Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - skutki stanowczej miłości
Anonymous - 2014-06-17, 15:28
beti7777 napisał/a: | Dopiero po trzydziestce odkryłam, że kochać siebie to wcale nie egoizm tylko podstawa do życia. Długo się uczę albo raczej późno. |
Mówimy często o dobroci i cierpliwości wobec bliźnich. Aby móc przyjąć tę postawę wobec innych, dobroć i cierpliwość trzeba najpierw okazać sobie samemu. Kiedy nie kochamy siebie, nie umiemy też otwierać się na miłość innych; zbyt szybko podejrzewamy ich o brak miłości i o odrzucenie. Ponieważ wątpimy w wartość naszego życia, odbieramy nieraz innych jako zagrożenie. Kiedy wobec nas inni są chwaleni, my czujemy się wówczas zagrożeni. Łatwo rodzi się w nas uczucie zazdrości, z którym nie umiemy sobie radzić. Negatywny obraz siebie nie pozwala nam zbliżać się do innych i przyjmować ich miłości w sposób naturalny.
Miłość siebie jest konsekwencją życia przykazaniem miłości Boga. Jeżeli człowiek czuje się kochanym przez Boga, jeżeli usiłuje odpowiadać Bogu miłością na miłość, to takie doświadczenie owocuje miłością samego siebie. Miłość siebie samego, podobnie jak miłość bliźniego stanowi jednak drugie przykazanie i wypływa z pierwszego. Tylko w perspektywie pierwszego przykazania, czyli w perspektywie miłości Boga, ma ona sens i uzasadnienie.
Miłośc do Boga,miłośc do siebie -a wreszcie miłośc do bliźniego
to skomplikowany proces i wymaga wielkiego rozeznania-szczególnie jak wygląda właściwa miłość.
Bo czasami ta miłośc do siebie wobec relacji do Boga -a związana z własnymi doznaniami staje się niestety egoistyczna.
Kochamy siebie-ale zapominamy już o innych
a tu całośc żródła z jakiego pochodzi fragment
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-109.htm
a tu róznice by nie zbładzić ....
http://www.opoka.org.pl/b...hac_siebie.html
i podsumowanie:
http://adonai.pl/milosc/?id=117
Anonymous - 2014-06-17, 16:10
Beti czyli nie widzieliście się od kwietnia? Nie rozmawialiście w tym czasie?
Czy macie jakieś wspólne sprawy, coś o czym trzeba czasem porozmawiać, ustalić?
Jakieś miejsca w których bywacie w podobnym czasie?
Co do samych rekolekcji ignacjańskich, to tylko przykład. Taka forma może nie być dobra dla osoby w trakcie terapii.
Anonymous - 2014-06-17, 18:32
Widzieliśmy się tylko jeden raz i tylko dlatego że miałam u siebie dokument od teściowej i musiał po niego przyjechać. I oczywiście teściowa wydzwaniała najpierw do mnie żebym to ja go jej przywiozła a swojego syna nawet nie zapytała czy by się nie pofatygował. Ona się go boi o cokolwiek pytać czy prosić., boi się jego odzywek, bo potrafi być bardzo nieprzyjemny. Wiec zawsze ze mną wszystko załatwiała. Ja jej odmówiłam po tym jego komunikacie że to koniec. Nie chciałam nadal być taka usłużna jakby się nic nie stało. Więc napisałam mu SMS żeby przyjechał. Był, tylko zapytał czy chcę rozwodu i na tym koniec. Mieszkamy teraz osobno, od października, od listopada chodzi na terapię. Wiem że 2 razy zapił. Nie mam wspólnych spraw, nic kompletnie, niezależni finansowo, brak wspólnie wychowywany dzieci, brak wspólnych znajomych. Tak funkjonowaliśmy przez prawie 10 lat. On się odizolował od rodziny z mojej strony a ja od jego znajomych. Nie lubiłam z nim wychodzić bo pił albo z kumplami miał swoje sprawy a ja jak palec. Odkłada łam życie na potem. Więc nie mam nawet informacji czy to co mówił już wciela w życie.
Anonymous - 2014-06-17, 18:34
Widzieliśmy się tylko jeden raz i tylko dlatego że miałam u siebie dokument od teściowej i musiał po niego przyjechać. I oczywiście teściowa wydzwaniała najpierw do mnie żebym to ja go jej przywiozła a swojego syna nawet nie zapytała czy by się nie pofatygował. Ona się go boi o cokolwiek pytać czy prosić., boi się jego odzywek, bo potrafi być bardzo nieprzyjemny. Wiec zawsze ze mną wszystko załatwiała. Ja jej odmówiłam po tym jego komunikacie że to koniec. Nie chciałam nadal być taka usłużna jakby się nic nie stało. Więc napisałam mu SMS żeby przyjechał. Był, tylko zapytał czy chcę rozwodu i na tym koniec. Mieszkamy teraz osobno, od października, od listopada chodzi na terapię. Wiem że 2 razy zapił. Nie mam wspólnych spraw, nic kompletnie, niezależni finansowo, brak wspólnie wychowywany dzieci, brak wspólnych znajomych. Tak funkjonowaliśmy przez prawie 10 lat. On się odizolował od rodziny z mojej strony a ja od jego znajomych. Nie lubiłam z nim wychodzić bo pił albo z kumplami miał swoje sprawy a ja jak palec. Odkłada łam życie na potem. Więc nie mam nawet informacji czy to co mówił już wciela w życie.
Anonymous - 2014-06-17, 19:45
beti7777 napisał/a: |
Nie mam wspólnych spraw, nic kompletnie, niezależni finansowo, brak wspólnie wychowywany dzieci, brak wspólnych znajomych. Tak funkjonowaliśmy przez prawie 10 lat. On się odizolował od rodziny z mojej strony a ja od jego znajomych. Nie lubiłam z nim wychodzić bo pił albo z kumplami miał swoje sprawy a ja jak palec. Odkłada łam życie na potem. Więc nie mam nawet informacji czy to co mówił już wciela w życie. |
Bety
Za tym tak tęsknisz?
Boisz się że TO (powyżej) stracisz?
Anonymous - 2014-06-17, 21:55
Rzeczywiście nie ma za czym tęsknić. Nie wiem dlaczego wypieram fakty a żyję marzeniami ( trudno mi się z nimi rozstać). Mąż jest już zdecydowany, dzisiaj z nim rozmawiałam. Już wszystko sobie poukładał beze mnie. Mnie tylko obwinia za moje wyprowadzki, nie chce pamiętać dlaczego tak postępowałam. A więc dołączę do grona tych porzuconych, oby kiedyś szczęśliwych. Najwyższy czas skończyć z tymi marzeniami.
Anonymous - 2014-06-18, 14:19
Beti, czy Ty widzisz jeszcze dobro w swoim mężu? Czy lubisz go? Czy Cię on interesuje jako człowiek i jako facet?
Pan Bóg złączył Was węzłem małżeńskim i ten węzeł trwa, niezależnie od tego co Was łączy na poziomie emocji, wspomnień itd.
Wydaje mi się, że naszym zadaniem jest pielęgnować uczucia w taki sposób, aby ten węzeł nie stał się jarzmem, ale był przyczyną wspólnego wzrostu.
Rzeczywiście nie warto wypierać faktów i żyć w ułudzie, ale tęsknić za dobrym małżeństwem to nic złego. Zrezygnować ze swojej wizji i swoich oczekiwań, to nie to samo co pozbyć się nadziei.
Błędem kobiet "kochających za bardzo" czy współuzależnionych, jest to że często starają się przejąć kontrolę, walczą ze wszystkich sił, starają się za dwoje. I tego staramy się oduczyć w czasie terapii.
Ale z drugiej strony wolna i zdrowa kobieta nie musi się zamknąć w wieży i czekać. Raczej powinna być otwarta na męża i urzekająca (jak w książce :) )
Nie chcę Cię zachęcać do konkretnych działań. To musisz sama rozważyć na modlitwie, może na terapii co dalej robić. Przyszło mi tylko do głowy że może do tej pory byłaś tylko twarda i stanowcza, co oczywiście było bardzo na miejscu i potrzebne. Ale może Twój mąż zapomniał, że jesteś także piękna, interesująca i pociągająca.
Dlatego pytałam czy macie jakiekolwiek okazje do rozmowy czy choćby krótkiego spotkania.
No i co odpowiedziałaś mężowi na słowa o rozwodzie?
Czy on wie, że dla Ciebie małżeństwo jest ciągle ważne?
Anonymous - 2014-06-18, 16:23
Nie wytrzymałam wczoraj i zadzwoniłam do niego. Chciałam w jego głosie usłyszeć chociaż cień wahania, wątpliwości co do podjętej przez niego decyzji o definitywnym rozstaniu się.
Był już taki moment parę miesięcy temu, że mówił -jest alkoholikiem i chodzę na terapię, muszę w końcu zacząć dorastać ale wolno mi idzie.
Wczoraj znów zmiana frontu, mówił, że był o krok od uzależnienia ale alkoholikiem nie jest i mówił o tym wszystkim w czasie przeszłym. Możliwe że zakończył terapię skoro był tylko o krok ...nie pytałam.
Rozmawiał ze mną z pretensjami, był zły że mu przeszkadzam więc wycofuję się. Nie chce mi się znów nakręcać co się z nim dzieje, czy chodzi na terapię, czy pije, nie chce mi się znów w to wgłębiać.
Nie mamy już żadnych wspólnych spraw, parę rzeczy do zabrania tylko mi zostało. Potem ewentualnie podział majątku. Mówił, że już podjął decyzję i mam się spodziewać że coś do mnie przyjdzie. Domyślam się co ale znając jego słomiany zapał to pewnie nie będzie to tak szybko.
"Ale może Twój mąż zapomniał, że jesteś także piękna, interesująca i pociągająca" Mówił w marcu, że kocha tylko moje wnętrze ale nic poza tym, mówił, że nie jestem już tą dziewczyną ze ślubnego zdjęcia. No nie jestem, to fakt. Dbam o siebie, lubię i potrafię to robić ale czasu już nie cofnę.
On też żadnym amantem filmowym nie jest ale ja akceptuję go takim jaki jest, oo nawet mi się podoba taki niedoskonały. Ja według niego miałam przeżyć jego ekscesy bez szwanku na urodzie, z tą moją wrodzona naiwnością i zatroskaniem o niego, dalej taka słodka Beatka.
Gdyby się okazało, że wrócił do picia to dla mnie nie było by i tak powrotu. Nigdy więcej nie chcę przeżywać tego koszmaru.
Możliwe też, że odstawił alkohol ale na terapię nie chodzi i żyje na tzw. dupościsku więc jeśli by tak było to bym się nawet nie zdziwiła że taki teraz zły jest bo nerwy w środku szaleją.
"No i co odpowiedziałaś mężowi na słowa o rozwodzie?
Czy on wie, że dla Ciebie małżeństwo jest ciągle ważne?"
Powiedziałam mu wiele razy, ze sakrament małżeństwa jest dla mnie nierozerwalny. Wczoraj mu też powiedziałam, że swoją decyzja skazuje mnie na samotność. Powiedział, że przesadzam.
Taka to nasza rozmowa była.
Powoli dochodzi do mnie, że możliwe że jego stanowcza decyzja będzie dla mojego dobra i kiedyś może mu za nią podziękuję.
Anonymous - 2014-06-18, 17:09
beti7777 napisał/a: | Gdyby się okazało, że wrócił do picia to dla mnie nie było by i tak powrotu. Nigdy więcej nie chcę przeżywać tego koszmaru. |
To jest oczywiście całkowicie zrozumiałe. Ale tego już nie rozumiem:
beti7777 napisał/a: | Powoli dochodzi do mnie, że możliwe że jego stanowcza decyzja będzie dla mojego dobra i kiedyś może mu za nią podziękuję. |
Dobre było Twoje wyprowadzenie się, bo Twoim obowiązkiem jest siebie chronić i postawić granicę. Ale wydaje mi się że nie można mówić że dążenie do rozwodu z jego strony, a z Twojej akceptowanie tego stanu rzeczy jest dobre.
Chodzi mi po głowie takie rozwiązanie. Ja poprosiłabym męża o krótkie spotkania raz w miesiącu. Na przykład kawa, albo spacer. Może połączona z pójściem na mszę świętą lub krótką wspólną modlitwą, choćby Ojcze nasz.
Na zasadzie: rozumiem że mnie nie kochasz i chcesz rozwodu. Nie bedę ruszać tego tematu. Ale póki jesteśmy małżeństwem, spotykajmy się raz w miesiącu na kawie, żeby pogadać o byle czym.
I faktycznie na takich spotkaniach nie zaczynałabym sama trudnych tematów. Słuchałabym męża i próbowała go poznać od nowa, dawała siebie poznać. Czekała jak Pan Bóg pokieruje wszystkim dalej.
Myślisz że byłabyś gotowa na coś takiego? Czy mogłabys coś takiego zaproponować swojemu mężowi?
Od razu mówię, że nie chcę się tu mądrzyć ze swoimi pomysłami. Chodzi mi to po głowie odkąd przeczytałam Twój temat. Mam nadzieję, że inni forumowicze się wypowiedzą :)
Anonymous - 2014-06-18, 21:01
Chciałam mu zaproponować takie spotkania ale niestety nie chciał ze mną rozmawiać. Teraz to wygląda tak jakbym to ja mu zrobiła wielką krzywdę i muszę ją naprawić. Tylko że on już nawet nie chce wykazać odrobinę dobrej woli.
Anonymous - 2014-06-24, 14:09
Witam serdecznie
Pisałam wcześniej, że zaproponowałam mężowi wspólne spotkanie takie bez poruszania drażliwych tematów. Nie odpowiedział na moją wiadomość. Odczekałam parę dni i zadzwoniłam dzisiaj do niego z kolejną propozycją. Tym razem Rekolekcji Ignacjańskich. Słyszałam o nich już wiele razy, czytałam i chciałam jeszcze spróbować w tę stronę. Nie zdążyłam nawet mu tego zaproponować. Ton głosu wskazuje na wysoką nienawiść do mnie. Na pytanie czy mnie nienawidzi on odpowiadał mi pytaniem: dlaczego miałby mnie nienawidzić, na pytanie czy może kogoś już ma on znów odpowiadał pytaniem: dlaczego tak myślisz i śmiech. Miał do mnie pretensje o to wszystko co się nie udało. Powiedział, że wolę siedzieć u rodzinki bo jestem egoistka itd. W ogóle nie przyjmuje do wiadomości, że ja tylko ratowałam resztki mojej godności, że nie chciałam być wyzywana. Uważał, że raz mnie przeprosił i sprawa jest załatwiona a za resztę ja ponoszę odpowiedzialność bo wybrałam rodzinkę. W ogóle nie pamięta ,że praktycznie mnie wyrzucił z domu bo gdy wychodziłam na zakupy powiedział, że mam już nie wracać. Potem dopowiedział w smsie, że jestem nie potrzebna.
Powiedział dzisiaj, że trzeba tylko załatwić formalności.
Zostawiłam wszystko czego razem się dorobiliśmy, wzięłam tylko samochód (nowszy) bo mam dalej do pracy i który muszę spłacić u rodziców, on ma starszy samochód, dom, cały sprzęt, meble. Niczego nie zabrałam a teraz on mówi, że będzie potrzebował ten mój samochód bo jedzie na urlop. Powiedział, że uczucie wygasło, po co się męczyć. Powiedział, że chciałam z niego zrobić alkoholika ale w poradni mu powiedzieli, że był blisko tego ale nie jest alkoholikiem a ja mu coś wmawiałam. To prawda, że biłam na alarm z jego piciem, prosiłam itd. Parę razy powiedziałam, że ma problem z alkoholem bo to nie jest normalne co on wyprawia już tak długo. Parę razy powiedziałam do niego, że jest alkoholikiem ale wtedy to szyby leciały, raz nawet wylał na mnie gorący olej z patelni ale na szczęście mnie nie poparzył. Więc nie opłacało mi się tak mówić do niego. Ciągle miałam nadzieję, że jak przestanie pić to będzie między nami dobrze ale jest jak jest. Powiedział jeszcze, że ta decyzja jest przemyślana i otrzymał ją z góry od Boga, taka myśl mu się ciągle nasuwa na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Ja miałam takie doświadczenie czytając Stary Testament, w Księdze Samuela jest taki fragment, gdy król Dawid odnalazł wnuka Saula i złożył mu obietnicę, że się nim zajmie, zajmie się również jego domem, w którym miał odtąd przebywać sługa tego wnuka Saula a ten wnuk miał już nie wracać do tego swojego domu tylko miał być przy Dawidzie. Owy wnuk Saula mówi do króla Dawida coś takiego: Odnalazłeś mnie jako zdechłego psa, ulitowałeś się ....." Nie cytuję tego dokładnie, tylko sens tego co zrozumiałam. Miałam wtedy takie silne uczucie, że są to słowa do mnie, że ja jestem tym zdechłym psem, ten sługa to mój mąż a król Dawid to Bóg, który mnie uratował. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam aby Pismo Święte do mnie przemówiło i to ciągle we mnie siedzi. Te słowa. Praktycznie wyłam, bo wiem że Bóg mnie wyprowadził z tego dołu, w którym byłam jak ten przysłowiowy zdechły pies. Potem kolejne fragmenty Pisma i znów król Dawid powraca po ucieczce do Jerozolimy i przychodzi do niego owy wnuk Saula i zaczyna się Dawidowi tłumaczyć dlaczego nie poszedł razem z nim na wygnanie i mówi, że go ów sługa oszukał. Król wtedy mówi aby już mu więcej nie mówił o sobie tylko niech podzieli swój majątek między sobą (wnuk Saula) a sługą swoim. I znów to uczucie, że to dotyczy nas. Muszę o tym porozmawiać z jakąś kompetentną osobą bo nie daje mi to spokoju. Ciągle to we mnie siedzi. Zastanawiam się, że jeśli rzeczywiście ten Sakrament Małżeński nie był przyjęty właściwie i Bóg nam nie błogosławił przez te wszystkie lata czy może rzeczywiście nie ma o co walczyć.
Anonymous - 2014-06-24, 15:03
Beti to nie jest tak, że tego małżeństwa nie warto ratować. Mnie się wydaje, że tu kolejnośc jest zła. Najpierw Twój mąż musi uratować siebie - wyjść z nałogu bo nie wyszedł ewidentnie, ukończyć terapię, naprawić w swoim sercu to co się zapsuło i potem można mówić o ratownaiu małżeństwa. Decyzje, które on teraz podejmuje to są decyzje człowieka W KRYZYSIE - ani nieprzemyślane, ani nielogiczne, ani w pełni swiadome - zobacz kochana, że on cały czas zaklina rzeczywistośc - ' nie jestem alkoholikiem' ' moja żona jest zła' itd. Te kłamstwa to dowód na to ZE TY powoli doprowadizałaś do tego, że on oczy otwiera.... a że wcale mu sie to nie podoba, wcale nie chce przestać pić to widzi w Tobie wroga. On kłamie przed soba i światem z powodu nałogu i niestety tak będzie póki się nie wyleczy! Gdy on dzis mówi, ze chce rozwodu - i gdyby powiedzial ze chce abys wrocila - to obie te deklaracje w jego stanie sa GUZIK warte! Nie wlewa się mlodego wina do starych bukłaków i nie przyszywa nowej łaty do starego sukna - póki mąż nie wyjdzie z nałogu nie ma co myslec o malzenstwie. Rozwodu nie musisz dawac - jest na stronie wzor odpowiedzi, chociaz troszke watpie czy on w ogole wysle Ci ten pozew skoro sie wyprowadzilas. To co musisz zorbic i co ja akurat widze w Twoich postach to potrzeba terapi dla współuzaleznionych. Jezeli sie nie potrafisz zdecydowac to poczytaj chociaz ksiazki o alkoholizmie - np. malzenstwo na lodzie. Musisz poznać mechanizmy działań alkoholika np. to, ze alkoholik zawsze zyje w ułudzie - zaczynajac od stanu portfela a konczac na szukaniu winy u wszystkich tylko nie u siebie - co doswiadczasz sama na sobie - Ty postapilas dobrze, nie daj sie teraz wplatac w jego klamstwa i ułude w ktorej on chce zyc - ta ułuda jest całkiem logiczna - serio! ale to zawsze zaklinanie rzeczywistosci. Odetnij sie o dtego, zadbaj o swoj rozwoj, nie rob niczego na siłe :) Takie pare rad - moze cos sie przyda!
Anonymous - 2014-06-25, 06:02
Dziękuję Mrówka za odzew
Czasami już daję się przekonać, że to wszystko była moja wina. Kończę czytać książkę "Miłość to wybór, o terapii współuzależnień". Widzę, że byliśmy oboje nie źle wkręceni. Oboje mieliśmy wysokie niewypowiedziane oczekiwania względem siebie ale zamiast tego była między nami pustka emocjonalna. Wczoraj znalazłam listy, które pisałam do męża gdy już nie wiedziałam jak z nim rozmawiać albo gdy się wyprowadzałam. Są to listy pełne bólu, pretensji, samotności. Chciałam od niego czegoś czego mi dać nie mógł: miłości i szacunku. Wierzyć mi się nie chce, że ja to przeżyłam. To był taki stan wewnętrzny a na zewnątrz funkcjonowałam jak automat.
Myślę o terapii albo o wspólnocie, chciałabym sama pojechać na te Rekolekcje Ignacjańskie. W sierpniu pielgrzymka do Częstochowy. Wszystko aby odzyskać siebie w pełni. Ale mimo wszystko odrzucenie boli. To jest takie inne odrzucenie bo stanu odrzucenia to doznawałam permanentnie przez te lata małżeństwa.
Anonymous - 2014-06-25, 10:20
beti7777 napisał/a: | Powiedział, że chciałam z niego zrobić alkoholika ale w poradni mu powiedzieli, że był blisko tego ale nie jest alkoholikiem a ja mu coś wmawiałam. |
Bzdura. Szczerze wątpię żeby ktokolwiek w jakiejkolwiek poradni powiedział takie słowa.
Natomiast pewne jest to, że alkoholik okłamuje, manipuluje i wmawia wiele rzeczy, które nie są prawdą.
|
|
|