To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co z Jego rzeczami?

Anonymous - 2014-07-02, 12:25

Ty przynajmniej Justynka zostałaś w mieszkaniu, ja musiałam jeszcze dodatkowo sprzedać dom i chyba mnie to zabolało bardziej niż odejście męża:) Pamiętam jak zniknęła pralka... zabrał ją bo tak podzieliliśmy się rzeczami. Weszłam do łazienki i ta pustka po pralce... którą bardzo lubiłam. Taką miałam śliczną łazienkę, wymarzony dom, wszystko nowe... Głupota ale zabolało bardzo... Meble dziecka pooklejane do wyprowadzki, wszędzie pudła, worki, te puste pokoje... w domu, w urządzenie którego włożyłam tyle serca. Strasznie mnie zranił. Do tego niosłam jeszcze cierpienie tego dziecka, które w tym wieku nie ma jeszcze takiej orientacji w rzeczywistości. On przyjeżdżał do tego domu później... mówił dziecku, że nowi właściciele przemalowali jej pokój.. córce śnili się w nocy chłopcy, którzy mieszkali w jej pokoju i okleili go plakatami... Ogólnie tragedia. Można chwilę popłakać ale potem trzeba właściwie spojrzeć na nieodpowiedzialnego człowieka, który sprawił innym tyle cierpienia. Dlatego piszę Kaszka, że gdzieś kończą się emocje a zaczyna się trzeźwa ocena sytuacji. I tego ci życzę - rozsądku pomimo szalejących emocji :)
Anonymous - 2014-07-02, 14:13

Narazie nie umiem sobie z tymi emocjami poradzić. Nie wiem czy kiedykolwiek. Dzis kolejny dzień. Bardziej spokojny. Ale stale myślami jestem przy nim. Zwariuje. Nie umiem się niczym konkretnym zająć. A w tym wszystkim strach czy sobie poradzę żyć sama?

Jestem też ciekawa jak daliście sobie radę z zazdrością. Mnie tak to dusi. Gdy sobie pomyślę jacy oni muszą być teraz szczęśliwi. Wiją sobie gniazdko, planują, przytulają się itp. A ja sama, sama jak palec bez, niekochana...
Chciałabym zasnąć i się nie obudzić, by nie przeżywać tego wszystkiego.
Dziś poszłam się trochę przejść i myślałam, że oszaleje. Wszędzie widziałam uśmiechniętych, szczęśliwych i zakochanych ludzi...

Anonymous - 2014-07-02, 14:45

Współczuję - też tak mam -zazdrość/ niezgoda na to , że po 2 stronie może być szczęście - moja żona była ze swoimi Rodzicami zabierać rzeczy -wtedy też próbowałem z Nią rozmawiać - ale nic to nie dało decyzja już zapadła. Tą resztkę której nie zabrała -spakowałem i wstawiłem do piwnicy .Teraz pracuję nad sobą bo jest co zmieniać, staram się zajmować tyloma rzeczami ile mogę by nie dać sobie czasu na "filozofowanie" - ćwiczę, pracuję dodatkowo, rozwijam co mogę - w takim momencie bardzo trudno dotrzeć do 2 strony a mam wrażenie (tak było w moim przypadku),że uporczywe próby kontaktu tylko sprawę zaogniły. Pomodlę się byś znalazła siłę i spokój na każdy dzień i by ten cały ból nie zasłonił Ci reszty życia.
Anonymous - 2014-07-02, 15:51

Porzucona - tak, zostalam w 'naszym' ( juz moim) mieszkaniu. Owszem, to tez bylo trudne - bo jednak wszystko przypominalo, wszystko niby bylo jak dawniej, a w rzeczywistosci nic nie bylo i juz nigdy nie bedzie jak dawniej. I tez nieraz sobie myslalam - a jemu jest latwiej bo poszedl w sina dal, albo innym kobietom ktore sie wyprowadzily,. Ale mysle ze to juz nasza ludzka przypadlosc ze zawsze ktos inny ma lepiej :)) Fakt jest taki ze tak, ciesze sie, ze zostalam.

Szczerze, wpsolczuje sprzedazy domu, moge sobie tylko wyobrazac. No ale, skoro juz sie stalo - no to trzeba patrzec na pozytywy - teraz faktycznie zaczelas wszystko od nowa - zamknelas wszystkei drzwi i juz.

Kaszka - t onromalne ze ciagle o nim myslisz, ze nie mozesz sie skupic, ze nawet spacer zwykly jest trudny, smutny i bolesny - t owszystko naprawde normalne.

Mialam identyczne emocje, odczucia, a potem? nie wiem, jak t osie dzieje, ale jakos sie dzieje ze czlowiek sie albo przyzwyczaja albo uczy z tym zyc. Nie wiem. Wciaz boli, ale boli inaczej. W sumie wczoraj podziekwoalam Bogu po raz pirrwszy ze juz mnie tak nie boli to wszystko jak bolalo rok temu. Przeciez to byl niemal fizyczny bol, niemoc, nie, nie chce mis ie nawet tego bolu pamietac. I wiem, ze wszyscy z Was wiedza o czym mowie, jak to jest na samym poczatku. Wiec dziekowalam Bogu w sumie ze jest co jest, ale dobrze ze zabral juz ode mnie ten straszny bol i przerazenei.

Anonymous - 2014-07-02, 16:54

Gdy tak czytam Wasze odpowiedzi wszystko wydaje mi się tak odległe w czasie i mało realne. Kiedys przestanie boleć, kiedyś będzie łatwiej, kiedyś, kiedyś... A co z dziś?

Po drugie mam wrażenie, że gdy są dzieci jest łatwiej. W wielu postach czytam, że skupiacie się na dzieciach, to one wlewaja nadzieje, a przynajmniej zmuszaja do życia.

My nie mamy dzieci i to boli strasznie. Jako kobieta czuję się nikim, zerem, "pustakiem". Miałam robione kiedys wszystkie badania i lekarz nie stwierdził żadnych przeciwskazań fizycznych do posiadania dzieci. Ale Pan Bóg nam ich nie dał. Teraz myślę o tym jak mąż będzie dążyć z tamta kobietą (8 lat młodszą ode mnie) do posiadania dzidziusia. Ta myśl zabija mnie... Świadomość,że będą mieli dzieci... Nie chcę tego dożyć...

Anonymous - 2014-07-02, 18:35

Kaszka- widzisz, o tym pisalam. Zawsze ktos ma 'lepiej' - teraz, te kobiety z dziecmi.

Ja tez nie mam dzieci.

Mam 27 lat i jestem skazana na zycie w samotnosci - tzn bez mezczyzny i bez dzieci - tak, wiem ze facet to nie najwazniesza sprawa w zyciu, jednak dla mnie bardzo istotna i potrzebna do szczescia.

Ja, myslac mysle troche 'dojrzalej' w tym momencie, wiem ze lepeij ze nie mamy dzieci. Oczywiscie ktos kto juz je ma, zrobi wszystk ozeby byly szczesliwe mimo wszystko, ale nie wyobrazam sobie jak ciezko musi byc tym kobietom porzyconym i jeszcze z maluszkami ktore tesknia za tata... jaki bol to musi byc ze juz wtedy nie tyle ze mnie boli, ale wiesz ze Twoje dziecko boli tak samo ja kCiebie i nie mozesz mu pomoc....

tak, piszemy o 'kiedys' zeby dodac otuchy i nadziei. A dzisiaj? Dzisiaj masz prawo do palczu i odczuwania tego tak, jak potrzebujesz.

Anonymous - 2014-07-03, 08:17

kiedysbylam napisał/a:
jaki bol to musi byc ze juz wtedy nie tyle ze mnie boli, ale wiesz ze Twoje dziecko boli tak samo ja kCiebie i nie mozesz mu pomoc....


to jest właśnie najgorsze... ja nadal (po prawie 2,5 roku po porzuceniu) mam z tym problem, bo moje dziecko jest bardziej świadome i bardziej tęskni... staram się być dobrą mamą... aż tyle i tylko tyle mogę zrobić...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group