To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Rozmyte marzenia - odstawiony po klotni na bok

Anonymous - 2014-07-14, 17:50

Pytania byly ciezko zbywalne, i tak dyskutuje sie ze mna ciezko. Jestem stanowczy w tym, co robie, i to powoduje, ze zdanie innych dopuszczam tylko z odpowiednimy argumentami. A to, co krasno napisal, to bylo dla mnie zbyt po lepku. Gdybysmy mieli nie byc razem, to uwazam, ze bym tyle nie jezdzil, gdybym nie chcial mojej zony, a ona by mi nie otwierala drzwi, jak przyjezdzalem prawie zawsze w nocy, nie zawsze zapowiedziany.

Wiem, ze moja zona chciala czegos wiecej, niz bycie "pania domu". Ale wszystko mialo sie dziac krok po kroku, a nie od razu. Studiow, ktore robila w Polsce, nie przerwala przez wyjazd. Oplacilem wszystkie czesne i latala na egzaminy, takze nie odebralem jej niczego, na czym jej zalezalo. Chciala sie krztalcic, to tak mogla robic. W tym roku miala zaczac kurs jezykowy na caly etat, zeby nauczyc sie niemieckiego tak, zeby sie wszedzie dogadac. Kurs mial byc z opieka na nasza coreczka lacznie w salce obok.

Na razie sprowadza sie wszystko do tego, ze ja zawinilem i jestem tym zlym, co bylo i co jest. Wiem, ze zle sie zachowalem wtedy wychodzac z domu, dla obrony caly czas mowie, ze tylko 300 metrow dalej, ale wciaz to ja wyszedlem, to ja popelnilem ten blad. Nie zdradzilem mojej zony, i nie mam takowego zamiaru. Nie bilem i nigdy bym nie uderzyl.

Anonymous - 2014-07-14, 21:00

RozmyteSerce napisał/a:
Pytania byly ciezko zbywalne, i tak dyskutuje sie ze mna ciezko. Jestem stanowczy w tym, co robie, i to powoduje, ze zdanie innych dopuszczam tylko z odpowiednimy argumentami.


Czyżby? Jak dla mnie to argumenty były bardzo odpowiednie.
Rozważyłeś je w ogóle?
Z żoną też to tak wygląda? Dopuszczasz jej zdanie do siebie?

Cytat:
Gdybysmy mieli nie byc razem, to uwazam, ze bym tyle nie jezdzil, gdybym nie chcial mojej zony, a ona by mi nie otwierala drzwi, jak przyjezdzalem prawie zawsze w nocy, nie zawsze zapowiedziany.


Ale To Twoje "tyle" to malutko. Średnio raz na prawie 2 miesiące.
Ja sobie tego nawet nie mogę wyobrazić, kocham i widzę raz na 7 tygodni? I tak przez 5 lat? Bo co? Bo gdzieś mam pracę? No nieeee :)
No, ale to tylko moja perspektywa.
Związek na odległość jest specyficzny. Przyjeżdża się na chwilę, stęskniony, wyposzczony, a wyjeżdża za nim pojawią się problemy. Potem z odległości idealizuje się tę drugą osobę. Czy tak można się poznać? Nauczyć ze sobą być?


Cytat:
Wiem, ze moja zona chciala czegos wiecej, niz bycie "pania domu". Ale wszystko mialo sie dziac krok po kroku, a nie od razu.
Studiow, ktore robila w Polsce, nie przerwala przez wyjazd. Oplacilem wszystkie czesne i latala na egzaminy, takze nie odebralem jej niczego, na czym jej zalezalo. Chciala sie krztalcic, to tak mogla robic. W tym roku miala zaczac kurs jezykowy na caly etat, zeby nauczyc sie niemieckiego tak, zeby sie wszedzie dogadac. Kurs mial byc z opieka na nasza coreczka lacznie w salce obok.


Bolą mnie zęby jak to czytam. "Oplaciłem", "nie odbierałem".
Masz specyficzne podejście do wspólnoty małżeńskiej.
Nie opłaciłeś, ale opłaciliście, nie odbierałeś bo nie masz nic do odbierania.
To "krok po kroku" to była Twoja decyzja czy Wasza?

Cytat:
Na razie sprowadza sie wszystko do tego, ze ja zawinilem i jestem tym zlym, co bylo i co jest. Wiem, ze zle sie zachowalem wtedy wychodzac z domu, dla obrony caly czas mowie, ze tylko 300 metrow dalej, ale wciaz to ja wyszedlem, to ja popelnilem ten blad.


Naprawdę wierzysz w to, że to wszystko przez to, że wyszedłeś?

Anonymous - 2014-07-14, 21:24

Z zona rozmawilismy zawsze o wszystkim. Dopiero w ostatnim pol roku, przestalismy, co juz pisalem w poscie wczesniej. Zawsze mowilismy o wszystkim i dochodzilismy do kompromisu.

Bylem tyle, ile moglem byc w Polsce. Spedzalem caly urlop z nia i jezdzilem tak czesto jak moglem. A bylem studentem i bez zarobkow. Wszystkie pieniadze, ktore mialem, inwestowalem w wyjazdy. Bylismy z zona nie po pare dni, ale czesto po 3 tygodnie ze soba razem, czasami i nawet 2 miesiace w kawalku.

Zaplacilismy za studia, i zona teraz wlasnie je skonczyla. Krok po kroku byl ustalony przez Nas. Najpierw nam sie urodzila corka, pozniej wazne bylo, aby sie ja zajac, kurs jak bedzie miala okolo roczku, a pozniej praca, jak zona by tego chciala. Ostatnio mielismy nawet pojsc do polskiego kosciola na kolko mlodych rodzicow/mam, aby mogla kogos poznac, ale zona nie chciala sie nigdzie wybrac

Napisalem, ze nie przez to, ze wyszedlem, tylko przez to, ze wiele rzeczy zrobilem, ktore nie byly wlasciwie, na przelomie ostatniego roku. Przeczytaj caly temat, to sie dowiesz, ze przeskrobalem dosc mocno. Wiem, ze przez to, co robilem, zona mogla sie czuc samotna, i nie potrafilem zaspokoic jej potrzeb. Cale szczescie w jej zyciu uzaleznila ode mnie, i nie sprostalem temu zadaniu, i zauwazylem to dopiero teraz, ze mialem sie bardziej starac.

Anonymous - 2014-07-15, 08:23

RozmyteSerce napisał/a:

Napisalem, ze nie przez to, ze wyszedlem, tylko przez to, ze wiele rzeczy zrobilem, ktore nie byly wlasciwie, na przelomie ostatniego roku. Przeczytaj caly temat, to sie dowiesz, ze przeskrobalem dosc mocno.


Rzecz w tym, że nie widzę niczego grubego. Konflikty to normalka a jednak wyprowadzka po tak krótkim okresie bycia razem to dla mnie dość ekstremalna sytuacja.
Może jednak nie oceniasz sytuacji obiektywnie?
A może to tak czasem jest, że nie wiele potrzeba. Trochę kłótni, byle problemów i bye. Po co się męczyć? Tyle razy to słyszałem. Nie każdy chce się męczyć. Mało kto wierzy, że do grobowej deski choćby nie wiem co.
A może jest w tym jakaś racja? Jeśli od początku jest źle, to jaka jest nadzieja, że później będzie lepiej?

Anonymous - 2014-07-15, 08:51

Wlasnie to jest to, ze nie bylo niczego takiego duzego, co by dalo mi to wszystko zrozumiec.

Uzbieralismy z zona repertuar drobnych rzeczy, ktore juz opisalem. Nie bylo zdrady, nie bylo innych kobiet/mezczyzn, nie bylo bicia, nie bylo niczego az tak zlego. Wybuchlo wszystko, bo bylo tego troche, tych malych zlych rzeczy.

Klotnie byly werbalne, i wedlug mnie wszystkie do rozwiazania. Wiem, ze moze bylo za malo kompromisow z mojej strony, nie bede sie bronil, bo zawsze tak robie. Wiem, ze musze nad soba popracowac, i nad tym, zeby bardziej zony sluchac. Przykro mi jedynie z tego powodu, ze gdy sie robi stresujaco, to zona uciekla w taki sposob, a aktualnie ona nie widzi mozliwosci rozwiazania naszych problemow, tylko uznaje "ucieczke" od tego, za rozwiazanie.

Jeszcze nie wiem, co zrobie i jak zrobie. Wazne jest dla mnie teraz to, ze nie wazne, czy moja zona bedzie nadal zezloszczona, czy nie, ze bede blisko niej na wysiagniecie reki. Chce zeby wiedziala, ze mimo tego, co sie stalo, ja nadal sie staram i jestem blisko i jestem gotowy na wszystko znowu.

Anonymous - 2014-07-15, 13:28

Kenyo,nie chodzi mi o patriotyzm,bo to prywatna sprawa każdego z nas.....raczej próbuję naprowadzić Autora wątku na PRAWDZIWE powody tego,że nie potrafi się zmobilizować i po męsku podjąć decyzję:nieważne gdzie,byle razem....a czemu sądzę,że prawdziwych powodów Autor sobie nie uświadamia?no bo wybaczcie-po jednej kłótni nikt nie myśli o rozwodzie....również sobie nie uświadamia tego,jak silnie jest uzależniony od swoich rodziców-mieszkają 300m od niego,po kłótni po prostu pakuje się i idzie do mamusi i tatusia,a zagranicą chce zostać,bo nie będzie mógł ich często odwiedzać,poza tym są ciotki kuzyni......i tu jest pies pogrzebany....żadna żona nie wytrzyma takiej konkurencji i takiego uzależnienia męża od swoich rodziców....względy finansowe?może raczej wsparcie finansowe rodziców?RozmyteSerce-przyjmujesz pomoc pieniężną od swoich rodziców?pomagają Ci żyć w Niemczech?nie musisz odpowiadać na forum rzecz jasna-sam sobie odpowiedz......względy finansowe bowiem,jakie przedstawia nam Autor,wcale nie są jakieś drastyczne.....sam Autor pisze:że wydawał wszystkie pieniądze na dojazdy,że nie stać go na to,na tamto,jakieś dziwne hocki klocki z kartą i z dostępem do niej małżonki itd.......więc podobnie miałby i w Polsce-był raptem tu 3 miesiące i czego oczekiwał-że ktoś sam mu poszuka pracy itd?po prostu chodzi mi o jedno-o to,że autor ściemnia-najpewniej sam przed sobą-o prawdziwych powodach tego ich rozstania......+że samo związanie się z kimś,o kim od poczatku wiedziało się,że nie chce mieszkać zagranicą było ryzykowne i z góry było wiadomo,że będą kłopoty,co zresztą nastąpiło.....tu nie wystarczą jedne rekolekcje,wykład,książka-tu trzeba stanąć w prawdzie o sobie i przewartościować swoje życie-np. dorosnąć i zdecydować się na życie z żoną,a nie przy mamusi i tatusiu.......i tylko o to mi chodzi,nie oceniam już tego,co kto sądzi o swojej ojczyźnie....nie lubię tylko ściemniania i fałszowania rzeczywistości,żeby nagiąć ją do swojej tezy...jak zauważam,Maćko też na to zwrócił uwagę.......

RozmyteSerce napisał/a:
Przykro mi jedynie z tego powodu, ze gdy sie robi stresujaco, to zona uciekla w taki sposob, a aktualnie ona nie widzi mozliwosci rozwiazania naszych problemow, tylko uznaje "ucieczke" od tego, za rozwiazanie.


żona po prostu nie zgadza się na takie rozwiązanie,jakie proponujesz-od pocżątku tego nie chciała,co też Ci zakomunikowała.....widać,że z Twojej strony jest tak: albo zostajesz ze mną żono,a jak nie zechcesz,to znaczy,że uciekasz od problemu.....czyli kompromis na zasadzie,że ma być po Twojemu.....na pewno dostrzega Twoją zależność od rodziców i nie wierzy Ci,że coś się zmieni,tak tylko przypuszczam...

jest jeszcze inna opcja,bardziej przykra,możliwe,że jednak żona ma kogoś,a kłotnia-z pozoru błaha-była tylko pretekstem.....

pozdrawiam,Szymon

Anonymous - 2014-07-15, 14:32

RozmyteSerce

Gdybyś nie powiedział, że nie masz kościelnego ślubu
byłbyś prawie forumowym bohaterem, który walczy o żonę.
Ale powiedziałeś i dowiedziałeś się że jesteś wszystkiemu winny.

Anonymous - 2014-07-15, 14:53

Co do kwestii Niemiec, to pisalem, ze nie musze tutaj zostac, tylko moge wyemigrowac do innego kraju, ale nie do Polski, to juz zonie tez mowilem.

Rodzicom ja pomagam w zyciu, od kiedy ukonczylem studia. Oni mi nie pomagaja w zyciu. Finansowo jestem kompletnie niezalezny od nich. Zarabiam aktualnie wiecej niz 5 srednich krajowych w Polsce, takze niezaleznosc finansowa jest kompletna. Finansowo bylo kiepsko, jak studiowalem. Teraz to juz zupelnie inna sprawa, auto sluzbowe, dobra praca itd. Umyslowo jeszcze do tej pory nie bylem odlaczony od rodzicow, bo mieszkalem z nimi do przeprowadzki do mieszkania z zona. I to jest problemem, ktorego nie bylem swiadomy, az z zona sie o nich rowniez poklocilismy, ze ja zawsze i nimi sie interesuje.

Nie szukam wymowek, kompromis dla mnie moglby wygladac tak, ze z zona wyjedziemy do innego kraju, gdzie oboje bedziemy obcy. Ale zona mowi teraz o Polsce, albo niczym innym. Ja tez proponowalem zonie, abysmy sie wyprowadzili dalej od wszystkich, zebym i ja nie mial nikogo obok, ale zonie zalezalo wtedy na poczatku, zeby ktos mogl jej pomoc sie dogadac, wiec zamieszkalismy blisko moich rodzicow.

Wiem, ze zaniedbalem zone w sensie uczuciowym i milosnym. Nie bylem tym ksieciem z bajki, ktorego chciala. Bedac ze soba na codzien, nie docenialem cudu malzenstwa, i bylo dla mnie tyle waznych spraw, a nie zona. Corka byla najwazniejsza i to z nia wymienialem czulosci i jej poswiecalem duzo czasu, a zapomnialem poniekad o zonie.

Wiem, ze nie zmienie historii, i nawet nie chcialbym cofac czasu, bo z zona spedzilismy wiele dobrych chwil, dni, tygodni, miesiecy, o ktorych ja pamietam. Chcialbym jednak spojrzec w przyszlosc i wierzyc w to, ze sie uda wszystko naprawic. Odstep od moich rodzicow emocjonalny, wieksze zainteresowanie zona, mowienie sobie znowu wszystkiego, dbanie o siebie na wzajem i bronienie siebie w obliczu innych. Kocham moja zona i tesknie za nia, jak i za coreczka.

Zawsze sie liczylem z tym, ze moze nie wyjsc nam, ale nigdy bym sie nie zdecydowal na dziecka, myslac o tym, ze stanie sie cos takiego, jak teraz.

Anonymous - 2014-07-15, 22:12

RozmyteSerce napisał/a:
Umyslowo jeszcze do tej pory nie bylem odlaczony od rodzicow, bo mieszkalem z nimi do przeprowadzki do mieszkania z zona. I to jest problemem, ktorego nie bylem swiadomy, az z zona sie o nich rowniez poklocilismy, ze ja zawsze i nimi sie interesuje.



no i super....pierwszy kroczek do przodu....bliskie kontakty z rodzicami nie są niczym złym,jednak kiedy zakłada się rodzinę,podstawową rodziną jest żona,dzieci......taka jest kolej rzeczy....jeśli brak jest wewnętrznej zgody na to,lub np. ze strony rodziców jest presja,by właśnie tak żyć,a dodatkowo z małżonką dochodzi do konfliktów na tym tle-to naprawdę jest światełko ostrzegawcze....jeśli jednak to sobie uświadomiłeś,to już nie zostawiaj tego,tylko przerób sobie to i zastanów się,jak dalej działać..........
myślę,że jeśli żona nie chce mieszkać zagranicą,to emigracja do innego kraju,niż Niemcy-nie będzie dla niej kompromisem....dla niej to ciągle będzie zagranica.....trudno w ogóle o kompromis-chyba trzeba byłoby zorganizować jakieś nietypowe rozwiązanie-związek na odległość-ale to jest dobre dla par,które sobie ufają,kochają się,szanują i lubią ze sobą przebywać-ostatecznie nie trzeba wyjeżdżać zaraz zagranicę,wystarczy mieć pracę na zmiany,prace wyjazdowe(typu kierowcy międzynarodowi,marynarze,czy choćby aktorzy kabaretowi czy teatralni jeżdżący po Polsce ze spektaklami)....
myślę jednak,że jeśli żona poczuje się bezpiecznie i pewnie przy Tobie,wizja życia zagranicą nie będzie jej tak przerażać.....
a jak Twoi rodzice reagują na żonę?co o niej myślą?jak wyglądały ich relacje?lubili się?
i jeszcze jedno....kobiety nie szukają książąt z bajek.....szukają mężczyzny,dla którego będą nie tylko ważne,ale i jedyne......czyli żadne inne osoby(np. mamusia,kumpel z woja itd)nie będą ważniejsze od żony....jeśli kobieta wie,że mąż zawsze stanie za nią murem,że będą tworzyć team-nie ma obaw o związek.....poczucie bezpieczeństwa(spokój,pewność uczucia męża,poczucie wyjątkowości relacji)to coś,co kobiety cenią sobie bardziej-o ile nie najbardziej ze wszystkiego.....punktem wyjścia więc niech będzie zapewnienie jej poczucia takiego bezpieczeństwa....a reszta powinna sama się ułożyć......trzymaj się!pozdrawiam,Szymon

Anonymous - 2014-07-16, 08:45

Wlasnie, to jest to, mowie, ze caly czas nie bylem i nie jestem bez winy. Wiem ale juz tez sam, ze nie dalem sie czuc mojej zonie bezpiecznie, ze moze na mnie liczyc zawsze.

Problem jest teraz taki, ze nie wazne, ile bym przez to plakal i pisal mojej zonie, to nie jestem w stanie, przeszlosci zmienic, a slowa skierowane w przyszlosc wydaja sie zonie puste... Nie wiem, jak do niej dotrzec, bylem u niej, a nie jest gotowa rozmawiac o wszystkim i szukac rozwiazania, lub chociaz wypowiedziec wszystkie zlosci. Ciagle dystansuje sie do wszystkiego. Przykro mi jest caly czas z tego powodu, i szukam w modlitwie sily, aby wiedziec co zrobic i moc przetrwac ten trudny okres.

Brakuje mi jej strasznie, i chcialbym wiedziec, co moglbym zrobic, z czym dwoje moglibysmy zyc i zaczac sie znowu dogadywac. Zawsze kiedy nadchodzil moment, w ktorym rozmawilismy ze soba, ale teraz to wszystko takie napawane zloscia, i nie umiem dotrzec do zony, jeszcze ciagle nie ochlonela po naszej klotni.

Anonymous - 2014-07-16, 09:12

krasnobar napisał/a:
kobiety nie szukają książąt z bajek.....szukają mężczyzny,dla którego będą nie tylko ważne,ale i jedyne......czyli żadne inne osoby(np. mamusia,kumpel z woja itd)nie będą ważniejsze od żony....


a jak nie znajdują (albo tylko tak się wydaje bo pierwszych lepszych problemach), to zbierają dziecko i manatki i sobie idą.
Jakoś mi tu brakuje trochę wyższych wartości.

Anonymous - 2014-07-16, 09:59

I to jest to macko. Ja rozumiem jakies ogromne rzeczy, ale to wszystko byly klotnie werbalne, a to ze wyszedlem to tak bylo. Tylko nie moge zrozumiec, ze nie ma gotowosci porozmawiac i omowic to, co sie stalo zlego. Nie jestem ksieciem z bajki, i nigdy nim nie bede, tego tez nigdy nie obiecywalem, ale mysle, ze z zona sie od siebie oddalilismy, bo zabraklo rozmow o istotnych sprawach.

Teraz wybuchlo, i myslalem, ze sie po jakims czasie poprawi i zaczniemy omawiac wszystko, ale tak to nie jest. :(

Anonymous - 2014-07-16, 11:01

Może kwestia czasu, żona może potrzebować to jakoś przetrawić. Bądź cierpliwy.
To jest też czas dla Ciebie. Rozumiem, że kochasz i bardzo chcesz.
Jednak powinieneś też rozeznać czy jesteście w stanie budować Wasze małżeństwo na mocnych podstawach. Co dla Was znaczą słowa przysięgi małżeńskiej i dlaczego nie zdecydowaliście się do tej pory ich wypowiedzieć?
Rozważ to w swoim sercu, nie ważne co tu napiszesz.
A Twoja żona? "I że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - uwierzyłbyś jej w te słowa?
Uważam, że sama miłość tu i teraz to mało. Trzeba rozeznać czy oboje wyznajecie te wartości i jak mocni jesteście aby sprostać wyzwaniom, które będą.
chodzi o to żebyś był pewny, że jesteś tym mężczyzną który poprowadzi swoją żonę przez życie do zbawienia i że ona jest tą kobietą, która zrobi to samo dla Ciebie.
Trudna sztuka takie rozeznanie i trzeba się o to modlić.
Życie jest długie, związek przechodzi różne fazy. Choćby to że z czasem w miejsce namiętności pojawiają się choroby ;-)
Nie żebym chciał Cię do czegoś skłaniać i nic nie sugeruję, ale wszystko jest jeszcze otwarte, mężem jesteś tylko w urzędzie, czyli nie jesteś.

Anonymous - 2014-07-16, 20:31

Wiec jestem spakowany i czekam teraz juz tylko na koniec pracy w piatek, aby ruszyc w droge do Niej.

Mam nadzieje, ze ta droga odniesie chociaz wiecej klarownosci. Jeszcze nie wiem, na ile zona bedzie gotowa ze mna rozmawiac, przebywac ze mna, lub spedzac czas. Wszystko sie okaze w praniu. Trzymajcie kciuki, a przedewszystkim modlcie sie, ze z zona sobie wszystko poniekad wyjasnimy i bedziemy mogli oboje spojrzec lepiej na przyszlosc.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group