To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest nadzieja?

Anonymous - 2014-06-12, 18:17
Temat postu: Czy jest nadzieja?
Witam wszystkich!

Jestem nowa na forum, choć chciałam napisać tu o mojej sytuacji już dawno temu. Właściwie to nie oczekuję pomocy w rozwiązaniu mojego problemu, po prostu chciałam podzielić się z kimś bólem, który nosze w sobie już od bardzo dawna. Problem, jak nietrudno się domyślić, dotyczy mojego małżeństwa, które kryzys przeżywa od samego początku swojego istnienia i ja już zupełnie straciłam nadzieję na to, że będzie lepiej. Co gorsze, nie mam pomysłu na zmianę swojej życiowej sytuacji, gdyż targają mną zupełnie sprzeczne odczucia.Z jednej strony od dawna już myślę o rozwodzie, kilka osób z bliskiego otoczenia namawiało mnie też na próbę unieważnienia sakramentu w Sądzie Biskupim, a z drugiej strony tak bardzo chciałabym żeby moje małżeństwo przetrwało, a nasza relacja uległa uzdrowieniu. Jednak patrząc na ostatnie 4 lata wydaje mi się to być myśleniem czysto życzeniowym. Konsekwencją stanu rzeczy który trwa od kilku lat, jest to, że zapadam się w sobie coraz bardziej, dosięga mnie coraz silniejsza depresja. Wstyd się przyznać, ale prawie codziennie myślę o samobójstwie, nie mam sił witalnych, ani z życiowych, odcięłam sie od znajomych, rodziny i przyjaciół i przestałam praktycznie wychodzic z domu. Zostawiłam moje życie zawodowe, ambicje, marzenia , plany, pasje i umiejętności. Jedynie dziecko trzyma mnie jeszcze na powierzchni i jest powodem dla którego wstaję codziennie z łózka i staram sie uśmiechać , choć wszystko w środku we mnie szlocha.

Ale zacznijmy od początku.

Pobraliśmy się przed czterema laty. Wiedziałam wtedy już , że nie będzie łatwo, ale nie sądziłam, że będzie aż tak trudno. Mój mąż od dziesięciu lat choruje na bulimię , jego cała rodzina jest współuzależniona od jego choroby i traktuje go jak inwalidę, któremu "powinnam zapewnić spokój", nadopiekuńcza, kontrolująca wszystko matka, do której wielokrotnie uciekał w czasie trwania naszego małżeństwa, do tej pory uważa że mój maż jest jej własnością, a ona dużo lepiej "zatroszczy" się o niego niż ja. Do tego doszedł problem alkoholowy; od kilku lat mój mąż pije codziennie jedno , dwa, czasem trzy piwa. W zeszłym roku zdarzyło się nawet , że wylądował na izbie wytrzeźwień. Jest niezwykle inteligentnym, wykształconym i ambitnym człowiekiem, jednak swój problem alkoholowy bagatelizuje, reagując złością i agresją na moje sugestie, iż codzienne picie stanowi problem. Według niego to tylko "jedno piwo" i zawsze jest jakiś powód aby je spozyć: za zimno, za gorąco, za duzo stresu, za mało, irytująca żona..itd. Nie martwi go nawet fakt, że jego ojciec jest niepijącym alkoholikiem, podobnie ojciec ojca, czyli dziadek. Tak w kwestii bulimii, alkoholu czy naszego małżeństwa nie chce podjąć terapii. Ponad 5 lat temu przeszedł terapię w związku z bulimia, która pomogła mu jedynie uświadomić sobie skąd ma takie problemy, na tym zakończył leczenie, które nie uzdrowiło objawów ani skutków choroby, co do naszego małżeństwa dwa razy podejmowaliśmy probe spotkania z terapeutą , na których to oznajmiał ze on nie chce być ze mną, nie było wiec sensu kontynuować takiej terapii. Obecnie uważa ze terapia nie ma sensu, bo " już byliśmy na terapii,ale to nic nie dało". Jeśli zaś chodzi o jego chwiejność w stosunku do naszego małżeństwa... Bez przerwy zmienia i zmieniał zdanie co do tego czy chce czy nie chce ze mną być. Co trzy dni słyszę, że to koniec , że wnosi o rozwód. Nie wiem ile razy już słyszałam, że to koniec, że mnie nie chce, albo ze mu nie zależy. W trakcie trwania naszego małżeństwa wielokrotnie wyprowadzał się do swoich rodziców. Obecnie mieszka w mieszkaniu które podarowali mu niedawno jego rodzice, ja natomiast, wraz z synkiem mieszkam u moich rodziców...Oczywiście zarówno mój mąż jak i jego rodzina, z którą jest związany niezwykle mocno i która zawsze była dla niego ważniejsza niż ja i nasz syn, uważają ze to ja jestem przyczyną niepowodzenia naszego związku. Wiele razy byłam obwiniana, obarczana poczuciem odpowiedzialności za przeróżne sytuacje i wiele tez winy, słusznie i niesłusznie, wzięłam na siebie i chyba to przytłacza mnie wciąż najbardziej. On nigdy nie czuje się winny, nigdy mnie nie przeprasza, ja czuje się winna zawsze. Nawet kiedy mną szarpał i zachowywał się wobec mnie agresywnie, nadal uważał że go do tego sprowokowałam i to on jest ofiarą.

Jest mnóstwo rożnych wątków i kolorów tej historii, które opisze tu później.


Obecnie mieszkamy znów osobno . Może 50% czasu w ciągu tych 4 lat mieszkaliśmy wspólnie. Ja opiekuję się naszym dzieckiem, on spotyka się z nim kiedy ma czas i chęć. W tygodniu ma pracę, kurs francuskiego, czasem chodzi na basen, więc zwykle w weekend spotyka się z synem. Jego pomoc przy dziecko jest naprawdę niewielka. Wielokrotnie mówiłam że jestem zmęczona ciągłą samotną opieka nad dzieckiem, słyszałam "już ci dawno mówiłem żebyś oddała go do przedszkola" Równiez odpowiedzialność finansowa za dziecko w większej części spoczywa na mnie. Musze błagać męża o każdy grosz, a pieniędzy dostaje od niego niewiele. Wiele razy słyszałam: "jak nie masz pieniędzy to idź i zarób". Zastanawiałam się nawet czy nie wystąpić o alimenty, ale boję sie, że to jeszcze bardziej zepsuje nasze relacje.

Do tego mój mąz ma ta przewagę nade mną , że pełne wsparcie i akceptację ze strony swojej rodziny, ja nie mam tego szczęścia i nie mogę liczyć na wsparcie rodziny.

Anonymous - 2014-06-12, 19:38
Temat postu: Re: Czy jest nadzieja?
Witaj. :)
Bardzo krótko jesteście małżeństwem i już od początku macie ogromne konflikty. Myslę, że potrzebujecie dobrej terapii. Rozwód nie rozwiąże problemu. Znałaś chorobę męża przed slubem, a mimo to wyszłaś za niego za mąż. Chciałabyś teraz zrezygnować, teraz, gdy jest dziecko ?
Problem stanowi tu rodzina męża i jego uzależnienie od matki.

dust napisał/a:


Musze błagać męża o każdy grosz, a pieniędzy dostaje od niego niewiele. Wiele razy słyszałam: "jak nie masz pieniędzy to idź i zarób".


Zastanawiałam się nawet czy nie wystąpić o alimenty, ale boję sie, że to jeszcze bardziej zepsuje nasze relacje.


.



A jest możliwość posłania synka do przedszkola? Może dziecko dobrze poczułoby się w grupie, nawiązało kontakty, a Ty mogłabyś pójść do pracy i częściowo sie uniezależnić.

A jakie teraz są Wasze relacje ? Z tego co piszesz, jeśli dobrze zrozumiałam, nie mieszkacie razem, Ty sama zajmujesz się domem i dzieckiem. Trudno tu mówić o jakichkolwiek relacjach. Chyba nie da sie ich jeszcze bardziej popsuć.

Anonymous - 2014-06-12, 19:47

Witaj Dust,zrobiłas krok w dobrym kierunku. Kiedy żyje się w tak trudnej i pełnej bólu codzienności najważniejsze to wyjść z cienia,przerwac milczenie. Piszesz,że nie masz wsparcia rodziny. A przyjaciele,znajomi na których możesz liczyć?

dust napisał/a:
Równiez odpowiedzialność finansowa za dziecko w większej części spoczywa na mnie. Musze błagać męża o każdy grosz, a pieniędzy dostaje od niego niewiele. Wiele razy słyszałam: "jak nie masz pieniędzy to idź i zarób".


To jest przemoc ekonomiczna tak nazywając rzecz po imieniu.
Skoro męza stać na kurs francuskiego i karnet na basen to tym bardziej powinien łożyć na żonę i dziecko.
To nie żadne fanaberie, ale jego obowiązek. Wymaganie tego nie jest zemsta ani złośliwościa z Twojej strony.Zresztą uleganie i okazywanie bierności jeszcze bardziej pogłebi problem.

http://www.forum.niebiesk...opic.php?t=1514

Powyżej znajdziesz informacje o przemocy psychicznej.
Ważne abyś zrozumiała,że nie zasłużyłas/nie sprowokowałaś żadnego z przemocowych zachowań męża. Tylko Twój mąż odpowiada za swoje reakcje i tylko od niego zalezy czy zechce podjąc pracę nad sobą aby przemocy więcej nie było. Do Ciebie należy tylko ustawienie mądrych granic. Juz sie to cześciowo stało bo nie mieszkasz obecnie z mężem ,który Ciebie i dziecko krzywdził.

A Ty przyjmuj tyle pomocy ze strony rodziców ile Ci dają.Pilnowanie dziecka,dach nad głową.
I druga sprawa:możesz wyjśc z tego błednego koła. To jest możliwe. Na tę chwilę Ty jesteś najważniejsza. Powinnas póśc do mądrego psychologa. Nie myśl teraz o mężu,żeby wrócił. Ale o swoim zdrowiu psychicznym. Ty też jesteś ważna. Niech sobie mąz ma całą gamę chorób i nadal rozczula się nad sobą a z nim cała jego rodzina. Chca żyć w zakłamaniu-niech sobie żyją. Ważne abys Ty stanęła na nogi. Tak wiele juz z siebie dałaś. Pora teraz z adbać o siebie Dust. I posłuchaj konferencji ks. Dziewieckiego. On własnie o takich problemach mówi.Zdaje się ,że taki tytuł: Miłośc małżeńska i rodzicielska w sytuacji kryzysu" Oraz "Sytuacje najtrudniejsze". To drugie jest poniżej.

Nie poddawaj się. Teraz życie wydaje Ci sie czarniejsze niż w rzeczywistości jest. Masz moją modlitwę.

Anonymous - 2014-06-12, 19:56

Właśnie głównie ze względu na dziecko nie chce rezygnować z małżeństwa, bo widzę jak synek bardzo cieszy sie i mocno pielęgnuje w sobie chwile spędzone wspólnie. Jednak sytuacja jest jak matnia. Wiele już prób podjęłam, wiele ran, cierpień i wyrzeczeń przyjęłam na siebie. A maż mówi coraz częściej i coraz głośniej mówi o tym ,że mu nie zależy i że mnie nie kocha, do tego dochodzi jego rodzina, która stoi za nim murem, wtrąca sie we wszystko i buntuje przeciwko mnie. Kilka telefonów od matki i ojca dziennie, kilka wizyt w tygodniu. Wszystko na bieżąco kontrolują . On żali się na mnie matce, ojcu, bratu, kłamiąc przy tym, projektując na mnie swoje zachowania i robiąc z siebie ofiarę. Oni natomiast mu wierzą i namawiają do rozwodu i odcięcia się ode mnie. Na terapie mój mąż nie chce iść. Twierdzi, że już "wszystkiego próbowaliśmy", co jest kłamstwem. Kiedy go pytam : jak chce uratować swoje małżeństwo, skoro się nie stara, skoro traktuje mnie jak obcego człowieka, sprawia mi przykrości, podkreślając na każdym kroku słowami,gestami i czynami, że nie zależy mu na mnie, odpowiada "to prawda nie zależy mi na Tobie,a ni na tym małżeństwie i nie będę się starał". Więc sytuacja zawieszenia i niepewności wciąż trwa. Wykańcza mnie ten stan, kiedy nie moge liczyć na ani odrobinę stabilizacji...

Aby móc jednocześnie pracować zajmować się samodzielnie dzieckiem założyłam własna działalność, dlatego od września planuje wysłać synka do przedszkola.

Anonymous - 2014-06-12, 20:12

Dust, to dobrze, że dziecko pójdzie do przedszkola. Ty mając pracę, będziesz niezależna, co oczywiście nie zwalnia męża od obowiązku finansowego. Ponadto zrobisz coś dla siebie, kontakt z ludźmi, wyjście z domu pozwoli na troche odciąć sie od problemu. Wiem, że jest Ci trudno, wątpisz w sens walki, ale tak naprawdę od dawna jesteś z tym sama. Fajnie, że postawiłaś na siebie i masz szanse pokazać mężowi inną twarz- samodzielnej, niezależnej kobiety, a nie zmęczonej i narzekającej mamy ;)
Anonymous - 2014-06-12, 20:51

Znacząca jest również kwestia naszego mieszkania, a raczej w tej sytuacji, nie mieszkania razem. Przez pierwsze dwa lata naszego małżeństwa mieszkaliśmy z moimi rodzicami. Mąż w tym czasie 4 lu pięć razy wyprowadzał się do rodziców pod różnymi pretekstami, ale zawsze jak twierdził z mojej winy. Pierwszy raz kiedy nasze dziecko miał 4 tygodnie. Bardzo to przeżyłam. Potem przez jakiś czas wynajmowaliśmy mieszkanie, około pół roku mieszkaliśmy razem, do czasu kiedy mąż pijany wrócił po całonocnej imprezie, a ja pojechałam z dzieckiem do rodziców licząc że się opamięta, jednak w odpowiedzi nie pozwolił mi już wrócić do wspólnego mieszkania....Potem było dużo różnych sytuacji...Ja wynajęłam mieszkanie, on wyprowadził się do jednego z mieszkań swoich rodziców, które wynajmowali studentom (na początku małżeństwa prosiliśmy teściów wielokrotnie, by pozwolili nam wprowadzić się do tego mieszkania,ale nie chcieli się zgodzić) i mieszkał tam z dwójka studentów...Potem wyjechał. najpierw na dwa, potem na 4 miesiące, by pomóc swojemu ojcu. Kiedy wrócił, pod koniec września zeszłego roku, po ponad trzech latach naszego małżeństwa jego rodzice postanowili użyczyć nam to wynajmowane wcześniej studentom mieszkanie. Jako że było w fatalnym stanie, postanowiliśmy je wyremontować i tu zaczęły się schody. Teści, a co za tym idzie teściowa zaangazował się w remont, przez co codziennie spedzali tam czas, kontrolujac kazdy szczegół postępujacych prac. Ja na czas najbardziej inwazyjnych prac przeniosłam się z synem do swoich rodziców i odtad zacęły się ciagłe pretensje ze strony tescia,tesciowej, a potem również mojego męża, że nie przyjeżdżam (odległości ok 20 km), nie pomagam. Chociaz kiedy tylko miałam okazje zostawic syuna pod czyjas opieka, jechalam tam zeby pomoc, ale wg nich to bylo niewystarczajaco. Wiele czasu poswiecilam by znalezc wsyztskie sprzety, od podłóg , przez sanitariaty, przez farby i i elemety elektryczne, zaprojektowałam kuchnie i łazienkę, kupiłam i odrestaurowałam wiekszosc mebli. Cały wolny czas i wszytskie srodki fnansowe jakie miałam zainwestowałam w to mieszkanie. Ale cały czas rodzina męża i on mieli pretensje ,że to za mało. Maż przestał przyjezdzać do moich rodziców, na dobre zamieszkał tam , a ja ciagle byłam u moich rodziców.
Anonymous - 2014-06-12, 21:17

Dust,

Piszesz o depresji, o myślach samob(ójczych...
Byłaś u psychologa? u psychiatry?
Jeśli nie to od tego zacznij !!
.......
Czy Twój mąż ma 17-18 ?
Czy rozumie, że małżeństwo to pewne oddzielenie się od rodziców ?
("opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną..." ?)
.......
Nie daj się dalej wbijać w poczucie winy !

Anonymous - 2014-06-13, 00:35

Kończąc watek który zaczęłam uprzednio....


Ostatnie miesiące wyglądały tak, że mąz mieszkał sam, ja mieszkałam u swoich rodziców. Kilkakrotnie podejmowałam próby przeprowadzki, jednak ciągle uparcie twierdził, że nie kocha mnie, nie zależy mu już na nas....możemy razem mieszkać, ale nie starał sie nic zmieniać w swojej postawie. Podkreslał że to nie jest moje mieszkanie i bezczelnym jest ,że roszczę sobie do niego jakies prawa, kazał stamtąd jechać, kiedy zaczynałam go drażnić, wiec wracałam z powrotem do rodziców. Za co róniez miał do mnie pretensje "nie możemy nawet kilku dni wytrzymać razem, Ty nie możesz"..

Dzisiaj przyjechał wieczorem do syna, zjadł obiad ignorując mnie jak zawsze. Przed wyjazdem jego podjęłam znów temat wspólnej terapii i wspólnego mieszkania, stwierdził, że nie chce inwestować czasu i energii w coś co nie ma sensu, bo nasze małżeństwo jest chore i zbudowane na chorych podstawach i on chce rozwodu. Wiec juz chyba nie ma nadziei...

Anonymous - 2014-06-13, 07:30

Kochani, tak sobie myślę, że decyzję, czy jechac do ojca( chodzi tu o dom w Anglii w ktorym mieszka z kochanka jej córka rowiesniczka mojej, kiedyś kolezanka i ich rocznym dzieckiem) pozostawić tylko dzieciom, /syn 20córka15? Nieingerować w to , nie komentować, nie sprzeciwiać się gdyby chciały jednak jechać? Jak postepować ? Może coś mi doradzicie. Jak postepowalisbyście w tej sprawie?
Anonymous - 2014-06-13, 19:43

Witaj Dust!
Oczywiście, że małżeństwo jest ważne, ale nie zbudujesz szczęśliwego małżeństwa i rodziny, jeśli nie zadbasz najpierw o siebie, uzdrowienie swoich emocji, o swoje poczucie wartości. Dziewczyno potrzebujesz zająć się sobą o siebie, potrzebujesz terapii. Myślałaś o tym?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group