalo na tym, zebysmy mieli na czym jesc i byc, i nic nam nie zabraklo.
Chcialem zrobic male wesele, na ktorym bysmy byli tylko My i rodzina najblizsza, bo na to bylo mnie zawsze stac, ale nie na impreze na 140 osob. Moja zona chciala duzego wesela, wiec oboje respektujac zdanie drugiego, zdecydowalismy sie najpierw na slub cywilny, ona z tego powodu, ze chciala wielkiego wesela, ja z tego powodu, bo chcialem zebysmy mieli mieszkanie i nic mojej zonie i corce nie zabraklo.
Teraz wiem, ze bylo to tez bledem, i trzeba bylo najpierw myslec o slubie koscielnym, a pozniej o reszcie. Tylko co mi teraz po tej lekcji zycia?
Kocham ja, tak jak zawsze ja kochalem i nawet jak jest zle to kocham ja jeszcze mocniej, ale nie uciekam od niej.
Anonymous - 2014-07-18, 13:02
RozmyteSerce napisał/a: | Dopisze do tego to:
Bog w ostatnim czasie nie byl dla mnie taki bliski, jakim powinien byc. |
Masz zamiar z tym coś zrobić? Uważasz, że to ważne?
A dla Twojej urzędowej żony? Był bliski? Chyba też nie.
Do rozważenia jest czy ona chce i potrafi sprawić żeby On był jej bliski.
To są fundamentalne pytania. Dla mnie odpowiedź NIE na to ostatnie oznaczałaby,
że mogę być z taką kobietą.
No chyba, że oboje odpowiadacie NIE te pytania. Tylko co w takim razie robisz na katolickim forum?
Cytat: | Teraz wiem, ze bylo to tez bledem, i trzeba bylo najpierw myslec o slubie koscielnym, a pozniej o reszcie. Tylko co mi teraz po tej lekcji zycia?
|
Jeśli się czegoś nauczyłeś i chcesz coś zmienić to może się okazać, że bardzo wiele po tej lekcji.
Cytat: | Kocham ja, tak jak zawsze ja kochalem i nawet jak jest zle to kocham ja jeszcze mocniej, ale nie uciekam od niej. |
Jeśli kochasz, to przede wszystkim nie chcesz źle dla tej osoby. To oznacza między innymi to, że nie godzisz się na życie w grzechu tej osoby, nie przyczyniasz się do tego grzechu.
Anonymous - 2014-07-18, 13:14
Cytat: | Tylko co w takim razie robisz na katolickim forum? |
Katolicki znaczy zdaje się po-wszechny .
Tak jak i kościoły są otwarte dla każdego , tym bardziej forum .
Anonymous - 2014-07-18, 13:18
Wlasnie juz caly czas cos z TYM robie. Dzialam i krocze w kierunku lepszego ja, aby bylo lepiej. Krocze do tego, aby byc z Bogiem i byc z Moja zona.
Nie wciagam mojej zony w zaden grzech, bo chce z nia slubu koscielnego, jak bedzie mnie chciala i bedzie gotowa ze mna na wszystko.
Anonymous - 2014-07-20, 16:15
Zadam Ci takie pytanie Drogi Rozmyte Serce.
Czy byłbyś gotów pójść w imię miłości która jest w Tobie... nie tej miłości do narzeczonej (wybacz... będę sie trzymał tej terminologii... później jeszcze słowko na ten temat) ale miłości do Boga, bez której każda nasza ziemska miłość jest tylko iluzją. ... pójść radykalne rowiązanie. Sam co prawda tego nie ogarniam. Macie dziecko... to już poważna sprawa... dodatkowe zobowiązania. Trudno więc doradzać by nie mieszkać razem. Ale np spanie w jednym łożu... Czy czujesz się uprawniony? Czy Pan Bóg Ci na to pozwala? Pamiętasz słowa Papieża? Wymagajcie od siebie nawet gdy inni od was nie wymagają.
Wiem... dzisiejszy świat na wszystko się godzi. Wobec świata macie w pełni formalny związek. Idiotyzmem może się wydawać jakiekolwiek czepialstwo. Ilu ludzi w takich związkach żyje? Ilu żyje i bez tych formalnych procedur w USC. Nikt się ich nie czepia. W końcu się 'kochają' są sobie wierni, mają prawo bo są dorosłymi ludzmi.
Wiem że żyłeś w takim świecie w takim przeświadczeniu, ja także. Jeszcze kilka lat temu nie padły by te moje słowa w stosunku do Ciebie. Traktowałbym Twój związek jako małżeństwo choć może z pewnym brakiem. A to nie jest 'pewien brak'. Teraz wiem że to brak zasadniczy. I powtarzam, ja tego nie wiedziałem. Dramat zdrady otworzył mi oczy. Byłem głupcem, nie myslącym, zdemoralizowanym, zarozumiałym. To też był być może czynnik sprzyjający złu które rozwinęło się u mojej żony do tak ekstremalnej postaci jak zdrada. Zło jest zaraźliwe i ma tendencję do spontanicznego rozwoju.
Zastanów się czy chcez to w swoim życiu uciąć?
Tak więc rozumiem Twój opór. Ja Ci tylko radzę. Przedstawiam swoją opinię. Sam poszukaj prawdy w tej sprawie. Tylko nie gódź się na ignorancję. Nie lekceważ problemu.
Nic nie osiągniesz bez poszukiewania tego o czym piszesz, czyli Boga. Oby to nie pozostało w sferze słów. Pisałem Ci o wielogodzinnej adoracji Najświętrzego Sakramentu. Spróbuj. Boga samymi słowami się nie znajduje, w hałasie i zgielku dnia codziennego Go nie znajdziesz. To mogą być iluzje i przez iluzjami boga Cię przestrzegam.
I jeszcze raz na kociec terminologia.. żona, nie żona. To nie jest sprawa błąha. Ona ma znaczenie i dla Ciebie bezpośrednio i dla narzeczonej i dla wszystkich wokół. Czasami taka decyzja jak coś określić oznacza czy jestem gotów stanąć w prawdzie... czy też wolę oszukiwać samego siebie, czyli ulegać księciu tego świata... diabłu.
Z Bogiem Rozmyte Serce.
Anonymous - 2014-07-24, 12:03
Wiec i ode mnie cos nowego. Jestem znowu w Niemczech, gdyz zona mnie swoim zachowaniem poraz kolejny zlamala. Jak to mowicie zawsze, trzeba tez czasami o sobie pomyslec.
W sobote i niedziele spedzilismy bardzo mile dni. Rozmawialismy, szukalismy bliskosci(przytulanie). Moja zguba nawet wielokrotnie mi przyznala, ze mnie kocha, ale nie wroci do Niemiec. Na pytanie, jezeli ja bede gotowy,i wroce do Polski, nie pozwolila mi wracac, bo wie, ze moja praca w Niemczech jest dobra. Powiedzialem jej z pelna powaga, ze wrocilbym do Polski, jezeli mialoby to Nas uratowac, ale jakby tego nie slyszala, albo jednak to nie opcja...
Pojechalem do Polski, bo uslyszalem slowa "Tesknie". W sobote czulem to, w niedziele tez, ale w poniedzialek jakby moja zona byla mna juz znowu nasycona. Wiec zapytalem sie, czy tesknila za mna, czy za Nami, czy za czym. Nie potrafila mi na to odpowiedziec. Ja tez spogladajac na niedziele i poniedzialek, tez nie potrafilem sobie na to pytanie odpowiedziec.
Zlamalo mnie to w srodku, gdy dowiadujac sie, ze mnie kocha, nie chce szukac rozwiazania dla tego, jak ja. Juz nawet o powrocie do Polski powaznie myslalem. Wytlumaczylem poraz kolejny wszystko, co wiem, ze stalo miedzy Nami. Powiedzialem, ze jezeli cos jeszcze chce wiedziec, to moze sie zapytac, i to tez uczynila, ale w zadna szczera odpowiedz nie wierzyla, bo czuje sie przez moje zachowanie oszukana.
Mowilem jej caly czas, ze ja kocham, i ja chce mimo tego, jak mnie traktuje teraz swoja obojetnoscia, dystansem, mimo tego, ze nie potrafi tego sama wytlumaczyc. Wszystko co od niej uslyszalem to slowa: "Wiem!".
W poniedzialek wieczorem bylem tym dystansem i ta niechecia do mnie, do bliskosci, do rozmow, tak zlamany w sercu, ze wsiadlem w auto i wrocilem do Niemiec. W drodze do Niemiec zadzwonila do mnie, ze mnie szuka i chce ze mna porozmawiac. Rozmawialismy ponad godzine, i powiedzialem, ze zawroce, jezeli zauwaze, ze brakuje jej, ale nie tylko cielesnie, ale tez uczuciowo, jezeli jest gotowa zaczac ze mna cos nowego, albo pomoze mi przejsc przez ten caly proces. Uslyszalem ale znowu stanowcze "Nie", ktore slysze od samego poczatku. Caly czas slyszalem to inne powody do braku powrotu. Jeden utkwil we mnie najbardziej. Ona nie chce wrocic, nie dlatego, ze bym sie nie zmienil, ale dlatego, ze ona by sie nie zmienila, i boi sie, ze by sie znow wszystko posypalo przez to, ze wypomina, przez to ze trakuje mnie zab za zab oko za oko, przez to ze wszyscy teraz o tym wiedza, a co sobie by pomysleli.
Nie wiem, jak dotrzec do serca mojej zony, aby chciala zyc uczuciem, a nie rozumem, ktore teraz aktualnie nie ida w parze. Wiem, ze mnie kocha, bo wiem, jak reaguje na mnie, bo mi to powiedziala szczerze. Powiedzialem jej, ze moze na mnie zawsze liczyc, i bede czekal, ze swiadomoscia ta, ze moze to jeszcze dlugo potrwac, bo ja wierze w milosc, w zwiazek, w przeznaczenie, ktore nas polaczylo.
Teraz probuje sie skoncentrowac nad soba, modle sie, chodze do kosciola. Staram sie doznac bliskosci Boga, aby moc to zrozumiec, lub chociaz moc to przetrwac, i prosze Boga o szczescie dla zony, cokolwiek to oznacza. Na razie widze, ze jest zagubiona, i nie wie dokad ma pojsc. Ja staram sie znalezc w modlitwie pomoc, bo wiem, ze moja ziemska sila nie uzykam nic, wiec uciekam sie w prosby do Boga i modlitwe, w ktorej dziekuje za zona, za coreczke, i prosze o lepsze zycie dla Nich.
Anonymous - 2014-07-24, 12:10
RS szkoda, że nie skontaktowałeś się z ogniskiem sycharowskim w Gdańsku. Ratowanie relacji zaczyna się od przemiany siebie, inwestuj w siebie.Korzystaj z tego co możesz znaleźć w Sycharze, a jest tego sporo.
|
|
|