To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Uzależnienia - Choroba/uzależnienie czy podłość - oto jest pytanie....

Anonymous - 2014-06-27, 14:23

DHL1 napisał/a:
Mam mocne postanowienie(i raczej nie zawrócę)
do końca sierpnia wyprowadzam się domu, a następnym etapem będzie zakończenie tego związku.
Norbert, no nie mogę nie zapytać

Poddałeś się ? ... czy uważasz, że to ma być dla żony kubeł wody na otrząśnięcie się ? Co z dziećmi ? Wiesz, że one też mogą poczuć się zostawione ? Ech ... ileż trudności

Tym bardziej potrzebujesz modlitwy

Anonymous - 2014-06-27, 14:43

GosiaH napisał/a:
Poddałeś się ?

Tak
człowiek ma swój pułap do jakiego jest w stanie wytrzymać.
Ja już go nawet przekroczyłem.
Gocha z chłopakami dam radę-wiem że zrozumieją.
Co do kubła?
Nie -to nie jest efekt kubłai nawet o tym nie myslę
Powrotów już nie będzie i tym bardziej kiedykolwiek razem
-przykro mi ale tak jestem wykonany w konstrukcji włąsnej.

pozdrawiam

Anonymous - 2014-06-27, 14:54

Ja też sie przyłączam do modliwy Norbercie.
Anonymous - 2014-06-27, 15:09

By nie wiało tak żle....

to pochwale się
mój średni syn zdał maturę i z dobrymi wynikami!!!!
zatem opłacało się łamiąc zasadę separacji wrócić swego czasu do domu
by stworzyć nawet ten mały zalążek bezpieczeństwa- namiastkę rodziny.

Anonymous - 2014-06-27, 20:04

Norbert ależ mi mieszasz w emocjach. Z jednej strony chcę gratulować matury (gratuluję!!) a z drugiej chcę zapytać o ostatniego syna. Jak odejdziesz jak sobie poradzi z emocjami i jak przygotuje się do matury, co?
Anonymous - 2014-06-27, 20:31

DHL1 napisał/a:
zatem opłacało się łamiąc zasadę separacji wrócić swego czasu do domu
by stworzyć nawet ten mały zalążek bezpieczeństwa- namiastkę rodziny.


.... a teraz chcesz to wszystko w błoto i radośnie udeptać? Pogięło Cię?

Anonymous - 2014-06-27, 20:40

Norbert nic pewnie nie chce
każdy od czasu do czasu musi pomarudzic

Anonymous - 2014-06-27, 21:27

grzegorz_ napisał/a:
Norbert nic pewnie nie chce

każdy od czasu do czasu musi pomarudzic

Mylisz się Grzechu....
decyzja podjęta i finito......
zresztą nie tak dalej jak wczoraj sam mi pisałeś kto wytrzyma w takich relacjach.
I wiesz???

miałeś i masz rację....
ja po prostu tego nie chciałem dojrzeć i wolałem żyć w świecie .
Sam nie wiem czego -nawet nie wiem jak to nazwać.

Nirwanna napisał/a:
a teraz chcesz to wszystko w błoto i radośnie udeptać? Pogięło Cię?

Nie ja to udeptałem....
ale jeżeli tak ma zostać

tak pogieło

Anonymous - 2014-06-27, 22:57

kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:


2.
- nie zdejmować z niego odpowiedzialności.
- nie wyręczać.
- nie kryć,
- nie usprawiedliwiać,
- nie mydlić oczu.
- dać mu ponosić konsekwencje swoich zachowań


- S_t, mówimy przecież o seksoholiźmie, zatem co rozumiesz przez to co napisałaś powyżej.
Jaka Twoja postawa wobec jego zachowań może wypełnić te zalecenia?



Kanya, nie bardzo rozumiem, czego tu nie rozumiesz. Tzn domyślam się chyba, że nie traktujesz seksoholizmu jako choroby duszy, w której NIC nie funkcjonuje prawidłowo, tylko jako jakiś łóżkowy problem...

Leczenie seksoholizmu nie polega na eliminowaniu ekscesów seksualnych, jakie by one nie były, tylko na likwidowaniu zaburzeń chorej psychiki. czyli naprawiamy przyczyny a nie skutki. Wydaje mi się, że to dosyć jasno opisałam w poprzednim poście.


kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:
3. wymagać przede wszystkim dwóch rzeczy: aby podjął terapię (nie zmuszać, ale mówić wprost, że jest to warunkiem utrzymania związku) oraz tego, by dobrze traktował swoją rodzinę - zwłaszcza żonę.


- Wymagać można ale czy masz jakiekolwiek narzedzia by wyegzekwować to wymaganie lub jeśli je masz czy jesteś gotowa ich użyć?
Tzn. co jeśli uzależniony nie ma ochoty wywiązać się z tych wymagań? Przecież gadanie po próźnicy jest bezsensowne.


Jak nie ma ochoty, to nic nie zrobisz. Sęk w tym, że wola uzależnionego nie funkcjonuje prawidłowo i trudno tu zdefiniować, co to znaczy, że czegoś chce lub nie. Czy alkoholik, który za każdym razem kiedy budzi się z kacem obiecuje sobie, że to na prawdę było już ostatni raz - chce wyjść z nałogu czy nie? Logicznie rzecz biorąc, gdyby chciał, to by wyszedł, ale niestety w tej chorobie jest właśnie tak, że chce, przysięga sobie samemu, że nigdy więcej, ba - nawet ma dużo pomysłów, jak to zrobić, ale to jego chcenie, jak silne by nie było, jest dobre tylko do następnego razu...
Ja mam doświadczenie tylko w tym jednym, konkretnym przypadku, czyli przypadku mojego męża. Który chce wyjść z nałogu. Ja narzędzie mam jedno - mój mąż kiedyś powiedział, że zrobi wszystko, by ratować naszą rodzinę. Trzymam go za słowo. wie, że jestem z nim cały czas bo walczy, i póki walczy- będę z nim. Jak na razie narzędzie jest skuteczne.



kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:

5. Dbać o relacje z Panem Bogiem - zarówno swoje jak i męża, mobilizować go, by włączał się do wspólnej modlitwy i nie zaniedbywał przystępowania do sakramentów.


To wciąż sprawowanie kontroli, czyli objawy współuzależnienia się odzywają nawet jeśli ta aktywność dotyczy mobilizowania do modlitwy.


wiesz co, podam przykład trochę z innej beczki. Wyobraź sobie, że postanowiłaś zrzucić parę kilo i obiecałaś sobie, że nie będziesz jadła żadnych słodyczy przez kilka miesięcy. Bardzo Ci na tym zależy, ale jednocześnie uwielbiasz czekoladki i ilekroć widzisz je na stole zaczynasz się łamać. "tylko jedną zjem, nic się nie stanie"... Twoja przyjaciółka wie o Twoim postanowieniu, więc jak jesteś u niej, nie stawia Ci przed nosem czekoladek, a gdy widzi, że gdzieś na przyjęciu nie dajesz rady, odwraca Twoją uwagę, zagaduje, żebyś już nie myślała ciągle o tych pysznościach, albo powie wprost - daj spokój, miałaś przecież nie jeść tego paskudztwa... Kontroluje Cię czy wspiera?

Mój mąż też podjął się pewnych zobowiązań, które mają na celu wyciągnąć go z choroby i pomóc na nowo budować relacje ze mną i z dziećmi. ma wytrwać w tych zobowiązaniach nie tylko dlatego, że są ważne same w sobie, ale również dlatego, że właśnie elementem jego leczenia jest nauka ponoszenia odpowiedzialności za swoje decyzje i złożone obietnice. Za uszy go nie przyciągnę i na kolana nie rzucę, jak nie będzie chciał się modlić, to nic nie zrobię. Ale mogę mu przypomnieć: kochanie, już dziewiąta, czas na wspólną modlitwę. albo zaproponować wspólny wyjazd na rekolekcje. Nie chodzę za nim z kajecikiem i nie zapisuję: był w kościele, nie był w kościele...

Anonymous - 2014-06-28, 08:28

Norbert, w związku z decyzją jaką jak piszesz podjąłeś, proponuję Ci abyś wysłuchał tego co w linku poniżej:

http://youtu.be/KEEwJY3D1m0

Może problem tkwi w tym, że chciałeś poradzić sobie wyłącznie sam, licząc przede wszystkim na swój intelekt i wiedzę?
Może zabrakło Ci w ostatnim czasie wsparcia innych ludzi .............w realu?

Jesteś już dawno po krokach. A może warto przypomnieć sobie 1 i 3 krok?

Anonymous - 2014-06-28, 12:53

Cytat:
Kenya, nie bardzo rozumiem, czego tu nie rozumiesz. Tzn domyślam się chyba, że nie traktujesz seksoholizmu jako choroby duszy, w której NIC nie funkcjonuje prawidłowo, tylko jako jakiś łóżkowy problem...


Rzeczywiście nie rozumiemy się. I nie przyczyną jest to, jak ja seksoholizm traktuję, choć faktycznie nie postrzegam tego w kategoriach łóżkowych jak sugerujesz, tylko sama idea wsparcia.

Wspomniałaś o wsparciu osoby współuzleżnionej dla uzależnionej, choć moim zdaniem to wszystko robi się przede wszystkim dla siebie.
Jako elementy tegoż wsparcia wymieniłaś:

- nie zdejmować z niego odpowiedzialności.
- nie wyręczać.
- nie kryć,
- nie usprawiedliwiać,
- nie mydlić oczu.
- dać mu ponosić konsekwencje swoich zachowań

Owszem powyższe punkty mogłyby się sprawdzić w przypadku partnerki alkoholika czy też narkomana ale jak w przypadku seksoholika?
Zapytam zatem,

1.jak i w czym można seksoholika wyręczyć?
O ile żona alkoholika może dostarczyć mu wódkę, żona narkomana działkę, to jak jest w tym przypadku? Lub miałaś na myśli inny sposób wyręczania, nie wiem.
2. Jak seksoholikowi daje się ponieść konsekwencje swoich zachowań?
3. Nie kryć - zrozumiałe dla mnie. Alkoholizm czy narkomania szybciej niż seksoholizm przestają być owiane tajemnicą.
Zatem czy podzieliłaś się już tą informacją np. z najbliższą rodziną, przyjaciółmi czy wciąż trzymasz ten fakt w najgłębszej tajemnicy?

Myślę sobie, że ideą terapii dla ludzi współuzależnionych jest wyjść z tego uścisku zależności.
I w żadnym razie nie sprzyja temu postawa pt.: uczestniczę w terapii której konsekwencją będzie jego/jej zdrowienie, tylko robię to ponieważ JA chcę być zdrowa i tego oczekuję po terapii.
Czy np. myślenie że robiąc coś czy nie robiąc czegoś mam szansę JA przyśpieszyć jego zdrowienie. W takim układzie wciąż istnieje element przypisywania sobie naszego wpływu na jego zachowanie.
Jeśli taka myśl powstaje, jest ona skutkiem trwania wciąż tej zależności, lecz w trochę innej, bardziej subtelnej formie.
Podsumowując, uważam że najgłówniejszym założeniem współuzależnionego powinno być: uczestniczę w terapii DLA SIEBIE - tylko i wyłącznie. Jeśli ktoś z tego skorzysta, ok, wspaniale, jeśli nie - trudno, też będę cieszyć się życiem.
Moje myślenie podczas własnej terapii nie przekierowuje się na uzleżnionego, skupiam się tylko na sobie, czego do tego czasu WCALE nie robiłam- stąd to uzleżnienie.

S_t. to moja wizja, ty masz swoją własną do której masz prawo, zatem wybacz jeśli zbyt nachalnie grzebię się w tym temacie. :-) Życzę Ci bardzo owocnych działań, pod każdym względem.

Anonymous - 2014-06-28, 14:01

twardy napisał/a:
Może problem tkwi w tym, że chciałeś poradzić sobie wyłącznie sam, licząc przede wszystkim na swój intelekt i wiedzę?

Może zabrakło Ci w ostatnim czasie wsparcia innych ludzi .............w realu?



Jesteś już dawno po krokach. A może warto przypomnieć sobie 1 i 3 krok?

Twardy
znam ten link już wiele razy go słuchałem.

Tak samo jak zastanawiałem się czy to zło??
Wiele razy wcześniej już podchodziłem do tej decyzji-tak samo wiele razy cofałem się ,mysląc włąsnie kategoriami może to zło??

Teraz czuje inaczej-a może właśnie do jest to dobro które wciąż odrzucam.
Może właśnie to jest dla mnie dobro by mieć choćby własną godność.

Dawałem sobie wiele czasu na zrozumienie,na spojrzenie na to inaczej.
Niestety gorycz się przelała.
Twardy

Wczoraj był 27.06.2014-dokładnie 22 lata temu w tym dniu stawaliśmy przed Bogiem.

Zatem wczoraj jedno :
bo ta data, a drugie to syn zdał maturę :
dzień radości i świętowania tegoż sukcesu syna.(prawda?)
Dzień w jakim można razem i dla rodziny-a przynajmniej właśnie w tak szczególnym dniu
można pokazać PRAWDĘ!!!!
A co robi żona???
zabiera synów i jedzie świętować ze swoją rodziną.
Co w ten sposób pokazuje???
że kto jest wazny w jej zyciu??

Pomijam już inne odczucia-ale najprościej napisać
: to jest przykre i mam dość bycia dodatkiem
Zatem
podaj mi twardy choć jeden powód tego bym to znosił, podaj mi jeden przykład że nie jestem traktowany żle.
A wówczas faktycznie powiem oficjalnie
zbłądziłem,ciemność mnie dopadła,uniosłem się włąsnym

pozdrawiam
ps.

bo póki co dla mnie" finito " i temat zamknięty
i tak przekroczyłem wiele razy sam siebie-bo należę do tych mężczyzn jacy nie padaja na kolana.
Pierwsza kobieta dla jakiej to zrobiłem
i wiesz co teraz czuje się ochydnie

Anonymous - 2014-06-28, 19:17

Norbert,
jak dawniej pisałeś na forum to niewiele pisałeś o sobie, mało się otwierałeś. Obecnie jako DHL1 trochę z siebie wyrzuciłeś i ...........stałeś mi się bliższy.
Gdy pisałeś o sobie o Waszych relacjach z żoną, to tak jakbyś pisał o mnie. Nasze przejścia są na prawdę zbliżone.
Jesteśmy co prawda w innym miejscu, bo ja jestem już po rozwodzie a Ty nie.
To bardzo poważna różnica!

Pod tym względem jesteś w o wiele korzystniejszej sytuacji, co oczywiście nie oznacza, że łatwiejszej. Myślę nawet, że patrząc tak po ludzku to nawet w trudniejszej.

Kiedyś gdy mieszkaliśmy jeszcze razem z żoną, a żona traktowała mnie już jak powietrze i przygotowywała się do wyprowadzki, to po 9 miesiącach miałem już dość takiego "wspólnego" mieszkania.
I tu Cię rozumiem.

Ja również wolałem mieszkać sam niż znosić tą zimną, nieobecną i wrogą żonę. Sam zapytałem się żony kiedy w końcu się wyprowadzi i ............wyprowadziła się.

Teraz wiem, że to był mój błąd. Do puki mąż i żona mieszkają razem, to zawsze jest szansa na jakąś zmianę. Mieszkając razem trudno nawet przewidzieć jakie sytuacje mogą się zdarzyć, które mogą nas zbliżyć.
Może to być choroba, śmierć w rodzinie i wiele innych mnie bolesnych wydarzeń.
Gdy zamieszkaliśmy osobno to............. bez kontaktu, bez jakichkolwiek relacji..............nie można odbudować już nic.

Oczywiście nie można powiedzieć, że jeżeli mieszkalibyśmy nadal razem, to teraz bylibyśmy szczęśliwym małżeństwem, ale można powiedzieć, że od kiedy zamieszkaliśmy osobno, to był początek naszego końca.
Od chwili osobnego zamieszkania sprawy sypią się lawinowo - te sądowe również.

Piszę Ci to po to, bo może na moich błędach ktoś inny nauczy się czegoś.

A może tym kimś będziesz Ty?

Anonymous - 2014-06-28, 22:08

Kenya, ja nigdzie nie pisałam, że chodzę na terapię dla mojego męża. Wręcz przeciwnie, kilkakrotnie zaznaczałam, że współuzależnienie to MOJA choroba, z której próbuję się leczyć. Natomiast skutkiem ubocznym tej terapii jest to, że widzę błędy, które wcześniej popełniałam, a które pomagały uzależnionemu tkwić w jego chorobie. Teraz już wiem, jak ich unikać, a tym samym środowisko sprzyjające uzależnieniu powoli znika - czyli sam uzależniony też na tym korzysta. Sama piszesz o uścisku zależności - kiedy go przerywamy, pomagamy nie tylko sobie. Co więcej - tak naprawdę jedyna skuteczna rzecz, którą możemy zrobić dla takiego uzależnionego to właśnie walczyć ze swoim współuzależnieniem

Cytat:
1.jak i w czym można seksoholika wyręczyć?
O ile żona alkoholika może dostarczyć mu wódkę, żona narkomana działkę, to jak jest w tym przypadku? Lub miałaś na myśli inny sposób wyręczania, nie wiem.


Owszem, mam zupełnie co innego na myśli, niż wyręczanie w kupowaniu wódki. Chodzi o wyręczanie w obowiązkach, które wynikają z faktu bycia ojcem, pracownikiem, obywatelem itp. Każdy człowiek takie obowiązki ma. Uzależniony zazwyczaj się z nich potrafi bardzo zręcznie wymigać, przerzucając je na innych - kolegów z pracy, żonę, rodziców... On uparcie dąży do takiego stanu, gdzie nic nie będzie stało na przeszkodzie w realizowaniu jego kompulsywnych zachowań. Obowiązki są w tym poważną przeszkodą. Zwykle współuzależniony zgrabnie wchodzi w rolę tego, który bierze na siebie te obowiązki, co więcej kryje, usprawiedliwia, wyręcza - np. żona alkoholika dzwoni rano do szefa i opowiada bajkę o jego rzekomej chorobie. Ubiera go, stawia na nogi, zawozi na miejsce - wszystko po to, by on nie miał przypadkiem nieprzyjemności... Takie same sytuacje dotyczą seksoholika. Siedzi całą noc na czatach, a potem rano nie ma siły wstać z łóżka, a żona robi wszystko, by tylko nie poniósł konsekwencji tego zachowania... Podam Ci jeden przykład, jak wyglądało to w "zamierzchłych czasach" - mój mąż obiecał, że będzie pomagał mi w szykowaniu rano dzieci do szkoły i przedszkola. Zrobił to jednego dnia i może drugiego, trzeciego już nie- za ciężko było mu wstać rano. podobnie w kolejnych dniach, potem miesiącach. Ja wyskakiwałam rano z łóżka, bo przecież jestem dzielna i dam sobie radę, a on, skoro taki nieprzytomny, to niech sobie jeszcze pośpi. Usprawiedliwiałam go przed sobą samą, przed dziećmi, które pytały, dlaczego tata jeszcze śpi, i przed rodzicami, którzy burzyli się - czemu on ci nie pomaga? Teraz jest inaczej. Ma wyznaczone dni, kiedy się tym zajmuje. Jak chce mu się siedzieć do późnych godzin przy komputerze to jego sprawa, ale rano będzie musiał zebrać się i zająć dziećmi.

Jeszcze raz powtórzę - leczenie seksoholizmu nie polega na eliminowaniu jego kompulsywnych zachowań, tylko ich przyczyn oraz sprzyjających warunków.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group